Wpisy archiwalne w kategorii
Wypad
Dystans całkowity: | 81420.54 km (w terenie 333.00 km; 0.41%) |
Czas w ruchu: | 3572:53 |
Średnia prędkość: | 22.79 km/h |
Maksymalna prędkość: | 83.80 km/h |
Suma podjazdów: | 606506 m |
Suma kalorii: | 101309 kcal |
Liczba aktywności: | 475 |
Średnio na aktywność: | 171.41 km i 7h 31m |
Więcej statystyk |
Czwartek, 16 sierpnia 2012Kategoria >100km, >200km, Rower szosowy, Wypad
Ciśnięcie do Cisnej 2
Ostrowiec Św. - Sandomierz - Stalowa Wola - Nisko - Łańcut - Dynów - Sanok - Lesko - Baligród - Cisna - Jabłonki
Na trasę ruszam o 6 rano, kawałek po Ostrowcu odprowadził mnie Marek jadący do pracy. Pierwszy odcinek do Sandomierza idzie dość gładko, krótka wizyta w pięknym centrum, a następnie jazda boczniejszymi drogami w stronę Stalowej Woli, by ominąć mało przyjemną krajówkę. Wjeżdżam na nią dopiero w samej Stalowej, za Niskiem skręcam na Sokołów Młp. - i tutaj jechało się nieciekawie, z dużą ilością tirów, dopiero pod odbiciu na Łańcut się uspokoiło. W Łańcucie oczywiście obowiązkowa wizyta pod pięknym zamkiem.
Za Łańcutem zaczynają się porządniejsze górki - na odcinku do Dynowa trzeba zaliczyć 3 ok. 100m podjazdy, ale jedzie się przyzwoicie, bo zrobiła się piękna, słoneczna pogoda, a temperatura skoczyła powyżej 20 stopni. W Dynowie robię postój na posiłek, stąd jeszcze trochę górek do Sanoka, większy podjazd przed Leskiem - i wjeżdżam na ładną drogę do Cisnej. Ostatni raz byłem tu z 15 lat temu i nie pamiętałem tej drogi, spodziewałem się sporych pagórków - tymczasem droga cały czas łagodnie się wznosiła, dopiero końcówka za Jabłonkami - to ostry 150m podjazd. Na nocleg planowałem zostać w Cisnej, a jako że niemal w każdej chałupie oferują tu noclegi nie pomyślałem o jakiejś rezerwacji (zresztą nie wiedziałem czy tu dam radę dociągnąć). Tymczasem w wiosce masakra - wszystko pozajmowane na ful, byłem pewnie w 20 różnych punktach i nie było ani jednego miejsca wolnego; nawet w knajpach trzeba było czekać aż się zwolnią stoły; niestety tak wyglądają obecnie te "dzikie Bieszczady" - z roku na rok coraz bardziej zamieniają się w Krupówki, z równie wyszukanymi co tam turystami.
Wkurzyło mnie to mocno, bo miałem już masę kilometrów w nogach i marzyłem o zasłużonym odpoczynku - a tymczasem musiałem jechać dalej. W internecie znalazłem telefon do mijanego po drodze schroniska w Jabłonkach, tam były wolne miejsca - ale musiałem jeszcze raz zaliczyć ten ostrzejszy podjazd pod przełęcz. Jazda o tyle ciekawa, że już nocą, przy wspaniale rozgwieżdżonym niebie; na przełęczy na chwilę stanąłem wyłączając światła by sobie popodziwiać taki widok, na który w większym mieście nie ma szans; do schroniska docieram koło 22
Parę fotek
Zaliczone gminy - 21 (Wilczyce, Obrazów, SANDOMIERZ - miasto powiatowe, Gorzyce, Grębów, STALOWA WOLA - miasto powiatowe, NISKO - miasto powiatowe, Jeżowe, Kamień, SOKOŁÓW MAŁOPOLSKI, Czarna, ŁAŃCUT - miasto powiatowe, Łańcut - wieś, Chmielnik, Hyżne, Dynów - wieś, DYNÓW, Nozdrzec, Dydnia, Baligród, Cisna)
Ostrowiec Św. - Sandomierz - Stalowa Wola - Nisko - Łańcut - Dynów - Sanok - Lesko - Baligród - Cisna - Jabłonki
Na trasę ruszam o 6 rano, kawałek po Ostrowcu odprowadził mnie Marek jadący do pracy. Pierwszy odcinek do Sandomierza idzie dość gładko, krótka wizyta w pięknym centrum, a następnie jazda boczniejszymi drogami w stronę Stalowej Woli, by ominąć mało przyjemną krajówkę. Wjeżdżam na nią dopiero w samej Stalowej, za Niskiem skręcam na Sokołów Młp. - i tutaj jechało się nieciekawie, z dużą ilością tirów, dopiero pod odbiciu na Łańcut się uspokoiło. W Łańcucie oczywiście obowiązkowa wizyta pod pięknym zamkiem.
Za Łańcutem zaczynają się porządniejsze górki - na odcinku do Dynowa trzeba zaliczyć 3 ok. 100m podjazdy, ale jedzie się przyzwoicie, bo zrobiła się piękna, słoneczna pogoda, a temperatura skoczyła powyżej 20 stopni. W Dynowie robię postój na posiłek, stąd jeszcze trochę górek do Sanoka, większy podjazd przed Leskiem - i wjeżdżam na ładną drogę do Cisnej. Ostatni raz byłem tu z 15 lat temu i nie pamiętałem tej drogi, spodziewałem się sporych pagórków - tymczasem droga cały czas łagodnie się wznosiła, dopiero końcówka za Jabłonkami - to ostry 150m podjazd. Na nocleg planowałem zostać w Cisnej, a jako że niemal w każdej chałupie oferują tu noclegi nie pomyślałem o jakiejś rezerwacji (zresztą nie wiedziałem czy tu dam radę dociągnąć). Tymczasem w wiosce masakra - wszystko pozajmowane na ful, byłem pewnie w 20 różnych punktach i nie było ani jednego miejsca wolnego; nawet w knajpach trzeba było czekać aż się zwolnią stoły; niestety tak wyglądają obecnie te "dzikie Bieszczady" - z roku na rok coraz bardziej zamieniają się w Krupówki, z równie wyszukanymi co tam turystami.
Wkurzyło mnie to mocno, bo miałem już masę kilometrów w nogach i marzyłem o zasłużonym odpoczynku - a tymczasem musiałem jechać dalej. W internecie znalazłem telefon do mijanego po drodze schroniska w Jabłonkach, tam były wolne miejsca - ale musiałem jeszcze raz zaliczyć ten ostrzejszy podjazd pod przełęcz. Jazda o tyle ciekawa, że już nocą, przy wspaniale rozgwieżdżonym niebie; na przełęczy na chwilę stanąłem wyłączając światła by sobie popodziwiać taki widok, na który w większym mieście nie ma szans; do schroniska docieram koło 22
Parę fotek
Zaliczone gminy - 21 (Wilczyce, Obrazów, SANDOMIERZ - miasto powiatowe, Gorzyce, Grębów, STALOWA WOLA - miasto powiatowe, NISKO - miasto powiatowe, Jeżowe, Kamień, SOKOŁÓW MAŁOPOLSKI, Czarna, ŁAŃCUT - miasto powiatowe, Łańcut - wieś, Chmielnik, Hyżne, Dynów - wieś, DYNÓW, Nozdrzec, Dydnia, Baligród, Cisna)
Dane wycieczki:
DST: 295.90 km AVS: 24.16 km/h
ALT: 2155 m MAX: 64.20 km/h
Temp:18.0 'C
Środa, 15 sierpnia 2012Kategoria >100km, >200km, Rower szosowy, Wypad
Ciśnięcie do Cisnej 1
Warszawa - Warka - Radom - Wąchock - Bodzentyn - Święty Krzyż (595m) - Ostrowiec Św.
Krótki wypad rozpoznawczy przed zbliżającym się BBTour. Tradycyjne przyplątały się problemy z kolanami, więc na dłuższej trasie chciałem popróbować rozmaitych ustawień by je wyeliminować.
Pierwszego dnia umówiłem się z wracającym do zdrowia po ciężkim wypadku Transatlantykiem. Na miejsce spotkania do Radomia jechało się sprawnie i szybko (pomagał wiatr); pogoda marna, silne zachmurzenie i mokre drogi; a do tego za Brzózą zaczęły się większe problemy z kolanami, które trwały do końca tego wyjazdu. Z Radomia wyruszamy na Wąchock, tam robimy krótką przerwę pod sklepem (w Polsce nawet w święto nie ma problemów ze sklepami, na Zachodzie zamyka się wszystko na głucho). Pagórkowatą trasą jedziemy do Bodzentyna zaliczając spory kawałek pod wiatr. Na zjeździe z przełęczy Krajeńskiej podkusiło mnie by pojechać ścieżką rowerową, bo była dość sensownie zrobiona (jako pas jezdni). Niestety było tam sporo kamyczków i innych małych śmieci - co skończyło się wbiciem metalowej blaszki w oponę i wymianą gumy.
Krótki deszcz minął nas, gdy jedliśmy obiad w Górnie, podczas podjazdu na Święty Krzyż wyszło wreszcie słońce - i w ładnych warunkach, z wiatrem dojechaliśmy do Marka do Ostrowca. Dzięki za nocleg - miło się było spotkać kolejny raz i przekonać na własne oczy, że po wypadkowych obrażeniach nie ma już właściwie śladu
Parę fotek
Warszawa - Warka - Radom - Wąchock - Bodzentyn - Święty Krzyż (595m) - Ostrowiec Św.
Krótki wypad rozpoznawczy przed zbliżającym się BBTour. Tradycyjne przyplątały się problemy z kolanami, więc na dłuższej trasie chciałem popróbować rozmaitych ustawień by je wyeliminować.
Pierwszego dnia umówiłem się z wracającym do zdrowia po ciężkim wypadku Transatlantykiem. Na miejsce spotkania do Radomia jechało się sprawnie i szybko (pomagał wiatr); pogoda marna, silne zachmurzenie i mokre drogi; a do tego za Brzózą zaczęły się większe problemy z kolanami, które trwały do końca tego wyjazdu. Z Radomia wyruszamy na Wąchock, tam robimy krótką przerwę pod sklepem (w Polsce nawet w święto nie ma problemów ze sklepami, na Zachodzie zamyka się wszystko na głucho). Pagórkowatą trasą jedziemy do Bodzentyna zaliczając spory kawałek pod wiatr. Na zjeździe z przełęczy Krajeńskiej podkusiło mnie by pojechać ścieżką rowerową, bo była dość sensownie zrobiona (jako pas jezdni). Niestety było tam sporo kamyczków i innych małych śmieci - co skończyło się wbiciem metalowej blaszki w oponę i wymianą gumy.
Krótki deszcz minął nas, gdy jedliśmy obiad w Górnie, podczas podjazdu na Święty Krzyż wyszło wreszcie słońce - i w ładnych warunkach, z wiatrem dojechaliśmy do Marka do Ostrowca. Dzięki za nocleg - miło się było spotkać kolejny raz i przekonać na własne oczy, że po wypadkowych obrażeniach nie ma już właściwie śladu
Parę fotek
Dane wycieczki:
DST: 240.80 km AVS: 27.36 km/h
ALT: 1884 m MAX: 52.70 km/h
Temp:16.0 'C
Dombovar - Bratysława
Nieudany wypad, w dwa dni na załadowanym fullu po asfalcie 550km - szkoda gadać...
Nieudany wypad, w dwa dni na załadowanym fullu po asfalcie 550km - szkoda gadać...
Dane wycieczki:
DST: 266.30 km AVS: 22.41 km/h
ALT: 1393 m MAX: 52.40 km/h
Temp:27.0 'C
Bratysława - Dombovar
Dane wycieczki:
DST: 280.60 km AVS: 23.81 km/h
ALT: 1695 m MAX: 64.90 km/h
Temp:16.0 'C
Powrót z Harpagana
Czarna Woda - Wdzydze - Kościerzyna - Wieżyca (329m) - Kartuzy - Jar Raduni - Gdańsk
Wczorajsze zmęczenie trochę odpuściło, już po paru kilometrach trasy jestem pod wrażeniem pięknej pogody (słońce, pod 20'C). Pierwsze kilometry jadę częściowo trasami z wczorajszego Harpagana, ale jazda turystyczna to zupełnie co innego niż zasuwanie z wywieszonym językiem na wyścigu - jest czas by sobie pooglądać; duże wrażenie zrobiły na mnie okolice rezerwatu Kamienne Kręgi. W samym rezerwacie nie byłem (to jakieś rzadkie porosty); natomiast przystań na Wdzie w tym miejscu - to widok klasy światowej, do tego wczesnym rankiem była tu zupełna cisza, ileś kaczek sobie startowało z rzeki do lotu itd. Dalej jadę nad jezioro Wdzydze, szlak często prowadzi nad samą wodą, jest szeroka perspektywa na to wielkie jezioro. Dalej (głównie terenem) przebijam się w stronę Kościerzyny, za którą zaczynają się już większe górki - zbliżam się w stronę najwyższego szczytu na wszystkich polskich pojezierzach - czyli Wieżycy (329m). Na asfalcie jest 8%, a w terenowej końcóweczce ponad 10%; szczyt trochę zeszpecony wysoką wieżą widokową.
W dół zjeżdżam czarnym szlakiem, niestety w drugiej części jest w fatalnym stanie - leży na nim kupa gałęzi pościnanych z drzew, co rusz trzeba schodzić z roweru. Tak więc do asfaltu przed Kartuzami docieram z ulgą. Analizując mapę postanowiłem tez pojechać szlakiem przez Jar Raduni - kawałek za Kartuzami odbijam w teren; niestety po dotarciu nad samą Radunię - okazuję się że most jest częściowo zerwany. Szkoda mi było tego kawałka który tu odbiłem, więc zaryzykowałem przeprawę, na szczęście zerwany był tylko koniec mostu i woda za kolana, bo główny nurt to już płynął szybko a woda była co najmniej za klatkę. Niestety po przeprawie okazało się że nie był to dobry pomysł, szlak się na rower nie bardzo nadaje, sporo trzeba było prowadzić, a i widokowy też średnio, za dużo tu dość gęstej roślinności. Drugi most był już nie do przejścia bez pełnej kąpieli, ale było na szczęście odbicie w stronę szosy. W końcówce czekał mnie ostry sprint do Gdańska, bo na ten szlak straciłem masę czasu; ale na szczęście wiatr był zachodni, więc dostałem na czas. Po niemal całym dniu w terenie - przyjemnie było sobie wskoczyć na taką porządną krajóweczkę ;))
Zdjęcia z Harpagana
Zaliczone gminy - 7 (KOŚCIERZYNA - miasto powiatowe, Kościerzyna - wieś, Stężyca, Somonino, KARTUZY - miasto powiatowe, ŻUKOWO, GDAŃSK - miasto wojewódzkie + powiat grodzki)
Czarna Woda - Wdzydze - Kościerzyna - Wieżyca (329m) - Kartuzy - Jar Raduni - Gdańsk
Wczorajsze zmęczenie trochę odpuściło, już po paru kilometrach trasy jestem pod wrażeniem pięknej pogody (słońce, pod 20'C). Pierwsze kilometry jadę częściowo trasami z wczorajszego Harpagana, ale jazda turystyczna to zupełnie co innego niż zasuwanie z wywieszonym językiem na wyścigu - jest czas by sobie pooglądać; duże wrażenie zrobiły na mnie okolice rezerwatu Kamienne Kręgi. W samym rezerwacie nie byłem (to jakieś rzadkie porosty); natomiast przystań na Wdzie w tym miejscu - to widok klasy światowej, do tego wczesnym rankiem była tu zupełna cisza, ileś kaczek sobie startowało z rzeki do lotu itd. Dalej jadę nad jezioro Wdzydze, szlak często prowadzi nad samą wodą, jest szeroka perspektywa na to wielkie jezioro. Dalej (głównie terenem) przebijam się w stronę Kościerzyny, za którą zaczynają się już większe górki - zbliżam się w stronę najwyższego szczytu na wszystkich polskich pojezierzach - czyli Wieżycy (329m). Na asfalcie jest 8%, a w terenowej końcóweczce ponad 10%; szczyt trochę zeszpecony wysoką wieżą widokową.
W dół zjeżdżam czarnym szlakiem, niestety w drugiej części jest w fatalnym stanie - leży na nim kupa gałęzi pościnanych z drzew, co rusz trzeba schodzić z roweru. Tak więc do asfaltu przed Kartuzami docieram z ulgą. Analizując mapę postanowiłem tez pojechać szlakiem przez Jar Raduni - kawałek za Kartuzami odbijam w teren; niestety po dotarciu nad samą Radunię - okazuję się że most jest częściowo zerwany. Szkoda mi było tego kawałka który tu odbiłem, więc zaryzykowałem przeprawę, na szczęście zerwany był tylko koniec mostu i woda za kolana, bo główny nurt to już płynął szybko a woda była co najmniej za klatkę. Niestety po przeprawie okazało się że nie był to dobry pomysł, szlak się na rower nie bardzo nadaje, sporo trzeba było prowadzić, a i widokowy też średnio, za dużo tu dość gęstej roślinności. Drugi most był już nie do przejścia bez pełnej kąpieli, ale było na szczęście odbicie w stronę szosy. W końcówce czekał mnie ostry sprint do Gdańska, bo na ten szlak straciłem masę czasu; ale na szczęście wiatr był zachodni, więc dostałem na czas. Po niemal całym dniu w terenie - przyjemnie było sobie wskoczyć na taką porządną krajóweczkę ;))
Zdjęcia z Harpagana
Zaliczone gminy - 7 (KOŚCIERZYNA - miasto powiatowe, Kościerzyna - wieś, Stężyca, Somonino, KARTUZY - miasto powiatowe, ŻUKOWO, GDAŃSK - miasto wojewódzkie + powiat grodzki)
Dane wycieczki:
DST: 140.60 km AVS: 18.96 km/h
ALT: 1056 m MAX: 55.10 km/h
Temp:15.0 'C
Dojazd na Harpagana
Bydgoszcz - Koronowo - Lniano - Tleń - Czarna Woda
Przy wyjeździe krótkie emocje - tak się zbierałem, że wyszedłem w ostatniej chwili i 6km na pętlę autobusową grzałem na fullu z bagażem ze średnią koło 30km/h ;))
Do Bydgoszczy dojeżdżamy zgodnie z planem po 11 - i tutaj wsiadam już na rower. Krótka pętelka po Bydgoszczy, po czym wyjeżdżam z miasta boczną drogą na północ, szybko kończy się na niej asfalt. Pogoda dopisuje, jest nadspodziewanie ciepło (15-20'C), wiatr niewielki, ale raczej korzystny - więc jedzie się przyjemnie. Najpiew ładny kawałek z widokami na Brdę, następnie leśny odcinek do Koronowa. Ciągle mam jakieś problemy z lewym kolanem - wkrótce orientuję się że odpowiada za to obniżające się siodełko, niestety zapomniałem wymienić felerny zacisk sztycy. Od tego momentu mam już całą trasę zepsutą - ciągle się tylko szarpię z tym cholernym zaciskiem; niestety nawet na śrubę z nakrętką po drugiej stronie nie trzyma, bo ta jest przykręcona nieco na ukos i śruby się wyginają. Szukałem jakiegoś sklepu metalowego (zadzwoniłem też do Rafała, który jechał z Gdańska z tą samą prośbą) - ale jechałem przez malutkie miejscowości, gdzie nic takiego nie było. Miałem w planach ciekawy terenowy kawałek dookoła jeziora Żur, ale w tych warunkach pojechałem najkrótszą trasą asfaltem przez Tlen, bo na wybojach, przy silnych wibracjach sztyca wjeżdżała w dół jak w masło.
Do Czarnej Wody docieram mocno zniechęcony, w takich warunkach nie da się Harpagana przejechać; cała moja nadzieja w Szymonie, z którym skontaktował się Rafał - że będzie miał w domu tego typu zacisk. Wkrótce dojeżdża Rafał i w czasie przygotowania rowerów do wyścigu pod takim mini-parkiem zauważa, że parkowe ławki są skręcane śrubami M6, których nigdzie nie mogliśmy dziś dostać. Więc wiele się nie zastanawiając zabawiliśmy się w wandali i wykręciliśmy parę nakrętek - i wreszcie okazało się to skuteczne - śruba i 2 nakrętki, żeby skontrować. Krótka próba na chamskim bruku pod Czarną Wodą okazała się skuteczna; nabrałem wiary w jutrzejszą jazdę ;)
Zdjęcia z Harpagana
Zaliczone gminy - 10 (Osielsko, KORONOWO, Świetakowo, Lubiewo, Cekcyn, Lniano, Osie, Śliwice, Osieczna, CZARNA WODA)
Bydgoszcz - Koronowo - Lniano - Tleń - Czarna Woda
Przy wyjeździe krótkie emocje - tak się zbierałem, że wyszedłem w ostatniej chwili i 6km na pętlę autobusową grzałem na fullu z bagażem ze średnią koło 30km/h ;))
Do Bydgoszczy dojeżdżamy zgodnie z planem po 11 - i tutaj wsiadam już na rower. Krótka pętelka po Bydgoszczy, po czym wyjeżdżam z miasta boczną drogą na północ, szybko kończy się na niej asfalt. Pogoda dopisuje, jest nadspodziewanie ciepło (15-20'C), wiatr niewielki, ale raczej korzystny - więc jedzie się przyjemnie. Najpiew ładny kawałek z widokami na Brdę, następnie leśny odcinek do Koronowa. Ciągle mam jakieś problemy z lewym kolanem - wkrótce orientuję się że odpowiada za to obniżające się siodełko, niestety zapomniałem wymienić felerny zacisk sztycy. Od tego momentu mam już całą trasę zepsutą - ciągle się tylko szarpię z tym cholernym zaciskiem; niestety nawet na śrubę z nakrętką po drugiej stronie nie trzyma, bo ta jest przykręcona nieco na ukos i śruby się wyginają. Szukałem jakiegoś sklepu metalowego (zadzwoniłem też do Rafała, który jechał z Gdańska z tą samą prośbą) - ale jechałem przez malutkie miejscowości, gdzie nic takiego nie było. Miałem w planach ciekawy terenowy kawałek dookoła jeziora Żur, ale w tych warunkach pojechałem najkrótszą trasą asfaltem przez Tlen, bo na wybojach, przy silnych wibracjach sztyca wjeżdżała w dół jak w masło.
Do Czarnej Wody docieram mocno zniechęcony, w takich warunkach nie da się Harpagana przejechać; cała moja nadzieja w Szymonie, z którym skontaktował się Rafał - że będzie miał w domu tego typu zacisk. Wkrótce dojeżdża Rafał i w czasie przygotowania rowerów do wyścigu pod takim mini-parkiem zauważa, że parkowe ławki są skręcane śrubami M6, których nigdzie nie mogliśmy dziś dostać. Więc wiele się nie zastanawiając zabawiliśmy się w wandali i wykręciliśmy parę nakrętek - i wreszcie okazało się to skuteczne - śruba i 2 nakrętki, żeby skontrować. Krótka próba na chamskim bruku pod Czarną Wodą okazała się skuteczna; nabrałem wiary w jutrzejszą jazdę ;)
Zdjęcia z Harpagana
Zaliczone gminy - 10 (Osielsko, KORONOWO, Świetakowo, Lubiewo, Cekcyn, Lniano, Osie, Śliwice, Osieczna, CZARNA WODA)
Dane wycieczki:
DST: 119.80 km AVS: 22.19 km/h
ALT: 443 m MAX: 40.60 km/h
Temp:17.0 'C
Środa, 28 marca 2012Kategoria Wypad, Rower szosowy
Repki - Sokołów Podlaskie - Siedlce - [pociąg] - Warszawa
Jakoś nie mogłem zasnąć w namiocie, więc postanowiłem ruszyć nocą by wyrobić się na pierwszy pociąg z Siedlec o 3.44 i wyspać już w domu. Nocna jazda krajówkami o tej godzinie - całkiem przyjemna, dobry asfalt, puściutko. Jak to przy wyżowej pogodzie - nocami naprawdę zimno, zaledwie 2'C. Ku mojemu zdziwieniu pociąg o tej godzinie - pod koniec był już nieźle napakowany, brakowało miejsc siedzących.
Jakoś nie mogłem zasnąć w namiocie, więc postanowiłem ruszyć nocą by wyrobić się na pierwszy pociąg z Siedlec o 3.44 i wyspać już w domu. Nocna jazda krajówkami o tej godzinie - całkiem przyjemna, dobry asfalt, puściutko. Jak to przy wyżowej pogodzie - nocami naprawdę zimno, zaledwie 2'C. Ku mojemu zdziwieniu pociąg o tej godzinie - pod koniec był już nieźle napakowany, brakowało miejsc siedzących.
Dane wycieczki:
DST: 52.70 km AVS: 26.35 km/h
ALT: 152 m MAX: 41.60 km/h
Temp:2.0 'C
Wtorek, 27 marca 2012Kategoria >100km, Wypad, Rower szosowy
Warszawa - Węgrów - Sokołów Podlaski - Repki
Do Decatholnu - a następnie nieudany wypad na Podlasie. Miałem pozaliczać trochę gmin, ale szybko mi się odechciało, na wyjazdach parudniowych jedynie po gminy - bardzo ciężko o motywację, szczególnie na terenach o znikomej atrakcyjności. Miała na to wpływ też jazda na szosówce - wypad parudniowy na takim rowerze ze sprzętem biwakowym oznacza jazdę z ciężkim plecakiem, chciałem spróbować czy tego typu wyjazdy mają sens - i okazało się że jednak nie bardzo. Jechać się da, jakiejś wielkiej tragedii nie ma, jednak te jakieś 6kg na plecach - to już za dużo, szczególnie na długich trasach.
Do Decatholnu - a następnie nieudany wypad na Podlasie. Miałem pozaliczać trochę gmin, ale szybko mi się odechciało, na wyjazdach parudniowych jedynie po gminy - bardzo ciężko o motywację, szczególnie na terenach o znikomej atrakcyjności. Miała na to wpływ też jazda na szosówce - wypad parudniowy na takim rowerze ze sprzętem biwakowym oznacza jazdę z ciężkim plecakiem, chciałem spróbować czy tego typu wyjazdy mają sens - i okazało się że jednak nie bardzo. Jechać się da, jakiejś wielkiej tragedii nie ma, jednak te jakieś 6kg na plecach - to już za dużo, szczególnie na długich trasach.
Dane wycieczki:
DST: 130.00 km AVS: 25.91 km/h
ALT: 518 m MAX: 64.20 km/h
Temp:13.0 'C
Obrąb - Chorzele - Myszyniec - Łyse - Kadzidło - Ostrołęka
Noc nadspodziewanie zimna, namioty oszronione, zwijamy się jeszcze po ciemku, bardzo trudno było się zmobilizować do wyjścia z ciepłych śpiworów na 0'C. Pierwsze kilometry nocą i w deszczu, na szczęście wraz ze świtem pogoda się ustabilizowała, dalej jest co prawda zimno (0'C utrzymywało się niemal cały dzień), ale przestało padać. Próbując skrócić drogę wpakowaliśmy się na mocno piaszczysty szuter i musieliśmy zawracać spory kawałek, co spowodowało że zaliczenie całej trasy przed odjazdem pociągu z Ostrołęki stało się nierealne.
Postanawiamy się więc rozdzielić, by pozaliczać gminy którymi każdy z nas był zainteresowany - Marcin rusza na południe, natomiast ja na północ w stronę Myszyńca. Ten odcinek chyba najładniejszy na całym wyjeździe - długie leśne kawałki, świetne drogi, w miarę korzystny wiatr (dziś już tak nie wieje jak wczoraj)
Zaliczone gminy - 12 (Czernice Borowe, Krzynowłoga Mała, CHORZELE, Jednorożec, Baranowo, Czarnia, MYSZYNIEC, Łyse, Kadzidło, Lelis, Olszewo-Borki, OSTROŁĘKA - miasto powiatowe + powiat grodzki)
Miłe zakończenie kolejnego bardzo intensywnego sezonu:))
Noc nadspodziewanie zimna, namioty oszronione, zwijamy się jeszcze po ciemku, bardzo trudno było się zmobilizować do wyjścia z ciepłych śpiworów na 0'C. Pierwsze kilometry nocą i w deszczu, na szczęście wraz ze świtem pogoda się ustabilizowała, dalej jest co prawda zimno (0'C utrzymywało się niemal cały dzień), ale przestało padać. Próbując skrócić drogę wpakowaliśmy się na mocno piaszczysty szuter i musieliśmy zawracać spory kawałek, co spowodowało że zaliczenie całej trasy przed odjazdem pociągu z Ostrołęki stało się nierealne.
Postanawiamy się więc rozdzielić, by pozaliczać gminy którymi każdy z nas był zainteresowany - Marcin rusza na południe, natomiast ja na północ w stronę Myszyńca. Ten odcinek chyba najładniejszy na całym wyjeździe - długie leśne kawałki, świetne drogi, w miarę korzystny wiatr (dziś już tak nie wieje jak wczoraj)
Zaliczone gminy - 12 (Czernice Borowe, Krzynowłoga Mała, CHORZELE, Jednorożec, Baranowo, Czarnia, MYSZYNIEC, Łyse, Kadzidło, Lelis, Olszewo-Borki, OSTROŁĘKA - miasto powiatowe + powiat grodzki)
Miłe zakończenie kolejnego bardzo intensywnego sezonu:))
Dane wycieczki:
DST: 162.00 km AVS: 21.32 km/h
ALT: 331 m MAX: 39.20 km/h
Temp:1.0 'C
Warszawa - [pociąg] - Kałuszyn - Winnica - Maków Mazowiecki - Różan - Krasnosielc - Przasnysz - Obrąb
Ostatni w tym roku wypad po gminy; tym razem celem było Północne Mazowsze. Razem z Marcinem dojeżdżamy pociągiem do Kałuszyna skąd rozpoczynamy dość pokręconą trasę. Jak na grudzień bardzo ciepło - aż 9'C, za to niestety mocno wieje z zachodu, do tego niemal cały czas pada mżawkowy deszczyk, na szosach mokro i syfiasto. Pierwsza część trasy dzięki jeździe głównie na wschód idzie dość łatwo, problemy zaczynają się kawałek za Makowem, gdzie Marcin zrywa swój za krótki łańcuch. W czasie naprawy dokłada kilka nowych ogniwek, ale to spowodowało że na kolejnych kilometrach łańcuch zaczyna mocno przeskakiwać. Kawałek za Różanem wyszukujemy dołożony kawałek łańucha i demontujemy, po tym zabiegu wreszcie skończyły się problemy.
Końcówka bardzo wymagająca, ok. 50km głównie pod wiatr, nocą, w deszczu; nieraz jechaliśmy po 16-17km/h. Do Przasnysza docieramy z dużą ulgą, po zakupach wyjeżdżamy kawałek za miasto i rozbijamy się na polu.
Zaliczone gminy - 18 (Sońsk, Świercze, Winnica, Gzy, Gołymin-Ośrodek, Karniewo, Krasne, MAKÓW MAZOWIECKI - miasto powiatowe, Szelków, Rzewnie, RÓŻAN, Młynarze, Sypniewo, Czerwonka, Krasnosielc, Płoniawy-Bramura, Przasnysz - wieś, PRZASNYSZ - miasto powiatowe)
Ostatni w tym roku wypad po gminy; tym razem celem było Północne Mazowsze. Razem z Marcinem dojeżdżamy pociągiem do Kałuszyna skąd rozpoczynamy dość pokręconą trasę. Jak na grudzień bardzo ciepło - aż 9'C, za to niestety mocno wieje z zachodu, do tego niemal cały czas pada mżawkowy deszczyk, na szosach mokro i syfiasto. Pierwsza część trasy dzięki jeździe głównie na wschód idzie dość łatwo, problemy zaczynają się kawałek za Makowem, gdzie Marcin zrywa swój za krótki łańcuch. W czasie naprawy dokłada kilka nowych ogniwek, ale to spowodowało że na kolejnych kilometrach łańcuch zaczyna mocno przeskakiwać. Kawałek za Różanem wyszukujemy dołożony kawałek łańucha i demontujemy, po tym zabiegu wreszcie skończyły się problemy.
Końcówka bardzo wymagająca, ok. 50km głównie pod wiatr, nocą, w deszczu; nieraz jechaliśmy po 16-17km/h. Do Przasnysza docieramy z dużą ulgą, po zakupach wyjeżdżamy kawałek za miasto i rozbijamy się na polu.
Zaliczone gminy - 18 (Sońsk, Świercze, Winnica, Gzy, Gołymin-Ośrodek, Karniewo, Krasne, MAKÓW MAZOWIECKI - miasto powiatowe, Szelków, Rzewnie, RÓŻAN, Młynarze, Sypniewo, Czerwonka, Krasnosielc, Płoniawy-Bramura, Przasnysz - wieś, PRZASNYSZ - miasto powiatowe)
Dane wycieczki:
DST: 173.30 km AVS: 21.48 km/h
ALT: 449 m MAX: 40.50 km/h
Temp:8.0 'C