wilk
Warszawa
avatar

Informacje

  • Wszystkie kilometry: 295010.23 km
  • Km w terenie: 837.00 km (0.28%)
  • Czas na rowerze: 538d 00h 20m
  • Prędkość średnia: 22.73 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Zaprzyjaźnione strony

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy wilk.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Sobota, 23 czerwca 2012Kategoria >100km, >200km, Rower szosowy, Wycieczka
Rowerem na Rysy!

Kraków - Dobczyce - Mszana Dolna - Obidowa (803m) - Gliczarów Górny - Łysa Polana - Morskie Oko (1398m) - [pieszo] - Rysy (2499m) [SK] - Popradzkie Pleso (1500m) - Sztyrbskie Pleso - Tatrzańska Kotlinka - przeł. Zdziarska (1080m) - [PL] - Łysa Polana - Zakopane

Przy planowaniu rowerowych wypraw nie zawsze logiczna ocena sytuacji ma decydujące znaczenie - czasem idzie się po prostu na żywioł; ten wyjazd właśnie do tej kategorii się zalicza ;) Wiadomo, że na Rysach na rowerze się nie pojeździ, ale satysfakcja z dotarcia rowerem na najwyższy szczyt Polski - jednak ogromna!

Do Krakowa docieram przed 23, parę minut przygotowań - i ruszam na trasę robiąc tradycyjne kółeczko po krakowskim rynku i pod Wawelem. O tej godzinie nocne życie tętni pełną parą, w centrum setki (głównie) młodych ludzi, wielu dopingujących kibiców itd. Z miasta wyjeżdżam drogą na Wieliczkę, skąd dalej kieruję się na Dobczyce. Zaskakuje mnie poziom oświetlenia - niemal całość kawałka do Dobczyc jadę w świetle sodowych latarni, dalej też jest z tym przyzwoicie. Trasa wymagająca, górki są cały czas - najpierw Pogórze Wielickie, następnie duży podjazd przed Kasiną (niecałe 600m). Ale noc fajna, na drogach zupełna pustka, więc jedzie się przyzwoicie. W Rabce wjeżdżam na zakopiankę i zaliczam bardzo klimatyczny podjazd na Obidową. Już na samym początku pojawia się gęsta mgła, tak że po jakiś 25m metrach w pionie w ogóle nie widać już świateł całkiem sporej Rabki. Spory kawałek jechałem w tej mgle, po czym na wysokości trochę ponad 600m - mgła ustępuje jak nożem uciął, nad sobą mam gwiaździste niebo, na wschodzie pierwsze przebłyski nadciągającego brzasku; jednym słowem - kto ranu wstaje temu Pan Bóg daje.

Za Nowym Targiem robię na przystanku pierwszy postój; musiałem się ubrać w cieplejsze rzeczy, bo temperatura spadła do 6'C. Ale, że kawałek dalej czeka mnie Gliczarów - więc na trasę ruszam w krótkich spodenkach; tam z rozgrzaniem się nie ma problemów :)) 22% ściana dała mi potężnie w kość, jazda na takiej pile z przełożeniem 39-28 wycina niesamowicie, wjechałem ledwo-ledwo z kadencją koło 40. Dalej czeka mnie bardzo widokowa jazda grzbietem na Głodówkę, cały czas mam atrakcyjne widoki na Tatry, szkoda że częściowo skryte pod chmurami, słońce też jakoś niemrawo przebłyskuje zza chmur. Specjalnie wyruszałem tak wcześnie by dotrzeć pod bramkę na drodze do Morskiego Oka przed godz.6 by uniknąć kontroli - ale okazało się że w sobotę licząc na dobre "łupy" sprzedają bilety jeszcze wcześniej, rozmowa z "dziadem bramkowym" nie dała żadnych efektów, więc po pyskówce wycofałem się kawałek i przebijając się zaroślami wyszedłem na drogę powyżej bramki; z lekkim rowerem poszło to dużo wygodniej niż z trekingiem z sakwami parę lat temu; choć rosa była taka, że zupełnie przemoczyłem buty i skarpetki. Podjazd do Morskiego Oka to nachylenie 5-7%, dość długi, głównie w lesie, dopiero w końcówce pojawiają się szersze widoki na ścianę gór z Mięguszowieckim Szczytem na pierwszym planie.

Nad Morskim Okiem dłuższy postój połączony z przygotowaniami do pieszej wędrówki - przepakowanie bagażu, skomplikowany montaż złożonego roweru do plecaka. Na trasę ruszam koło 7 - początek dość łatwy, spacer nad urokliwym Morskim Okiem; plecak z rowerem trzyma się całkiem-całkiem, więc nabieram otuchy przed czekającym mnie wyzwaniem. Podejście do Czarnego Stawu pokazuje, że łatwo nie będzie, na plecach mam w sumie jakieś 17kg - i to się na podejściu zdecydowanie czuje. Nad Czarnym Stawem lekkie zwątpienie - widać, że u góry jest sporo śniegu, a to może uniemożliwić dojście na szczyt, pogoda też mizerna, spore zachmurzenie. Ale nie poddaję się i ruszam w górę by przekonać się jak to będzie wyglądać z bliska (trzeba też sforsować bród na strumieniu wypływającym z jeziora). Podejście w okolicę Buli pod Rysami (2055m) bardzo męczące - duże nachylenie stoku, monotonne zdobywanie wysokości, w dodatku ze względu na liczne płaty śniegu trzeba parę razy schodzić ze szlaku omijając śnieg bokiem po sypkich kamyczkach, na których łatwo o poślizg. Wyżej jest dłuższa przeprawa po śniegu, do tego jest i mgła ograniczająca widoczność, więc krajobrazy jak z wędrówki po lodowcu ;) Spory kawałek pokonuję tutaj z dwójką turystów, ludzi na szlaku mimo średniej pogody z dziesięciu jest, cieszy to że mimo tego ciężkiego bagażu, nieprzespanej nocy i 140km górskiej trasy w nogach - idę podobnym tempem.

Za Bulą pod Rysami jeszcze kawałek podejścia - i zaczynają się łańcuchy i wspinaczka po skałach. Tutaj już z moim nietypowym bagażem nie jest tak wesoło - przeszkadza duża waga, ale przede wszystkim jej nietypowe i niestabilne rozłożenie - bo roweru nie sposób na sztywno przyczepić, zawsze się będzie mniej lub więcej bujać, co na ostro nachylonych skałach stwarza spore niebezpieczeństwo, bo bagażem może bujnąć, co powoduje utratę równowagi - i nieszczęście gotowe. Idę więc bardzo ostrożnie, kroki stawiam tylko gdy mam pewne podparcie obu rąk na skałach, z łańcuchów korzystam cały czas (ten szlak skalą trudności nie może się równać z Orlą Percią, spora część łańcuchów jest założona na wszelki wypadek). Odcinek wspinaczki długi - ok. 300m w pionie, więc i męczący, zostaję trochę za turystami, ale nie ma co ryzykować szarżowania. Po długiej wspinaczce dochodzi się na szczyt zbocza - i tutaj bardzo nieprzyjemny kawałek trzeba przejść krótkim trawersem przez taką klasyczną szczerbę oddzielającą owo zbocze od kopułki szczytowej Rysów, taki kawałek z rowerem na plecach idzie się nieciekawie, bo bagaż łatwo może odgiąć w tył - a pod stopami długie urwisko ;)

Z dużą satysfakcją docieram na szczyt - na którym jest już całkiem sporo turystów, przede wszystkim słowackich, bo od tamtej strony wejście na Rysy jest o wiele łatwiejsze. Tutaj oczywiście obowiązkowe skręcenie roweru i fotka zdobywcy na najwyższym szczycie Polski; nie trzeba dodawać że byłem tu (jak i na całej trasie) prawdziwą atrakcją turystyczną, sporo osób robiło sobie ze mną zdjęcia, zagadywało i wyrażało swój podziw, że dałem radę się tu wepchnąć z rowerem.

Ze szczytu schodzę na słowacką stronę, tutaj nie ma trudności technicznych - po prostu długie żmudne zejście, bo deniwelacja zbliżona do tej od polskiej strony. Za to tutaj jest sporo więcej śniegu, jest ładnych parę miejsc, gdzie leżą wielkie płaty śniegu, które trzeba przecinać; a że nachylenie solidne - więc bez paru wywrotek na śliskim śniegu się nie obeszło. Po stronie słowackiej ruch o wiele większy; chwilami już mocno uciążliwy; dużo przyjemniej podchodziło się po polskiej stronie, gdzie ze względu na trudność szlaku w góry ruszają już tylko bardziej zaprawieni turyści. Odwiedzam słynną Chatę pod Rysami - najwyżej położone w Tatrach schronisko (2250m), zaopatrywane tylko siłą ludzkich mięśni. Odbudowywane kilka razy po serii lawin - niestety po ostatniej przebudowie wygląda po prostu koszmarnie - z dachem i ścianami z chamskiej blachy zupełnie nie komponuje się z wspaniałym wysokogórskim krajobrazem; nie ma porównania z pięknymi polskimi schroniskami; starsza wersja schroniska, którą widziałem na zdjęciach była o wiele bardziej udana. Dalsza część zejścia - bardzo upierdliwa, strasznie we znaki zaczął się dawać ból pleców, szlak ciągnął się w nieskończoność, widok asfaltu pod Popradskim Plesem przyjąłem z potężną ulgą.

Składam rower (podczas wspinaczki i licznych spotkań ze skałami wygiął się hak i wózek przerzutki, które musiałem ręcznie naprostować) i zjeżdżam do Sztyrbskiego Plesa, tam w restauracji zjadam porządny obiad, bo i głód już odczuwałem po całej tej przeprawie niezły. Do Polski wracam przez przełęcz Żdziarską - w skrócie cała trasa to są góry, odcinków płaskich nie ma właściwie w ogóle - więc w sumie na 220km uzbierało się ponad 3500m podjazdów, a to już znacząca cyfra. Do Zakopanego docieram już w ciemnościach, przed 22, trochę poczekałem na dworcu, bo mój autokar odjeżdżał przed północą; ale że nie było wielu ludzi, więc można było zająć 4 fotele i co nieco się przespać.

Podsumowując - trasa prawdziwie mordercza, 220km ciężkiej górskiej trasy, a do tego jeszcze dużo cięższy odcinek pieszy z niemal 20kg na plecach; ale i satysfakcja w momencie wejścia na wierzchołek Rysów - ogromna; dotrzeć wyżej z rowerem w Polsce - już się nie da!

Zdjęcia z trasy

Dane wycieczki: DST: 219.30 km AVS: 21.93 km/h ALT: 3634 m MAX: 60.20 km/h Temp:12.0 'C

Komentarze
Ale pomysłowa wycieczka! Jak zwykle miło się czytało, trzeba mieć fantazję żeby coś takiego wymyślić no i jaką siłę, żeby zrealizować. Gratuluję z obu powodów :) Djablica - 07:26 poniedziałek, 6 sierpnia 2012 | linkuj
Specjalnie dla społeczniaków można podać coś w stylu "W drodze do Morskiego Oka OCZYWIŚCIE prowadziłem rower lub niosłem na plecach..." komentator - 02:46 sobota, 28 lipca 2012 | linkuj
Właśnie też taką teorię spiskową ;) wyczuwałem: lobby koniarzy i busiarzy.
Na taki Murowaniec juz nie podjadą, więc tam nagle okazuje się że to droga w sam raz dla rowerów, bezpieczna itd...

Gdy zjeżdżałem serpentyną do Łysej Polany, omijając 3 kilometrowy korek poboczem (na monocyklu! :) ), podczas wyprzedzania pieszych wyprzedził mnie na trzeciego domorosły downhillowiec (na MTB), wypełniając łącznie 110% pobocza, a jednocześnie zakorkowane samochody omijal środkiem drogi dresiarz-cwaniaczek (w samochodzie), spychając jadące z naprzeciwka (szaj)busy na pobocze.
Tłoczno i wesoło. ;)
Ale teoretycznie droga do zamknięcia, tak jak każda inna serpentyna i inne Gliczarowy...
mors
- 22:32 poniedziałek, 23 lipca 2012 | linkuj
A to wcale nie jest takie 100% pewne, że drogę zamknięto tylko z powodu owych wypadków, to jest po prostu bardzo wygodne wytłumaczenie. Nie oszukujmy się - skamieniałym panom z TPN-u jest tak po prostu o niebo wygodniej - nie ma rowerów, nie ma problemu. Na takiej samej zasadzie można zakazać sprzedaży noży i siekier - bo do iluś mordów z użyciem tych narzędzi rocznie dochodzi; to po prostu odpowiedzialność zbiorowa, gdzie za wyczyny paru idiotów karze się wszystkich rowerzystów; na tej samej zasadzie można by zacząć zamykać dla samochodów drogi na których kierowcy drastycznie przekraczający prędkość pozabijali niewinne osoby. Lobby "końskie" też pewnie miało w takiej decyzji swój udział - bo istniejąca wypożyczalnia rowerów (jak w dol. Chochołowskiej) mogłaby poważnie podkopać ich zyski z turystów. Niestety takie podejście do rowerzystów to norma w polskich parkach narodowych (które obejmują przecież najatrakcyjniejsze rejony polskich gór), jak się spojrzy na takie podejście w Czechach czy tym bardziej w Alpach (gdzie stara się zaprosić jak najwięcej rowerzystów, ułatwić im jazdę tworząc ciekawe szlaki rowerowe; a nie ich zniechęcić) - to nie wiadomo czy śmiać się czy płakać...

Tak czy siak - ja nie mam żadnych wyrzutów sumienia z tego powodu, jechałem bardzo wcześnie rano, na zupełnie pustej drodze i jeszcze tylko pod górę, nie stworzyłem dla nikogo cienia zagrożenia.
wilk
- 09:53 poniedziałek, 23 lipca 2012 | linkuj
Słowacy też mają coś podobnego, np. na drodze na Hrebienok (tam akurat szlak idzie też trochę inaczej niż droga asfaltowa).
Droga na Moko została zamknięta przez kilku nie potrafiących się zachować bałwanów.
Można by i tutaj powrócić do rozmowy o potrzebie opłat za akcje ratunkowe w polskich górach, wtedy może wielu pomyślałoby zanim zaczęliby szaleć i przez to powodować ograniczenia dla innych.
WuJekG
- 22:23 niedziela, 22 lipca 2012 | linkuj
Downhillowe hulajnogi - rewelacja! Pierwsze widzę coś takiego, ale faktycznie , optymalne dla zwykłego turysty.
mors
- 22:11 niedziela, 22 lipca 2012 | linkuj
Wilku, gratulacje :)

A co wjeżdżania rowerem na Moko (tak, zrobiłem to, ale w nocy), to zastanawia mnie, jak to jest, że tylko Polacy mają z tym problem. Czesi na Pradziadzie (dokąd tłumy na piechotę walą) mają wypożyczalnię hulajnóg...
http://aard.blox.pl/resource/hulajnogi.jpg
aard
- 21:40 niedziela, 22 lipca 2012 | linkuj
@mors - nie do końca. O rowerze w parkach narodowych była już sensowna dyskusja w magazynach branżowych w zeszłym roku, najbardziej polecam artykuł z RowerTouru, patrzy z każdej strony na problem: i roweromaniaków i ochroniarzy przyrody.
WuJekG
- 17:45 wtorek, 3 lipca 2012 | linkuj
Chciałbym zauważyć, że misją TPN jest dbanie o przyrodę i (krajobraz) Tatr. Od bezpieczeństwa ludzi jest policja...
Tak więc blokowanie spaliniarzy jest zasadne, ale rowerów, a nawet pojazdów elektrycznych - absolutnie nie jest.
Poza tym, jest przecież sporo bardziej niebezpiecznych zjazdów - czyli co? Zamknąć każdą serpentynę??

PS. zaczynam myśleć nad wniesieniem "żyrafy" (mono). No i o stójce na szczycie. :)
mors
- 16:09 wtorek, 3 lipca 2012 | linkuj
Zablokuj Wilku komentowanie dla niezalogowanych, będzie po sprawie ;) Gość - 12:07 wtorek, 3 lipca 2012 | linkuj
Nie do końca - byłeś i jesteś Anonimowym Tchórzem. Z tym miałem racje ;)
WuJekG
- 10:19 wtorek, 3 lipca 2012 | linkuj
WuJekG, nie byłem na miejscu i nie mam nic wspólnego ze TPN-em. Znowu błąd. leon - 09:06 wtorek, 3 lipca 2012 | linkuj
Szacunek Michał,piękny wyczyn!:)
Ale czy to nie jest trochę tak,jakbyś przepłynął ocean z nartami na plecach,albo zdobył biegun północny w stroju kąpielowym...?

Mimo to graty,może warto dla Ciebie dodać nową kategorię na bike stats, jakieś propozycje...?
funio
- 00:44 wtorek, 3 lipca 2012 | linkuj
Też uważam, że w górę do Moka jest ok. Pamiętam jeszcze te czasy gdy goście szaleli tam w dół, nie zdziwiłem się gdy Park zamknął ten szlak dla rowerów. A szkoda- może gdyby zrobić osobny pas rowerowy jak na Hrebienok (gdzie można wynająć taką ''hulajnogę'' na górze i śmignąć do dołu, wypadków tam praktycznie nie ma...), może udałoby się ten szlak utrzymać. Ale zamykanie odbywało się w czasach mniejszego zaangażowania środowisk turystyki rowerowej w akcje negocjacyjne z terenami chronionymi.
Nie pisałem tego wcześniej oczywiście złośliwie czy z wymownym podtekstem ale sugerowałem anonimowy dyskutantom, że skoro już byli na miejscu i zaszła taka sytuacja, stosowniej może byłoby ulżyć sobie wypisaniem mandatu, a nie pisaniem anonimowo tutaj.
WuJekG
- 22:19 poniedziałek, 2 lipca 2012 | linkuj
Wiadomo regulamin, przepisy parkowe itp... Ja bym się tego nie czepiał biorąc pod uwagę cel. Droga do MOka została zamknięta dla rowerzystów ponieważ przez kilku debili szarżujących w dół doszło do wypadków z ich udziałem. Wilk jechał tylko do góry i to wcześnie rano, kiedy nie ma tłumów. Kto z nas nie złamał innych przepisów? Jazda pod prąd, jazda chodnikiem, jazda bez oświetlenia, przekroczenie prędkości, jazda na czerwonym itd.
daniel3ttt
- 21:44 poniedziałek, 2 lipca 2012 | linkuj
Mój błąd, nie doczytałem. Racja, było złamanie regulaminu, jeżeli było podjeżdżanie tą drogą. Jak rozumiem ''leon'' to ktoś kto całą sytuację widział lub sam w niej uczestniczył. A jeżeli jest on tym ''pracownikiem parku'' - mandacik był na miejscu skoro było łamanie regulaminu. Przy całej mojej sympatii do Wilka czy kogokolwiek - nie jestem zwolennikiem łamania zasad (bez wdawania się w dyskurs jakie te zasady są).
WuJekG
- 19:41 poniedziałek, 2 lipca 2012 | linkuj
WuJekG, w relacji jest napisane "podjazd do Morskiego", a ruch rowerowy na tym odcinku jest zabroniony Gość - 18:46 poniedziałek, 2 lipca 2012 | linkuj
zgłupiałem:) INCREDIBLE !!! Ogromny podziw za takie coś..
piofci
- 18:28 poniedziałek, 2 lipca 2012 | linkuj
@leoś - czy ja coś przeoczyłem? Jakie pyskówki?
Nie było złamania regulaminu TPN, wg parkowców i regulaminu można wnieść rower gdzie się chce, nawet Wielką Zerwą Kazalnicy.
WuJekG
- 12:31 poniedziałek, 2 lipca 2012 | linkuj
Ludzie robią coraz głupsze rzeczy. Za chwilę ktoś wniesie na Rysy kajak, albo piłe tarczową, albo maszynę do szycia. Poza tym to kompletny brak kultury żeby łamać przepisy Parku i jeszcze wdawać się w pyskówki z pracownikiem parku nazywając go "dziadem". leon - 11:04 poniedziałek, 2 lipca 2012 | linkuj
Na Rysy to myślę, że nawet cyrkowiec na rowerze nie wjedzie (przynajmniej od polskiej strony, od słowackiej można próbować).

A o wyczynie Agnieszki to się dowiedziałem już po ukończeniu tej trasy; zresztą z rowerami byli na Rysach i przede mną rowerzyści
wilk
- 23:07 sobota, 30 czerwca 2012 | linkuj
Chciałeś być pierwszy niż pani Agnieszka, która robi Koronę Gór Polski Na Rowerze? :)
WuJekG
- 21:11 sobota, 30 czerwca 2012 | linkuj
Prawdopodobnie dałoby się wjechać rowerem na Rysy - może nie dosłownie wjechać, ale "wskoczyć" jakimś BMXem czy monocyklem do trialu.
Ja na mono nie skaczę, tylko jeżdżę, aktualny rekord 1139m - wypadałoby przynajmniej zrobić Mors(k)ie Oko. ;)
Też myślałem o wniesieniu mono na Rysy - rower znacznie poręczniejszy i TROCHĘ lżejszy...
Widzę, że pod samym szczytem są króciótkie półki skalne umożliwiające jazdę - próbowałeś, wilku?
ja na mono bym próbował. :) Jazda na najwyższym poziomie. ;))
Co do reszty świata, to twierdzę, że odpowiednio przygotowany rower może wjechać (nie wskoczyć), do ostatniej bazy pod Everestem (7900/8000m). :))
Nie żebym podpuszczał.... ;)))

No i oczywiście gratuluję - najprawdopodobniej jeszcze nikt nigdy nie był na Rysach z rowerem.
Dla mnie zawsze ważniejsze od sensu jest "odkrywczość" i przełomowość jakiegoś wyzwania.
Wniosłeś nową jakość do polskiego kolarstwa. :)
mors
- 00:49 piątek, 29 czerwca 2012 | linkuj
no kur... :) teraz to już mnie nic zdziwi
krajan
- 21:12 czwartek, 28 czerwca 2012 | linkuj
Wielkie gratulacje, rowerem jeździć nie można, ale o ile sobie przypominam dawne przejęcie graniczne na Rysach było przeznaczone dla pieszych, narciarzy i rowerzystów :) Widok z Rysów nie ma sobie równych. Tatry mają jedną wadę, jest po prostu za dużo ludzi nawet w wysokich partiach gór. Zwłaszcza takich który narzekają na zbyt wysokie góry czy brak kolejki linowej na Giewont: tutaj link do filmiku: [b] http://www.youtube.com/watch?v=sfOdVsNtOBU [b/]

Widok zdrowych ludzi zapieprzających bryczkami na Morskie Oko,ciągniętymi przez zamęczone konie, gdzie może wjechać wózkiem nawet inwalida jest po prostu żałosny.

Żeby Tatry nabrały klimatu należało by zmiejszyć przepustowość dróg, zwiększyć kolei i wprowadzić ograniczenia dla samochodziarzy tak jak np. Saas - Fee w Szwajcarii, gdzie w całej miejscowości był zakaz poruszania się samochodami. Wówczas ubyło by takich pustaków pokazanych na powyższym filmiku i przybyło turystów, umiejących się zachować w Parku Narodowym. Jak wędrowałem na szwajcarskich szlakach przez cały dzień nieraz spotykało się góra kilkunastu turystów, podobnie było też w Rumunii, oczywiście nie wszędzie, ale takiej masy ludzi nie ma chyba nigdzie indziej. Obecnie jak pomyślę o tłumach w Tatrach to odechciewa się jazdy a nie było mnie tam już ponad 10 lat. Jeszcze raz gratuluje, teraz zostaje już tylko przebycie z rowerem Orlej Perci, ewentualnie wejście zimowe na Rysy, najlepiej w nocy dla utrudnienia.
dornfeld
- 10:03 czwartek, 28 czerwca 2012 | linkuj
Nieźle, w km pieszo wyszło 15 km, suma podejść 1140 m.
Mi wyszło ok. 30 km z sumą podejść 1530 m ale rower został na dole i nie na Rysy a Orlą Perć, no i zamknięcie pętli w Krakowie.
komentator - 23:53 środa, 27 czerwca 2012 | linkuj
SZACUN

Gościu pojechałeś !!!!!!

Brak słów
stes - 18:26 środa, 27 czerwca 2012 | linkuj
No to widzę, że pomysł Cymmesa z forum jednak utkwił Ci w głowie. Pomysł który sam na początku nazywałeś wariactwem i innymi tego typu słowami zrealizowałeś... Gratuluje!
Barney
- 20:22 wtorek, 26 czerwca 2012 | linkuj
Niesamowite :)
Gratuluje pomysłu.
jurektc
- 15:21 wtorek, 26 czerwca 2012 | linkuj
el kondon zdemaskował Wilka, ha, ha, ha , zdjęcia to fotomontaż zapewne albo rower jest nadmuchiwany albo wycięty z papieru albo ...? no el kondom dawaj nowe teorie spiskowe, pośmiejemy się Gość - 11:27 wtorek, 26 czerwca 2012 | linkuj
Kondorze - obejrzyj sobie zdjęcia to nie będziesz musiał zadawać głupich pytań ;)
Wymaga to nieco inwencji - ale da się tak przymocować rower do plecaka, że można z nim pójść nawet na taką trasę. Oczywiście, że rower można zostawić w schronisku - ale przecież nie o to w tej zabawie chodziło; napisałem wyraźnie, że nie ma co tego wypadu rozpatrywać w kategoriach logiki - jako wielki miłośnik roweru i gór po prostu chciałem mieć tą satysfakcję, żeby stanąć z rowerem na najwyższym szczycie Polski. Każdego co innego bawi - ja lubię tego typu wyzwania; łatwo na pewno nie było, plecy czuję mocno jeszcze teraz i pewnie będą bolały z tydzień - ale właśnie o to w takiej zabawie chodzi, by zbliżyć się do granic swoich możliwości.
wilk
- 21:22 poniedziałek, 25 czerwca 2012 | linkuj
Myślałem, że głupota tu nie sięgnie. Bardzo się myliłem.

el kondor, przestań panikować i pooglądaj zdjęcia.
madu
- 20:46 poniedziałek, 25 czerwca 2012 | linkuj
Czy ja dobrze rozumiem?????? Zdemontowałeś szosówkę i wszedłeś z nią w plecaku na Rysy?? To jakiś żart? Jak można zdemontować rower szosowy? Można odkręcić widelec, koła, pedały, mech. korbowy (chociaz bez spec. narzędzi cięzko), ale i tak ramę musiałbyś nieść całą. Poza ty, że nie wejdzie ci to do żadnego plecaka, to waga całego zestawu raczej uniemożliwiałaby trudną wędrówkę góską na Rysy. Czy ty po prostu nie robisz sobie z ludzi jaj i nie opowiadasz przypadkiem bajek? Przyznaj się! Jeżeli to jest jednak prawda, o czym piszesz, chociaż mam nadzieję, że jednak nie (bo uważam cię jednak za rozsądnego faceta), to zastanawiam się, co powoduje, że musisz udowadniać ciągle sobie, że jesteś zdolny do robienia rzeczy, do których nikt inny nie jest zdolny lub też na które nikt inny by nie wpadł (bo wydają się zgoła absurdalne). Bo przecież rower mozna było zostawic w schronisku... el kondor - 20:01 poniedziałek, 25 czerwca 2012 | linkuj
Jak się bardzo chce , to wszystko mozliwe do zrobienia ;) Pozdrawiam.
Janusz507
- 19:46 poniedziałek, 25 czerwca 2012 | linkuj
Gratulacje za wyczyn i szalony pomysł. W Polsce wyżej się już rzeczywiście nie da,ale zostają jeszcze do zdobycia Himalaje.
tadzik1963
- 22:25 niedziela, 24 czerwca 2012 | linkuj
Pełen podziw:) Przyznam że coś podobnego chodziło mi po głowie.
daniel3ttt
- 21:27 niedziela, 24 czerwca 2012 | linkuj
Niemożliwy jesteś!
madu
- 18:18 niedziela, 24 czerwca 2012 | linkuj
Pięknie Michał. Gratuluję. Ja dziś machnąłem pierwsze 100 po wypadku.
transatlantyk
- 16:54 niedziela, 24 czerwca 2012 | linkuj
Aaa i jeszcze jedno, szkoda, że nie zgadaliście z koleżanką - podobna krejzolka :)
https://www.facebook.com/RowerowaKoronaGorPolski
k4r3l
- 16:39 niedziela, 24 czerwca 2012 | linkuj
Musisz naprawdę kochać góry skoro zdobyłeś się na taką szaloną wyprawę :) Nie wiem co bardziej szalone: rower na plecach czy spd na nogach :) Szacun!
k4r3l
- 16:33 niedziela, 24 czerwca 2012 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl