Wpisy archiwalne w kategorii
>200km
Dystans całkowity: | 151530.42 km (w terenie 220.00 km; 0.15%) |
Czas w ruchu: | 6253:23 |
Średnia prędkość: | 23.99 km/h |
Maksymalna prędkość: | 80.19 km/h |
Suma podjazdów: | 1018316 m |
Suma kalorii: | 486809 kcal |
Liczba aktywności: | 437 |
Średnio na aktywność: | 346.75 km i 14h 20m |
Więcej statystyk |
Poniedziałek, 29 kwietnia 2013Kategoria >100km, >200km, Rower szosowy, Wypad
Lubelskie - I dzień
Podczas ostatniego wypadu na Roztocze musiałem się wycofać nieco wcześniej niż planowałem, więc powrót w te rejony był kwestią czasu. Podobnie jak ostatnim razem - jadę koleją do Dęblina, stamtąd kieruję się na powiat lubartowski. Pogoda nieciekawa, pochmurno, zimno i odczuwalnie wieje z zachodu. Ale jazda idzie dość sprawnie, zaliczyłem nawet dodatkowo pałac w Kozłówce, który był w bliskiej okolicy mojej trasy; drogi w północnej części Lubelszczyzny jednak są zauważalnie lepsze niż na południu. Końcówka dnia już wyraźnie przyjemniejsza - sporo cieplej (18-19'C), wiatr osłabł, a i tereny ciekawsze, sporo lasów, ładny rejon Wieprza. W Łęcznej oglądam stadion Górnika, chyba jedynej w Polsce drużyny, która może się pochwalić hymnem śpiewanym przez znaną gwiazdę polskiej estrady; pewnie niewiele osób posądzało o taką działalność Krzysztofa Cugowskiego :)))
Zdjęcia
Zaliczone gminy - 17(Jeziorzany, Michów, Baranów, Abramów, Kamionka, Lubartów-wieś, Firlej, LUBARTÓW - miasto powiatowe, Niedźwiada, Ostrówek, Serniki, Niemce, Spiczyn, Wólka, Milejów, ŁĘCZNA - miasto powiatowe, Ludwin)
Podczas ostatniego wypadu na Roztocze musiałem się wycofać nieco wcześniej niż planowałem, więc powrót w te rejony był kwestią czasu. Podobnie jak ostatnim razem - jadę koleją do Dęblina, stamtąd kieruję się na powiat lubartowski. Pogoda nieciekawa, pochmurno, zimno i odczuwalnie wieje z zachodu. Ale jazda idzie dość sprawnie, zaliczyłem nawet dodatkowo pałac w Kozłówce, który był w bliskiej okolicy mojej trasy; drogi w północnej części Lubelszczyzny jednak są zauważalnie lepsze niż na południu. Końcówka dnia już wyraźnie przyjemniejsza - sporo cieplej (18-19'C), wiatr osłabł, a i tereny ciekawsze, sporo lasów, ładny rejon Wieprza. W Łęcznej oglądam stadion Górnika, chyba jedynej w Polsce drużyny, która może się pochwalić hymnem śpiewanym przez znaną gwiazdę polskiej estrady; pewnie niewiele osób posądzało o taką działalność Krzysztofa Cugowskiego :)))
Zdjęcia
Zaliczone gminy - 17(Jeziorzany, Michów, Baranów, Abramów, Kamionka, Lubartów-wieś, Firlej, LUBARTÓW - miasto powiatowe, Niedźwiada, Ostrówek, Serniki, Niemce, Spiczyn, Wólka, Milejów, ŁĘCZNA - miasto powiatowe, Ludwin)
Dane wycieczki:
DST: 211.30 km AVS: 22.28 km/h
ALT: 834 m MAX: 41.50 km/h
Temp:17.0 'C
Poniedziałek, 22 kwietnia 2013Kategoria >100km, >200km, >300km, Rower szosowy, Wypad
Roztocze - IV dzień
W wyniku poważnych problemów z bólem siedzenia i niekorzystnych prognoz odnośnie wiatru postanowiłem nieco skrócić wyjazd i już dziś wrócić do Lublina; niestety siodełko do wymiany, w zeszłym roku było na nim sporo lepiej, w tym nijak nie mogę z nim dojść do ładu, żeby nie wiem jak na głowie nie stawać - zawsze jest źle. Dojeżdżam więc do Tomaszowa Lubelskiego, skąd wjeżdżam na wygodną szosę lubelską i lecę z wiatrem na Lublin. Pierwszy odcinek do Zamościa bardzo fajny, mocno pagórkowaty, a i dalej podjazdów nie brakuje, choć już krótszych. W międzyczasie zastanawiam się czy nie pociągnąć dalej niż Lublin (wiatr wyraźnie pomaga) - np. do Dęblina. Po dojeździe pod Ryki (sporo góreczek na odcinku z Lublina do Kurowa) postanawiam dojechać aż do samej Warszawy rowerem. Ta końcówka już mi dała zdrowo w kość, a pod sam koniec trasy siedzenie bardzo przeszkadzało, co 1-2min trzeba było wstawać z siodła, wielka szkoda, bo strasznie psuje to przyjemność z jazdy. A dystans bardzo solidny, to chyba mój rekord z sakwami, a i średnia przyzwoita jak na jazdę z bagażem i tyle górek (choć tu oczywiście znacząco pomógł wiatr, wg. prognoz 4-5m/s, ale myślę że było jednak więcej)
Zdjęcia
Zaliczone gminy - 15 (Tomaszów Lubelski-wieś, TOMASZÓW LUBELSKI - miasto powiatowe, Tarnawatka, Krynice, Izbica, Krasnystaw-wieś, KRASNYSTAW - miasto powiatowe, Łopiennik Górny, Fajsławice, PIASKI, Mełgiew, ŚWIDNIK - miasto powiatowe, Garbów, Markuszów, Kurów)
W wyniku poważnych problemów z bólem siedzenia i niekorzystnych prognoz odnośnie wiatru postanowiłem nieco skrócić wyjazd i już dziś wrócić do Lublina; niestety siodełko do wymiany, w zeszłym roku było na nim sporo lepiej, w tym nijak nie mogę z nim dojść do ładu, żeby nie wiem jak na głowie nie stawać - zawsze jest źle. Dojeżdżam więc do Tomaszowa Lubelskiego, skąd wjeżdżam na wygodną szosę lubelską i lecę z wiatrem na Lublin. Pierwszy odcinek do Zamościa bardzo fajny, mocno pagórkowaty, a i dalej podjazdów nie brakuje, choć już krótszych. W międzyczasie zastanawiam się czy nie pociągnąć dalej niż Lublin (wiatr wyraźnie pomaga) - np. do Dęblina. Po dojeździe pod Ryki (sporo góreczek na odcinku z Lublina do Kurowa) postanawiam dojechać aż do samej Warszawy rowerem. Ta końcówka już mi dała zdrowo w kość, a pod sam koniec trasy siedzenie bardzo przeszkadzało, co 1-2min trzeba było wstawać z siodła, wielka szkoda, bo strasznie psuje to przyjemność z jazdy. A dystans bardzo solidny, to chyba mój rekord z sakwami, a i średnia przyzwoita jak na jazdę z bagażem i tyle górek (choć tu oczywiście znacząco pomógł wiatr, wg. prognoz 4-5m/s, ale myślę że było jednak więcej)
Zdjęcia
Zaliczone gminy - 15 (Tomaszów Lubelski-wieś, TOMASZÓW LUBELSKI - miasto powiatowe, Tarnawatka, Krynice, Izbica, Krasnystaw-wieś, KRASNYSTAW - miasto powiatowe, Łopiennik Górny, Fajsławice, PIASKI, Mełgiew, ŚWIDNIK - miasto powiatowe, Garbów, Markuszów, Kurów)
Dane wycieczki:
DST: 303.40 km AVS: 25.11 km/h
ALT: 1471 m MAX: 57.50 km/h
Temp:18.0 'C
Niedziela, 21 kwietnia 2013Kategoria >100km, >200km, Rower szosowy, Wypad
Roztocze - III dzień
Dziś czeka mnie najciekawszy odcinek - właściwe Roztocze. Od rana piękna, słoneczna pogoda, ale widać, że z wiatrem równie dobrze nie będzie, wieje z północnego wschodu i mocno wychładza. Za Tarnogrodem skręcam na północ i kieruję się w najciekawsze rejony Roztocza - rejon Józefowa i Zwierzyńca. Niestety jazda przez piękne leśne tereny jest mocno zepsuta przez po prostu fatalne drogi, nawet szosy wojewódzkie są nic nie warte, to dziura na dziurze i łata na łacie.
Taka krótka refleksja, z doświadczeń moich wypadów gminnych - póki co województwo lubelskie zdecydowanie prowadzi w niechlubnej statystyce najgorszych dróg w Polsce, odnośnie tych rejonów negatywny stereotyp "biednej, wschodniej ściany" niestety nie jest tylko stereotypem (jak np. w stosunku do Podlasia, gdzie drogi wcale nie są takie złe), poza najgłówniejszymi trasami drogi w tym rejonie to tragedia, standard ukraiński. Jadąc na rowerze szosowym bardzo to przeszkadza, ciągle trzeba uważać, omijać dziury, na zjazdach hamować itd.
Dalsza część jazdy to odbicie w stronę Zamościa, fajny kawałek przed Szczebrzeszynem, długi 100m podjazd, na którym mijałem jadącą w przeciwnym kierunku grupkę szosowców, następnie odcinek nad jeziorem Nielisz i długie okrążanie Zamościa od wschodu - tu wreszcie męczący mnie 3/4 dnia wiatr zaczął pomagać. W samym Zamościu, na wspaniałym rynku robię sobie dłuższy postój (trwał akurat jakiś koncert zespołu religijnego). Z Zamościa piękny, mocno pagórkowaty odcinek do Krasnobrodu, to jedna z nielicznych dobrych dróg na Lubelszczyźnie (dziury dopiero w końcówce). Ta trasa wywołała trochę wspomnień - w tym rejonie, jeszcze w liceum przejechałem swoją pierwszą samodzielną trasę z sakwami - z Zamościa do Suśca. Wtedy ten pagórkowaty odcinek przejechałem ledwo żywy, teraz po ponad 170km w nogach nie zrobił na mnie większego wrażenia ;). Za Krasnobrodem jeszcze dość ostry podjazd, aż 9% po straszliwych dziurach i ładny kawałek w stronę Tomaszowa przy zachodzącym słońcu, również nocleg elegancki, pod samym lasem.
Ślad niepełny, z urwanym początkiem
Zdjęcia
Zaliczone gminy - 20 (TARNOGRÓD, Obsza, Łukowa, JÓZEFÓW, Aleksandrów, Tereszpol, ZWIERZYNIEC, Radecznica, SZCZEBRZESZYN, Sułów, Nielisz, Stary Zamość, Skierbieszów, Sitno, Łabunie, Zamość-wieś, ZAMOŚĆ - miasto powiatowe + powiat grodzki, Adamów, KRASNOBRÓD, Susiec)
Dziś czeka mnie najciekawszy odcinek - właściwe Roztocze. Od rana piękna, słoneczna pogoda, ale widać, że z wiatrem równie dobrze nie będzie, wieje z północnego wschodu i mocno wychładza. Za Tarnogrodem skręcam na północ i kieruję się w najciekawsze rejony Roztocza - rejon Józefowa i Zwierzyńca. Niestety jazda przez piękne leśne tereny jest mocno zepsuta przez po prostu fatalne drogi, nawet szosy wojewódzkie są nic nie warte, to dziura na dziurze i łata na łacie.
Taka krótka refleksja, z doświadczeń moich wypadów gminnych - póki co województwo lubelskie zdecydowanie prowadzi w niechlubnej statystyce najgorszych dróg w Polsce, odnośnie tych rejonów negatywny stereotyp "biednej, wschodniej ściany" niestety nie jest tylko stereotypem (jak np. w stosunku do Podlasia, gdzie drogi wcale nie są takie złe), poza najgłówniejszymi trasami drogi w tym rejonie to tragedia, standard ukraiński. Jadąc na rowerze szosowym bardzo to przeszkadza, ciągle trzeba uważać, omijać dziury, na zjazdach hamować itd.
Dalsza część jazdy to odbicie w stronę Zamościa, fajny kawałek przed Szczebrzeszynem, długi 100m podjazd, na którym mijałem jadącą w przeciwnym kierunku grupkę szosowców, następnie odcinek nad jeziorem Nielisz i długie okrążanie Zamościa od wschodu - tu wreszcie męczący mnie 3/4 dnia wiatr zaczął pomagać. W samym Zamościu, na wspaniałym rynku robię sobie dłuższy postój (trwał akurat jakiś koncert zespołu religijnego). Z Zamościa piękny, mocno pagórkowaty odcinek do Krasnobrodu, to jedna z nielicznych dobrych dróg na Lubelszczyźnie (dziury dopiero w końcówce). Ta trasa wywołała trochę wspomnień - w tym rejonie, jeszcze w liceum przejechałem swoją pierwszą samodzielną trasę z sakwami - z Zamościa do Suśca. Wtedy ten pagórkowaty odcinek przejechałem ledwo żywy, teraz po ponad 170km w nogach nie zrobił na mnie większego wrażenia ;). Za Krasnobrodem jeszcze dość ostry podjazd, aż 9% po straszliwych dziurach i ładny kawałek w stronę Tomaszowa przy zachodzącym słońcu, również nocleg elegancki, pod samym lasem.
Ślad niepełny, z urwanym początkiem
Zdjęcia
Zaliczone gminy - 20 (TARNOGRÓD, Obsza, Łukowa, JÓZEFÓW, Aleksandrów, Tereszpol, ZWIERZYNIEC, Radecznica, SZCZEBRZESZYN, Sułów, Nielisz, Stary Zamość, Skierbieszów, Sitno, Łabunie, Zamość-wieś, ZAMOŚĆ - miasto powiatowe + powiat grodzki, Adamów, KRASNOBRÓD, Susiec)
Dane wycieczki:
DST: 214.90 km AVS: 21.45 km/h
ALT: 1345 m MAX: 51.70 km/h
Temp:16.0 'C
Sobota, 20 kwietnia 2013Kategoria >100km, >200km, Rower szosowy, Wypad
Roztocze - II dzień
Rano szybko docieram do Kraśnika i tutaj wjeżdżam w boczniejsze drogi, niestety z reguły fatalne, poza najgłówniejszymi szosami jest tragedia. Zaskakuje tez duża ilość górek, aż tylu podjazdów w tym rejonie województwa lubelskiego się nie spodziewałem, a tymczasem dają popalić. Pogoda już gorsza niż wczoraj, niewiele słońca i cały czas zimny wiatr z północy, w drugiej części dzisiejszego dnia mi pomógł, w pierwszej więcej przeszkadzał. Docieram aż za Biłgoraj, tereny coraz ciekawsze, wyraźnie mniejsza gęstość zaludnienia niż w północnej części województwa, przez co jedzie się przyjemniej, na drogach minimalny ruch, łatwo o ciekawszą miejscówkę na nocleg.
Zdjęcia
Zaliczone gminy - 27 (Trzydnik Duży, Kraśnik-wieś, KRAŚNIK - miasto powiatowe, Dzierzkowice, Urzędów, Chodel, Borzechów, Niedrzwica Duża, Wilkołaz, Strzyżewice, Zakrzówek, Szastarka, Batorz, Potok Wielki, MODLIBORZYCE, JANÓW LUBELSKI - miasto powiatowe, Godziszów, Dzwola, Chrzanów, Goraj, Turobin, FRAMPOL, Biłgoraj-wieś, BIŁGORAJ - miasto powiatowe, Księżpol, Biszcza, Potok Górny
Rano szybko docieram do Kraśnika i tutaj wjeżdżam w boczniejsze drogi, niestety z reguły fatalne, poza najgłówniejszymi szosami jest tragedia. Zaskakuje tez duża ilość górek, aż tylu podjazdów w tym rejonie województwa lubelskiego się nie spodziewałem, a tymczasem dają popalić. Pogoda już gorsza niż wczoraj, niewiele słońca i cały czas zimny wiatr z północy, w drugiej części dzisiejszego dnia mi pomógł, w pierwszej więcej przeszkadzał. Docieram aż za Biłgoraj, tereny coraz ciekawsze, wyraźnie mniejsza gęstość zaludnienia niż w północnej części województwa, przez co jedzie się przyjemniej, na drogach minimalny ruch, łatwo o ciekawszą miejscówkę na nocleg.
Zdjęcia
Zaliczone gminy - 27 (Trzydnik Duży, Kraśnik-wieś, KRAŚNIK - miasto powiatowe, Dzierzkowice, Urzędów, Chodel, Borzechów, Niedrzwica Duża, Wilkołaz, Strzyżewice, Zakrzówek, Szastarka, Batorz, Potok Wielki, MODLIBORZYCE, JANÓW LUBELSKI - miasto powiatowe, Godziszów, Dzwola, Chrzanów, Goraj, Turobin, FRAMPOL, Biłgoraj-wieś, BIŁGORAJ - miasto powiatowe, Księżpol, Biszcza, Potok Górny
Dane wycieczki:
DST: 221.70 km AVS: 23.71 km/h
ALT: 1451 m MAX: 61.60 km/h
Temp:16.0 'C
Sobota, 13 kwietnia 2013Kategoria >100km, >200km, Rower szosowy, Wypad
Łódzkie - IV dzień
Po wczorajszym morderczym odcinku dziś miałem już dosyć i planowałem powrót z Łodzi po 4 dniach, dlatego na trasę ruszyłem godzinę później niż normalnie. Ale nieoczekiwanie od samego rana zaczęło się jechać przyzwoicie, na sporej części trasy wiatr pomagał, świeciło piękne słońce, więc po wczorajszej deszczowej łaźni była to bardzo oczekiwania zmiana. Zaliczam kolejno Widawę, Szczerców i Bełchatów, przed Bełchatowem dużo lasów, trochę górek, niestety też fatalne drogi. Za Bełchatowem ciężki kawałek aż do Zduńskiej Woli pod wiatr, do tego dwa razy mijały mnie krótkie, ale intensywne burze, więc ładnych parę razy musiałem się przebierać. Za to za Zduńską Wolą wreszcie zaczęła się kapitalna jazda - aż do Łodzi z wiatrem równo w plecy, do tego świetna droga, piękne słońce, a nawet w Lutomiersku burza była na tyle miła, że przeszła akurat w czasie mojego postoju ;) Końcówka przez niebrzydkie Pabianice, które dotąd kojarzyły mi się jedynie z postacią byłego wicepremiera Janusza Tomaszewskiego, którego śp. Andrzej Lepper w swoim kwiecistym stylu był łaskaw nazwać bandytą z Pabianic ;)) A tymczasem to całkiem niebrzydkie miasto, z grubsza podobne do XIX-wiecznych rejonów Łodzi, więc trzymające swoisty klimat i fason.
Już nocą wyjeżdżam za Łódź przez Tuszyn, udało się nadrobić wszystkie kilometrowe straty z wczoraj, niestety nocleg mizerny, w rozmiękniętym lasku brzozowym; do tego dłuższy czas nie byłem pewien czy się ktoś do mnie nie czepi, bo w czasie rozkładania obozowiska jakiś samochód przez pewien czas świecił na mnie światłami, a później stanął wyłączony na dobrą godzinę; szansa na jakąś aferę niewielka, ale przecież na jakiegoś psychola zawsze można trafić; dlatego lepiej się rozbijać o zmierzchu, nie nocą, gdy przez używane światła jesteśmy dużo lepiej widoczni.
Zdjęcia
Zaliczone gminy - 23 (Osjaków, Rusiec, Konopnica, Widawa, Burzenin, Kleszczów, Kluki, Bełchatów-wieś, BEŁCHATÓW - miasto powiatowe, Drużbice, ZELÓW, Sędziejowice, Zapolice, ZDUŃSKA WOLA - miasto powiatowe, Zduńska Wola-wieś, SZADEK, Wodzierady, Lutomiersk, KONSTANTYNÓW ŁÓDZKI, Pabianice-wieś, RZGÓW, TUSZYN, Dłutów)
Po wczorajszym morderczym odcinku dziś miałem już dosyć i planowałem powrót z Łodzi po 4 dniach, dlatego na trasę ruszyłem godzinę później niż normalnie. Ale nieoczekiwanie od samego rana zaczęło się jechać przyzwoicie, na sporej części trasy wiatr pomagał, świeciło piękne słońce, więc po wczorajszej deszczowej łaźni była to bardzo oczekiwania zmiana. Zaliczam kolejno Widawę, Szczerców i Bełchatów, przed Bełchatowem dużo lasów, trochę górek, niestety też fatalne drogi. Za Bełchatowem ciężki kawałek aż do Zduńskiej Woli pod wiatr, do tego dwa razy mijały mnie krótkie, ale intensywne burze, więc ładnych parę razy musiałem się przebierać. Za to za Zduńską Wolą wreszcie zaczęła się kapitalna jazda - aż do Łodzi z wiatrem równo w plecy, do tego świetna droga, piękne słońce, a nawet w Lutomiersku burza była na tyle miła, że przeszła akurat w czasie mojego postoju ;) Końcówka przez niebrzydkie Pabianice, które dotąd kojarzyły mi się jedynie z postacią byłego wicepremiera Janusza Tomaszewskiego, którego śp. Andrzej Lepper w swoim kwiecistym stylu był łaskaw nazwać bandytą z Pabianic ;)) A tymczasem to całkiem niebrzydkie miasto, z grubsza podobne do XIX-wiecznych rejonów Łodzi, więc trzymające swoisty klimat i fason.
Już nocą wyjeżdżam za Łódź przez Tuszyn, udało się nadrobić wszystkie kilometrowe straty z wczoraj, niestety nocleg mizerny, w rozmiękniętym lasku brzozowym; do tego dłuższy czas nie byłem pewien czy się ktoś do mnie nie czepi, bo w czasie rozkładania obozowiska jakiś samochód przez pewien czas świecił na mnie światłami, a później stanął wyłączony na dobrą godzinę; szansa na jakąś aferę niewielka, ale przecież na jakiegoś psychola zawsze można trafić; dlatego lepiej się rozbijać o zmierzchu, nie nocą, gdy przez używane światła jesteśmy dużo lepiej widoczni.
Zdjęcia
Zaliczone gminy - 23 (Osjaków, Rusiec, Konopnica, Widawa, Burzenin, Kleszczów, Kluki, Bełchatów-wieś, BEŁCHATÓW - miasto powiatowe, Drużbice, ZELÓW, Sędziejowice, Zapolice, ZDUŃSKA WOLA - miasto powiatowe, Zduńska Wola-wieś, SZADEK, Wodzierady, Lutomiersk, KONSTANTYNÓW ŁÓDZKI, Pabianice-wieś, RZGÓW, TUSZYN, Dłutów)
Dane wycieczki:
DST: 230.40 km AVS: 24.08 km/h
ALT: 776 m MAX: 40.60 km/h
Temp:13.0 'C
Piątek, 12 kwietnia 2013Kategoria >200km, >100km, Rower szosowy, Wypad
Łódzkie - III dzień
Od rana zapowiada się niezła orka - wieje porządnie z północy, a tam prowadzi pierwsza połowa mojej trasy, do tego po 30km zaczyna całkiem solidnie padać deszcz. Więc cały odcinek do Wieruszowa to trudna walka z warunkami pogodowymi, gdzieś mam taką wiosnę, jak zwykle prognozy udowodniły swój całkowity brak wartości. Do tego boczne drogi w południowej części łódzkiego są dużo gorsze niż w północnej, jest tu mnóstwo dziur. Ponadto w rejonie Wieruszowa dwukrotnie przecinałem budowę trasy S8, za drugim razem przez parę km jechałem po drodze pełnej błota, bo tej używały ciężarówki wyjeżdżające z budowy, w czasie deszczu wyglądało to tragicznie. W Wieruszowie odpoczywam na dworcu PKS, miasto opuszczam ładną wąziutką drogą wojewódzką na Opatów, jest tu piękny szpaler z dębów.
Od tego kawałka jechało się już lepiej, wiatr trochę skręcił, podobnie jak i moja trasa na Wieluń. Za Wieluniem ładny kawałek w stronę Działoszyna, przed miastem łapię gumę, przez co nie dałem rady zrobić planowanych na dziś aż 230km, bo nocą zupełnie nie chciałem jechać, a trudy dzisiejszego dnia mocno już w nogach odczuwałem. Ponadto całą pierwszą część trasy ze względu na wiatr jechałem w dolnym chwycie, przez co mięśnie nóg czułem dużo bardziej niż normalnie, widać w takiej pozycji trochę inne rejony mięśni są obciążane. Nocleg za to elegancki, w ładnym sosnowym lesie, najładniejszy na tym wyjeździe.
Zdjęcia
Zaliczone gminy - 19 (BŁASZKI, Wróblew, Brąszewice, Klonowa, Lututów, Sokolniki, Galewice, WIERUSZÓW - miasto powiatowe, Łęka Opatowska, Bolesławiec, Łubnice, Czastary, Biała, Skomlin, Wierzchlas, DZIAŁOSZYN, PAJĘCZNO - miasto powiatowe, Siemkowice, Kiełczygłów)
Od rana zapowiada się niezła orka - wieje porządnie z północy, a tam prowadzi pierwsza połowa mojej trasy, do tego po 30km zaczyna całkiem solidnie padać deszcz. Więc cały odcinek do Wieruszowa to trudna walka z warunkami pogodowymi, gdzieś mam taką wiosnę, jak zwykle prognozy udowodniły swój całkowity brak wartości. Do tego boczne drogi w południowej części łódzkiego są dużo gorsze niż w północnej, jest tu mnóstwo dziur. Ponadto w rejonie Wieruszowa dwukrotnie przecinałem budowę trasy S8, za drugim razem przez parę km jechałem po drodze pełnej błota, bo tej używały ciężarówki wyjeżdżające z budowy, w czasie deszczu wyglądało to tragicznie. W Wieruszowie odpoczywam na dworcu PKS, miasto opuszczam ładną wąziutką drogą wojewódzką na Opatów, jest tu piękny szpaler z dębów.
Od tego kawałka jechało się już lepiej, wiatr trochę skręcił, podobnie jak i moja trasa na Wieluń. Za Wieluniem ładny kawałek w stronę Działoszyna, przed miastem łapię gumę, przez co nie dałem rady zrobić planowanych na dziś aż 230km, bo nocą zupełnie nie chciałem jechać, a trudy dzisiejszego dnia mocno już w nogach odczuwałem. Ponadto całą pierwszą część trasy ze względu na wiatr jechałem w dolnym chwycie, przez co mięśnie nóg czułem dużo bardziej niż normalnie, widać w takiej pozycji trochę inne rejony mięśni są obciążane. Nocleg za to elegancki, w ładnym sosnowym lesie, najładniejszy na tym wyjeździe.
Zdjęcia
Zaliczone gminy - 19 (BŁASZKI, Wróblew, Brąszewice, Klonowa, Lututów, Sokolniki, Galewice, WIERUSZÓW - miasto powiatowe, Łęka Opatowska, Bolesławiec, Łubnice, Czastary, Biała, Skomlin, Wierzchlas, DZIAŁOSZYN, PAJĘCZNO - miasto powiatowe, Siemkowice, Kiełczygłów)
Dane wycieczki:
DST: 205.80 km AVS: 22.33 km/h
ALT: 915 m MAX: 42.40 km/h
Temp:12.0 'C
Czwartek, 11 kwietnia 2013Kategoria Wypad, Rower szosowy, >200km, >100km
Łódzkie - II dzień
Noc i poranek jeszcze zimne, znowu ledwo powyżej zera. Początek pod lekkie wiatr na Piątek, później rejon Głowna i krótkie podjazdy pod Strykowem; tam wreszcie robi się ciepło, temperatura przekracza wyraźnie 10'C, w słońcu nawet i 15'C. Przeszkadza jedynie zimny wiatr z północy; do Ozorkowa mi pomagał, później już było sporo gorzej. W końcówce dość ciekawy kawałek nad sztucznym jeziorem Jeziorsko, kawałek dalej nocuję.
Zdjęcia
Zaliczone gminy - 20 (Piątek, Bielawy, Głowno-wieś, GŁOWNO, Domaniewice, STRYKÓW, Zgierz-wieś, ZGIERZ - miasto powiatowe, ALEKSANDRÓW ŁÓDZKI, Parzęczew, OZORKÓW, Ozorków-wieś, Dalików, Wartkowice, PODDĘBICE - miasto powiatowe, UNIEJÓW, Zadzim, Pęczniew, Kawęczyn, Goszczanów)
Noc i poranek jeszcze zimne, znowu ledwo powyżej zera. Początek pod lekkie wiatr na Piątek, później rejon Głowna i krótkie podjazdy pod Strykowem; tam wreszcie robi się ciepło, temperatura przekracza wyraźnie 10'C, w słońcu nawet i 15'C. Przeszkadza jedynie zimny wiatr z północy; do Ozorkowa mi pomagał, później już było sporo gorzej. W końcówce dość ciekawy kawałek nad sztucznym jeziorem Jeziorsko, kawałek dalej nocuję.
Zdjęcia
Zaliczone gminy - 20 (Piątek, Bielawy, Głowno-wieś, GŁOWNO, Domaniewice, STRYKÓW, Zgierz-wieś, ZGIERZ - miasto powiatowe, ALEKSANDRÓW ŁÓDZKI, Parzęczew, OZORKÓW, Ozorków-wieś, Dalików, Wartkowice, PODDĘBICE - miasto powiatowe, UNIEJÓW, Zadzim, Pęczniew, Kawęczyn, Goszczanów)
Dane wycieczki:
DST: 215.30 km AVS: 23.53 km/h
ALT: 758 m MAX: 37.50 km/h
Temp:10.0 'C
Środa, 10 kwietnia 2013Kategoria Wypad, Rower szosowy, >200km, >100km
Łódzkie - I dzień
Gdy w końcu pojawiła się nadzieja na prawdziwą wiosnę - natychmiast postanowiłem wykorzystać parę dni wolnego na jakiś porządniejszy wyjazd, bo ile można wytrzymać w domu? Zima i tak nas bardzo długo przetrzymała;))
Ale pierwszego dnia mojego wyjazdu warunki były jeszcze mocno zimowe, temperatura ledwo powyżej zera, pochmurno, sporo śniegu przy drodze, przez jakieś 20km padał śnieg z deszczem, na drogach kupa syfu. Ale aż ok. 150km za Kutno jechało się elegancko, bo miałem przyzwoity wiatr w plecy. Jako cel wyjazdu postawiłem sobie gminy województwa łódzkiego, jako że to mało atrakcyjne województwo, więc uznałem że na pogodę jeszcze dość średnią - będzie w sam raz, te atrakcyjniejsze tereny warto sobie zostawić na warunki sporo lepsze ;))
Za Kutnem wjeżdżam na boczne drogi, jest parę kilometrów dziurawego asfaltu, a że jechałem na rowerze szosowym odczułem to boleśnie. Końcówka do Łęczycy pod wiatr, z drogi widać charakterystyczną sylwetkę kolegiaty w Tumie, ja odbijam nad Bzurę, na noc rozkładam namiot nad samą rzeką, licząc że do rana nie wyleje, bo brakowało do tego może ze 20cm ;))
Zdjęcia
Zaliczone gminy - 11 (Bolimów, Chąśno, Nowe Ostrowy, Dąbrowice, Daszyna, Grabów, Świnice Warckie, Łęczyca-wieś, ŁĘCZYCA - miasto powiatowe, Góra Świętej Małgorzaty, Witonia)
Gdy w końcu pojawiła się nadzieja na prawdziwą wiosnę - natychmiast postanowiłem wykorzystać parę dni wolnego na jakiś porządniejszy wyjazd, bo ile można wytrzymać w domu? Zima i tak nas bardzo długo przetrzymała;))
Ale pierwszego dnia mojego wyjazdu warunki były jeszcze mocno zimowe, temperatura ledwo powyżej zera, pochmurno, sporo śniegu przy drodze, przez jakieś 20km padał śnieg z deszczem, na drogach kupa syfu. Ale aż ok. 150km za Kutno jechało się elegancko, bo miałem przyzwoity wiatr w plecy. Jako cel wyjazdu postawiłem sobie gminy województwa łódzkiego, jako że to mało atrakcyjne województwo, więc uznałem że na pogodę jeszcze dość średnią - będzie w sam raz, te atrakcyjniejsze tereny warto sobie zostawić na warunki sporo lepsze ;))
Za Kutnem wjeżdżam na boczne drogi, jest parę kilometrów dziurawego asfaltu, a że jechałem na rowerze szosowym odczułem to boleśnie. Końcówka do Łęczycy pod wiatr, z drogi widać charakterystyczną sylwetkę kolegiaty w Tumie, ja odbijam nad Bzurę, na noc rozkładam namiot nad samą rzeką, licząc że do rana nie wyleje, bo brakowało do tego może ze 20cm ;))
Zdjęcia
Zaliczone gminy - 11 (Bolimów, Chąśno, Nowe Ostrowy, Dąbrowice, Daszyna, Grabów, Świnice Warckie, Łęczyca-wieś, ŁĘCZYCA - miasto powiatowe, Góra Świętej Małgorzaty, Witonia)
Dane wycieczki:
DST: 232.30 km AVS: 25.02 km/h
ALT: 383 m MAX: 39.60 km/h
Temp:4.0 'C
Pożegnanie zimy
Białystok - Sokółka - Krynki - Supraśl - Białystok - Łapy - Szepietowo
Zima w tym roku ciągnie się i ciągnie, niemal wszyscy mają jej już serdecznie dosyć, też do tej grupy się zaliczam; ale jak się nie ma co się lubi - to się lubi co się ma; jeździć trzeba, a trenażery zostawiam dla "prawdziwych rowerzystów" ;))
Na takie ostatnie mocne uderzenie zimy postanowiłem więc udać się na ambitniejszą trasę, podobne plany miał też Łukasz, więc postanowiliśmy połączyć wysiłki, z tym że ja do Białegostoku jadę autobusem, a Łukasz pociągiem do Sokółki, gdzie się umówiliśmy. Bolesna pobudka o 4, dojazd na dworzec ( o tej godzinie w Warszawie aż -13'C!), do Białegostoku docieram przed 9, na stracie -10'C. Pierwszy odcinek trasy bardzo męczący - na północ do Sokółki, równo pod dość mocny wiatr (5-6m/s), zaskoczyła mnie też duża ilość górek na tym odcinku, na 40km ponad 300m podjazdów. Tak więc do Sokółki docieram już nieźle zjechany, okazuje się też, że spotkanie z Łukaszem nie wypali, bo przez jakieś problemy z trakcją jego pociąg ma prawie dwie godziny (żartowaliśmy sobie, że PKP jest w takim stanie jak polska reprezentacja w piłce nożnej ;)); umawiamy się więc na spotkanie pod Supraślem.
Za Sokółką wreszcie zaczyna się przyjemna jazda - opuszczam ruchliwą krajówkę, wiatr teraz mam głównie w plecy, a temperatura wzrosła do -5-6'C, piękna słoneczna pogoda, na niebie nie ma jednej chmurki. Droga dalej mocno pagórkowata, wjeżdża się tu aż na 220m, na boczniejszej szosie występuje też i sporo oblodzeń. Odcinek niebrzydki widokowo, zerowy ruch, więc sprawnie docieram do Krynek, pod samą białoruską granicę. Tutaj biorę kurs na Białystok i głównie pięknie ośnieżonymi lasami jadę do Supraśla (ostatnie 10km przed miastem mocno dziurawe). Tutaj wreszcie spotykamy się z Łukaszem i już wspólnie kontynuujemy jazdę na Białystok. Sprawnie przebijamy się przez miasto, na jego południowych krańcach stajemy pod sklepem na większy postój.
Trzecia część naszej trasy - to zaliczanie gmin w rejonie na południe od Białegostoku, na boczniejszych drogach występuje sporo oblodzeń, ja miałem opony z kolcami, więc wiele mi nie przeszkadzały, ale Łukaszowi dawały się we znaki, zaliczył tutaj bolesny upadek na twardy lód. Dalej mocno wieje, generalnie mamy wiatr w plecy, ale na odcinku do Łap, gdy nasza droga skręciła na północ - dał nam mocno popalić. Na szczęście o zmierzchu jego siła drastycznie zmalała i nocą już nam nie przeszkadzał. Końcówka nocą w silnym mrozie (-12'C), sporo zalodzonych odcinków, do tego lampki Łukasza na dynamo przestały kontaktować (problemy z kablem) - i większość odcinka musiał jechać bez oświetlenia ;))
Już zmęczeni dojeżdżamy na obskurny "dworzec" w Szepietowie, nieoczekiwanie okazało się że TLK którym wracaliśmy do Warszawy ma jednak przedział rowerowy (w rozkładzie go nie było) - więc można legalnie przewieźć rowery. Wycieczka bardzo udana - przede wszystkim ze względu na piękną pogodę; taka zima z pewnością da się lubić, to zupełnie inna bajka niż jazda po zasolonych drogach w pośniegowej brei
Zdjęcia z wyjazdu
Zaliczone gminy - 13 (WASILKÓW, CZARNA BIAŁOSTOCKA, SOKÓŁKA - miasto powiatowe, Szudziałowo, KRYNKI, SUPRAŚL, Juchnowiec Kościelny, Turośń Kościelna, SURAŻ, ŁAPY, Poświętne, Nowe Piekuty, SZEPIETOWO)
Białystok - Sokółka - Krynki - Supraśl - Białystok - Łapy - Szepietowo
Zima w tym roku ciągnie się i ciągnie, niemal wszyscy mają jej już serdecznie dosyć, też do tej grupy się zaliczam; ale jak się nie ma co się lubi - to się lubi co się ma; jeździć trzeba, a trenażery zostawiam dla "prawdziwych rowerzystów" ;))
Na takie ostatnie mocne uderzenie zimy postanowiłem więc udać się na ambitniejszą trasę, podobne plany miał też Łukasz, więc postanowiliśmy połączyć wysiłki, z tym że ja do Białegostoku jadę autobusem, a Łukasz pociągiem do Sokółki, gdzie się umówiliśmy. Bolesna pobudka o 4, dojazd na dworzec ( o tej godzinie w Warszawie aż -13'C!), do Białegostoku docieram przed 9, na stracie -10'C. Pierwszy odcinek trasy bardzo męczący - na północ do Sokółki, równo pod dość mocny wiatr (5-6m/s), zaskoczyła mnie też duża ilość górek na tym odcinku, na 40km ponad 300m podjazdów. Tak więc do Sokółki docieram już nieźle zjechany, okazuje się też, że spotkanie z Łukaszem nie wypali, bo przez jakieś problemy z trakcją jego pociąg ma prawie dwie godziny (żartowaliśmy sobie, że PKP jest w takim stanie jak polska reprezentacja w piłce nożnej ;)); umawiamy się więc na spotkanie pod Supraślem.
Za Sokółką wreszcie zaczyna się przyjemna jazda - opuszczam ruchliwą krajówkę, wiatr teraz mam głównie w plecy, a temperatura wzrosła do -5-6'C, piękna słoneczna pogoda, na niebie nie ma jednej chmurki. Droga dalej mocno pagórkowata, wjeżdża się tu aż na 220m, na boczniejszej szosie występuje też i sporo oblodzeń. Odcinek niebrzydki widokowo, zerowy ruch, więc sprawnie docieram do Krynek, pod samą białoruską granicę. Tutaj biorę kurs na Białystok i głównie pięknie ośnieżonymi lasami jadę do Supraśla (ostatnie 10km przed miastem mocno dziurawe). Tutaj wreszcie spotykamy się z Łukaszem i już wspólnie kontynuujemy jazdę na Białystok. Sprawnie przebijamy się przez miasto, na jego południowych krańcach stajemy pod sklepem na większy postój.
Trzecia część naszej trasy - to zaliczanie gmin w rejonie na południe od Białegostoku, na boczniejszych drogach występuje sporo oblodzeń, ja miałem opony z kolcami, więc wiele mi nie przeszkadzały, ale Łukaszowi dawały się we znaki, zaliczył tutaj bolesny upadek na twardy lód. Dalej mocno wieje, generalnie mamy wiatr w plecy, ale na odcinku do Łap, gdy nasza droga skręciła na północ - dał nam mocno popalić. Na szczęście o zmierzchu jego siła drastycznie zmalała i nocą już nam nie przeszkadzał. Końcówka nocą w silnym mrozie (-12'C), sporo zalodzonych odcinków, do tego lampki Łukasza na dynamo przestały kontaktować (problemy z kablem) - i większość odcinka musiał jechać bez oświetlenia ;))
Już zmęczeni dojeżdżamy na obskurny "dworzec" w Szepietowie, nieoczekiwanie okazało się że TLK którym wracaliśmy do Warszawy ma jednak przedział rowerowy (w rozkładzie go nie było) - więc można legalnie przewieźć rowery. Wycieczka bardzo udana - przede wszystkim ze względu na piękną pogodę; taka zima z pewnością da się lubić, to zupełnie inna bajka niż jazda po zasolonych drogach w pośniegowej brei
Zdjęcia z wyjazdu
Zaliczone gminy - 13 (WASILKÓW, CZARNA BIAŁOSTOCKA, SOKÓŁKA - miasto powiatowe, Szudziałowo, KRYNKI, SUPRAŚL, Juchnowiec Kościelny, Turośń Kościelna, SURAŻ, ŁAPY, Poświętne, Nowe Piekuty, SZEPIETOWO)
Dane wycieczki:
DST: 209.40 km AVS: 21.01 km/h
ALT: 1247 m MAX: 41.20 km/h
Temp:-8.0 'C
Poniedziałek, 18 marca 2013Kategoria >100km, >200km, Rower szosowy, Wycieczka
Warszawa - Sochaczew - Gąbin - Płock - Dobrzyń n. Wisłą - Lipno - Toruń
Postanowiłem wykorzystać zapowiadany wiatr wschodni, więc wybrałem się na trasę do Torunia. Ruszam przed 6, poranki o tej godzinie bardzo mroźne, -8'C, a ja jechałem w letnich siateczkowych butach SPD, które do tego jeszcze mają wywietrzniki w podeszwie ;) Sprawnie przebijam się przez Warszawę i wjeżdżam na szosę poznańską - tu już wyraźnie czuć jak wiatr pomaga, jedzie się elegancko, a w słońcu temperatura szybko rośnie, w Sochaczewie jest już koło 0'C.
Za Sochaczewem krótki kawałek ruchliwej krajówki i odbijam na spokojną drogę na Gąbin, na większości odcinków jedzie się zauważalnie powyżej 30km/h, dopiero za Gąbinem gdy odbijam na północ na Płock czuć jak mocno wieje w bok. W Płocku robię większy odpoczynek na wzgórzu pod katedrą (piękny widok na bardzo szeroką Wisłę) po czym ruszam na Dobrzyń. Po paru kilometrach pojawia się informacja o objeździe, a jako że podali, że w remoncie jest most na Skrwie nie zaryzykowałem jazdy rowerem; trochę szkoda bo ten kawałek nad samą Wisłą jest bardzo ciekawy.
Objazd nie za długi, ale za to właśnie na innym moście na Skrwie pęka mi linka od tylnej przerzutki. Zapasową linkę miałem ze sobą, ale niestety pękła (jak to niemal zawsze bywa) przy samej manetce i ta końcówka się w niej zakleszczyła. W szosowych manetkach żeby zmienić linkę trzeba zrzucić na najcięższy bieg, a ja mogłem zrzucić zaledwie trzy najlżejsze biegi, resztę blokowała ta resztka linki. Wkurzyłem się nieźle, postanawiam podjechać do Dobrzynia, by tam pożyczyć śrubokręt do rozkręcenia manetki i jakieś wąskie kombinerki. Dalsza jazda do niczego, zostały tylko dwa biegi 50-11 i 34-11, na tym lżejszym sensownie dało się jechać koło 31-33km/h, na prostych ze względu na wiatr nie był to problem, ale było też trochę górek, gdzie trzeba było jechać bardzo siłowo, z kadencją koło 40. Do tego łańcuch był dużo za długi na takie przełożenie (normalnie małej tarczy używam tylko z lekkimi biegami), mocno więc zwisał, a na odcinkach z bocznym wiatrem walił mi o szprychy koła.
W Dobrzyniu pożyczam śrubokręt, ale zdjęcie obudowy z manetki wiele nie dało, zacząłem więc rozkręcać jej korpus, a każdy kto rozkręcał szosowe manetki wie jak to ryzykowna robota. Jakimś fartem w końcu manetka się odblokowała bez pełnego rozkręcenia, więc zakładam nową linkę, która jak się okazało ledwo wystarczyła z długością, wystawała ledwie 1cm za śrubę; nie wiem co za mózg taką linkę wykonał. Straciłem na to wszystko z godzinę, nieźle przemarzłem, bo jest koło 0'C, a za Płockiem zaszło słońce i jest zimno, ciemno i ponuro. Za Dobrzyniem trochę z wiatrem bocznymi drogami by zaliczyć dodatkową gminę, po czym odbijam na północ do Lipna, gdzie na dziurawej krajówce wiatr dał mi mocno popalić.
W Lipnie więc staje na zasłużony postój - i już elegancko z wiatrem jadę do Torunia. Obawiałem się trochę ruchliwej DK 10, ale okazało się, że cały czas jest tu szerokie pobocze i idealny asfalt, więc do samego Torunia jechało się elegancko powyżej 30km/h, tak że dojechałem z godzinnym zapasem i miałem jeszcze czas na rundkę po pięknym centrum. Stare Miasto w Toruniu robi spore wrażenie, szkoda tylko że pogoda była tak ponura, gdybym tu był rano w pełnym słońcu - wyglądałoby to sporo lepiej.
Zdjęcia
Zaliczone gminy - 9 (DOBRZYŃ NAD WISŁĄ, Wielgie, Fabianki, Lipno - wieś, LIPNO - miasto powiatowe, Kikół, Czernikowo, Obrowo, Lubicz)
Postanowiłem wykorzystać zapowiadany wiatr wschodni, więc wybrałem się na trasę do Torunia. Ruszam przed 6, poranki o tej godzinie bardzo mroźne, -8'C, a ja jechałem w letnich siateczkowych butach SPD, które do tego jeszcze mają wywietrzniki w podeszwie ;) Sprawnie przebijam się przez Warszawę i wjeżdżam na szosę poznańską - tu już wyraźnie czuć jak wiatr pomaga, jedzie się elegancko, a w słońcu temperatura szybko rośnie, w Sochaczewie jest już koło 0'C.
Za Sochaczewem krótki kawałek ruchliwej krajówki i odbijam na spokojną drogę na Gąbin, na większości odcinków jedzie się zauważalnie powyżej 30km/h, dopiero za Gąbinem gdy odbijam na północ na Płock czuć jak mocno wieje w bok. W Płocku robię większy odpoczynek na wzgórzu pod katedrą (piękny widok na bardzo szeroką Wisłę) po czym ruszam na Dobrzyń. Po paru kilometrach pojawia się informacja o objeździe, a jako że podali, że w remoncie jest most na Skrwie nie zaryzykowałem jazdy rowerem; trochę szkoda bo ten kawałek nad samą Wisłą jest bardzo ciekawy.
Objazd nie za długi, ale za to właśnie na innym moście na Skrwie pęka mi linka od tylnej przerzutki. Zapasową linkę miałem ze sobą, ale niestety pękła (jak to niemal zawsze bywa) przy samej manetce i ta końcówka się w niej zakleszczyła. W szosowych manetkach żeby zmienić linkę trzeba zrzucić na najcięższy bieg, a ja mogłem zrzucić zaledwie trzy najlżejsze biegi, resztę blokowała ta resztka linki. Wkurzyłem się nieźle, postanawiam podjechać do Dobrzynia, by tam pożyczyć śrubokręt do rozkręcenia manetki i jakieś wąskie kombinerki. Dalsza jazda do niczego, zostały tylko dwa biegi 50-11 i 34-11, na tym lżejszym sensownie dało się jechać koło 31-33km/h, na prostych ze względu na wiatr nie był to problem, ale było też trochę górek, gdzie trzeba było jechać bardzo siłowo, z kadencją koło 40. Do tego łańcuch był dużo za długi na takie przełożenie (normalnie małej tarczy używam tylko z lekkimi biegami), mocno więc zwisał, a na odcinkach z bocznym wiatrem walił mi o szprychy koła.
W Dobrzyniu pożyczam śrubokręt, ale zdjęcie obudowy z manetki wiele nie dało, zacząłem więc rozkręcać jej korpus, a każdy kto rozkręcał szosowe manetki wie jak to ryzykowna robota. Jakimś fartem w końcu manetka się odblokowała bez pełnego rozkręcenia, więc zakładam nową linkę, która jak się okazało ledwo wystarczyła z długością, wystawała ledwie 1cm za śrubę; nie wiem co za mózg taką linkę wykonał. Straciłem na to wszystko z godzinę, nieźle przemarzłem, bo jest koło 0'C, a za Płockiem zaszło słońce i jest zimno, ciemno i ponuro. Za Dobrzyniem trochę z wiatrem bocznymi drogami by zaliczyć dodatkową gminę, po czym odbijam na północ do Lipna, gdzie na dziurawej krajówce wiatr dał mi mocno popalić.
W Lipnie więc staje na zasłużony postój - i już elegancko z wiatrem jadę do Torunia. Obawiałem się trochę ruchliwej DK 10, ale okazało się, że cały czas jest tu szerokie pobocze i idealny asfalt, więc do samego Torunia jechało się elegancko powyżej 30km/h, tak że dojechałem z godzinnym zapasem i miałem jeszcze czas na rundkę po pięknym centrum. Stare Miasto w Toruniu robi spore wrażenie, szkoda tylko że pogoda była tak ponura, gdybym tu był rano w pełnym słońcu - wyglądałoby to sporo lepiej.
Zdjęcia
Zaliczone gminy - 9 (DOBRZYŃ NAD WISŁĄ, Wielgie, Fabianki, Lipno - wieś, LIPNO - miasto powiatowe, Kikół, Czernikowo, Obrowo, Lubicz)
Dane wycieczki:
DST: 270.00 km AVS: 29.08 km/h
ALT: 1212 m MAX: 62.80 km/h
Temp:1.0 'C