wilk
Warszawa
avatar

Informacje

  • Wszystkie kilometry: 295010.23 km
  • Km w terenie: 837.00 km (0.28%)
  • Czas na rowerze: 538d 00h 20m
  • Prędkość średnia: 22.73 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Zaprzyjaźnione strony

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy wilk.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Październik, 2023

Dystans całkowity:1743.70 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:67:16
Średnia prędkość:25.92 km/h
Maksymalna prędkość:62.30 km/h
Suma podjazdów:11697 m
Liczba aktywności:4
Średnio na aktywność:435.93 km i 16h 49m
Więcej statystyk
Sobota, 28 października 2023Kategoria >100km, >200km, >300km, >500km, Canyon Disc 2023, Wycieczka
Zimna Litwa
Ostatni weekend października to jedyny okres, gdy można pojeździć 25h na dobę - więc nie mogliśmy tej szansy zmarnować :)). A że przechodzimy na czas zimowy to jak mawiał klasyk z Misia "jak jest zima to musi być zimno" - ruszamy razem z Martą i Rafałem w najzimniejszy rejon w sensowym zasięgu, czyli na Litwę. Startujemy o 11 z Działdowa, od razu widać, że ciepło to dzisiaj nie będzie, są ledwie 3-4 stopnie. Oglądamy zamek krzyżacki w Nidzicy, następnie kierujemy się na Biskupiec, trasa prowadzi głównie lasami, więc można podziwiać piękne barwy jesieni.


Do Biskupca na Orlen docieramy już przemarznięci, więc wszyscy przebieramy się tu w grubsze ciuchy. Sanktuarium maryjne w Świętej Lipce oglądamy jeszcze za światła dziennego, do Kętrzyna i pobliskiego Wilczego Szańca docieramy już nocą.

Odcinek do Gołdapi mija całkiem sprawnie, tutaj robimy długi, ponad godzinny popas na wygodnym "kanapowym" Orlenie, stacje 24h znacznie podnoszą komfort zimowej jazdy. Za Gołdapią zaczyna się długi odcinek całkowitej "ciemnej dupy" - na 100km do Kalwarii na Litwie nie było żadnego oświetlenia w mijanych miasteczkach, a minęło nas na tym kawałku może z 5 samochodów. Na odcinku do Wiżajn wyremontowano drogę i odcinków z gorszym asfaltem zostało już bardzo niewiele. Udało nam się też zobaczyć Trójstyk granic Polski, Rosji i Litwy, spotkaliśmy tutaj co prawda patrol Straży Granicznej (a dochodziła północ) - ale nie robili żadnych problemów z podjechaniem kawałka pod sam słupek rozdzielający trzy granice. Okazało się, że słupek jako obiekt o szczególnie strategicznym znaczeniu jest szczelnie ogrodzony drutem kolczastym, czysto pokazowa komedia, bo skuteczność takiego rozwiązania w zatrzymywaniu imigrantów jest żadna, tym bardziej, że na długiej granicy z Rosją jest wiele dogodniejszych miejsc do przekroczenia granicy. 


Kawałek dalej wjeżdżamy na Litwę, wychodzi księżyc i chwilami widoki są magiczne.


Ale zejście chmur z nieba oznaczało spadek temperatury, lekki mróz trzymał od Gołdapi, teraz spada tak na poziom -3'C, więc odliczamy już kilometry do stacji w Łoździejach, bo nocne 130km na mrozie to już daje zdrowo w kość. W Łoździejach na szczęście trafiamy na stację Circle K na dużym wypasie, gdzie można się wygodnie zregenerować, Marcie udało się nawet trochę pospać, my z Rafałem niestety nie posiedliśmy magicznej sztuki zasypiania w każdej pozycji w dowolnym miejscu ;))


Krótki kawałek za Łoździejami zaczyna świtać i jest bardzo zimno, aż do Druskiennik trzyma mróz na poziomie -3-4'C, ale widoki o świcie rekompensują to w całości.


Trochę przerobiliśmy pierwotną trasę do Druskiennik licząc, że oszczędzimy ok. 20km (nie przeliczając tego dokładnie), ale skrót okazał się sporo krótszy i już musieliśmy zacząć mocno pilnować czasu, by wyrobić się na pociąg w Augustowie; dlatego Druskienniki oglądamy tylko bardzo pobieżnie z rowerowego siodełka. Za Wiejsiejami zaczął się odcinek szutrowy z których słynie Litwa - i to jeden z najładniejszych jakie miałem okazję jechać; malownicze pagóreczki, pola, łąki i lasy w jesiennych barwach.


Do tego o tej porze roku szutry są twardo ubite, więc nawet na szosówkach nie są jakimś wielkim problemem, także jazda tego odcinka zajęła nam mniej czasu niż się obawialiśmy i mogliśmy jeszcze się zatrzymać w Gibach w lokalnym sklepiku, gdzie mieli bardzo smaczne drożdżówki; a na pociąg w Augustowie dotarliśmy z bezpiecznym półgodzinnym zapasem. 

Trasa wymagająca, 500km pod koniec października to oznacza 14h nocy, do tego wypadło nam ok. 200km na mrozie, ani razu nie było cieplej niż 5'C. Ale frajdy taka jazda w dobrze zgranym rowerowo teamie daje masę, a jazda w trudniejszych warunkach pogodowych później mocno procentuje na wyścigach, bo pogoda na ultra to bardzo często jest kluczowy czynnik. 
Zdjęcia z wyjazdu
Krótki filmik z IG Marty

Dane wycieczki: DST: 501.20 km AVS: 26.50 km/h ALT: 3259 m MAX: 61.30 km/h Temp:1.0 'C
Sobota, 21 października 2023Kategoria >100km, >200km, >300km, Canyon Disc 2023, Wycieczka
Przez Pogórza na Podhale

Na początku tygodnia prognozy pogody na weekend były fatalne, ze śniegiem włącznie; na szczęście im bliżej weekendu tym to lepiej zaczynało wyglądać. Jedno było widać wyraźnie - warto było pojechać na południe, bo tam w sobotę miało być pod 20 stopni, w niedzielę z kolei się to miało wszystko zepsuć. Ruszamy więc piątek i zaraz po pracy jedziemy pociągiem do Skarżyska. Tam witają nas mokre drogi i mnóstwo wilgoci w powietrzu. I to się utrzymuje przez dłuższy odcinek, tak mniej więcej do Buska-Zdroju, gdzie odpoczywamy na Orlenie po licznych świętokrzyskich hopkach. Gdy zbliżamy się do Wisły jest już sucho, a temperatura w środku nocy osiąga aż 18 stopni, a mamy 21 października!

(fot.em.gieer)

Odcinek do Tarnowa to jazda pod wiatr, odwiedzamy malowane chaty w Zalipiu i stadion w Niecieczy. Świtać zaczyna nam za Ryglicami, gdy wjeżdżamy w pierwsze ścianki Pogórza Ciężkowickiego. Trochę brakuje nam słońca - ale góry to jednak góry i tu widoki zawsze są, szczególnie jesienią, gdy drzewa przybierają czerwono-złociste barwy




Z Ciężkowic kierujemy się na Pogórze Rożnowskie, jak to na pogórzach - ostrych ścianek nie brakuje, praktycznie każdy podjazd zawiera sekcje +10%, a są i takie co dochodzą do 15%. Marta choć jedzie na "mazowieckiej" kasecie i najlżejsze przełożenie jakim dysponuje to 36-30 - wciąga wszystko w korbach, udowadniając, że to najważniejsze przełożenie to trzeba mieć w nodze :)). Po widokowym przejeździe nad Jeziorem Rożnowskim wjeżdżamy na Velo Dunajec, którym pokonujemy dłuższy odcinek, aż do Ochotnicy. Szlak bardzo porządnie wykonany i wygodny do jazdy, a przede wszystkim pozwala całkowicie ominąć aglomerację Nowego Sącza, do tego widokowo wypada sporo lepiej niż alternatywne dla szlaku szosy:


Pogoda fenomenalna, koniec października, a w górach można jechać na krótki rękaw. Gdy rozpoczynamy długi podjazd na Knurowską wychodzi słońce i robi się bajkowo, mamy swoją Golden Hour. Widoki w rejonie przełęczy, a następnie ze zjazdu na Tatry powodują, że zmęczenia ponad 300km górskiej trasy w ogóle się nie czuje; po to właśnie warto jeździć ultra! 




Z Nowego Targu zastanawialiśmy czy nie skrócić nieco trasy do Krakowa, bo już trochę na styk się z powrotnym pociągiem robiło; ale że wymagałoby to jazdy jedną z najbardziej hardkorowych na rower dróg w Polsce, czyli zakopianką - zostajemy przy dłuższym wariancie, dobrze przeze mnie sprawdzonym podczas powrotów z Głodówki. Marta na tym kawałku nieźle mnie przeczołgała cisnąc na podjazdach po 350W, z taką nogą to rzeczywiście do niczego górskie kasety nie są jej potrzebne ;)). Ale dzięki temu do Krakowa docieramy na luzie, z godzinnym zapasem, więc był jeszcze czas na obiad w Macu. Samo miasto w sobotni wieczór potężnie zatłoczone, jadąc na dworzec chwilami musieliśmy się przebijać przez korki.

Sumarycznie trasa bardzo udana, góry to są góry i widokowo zawsze przebijają nizinne krajobrazy, a przy takiej pogodzie jak trafiliśmy na Knurowskiej - to jazda robi się bajkowa!

Zdjęcia
Krótki filmik z IG Marty


Dane wycieczki: DST: 430.80 km AVS: 23.91 km/h ALT: 4232 m MAX: 62.30 km/h Temp:17.0 'C
Sobota, 14 października 2023Kategoria >100km, >200km, >300km, Canyon Disc 2023, Wycieczka
Przez Podlasie do Ełku

Jako, że na sobotę były doskonałe prognozy pogody grzechem byłoby tego nie wykorzystać. Po nocnym pociągu do Siedlec ruszamy razem z Martą krótko przed świtem. Pierwszy odcinek na prom w Mielniku - to widokowa uczta, piękny spektakl barw wschodzącego słońca, czy fantazyjne układy chmur gdy płyniemy promem przez Bug.


fot. @em.gieer





Z Mielnika kierujemy się bocznymi drogami w stronę białoruskiej granicy. Było trochę dziurawych odcinków, był nawet i kawałek z antycznym już podlaskim gruboziarnistym asfaltem - ale zdecydowanie było warto bo kawałek jest ciekawy. Wisienką na torcie tego fragmentu trasy była urokliwa drewniana cerkiewka w Koterce, tuż przy samej granicy. Wrażenie robi zarówno sama cerkiew jak i jej ulokowanie, bo jest otoczona lasem. 


Postój robimy w Kleszczelach, tutaj krótka rozmowa ze starszą mieszkanką miasteczka i przyjemny dla ucha wschodni zaśpiew. Babcia kilka razy nas prosiła byśmy na siebie uważali i nie jechali za szybko, ale wiatr na odcinku do Hajnówki był taki, że 35km/h to się jechało bez żadnego wysiłku, a na delikatnych zjazdach 1-2% przekraczaliśmy nawet i 50km/h. Pogoda bajkowa, od Kleszczeli temperatury powyżej 20'C, więc jedziemy zupełnie na krótko i jedzie się doskonale. Kolejny punkt programu to Zalew Siemianiówka, od tego momentu pogoda powoli zaczęła się psuć. Najpierw leciutko popadywało na odcinku do Krynek i gdy już się nam wydawało, że opady przeszły to podjechała sina chmura z której już solidnie walnęło ;))


Na szczęście w porę trafił się przystanek, więc nie przemokliśmy i po przejściu głównego uderzenia deszczu ruszamy dalej. Popadywało do Nowego Dworu (dojeżdżamy tam już nocą), ale opady szybko przeszły i wkrótce mieliśmy piękne gwiaździste niebo; z rejonu Nowego Dworu też dobrze było widać poświatę Grodna, oddalonego ledwie 20km w linii prostej. 

Jak gwiaździste niebo - to i nocka chłodna, temperatura szybko zeskoczyła na poziom 6-7'C, więc popas w McDonaldzie w Suwałkach był jak znalazł, można było zmienić mokre po deszczu skarpetki. Ostatnie 90km do Ełku to sporo jazdy pod wiejący z zachodu wiatr, też remonty na krajówce DK65, nad jezioro Ełckie docieramy po czwartej, z dużym zapasem przed porannym pociągiem do Warszawy.

Kolejna bardzo udana traska z cyklu tylko dla członków klubu: :))


Zdjęcia z wyjazdu
Krótki filmik z IG Marty

Dane wycieczki: DST: 455.70 km AVS: 26.96 km/h ALT: 2324 m MAX: 51.00 km/h Temp:14.0 'C
Sobota, 7 października 2023Kategoria >100km, >200km, >300km, Canyon Disc 2023, Wycieczka
Chełm
Jako, że na sobotnią noc zapowiadano deszcz i temperatury poniżej 10'C z namówieniem Marty (aka Chory Pojeb) na trasę do Chełma nie było żadnych problemów ;)). Startujemy o 21 z Warszawy, w stolicy i Konstancinie jeszcze ciepło, ale za aglomeracją warszawską temperatura spada na poziom 7-8'C i tyle z grubsza trzyma całą noc. Nie pada jakoś mocno, niemniej sporą część nocnej jazdy coś tam siąpi. Znacznie bardziej przeszkadza nam spray spod kół rowerów, chcąc jechać na zmianach wszystko to ląduje na twarzy kolarza jadącego z tyłu i mokniemy jak przy solidnych opadach, do tego syf z drogi spowodował zgon radaru Varia, jak się okazało zablokowanie guzika brudem z drogi to często występująca awaria tego urządzenia. 


W Kazimierzu popas na Orlenie i wizyta na rynku, świtać zaczyna dopiero po ponad 210km, za Bychawą. Deszcz zamiast zmaleć jak mówiły prognozy to się nieoczekiwanie zwiększył, dopiero na górkach za Radecznicą zaczęło się poprawiać, a na horyzoncie pojawiła się wyraźna granica oddzielająca ciemne chmury i błękitne niebo. Po to właśnie się jeździ ultra by oglądać takie widoki, za przetrwanie deszczowej i zimnej nocy dostaliśmy w nagrodę prawdziwy spektakl światła i cienia na drodze do Szczebrzeszyna.




W Zamościu zmieniamy kierunek jazdy i mocny wiatr zaczyna zdecydowanie przeszkadzać. Ale dzięki temu mamy piękne widoki na mocno pagórkowatym odcinku do Chełma - pełne słońce i fantazyjne układy chmur na niebie. W Chełmie krótka rundka po centrum i wsiadamy do pociągu do Warszawy, którym jedzie sporo więcej Ukraińców niż Polaków ;)


Zdjęcia z trasy
Krótki filmik z IG Marty
Dane wycieczki: DST: 356.00 km AVS: 26.50 km/h ALT: 1882 m MAX: 49.40 km/h Temp:8.0 'C

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl