Niedziela, 31 października 2021Kategoria >100km, Canyon Exceed 2021, Jordania 2021
III dzień - Umm Quais - Dolina Jordanu - Kafr Rakib - Ajloun - Anjara
Wstajemy jeszcze po ciemku (to wymuszał już bardzo krótki o tej porze roku dzień), ku naszemu zaskoczeniu w czasie zwijania obozowiska zaczyna popadywać deszcz, nie tak to miało być ;). Ale wiele nie pada, to tylko krótkie mżawki, więc ruszamy na pierwsze kilometry Jordan Bike Trail. Początek to zjazdy na ok. -100m, widoki od razu robią wrażenie. Gdy zaczynamy podjeżdżać szybko sprawdza się to co czytaliśmy o szlaku - pod górę będzie ostro, nachylenia powyżej 15% na JBT to raczej norma, nie coś wyjątkowego. Od razu notujemy też starcia z psami pasterskimi - z tego ten szlak również słynie ;). Pierwszy duży podjazd skrajem kanionu - i od razu kapitalne widoczki, krótki kawałek trzeba tu rower podprowadzić (przy okazji przepuszczaliśmy przechodzące duże stado kóz), ale generalnie zdecydowaną większość się jedzie co jest wielką zaletą szlaku. Na wysokości 400-500m zaczyna się wypłaszczać, co bynajmniej nie oznacza braku gór, jedynie to że teraz następują na przemian krótkie zjazdy i podjazdy i utrzymuje się mniej więcej stałą wysokość ;)). Na tym odcinku sporo małych wioseczek, chwilami też dość solidnie wieje, temperatury w okolicach ledwie 20 stopni, dużo chłodniej niż wczoraj; ale dzięki temu też i mniej się męczymy.
Po serii pagórków następuje długi zjazd na poziom doliny Jordanu, czyli aż na -200m, zjazd robi spore wrażenie, co zakręt to nowe ekstra widoki.
W dolinie Jordanu jedziemy odcinek wzdłuż kanału Abdullaha, następnie krótki kawałek główną drogą znany nam z wczorajszego dojazdu - i odbijamy w bok na kolejne podjazdy. Przed stanowiskami archeologicznymi w Pelli bardzo ostre ścianki, same "starożytności" widać z drogi. Długi i ciężki podjazd doprowadza nas do Kufr Rakib, już nieźle zmęczeni po raz pierwszy korzystamy z lokalnego baru z arabskim jedzeniem, całkiem dobrze podeszła nam shawarma, czyli rodzaj kebabu z kurczaka na pionowym rożnie, zawijanym w cienki placek typu pita wraz z sosami i dodatkami; jednocześnie sycące i smaczne. W Kufr Rahib kończy się pierwszy segment szlaku (oryginalnie Jordan Bike Trail podzielony jest na 12 segmentów), ale my ze względu na ograniczenia urlopowe planowaliśmy zrobić szlak w okolicach 7 dni, więc musieliśmy dziennie przejeżdżać sporo więcej - tak więc ruszamy dalej.
Za Kufr Rahib zmienia się mocno krajobraz, robi się sporo bardziej zielono, wjeżdżamy w lasy charakterystycznego dla tej części Jordanii dębu skalnego. Wymagające podjazdy doprowadzają nas na poziom 900-1000m, niestety tak się pechowo złożyło, że gdy zmierzchało znaleźliśmy się w bardzo zurbanizowanym rejonie sporych miast Ajloun (charakterystyczna muzułmańska forteca na wysokim szczycie) i Anjara, gdzie bardzo trudno było o sensowną miejscówkę.
Więc szukając miejsca na nocleg musieliśmy dzień przeciągnąć sporo bardziej niż byśmy chcieli. Zjechaliśmy miedzy innym w bok z trasy do miasta Kufran, który nas z początku przytłacza, bo niespodziewanie trafiamy na wielki ruch i mnóstwo ludzi, ale trafiamy też na barek, gdzie jemy kolejne shawarmy, tym razem jako obiad. I już bardzo zmęczeni musieliśmy jeszcze zaliczać ostry i długi podjazd (koło 400m w pionie) do Anjary, za którą liczyliśmy, że trafią się jakieś miejscówki. Po zaliczeniu podjazdu w czasie zakupów na biwak nawet trafił się Arab, który nam proponował nocleg u siebie, Marceli był skłonny spróbować, ja wolałem jednak nie ryzykować, bo w końcu człowieka nie znaliśmy i poza tym ciężko byłoby się wcześniej położyć i wcześnie wstać kolejnego dnia, a harmonogram trasy nas gonił.
Wyjeżdżamy więc kawałek za Anjarę i w końcu trafiamy na jaką taką miejscówkę w sadzie, problemem jest to, że i tak dość mocny dzisiejszego dnia wiatr jeszcze sporo przybrał na sile. Rozstawiamy namioty w sadzie mniej więcej pod kierunek wiatru licząc że jakoś to będzie ;)
Zdjęcia z wyprawy
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Wstajemy jeszcze po ciemku (to wymuszał już bardzo krótki o tej porze roku dzień), ku naszemu zaskoczeniu w czasie zwijania obozowiska zaczyna popadywać deszcz, nie tak to miało być ;). Ale wiele nie pada, to tylko krótkie mżawki, więc ruszamy na pierwsze kilometry Jordan Bike Trail. Początek to zjazdy na ok. -100m, widoki od razu robią wrażenie. Gdy zaczynamy podjeżdżać szybko sprawdza się to co czytaliśmy o szlaku - pod górę będzie ostro, nachylenia powyżej 15% na JBT to raczej norma, nie coś wyjątkowego. Od razu notujemy też starcia z psami pasterskimi - z tego ten szlak również słynie ;). Pierwszy duży podjazd skrajem kanionu - i od razu kapitalne widoczki, krótki kawałek trzeba tu rower podprowadzić (przy okazji przepuszczaliśmy przechodzące duże stado kóz), ale generalnie zdecydowaną większość się jedzie co jest wielką zaletą szlaku. Na wysokości 400-500m zaczyna się wypłaszczać, co bynajmniej nie oznacza braku gór, jedynie to że teraz następują na przemian krótkie zjazdy i podjazdy i utrzymuje się mniej więcej stałą wysokość ;)). Na tym odcinku sporo małych wioseczek, chwilami też dość solidnie wieje, temperatury w okolicach ledwie 20 stopni, dużo chłodniej niż wczoraj; ale dzięki temu też i mniej się męczymy.
Po serii pagórków następuje długi zjazd na poziom doliny Jordanu, czyli aż na -200m, zjazd robi spore wrażenie, co zakręt to nowe ekstra widoki.
W dolinie Jordanu jedziemy odcinek wzdłuż kanału Abdullaha, następnie krótki kawałek główną drogą znany nam z wczorajszego dojazdu - i odbijamy w bok na kolejne podjazdy. Przed stanowiskami archeologicznymi w Pelli bardzo ostre ścianki, same "starożytności" widać z drogi. Długi i ciężki podjazd doprowadza nas do Kufr Rakib, już nieźle zmęczeni po raz pierwszy korzystamy z lokalnego baru z arabskim jedzeniem, całkiem dobrze podeszła nam shawarma, czyli rodzaj kebabu z kurczaka na pionowym rożnie, zawijanym w cienki placek typu pita wraz z sosami i dodatkami; jednocześnie sycące i smaczne. W Kufr Rahib kończy się pierwszy segment szlaku (oryginalnie Jordan Bike Trail podzielony jest na 12 segmentów), ale my ze względu na ograniczenia urlopowe planowaliśmy zrobić szlak w okolicach 7 dni, więc musieliśmy dziennie przejeżdżać sporo więcej - tak więc ruszamy dalej.
Za Kufr Rahib zmienia się mocno krajobraz, robi się sporo bardziej zielono, wjeżdżamy w lasy charakterystycznego dla tej części Jordanii dębu skalnego. Wymagające podjazdy doprowadzają nas na poziom 900-1000m, niestety tak się pechowo złożyło, że gdy zmierzchało znaleźliśmy się w bardzo zurbanizowanym rejonie sporych miast Ajloun (charakterystyczna muzułmańska forteca na wysokim szczycie) i Anjara, gdzie bardzo trudno było o sensowną miejscówkę.
Więc szukając miejsca na nocleg musieliśmy dzień przeciągnąć sporo bardziej niż byśmy chcieli. Zjechaliśmy miedzy innym w bok z trasy do miasta Kufran, który nas z początku przytłacza, bo niespodziewanie trafiamy na wielki ruch i mnóstwo ludzi, ale trafiamy też na barek, gdzie jemy kolejne shawarmy, tym razem jako obiad. I już bardzo zmęczeni musieliśmy jeszcze zaliczać ostry i długi podjazd (koło 400m w pionie) do Anjary, za którą liczyliśmy, że trafią się jakieś miejscówki. Po zaliczeniu podjazdu w czasie zakupów na biwak nawet trafił się Arab, który nam proponował nocleg u siebie, Marceli był skłonny spróbować, ja wolałem jednak nie ryzykować, bo w końcu człowieka nie znaliśmy i poza tym ciężko byłoby się wcześniej położyć i wcześnie wstać kolejnego dnia, a harmonogram trasy nas gonił.
Wyjeżdżamy więc kawałek za Anjarę i w końcu trafiamy na jaką taką miejscówkę w sadzie, problemem jest to, że i tak dość mocny dzisiejszego dnia wiatr jeszcze sporo przybrał na sile. Rozstawiamy namioty w sadzie mniej więcej pod kierunek wiatru licząc że jakoś to będzie ;)
Zdjęcia z wyprawy
Dane wycieczki:
DST: 118.80 km AVS: 13.79 km/h
ALT: 3383 m MAX: 67.20 km/h
Temp:19.0 'C
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!