Wpisy archiwalne w miesiącu
Październik, 2021
Dystans całkowity: | 927.70 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 52:51 |
Średnia prędkość: | 17.55 km/h |
Maksymalna prędkość: | 67.20 km/h |
Suma podjazdów: | 11043 m |
Liczba aktywności: | 24 |
Średnio na aktywność: | 38.65 km i 2h 12m |
Więcej statystyk |
Niedziela, 31 października 2021Kategoria >100km, Canyon Exceed 2021, Jordania 2021
III dzień - Umm Quais - Dolina Jordanu - Kafr Rakib - Ajloun - Anjara
Wstajemy jeszcze po ciemku (to wymuszał już bardzo krótki o tej porze roku dzień), ku naszemu zaskoczeniu w czasie zwijania obozowiska zaczyna popadywać deszcz, nie tak to miało być ;). Ale wiele nie pada, to tylko krótkie mżawki, więc ruszamy na pierwsze kilometry Jordan Bike Trail. Początek to zjazdy na ok. -100m, widoki od razu robią wrażenie. Gdy zaczynamy podjeżdżać szybko sprawdza się to co czytaliśmy o szlaku - pod górę będzie ostro, nachylenia powyżej 15% na JBT to raczej norma, nie coś wyjątkowego. Od razu notujemy też starcia z psami pasterskimi - z tego ten szlak również słynie ;). Pierwszy duży podjazd skrajem kanionu - i od razu kapitalne widoczki, krótki kawałek trzeba tu rower podprowadzić (przy okazji przepuszczaliśmy przechodzące duże stado kóz), ale generalnie zdecydowaną większość się jedzie co jest wielką zaletą szlaku. Na wysokości 400-500m zaczyna się wypłaszczać, co bynajmniej nie oznacza braku gór, jedynie to że teraz następują na przemian krótkie zjazdy i podjazdy i utrzymuje się mniej więcej stałą wysokość ;)). Na tym odcinku sporo małych wioseczek, chwilami też dość solidnie wieje, temperatury w okolicach ledwie 20 stopni, dużo chłodniej niż wczoraj; ale dzięki temu też i mniej się męczymy.
Po serii pagórków następuje długi zjazd na poziom doliny Jordanu, czyli aż na -200m, zjazd robi spore wrażenie, co zakręt to nowe ekstra widoki.
W dolinie Jordanu jedziemy odcinek wzdłuż kanału Abdullaha, następnie krótki kawałek główną drogą znany nam z wczorajszego dojazdu - i odbijamy w bok na kolejne podjazdy. Przed stanowiskami archeologicznymi w Pelli bardzo ostre ścianki, same "starożytności" widać z drogi. Długi i ciężki podjazd doprowadza nas do Kufr Rakib, już nieźle zmęczeni po raz pierwszy korzystamy z lokalnego baru z arabskim jedzeniem, całkiem dobrze podeszła nam shawarma, czyli rodzaj kebabu z kurczaka na pionowym rożnie, zawijanym w cienki placek typu pita wraz z sosami i dodatkami; jednocześnie sycące i smaczne. W Kufr Rahib kończy się pierwszy segment szlaku (oryginalnie Jordan Bike Trail podzielony jest na 12 segmentów), ale my ze względu na ograniczenia urlopowe planowaliśmy zrobić szlak w okolicach 7 dni, więc musieliśmy dziennie przejeżdżać sporo więcej - tak więc ruszamy dalej.
Za Kufr Rahib zmienia się mocno krajobraz, robi się sporo bardziej zielono, wjeżdżamy w lasy charakterystycznego dla tej części Jordanii dębu skalnego. Wymagające podjazdy doprowadzają nas na poziom 900-1000m, niestety tak się pechowo złożyło, że gdy zmierzchało znaleźliśmy się w bardzo zurbanizowanym rejonie sporych miast Ajloun (charakterystyczna muzułmańska forteca na wysokim szczycie) i Anjara, gdzie bardzo trudno było o sensowną miejscówkę.
Więc szukając miejsca na nocleg musieliśmy dzień przeciągnąć sporo bardziej niż byśmy chcieli. Zjechaliśmy miedzy innym w bok z trasy do miasta Kufran, który nas z początku przytłacza, bo niespodziewanie trafiamy na wielki ruch i mnóstwo ludzi, ale trafiamy też na barek, gdzie jemy kolejne shawarmy, tym razem jako obiad. I już bardzo zmęczeni musieliśmy jeszcze zaliczać ostry i długi podjazd (koło 400m w pionie) do Anjary, za którą liczyliśmy, że trafią się jakieś miejscówki. Po zaliczeniu podjazdu w czasie zakupów na biwak nawet trafił się Arab, który nam proponował nocleg u siebie, Marceli był skłonny spróbować, ja wolałem jednak nie ryzykować, bo w końcu człowieka nie znaliśmy i poza tym ciężko byłoby się wcześniej położyć i wcześnie wstać kolejnego dnia, a harmonogram trasy nas gonił.
Wyjeżdżamy więc kawałek za Anjarę i w końcu trafiamy na jaką taką miejscówkę w sadzie, problemem jest to, że i tak dość mocny dzisiejszego dnia wiatr jeszcze sporo przybrał na sile. Rozstawiamy namioty w sadzie mniej więcej pod kierunek wiatru licząc że jakoś to będzie ;)
Zdjęcia z wyprawy
Wstajemy jeszcze po ciemku (to wymuszał już bardzo krótki o tej porze roku dzień), ku naszemu zaskoczeniu w czasie zwijania obozowiska zaczyna popadywać deszcz, nie tak to miało być ;). Ale wiele nie pada, to tylko krótkie mżawki, więc ruszamy na pierwsze kilometry Jordan Bike Trail. Początek to zjazdy na ok. -100m, widoki od razu robią wrażenie. Gdy zaczynamy podjeżdżać szybko sprawdza się to co czytaliśmy o szlaku - pod górę będzie ostro, nachylenia powyżej 15% na JBT to raczej norma, nie coś wyjątkowego. Od razu notujemy też starcia z psami pasterskimi - z tego ten szlak również słynie ;). Pierwszy duży podjazd skrajem kanionu - i od razu kapitalne widoczki, krótki kawałek trzeba tu rower podprowadzić (przy okazji przepuszczaliśmy przechodzące duże stado kóz), ale generalnie zdecydowaną większość się jedzie co jest wielką zaletą szlaku. Na wysokości 400-500m zaczyna się wypłaszczać, co bynajmniej nie oznacza braku gór, jedynie to że teraz następują na przemian krótkie zjazdy i podjazdy i utrzymuje się mniej więcej stałą wysokość ;)). Na tym odcinku sporo małych wioseczek, chwilami też dość solidnie wieje, temperatury w okolicach ledwie 20 stopni, dużo chłodniej niż wczoraj; ale dzięki temu też i mniej się męczymy.
Po serii pagórków następuje długi zjazd na poziom doliny Jordanu, czyli aż na -200m, zjazd robi spore wrażenie, co zakręt to nowe ekstra widoki.
W dolinie Jordanu jedziemy odcinek wzdłuż kanału Abdullaha, następnie krótki kawałek główną drogą znany nam z wczorajszego dojazdu - i odbijamy w bok na kolejne podjazdy. Przed stanowiskami archeologicznymi w Pelli bardzo ostre ścianki, same "starożytności" widać z drogi. Długi i ciężki podjazd doprowadza nas do Kufr Rakib, już nieźle zmęczeni po raz pierwszy korzystamy z lokalnego baru z arabskim jedzeniem, całkiem dobrze podeszła nam shawarma, czyli rodzaj kebabu z kurczaka na pionowym rożnie, zawijanym w cienki placek typu pita wraz z sosami i dodatkami; jednocześnie sycące i smaczne. W Kufr Rahib kończy się pierwszy segment szlaku (oryginalnie Jordan Bike Trail podzielony jest na 12 segmentów), ale my ze względu na ograniczenia urlopowe planowaliśmy zrobić szlak w okolicach 7 dni, więc musieliśmy dziennie przejeżdżać sporo więcej - tak więc ruszamy dalej.
Za Kufr Rahib zmienia się mocno krajobraz, robi się sporo bardziej zielono, wjeżdżamy w lasy charakterystycznego dla tej części Jordanii dębu skalnego. Wymagające podjazdy doprowadzają nas na poziom 900-1000m, niestety tak się pechowo złożyło, że gdy zmierzchało znaleźliśmy się w bardzo zurbanizowanym rejonie sporych miast Ajloun (charakterystyczna muzułmańska forteca na wysokim szczycie) i Anjara, gdzie bardzo trudno było o sensowną miejscówkę.
Więc szukając miejsca na nocleg musieliśmy dzień przeciągnąć sporo bardziej niż byśmy chcieli. Zjechaliśmy miedzy innym w bok z trasy do miasta Kufran, który nas z początku przytłacza, bo niespodziewanie trafiamy na wielki ruch i mnóstwo ludzi, ale trafiamy też na barek, gdzie jemy kolejne shawarmy, tym razem jako obiad. I już bardzo zmęczeni musieliśmy jeszcze zaliczać ostry i długi podjazd (koło 400m w pionie) do Anjary, za którą liczyliśmy, że trafią się jakieś miejscówki. Po zaliczeniu podjazdu w czasie zakupów na biwak nawet trafił się Arab, który nam proponował nocleg u siebie, Marceli był skłonny spróbować, ja wolałem jednak nie ryzykować, bo w końcu człowieka nie znaliśmy i poza tym ciężko byłoby się wcześniej położyć i wcześnie wstać kolejnego dnia, a harmonogram trasy nas gonił.
Wyjeżdżamy więc kawałek za Anjarę i w końcu trafiamy na jaką taką miejscówkę w sadzie, problemem jest to, że i tak dość mocny dzisiejszego dnia wiatr jeszcze sporo przybrał na sile. Rozstawiamy namioty w sadzie mniej więcej pod kierunek wiatru licząc że jakoś to będzie ;)
Zdjęcia z wyprawy
Dane wycieczki:
DST: 118.80 km AVS: 13.79 km/h
ALT: 3383 m MAX: 67.20 km/h
Temp:19.0 'C
Sobota, 30 października 2021Kategoria Canyon Exceed 2021, Jordania 2021, >100km
II dzień - Ma'in - Morze Martwe - Al Rama - Pella - Umm Qais
Rano mamy elegancki widok, bo nocowaliśmy na sporej górze; pierwsze kilometry to szutrowy kawałek w kierunku Morza Martwego. Jedzie się ekstra, mamy dobre preludium tego co nas czeka na Jordan Bike Trail, spotykamy miedzy innymi pierwszych Beduinów, psy, ale największą furorę robią samodzielnie pasące się wielbłądy; na taki powiew egzotyki właśnie liczyliśmy szykując się na wyprawę do Jordanii. Ale dzisiejszy dzień ma charakter czysto dojazdowy - to długi przerzut na początek szlaku do Umm Qais.
Niestety szybko dobry humor psuje nam kolejny kapeć, tym razem w tylnym kole roweru Marcelego. I wczorajsza zabawa zaczyna się od nowa, tak samo nie jesteśmy w stanie ściągnąć opony z koła, klniemy na ten rower na czym świat stoi. Bo to jest swoista komedia, Rondo Bogan to wg reklamy na stronie producenta "ideal companion for an epic adventure". Ma chyba wszystkie możliwe mocowania, dwupozycyjny widelec (w domyśle na teren i na szosę) - ale co po tych bajerach jak całkowicie zawodzi w absolutnie kluczowej sprawie jaką jest niezawodność sprzętu, jeśli właśnie w czasie trwania "epic adventure" jak my przekonujemy się, że w tym rowerze nie da się normalnie zmienić dętki, czyli wobec najczęściej spotykanej rowerowej awarii jesteśmy bezradni? Rower z tymi fatalnymi obręczami zupełnie nie nadaje się pod dętki i sprzedawanie go w takiej konfiguracji jest nieuczciwe wobec klientów, a na poważnej trasie zaczyna rozwalać to całą wyprawę jak w naszym przypadku. Znowu ze 2h się z tym szarpaliśmy, ale nijak nie byliśmy w stanie zdjąć opony, decydujemy się więc poszukać jakiegoś warsztatu samochodowego, Byczys musi jechać co parę km dopompowując koło.
Zjeżdżamy nad Morze Martwe, sporo frajdy dają wartości na głębokim minusie pojawiające się na wysokościomierzu, bo ten rejon to przecież najgłębsza depresja świata. Sam asfaltowy zjazd bardzo widowiskowy i szybki, następnie jedziemy przez szereg kurortów pod bogatych turystów. Znad Morza Martwego zaliczamy blisko 200m podjazdu, dzięki czemu osiągamy wysokość -200m ;)). I tam na skrzyżowaniu z drogą Amman-Jerozolima udaje nam się znaleźć warsztat samochodowy. Nawet zawodowy wulkanizator ze 20min się naszarpał z tym kołem, ale w końcu udało się zdjąć oponę z tej fatalnej obręczy i po załataniu koła 10cm łatką do samochodowych dętek mogliśmy normalnie pojechać dalej. Marceli specjalnie nie pompował mocno koła, by opona nie wskoczyła na rant, bo wtedy znowu nie dałoby się zdjąć opony; ale przez to opona ma zauważalne bicie na bok, ale to i tak sporo lepsze niż brak możliwości naprawy przebitej dętki.
Po tych wszystkich perturbacjach wreszcie możemy normalnie jechać - kontynuujemy więc jazdę na północ. Jedziemy cały czas doliną Jordanu, na depresji w okolicach -200m, co oznacza, że jest bardzo ciepło, cały czas temperatura utrzymuje się na poziomie 31-33 stopnie, do tego mamy wiatr w plecy, co potęguje uczucie gorąca. Ale dzięki pomocy wiatru jedziemy szybko i sprawnie; szczególnie pierwszą część trasy. Później ruch na głównej drodze 65 znacząco rośnie, przybywa coraz więcej miasteczek, gdzie ciągle ktoś na nas woła i nas pozdrawia; z początku jest to miłe, ale za którymś razem już powoli zaczyna irytować. Przy każdym postoju przerabiamy standardowe pytania "what is your name" "how are you" i na tym zdolności komunikacyjne większości Arabów się kończą, co bieglejsi w angielszczyźnie pytają się jeszcze o kraj z jakiego jesteśmy, ale Bulandy (po arabsku Polski) nikt i tak nie kojarzy ;).
Późnym popołudniem docieramy do Asz-Szuna na północy kraju, pod samą syryjską granicą, tu ku naszej uldze wreszcie opuszczamy główną drogę i od razu robi się spokojniej i przyjemniej. Ale zaczyna się też i ciężki podjazd, a jako że niewiele jedliśmy na trasie to Byczysa trochę zaczęło odcinać, więc jedziemy z pauzami na odpoczynki. Już nieźle umordowani do Umm Quais docieramy po ciemku, udaje nam się znaleźć fajną kanajpkę na obiad, gdzie po dłuższym odpoczynku odżyliśmy. To również pierwsze spotkanie z arabską kuchnią, obiad dostajemy na wielkim wspólnym talerzu i bez sztućców - tutaj jada się rękoma :))
Po dłuższym popasie robimy jeszcze zakupy na śniadanie i wjeżdżamy na rozpoczynający się tutaj zjazdem Jordan Bike Trail. Miejscówkę na noc udaje się znaleźć dość szybko, rozbijamy się przy zbiorniku wody, bo to było jedyne płaskie miejsce. W czasie rozkładania obozu chwila strachu bo przyjechał gościu cysterną by nabrać wodę ze zbiornika, ale nic mu nie przeszkadzało, że tu będziemy spać.
Zdjęcia z wyprawy
Rano mamy elegancki widok, bo nocowaliśmy na sporej górze; pierwsze kilometry to szutrowy kawałek w kierunku Morza Martwego. Jedzie się ekstra, mamy dobre preludium tego co nas czeka na Jordan Bike Trail, spotykamy miedzy innymi pierwszych Beduinów, psy, ale największą furorę robią samodzielnie pasące się wielbłądy; na taki powiew egzotyki właśnie liczyliśmy szykując się na wyprawę do Jordanii. Ale dzisiejszy dzień ma charakter czysto dojazdowy - to długi przerzut na początek szlaku do Umm Qais.
Niestety szybko dobry humor psuje nam kolejny kapeć, tym razem w tylnym kole roweru Marcelego. I wczorajsza zabawa zaczyna się od nowa, tak samo nie jesteśmy w stanie ściągnąć opony z koła, klniemy na ten rower na czym świat stoi. Bo to jest swoista komedia, Rondo Bogan to wg reklamy na stronie producenta "ideal companion for an epic adventure". Ma chyba wszystkie możliwe mocowania, dwupozycyjny widelec (w domyśle na teren i na szosę) - ale co po tych bajerach jak całkowicie zawodzi w absolutnie kluczowej sprawie jaką jest niezawodność sprzętu, jeśli właśnie w czasie trwania "epic adventure" jak my przekonujemy się, że w tym rowerze nie da się normalnie zmienić dętki, czyli wobec najczęściej spotykanej rowerowej awarii jesteśmy bezradni? Rower z tymi fatalnymi obręczami zupełnie nie nadaje się pod dętki i sprzedawanie go w takiej konfiguracji jest nieuczciwe wobec klientów, a na poważnej trasie zaczyna rozwalać to całą wyprawę jak w naszym przypadku. Znowu ze 2h się z tym szarpaliśmy, ale nijak nie byliśmy w stanie zdjąć opony, decydujemy się więc poszukać jakiegoś warsztatu samochodowego, Byczys musi jechać co parę km dopompowując koło.
Zjeżdżamy nad Morze Martwe, sporo frajdy dają wartości na głębokim minusie pojawiające się na wysokościomierzu, bo ten rejon to przecież najgłębsza depresja świata. Sam asfaltowy zjazd bardzo widowiskowy i szybki, następnie jedziemy przez szereg kurortów pod bogatych turystów. Znad Morza Martwego zaliczamy blisko 200m podjazdu, dzięki czemu osiągamy wysokość -200m ;)). I tam na skrzyżowaniu z drogą Amman-Jerozolima udaje nam się znaleźć warsztat samochodowy. Nawet zawodowy wulkanizator ze 20min się naszarpał z tym kołem, ale w końcu udało się zdjąć oponę z tej fatalnej obręczy i po załataniu koła 10cm łatką do samochodowych dętek mogliśmy normalnie pojechać dalej. Marceli specjalnie nie pompował mocno koła, by opona nie wskoczyła na rant, bo wtedy znowu nie dałoby się zdjąć opony; ale przez to opona ma zauważalne bicie na bok, ale to i tak sporo lepsze niż brak możliwości naprawy przebitej dętki.
Po tych wszystkich perturbacjach wreszcie możemy normalnie jechać - kontynuujemy więc jazdę na północ. Jedziemy cały czas doliną Jordanu, na depresji w okolicach -200m, co oznacza, że jest bardzo ciepło, cały czas temperatura utrzymuje się na poziomie 31-33 stopnie, do tego mamy wiatr w plecy, co potęguje uczucie gorąca. Ale dzięki pomocy wiatru jedziemy szybko i sprawnie; szczególnie pierwszą część trasy. Później ruch na głównej drodze 65 znacząco rośnie, przybywa coraz więcej miasteczek, gdzie ciągle ktoś na nas woła i nas pozdrawia; z początku jest to miłe, ale za którymś razem już powoli zaczyna irytować. Przy każdym postoju przerabiamy standardowe pytania "what is your name" "how are you" i na tym zdolności komunikacyjne większości Arabów się kończą, co bieglejsi w angielszczyźnie pytają się jeszcze o kraj z jakiego jesteśmy, ale Bulandy (po arabsku Polski) nikt i tak nie kojarzy ;).
Późnym popołudniem docieramy do Asz-Szuna na północy kraju, pod samą syryjską granicą, tu ku naszej uldze wreszcie opuszczamy główną drogę i od razu robi się spokojniej i przyjemniej. Ale zaczyna się też i ciężki podjazd, a jako że niewiele jedliśmy na trasie to Byczysa trochę zaczęło odcinać, więc jedziemy z pauzami na odpoczynki. Już nieźle umordowani do Umm Quais docieramy po ciemku, udaje nam się znaleźć fajną kanajpkę na obiad, gdzie po dłuższym odpoczynku odżyliśmy. To również pierwsze spotkanie z arabską kuchnią, obiad dostajemy na wielkim wspólnym talerzu i bez sztućców - tutaj jada się rękoma :))
Po dłuższym popasie robimy jeszcze zakupy na śniadanie i wjeżdżamy na rozpoczynający się tutaj zjazdem Jordan Bike Trail. Miejscówkę na noc udaje się znaleźć dość szybko, rozbijamy się przy zbiorniku wody, bo to było jedyne płaskie miejsce. W czasie rozkładania obozu chwila strachu bo przyjechał gościu cysterną by nabrać wodę ze zbiornika, ale nic mu nie przeszkadzało, że tu będziemy spać.
Zdjęcia z wyprawy
Dane wycieczki:
DST: 147.70 km AVS: 21.20 km/h
ALT: 1490 m MAX: 63.90 km/h
Temp: 'C
Piątek, 29 października 2021Kategoria Canyon Exceed 2021, Jordania 2021
Jordania
Trasę terenową po Jordanii miałem już w planach od ponad roku, w 2020 roku bardzo blisko było do wyjazdu, mieliśmy zakupione bilety na samolot w wiosennym terminie - ale wszystko się rozsypało wraz z wybuchem epidemii koronawirusa, bo to był okres pełnego lockdownu, zamknięto wszystko, a ruch lotniczy został de facto wstrzymany i podróżowanie stało się niemożliwe. Ale sam pomysł trasy po Jordanii nie umarł, cały czas myślałem o jego realizacji. Po bardzo deszczowym MRDP ze zdwojoną siłą wróciła chęć na wyprawę do kraju, gdzie jest ciepło i gdzie jest pewna pogoda, by się "odkuć" za to co pogoda odebrała w sierpniu ;)). Udało się znaleźć chętnego - Marcelego Byczka, dobrze znanego z tras ultra; który również miał dużą ochotę na "płodozmian", na coś innego niż tylko ściganie i ultra. W krótkim czasie udało się ustalić termin i ogarnąć zawiłe sprawy logistyczne (od wybuchu tej nieszczęsnej korono-paniki podróżowanie niestety mocno się skomplikowało) - i pod koniec października ruszamy!
Naszym celem jest Jordan Bike Trail, mało znany, ale bardzo ciekawy szlak terenowo-asfaltowy przez całą Jordanię, prowadzący z północy na południe kraju, zaprojektowany tak by go właśnie w tym kierunku pokonywać.
I dzień - Amman - Madaba - Ma'in
39,9km - 18,9km/h - 58,4km/h - 418m
Operację przelotu do Ammanu mieliśmy mocno skomplikowaną, ja leciałem z Modlina, Byczys z Krakowa, odlot miałem koło 6 rano, więc w nocy w ogóle nie spałem, bo na lotnisku musiałem być koło północy, bo później już nie miałem opcji transportu. W czasie odlotu widać jak na dłoni hipokryzję linii lotniczych, w tym przypadku RyanAir - wszędzie informacje o obostrzeniach, o konieczności maseczek, zachowywania dystansu, to samo w częstych komunikatach na lotnisku. A jednocześnie na tak małym lotnisku jak to w Modlinie, w odstępie zaledwie mniej więcej pół godziny startuje chyba 5 czy 6 lotów Ryana w różnych kierunkach, co powoduje, że wszyscy pasażerowie naraz przechodzą odprawy i w ogromnym tłoku stoją do odpraw i bramek wejściowych na samolot. Jednym słowem procedury bezpieczeństwa w zakresie koronawirusa to jedna wielka fikcja, linia lotnicza wszystko ustawia pod minimalizację kosztów i resztę ma gdzieś.
Na lotnisku w Ammanie też sporo zamętu, trzeba załatwić wizy, sprawdzane są różne papiery, wymieniamy pieniądze (w tym kraju funkcjonuje niemal tylko gotówka, bardzo niewiele jest miejsc, gdzie da się płacić kartami), kupujemy jordańskie karty SIM, no i oczywiście skręcamy rowery. Najważniejsze, że sprzęt doleciał bez strat, więc można ruszać na podbój Jordanii! Pozostaje jeszcze istotna kwestia znalezienia miejsca przechowania kartonów na rowery na lot powrotny, a z tym był spory problem. Pytaliśmy się policjanta pod lotniskiem czy da radę gdzieś to tu zostawić, ale jak zdecydowana większość Jordańczyków znał jedynie kilka angielskich słów - i zrozumiał, że pytamy się czy można pudła tu wyrzucić. I to była sytuacja doskonale pokazująca jordańskie realia w zakresie gospodarki odpadami - powiedział, że bez problemu możemy po prostu rzucić te wielkie pudła tuż pod największym w kraju, reprezentacyjnym lotniskiem, a przecież był to policjant na służbie ;)). Postanawiamy w końcu zostawić kartony w krzakach pod lotniskiem licząc, że nikt się nimi nie zainteresuje.
Po tym wreszcie ruszamy na trasę, pogoda elegancka, prawie 30 stopni. Pierwsze kilometry i pierwsze miasteczko na trasie to lekki szok kulturowy, szczególnie dla Marcelego (ja jeżdżąc już po krajach arabskich wiedziałem czego z grubsza się spodziewać) - śmieci walają się wszędzie, tradycyjny arabski chaos. I właśnie w tym miasteczku, po zaledwie 3km Byczys łapie gumę w przednim kole (efekt kolców z krzaków, gdzie chowaliśmy kartony) - i zaczyna się zabawa... Marceli jechał na testowym modelu monstercrossa (czyli w skrócie gravel z oponami 2,1) Rondo Bogan i jak się okazało w tym modelu fabrycznie są założone obręcze pod tubless, które zupełnie nie nadają się do konfiguracji z dętkami, bo zdjęcie opony z obręczy graniczy z cudem. Gdy walczymy z tym na przystanku w Al Jizah pojawiają się miejscowe dzieciaki i młodzież i wkrótce dołączają do prób naprawy. Z początku to nawet było to fajne, ale wkrótce tych osób zrobiło się kilkanaście, wszyscy głośno się wydzierali, nakręcając się coraz mocniej, nie dawali nam się dotknąć do tego koła itd.; kolejne realia arabskiego kraju, dość szokujące dla przyzwyczajonych do innej kultury Europejczyków. W końcu jednemu z Arabów udało się rękoma ściągnąć tę oponę z jednej strony (wymagało to przyłożenia bardzo dużej siły), ale jak się dorwali do tego koła to nie dali nam w spokoju tego załatać i założyć, więc w efekcie przycięli dętkę i powietrze znowu zeszło. Ale mieliśmy ich już tak dosyć, że ewakuujemy się jak najszybciej z tego przystanku, Byczys jedzie na zupełnym flaku kilka kilometrów i już nocą przy drodze w spokoju wymieniamy dętkę; na te wszystkie naprawy tracimy ze 3h i masę nerwów.
Już nocą jedziemy przez Madabę, tu robimy pierwsze zakupy w sklepie, generalnie ceny są sensowne, niższe niż w Polsce, ale w sklepach na półkach nie ma cen ;)). Za Madabą zaczyna się zabawa z szukaniem miejscówki noclegowej, po akcji z Arabami w czasie naprawy koła nie chcieliśmy powtórki z tłumem na biwaku, więc jechaliśmy długi kawałek; coś sensownego trafiło się dopiero po zaliczeniu sporego kawałka szutrowego zjazdu.
Zdjęcia z wyprawy
Trasę terenową po Jordanii miałem już w planach od ponad roku, w 2020 roku bardzo blisko było do wyjazdu, mieliśmy zakupione bilety na samolot w wiosennym terminie - ale wszystko się rozsypało wraz z wybuchem epidemii koronawirusa, bo to był okres pełnego lockdownu, zamknięto wszystko, a ruch lotniczy został de facto wstrzymany i podróżowanie stało się niemożliwe. Ale sam pomysł trasy po Jordanii nie umarł, cały czas myślałem o jego realizacji. Po bardzo deszczowym MRDP ze zdwojoną siłą wróciła chęć na wyprawę do kraju, gdzie jest ciepło i gdzie jest pewna pogoda, by się "odkuć" za to co pogoda odebrała w sierpniu ;)). Udało się znaleźć chętnego - Marcelego Byczka, dobrze znanego z tras ultra; który również miał dużą ochotę na "płodozmian", na coś innego niż tylko ściganie i ultra. W krótkim czasie udało się ustalić termin i ogarnąć zawiłe sprawy logistyczne (od wybuchu tej nieszczęsnej korono-paniki podróżowanie niestety mocno się skomplikowało) - i pod koniec października ruszamy!
Naszym celem jest Jordan Bike Trail, mało znany, ale bardzo ciekawy szlak terenowo-asfaltowy przez całą Jordanię, prowadzący z północy na południe kraju, zaprojektowany tak by go właśnie w tym kierunku pokonywać.
I dzień - Amman - Madaba - Ma'in
39,9km - 18,9km/h - 58,4km/h - 418m
Operację przelotu do Ammanu mieliśmy mocno skomplikowaną, ja leciałem z Modlina, Byczys z Krakowa, odlot miałem koło 6 rano, więc w nocy w ogóle nie spałem, bo na lotnisku musiałem być koło północy, bo później już nie miałem opcji transportu. W czasie odlotu widać jak na dłoni hipokryzję linii lotniczych, w tym przypadku RyanAir - wszędzie informacje o obostrzeniach, o konieczności maseczek, zachowywania dystansu, to samo w częstych komunikatach na lotnisku. A jednocześnie na tak małym lotnisku jak to w Modlinie, w odstępie zaledwie mniej więcej pół godziny startuje chyba 5 czy 6 lotów Ryana w różnych kierunkach, co powoduje, że wszyscy pasażerowie naraz przechodzą odprawy i w ogromnym tłoku stoją do odpraw i bramek wejściowych na samolot. Jednym słowem procedury bezpieczeństwa w zakresie koronawirusa to jedna wielka fikcja, linia lotnicza wszystko ustawia pod minimalizację kosztów i resztę ma gdzieś.
Na lotnisku w Ammanie też sporo zamętu, trzeba załatwić wizy, sprawdzane są różne papiery, wymieniamy pieniądze (w tym kraju funkcjonuje niemal tylko gotówka, bardzo niewiele jest miejsc, gdzie da się płacić kartami), kupujemy jordańskie karty SIM, no i oczywiście skręcamy rowery. Najważniejsze, że sprzęt doleciał bez strat, więc można ruszać na podbój Jordanii! Pozostaje jeszcze istotna kwestia znalezienia miejsca przechowania kartonów na rowery na lot powrotny, a z tym był spory problem. Pytaliśmy się policjanta pod lotniskiem czy da radę gdzieś to tu zostawić, ale jak zdecydowana większość Jordańczyków znał jedynie kilka angielskich słów - i zrozumiał, że pytamy się czy można pudła tu wyrzucić. I to była sytuacja doskonale pokazująca jordańskie realia w zakresie gospodarki odpadami - powiedział, że bez problemu możemy po prostu rzucić te wielkie pudła tuż pod największym w kraju, reprezentacyjnym lotniskiem, a przecież był to policjant na służbie ;)). Postanawiamy w końcu zostawić kartony w krzakach pod lotniskiem licząc, że nikt się nimi nie zainteresuje.
Po tym wreszcie ruszamy na trasę, pogoda elegancka, prawie 30 stopni. Pierwsze kilometry i pierwsze miasteczko na trasie to lekki szok kulturowy, szczególnie dla Marcelego (ja jeżdżąc już po krajach arabskich wiedziałem czego z grubsza się spodziewać) - śmieci walają się wszędzie, tradycyjny arabski chaos. I właśnie w tym miasteczku, po zaledwie 3km Byczys łapie gumę w przednim kole (efekt kolców z krzaków, gdzie chowaliśmy kartony) - i zaczyna się zabawa... Marceli jechał na testowym modelu monstercrossa (czyli w skrócie gravel z oponami 2,1) Rondo Bogan i jak się okazało w tym modelu fabrycznie są założone obręcze pod tubless, które zupełnie nie nadają się do konfiguracji z dętkami, bo zdjęcie opony z obręczy graniczy z cudem. Gdy walczymy z tym na przystanku w Al Jizah pojawiają się miejscowe dzieciaki i młodzież i wkrótce dołączają do prób naprawy. Z początku to nawet było to fajne, ale wkrótce tych osób zrobiło się kilkanaście, wszyscy głośno się wydzierali, nakręcając się coraz mocniej, nie dawali nam się dotknąć do tego koła itd.; kolejne realia arabskiego kraju, dość szokujące dla przyzwyczajonych do innej kultury Europejczyków. W końcu jednemu z Arabów udało się rękoma ściągnąć tę oponę z jednej strony (wymagało to przyłożenia bardzo dużej siły), ale jak się dorwali do tego koła to nie dali nam w spokoju tego załatać i założyć, więc w efekcie przycięli dętkę i powietrze znowu zeszło. Ale mieliśmy ich już tak dosyć, że ewakuujemy się jak najszybciej z tego przystanku, Byczys jedzie na zupełnym flaku kilka kilometrów i już nocą przy drodze w spokoju wymieniamy dętkę; na te wszystkie naprawy tracimy ze 3h i masę nerwów.
Już nocą jedziemy przez Madabę, tu robimy pierwsze zakupy w sklepie, generalnie ceny są sensowne, niższe niż w Polsce, ale w sklepach na półkach nie ma cen ;)). Za Madabą zaczyna się zabawa z szukaniem miejscówki noclegowej, po akcji z Arabami w czasie naprawy koła nie chcieliśmy powtórki z tłumem na biwaku, więc jechaliśmy długi kawałek; coś sensownego trafiło się dopiero po zaliczeniu sporego kawałka szutrowego zjazdu.
Zdjęcia z wyprawy
Dane wycieczki:
DST: 39.90 km AVS: 18.85 km/h
ALT: 418 m MAX: 58.40 km/h
Temp:21.0 'C
Czwartek, 28 października 2021Kategoria Scott 2021, Użytkowo
Po mieście
Dane wycieczki:
DST: 4.90 km AVS: 18.38 km/h
ALT: 8 m MAX: 26.20 km/h
Temp:15.0 'C
Środa, 27 października 2021Kategoria Scott 2021, Użytkowo
Po mieście
Dane wycieczki:
DST: 16.40 km AVS: 18.92 km/h
ALT: 30 m MAX: 30.60 km/h
Temp:10.0 'C
Wtorek, 26 października 2021Kategoria Scott 2021, Użytkowo
Po mieście
Dane wycieczki:
DST: 36.50 km AVS: 19.04 km/h
ALT: 60 m MAX: 31.50 km/h
Temp:8.0 'C
Poniedziałek, 25 października 2021Kategoria Canyon Exceed 2021, Wycieczka
Kolejne testy w MPK
Dane wycieczki:
DST: 52.20 km AVS: 19.58 km/h
ALT: 253 m MAX: 32.10 km/h
Temp:7.0 'C
Niedziela, 24 października 2021Kategoria Canyon Exceed 2021, Wycieczka
Testowa pętelka po MPK
Dane wycieczki:
DST: 56.80 km AVS: 19.81 km/h
ALT: 225 m MAX: 36.20 km/h
Temp:5.0 'C
Sobota, 23 października 2021Kategoria Scott 2021, Użytkowo
Po mieście
Dane wycieczki:
DST: 15.80 km AVS: 18.59 km/h
ALT: 30 m MAX: 27.90 km/h
Temp:4.0 'C
Piątek, 22 października 2021Kategoria Scott 2021, Użytkowo
Po mieście
Dane wycieczki:
DST: 3.40 km AVS: 15.69 km/h
ALT: 4 m MAX: 24.70 km/h
Temp:13.0 'C