wilk
Warszawa
avatar

Informacje

  • Wszystkie kilometry: 293746.45 km
  • Km w terenie: 837.00 km (0.28%)
  • Czas na rowerze: 535d 21h 56m
  • Prędkość średnia: 22.72 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Zaprzyjaźnione strony

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy wilk.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2012

Dystans całkowity:1265.10 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:59:52
Średnia prędkość:21.13 km/h
Maksymalna prędkość:60.20 km/h
Suma podjazdów:6089 m
Liczba aktywności:22
Średnio na aktywność:57.50 km i 2h 43m
Więcej statystyk
Piątek, 29 czerwca 2012Kategoria Treking, Użytkowo
Do pracy
Dane wycieczki: DST: 15.30 km AVS: 21.86 km/h ALT: 33 m MAX: 36.00 km/h Temp:26.0 'C
Czwartek, 28 czerwca 2012Kategoria >100km, Góral, Wycieczka
Kampinoski Szlak Rowerowy

W Kampinosie byłem już na rowerze wiele razy - ale tak się złożyło, że nigdy nie miałem okazji zaliczyć szlaku dedykowanego właśnie do jazdy rowerem - czyli Kampinoskiego Szlaku Rowerowego. Spory wpływ na to miał mało atrakcyjny przebieg szlaku - prowadzący raczej obrzeżami puszczy niż jej sercem. Niemniej w końcu postanowiłem przekonać się na własne oczy jak się prezentuje w całości. Ruszam na trasę dość późno; na szlak w Wólce Węglowej wjeżdżam trochę przed 10, jadę w kierunku przeciwnym do ruch wskazówek zegara - tak by bardziej atrakcyjny kawałek trasy wypadał w drugiej części jazdy. Początek to głównie dość łatwe szutry prowadzące obrzeżami puszczy, czasem nawet wjeżdża się do okolicznych wiosek (rejon Dziekanowa); za Palmirami znowu więcej lasu, następnie w rejonie Cybulic większy kawałek asfaltu; do lasu powracam niebieskim szlakiem; kawałek przed Leoncinem zatrzymuje mnie leśnik z powodu wyrębu lasu w pobliżu. Poczekałem z 5min - po czym leśnik uznaje że wolno jechać, więc jadę - a tu dosłownie 5 sekund po moim przejeździe na moją drogę z hukiem wali się ogromne ścięte drzewo; za taką robotę to temu leśnikowi powinno się kazać cały dzień rąbać drzewa zwykłą siekierą. Odpoczynek robię w Leoncinie. Przez Denny Las jedzie się rzeczywiście dość dennie, sporo lasów liściastych i gęstszego poszycia, a za tym nie przepadam; ale wraz z dystansem las powoli przechodzi w ciekawszy iglasty, jest też trochę brzóz.

Pogoda dopisuje, temperatura koło 25, więc jedzie się bardzo fajnie. Ciekawszy odcinek zaczyna się rejonie Kanału Kromnowskiego, szlak jest tutaj dość trudny - na rowerowy nie bardzo wygląda, prowadzi wałem nad kanałem, często dość wysokimi zaroślami i krzakami. Mimo, że jedzie się dość ciężko, 12-15km/h - to kawałek ma swój niewątpliwy urok, ma taki lekki smaczek dzikości i niedostępności, widoki też całkiem fajne. W ten sposób trzeba było przejechać parę ładnych kilometrów; później jest sporo łąk przed Tułowicami; natomiast za tym miastem wjeżdża się na szerokie błonia nad Bzurą, które w 1939 były polem krwawej bitwy - bo właśnie pod Tułowicami przebijała się na Warszawę część oddziałów armii Poznań i Pomorze; właśnie tu zginął generał Grzmot-Skotnicki osobiście prowadząc żołnierzy do natarcia; Niemcy w odpowiedzi na krwawy opór jaki stawili polscy żołnierze tchórzliwie zemścili się na niewinnych cywilach rozstrzeliwując mieszkańców okolicznych wiosek.Ten odcinek (mimo, że w większości bezleśny) - całkiem przypadł mi do gustu, sporo tu klimatów charakterystycznych dla Mazowsza; wjeżdżając do Brochowa od strony Bzury - mamy piękny widok na wspaniały kościół obronny mieszczący się w miasteczku. Odcinek do Żelazowej Woli także w większości bezleśny, ale są też charakterystyczne dla rejonu Żelazowej Woli - wierzby (pod takim drzewem stereotypowo przedstawia się Chopina).

W samej Żelazowej Woli postój, do parku nie zachodziłem, po przebudowe nie można wprowadzać roweru na jego teren; a za bilet trzeba sporo płacić; szkoda bo kiedyś dawało się tu wjeżdżać poza sezonem. Za Żelazową Wolą sporo szutrów (także leśnych) do Granicy, tam znajduje się skansen i Muzeum Puszczy Kampinoskiej; dalej zaczyna się najbardziej atrakcyjny kawałek szlaku - niebieskim pieszym do Zamczyska, a na następnie czerwonym przez Karpaty; mimo że byłem tu już wiele razy - to zawsze jeżdżę ten kawałek z przyjemnością. Do Leszna szlak nieco zepsuty przez ścinkę drzew na bocznej dróżce którą prowadzi; do Zaborowa dość wymagający, typowo leśny kawałek. Za to w Zaborowie - szlak się właściwie kończy, do Lipkowa jest niemal cały czas asfalt, trochę terenu pojawia się dopiero na samej końcówce za Lipkowem i przed Wólką Węglową. Jako że czasu miałem jeszcze całkiem sporo - wracałem przez centrum miasta obserwując przejście niemieckich kibiców na Stadion Narodowy i towarzyszące temu zabawy; na Trakcie Królewskim spotkałem też Cimana, który pracuje tutaj wożąc kibiców rykszą (podobno to świetny interes ;)); wspólnie pojechaliśmy pod sam stadion.

Wyjazd zdecydowanie udany, świetna pogoda, dobrze się jechało. Szlak atrakcyjnością nie może się równać z najciekawszymi szlakami pieszymi Kampinosu - zielonym i czerwonym; ale też nie jest tak, że należy go całkowicie skreślić, jest tutaj wiele ciekawych kawałków; jest co zobaczyć; także takie tereny, których się normalnie na wyjeździe do Kampinosu nie zalicza (jak piękne błonia nad Bzurą). Natomiast dziwi trochę idea długich kawałków po asfalcie - przy szlaku który ma w nazwie "Kampinoski" to średni pomysł.

Zdjęcia z wycieczki

Dane wycieczki: DST: 191.10 km AVS: 20.22 km/h ALT: 361 m MAX: 35.20 km/h Temp:25.0 'C
Środa, 27 czerwca 2012Kategoria Rower szosowy, Wycieczka
Szosowy wypad do Celestynowa
Dane wycieczki: DST: 82.00 km AVS: 27.18 km/h ALT: 124 m MAX: 57.10 km/h Temp:21.0 'C
Wtorek, 26 czerwca 2012Kategoria Rower szosowy, Użytkowo
Krótka rundka po Ursynowie
Dane wycieczki: DST: 4.90 km AVS: 22.62 km/h ALT: 4 m MAX: 31.30 km/h Temp:14.0 'C
Wtorek, 26 czerwca 2012Kategoria Treking, Użytkowo
Do sklepu
Dane wycieczki: DST: 7.90 km AVS: 26.33 km/h ALT: 8 m MAX: 29.00 km/h Temp:20.0 'C
Poniedziałek, 25 czerwca 2012Kategoria Treking, Użytkowo
Do pracy
Dane wycieczki: DST: 15.30 km AVS: 21.86 km/h ALT: 49 m MAX: 36.60 km/h Temp:22.0 'C
Niedziela, 24 czerwca 2012Kategoria Rower szosowy, Wycieczka
Powrót z dworca
Dane wycieczki: DST: 9.20 km AVS: 23.00 km/h ALT: 27 m MAX: 37.90 km/h Temp:17.0 'C
Sobota, 23 czerwca 2012Kategoria >100km, >200km, Rower szosowy, Wycieczka
Rowerem na Rysy!

Kraków - Dobczyce - Mszana Dolna - Obidowa (803m) - Gliczarów Górny - Łysa Polana - Morskie Oko (1398m) - [pieszo] - Rysy (2499m) [SK] - Popradzkie Pleso (1500m) - Sztyrbskie Pleso - Tatrzańska Kotlinka - przeł. Zdziarska (1080m) - [PL] - Łysa Polana - Zakopane

Przy planowaniu rowerowych wypraw nie zawsze logiczna ocena sytuacji ma decydujące znaczenie - czasem idzie się po prostu na żywioł; ten wyjazd właśnie do tej kategorii się zalicza ;) Wiadomo, że na Rysach na rowerze się nie pojeździ, ale satysfakcja z dotarcia rowerem na najwyższy szczyt Polski - jednak ogromna!

Do Krakowa docieram przed 23, parę minut przygotowań - i ruszam na trasę robiąc tradycyjne kółeczko po krakowskim rynku i pod Wawelem. O tej godzinie nocne życie tętni pełną parą, w centrum setki (głównie) młodych ludzi, wielu dopingujących kibiców itd. Z miasta wyjeżdżam drogą na Wieliczkę, skąd dalej kieruję się na Dobczyce. Zaskakuje mnie poziom oświetlenia - niemal całość kawałka do Dobczyc jadę w świetle sodowych latarni, dalej też jest z tym przyzwoicie. Trasa wymagająca, górki są cały czas - najpierw Pogórze Wielickie, następnie duży podjazd przed Kasiną (niecałe 600m). Ale noc fajna, na drogach zupełna pustka, więc jedzie się przyzwoicie. W Rabce wjeżdżam na zakopiankę i zaliczam bardzo klimatyczny podjazd na Obidową. Już na samym początku pojawia się gęsta mgła, tak że po jakiś 25m metrach w pionie w ogóle nie widać już świateł całkiem sporej Rabki. Spory kawałek jechałem w tej mgle, po czym na wysokości trochę ponad 600m - mgła ustępuje jak nożem uciął, nad sobą mam gwiaździste niebo, na wschodzie pierwsze przebłyski nadciągającego brzasku; jednym słowem - kto ranu wstaje temu Pan Bóg daje.

Za Nowym Targiem robię na przystanku pierwszy postój; musiałem się ubrać w cieplejsze rzeczy, bo temperatura spadła do 6'C. Ale, że kawałek dalej czeka mnie Gliczarów - więc na trasę ruszam w krótkich spodenkach; tam z rozgrzaniem się nie ma problemów :)) 22% ściana dała mi potężnie w kość, jazda na takiej pile z przełożeniem 39-28 wycina niesamowicie, wjechałem ledwo-ledwo z kadencją koło 40. Dalej czeka mnie bardzo widokowa jazda grzbietem na Głodówkę, cały czas mam atrakcyjne widoki na Tatry, szkoda że częściowo skryte pod chmurami, słońce też jakoś niemrawo przebłyskuje zza chmur. Specjalnie wyruszałem tak wcześnie by dotrzeć pod bramkę na drodze do Morskiego Oka przed godz.6 by uniknąć kontroli - ale okazało się że w sobotę licząc na dobre "łupy" sprzedają bilety jeszcze wcześniej, rozmowa z "dziadem bramkowym" nie dała żadnych efektów, więc po pyskówce wycofałem się kawałek i przebijając się zaroślami wyszedłem na drogę powyżej bramki; z lekkim rowerem poszło to dużo wygodniej niż z trekingiem z sakwami parę lat temu; choć rosa była taka, że zupełnie przemoczyłem buty i skarpetki. Podjazd do Morskiego Oka to nachylenie 5-7%, dość długi, głównie w lesie, dopiero w końcówce pojawiają się szersze widoki na ścianę gór z Mięguszowieckim Szczytem na pierwszym planie.

Nad Morskim Okiem dłuższy postój połączony z przygotowaniami do pieszej wędrówki - przepakowanie bagażu, skomplikowany montaż złożonego roweru do plecaka. Na trasę ruszam koło 7 - początek dość łatwy, spacer nad urokliwym Morskim Okiem; plecak z rowerem trzyma się całkiem-całkiem, więc nabieram otuchy przed czekającym mnie wyzwaniem. Podejście do Czarnego Stawu pokazuje, że łatwo nie będzie, na plecach mam w sumie jakieś 17kg - i to się na podejściu zdecydowanie czuje. Nad Czarnym Stawem lekkie zwątpienie - widać, że u góry jest sporo śniegu, a to może uniemożliwić dojście na szczyt, pogoda też mizerna, spore zachmurzenie. Ale nie poddaję się i ruszam w górę by przekonać się jak to będzie wyglądać z bliska (trzeba też sforsować bród na strumieniu wypływającym z jeziora). Podejście w okolicę Buli pod Rysami (2055m) bardzo męczące - duże nachylenie stoku, monotonne zdobywanie wysokości, w dodatku ze względu na liczne płaty śniegu trzeba parę razy schodzić ze szlaku omijając śnieg bokiem po sypkich kamyczkach, na których łatwo o poślizg. Wyżej jest dłuższa przeprawa po śniegu, do tego jest i mgła ograniczająca widoczność, więc krajobrazy jak z wędrówki po lodowcu ;) Spory kawałek pokonuję tutaj z dwójką turystów, ludzi na szlaku mimo średniej pogody z dziesięciu jest, cieszy to że mimo tego ciężkiego bagażu, nieprzespanej nocy i 140km górskiej trasy w nogach - idę podobnym tempem.

Za Bulą pod Rysami jeszcze kawałek podejścia - i zaczynają się łańcuchy i wspinaczka po skałach. Tutaj już z moim nietypowym bagażem nie jest tak wesoło - przeszkadza duża waga, ale przede wszystkim jej nietypowe i niestabilne rozłożenie - bo roweru nie sposób na sztywno przyczepić, zawsze się będzie mniej lub więcej bujać, co na ostro nachylonych skałach stwarza spore niebezpieczeństwo, bo bagażem może bujnąć, co powoduje utratę równowagi - i nieszczęście gotowe. Idę więc bardzo ostrożnie, kroki stawiam tylko gdy mam pewne podparcie obu rąk na skałach, z łańcuchów korzystam cały czas (ten szlak skalą trudności nie może się równać z Orlą Percią, spora część łańcuchów jest założona na wszelki wypadek). Odcinek wspinaczki długi - ok. 300m w pionie, więc i męczący, zostaję trochę za turystami, ale nie ma co ryzykować szarżowania. Po długiej wspinaczce dochodzi się na szczyt zbocza - i tutaj bardzo nieprzyjemny kawałek trzeba przejść krótkim trawersem przez taką klasyczną szczerbę oddzielającą owo zbocze od kopułki szczytowej Rysów, taki kawałek z rowerem na plecach idzie się nieciekawie, bo bagaż łatwo może odgiąć w tył - a pod stopami długie urwisko ;)

Z dużą satysfakcją docieram na szczyt - na którym jest już całkiem sporo turystów, przede wszystkim słowackich, bo od tamtej strony wejście na Rysy jest o wiele łatwiejsze. Tutaj oczywiście obowiązkowe skręcenie roweru i fotka zdobywcy na najwyższym szczycie Polski; nie trzeba dodawać że byłem tu (jak i na całej trasie) prawdziwą atrakcją turystyczną, sporo osób robiło sobie ze mną zdjęcia, zagadywało i wyrażało swój podziw, że dałem radę się tu wepchnąć z rowerem.

Ze szczytu schodzę na słowacką stronę, tutaj nie ma trudności technicznych - po prostu długie żmudne zejście, bo deniwelacja zbliżona do tej od polskiej strony. Za to tutaj jest sporo więcej śniegu, jest ładnych parę miejsc, gdzie leżą wielkie płaty śniegu, które trzeba przecinać; a że nachylenie solidne - więc bez paru wywrotek na śliskim śniegu się nie obeszło. Po stronie słowackiej ruch o wiele większy; chwilami już mocno uciążliwy; dużo przyjemniej podchodziło się po polskiej stronie, gdzie ze względu na trudność szlaku w góry ruszają już tylko bardziej zaprawieni turyści. Odwiedzam słynną Chatę pod Rysami - najwyżej położone w Tatrach schronisko (2250m), zaopatrywane tylko siłą ludzkich mięśni. Odbudowywane kilka razy po serii lawin - niestety po ostatniej przebudowie wygląda po prostu koszmarnie - z dachem i ścianami z chamskiej blachy zupełnie nie komponuje się z wspaniałym wysokogórskim krajobrazem; nie ma porównania z pięknymi polskimi schroniskami; starsza wersja schroniska, którą widziałem na zdjęciach była o wiele bardziej udana. Dalsza część zejścia - bardzo upierdliwa, strasznie we znaki zaczął się dawać ból pleców, szlak ciągnął się w nieskończoność, widok asfaltu pod Popradskim Plesem przyjąłem z potężną ulgą.

Składam rower (podczas wspinaczki i licznych spotkań ze skałami wygiął się hak i wózek przerzutki, które musiałem ręcznie naprostować) i zjeżdżam do Sztyrbskiego Plesa, tam w restauracji zjadam porządny obiad, bo i głód już odczuwałem po całej tej przeprawie niezły. Do Polski wracam przez przełęcz Żdziarską - w skrócie cała trasa to są góry, odcinków płaskich nie ma właściwie w ogóle - więc w sumie na 220km uzbierało się ponad 3500m podjazdów, a to już znacząca cyfra. Do Zakopanego docieram już w ciemnościach, przed 22, trochę poczekałem na dworcu, bo mój autokar odjeżdżał przed północą; ale że nie było wielu ludzi, więc można było zająć 4 fotele i co nieco się przespać.

Podsumowując - trasa prawdziwie mordercza, 220km ciężkiej górskiej trasy, a do tego jeszcze dużo cięższy odcinek pieszy z niemal 20kg na plecach; ale i satysfakcja w momencie wejścia na wierzchołek Rysów - ogromna; dotrzeć wyżej z rowerem w Polsce - już się nie da!

Zdjęcia z trasy

Dane wycieczki: DST: 219.30 km AVS: 21.93 km/h ALT: 3634 m MAX: 60.20 km/h Temp:12.0 'C
Wtorek, 19 czerwca 2012Kategoria Treking, Użytkowo
Do pracy
Dane wycieczki: DST: 15.30 km AVS: 22.95 km/h ALT: 38 m MAX: 38.80 km/h Temp:23.0 'C
Poniedziałek, 18 czerwca 2012Kategoria Treking, Użytkowo
Do pracy
Dane wycieczki: DST: 15.30 km AVS: 23.54 km/h ALT: 45 m MAX: 35.10 km/h Temp:28.0 'C

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl