wilk
Warszawa
avatar

Informacje

  • Wszystkie kilometry: 295010.23 km
  • Km w terenie: 837.00 km (0.28%)
  • Czas na rowerze: 538d 00h 20m
  • Prędkość średnia: 22.73 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Zaprzyjaźnione strony

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy wilk.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Sobota, 30 października 2021Kategoria Canyon Exceed 2021, Jordania 2021, >100km
II dzień - Ma'in - Morze Martwe - Al Rama - Pella - Umm Qais

Rano mamy elegancki widok, bo nocowaliśmy na sporej górze; pierwsze kilometry to szutrowy kawałek w kierunku Morza Martwego. Jedzie się ekstra, mamy dobre preludium tego co nas czeka na Jordan Bike Trail, spotykamy miedzy innymi pierwszych Beduinów, psy, ale największą furorę robią samodzielnie pasące się wielbłądy; na taki powiew egzotyki właśnie liczyliśmy szykując się na wyprawę do Jordanii. Ale dzisiejszy dzień ma charakter czysto dojazdowy - to długi przerzut na początek szlaku do Umm Qais.


Niestety szybko dobry humor psuje nam kolejny kapeć, tym razem w tylnym kole roweru Marcelego. I wczorajsza zabawa zaczyna się od nowa, tak samo nie jesteśmy w stanie ściągnąć opony z koła, klniemy na ten rower na czym świat stoi. Bo to jest swoista komedia, Rondo Bogan to wg reklamy na stronie producenta "ideal companion for an epic adventure". Ma chyba wszystkie możliwe mocowania, dwupozycyjny widelec (w domyśle na teren i na szosę) - ale co po tych bajerach jak całkowicie zawodzi w absolutnie kluczowej sprawie jaką jest niezawodność sprzętu, jeśli właśnie w czasie trwania "epic adventure" jak my przekonujemy się, że w tym rowerze nie da się normalnie zmienić dętki, czyli wobec najczęściej spotykanej rowerowej awarii jesteśmy bezradni? Rower z tymi fatalnymi obręczami zupełnie nie nadaje się pod dętki i sprzedawanie go w takiej konfiguracji jest nieuczciwe wobec klientów, a na poważnej trasie zaczyna rozwalać to całą wyprawę jak w naszym przypadku. Znowu ze 2h się z tym szarpaliśmy, ale nijak nie byliśmy w stanie zdjąć opony, decydujemy się więc poszukać jakiegoś warsztatu samochodowego, Byczys musi jechać co parę km dopompowując koło.



Zjeżdżamy nad Morze Martwe, sporo frajdy dają wartości na głębokim minusie pojawiające się na wysokościomierzu, bo ten rejon to przecież najgłębsza depresja świata. Sam asfaltowy zjazd bardzo widowiskowy i szybki, następnie jedziemy przez szereg kurortów pod bogatych turystów. Znad Morza Martwego zaliczamy blisko 200m podjazdu, dzięki czemu osiągamy wysokość -200m ;)). I tam na skrzyżowaniu z drogą Amman-Jerozolima udaje nam się znaleźć warsztat samochodowy. Nawet zawodowy wulkanizator ze 20min się naszarpał z tym kołem, ale w końcu udało się zdjąć oponę z tej fatalnej obręczy i po załataniu koła 10cm łatką do samochodowych dętek mogliśmy normalnie pojechać dalej. Marceli specjalnie nie pompował mocno koła, by opona nie wskoczyła na rant, bo wtedy znowu nie dałoby się zdjąć opony; ale przez to opona ma zauważalne bicie na bok, ale to i tak sporo lepsze niż brak możliwości naprawy przebitej dętki.


Po tych wszystkich perturbacjach wreszcie możemy normalnie jechać - kontynuujemy więc jazdę na północ. Jedziemy cały czas doliną Jordanu, na depresji w okolicach -200m, co oznacza, że jest bardzo ciepło, cały czas temperatura utrzymuje się na poziomie 31-33 stopnie, do tego mamy wiatr w plecy, co potęguje uczucie gorąca. Ale dzięki pomocy wiatru jedziemy szybko i sprawnie; szczególnie pierwszą część trasy. Później ruch na głównej drodze 65 znacząco rośnie, przybywa coraz więcej miasteczek, gdzie ciągle ktoś na nas woła i nas pozdrawia; z początku jest to miłe, ale za którymś razem już powoli zaczyna irytować. Przy każdym postoju przerabiamy standardowe pytania "what is your name" "how are you" i na tym zdolności komunikacyjne większości Arabów się kończą, co bieglejsi w angielszczyźnie pytają się jeszcze o kraj z jakiego jesteśmy, ale Bulandy (po arabsku Polski) nikt i tak nie kojarzy ;).

Późnym popołudniem docieramy do Asz-Szuna na północy kraju, pod samą syryjską granicą, tu ku naszej uldze wreszcie opuszczamy główną drogę i od razu robi się spokojniej i przyjemniej. Ale zaczyna się też i ciężki podjazd, a jako że niewiele jedliśmy na trasie to Byczysa trochę zaczęło odcinać, więc jedziemy z pauzami na odpoczynki. Już nieźle umordowani do Umm Quais docieramy po ciemku, udaje nam się znaleźć fajną kanajpkę na obiad, gdzie po dłuższym odpoczynku odżyliśmy. To również pierwsze spotkanie z arabską kuchnią, obiad dostajemy na wielkim wspólnym talerzu i bez sztućców - tutaj jada się rękoma :))


Po dłuższym popasie robimy jeszcze zakupy na śniadanie i wjeżdżamy na rozpoczynający się tutaj zjazdem Jordan Bike Trail. Miejscówkę na noc udaje się znaleźć dość szybko, rozbijamy się przy zbiorniku wody, bo to było jedyne płaskie miejsce. W czasie rozkładania obozu chwila strachu bo przyjechał gościu cysterną by nabrać wodę ze zbiornika, ale nic mu nie przeszkadzało, że tu będziemy spać.
Zdjęcia z wyprawy


Dane wycieczki: DST: 147.70 km AVS: 21.20 km/h ALT: 1490 m MAX: 63.90 km/h Temp: 'C

Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl