wilk
Warszawa
avatar

Informacje

  • Wszystkie kilometry: 317429.70 km
  • Km w terenie: 837.00 km (0.26%)
  • Czas na rowerze: 578d 00h 01m
  • Prędkość średnia: 22.77 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Zaprzyjaźnione strony

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy wilk.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

>200km

Dystans całkowity:150814.69 km (w terenie 220.00 km; 0.15%)
Czas w ruchu:6222:14
Średnia prędkość:23.99 km/h
Maksymalna prędkość:80.19 km/h
Suma podjazdów:1011035 m
Suma kalorii:470843 kcal
Liczba aktywności:434
Średnio na aktywność:347.50 km i 14h 22m
Więcej statystyk
Sobota, 20 kwietnia 2013Kategoria >100km, >200km, Rower szosowy, Wypad
Roztocze - II dzień

Rano szybko docieram do Kraśnika i tutaj wjeżdżam w boczniejsze drogi, niestety z reguły fatalne, poza najgłówniejszymi szosami jest tragedia. Zaskakuje tez duża ilość górek, aż tylu podjazdów w tym rejonie województwa lubelskiego się nie spodziewałem, a tymczasem dają popalić. Pogoda już gorsza niż wczoraj, niewiele słońca i cały czas zimny wiatr z północy, w drugiej części dzisiejszego dnia mi pomógł, w pierwszej więcej przeszkadzał. Docieram aż za Biłgoraj, tereny coraz ciekawsze, wyraźnie mniejsza gęstość zaludnienia niż w północnej części województwa, przez co jedzie się przyjemniej, na drogach minimalny ruch, łatwo o ciekawszą miejscówkę na nocleg.

Zdjęcia


Zaliczone gminy - 27 (Trzydnik Duży, Kraśnik-wieś, KRAŚNIK - miasto powiatowe, Dzierzkowice, Urzędów, Chodel, Borzechów, Niedrzwica Duża, Wilkołaz, Strzyżewice, Zakrzówek, Szastarka, Batorz, Potok Wielki, MODLIBORZYCE, JANÓW LUBELSKI - miasto powiatowe, Godziszów, Dzwola, Chrzanów, Goraj, Turobin, FRAMPOL, Biłgoraj-wieś, BIŁGORAJ - miasto powiatowe, Księżpol, Biszcza, Potok Górny
Dane wycieczki: DST: 221.70 km AVS: 23.71 km/h ALT: 1451 m MAX: 61.60 km/h Temp:16.0 'C
Sobota, 13 kwietnia 2013Kategoria >100km, >200km, Rower szosowy, Wypad
Łódzkie - IV dzień

Po wczorajszym morderczym odcinku dziś miałem już dosyć i planowałem powrót z Łodzi po 4 dniach, dlatego na trasę ruszyłem godzinę później niż normalnie. Ale nieoczekiwanie od samego rana zaczęło się jechać przyzwoicie, na sporej części trasy wiatr pomagał, świeciło piękne słońce, więc po wczorajszej deszczowej łaźni była to bardzo oczekiwania zmiana. Zaliczam kolejno Widawę, Szczerców i Bełchatów, przed Bełchatowem dużo lasów, trochę górek, niestety też fatalne drogi. Za Bełchatowem ciężki kawałek aż do Zduńskiej Woli pod wiatr, do tego dwa razy mijały mnie krótkie, ale intensywne burze, więc ładnych parę razy musiałem się przebierać. Za to za Zduńską Wolą wreszcie zaczęła się kapitalna jazda - aż do Łodzi z wiatrem równo w plecy, do tego świetna droga, piękne słońce, a nawet w Lutomiersku burza była na tyle miła, że przeszła akurat w czasie mojego postoju ;) Końcówka przez niebrzydkie Pabianice, które dotąd kojarzyły mi się jedynie z postacią byłego wicepremiera Janusza Tomaszewskiego, którego śp. Andrzej Lepper w swoim kwiecistym stylu był łaskaw nazwać bandytą z Pabianic ;)) A tymczasem to całkiem niebrzydkie miasto, z grubsza podobne do XIX-wiecznych rejonów Łodzi, więc trzymające swoisty klimat i fason.

Już nocą wyjeżdżam za Łódź przez Tuszyn, udało się nadrobić wszystkie kilometrowe straty z wczoraj, niestety nocleg mizerny, w rozmiękniętym lasku brzozowym; do tego dłuższy czas nie byłem pewien czy się ktoś do mnie nie czepi, bo w czasie rozkładania obozowiska jakiś samochód przez pewien czas świecił na mnie światłami, a później stanął wyłączony na dobrą godzinę; szansa na jakąś aferę niewielka, ale przecież na jakiegoś psychola zawsze można trafić; dlatego lepiej się rozbijać o zmierzchu, nie nocą, gdy przez używane światła jesteśmy dużo lepiej widoczni.

Zdjęcia


Zaliczone gminy - 23 (Osjaków, Rusiec, Konopnica, Widawa, Burzenin, Kleszczów, Kluki, Bełchatów-wieś, BEŁCHATÓW - miasto powiatowe, Drużbice, ZELÓW, Sędziejowice, Zapolice, ZDUŃSKA WOLA - miasto powiatowe, Zduńska Wola-wieś, SZADEK, Wodzierady, Lutomiersk, KONSTANTYNÓW ŁÓDZKI, Pabianice-wieś, RZGÓW, TUSZYN, Dłutów)
Dane wycieczki: DST: 230.40 km AVS: 24.08 km/h ALT: 776 m MAX: 40.60 km/h Temp:13.0 'C
Piątek, 12 kwietnia 2013Kategoria >200km, >100km, Rower szosowy, Wypad
Łódzkie - III dzień

Od rana zapowiada się niezła orka - wieje porządnie z północy, a tam prowadzi pierwsza połowa mojej trasy, do tego po 30km zaczyna całkiem solidnie padać deszcz. Więc cały odcinek do Wieruszowa to trudna walka z warunkami pogodowymi, gdzieś mam taką wiosnę, jak zwykle prognozy udowodniły swój całkowity brak wartości. Do tego boczne drogi w południowej części łódzkiego są dużo gorsze niż w północnej, jest tu mnóstwo dziur. Ponadto w rejonie Wieruszowa dwukrotnie przecinałem budowę trasy S8, za drugim razem przez parę km jechałem po drodze pełnej błota, bo tej używały ciężarówki wyjeżdżające z budowy, w czasie deszczu wyglądało to tragicznie. W Wieruszowie odpoczywam na dworcu PKS, miasto opuszczam ładną wąziutką drogą wojewódzką na Opatów, jest tu piękny szpaler z dębów.

Od tego kawałka jechało się już lepiej, wiatr trochę skręcił, podobnie jak i moja trasa na Wieluń. Za Wieluniem ładny kawałek w stronę Działoszyna, przed miastem łapię gumę, przez co nie dałem rady zrobić planowanych na dziś aż 230km, bo nocą zupełnie nie chciałem jechać, a trudy dzisiejszego dnia mocno już w nogach odczuwałem. Ponadto całą pierwszą część trasy ze względu na wiatr jechałem w dolnym chwycie, przez co mięśnie nóg czułem dużo bardziej niż normalnie, widać w takiej pozycji trochę inne rejony mięśni są obciążane. Nocleg za to elegancki, w ładnym sosnowym lesie, najładniejszy na tym wyjeździe.

Zdjęcia


Zaliczone gminy - 19 (BŁASZKI, Wróblew, Brąszewice, Klonowa, Lututów, Sokolniki, Galewice, WIERUSZÓW - miasto powiatowe, Łęka Opatowska, Bolesławiec, Łubnice, Czastary, Biała, Skomlin, Wierzchlas, DZIAŁOSZYN, PAJĘCZNO - miasto powiatowe, Siemkowice, Kiełczygłów)
Dane wycieczki: DST: 205.80 km AVS: 22.33 km/h ALT: 915 m MAX: 42.40 km/h Temp:12.0 'C
Czwartek, 11 kwietnia 2013Kategoria Wypad, Rower szosowy, >200km, >100km
Łódzkie - II dzień

Noc i poranek jeszcze zimne, znowu ledwo powyżej zera. Początek pod lekkie wiatr na Piątek, później rejon Głowna i krótkie podjazdy pod Strykowem; tam wreszcie robi się ciepło, temperatura przekracza wyraźnie 10'C, w słońcu nawet i 15'C. Przeszkadza jedynie zimny wiatr z północy; do Ozorkowa mi pomagał, później już było sporo gorzej. W końcówce dość ciekawy kawałek nad sztucznym jeziorem Jeziorsko, kawałek dalej nocuję.

Zdjęcia


Zaliczone gminy - 20 (Piątek, Bielawy, Głowno-wieś, GŁOWNO, Domaniewice, STRYKÓW, Zgierz-wieś, ZGIERZ - miasto powiatowe, ALEKSANDRÓW ŁÓDZKI, Parzęczew, OZORKÓW, Ozorków-wieś, Dalików, Wartkowice, PODDĘBICE - miasto powiatowe, UNIEJÓW, Zadzim, Pęczniew, Kawęczyn, Goszczanów)
Dane wycieczki: DST: 215.30 km AVS: 23.53 km/h ALT: 758 m MAX: 37.50 km/h Temp:10.0 'C
Środa, 10 kwietnia 2013Kategoria Wypad, Rower szosowy, >200km, >100km
Łódzkie - I dzień

Gdy w końcu pojawiła się nadzieja na prawdziwą wiosnę - natychmiast postanowiłem wykorzystać parę dni wolnego na jakiś porządniejszy wyjazd, bo ile można wytrzymać w domu? Zima i tak nas bardzo długo przetrzymała;))

Ale pierwszego dnia mojego wyjazdu warunki były jeszcze mocno zimowe, temperatura ledwo powyżej zera, pochmurno, sporo śniegu przy drodze, przez jakieś 20km padał śnieg z deszczem, na drogach kupa syfu. Ale aż ok. 150km za Kutno jechało się elegancko, bo miałem przyzwoity wiatr w plecy. Jako cel wyjazdu postawiłem sobie gminy województwa łódzkiego, jako że to mało atrakcyjne województwo, więc uznałem że na pogodę jeszcze dość średnią - będzie w sam raz, te atrakcyjniejsze tereny warto sobie zostawić na warunki sporo lepsze ;))

Za Kutnem wjeżdżam na boczne drogi, jest parę kilometrów dziurawego asfaltu, a że jechałem na rowerze szosowym odczułem to boleśnie. Końcówka do Łęczycy pod wiatr, z drogi widać charakterystyczną sylwetkę kolegiaty w Tumie, ja odbijam nad Bzurę, na noc rozkładam namiot nad samą rzeką, licząc że do rana nie wyleje, bo brakowało do tego może ze 20cm ;))

Zdjęcia


Zaliczone gminy - 11 (Bolimów, Chąśno, Nowe Ostrowy, Dąbrowice, Daszyna, Grabów, Świnice Warckie, Łęczyca-wieś, ŁĘCZYCA - miasto powiatowe, Góra Świętej Małgorzaty, Witonia)
Dane wycieczki: DST: 232.30 km AVS: 25.02 km/h ALT: 383 m MAX: 39.60 km/h Temp:4.0 'C
Sobota, 23 marca 2013Kategoria >100km, >200km, Treking, Użytkowo
Pożegnanie zimy

Białystok - Sokółka - Krynki - Supraśl - Białystok - Łapy - Szepietowo

Zima w tym roku ciągnie się i ciągnie, niemal wszyscy mają jej już serdecznie dosyć, też do tej grupy się zaliczam; ale jak się nie ma co się lubi - to się lubi co się ma; jeździć trzeba, a trenażery zostawiam dla "prawdziwych rowerzystów" ;))

Na takie ostatnie mocne uderzenie zimy postanowiłem więc udać się na ambitniejszą trasę, podobne plany miał też Łukasz, więc postanowiliśmy połączyć wysiłki, z tym że ja do Białegostoku jadę autobusem, a Łukasz pociągiem do Sokółki, gdzie się umówiliśmy. Bolesna pobudka o 4, dojazd na dworzec ( o tej godzinie w Warszawie aż -13'C!), do Białegostoku docieram przed 9, na stracie -10'C. Pierwszy odcinek trasy bardzo męczący - na północ do Sokółki, równo pod dość mocny wiatr (5-6m/s), zaskoczyła mnie też duża ilość górek na tym odcinku, na 40km ponad 300m podjazdów. Tak więc do Sokółki docieram już nieźle zjechany, okazuje się też, że spotkanie z Łukaszem nie wypali, bo przez jakieś problemy z trakcją jego pociąg ma prawie dwie godziny (żartowaliśmy sobie, że PKP jest w takim stanie jak polska reprezentacja w piłce nożnej ;)); umawiamy się więc na spotkanie pod Supraślem.

Za Sokółką wreszcie zaczyna się przyjemna jazda - opuszczam ruchliwą krajówkę, wiatr teraz mam głównie w plecy, a temperatura wzrosła do -5-6'C, piękna słoneczna pogoda, na niebie nie ma jednej chmurki. Droga dalej mocno pagórkowata, wjeżdża się tu aż na 220m, na boczniejszej szosie występuje też i sporo oblodzeń. Odcinek niebrzydki widokowo, zerowy ruch, więc sprawnie docieram do Krynek, pod samą białoruską granicę. Tutaj biorę kurs na Białystok i głównie pięknie ośnieżonymi lasami jadę do Supraśla (ostatnie 10km przed miastem mocno dziurawe). Tutaj wreszcie spotykamy się z Łukaszem i już wspólnie kontynuujemy jazdę na Białystok. Sprawnie przebijamy się przez miasto, na jego południowych krańcach stajemy pod sklepem na większy postój.

Trzecia część naszej trasy - to zaliczanie gmin w rejonie na południe od Białegostoku, na boczniejszych drogach występuje sporo oblodzeń, ja miałem opony z kolcami, więc wiele mi nie przeszkadzały, ale Łukaszowi dawały się we znaki, zaliczył tutaj bolesny upadek na twardy lód. Dalej mocno wieje, generalnie mamy wiatr w plecy, ale na odcinku do Łap, gdy nasza droga skręciła na północ - dał nam mocno popalić. Na szczęście o zmierzchu jego siła drastycznie zmalała i nocą już nam nie przeszkadzał. Końcówka nocą w silnym mrozie (-12'C), sporo zalodzonych odcinków, do tego lampki Łukasza na dynamo przestały kontaktować (problemy z kablem) - i większość odcinka musiał jechać bez oświetlenia ;))

Już zmęczeni dojeżdżamy na obskurny "dworzec" w Szepietowie, nieoczekiwanie okazało się że TLK którym wracaliśmy do Warszawy ma jednak przedział rowerowy (w rozkładzie go nie było) - więc można legalnie przewieźć rowery. Wycieczka bardzo udana - przede wszystkim ze względu na piękną pogodę; taka zima z pewnością da się lubić, to zupełnie inna bajka niż jazda po zasolonych drogach w pośniegowej brei

Zdjęcia z wyjazdu


Zaliczone gminy - 13 (WASILKÓW, CZARNA BIAŁOSTOCKA, SOKÓŁKA - miasto powiatowe, Szudziałowo, KRYNKI, SUPRAŚL, Juchnowiec Kościelny, Turośń Kościelna, SURAŻ, ŁAPY, Poświętne, Nowe Piekuty, SZEPIETOWO)
Dane wycieczki: DST: 209.40 km AVS: 21.01 km/h ALT: 1247 m MAX: 41.20 km/h Temp:-8.0 'C
Poniedziałek, 18 marca 2013Kategoria >100km, >200km, Rower szosowy, Wycieczka
Warszawa - Sochaczew - Gąbin - Płock - Dobrzyń n. Wisłą - Lipno - Toruń

Postanowiłem wykorzystać zapowiadany wiatr wschodni, więc wybrałem się na trasę do Torunia. Ruszam przed 6, poranki o tej godzinie bardzo mroźne, -8'C, a ja jechałem w letnich siateczkowych butach SPD, które do tego jeszcze mają wywietrzniki w podeszwie ;) Sprawnie przebijam się przez Warszawę i wjeżdżam na szosę poznańską - tu już wyraźnie czuć jak wiatr pomaga, jedzie się elegancko, a w słońcu temperatura szybko rośnie, w Sochaczewie jest już koło 0'C.

Za Sochaczewem krótki kawałek ruchliwej krajówki i odbijam na spokojną drogę na Gąbin, na większości odcinków jedzie się zauważalnie powyżej 30km/h, dopiero za Gąbinem gdy odbijam na północ na Płock czuć jak mocno wieje w bok. W Płocku robię większy odpoczynek na wzgórzu pod katedrą (piękny widok na bardzo szeroką Wisłę) po czym ruszam na Dobrzyń. Po paru kilometrach pojawia się informacja o objeździe, a jako że podali, że w remoncie jest most na Skrwie nie zaryzykowałem jazdy rowerem; trochę szkoda bo ten kawałek nad samą Wisłą jest bardzo ciekawy.

Objazd nie za długi, ale za to właśnie na innym moście na Skrwie pęka mi linka od tylnej przerzutki. Zapasową linkę miałem ze sobą, ale niestety pękła (jak to niemal zawsze bywa) przy samej manetce i ta końcówka się w niej zakleszczyła. W szosowych manetkach żeby zmienić linkę trzeba zrzucić na najcięższy bieg, a ja mogłem zrzucić zaledwie trzy najlżejsze biegi, resztę blokowała ta resztka linki. Wkurzyłem się nieźle, postanawiam podjechać do Dobrzynia, by tam pożyczyć śrubokręt do rozkręcenia manetki i jakieś wąskie kombinerki. Dalsza jazda do niczego, zostały tylko dwa biegi 50-11 i 34-11, na tym lżejszym sensownie dało się jechać koło 31-33km/h, na prostych ze względu na wiatr nie był to problem, ale było też trochę górek, gdzie trzeba było jechać bardzo siłowo, z kadencją koło 40. Do tego łańcuch był dużo za długi na takie przełożenie (normalnie małej tarczy używam tylko z lekkimi biegami), mocno więc zwisał, a na odcinkach z bocznym wiatrem walił mi o szprychy koła.

W Dobrzyniu pożyczam śrubokręt, ale zdjęcie obudowy z manetki wiele nie dało, zacząłem więc rozkręcać jej korpus, a każdy kto rozkręcał szosowe manetki wie jak to ryzykowna robota. Jakimś fartem w końcu manetka się odblokowała bez pełnego rozkręcenia, więc zakładam nową linkę, która jak się okazało ledwo wystarczyła z długością, wystawała ledwie 1cm za śrubę; nie wiem co za mózg taką linkę wykonał. Straciłem na to wszystko z godzinę, nieźle przemarzłem, bo jest koło 0'C, a za Płockiem zaszło słońce i jest zimno, ciemno i ponuro. Za Dobrzyniem trochę z wiatrem bocznymi drogami by zaliczyć dodatkową gminę, po czym odbijam na północ do Lipna, gdzie na dziurawej krajówce wiatr dał mi mocno popalić.

W Lipnie więc staje na zasłużony postój - i już elegancko z wiatrem jadę do Torunia. Obawiałem się trochę ruchliwej DK 10, ale okazało się, że cały czas jest tu szerokie pobocze i idealny asfalt, więc do samego Torunia jechało się elegancko powyżej 30km/h, tak że dojechałem z godzinnym zapasem i miałem jeszcze czas na rundkę po pięknym centrum. Stare Miasto w Toruniu robi spore wrażenie, szkoda tylko że pogoda była tak ponura, gdybym tu był rano w pełnym słońcu - wyglądałoby to sporo lepiej.

Zdjęcia


Zaliczone gminy - 9 (DOBRZYŃ NAD WISŁĄ, Wielgie, Fabianki, Lipno - wieś, LIPNO - miasto powiatowe, Kikół, Czernikowo, Obrowo, Lubicz)
Dane wycieczki: DST: 270.00 km AVS: 29.08 km/h ALT: 1212 m MAX: 62.80 km/h Temp:1.0 'C
Wtorek, 26 lutego 2013Kategoria >100km, >200km, >300km, Wycieczka, Rower szosowy
Warszawa - Sochaczew - Żychlin - Izbica Kuj. - Sompolno - Gniezno - Poznań

Pierwsza długa szosowa trasa w tym roku. Warunki jeszcze dość zimowe, temperatura tylko leciutko powyżej zera - więc pokonanie ponad 300km nie jest takie proste jak latem.

Ruszam o 6.30, po kilometrze orientuję się że zapomniałem lampki, więc muszę po nią wrócić, dobrze że tak szybko to zauważyłem. Pierwsza część trasy to jazda do Sochaczewa szosą poznańską, po otwarciu autostrady do Łodzi zauważalnie zmalał tam ruch, niemniej dalej jest dość spory. Za Sochaczewem skręcam na boczne drogi, bałem się że częściowo mogą jeszcze być zaśnieżone, ale na szczęście śniegu zostały już symboliczne ilości, za to wody i wszelakiego pozimowego syfu na drogach jest całe mnóstwo, a popalić dają duże dziury nagminnie tu występujące. Ale po gorszym początku stan nawierzchni się poprawił, przed Żychlinem było już OK.

W Żychlinie staję na postój, stąd dalej również jadę bocznymi drogami, wybrałem tę trasę zamiast wygodnej szosy poznańskiej żeby pozaliczać trochę gmin i coś zobaczyć, bo szosa poznańska jest pod względem widokowym fatalna. Tu wiele lepiej nie jest, po prostu takie wyjątkowo nieciekawe rejony. Dopiero za Sompolnem robi się ciekawiej, ładny kawałek nad zamarzniętym jeziorem Ślesińskim, trochę lasów. Za Kleczynem łapie mnie zmrok, już nocą jadą długi leśny odcinek do Powidza, dużo dziur i strasznie ciemno, nawet na mocnym trybie lampki widoczność była mizerna, wyjątkowo ciemna noc się trafiła, a po dziurach w takich warunkach jedzie się fatalnie. Dopiero za Powidzem wraca elegancka droga - i tak już jest do samego Gniezna.

Tam staję na obiad w McDonaldzie i krajową 5 jadę do Poznania, coraz mocniej daje się we znaki kolano, też siedzenie; niestety pozycja na rowerze dobra dla siedzenia jest zła dla kolana - i na odwrót, tak więc jadąc z grubsza po połowie w jednej i drugiej rozbolało mnie i kolano i siedzenie ;) Już jadąc na dworzec w Poznaniu nieźle się wkurzyłem - w samiuteńkim centrum pod dworcem kolejowym jeden wielki burdel, droga rozryta i zamknięta na długim odcinku, byłem tu 1,5 roku temu - i odnoszę wrażenie, że absolutnie nic się nie zmieniło; wstyd dla miasta tej wielkości. A swoją drogą te remonty dworców to niezły przykład jak wyrzucać pieniądze, z punktu widzenia pasażera dużo lepiej było by inwestować w rozwój naprawdę istotnej infrastruktury kolejowej - czyli szybkich torów, pociągów itd., lepiej mieć syfiasty dworzec i szybkie połączenia, niż wypasiony dworzec i jakość usług jak u nas.

Zainteresowanych zapraszam też na relację z mojej zimowej wyprawy na Nordkapp


Zdjęcia z trasy



Zaliczone gminy - 21 (Kocierzew Południowy, Kiernozia, ŻYCHLIN, Oporów, Strzelce, Łanięta, LUBIEŃ KUJAWSKI, CHODECZ, PRZEDECZ, SOMPOLNO, Wierzbinek, ŚLESIN, KLECZEW, Wilczyn, Powidz, WITKOWO, Niechanowo, GNIEZNO - miasto powiatowe, Gniezno - wieś, Lubowo, POBIEDZISKA)
Dane wycieczki: DST: 347.00 km AVS: 25.27 km/h ALT: 954 m MAX: 50.40 km/h Temp:2.0 'C
Środa, 12 grudnia 2012Kategoria >100km, >200km, Treking, Wycieczka
Zimowe Góry Świętokrzyskie

Warszawa - Warka - Radom - Wąchock - Nowa Słupia - Święty Krzyż (595m) - Kielce

W Górach Świętokrzyskich byłem już wiele razy, ale jeszcze nigdy zimą - postanowiłem więc że warto zobaczyć jak się prezentują w zimowej szacie. Dystans ponad 200km na mrozie i po górkach - to już poważniejsze wyzwanie, więc ruszam bardzo wcześnie, jeszcze nocą ok. 5.20. Trochę obawiając się stanu dróg w pagórkowatym terenie na trasę założyłem opony z kolcami, a te spowalniają o 1-2km/h. Spodziewałem się że może być zimniej, ale nie jest tak źle - temperatura trzyma -6'C.

Przed Warką zaczyna się już rozjaśniać, Pilicą płynie już trochę kry, dalej sporo leśnych odcinków, które o tej porze roku pięknie się prezentują, ze świeżym śniegiem na drzewach. Do Radomia docieram w dobrej formie, od Jastrzębiej jadąc już w lekko popadującym śniegu. Krótka rundka po centrum i na postój w cieple jadę na dworzec PKP - a tu przykra niespodzianka, znowu rozryty i zamknięty, choć gdy byłem tu ostatnio był już otwarty; idzie ten remont jak krew z nosa. Na szczęście obok był bardzo przyzwoity dworzec PKS, gdzie sobie odpoczywam odmarzając po 100km na mrozie.

Za Radomiem zaczyna się bardziej wymagająca część trasy, po 30km od Mirca już cały czas po górkach. Nadspodziewanie jedzie się bardzo fajnie, nie czuję specjalnie zmęczenia, ociepliło się do -3'C. Pogoda bardzo fajna - typowo zimowe warunki, lekko popadujący śnieg, ale jednocześnie nie na tyle mocno by utrudniać jazdę, na drogach nie zaczyna zalegać w stopniu utrudniającym jazdę. Od Pawłowa do Nowej Słupi fajne pagóreczki, widać pasmo Szczytniaka, nawet i Święty Krzyż przebłyskuje zza śnieżnych chmur. W Nowej Słupi staję w barze na hamburgera i zapiekankę, przyjemnie sobie odpocząć chwilę w cieple.

