Grzbietem Karkonoszy 3
Karpacz - [CZ] - Loucni Bouda - Kapliczka (1509m) - Vrchlabi - Nova Paka - Dymokury - Nymburk - Praga
Ruszam wczesnym rankiem, jeszcze przed świtem, dzięki czemu na bramce wjazdowej do parku nikogo nie było; na czeską stronę postanowiłem bowiem przebić się ciekawą trasą terenem zamiast jechać długim objazdem przez Okraj. Trochę się obawiałem tej kamiennej drogi na Śnieżkę - ale okazuje się, że i pod górę na fullu jedzie się całkiem wygodnie, stan nawierzchni wielce nie przeszkadza, nie jest to ta męczarnia co do Murowańca. Niemniej podjazd jest bardzo wymagający, bo nie brakuje tu ścian ponad 10% (większość drogi jest powyżej tych 10%); a są i kawałki po 17-20%, gdzie już odrywa przednie koło. O tak wczesnej godzinie dość chłodno, 9'C, ale widoki są piękne - wschodzące słońce oświetla całą okolicę. Pod Strzechą Akademicką zrobiłem sobie krótki postój rozkoszując się wspaniałymi krajobrazami - całe pogórze u stóp Karkonoszy jest pokryte porannymi mgłami, u góry też piękne widoki, choć i zaczyna się pojawiać coraz więcej chmur. Sprawnie kończę podjazd (za Strzechą jest bardzo ostry kawałek) i pod Śląskim Domem przejeżdżam na stronę czeską na piękny szlak do schroniska Loucni Bouda, prowadzący wśród pól kosodrzewiny i (jak mnie poinformowała tabliczka) subalpejskich torfowisk ;). Za schroniskiem już asfalt - i krótka, ale ostra ściana na Kapliczkę - najwyższą drogę Czech. Tam się ubieram ciepło (bo już mocno wiało) i ruszam na długi zjazd do Vrchlabi, kombinowany - trochę asfaltu, trochę terenu (w tym długa ściana koło 20%).
Za Vrchlabi już jadę asfaltem, większe górki są aż do Jicina, a na dobre wypłaszcza się dopiero w dolinie Łaby. Pogoda nadspodziewanie dobra, przejeżdżając Karkonosze zaczynałem się już liczyć z deszczem, tymczasem szybko zrobiło się piękne babie lato i temperatury po 25-28'C. W Nymburku robię postój na lody, końcówka do Pragi (jak to bywa z wjazdami do wielkich miast) - marna, ale sama Złota Praga w pełni rekompensuje te niegodności - jak dla mnie jedno z najpiękniejszych miast Europy, szczególnie widziana w taką pogodę. Niestety podobnego zdania jak ja w tej kwestii są tysiące ludzi - więc atrakcje turystyczne są oblężone do granic możliwości, w centrum nie ma mowy o jeździe na rowerze, trzeba iść na piechotę tak jest napchane - był to przecież dzień powszedni, aż strach pomyśleć co się tu dzieje w słoneczny weekened w sierpniu. A przekrój społeczny niesamowity, oryginałów nie brakuje, tym razem rzuciła mnie na kolana chińska babcia, ok.70 lat, ufarbowana na ostry blond, dość mocno nadużywająca solarium ;))
Wyjazd bardzo udany, udało się zaliczyć całą zakładaną trasę, do tego Karkonosze sprawiły mi miłą niespodziankę nadspodziewanie dużą przejezdnością głównego czerwonego szlaku, znając górskie realia i czytając relacje odnośnie szlaku - myślałem, że będzie z tym sporo gorzej. Do tego piękna pogoda znacznie uatrakcyjniła jazdę, szlak grzbietem Kakronoszy zdecydowanie przebija mizerne walory krajobrazowe charakterystyczne dla Beskidów - tutaj poruszamy się niemal cały czas powyżej granicy lasu, więc i widoki mamy odpowiednio szerokie. Wypad choć tak udany, to jednak bardzo męczący - trasa do łatwych i krótkich nie należała, no i wymagała zarwania aż dwóch nocy w autokarze, co na 3-dniowym wyjeździe jednak daje w kość
Zdjęcia z wyjazdu
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Karpacz - [CZ] - Loucni Bouda - Kapliczka (1509m) - Vrchlabi - Nova Paka - Dymokury - Nymburk - Praga
Ruszam wczesnym rankiem, jeszcze przed świtem, dzięki czemu na bramce wjazdowej do parku nikogo nie było; na czeską stronę postanowiłem bowiem przebić się ciekawą trasą terenem zamiast jechać długim objazdem przez Okraj. Trochę się obawiałem tej kamiennej drogi na Śnieżkę - ale okazuje się, że i pod górę na fullu jedzie się całkiem wygodnie, stan nawierzchni wielce nie przeszkadza, nie jest to ta męczarnia co do Murowańca. Niemniej podjazd jest bardzo wymagający, bo nie brakuje tu ścian ponad 10% (większość drogi jest powyżej tych 10%); a są i kawałki po 17-20%, gdzie już odrywa przednie koło. O tak wczesnej godzinie dość chłodno, 9'C, ale widoki są piękne - wschodzące słońce oświetla całą okolicę. Pod Strzechą Akademicką zrobiłem sobie krótki postój rozkoszując się wspaniałymi krajobrazami - całe pogórze u stóp Karkonoszy jest pokryte porannymi mgłami, u góry też piękne widoki, choć i zaczyna się pojawiać coraz więcej chmur. Sprawnie kończę podjazd (za Strzechą jest bardzo ostry kawałek) i pod Śląskim Domem przejeżdżam na stronę czeską na piękny szlak do schroniska Loucni Bouda, prowadzący wśród pól kosodrzewiny i (jak mnie poinformowała tabliczka) subalpejskich torfowisk ;). Za schroniskiem już asfalt - i krótka, ale ostra ściana na Kapliczkę - najwyższą drogę Czech. Tam się ubieram ciepło (bo już mocno wiało) i ruszam na długi zjazd do Vrchlabi, kombinowany - trochę asfaltu, trochę terenu (w tym długa ściana koło 20%).
Za Vrchlabi już jadę asfaltem, większe górki są aż do Jicina, a na dobre wypłaszcza się dopiero w dolinie Łaby. Pogoda nadspodziewanie dobra, przejeżdżając Karkonosze zaczynałem się już liczyć z deszczem, tymczasem szybko zrobiło się piękne babie lato i temperatury po 25-28'C. W Nymburku robię postój na lody, końcówka do Pragi (jak to bywa z wjazdami do wielkich miast) - marna, ale sama Złota Praga w pełni rekompensuje te niegodności - jak dla mnie jedno z najpiękniejszych miast Europy, szczególnie widziana w taką pogodę. Niestety podobnego zdania jak ja w tej kwestii są tysiące ludzi - więc atrakcje turystyczne są oblężone do granic możliwości, w centrum nie ma mowy o jeździe na rowerze, trzeba iść na piechotę tak jest napchane - był to przecież dzień powszedni, aż strach pomyśleć co się tu dzieje w słoneczny weekened w sierpniu. A przekrój społeczny niesamowity, oryginałów nie brakuje, tym razem rzuciła mnie na kolana chińska babcia, ok.70 lat, ufarbowana na ostry blond, dość mocno nadużywająca solarium ;))
Wyjazd bardzo udany, udało się zaliczyć całą zakładaną trasę, do tego Karkonosze sprawiły mi miłą niespodziankę nadspodziewanie dużą przejezdnością głównego czerwonego szlaku, znając górskie realia i czytając relacje odnośnie szlaku - myślałem, że będzie z tym sporo gorzej. Do tego piękna pogoda znacznie uatrakcyjniła jazdę, szlak grzbietem Kakronoszy zdecydowanie przebija mizerne walory krajobrazowe charakterystyczne dla Beskidów - tutaj poruszamy się niemal cały czas powyżej granicy lasu, więc i widoki mamy odpowiednio szerokie. Wypad choć tak udany, to jednak bardzo męczący - trasa do łatwych i krótkich nie należała, no i wymagała zarwania aż dwóch nocy w autokarze, co na 3-dniowym wyjeździe jednak daje w kość
Zdjęcia z wyjazdu
Dane wycieczki:
DST: 170.00 km AVS: 18.78 km/h
ALT: 1690 m MAX: 59.90 km/h
Temp:22.0 'C
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!