Wpisy archiwalne w kategorii
Wypad
Dystans całkowity: | 81420.54 km (w terenie 333.00 km; 0.41%) |
Czas w ruchu: | 3572:53 |
Średnia prędkość: | 22.79 km/h |
Maksymalna prędkość: | 83.80 km/h |
Suma podjazdów: | 606506 m |
Suma kalorii: | 101309 kcal |
Liczba aktywności: | 475 |
Średnio na aktywność: | 171.41 km i 7h 31m |
Więcej statystyk |
Poniedziałek, 24 września 2012Kategoria >100km, >200km, Rower szosowy, Wypad
Dąbrówno - Grunwald - Iława - Zalewo - Ostróda - Łukta - Olsztyn
Ruszamy na trasę trochę po 7, pierwsze co się rzuca w oczy - to mocny wiatr wiejący z zachodu. Do Grunwaldu jeszcze wieje z boku, ale po obejrzeniu pola bitwy - skręcamy równo na zachód na Iławę. Jechało się ciężko, na odkrytych kawałkach ostro wywiewało. Pojechałem tutaj kawałek naprzód by odbić na Górę Dylewską - podjazdy całkiem, całkiem trafiały się ścianki po 7-8%; na samą górę trzeba trochę odbić drogą po płytkach, końcówka po terenie. Natomiast znacznie więcej terenu miałem na skrócie do Wygody, gdzie czekał na mnie Łukasz - wcale a wcale wygodnie nie było ;))
Przed Iławą już nieco lepiej - więcej leśnych odcinków, a jedynie las skutecznie blokuje wiatr. Gdy dojeżdżamy na miejsce okazuje się, że właściwe zamkniecie przesunięto z 11 na 9 - ale zastaliśmy jeszcze wiele znajomych z wyścigu osób, odebraliśmy też nasze stroje, pogadaliśmy o planach na następny sezon.
Yoshko z Iławy wracał do Białej Podlaskiej samochodem razem z Danką - kobiecą rekordzistką trasy BBTour, ja jeszcze miałem kawałek na rowerze. Początkowo chciałem wracać z Torunia - ale to by wymagało jazdy w większości pod silny wiatr, więc postanowiłem wrócić z Olsztyna. Okrążyłem Jeziorak ładną, puściutką drogą przez Jerzwałd, później odbiłem na Ostródę i niemal cały czas lasami przez Łuktę do Olsztyna. Trasa bardzo pagórkowata, górki malusieńkie po 15-20m, ale właściwie cały czas - więc pod koniec czuło się zmęczenie, a do tego jadąc niemal cały czas lasem nic nie skorzystałem z wiatru w plecy. W końcówce już musiałem mocno przyspieszyć, żeby zdążyć na pociąg, na szczęście udało się z zapasem ok. 20 minut.
Wyjazd udany - podziękowania dla Łukasza za fajną trasę; niestety czuć już koniec lata, warunki zdecydowanie jesienne, przy mocnym wietrze całą trasę trzeba było jechać w długich spodniach i kurtce. Śladu brak, bo częściowo się nie nagrał, przewyższenia z gps rowerowego, który sumuje wg progu 1m - stąd wynik pewnie jakieś 200-300m większy niż byłby na moim liczniku.
Zdjęcia
Zaliczone gminy - 10 (Grunwald, Ostróda - wieś, Lubawa - wieś, LUBAWA, ZALEWO, MIŁOMŁYN, OSTRÓDA - miasto powiatowe, Łukta, Jonkowo, OLSZTYN - miasto wojewódzkie i powiatowe + powiat grodzki)
Ruszamy na trasę trochę po 7, pierwsze co się rzuca w oczy - to mocny wiatr wiejący z zachodu. Do Grunwaldu jeszcze wieje z boku, ale po obejrzeniu pola bitwy - skręcamy równo na zachód na Iławę. Jechało się ciężko, na odkrytych kawałkach ostro wywiewało. Pojechałem tutaj kawałek naprzód by odbić na Górę Dylewską - podjazdy całkiem, całkiem trafiały się ścianki po 7-8%; na samą górę trzeba trochę odbić drogą po płytkach, końcówka po terenie. Natomiast znacznie więcej terenu miałem na skrócie do Wygody, gdzie czekał na mnie Łukasz - wcale a wcale wygodnie nie było ;))
Przed Iławą już nieco lepiej - więcej leśnych odcinków, a jedynie las skutecznie blokuje wiatr. Gdy dojeżdżamy na miejsce okazuje się, że właściwe zamkniecie przesunięto z 11 na 9 - ale zastaliśmy jeszcze wiele znajomych z wyścigu osób, odebraliśmy też nasze stroje, pogadaliśmy o planach na następny sezon.
Yoshko z Iławy wracał do Białej Podlaskiej samochodem razem z Danką - kobiecą rekordzistką trasy BBTour, ja jeszcze miałem kawałek na rowerze. Początkowo chciałem wracać z Torunia - ale to by wymagało jazdy w większości pod silny wiatr, więc postanowiłem wrócić z Olsztyna. Okrążyłem Jeziorak ładną, puściutką drogą przez Jerzwałd, później odbiłem na Ostródę i niemal cały czas lasami przez Łuktę do Olsztyna. Trasa bardzo pagórkowata, górki malusieńkie po 15-20m, ale właściwie cały czas - więc pod koniec czuło się zmęczenie, a do tego jadąc niemal cały czas lasem nic nie skorzystałem z wiatru w plecy. W końcówce już musiałem mocno przyspieszyć, żeby zdążyć na pociąg, na szczęście udało się z zapasem ok. 20 minut.
Wyjazd udany - podziękowania dla Łukasza za fajną trasę; niestety czuć już koniec lata, warunki zdecydowanie jesienne, przy mocnym wietrze całą trasę trzeba było jechać w długich spodniach i kurtce. Śladu brak, bo częściowo się nie nagrał, przewyższenia z gps rowerowego, który sumuje wg progu 1m - stąd wynik pewnie jakieś 200-300m większy niż byłby na moim liczniku.
Zdjęcia
Zaliczone gminy - 10 (Grunwald, Ostróda - wieś, Lubawa - wieś, LUBAWA, ZALEWO, MIŁOMŁYN, OSTRÓDA - miasto powiatowe, Łukta, Jonkowo, OLSZTYN - miasto wojewódzkie i powiatowe + powiat grodzki)
Dane wycieczki:
DST: 201.90 km AVS: 23.71 km/h
ALT: 1684 m MAX: 49.80 km/h
Temp:10.0 'C
Sobota, 22 września 2012Kategoria >100km, Rower szosowy, Wypad
Warszawa - Pułtusk - Ciechanów - Mława - Działdowo - Dąbrówno
Razem z Yoshkiem wybraliśmy się do Iławy na finał Pucharu Polski by odebrać stroje za ukończenie BBTour. Yoshko ruszył jeszcze w nocy z Białej Podlaskiej, ja rano z Warszawy. Spotykamy się w Pułtusku, jechało się elegancko, z wiatrem w plecy. W Pułtusku większy postój po czym ruszamy na dalszą trasę.
Tereny, jak to na Mazowszu - mocno monotonne, dopiero w okolicach Mławy pojawiają się pierwsze pagóreczki, w mieście pod ratuszem robimy postój. W Działdowie już ciekawiej - jest zamek krzyżacki, widomy znak, że Mazury coraz bliżej. Trochę przed zmierzchem docieramy do Dąbrówna, gdy jedliśmy obiad solidnie się rozpadało, więc średnio uśmiechała nam się dalsza jazda (chcieliśmy dociągnąć pod Grunwald). Yoshko zagadał chwilę z właścicielem pensjonatu w którym jedliśmy - i okazało się, że możemy rozstawić namioty u niego na podwórku - co było nam bardzo na rękę, bo eliminowało konieczność jazdy w deszczu.
Mały błąd przy rozstawianiu namiotów - robiliśmy to pojedynczo i podłoga namiotu Łukasza (rozkładanego osobno sypialnia, osobno tropik) nieźle zamokła, trzeba ją było dokładnie wytrzeć; usypiamy w rytm przebojów serwowanych na odbywającej się w zajeździe imprezie ;))
Zdjęcia
Zaliczone gminy - 4 (Iłowo-Osada, Działdowo - wieś, DZIAŁDOWO - miasto powiatowe, Dąbrówno)
Razem z Yoshkiem wybraliśmy się do Iławy na finał Pucharu Polski by odebrać stroje za ukończenie BBTour. Yoshko ruszył jeszcze w nocy z Białej Podlaskiej, ja rano z Warszawy. Spotykamy się w Pułtusku, jechało się elegancko, z wiatrem w plecy. W Pułtusku większy postój po czym ruszamy na dalszą trasę.
Tereny, jak to na Mazowszu - mocno monotonne, dopiero w okolicach Mławy pojawiają się pierwsze pagóreczki, w mieście pod ratuszem robimy postój. W Działdowie już ciekawiej - jest zamek krzyżacki, widomy znak, że Mazury coraz bliżej. Trochę przed zmierzchem docieramy do Dąbrówna, gdy jedliśmy obiad solidnie się rozpadało, więc średnio uśmiechała nam się dalsza jazda (chcieliśmy dociągnąć pod Grunwald). Yoshko zagadał chwilę z właścicielem pensjonatu w którym jedliśmy - i okazało się, że możemy rozstawić namioty u niego na podwórku - co było nam bardzo na rękę, bo eliminowało konieczność jazdy w deszczu.
Mały błąd przy rozstawianiu namiotów - robiliśmy to pojedynczo i podłoga namiotu Łukasza (rozkładanego osobno sypialnia, osobno tropik) nieźle zamokła, trzeba ją było dokładnie wytrzeć; usypiamy w rytm przebojów serwowanych na odbywającej się w zajeździe imprezie ;))
Zdjęcia
Zaliczone gminy - 4 (Iłowo-Osada, Działdowo - wieś, DZIAŁDOWO - miasto powiatowe, Dąbrówno)
Dane wycieczki:
DST: 195.70 km AVS: 25.98 km/h
ALT: 589 m MAX: 45.90 km/h
Temp:12.0 'C
Grzbietem Karkonoszy 3
Karpacz - [CZ] - Loucni Bouda - Kapliczka (1509m) - Vrchlabi - Nova Paka - Dymokury - Nymburk - Praga
Ruszam wczesnym rankiem, jeszcze przed świtem, dzięki czemu na bramce wjazdowej do parku nikogo nie było; na czeską stronę postanowiłem bowiem przebić się ciekawą trasą terenem zamiast jechać długim objazdem przez Okraj. Trochę się obawiałem tej kamiennej drogi na Śnieżkę - ale okazuje się, że i pod górę na fullu jedzie się całkiem wygodnie, stan nawierzchni wielce nie przeszkadza, nie jest to ta męczarnia co do Murowańca. Niemniej podjazd jest bardzo wymagający, bo nie brakuje tu ścian ponad 10% (większość drogi jest powyżej tych 10%); a są i kawałki po 17-20%, gdzie już odrywa przednie koło. O tak wczesnej godzinie dość chłodno, 9'C, ale widoki są piękne - wschodzące słońce oświetla całą okolicę. Pod Strzechą Akademicką zrobiłem sobie krótki postój rozkoszując się wspaniałymi krajobrazami - całe pogórze u stóp Karkonoszy jest pokryte porannymi mgłami, u góry też piękne widoki, choć i zaczyna się pojawiać coraz więcej chmur. Sprawnie kończę podjazd (za Strzechą jest bardzo ostry kawałek) i pod Śląskim Domem przejeżdżam na stronę czeską na piękny szlak do schroniska Loucni Bouda, prowadzący wśród pól kosodrzewiny i (jak mnie poinformowała tabliczka) subalpejskich torfowisk ;). Za schroniskiem już asfalt - i krótka, ale ostra ściana na Kapliczkę - najwyższą drogę Czech. Tam się ubieram ciepło (bo już mocno wiało) i ruszam na długi zjazd do Vrchlabi, kombinowany - trochę asfaltu, trochę terenu (w tym długa ściana koło 20%).
Za Vrchlabi już jadę asfaltem, większe górki są aż do Jicina, a na dobre wypłaszcza się dopiero w dolinie Łaby. Pogoda nadspodziewanie dobra, przejeżdżając Karkonosze zaczynałem się już liczyć z deszczem, tymczasem szybko zrobiło się piękne babie lato i temperatury po 25-28'C. W Nymburku robię postój na lody, końcówka do Pragi (jak to bywa z wjazdami do wielkich miast) - marna, ale sama Złota Praga w pełni rekompensuje te niegodności - jak dla mnie jedno z najpiękniejszych miast Europy, szczególnie widziana w taką pogodę. Niestety podobnego zdania jak ja w tej kwestii są tysiące ludzi - więc atrakcje turystyczne są oblężone do granic możliwości, w centrum nie ma mowy o jeździe na rowerze, trzeba iść na piechotę tak jest napchane - był to przecież dzień powszedni, aż strach pomyśleć co się tu dzieje w słoneczny weekened w sierpniu. A przekrój społeczny niesamowity, oryginałów nie brakuje, tym razem rzuciła mnie na kolana chińska babcia, ok.70 lat, ufarbowana na ostry blond, dość mocno nadużywająca solarium ;))
Wyjazd bardzo udany, udało się zaliczyć całą zakładaną trasę, do tego Karkonosze sprawiły mi miłą niespodziankę nadspodziewanie dużą przejezdnością głównego czerwonego szlaku, znając górskie realia i czytając relacje odnośnie szlaku - myślałem, że będzie z tym sporo gorzej. Do tego piękna pogoda znacznie uatrakcyjniła jazdę, szlak grzbietem Kakronoszy zdecydowanie przebija mizerne walory krajobrazowe charakterystyczne dla Beskidów - tutaj poruszamy się niemal cały czas powyżej granicy lasu, więc i widoki mamy odpowiednio szerokie. Wypad choć tak udany, to jednak bardzo męczący - trasa do łatwych i krótkich nie należała, no i wymagała zarwania aż dwóch nocy w autokarze, co na 3-dniowym wyjeździe jednak daje w kość
Zdjęcia z wyjazdu
Karpacz - [CZ] - Loucni Bouda - Kapliczka (1509m) - Vrchlabi - Nova Paka - Dymokury - Nymburk - Praga
Ruszam wczesnym rankiem, jeszcze przed świtem, dzięki czemu na bramce wjazdowej do parku nikogo nie było; na czeską stronę postanowiłem bowiem przebić się ciekawą trasą terenem zamiast jechać długim objazdem przez Okraj. Trochę się obawiałem tej kamiennej drogi na Śnieżkę - ale okazuje się, że i pod górę na fullu jedzie się całkiem wygodnie, stan nawierzchni wielce nie przeszkadza, nie jest to ta męczarnia co do Murowańca. Niemniej podjazd jest bardzo wymagający, bo nie brakuje tu ścian ponad 10% (większość drogi jest powyżej tych 10%); a są i kawałki po 17-20%, gdzie już odrywa przednie koło. O tak wczesnej godzinie dość chłodno, 9'C, ale widoki są piękne - wschodzące słońce oświetla całą okolicę. Pod Strzechą Akademicką zrobiłem sobie krótki postój rozkoszując się wspaniałymi krajobrazami - całe pogórze u stóp Karkonoszy jest pokryte porannymi mgłami, u góry też piękne widoki, choć i zaczyna się pojawiać coraz więcej chmur. Sprawnie kończę podjazd (za Strzechą jest bardzo ostry kawałek) i pod Śląskim Domem przejeżdżam na stronę czeską na piękny szlak do schroniska Loucni Bouda, prowadzący wśród pól kosodrzewiny i (jak mnie poinformowała tabliczka) subalpejskich torfowisk ;). Za schroniskiem już asfalt - i krótka, ale ostra ściana na Kapliczkę - najwyższą drogę Czech. Tam się ubieram ciepło (bo już mocno wiało) i ruszam na długi zjazd do Vrchlabi, kombinowany - trochę asfaltu, trochę terenu (w tym długa ściana koło 20%).
Za Vrchlabi już jadę asfaltem, większe górki są aż do Jicina, a na dobre wypłaszcza się dopiero w dolinie Łaby. Pogoda nadspodziewanie dobra, przejeżdżając Karkonosze zaczynałem się już liczyć z deszczem, tymczasem szybko zrobiło się piękne babie lato i temperatury po 25-28'C. W Nymburku robię postój na lody, końcówka do Pragi (jak to bywa z wjazdami do wielkich miast) - marna, ale sama Złota Praga w pełni rekompensuje te niegodności - jak dla mnie jedno z najpiękniejszych miast Europy, szczególnie widziana w taką pogodę. Niestety podobnego zdania jak ja w tej kwestii są tysiące ludzi - więc atrakcje turystyczne są oblężone do granic możliwości, w centrum nie ma mowy o jeździe na rowerze, trzeba iść na piechotę tak jest napchane - był to przecież dzień powszedni, aż strach pomyśleć co się tu dzieje w słoneczny weekened w sierpniu. A przekrój społeczny niesamowity, oryginałów nie brakuje, tym razem rzuciła mnie na kolana chińska babcia, ok.70 lat, ufarbowana na ostry blond, dość mocno nadużywająca solarium ;))
Wyjazd bardzo udany, udało się zaliczyć całą zakładaną trasę, do tego Karkonosze sprawiły mi miłą niespodziankę nadspodziewanie dużą przejezdnością głównego czerwonego szlaku, znając górskie realia i czytając relacje odnośnie szlaku - myślałem, że będzie z tym sporo gorzej. Do tego piękna pogoda znacznie uatrakcyjniła jazdę, szlak grzbietem Kakronoszy zdecydowanie przebija mizerne walory krajobrazowe charakterystyczne dla Beskidów - tutaj poruszamy się niemal cały czas powyżej granicy lasu, więc i widoki mamy odpowiednio szerokie. Wypad choć tak udany, to jednak bardzo męczący - trasa do łatwych i krótkich nie należała, no i wymagała zarwania aż dwóch nocy w autokarze, co na 3-dniowym wyjeździe jednak daje w kość
Zdjęcia z wyjazdu
Dane wycieczki:
DST: 170.00 km AVS: 18.78 km/h
ALT: 1690 m MAX: 59.90 km/h
Temp:22.0 'C
Grzbietem Karkonoszy 2
Świeradów-Zdrój - Stóg Izerski (1105m) - przeł. Szklarska (886m) - [CZ] - Harrachov - Vosecka Bouda (1260m) - [PL] - Łabski Szczyt (1472m) - Śnieżna Jamy - Śląskie Kamienie - przeł. Karkonoska (1197m) - Słonecznik - Śląski Dom - Śnieżka (1602m) - Karpacz
W nocy mocno wiało i zacząłem się obawiać co to będzie u góry, wiało też gdy ruszałem. Dość chłodno (9-10'C) - ale na to miałem prostą receptę - najbardziej nachylone 1,5km asfaltu w Polsce ;)) Podjazd morderczy, ale wysokość bardzo szybko przybywa i rychło melduję się pod schroniskiem na Stogu. Z samego Stogu Izerskiego (1105m) zjeżdżam żółtym szlakiem (częściowo trzeba prowadzić), następnie jadę fajną szutrówką na Polanę Izerską, a dalej wąskim asfaltem na Halę Izerską. Ta zrobiła na mnie duże wrażenie - naprawdę spory kawałek odkrytego terenu (w Izerach góry są głównie porośnięte lasem), roślinność charakterystyczna dla tej wysokości - różne rodzaje traw, w ostro świecącym porannym słońcu wygląda to pięknie. Do tego szlaki w tym rejonie aż zachęcają do jazdy, za Halą zaczyna się już teren - ładne szutrowe drogi, a nie jakaś rąbanina po 30cm "telewizorach"; przed Polaną Jakuszycką jest też większy, niemal 200m podjazd, z którego wylatuje się na przełęcz Szklarską. Z tej zjeżdżam nie asfaltem, a ładną boczną dróżką prowadzącą blisko Kamiennej; następnie w lesie zaliczam podjazd do wodospadów Kamieńczyka.
Tam znajduje się wejście na teren Karkonoskiego Parku Narodowego - i z tego powodu spodziewałem się oczywiście problemów, bo mimo że na Szrenicę (podobnie jak na Śnieżkę) prowadzi bita kamienna droga, którą jeżdżą nawet ciężarówki - to rowerem jeździć tam nie wolno. Człowiek na bramce do parku okazał się bardzo ludzki - powiedział mi, że on mnie może wpuścić, bo sensu tego zakazu nie widzi - ale że mi tego nie radzi, bo 40min temu widział jak wjeżdżała tu straż parku, a ta czepi się do mnie na bank. W tych warunkach uznałem że nie ma co ryzykować - i przeszedłem do realizacji opracowanego wczoraj wariantu B :))
Wymagało to przejazdu na czeską stronę, więc zaliczam (tym razem asfaltem) podjazd na przeł. Szklarską i zjeżdżam do Harrachova (nieźle widać słynną mamucią skocznię). Tu wjeżdżam na piękny niebieski szlak, prowadzący wąskim asfaltem wzdłuż bardzo malowniczej rzeki Mumlavy (liczne wodospady i progi skalne). Asfalt kończy się na ok. 1100m, wyżej jest szuter, do schroniska Vosecka Bouda wolno legalnie wjechać rowerem, wyżej jest zakaz. Ale tu nie ma żadnych bramek, droga też nie jest dla samochodów, więc dzielni strażnicy parku co wożą tyłki tylko samochodami raczej nam tu nie grożą ;)) Kawałek za schroniskiem docieram na główny grzbiet Karkonoszy, w tym rejonie prowadzi tu elegancka droga, którą wspinam się w rejon Łabskiego Szczytu, a następnie przekaźnika RTV nad Śnieżnymi Kotłami. Same Śnieżne Kotły robię wielkie wrażenie - to jedno z najbardziej widowiskowych miejscach w Karkonoszach. Tutaj też kończy się przyzwoita szutrowa droga, a zaczyna kamienisty, typowo górski szlak. Niemniej nie jest tragicznie, większą część da się rowerem górskim spokojnie przejechać, obawiałem się że będzie gorzej, poza bardzo przeszkadzającymi przy jeździe z małymi prędkościami pedałami SPD jest całkiem OK. Dość sprawnie zaliczam cały długi odcinek grzbietu do przełęczy Karkonoskiej, dłuższych kawałków gdzie trzeba było popchać nie za wiele. W schronisku Odrodzenie funduję sobie na obiad smażony ser po czym ruszam na najgorszą część szlaku - odcinek między przełęczą a Słonecznikiem (tu dochodzi żółty szlak) do jazdy się zupełnie nie nadaje, cały jest z wielkich, bardzo nierównych kamieni, nie ma tu mowy o jeździe nawet w dół, chyba że dla jakiś zupełnych ekstremalistów. Pokonanie tego na piechotę zajęło mi coś pewnie koło godziny, więc nie ma co narzekać, planując tu wyjazd liczyłem się z takimi niespodziankami, a dalej są już w miarę równe kamienie, po których da się już jechać. A jest to kolejny piękny rejon - szlak prowadzi tu nad najpierw nad Wielkim, a następnie Małym Stawem oferując wspaniałe widoki, a jako że pogodę mam doskonałą - jest co pooglądać!
W tle coraz wyraźniej widać wielką piramidę Śnieżki. Końcówka na Równi pod Śnieżką to wygodna kamienista droga, a na koniec dnia czekało mnie jeszcze 200m wymagającego podjazdu na samą Śnieżkę, z zabójczą końcóweczką po 15-20%. Na szczyt docieram po 17 - widoki wspaniałe, a nie ma już tylu turystów co o wcześniejszych godzinach. Jako, że chciałem dotrzeć do Karpacza przed 19 - wiele się na szczycie nie zasiedziałem, szybko ruszam kamienistą drogą w dół. Jazda na fullu na takiej drodze nie ma żadnego porównania z jazdą na sztywnym rowerze, rok temu na trasie ze Strzechy Akademickiej na dół mieliśmy na trekingach średnią prędkość 9km/h (sic!), teraz bez problemu jadę koło 20km/h, mocniej hamując tylko na większych nachyleniach, chwilami przekraczałem nawet 30km/h; droga na Śnieżkę to jednak zupełnie nie ta liga co szlak do Murowańca, który jest chyba najbardziej parszywą kamienną drogą w Polsce ;))
W Karpaczu do marketu musiałem zjechać aż na sam dół, na poziom 550m, więc na koniec dnia czekał mnie jeszcze spory podjazd do Karpacza Górnego, nocuję w lesie kawałek za miastem.
Zdjęcia z wyjazdu
Świeradów-Zdrój - Stóg Izerski (1105m) - przeł. Szklarska (886m) - [CZ] - Harrachov - Vosecka Bouda (1260m) - [PL] - Łabski Szczyt (1472m) - Śnieżna Jamy - Śląskie Kamienie - przeł. Karkonoska (1197m) - Słonecznik - Śląski Dom - Śnieżka (1602m) - Karpacz
W nocy mocno wiało i zacząłem się obawiać co to będzie u góry, wiało też gdy ruszałem. Dość chłodno (9-10'C) - ale na to miałem prostą receptę - najbardziej nachylone 1,5km asfaltu w Polsce ;)) Podjazd morderczy, ale wysokość bardzo szybko przybywa i rychło melduję się pod schroniskiem na Stogu. Z samego Stogu Izerskiego (1105m) zjeżdżam żółtym szlakiem (częściowo trzeba prowadzić), następnie jadę fajną szutrówką na Polanę Izerską, a dalej wąskim asfaltem na Halę Izerską. Ta zrobiła na mnie duże wrażenie - naprawdę spory kawałek odkrytego terenu (w Izerach góry są głównie porośnięte lasem), roślinność charakterystyczna dla tej wysokości - różne rodzaje traw, w ostro świecącym porannym słońcu wygląda to pięknie. Do tego szlaki w tym rejonie aż zachęcają do jazdy, za Halą zaczyna się już teren - ładne szutrowe drogi, a nie jakaś rąbanina po 30cm "telewizorach"; przed Polaną Jakuszycką jest też większy, niemal 200m podjazd, z którego wylatuje się na przełęcz Szklarską. Z tej zjeżdżam nie asfaltem, a ładną boczną dróżką prowadzącą blisko Kamiennej; następnie w lesie zaliczam podjazd do wodospadów Kamieńczyka.
Tam znajduje się wejście na teren Karkonoskiego Parku Narodowego - i z tego powodu spodziewałem się oczywiście problemów, bo mimo że na Szrenicę (podobnie jak na Śnieżkę) prowadzi bita kamienna droga, którą jeżdżą nawet ciężarówki - to rowerem jeździć tam nie wolno. Człowiek na bramce do parku okazał się bardzo ludzki - powiedział mi, że on mnie może wpuścić, bo sensu tego zakazu nie widzi - ale że mi tego nie radzi, bo 40min temu widział jak wjeżdżała tu straż parku, a ta czepi się do mnie na bank. W tych warunkach uznałem że nie ma co ryzykować - i przeszedłem do realizacji opracowanego wczoraj wariantu B :))
Wymagało to przejazdu na czeską stronę, więc zaliczam (tym razem asfaltem) podjazd na przeł. Szklarską i zjeżdżam do Harrachova (nieźle widać słynną mamucią skocznię). Tu wjeżdżam na piękny niebieski szlak, prowadzący wąskim asfaltem wzdłuż bardzo malowniczej rzeki Mumlavy (liczne wodospady i progi skalne). Asfalt kończy się na ok. 1100m, wyżej jest szuter, do schroniska Vosecka Bouda wolno legalnie wjechać rowerem, wyżej jest zakaz. Ale tu nie ma żadnych bramek, droga też nie jest dla samochodów, więc dzielni strażnicy parku co wożą tyłki tylko samochodami raczej nam tu nie grożą ;)) Kawałek za schroniskiem docieram na główny grzbiet Karkonoszy, w tym rejonie prowadzi tu elegancka droga, którą wspinam się w rejon Łabskiego Szczytu, a następnie przekaźnika RTV nad Śnieżnymi Kotłami. Same Śnieżne Kotły robię wielkie wrażenie - to jedno z najbardziej widowiskowych miejscach w Karkonoszach. Tutaj też kończy się przyzwoita szutrowa droga, a zaczyna kamienisty, typowo górski szlak. Niemniej nie jest tragicznie, większą część da się rowerem górskim spokojnie przejechać, obawiałem się że będzie gorzej, poza bardzo przeszkadzającymi przy jeździe z małymi prędkościami pedałami SPD jest całkiem OK. Dość sprawnie zaliczam cały długi odcinek grzbietu do przełęczy Karkonoskiej, dłuższych kawałków gdzie trzeba było popchać nie za wiele. W schronisku Odrodzenie funduję sobie na obiad smażony ser po czym ruszam na najgorszą część szlaku - odcinek między przełęczą a Słonecznikiem (tu dochodzi żółty szlak) do jazdy się zupełnie nie nadaje, cały jest z wielkich, bardzo nierównych kamieni, nie ma tu mowy o jeździe nawet w dół, chyba że dla jakiś zupełnych ekstremalistów. Pokonanie tego na piechotę zajęło mi coś pewnie koło godziny, więc nie ma co narzekać, planując tu wyjazd liczyłem się z takimi niespodziankami, a dalej są już w miarę równe kamienie, po których da się już jechać. A jest to kolejny piękny rejon - szlak prowadzi tu nad najpierw nad Wielkim, a następnie Małym Stawem oferując wspaniałe widoki, a jako że pogodę mam doskonałą - jest co pooglądać!
W tle coraz wyraźniej widać wielką piramidę Śnieżki. Końcówka na Równi pod Śnieżką to wygodna kamienista droga, a na koniec dnia czekało mnie jeszcze 200m wymagającego podjazdu na samą Śnieżkę, z zabójczą końcóweczką po 15-20%. Na szczyt docieram po 17 - widoki wspaniałe, a nie ma już tylu turystów co o wcześniejszych godzinach. Jako, że chciałem dotrzeć do Karpacza przed 19 - wiele się na szczycie nie zasiedziałem, szybko ruszam kamienistą drogą w dół. Jazda na fullu na takiej drodze nie ma żadnego porównania z jazdą na sztywnym rowerze, rok temu na trasie ze Strzechy Akademickiej na dół mieliśmy na trekingach średnią prędkość 9km/h (sic!), teraz bez problemu jadę koło 20km/h, mocniej hamując tylko na większych nachyleniach, chwilami przekraczałem nawet 30km/h; droga na Śnieżkę to jednak zupełnie nie ta liga co szlak do Murowańca, który jest chyba najbardziej parszywą kamienną drogą w Polsce ;))
W Karpaczu do marketu musiałem zjechać aż na sam dół, na poziom 550m, więc na koniec dnia czekał mnie jeszcze spory podjazd do Karpacza Górnego, nocuję w lesie kawałek za miastem.
Zdjęcia z wyjazdu
Dane wycieczki:
DST: 95.00 km AVS: 11.90 km/h
ALT: 2841 m MAX: 52.00 km/h
Temp:15.0 'C
Grzbietem Karkonoszy 1
Wrocław - Kąty Wrocławskie - Legnica - Złotoryja - Lwówek Śląsk - Świeradów-Zdrój
Nad terenowym wypadem w Karkonosze zastanawiałem się już od pewnego czasu, a jako że na parę wrześniowych dni zapowiedzianą przyzwoitą pogodę - postanowiłem ruszyć.
Nocnym autobusem jadę do Wrocławia, tam jestem po zarwanej nocy koło 4 i wiele nie czekając ruszam na trasę. Pierwsze ok. 40km nocą, drogi puste, jechało się więc w miarę sprawnie. Za Kątami zaczyna świtać, droga do Legnicy nudna- głównie same pola. W Legnicy długi ponad godzinny postój - bo zorientowałem się, że zapomniałem włożyć do aparatu kartę pamięci i musiałem czekać na otwarcie większego marketu, na szczęście karty w ostatnich latach bardzo potaniały. Kolejne większe miasteczko na mojej trasie - to Złotoryja, która zrobiła na mnie duże wrażenie - zadbane i ciekawe centrum na szczycie niewielkiej górki, widać że to Dolny Śląsk, gdzie jest tyle pięknych miasteczek. Za Złotoryją są już pierwsze górki, przed Lwówkiem wjeżdża się na 300m. W samym Lwówku robię większy postój, za miastem wjeżdżam w teren by przejechać się Szlakiem Doliną Bobru. Wybrałem międzynarodowy szlak rowerowy ER-6, który tam prowadzi, niestety jest oznakowany marniutko i trochę się musiałem nakombinować. Tereny ciekawe, niebrzydkie wioseczki, łagodne wzgórza. Ostrzejszy teren zaczyna się za Przeździedzą - najpierw las pełen kałuż i błota, a dalej ostry podjazd w terenie po marnej nawierzchni. Rychło okazuje się, że "międzynarodowość" szlaku istnieje tylko na papierze, jest to szlak MTB, a nie żaden tam międzynarodowy, do tego chwilami w mocnym zaniku; jadąc na trekingu z sakwami szybko skończyłoby się na pchaniu i paru "ciepłych słowach" o jego autorach; ale osoby projektujące takie szlaki takimi drobiazgami nie zawracają sobie głowy...
Niemniej na rower MTB to ciekawa i chwilami bardzo wymagająca trasa, są podjazdy po kamyczkach po 15%, są ładne widoki, daje sporo w kość; Bóbr płynie tutaj dość wąską doliną, więc trzeba wjeżdżać na otaczające go wzniesienia. Kawałek przed Pilchowicami do góry wspina się droga asfaltowa którą tu jadę - i melduję się na szczycie wielkiej zapory (w Polsce drugiej po Solinie) tworzącej jezioro Pilchowickie. Robi to spore wrażenie, ładnie wkomponowana w teren, opuszczam ją terenowym podjazdem w stronę Pokrzywnika, spory kawałek tej drogi to bardzo chamska kostka. Koło Pasiecznika wracam na asfalt, którym jadę do Gierczyna, by tam skręcić w teren i zaliczyć większy podjazd terenowy przed Świeradowem. Podjazd bardzo ciężki, sporo z nachyleniem 15-17%, po zarośniętej trawą drodze oraz kamieniach u góry (tu kawałeczek musiałem już podprowadzić). Góra w sumie miała ponad 700m, co na koniec długiego dnia już się odczuwało, po zjeździe do Świeradowa idę na obiad do pizzeri - i wyjeżdżam kawałek za miasto by przenocować w lesie.
Zdjęcia z wyjazdu
Zaliczone gminy - 14 (WROCŁAW - miasto wojewódzkie i powiatowe + powiat grodzki, KĄTY WROCŁAWSKIE, Kostomłoty, Udanin, Wądroże Wielkie, Legnickie Pole, Kunice, LEGNICA - miasto powiatowe + powiat grodzki, Krotoszyce, Złotoryja - wieś, ZŁOTORYJA - miasto powiatowe, Pielgrzymka, LWÓWEK ŚLĄSKI - miasto powiatowe, WLEŃ)
Wrocław - Kąty Wrocławskie - Legnica - Złotoryja - Lwówek Śląsk - Świeradów-Zdrój
Nad terenowym wypadem w Karkonosze zastanawiałem się już od pewnego czasu, a jako że na parę wrześniowych dni zapowiedzianą przyzwoitą pogodę - postanowiłem ruszyć.
Nocnym autobusem jadę do Wrocławia, tam jestem po zarwanej nocy koło 4 i wiele nie czekając ruszam na trasę. Pierwsze ok. 40km nocą, drogi puste, jechało się więc w miarę sprawnie. Za Kątami zaczyna świtać, droga do Legnicy nudna- głównie same pola. W Legnicy długi ponad godzinny postój - bo zorientowałem się, że zapomniałem włożyć do aparatu kartę pamięci i musiałem czekać na otwarcie większego marketu, na szczęście karty w ostatnich latach bardzo potaniały. Kolejne większe miasteczko na mojej trasie - to Złotoryja, która zrobiła na mnie duże wrażenie - zadbane i ciekawe centrum na szczycie niewielkiej górki, widać że to Dolny Śląsk, gdzie jest tyle pięknych miasteczek. Za Złotoryją są już pierwsze górki, przed Lwówkiem wjeżdża się na 300m. W samym Lwówku robię większy postój, za miastem wjeżdżam w teren by przejechać się Szlakiem Doliną Bobru. Wybrałem międzynarodowy szlak rowerowy ER-6, który tam prowadzi, niestety jest oznakowany marniutko i trochę się musiałem nakombinować. Tereny ciekawe, niebrzydkie wioseczki, łagodne wzgórza. Ostrzejszy teren zaczyna się za Przeździedzą - najpierw las pełen kałuż i błota, a dalej ostry podjazd w terenie po marnej nawierzchni. Rychło okazuje się, że "międzynarodowość" szlaku istnieje tylko na papierze, jest to szlak MTB, a nie żaden tam międzynarodowy, do tego chwilami w mocnym zaniku; jadąc na trekingu z sakwami szybko skończyłoby się na pchaniu i paru "ciepłych słowach" o jego autorach; ale osoby projektujące takie szlaki takimi drobiazgami nie zawracają sobie głowy...
Niemniej na rower MTB to ciekawa i chwilami bardzo wymagająca trasa, są podjazdy po kamyczkach po 15%, są ładne widoki, daje sporo w kość; Bóbr płynie tutaj dość wąską doliną, więc trzeba wjeżdżać na otaczające go wzniesienia. Kawałek przed Pilchowicami do góry wspina się droga asfaltowa którą tu jadę - i melduję się na szczycie wielkiej zapory (w Polsce drugiej po Solinie) tworzącej jezioro Pilchowickie. Robi to spore wrażenie, ładnie wkomponowana w teren, opuszczam ją terenowym podjazdem w stronę Pokrzywnika, spory kawałek tej drogi to bardzo chamska kostka. Koło Pasiecznika wracam na asfalt, którym jadę do Gierczyna, by tam skręcić w teren i zaliczyć większy podjazd terenowy przed Świeradowem. Podjazd bardzo ciężki, sporo z nachyleniem 15-17%, po zarośniętej trawą drodze oraz kamieniach u góry (tu kawałeczek musiałem już podprowadzić). Góra w sumie miała ponad 700m, co na koniec długiego dnia już się odczuwało, po zjeździe do Świeradowa idę na obiad do pizzeri - i wyjeżdżam kawałek za miasto by przenocować w lesie.
Zdjęcia z wyjazdu
Zaliczone gminy - 14 (WROCŁAW - miasto wojewódzkie i powiatowe + powiat grodzki, KĄTY WROCŁAWSKIE, Kostomłoty, Udanin, Wądroże Wielkie, Legnickie Pole, Kunice, LEGNICA - miasto powiatowe + powiat grodzki, Krotoszyce, Złotoryja - wieś, ZŁOTORYJA - miasto powiatowe, Pielgrzymka, LWÓWEK ŚLĄSKI - miasto powiatowe, WLEŃ)
Dane wycieczki:
DST: 185.50 km AVS: 18.71 km/h
ALT: 1667 m MAX: 52.50 km/h
Temp:18.0 'C
Sobota, 8 września 2012Kategoria >100km, >200km, Rower szosowy, Wypad
Dookoła Tatr 3
Tylmanowa - Krościenko - Łapszanka - Jurgów - [SK] - Tatrzańska Kotlinka - Tatrzańska Polanka - Śląski Dom (1667m) - Szczyrbskie Pleso - Liptowski Mikulasz - przeł. Kwaczańska (1080m) - Suha Hora - [PL] - Chochołów - Gubałówka (1121m) - Zakopane
Rano ruszam trochę po 7, pogoda marna - co jakiś czas lekko popaduje, też nie za ciepło. Pierwsze ostrzejsze podjazdy w Pieninach, pojechałem skrótem przez Hałuszową - a tam ścianki po 12-14%. Zjazd nad jezioro Czorsztyńskie mokry, później się zagapiłem, źle skręciłem nadrabiając parę kilometrów. Dalej zaliczam większy podjazd pod Łapszankę, z grzbietu roztacza się piękna panorama Tatr, choć oczywiście dziś widoki nie za szerokie. Na kolejnej przełęczy - Zdziarskiej (już na Słowacji) pogoda poprawia się, wychodzi nawet słońce, robi się cieplej, jazda więc jest nieco przyjemniejsza, niestety zaczęło tez mocno wiać z zachodu. Ze Zdziarskiej to jeszcze pomagało (na zjeździe 5-6% prawie 70km/h), ale za to gdy w Tatrzańskiej Kotlince skręciłem na zachód - czekał mnie długi kawał pod wiatr.
Zdecydowałem się także zaliczyć bardzo ciężki podjazd pod Śląski Dom, zostawiłem większość bagażu na dole, bo ściana jest bardzo wymagająca (średnio koło 10%). W tym roku nieco poprawiono wreszcie drogę, jest trochę nowego asfaltu, w tym dłuższy odcinek w końcówce, niemniej i dziur dalej niemało. Podjazd poszedł sprawnie, krótki odpoczynek na górze i zwożę się na hamulcach, po przepakowaniu kontynuuję jazdę do Szczyrbskiego Plesa. Stamtąd czeka mnie długi, prawie 40km zjazd do Liptowskiego Hradoka, niestety mocno zepsuty przez przeciwny wiatr, szczególnie już w dość płaskiej i odkrytej końcówce.
Odpoczywam w Mikulaszu, po czym zaliczam długi podjazd pod przeł. Kwaczańską, stamtąd fajny zjazd do Zuberca i pagórkowatą drogą wracam do Polski, zmrok łapie mnie kawałek przed granicą. Jako, że autobus miałem dopiero przed północą, a zmęczony jakoś potężnie jeszcze nie byłem - postanawiam do Zakopanego wrócić przez Gubałówkę. Fajna trasa na nocną jazdę - bo czerwone światła masztu na szczycie widać z daleka, po drodze trzeba zaliczyć wymagająca ścianę do Zębu, w rejonie Gubałówki jest też trochę dziurawej drogi. Z góry fajny widok na oświetlone Zakopane, do którego szybko zjeżdżam, kończąc tę bardzo wymagającą górską trasę legendarnym podjazdem pod Krupówki (nie ma się co śmiać - 4-5% jak nic) :))
Zdjęcia
Zaliczone gminy - 4 (Ochotnica Dolna, Krościenko nad Dunajcem, Czorsztyn, Łapsze Niżne)
Tylmanowa - Krościenko - Łapszanka - Jurgów - [SK] - Tatrzańska Kotlinka - Tatrzańska Polanka - Śląski Dom (1667m) - Szczyrbskie Pleso - Liptowski Mikulasz - przeł. Kwaczańska (1080m) - Suha Hora - [PL] - Chochołów - Gubałówka (1121m) - Zakopane
Rano ruszam trochę po 7, pogoda marna - co jakiś czas lekko popaduje, też nie za ciepło. Pierwsze ostrzejsze podjazdy w Pieninach, pojechałem skrótem przez Hałuszową - a tam ścianki po 12-14%. Zjazd nad jezioro Czorsztyńskie mokry, później się zagapiłem, źle skręciłem nadrabiając parę kilometrów. Dalej zaliczam większy podjazd pod Łapszankę, z grzbietu roztacza się piękna panorama Tatr, choć oczywiście dziś widoki nie za szerokie. Na kolejnej przełęczy - Zdziarskiej (już na Słowacji) pogoda poprawia się, wychodzi nawet słońce, robi się cieplej, jazda więc jest nieco przyjemniejsza, niestety zaczęło tez mocno wiać z zachodu. Ze Zdziarskiej to jeszcze pomagało (na zjeździe 5-6% prawie 70km/h), ale za to gdy w Tatrzańskiej Kotlince skręciłem na zachód - czekał mnie długi kawał pod wiatr.
Zdecydowałem się także zaliczyć bardzo ciężki podjazd pod Śląski Dom, zostawiłem większość bagażu na dole, bo ściana jest bardzo wymagająca (średnio koło 10%). W tym roku nieco poprawiono wreszcie drogę, jest trochę nowego asfaltu, w tym dłuższy odcinek w końcówce, niemniej i dziur dalej niemało. Podjazd poszedł sprawnie, krótki odpoczynek na górze i zwożę się na hamulcach, po przepakowaniu kontynuuję jazdę do Szczyrbskiego Plesa. Stamtąd czeka mnie długi, prawie 40km zjazd do Liptowskiego Hradoka, niestety mocno zepsuty przez przeciwny wiatr, szczególnie już w dość płaskiej i odkrytej końcówce.
Odpoczywam w Mikulaszu, po czym zaliczam długi podjazd pod przeł. Kwaczańską, stamtąd fajny zjazd do Zuberca i pagórkowatą drogą wracam do Polski, zmrok łapie mnie kawałek przed granicą. Jako, że autobus miałem dopiero przed północą, a zmęczony jakoś potężnie jeszcze nie byłem - postanawiam do Zakopanego wrócić przez Gubałówkę. Fajna trasa na nocną jazdę - bo czerwone światła masztu na szczycie widać z daleka, po drodze trzeba zaliczyć wymagająca ścianę do Zębu, w rejonie Gubałówki jest też trochę dziurawej drogi. Z góry fajny widok na oświetlone Zakopane, do którego szybko zjeżdżam, kończąc tę bardzo wymagającą górską trasę legendarnym podjazdem pod Krupówki (nie ma się co śmiać - 4-5% jak nic) :))
Zdjęcia
Zaliczone gminy - 4 (Ochotnica Dolna, Krościenko nad Dunajcem, Czorsztyn, Łapsze Niżne)
Dane wycieczki:
DST: 255.00 km AVS: 21.22 km/h
ALT: 4247 m MAX: 69.80 km/h
Temp:15.0 'C
Piątek, 7 września 2012Kategoria >100km, Rower szosowy, Wypad
Dookoła Tatr 2
Łagów - Raków - Staszów - Pacanów - Dąbrowa Tarn. - Wojnicz - Zakliczyn - Gródek - Nowy Sącz - Tylmanowa
Drugiego dnia podróżuję razem z Transatlantykiem, który jechał za Nowy Sącz na zlot z okazji 40-lecia swojego klubu kajakowego. Pierwsze kilometry bladym świtem zimne, temperatura spadła nawet do 5'C. Spotykamy się na stacji w Staszowie zagrzewając się gorącą herbatą. następnie jedziemy do Pacanowa wyszukując elegancki i dobrej jakości skrót pozwalający zaoszczędzić ponad 10km. Na ryneczku w Pacanowie krótki popas, dalej raczej mało ciekawe główne drogi, sporo nam przeszkadzał wiatr; po drodze robimy krótki postój na zwiedzanie oglądając muzeum Wincentego Witosa w jego rodzinnych Wierzchosławicach. To był prawdziwy ludowy premier, nie to co obecni politycy spod znaków PSL - sam uprawiał ziemię, nawet w czasach gdy był w pełni aktywnym politykiem.
Za Wojniczem jemy obiad w barze, dalej najciekawszy kawałek dzisiejszego dnia - czyli trochę górek nad malowniczym jeziorem Rożnowskim; końcówka trasą wzdłuż Dunajca. A wieczorem fajna impreza i śpiewy przy gitarze, już lata nie miałem okazji w czymś takim uczestniczyć; niestety ze względu na plany na następny dzień musiałem się wcześnie położyć ;))
Zdjęcia
Zaliczone gminy - 16 (Raków, STASZÓW - miasto powiatowe, Rytwiany, Oleśnica, Pacanów, SZCZUCIN, DĄBROWA TARNOWSKA - miasto powiatowe, ŻABNO, RADŁÓW, ZAKLICZYN, Gródek nad Dunajcem, Chełmiec, NOWY SĄCZ - miasto powiatowe + powiat grodzki, STARY SĄCZ, Podegrodzie, Łącko)
Łagów - Raków - Staszów - Pacanów - Dąbrowa Tarn. - Wojnicz - Zakliczyn - Gródek - Nowy Sącz - Tylmanowa
Drugiego dnia podróżuję razem z Transatlantykiem, który jechał za Nowy Sącz na zlot z okazji 40-lecia swojego klubu kajakowego. Pierwsze kilometry bladym świtem zimne, temperatura spadła nawet do 5'C. Spotykamy się na stacji w Staszowie zagrzewając się gorącą herbatą. następnie jedziemy do Pacanowa wyszukując elegancki i dobrej jakości skrót pozwalający zaoszczędzić ponad 10km. Na ryneczku w Pacanowie krótki popas, dalej raczej mało ciekawe główne drogi, sporo nam przeszkadzał wiatr; po drodze robimy krótki postój na zwiedzanie oglądając muzeum Wincentego Witosa w jego rodzinnych Wierzchosławicach. To był prawdziwy ludowy premier, nie to co obecni politycy spod znaków PSL - sam uprawiał ziemię, nawet w czasach gdy był w pełni aktywnym politykiem.
Za Wojniczem jemy obiad w barze, dalej najciekawszy kawałek dzisiejszego dnia - czyli trochę górek nad malowniczym jeziorem Rożnowskim; końcówka trasą wzdłuż Dunajca. A wieczorem fajna impreza i śpiewy przy gitarze, już lata nie miałem okazji w czymś takim uczestniczyć; niestety ze względu na plany na następny dzień musiałem się wcześnie położyć ;))
Zdjęcia
Zaliczone gminy - 16 (Raków, STASZÓW - miasto powiatowe, Rytwiany, Oleśnica, Pacanów, SZCZUCIN, DĄBROWA TARNOWSKA - miasto powiatowe, ŻABNO, RADŁÓW, ZAKLICZYN, Gródek nad Dunajcem, Chełmiec, NOWY SĄCZ - miasto powiatowe + powiat grodzki, STARY SĄCZ, Podegrodzie, Łącko)
Dane wycieczki:
DST: 197.90 km AVS: 22.75 km/h
ALT: 1116 m MAX: 61.00 km/h
Temp:18.0 'C
Czwartek, 6 września 2012Kategoria >100km, >200km, Rower szosowy, Wypad
Dookoła Tatr 1
Warszawa - Warka - Radom - Iłża - Pawłów - Nowa Słupia - Łagów
Dłuższy wypad w góry, pewnie już ostatni w tym roku; pojechałem nietypowo - na rowerze szosowym, ale z namiotem - co wymagało jazdy z plecakiem. Za wygodnie nie było (pozycja na rowerze szosowym jest mniej wygodna do jazdy z plecakiem niż na górskim) - ale za to uzyskuje się większą mobilność; opcja warta rozważenia na przyszłorocznym MRDP.
Pierwszego dnia - odcinek dojazdowy w świętokrzyskie, większość z raczej korzystnym, dość mocnym wiatrem bocznym; ładna końcówka po górkach
Zdjęcia
Warszawa - Warka - Radom - Iłża - Pawłów - Nowa Słupia - Łagów
Dłuższy wypad w góry, pewnie już ostatni w tym roku; pojechałem nietypowo - na rowerze szosowym, ale z namiotem - co wymagało jazdy z plecakiem. Za wygodnie nie było (pozycja na rowerze szosowym jest mniej wygodna do jazdy z plecakiem niż na górskim) - ale za to uzyskuje się większą mobilność; opcja warta rozważenia na przyszłorocznym MRDP.
Pierwszego dnia - odcinek dojazdowy w świętokrzyskie, większość z raczej korzystnym, dość mocnym wiatrem bocznym; ładna końcówka po górkach
Zdjęcia
Dane wycieczki:
DST: 203.80 km AVS: 25.80 km/h
ALT: 1222 m MAX: 67.60 km/h
Temp:18.0 'C
Sobota, 18 sierpnia 2012Kategoria Rower szosowy, Wypad
Powrót z Krakowa
Dane wycieczki:
DST: 20.80 km AVS: 24.96 km/h
ALT: 57 m MAX: 49.90 km/h
Temp:17.0 'C
Piątek, 17 sierpnia 2012Kategoria >100km, Rower szosowy, Wypad
Ciśnięcie do Cisnej 3
Jabłonki - Cisna - Komańcza - Dukla - Nowy Żmigród - Jasło - Tarnów - [pociąg] - Kraków
Rano budzę się z potężnym bólem mięśni, o ile pierwszego dnia nie czułem właściwie nic - to dzisiaj boli zaskakująco mocno, na co wpływ mogła mieć jazda z wysuniętym mocno do przodu siodełkiem (i praca nieco innej partii mięśni - przynajmniej tak się można pocieszać ;). Na dzień dobry - po raz trzeci wjeżdżam na przełęcz przed Cisną, którą opuszczam piękną drogą na Komańczę. Tutaj rzeczywiście można choć odrobinę poczuć "dzikość" Bieszczadów, o wczesnej godzinie jest puściutko; przeszkadzają tylko dziadowskie (na dłuższych odcinkach) drogi. Podobnie jedzie się aż do Tylawy - tylko mijane górki robią się coraz mniejsze, a Bieszczady zastępuje Beskid Niski. Już za Komańczą "włączył się" przeciwny zachodni wiatr, niby nie taki silny, ale skutecznie przeszkadzał w jeździe. Miałem w planach dotrzeć aż do samego Krakowa - ale w tych warunkach, z mocno bolącymi nogami uznałem, że nie ma sensu aż tak się mordować, wyjazd i tak spełnił swoje założenia - postanowiłem więc dotrzeć do Tarnowa. W Nowym Żmigrodzie - nieoczekiwane spotkanie, na drodze rozpoznał mnie Senes z forum (pozdrawiam!), chwilkę pogadaliśmy, po czym pojechałem na Jasło i Pilzno. Droga dobrej jakości, niestety z wielkim ruchem tirów, a pobocze bardzo wąziutkie; dopiero na "4" zaczęła się lepsza jazda, bo mimo dużego ruchu droga ma świetne pobocze.
Po niecałych 2h w pociągu docieram do Krakowa, zaraz pod dworcem spotykam Waxmunda z dziewczyną, którzy właśnie wrócili z ponad miesięcznej trasy po Bałkanach (mam dzisiaj wyjątkowe szczęście do niespodziewanych spotkań ;). Po chwili miłej pogawędki jadę na południe Krakowa, by przenocować u Marysi, która wraz z Cimanem rusza w niedzielę na długą wyprawę w Alpy. Porozmawialiśmy sobie o wyprawach i planach, pooglądaliśmy zdjęcia z odbytych wyjazdów (dzięki za gościnę!) - a wczesnym rankiem dojechałem na dworzec na autobus do Warszawy.
Parę fotek
Zaliczone gminy - 13 (Komańcza, Jaśliska, DUKLA, Nowy Żmigród, Osiek Jasielski, Dębowiec, Jasło - wieś, JASŁO - miasto powiatowe, KOŁACZYCE, BRZOSTEK, PILZNO, Skrzyszów, TARNÓW - miasto powiatowe + powiat grodzki)
Jabłonki - Cisna - Komańcza - Dukla - Nowy Żmigród - Jasło - Tarnów - [pociąg] - Kraków
Rano budzę się z potężnym bólem mięśni, o ile pierwszego dnia nie czułem właściwie nic - to dzisiaj boli zaskakująco mocno, na co wpływ mogła mieć jazda z wysuniętym mocno do przodu siodełkiem (i praca nieco innej partii mięśni - przynajmniej tak się można pocieszać ;). Na dzień dobry - po raz trzeci wjeżdżam na przełęcz przed Cisną, którą opuszczam piękną drogą na Komańczę. Tutaj rzeczywiście można choć odrobinę poczuć "dzikość" Bieszczadów, o wczesnej godzinie jest puściutko; przeszkadzają tylko dziadowskie (na dłuższych odcinkach) drogi. Podobnie jedzie się aż do Tylawy - tylko mijane górki robią się coraz mniejsze, a Bieszczady zastępuje Beskid Niski. Już za Komańczą "włączył się" przeciwny zachodni wiatr, niby nie taki silny, ale skutecznie przeszkadzał w jeździe. Miałem w planach dotrzeć aż do samego Krakowa - ale w tych warunkach, z mocno bolącymi nogami uznałem, że nie ma sensu aż tak się mordować, wyjazd i tak spełnił swoje założenia - postanowiłem więc dotrzeć do Tarnowa. W Nowym Żmigrodzie - nieoczekiwane spotkanie, na drodze rozpoznał mnie Senes z forum (pozdrawiam!), chwilkę pogadaliśmy, po czym pojechałem na Jasło i Pilzno. Droga dobrej jakości, niestety z wielkim ruchem tirów, a pobocze bardzo wąziutkie; dopiero na "4" zaczęła się lepsza jazda, bo mimo dużego ruchu droga ma świetne pobocze.
Po niecałych 2h w pociągu docieram do Krakowa, zaraz pod dworcem spotykam Waxmunda z dziewczyną, którzy właśnie wrócili z ponad miesięcznej trasy po Bałkanach (mam dzisiaj wyjątkowe szczęście do niespodziewanych spotkań ;). Po chwili miłej pogawędki jadę na południe Krakowa, by przenocować u Marysi, która wraz z Cimanem rusza w niedzielę na długą wyprawę w Alpy. Porozmawialiśmy sobie o wyprawach i planach, pooglądaliśmy zdjęcia z odbytych wyjazdów (dzięki za gościnę!) - a wczesnym rankiem dojechałem na dworzec na autobus do Warszawy.
Parę fotek
Zaliczone gminy - 13 (Komańcza, Jaśliska, DUKLA, Nowy Żmigród, Osiek Jasielski, Dębowiec, Jasło - wieś, JASŁO - miasto powiatowe, KOŁACZYCE, BRZOSTEK, PILZNO, Skrzyszów, TARNÓW - miasto powiatowe + powiat grodzki)
Dane wycieczki:
DST: 190.00 km AVS: 22.98 km/h
ALT: 1546 m MAX: 60.00 km/h
Temp:20.0 'C