Za Nową Słupią dłuższy podjazd na ponad 400m przecinający ramię Łysej Góry, po czym po szybkim zjeździe odbijam na boczną drogę prowadzącą na Święty Krzyż. Tutaj obawiałem się poważniej o stan drogi, bo ruch jest dużo mniejszy niż na drogach wojewódzkich, pługi też za często tu nie zaglądają. I rzeczywiście droga wyraźnie trudniejsza, w śniegu, asfalt pojawia się tylko krótkimi chwilami. Do końca terenów zamieszkałych (czyli do wjazdu do parku narodowego tak na ok. 470m) jechało się jeszcze przyzwoicie; wyżej było już gorzej, a akurat w tym rejonie jest największe nachylenie 9-10%. Miałem już niewiele czasu na autobus w Kielcach, więc zacząłem się zastanawiać czy jest sens tu się ładować, bo jechało się ok. 6km/h z wielkim wysiłkiem, ale w końcu pojechałem - bo co to za trasa po Górach Świętokrzyskich bez Świętego Krzyża? ;))

Na podjeździe łapie mnie zmrok, droga od poziomu ok. 550m jest już bardziej zmrożona, więc i koła zaczęły się lepiej trzymać, więc sprawnie docieram na szczyt. Pod klasztor już nie zajeżdżałem, za to przeszedłem się kawałek pięknie ośnieżonym lasem nad pobliskie gołoborze (również pod śniegiem). Zjazd w tych warunkach oczywiście bardzo ostrożny, z reguły koło 20km/h, normalnie jechać da się dopiero na szosie wojewódzkiej do Kielc. Końcówka - to nocna jazda w stronę Kielc, zaczęło mocniej wiać, co zauważalnie wychładzało, od skrzyżowania z drogą krajową w dużym ruchu, a że pobocze było w błocie pośniegowym trzeba było jechać bliziutko mijających mnie samochodów. Na szczęście tylko do Cedzyni - bo okazało się że oddano do użytku ekspresową obwodnicę Kielc - i nią pojechał liczne tiry, ja już sprawnie wjeżdżam do zaśnieżonego miasta.

Wyjazd bardzo udany, jak na tę porę roku trasa zdecydowanie wymagająca, ale warunki trafiłem naprawdę fajne - sensowny mróz, padający przez pół trasy śnieg dodawał takiego "zimowego uroku" jeździe, ale jednocześnie za bardzo nie przeszkadzał, pozwalając na zrealizowanie celu - czyli zaliczenia Świętego Krzyża zimą.

W Warszawie jeszcze musiałem dokręcić 5km więcej niż normalnie mam z dworca, żeby usunąć z okienka tego złośliwego ANONIMOWEGO wieśniaka, który nie rozumie do czego służy Bikestats i jakieś swoje prywatne chore porachunki z rowerzystami z Elbląga załatwia w ten sposób - jak na typowego tchórza przystało oczywiście anonimowo :((

Zdjęcia z trasy

Dane wycieczki: DST: 229.50 km AVS: 21.09 km/h ALT: 1497 m MAX: 49.30 km/h Temp:-4.0 'C
Poniedziałek, 12 listopada 2012Kategoria >100km, >200km, Rower szosowy, Wycieczka
Wypadek pod Jędrzejowem

Warszawa - Grójec - Nowe Miasto n.Pilicą - Drzewica - Końskie - Sielpia - Jędrzejów

Po nieudanej próbie sprzed tygodnia - kolejny raz postanowiłem ruszyć do Zakopanego, tym razem przywiązując większą uwagę do odpowiedniego wiatru. Ruszam po 18, wracać mam już o 15.30, więc oznacza to konieczność dużej "dyscypliny postojowej" - średnia 25km/h na 400km + 3,5h na postoje.

Od razu na stracie czuć sporą różnicę w porównaniu z ostatnią jazdą tą drogą - wiatru właściwie nie ma, nic nie przeszkadza w sprawnej jeździe. Oczywiście tak lekko nie ma - to przecież listopad i bardzo długie noce, start o 18 oznacza konieczność jazdy w ciemnościach aż ponad 12h, co jest bardzo nużące. Niemniej - jedzie się sprawnie, na postój w Drzewicy po 100km docieram zgodnie z planem, jako, że jest dość zimno (koło 2'C) ubieram dodatkową koszulkę żeby się nie wychłodzić, dobrym pomysłem było zabranie termosu z herbatą - trochę to waży, ale w takich temperaturach gorący napój bardzo się przydaje.

Przy wyjeździe z Drzewicy łapie mnie mocna mgła, chwilami widać ledwo na 20m, wcześniej takie odcinki były tylko nad rzekami, teraz są na długich fragmentach. W Końskich pojawia się informacja o długim objeździe (aż 20km) remontu w Sielpi, ale postanawiam pojechać i spróbować się przebić, bo aż tyle nadkładać mi się nie uśmiechało. Droga w remoncie, sporo jazdy "wahadłami", ale o tej godzinie jest zupełnie pusto, gorzej że trafiają się krótkie odcinki szutrowe, a w tej mgle widoczność słabiutka. Za jeziorami w Sielpi jest już większy remont, droga cała w piachu, ile to się tak ciągnęło nie wiedziałem - więc wolałem nie ryzykować i nadrobiłem ze 4km jadąc najpierw na Kielce, później wracając DK 74 w stronę drogi na Jędrzejów.

Od skrzyżowania już bez niespodzianek - za Radziejowem trochę górek, przed Łopusznem długie łąki w gęstej mgle, lampy sodowe samego Łopuszna to widać dopiero 100m od miasteczka, a wieży kościoła w ogóle ;)) Za Łopusznem jest krótki fragment nowej drogi (ostatnio jak tu jechałem były duże dziury). Jazda sprawna, tempo trochę spadło, ale dalej jadę zgodnie z planem, nie tracąc czasu na postoje.

I myślę, że dałbym radę dociągnąć do Zakopanego, bo dobrze mi się jechało, już sobie odliczałem kilometry do świtu, ale niestety przed samym wjazdem do Jędrzejowa na przejeździe kolejowym zaliczam groźny upadek, przeleciałem przez kierownicę mocno uderzając twarzą o asfalt. Robię sobie zdjęcie, żeby oszacować sytuację - pół twarzy we krwi, uderzenie poszło przede wszystkim na nos, do tego mocno rozcięta warga, dobrze że przy tym nie wybiłem zębów; także i naddarta kurtka i rękawice. W tej sytuacji oczywiście straciłem serce do jazdy, dojechałem na dworzec w Jędrzejowie (na szczęście otwarty nawet w nocy) i przez Kielce wróciłem do Warszawy. Była to dobra decyzja - choć same szlify jazdy nie umożliwiały, ze względu na silny wstrząs mózgu nie było sensu ryzykować dalszej długiej i męczącej jazdy. Kibla jednak na dworcu nie było - więc do pociągu wsiadałem cały we krwi, na szczęście był to nowszy skład, z nowocześniejszą łazienką, gdzie można było się prowizorycznie obmyć.

Sam wypadek - niewątpliwie mój błąd, bo wjechałem na przejazd zdecydowanie za szybko, ponad 20km/h, na taką nonszalancję pozwoliłem sobie bo był to przejazd torów pod kątem prostym, więc pozornie mniej groźny niż przejazd ukośny. Ale jak to w Polsce bardzo często bywa - było to skończone partactwo, wąska opona wpadła w dziurę między płytami, zatrzymała się gwałtownie - a ja wyleciałem z roweru jak z procy. Niestety umiejętność wykonania gładkiego przejazdu, nawet na drodze wojewódzkiej - daleko przekracza możliwości naszych drogowców, gdy dokładnie obejrzałem ten przejazd - to nóż się w kieszeni na takie nieróbstwo otwiera. Na zachodzie większość przejazdów ledwo się czuje pod kołami, są gładziutkie, wyłożone gumą lub tworzywem. Ale skoro nasi drogowcy nie umieją zrobić krawężnika na ścieżce rowerowej niższego niż 1-2cm, to trudno żeby zrobili gładki przejazd kolejowy...

Do tego jeszcze stłukłem sobie kolano o ramę roweru, bo nie wypięła mi się jedna noga z pedału SPD i rower we mnie przywalił - to takie wiele mówiące zdarzenie dla fantastów wierzących w teorie, że takie pedały są bezpieczniejsze od platform. Nawet impet wynikający z prędkości i gwałtownego uderzenia w połączeniu ze sprężyną ustawioną na minimum nie wystarczył by wyrwać but z zatrzasku, dobrze że upadłem tak a nie inaczej - bo w ten sposób łatwo o złamanie nogi. SPD mają swoje zalety - ale większe bezpieczeństwo na pewno nie jest jedną z nich.

Dane wycieczki: DST: 222.20 km AVS: 25.20 km/h ALT: 1250 m MAX: 50.60 km/h Temp:3.0 'C

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl