wilk
Warszawa
avatar

Informacje

  • Wszystkie kilometry: 319318.44 km
  • Km w terenie: 837.00 km (0.26%)
  • Czas na rowerze: 581d 11h 01m
  • Prędkość średnia: 22.77 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Zaprzyjaźnione strony

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy wilk.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

>200km

Dystans całkowity:151530.42 km (w terenie 220.00 km; 0.15%)
Czas w ruchu:6253:23
Średnia prędkość:23.99 km/h
Maksymalna prędkość:80.19 km/h
Suma podjazdów:1018316 m
Suma kalorii:486809 kcal
Liczba aktywności:437
Średnio na aktywność:346.75 km i 14h 20m
Więcej statystyk
Sobota, 6 lipca 2013Kategoria >100km, >200km, >300km, Rower szosowy, Wycieczka, >500km, Ultramaraton
Mazurski Brevet 600km

Świękity - Lidzbark Warmiński - Reszel - Kętrzyn - Sztynort - Węgorzewo - Gołdap - Sejny - Suwałki - Olecko - Wydminy - Mrągowo - Jeziorany - Dobre Miasto - Świękity

Decyzję o starcie w brevecie 600km podjąłem dość krótko przed imprezą, pogoda zapowiadała się przyzwoita, a taki dystans to mocne przetarcie się przed bardzo wymagającym MRDP. Na imprezę jadę wspólnie z Krzyśkiem, który chciał się spróbować na tak długim dystansie, dotąd jego rekordowy dystans nie przekraczał 300km - więc duże brawa za odwagę!

Wstajemy o 6 rano, po raz któryś przed tego typu imprezą nie udało mi się wyspać, spałem w sumie ok.2h; ale w przypadku trasy wymagającej jednej nocy to jeszcze nie tragedia. Krótkie przygotowania sprzętu i wszyscy ruszają szutrówką spod bazy maratonu w Swiękitach (na pięknej działce Roberta Janika) do szosy. Tam jest start honorowy - cały duży peleton jedzie w asyście wozu strażackiego. Start ostry jest po ok. 10km w Lubominie - stąd już ruszamy podzieleni na grupy startowe, by jechać zgodnie z przepisami, kolumnami nie przekraczającymi 15 osób. Startuję w pierwszej grupie, z początku spokojne tempo, poszczególne grupki się przetasowały, ale gdy uformowała się mocniejsza pierwsza grupa tempo od razu mocno skoczyło. Na tym kawałku dał się we znaki długi zjazd po nierównej kostce, wibracje były takie, że na tym odcinku poluzował mi się koszyk obciążony litrowym bidonem. Ale że nie chciałem tracić kontaktu z pierwszą grupą nie było czasu na jego dokręcenie, wylałem więc część picia by aż tak nie latał ;))

Szybko się okazuje, że kiepskie drogi to będzie niezłe wyzwanie na tym brevecie, co rusz trafiają się jakieś dziury, mniejsze i większe. Ale sama trasa bardzo przyjemna - dużo zieleni, ładne krajobrazy, charakterystyczne dla Mazur szpalery drzew na drogach itd. Ale na podziwianie widoczków nie ma za wiele czasu, wkrótce całą moją uwagę koncentruję na utrzymaniu się w grupie, która zasuwała bardzo mocno, na odcinku ok. 30km pagórkowatej trasy zmierzyłem średnią aż 36km/h (mój GPS ma bardzo fajną funkcję okrążeń, które na wydzielonym odcinku liczą wszystkie parametry). Z kilometra na kilometr jazda z taką prędkością kosztowała mnie coraz więcej sił, więc wkrótce uznaję, że nie ma sensu się tak żyłować, bo zapłacę za to na dalszej trasie, a do końca jeszcze ponad 500km - więc na 70km zaczynam już jechać samotnie, wreszcie mogłem też dokręcić koszyk od bidonu ;)). Już spokojniejszym tempem przejeżdżam przez niebrzydki Reszel i wkrótce docieram na pierwszy punkt kontrolny w Kętrzynie. Na brevetach punkty kontrolne to nie to samo co punkty żywnościowe; wyglądają w ten sposób, że nie ma tam obsługi, a zlokalizowane są na całodobowych stacjach benzynowych, na których trzeba podstemplować kartę.

Kawałek za Ketrzynem trasa prowadzi drogą w przebudowie, jest tu ruch wahadłowy, ale ruch jest na tyle mały, że rowerem można bez problemów jechać na czerwonym świetle, w razie gdy coś jedzie z naprzeciwka trzeba ustąpić pierwszeństwa zjeżdżając z jedno-pasowej drogi. Po tym odcinku wjeżdżam w prawdziwe serce Mazur - czyli rejon Wielkich Jezior, trasa prowadzi przez Sztynort i przecina jeziora pięknym przesmykiem pomiędzy jeziorami Kisajno i Dargin, jachty przepływają tu pod mostem. Kawałeczek dalej nad samym jeziorem jest zlokalizowany pierwszy punkt żywnościowy, uzupełniłem tu wodę, zjadłem banana i baton i ruszyłem dalej, by nie tracić czasu na odpoczynki. Za Węgorzewem były objazdy, bo główna droga na Gołdap jest w totalnym remoncie, bez asfaltu. Ja przejechałem ten odcinek sprawnie bez błądzenia, ale pierwsza grupa (mimo posiadania GPS) nadrobiła tutaj 10km. Do szosy na Gołdap docieram 2km przed Baniami Mazurskimi, ten odcinek do niczego, zupełnie rozryty, bez asfaltu, ale tyle to można się przemęczyć. W samych Baniach kostka, którą zapamiętałem ze swojego wypadu z sakwami w ten rejon parę lat temu. Dalszy odcinek w stronę Gołdapi to już przyzwoita droga, kostka jest jeszcze w Boćwince. Trochę na tym odcinku przeszkadzał wiatr (solidnie wieje z północnego zachodu), przed samą Gołdapią są większe podjazdy, na ponad 200m, z charakterystycznymi wiatrakami przy drodze. Na punkcie kontrolnym spotykam Marcina Nalazka, który dłużej utrzymał się w pierwszej grupie, ale jazdę bardzo mocnym tempem okupił kontuzją kolana i teraz musiał zmniejszyć tempo. Ruszamy więc dalej wspólnie - odcinek do Sejn kapitalny, tutaj wiatr zaczął coraz bardziej pomagać. Górek sporo, liczyłem się z tym że Mazury nie są płaskie, ale taka ilość podjazdów mnie trochę zaskoczyła, na 300km do Sejn wyszło niemal 2000m w pionie. Przejeżdżamy przez trójstyk granic Polski, Rosji i Litwy, tutaj droga odbija trochę na południe i wiatr mamy równo w plecy, więc jedzie się świetnie; największe górki są w rejonie Rutki-Tartak, długi 100m zjazd, ostry 8% podjazd; ale jedzie się przyjemnie. Do Sejn docieramy w dobrej formie, tutaj jest duży punt żywieniowy (i jednocześnie kontrolny), na którym można zjeść ciepły posiłek.

Ale zabawiłem tu tylko 20min, dalej ruszamy w 4os z Wojtkiem, Piotrkiem i Grześkiem, którzy też zrezygnowali z jazdy w pierwszej grupie. Jechało nam się bardzo sprawnie, z regularnymi zmianami, bez zbędnego szarpania, ale solidnym tempem, średnią na 100km mieliśmy koło 30km/h. A trasa przyjemna, za Sejnami długi odcinek lasami, przed Suwałkami piękne widoki na zachodzące słońce. Ten odcinek wreszcie bardziej płaski od wcześniejszych, do tego dobre drogi bez dziur - tak więc na nocną jazdę w sam raz. Sprawnie docieramy na punkt w Olecku, tam krótki popas na stacji benzynowej, całodobowe stacje to bardzo fajna sprawa przy nocnej jeździe, można się ogrzać (nocą było koło 12'C), wypić herbatę, zjeść coś ciepłego itd. Ze stacji mamy ok. 40km na punkt żywnościowy w Rydzewie. Harcerze, którzy mieli obóz tuż obok z własnej inicjatywy pożyczyli obsłudze specjalne lampy, można było skorzystać z ich toalety itd. Kawałek za Rydzewem przejazd piękną drogą do Mikołajek wzdłuż jeziora Jagodnego (niestety jeszcze nocą), ale dalej kończy się ta sielanka - zaczynają się dziury i wracają spore górki. Kawałek przed Mrągowem z naszej grupy odpada Piotrek Osmanowski, którego z dalszej jazdy wyeliminowała poważna kontuzja Achillesa, jak się później okazało wrócił na metę do Świękitek najkrótszą drogą, bardzo się męcząc, jadąc często tempem poniżej 10km/h. My w trójkę już w świetle dziennym dojeżdżamy do Mrągowa, po dłuższym odpoczynku na ciepłej stacji, już mocno zmęczeni ruszamy na ostatni odcinek. A tutaj górki są cały czas, dalej sporo dziur, nawet piękne krajobrazy przy drodze i wiele mijanych jezior już tak nie cieszą, marzę już tylko o mecie i momencie gdy wreszcie będę mógł się wyspać ;)). Kawałek za Jezioranami widowiskowa serpentynka, kilka km przed Dobrym Mieście pęka mi linka przerzutki, jej wymiana i regulacja przerzutki trochę trwała, więc Wojtek i Grzesiek pojechali dalej sami, ja dokończyłem regulacji, widzieliśmy się jeszcze na punkcie w Dobrym Mieście, gdy wyjeżdżali ze stacji benzynowej.

Ostanie 35km z Dobrego Miasta - to droga zaprojektowana chyba przez sadystę - niekończące się górki, w sam raz dla ludzi mających już 600km w nogach ;)). Ale nie było rady, klnąc już mocno na drogę odliczałem kilometry do mety, wolno turlając się przez kolejne wzniesienia. Odżyłem dopiero w Miłakowie i już szybszym tempem przejechałem końcówkę, z szutrowym finiszem w Świękitach ;). Czas udało mi się wykręcić przyzwoity, próbowałem się zmieścić na 600km w 24h, ale przy takiej trasie (dużo gór i dziur) było to nierealne, w 24h przejechałem koło 575-580km, co de facto jest wynikiem lepszym niż mój rekord z BBTour (605km), bo tam asfalt jest idealny, a trasa sporo łatwiejsza. Sprawnie poszło z postojami, straciłem na nie tylko koło 3h co na tym dystansie jest przyzwoitym wynikiem, za Sejnami trafiłem do bardzo sprawnie jadącej grupki, co niewątpliwie znacząco przyspieszyło jazdę. Trochę po 20 na metę dociera Krzysiek - wielkie brawa, twardo jechał do samego końca, na pierwszej swojej tak długiej trasie nie wymiękł, mimo tego że była bardzo wymagająca i nieźle wysysająca siły (górki i dziury), a do tego był jednym z nielicznych jadących na góralu i to z oponami 2.0 - to pokazuje najlepiej, że nie sprzęt się liczy, a człowiek i jego motywacja; a wjeżdżając na metę po tak długiej trasie ma się ogromną satysfakcję.


Impreza bardzo udana, zadowolony jestem, że zdecydowałem się tu przyjechać, spotyka się tu wielu znanych z wcześniejszych imprez ludzi, ludzi zarażonych podobną pasją, ludzi pozytywnie zakręconych - zarówno młodych jak i sporo starszych, atmosfera kapitalna. Sporo osób narzekało na trasę, ale oceniając sprawę obiektywnie - była to dobra trasa, na Mazurach można ją było puścić albo głównymi drogami zyskując na jakości dróg, ale tracąc na walorach krajobrazowych; albo puścić trasę tak jak była wytyczona - głównie bocznymi drogami, a te na Mazurach po prostu są dziurawe, to rejon Polski z bardzo kiepskimi drogami, jeżdżąc sporo po Polsce gorsze widziałem tylko na Lubelszczyźnie. W końcu jazda na rowerze - to nie tylko równiutki asfalt, czasem trzeba się trochę pomęczyć, pod koniec trasy każdego już to wkurza; niemniej po dojechaniu do mety i złapaniu trochę snu można na sprawę spojrzeć bardziej trzeźwym okiem i IMO pozytywy zdecydowanie przeważają nad negatywami. Podziękowania dla wszystkich organizatorów, którzy bardzo przykładają się do tego by impreza miała swój charakter, tu nie do pomyślenia są sytuacje, gdy ostatnich zawodników się olewa i zostawia samych (jak zrobił to Lang na Rajdzie Wyszehradzkim) - tutaj miejsca i czasy są mniej ważne, każdy uczestnik docierający na metę jest oklaskiwany, tak samo dba się o pierwszego jak i ostatniego.

Zdjęcia z trasy

Zaliczone gminy - 31 (Lidzbark Warmiński-wieś, LIDZBARK WARMIŃSKI - miasto powiatowe, Kiwity, BISZTYNEK, Kolno, RESZEL, Kętrzyn - wieś, KĘTRZYN - miasto powiatowe, Srokowo, Pozezdrze, WĘGORZEWO - miasto powiatowe, Budry, Banie Mazurskie, GOŁDAP - miasto powiatowe, Dubeninki, Wiżajny, Rutka-Tartak, Puńsk, Raczki, Wieliczki, OLECKO - miasto powiatowe, Świętajno, Wydminy, Giżycko-wieś, Miłki, RYN, Mrągowo-wieś, MRĄGOWO - miasto powiatowe, Sorkwity, JEZIORANY, MIŁAKOWO)
Dane wycieczki: DST: 618.80 km AVS: 27.18 km/h ALT: 3811 m MAX: 53.60 km/h Temp:19.0 'C
Piątek, 21 czerwca 2013Kategoria >100km, >200km, Gibraltar 2013, Rower szosowy
Gibraltar 2013

XVIII dzień - Cacin – Alhama – Velez-Malaga- Malaga – Coin – Yunquera – El Burgo – Ronda

Relacja i zdjęcia z wyprawy
Dane wycieczki: DST: 201.00 km AVS: 20.51 km/h ALT: 2909 m MAX: 70.30 km/h Temp: 'C
Wtorek, 18 czerwca 2013Kategoria >100km, >200km, Gibraltar 2013, Rower szosowy
Gibraltar 2013

XV dzień - Burguillos – Ciudad Real – Puertollano – Cardena

Relacja i zdjęcia z wyprawy
Dane wycieczki: DST: 216.00 km AVS: 21.49 km/h ALT: 1100 m MAX: 58.30 km/h Temp: 'C
Niedziela, 16 czerwca 2013Kategoria >100km, >200km, Gibraltar 2013, Rower szosowy
Gibraltar 2013

XIII dzień - Puerto del Madero – Soria – El Burgo – Ayllon – Riaza – Collado Hermoso

Relacja i zdjęcia z wyprawy
Dane wycieczki: DST: 202.60 km AVS: 21.98 km/h ALT: 1887 m MAX: 62.00 km/h Temp: 'C
Czwartek, 6 czerwca 2013Kategoria >100km, >200km, Gibraltar 2013, Rower szosowy
Gibraltar 2013

III dzień - Cere-la-ronde – Orbigny - Levroux – Chateuaroux – La Chatre – Montlucon – Saint-Eloy

Relacja i zdjęcia z wyprawy
Dane wycieczki: DST: 202.40 km AVS: 22.41 km/h ALT: 2215 m MAX: 66.00 km/h Temp: 'C
Środa, 5 czerwca 2013Kategoria >100km, >200km, Gibraltar 2013, Rower szosowy
Gibraltar 2013

II dzień - Saint-Remy - Etampes – Orlean – Chambord – Blois – Amboise – Cere-la-Ronde

Relacja i zdjęcia z wyprawy
Dane wycieczki: DST: 237.20 km AVS: 23.68 km/h ALT: 1263 m MAX: 50.60 km/h Temp: 'C
Wtorek, 7 maja 2013Kategoria >100km, >200km, >300km, Rower szosowy, Wycieczka, >500km
PRAGA

Warszawa - Skierniewice - Łódź - Ostrzeszów - Wrocław - Dzierżoniów - Przeł. Walimska (755m) - Lubawka - Przeł. Kowarska (727m) - Sosnówka - Przeł. Karkonoska (1198m) - Vrchlabi - Nova Paka - Dymokury - Praga

Wyjazd planowany od dłuższego czasu aczkolwiek zorganizowany na urwanie głowy, decyzję razem z Maratonką podjęliśmy błyskawicznie, by wykorzystać niezłą pogodę. Startuję na trasę już o 6 rano, jak często przy tego typu trasach - źle się wyspałem, zaledwie 3h. Początek to dobrze mi znany odcinek do Łodzi, od Skierniewic ciekawsza, bardziej pagórkowata jazda przez Garb Łódzki. W samej Łodzi rozczarowanie - specjalnie wjechałem głębiej w miasto, zaliczając odcinki po kostce, żeby się przejechać reprezentacyjną Piotrkowską - a tam totalny remont, cała ulica w proszku, wszystko rozryte, tylko straciłem na to sporo czasu. Za Łodzią staję na pierwszy postój, ze względu na korzystny (choć nie za silny) wiatr jedzie się przyzwoicie. Na odcinku do Warty trochę zaczyna mnie mulić, brak snu daje się we znaki - a to przecież dopiero 200km! Ale dość szybko odżyłem, dalej ciekawsze odcinki - sporo lasów przed Grabowem n.Prosną i górek przed Ostrzeszowem. Bardzo zaskoczyła mnie prognoza pogody, wg. GFS od mniej więcej 15 do 21 miało całkiem solidnie padać (a sprawdzałem prognozę tuż przed wyjazdem!), byłem więc przygotowany na 150-200km jazdy w deszczu, a tymczasem cały dzień było idealne słońce, takiej klasy wpadki to rzadko się spotyka. W Sycowie wjeżdżam na "ósemkę" - a tam miła niespodzianka, na tym kawałku oddano już do użytku S8, nie zastępując starej szosy, a nową prowadząc równolegle. Świetne rozwiązanie - bo stara droga to świetny asfalt, szerokie pobocze i niewielki ruch. W efekcie do Wrocławia docieram już o 21 (340km w 15h brutto) o 2-3h szybciej niż to zakładałem.

Tutaj dłuższy postój - bo Magda ze względu na pracę mogła ruszyć dopiero przed północą. Spotykamy się ok. 23.30 i rozpoczynamy jazdę w stronę Dzierżoniowa, najpierw przejazd przez Wrocław, a potem długi, dość nudny nocny odcinek do Łagiewnik. Tam skręcamy na szosę wojewódzką do Dzierżoniowa, dziurawy asfalt przeszkadza nocą, ale ruch minimalny; zaczynają się też pierwsze podjazdy. W Piechowicach robimy postój - i ruszamy na przeł. Walimską (755m), pierwszy poważniejszy podjazd wyjazdu. Góra wymagająca, długimi odcinkami trzyma koło 6-7%, a jazdę utrudnia kiepściutka nawierzchnia, m.in. długie odcinki kostki. Ale sprawnie meldujemy się na szczycie; zjazd już zupełnie do niczego, noc, rower szosowy i dziury to fatalne połączenie, raz mocno walnąłem w głęboką dziurę zalaną wodę, dobrze że nie zanotowałem wywrotki, czy nie rozwaliłem koła; Magda jadąca na góralu odsadziła mnie tu spory kawałek.

Ale po zjeździe już się zaczyna przejaśniać, przed świtem nieźle nas wytrzęsło, zaledwie koło 8'C, co ciekawe najzimniej było na dole, w dolinach z dużymi łąkami, u góry parę stopni cieplej. Dalsza trasa ładna, mocno pagórkowata, wielkich gór tu nie ma, ale małe podjazdy cały czas - 200m w górę, 200m w dół, tak wyglądała nasza jazda. Tereny niebrzydkie, sporo ciekawych małych miasteczek, z ładną poniemiecką zabudową, tylko asfalty niespecjalne, ale przeżyć się dało. Kończy ten odcinek długi podjazd pod drogę na Okraj, którą osiągamy na wysokości ok. 800m, kawałek powyżej przeł. Kowarskiej. Tutaj sporo się zastanawiamy czy pojechać krótszą i łatwiejszą drogą przez Okraj, czy też zaryzykować jednak o niebo trudniejszy wariant przez przeł. Karkonoską. Ale, że magia najcięższego podjazdu w Polsce kusiła zarówno Magdę (dla której ta trasa do był zupełny debiut na rowerze w większych górach) jak i mnie (na rowerze szosowym nigdy tu nie podjeżdżałem) - postanawiamy zaryzykować, groziło nam to nie zdążeniem na autobus powrotny z Pragi. Najpierw długi zjazd z przełęczy Kowarskiej, potem łatwiejsza, pierwsza część podjazdu pod Karkonoską (wariant przez Borowice), na niecałych 800m gdzie zaczyna się właściwa rzeźnia stajemy na postój.

Zaraz na starcie podjazdu czeka mnie ogromne rozczarowanie - mój już mocno zużyty napęd nie wytrzymuje obciążeń tak wielkiego nachylenia, dotąd na ściankach 10-12% nie było żadnych problemów, ale tutaj skacze cały czas, nie sposób jechać. Mniejsze nachylenia można jeszcze w ten sposób wjechać nadrabiając wysoką kadencją i "ciągnięciem" zatrzaskami; ale na takich ścianach jak Karkonoska - to już nie przejdzie, tu (szczególnie na szosowych przełożeniach) można jechać tylko bardzo siłowo, a tego zużyty napęd nie wytrzyma. Wściekły byłem cholernie, skopałem rower, który musiał nawalić akurat w takim momencie; gdybym wysiadł na dużym nachyleniu, mając już ponad 500km w nogach - to bym zrozumiał, ale przegrać w ten sposób, bez szansy walki - to totalne rozczarowanie. Ale nie było rady, musiałem drałować na szczyt na piechotę, w jakże wygodnych do chodzenia szosowych butach, rowerem dało się przejechać tylko ok. 1 z 4km, w środkowej części podjazdu, gdzie jest lżejsze nachylenie.

Natomiast Maratonka dzielnie walczyła z morderczą górą do samego końca i wjechała ją w całości, bez jakiegokolwiek podprowadzania; tak wyglądała walka na ostatnich metrach podjazdu:

<object height="450" width="100%"><param name="movie" value="http://www.youtube.com/v/5LPl9QM2prI"> </object>http://www.youtube.com/v/5LPl9QM2prI

Ta końcowa ściana jest zabójcza, na samym końcu na rowerzystę zmęczonego długim podjazdem czeka ok.22-23%, dlatego wielkie brawa dla Magdy, która zaczynając ten podjazd miała już przecież w nogach ok. 170km górskiej trasy!

W czasie podejścia prawdziwa kumulacja awarii, oprócz zużytego napędu zauważyłem też pęcherz na oponie, musiałem więc ją zmienić; ponadto długo bawiłem się też z synchronizacją czujnika prędkości do licznika. Po tym wszystkim - szybko ruszamy w dół, czeka nas bardzo długi zjazd do Vrchlabi, niestety pod mocny wiatr. Po czeskiej stronie cały czas wiało nam właśnie z południa, więc długi odcinek jechaliśmy pod wiatr. A jak wygląda jazda w Czechach wie każdy kto tam jeździł - tylko góra i dół, podjazdy mniejsze i większe były cały czas, dopiero za Dymokurami, nad samą Łabą się na dłużej wypłaściło. Ten cały odcinek od przełęczy dał nam mocno popalić - ogromny dystans i mnóstwo gór w nogach, ciągła walka ze snem, trasa też już o wiele mniej atrakcyjna, ciekawie było mniej więcej do Jicina - piękne zielone wzgórza, ładne miasteczka, dalej już niespecjalnie; znaleźć w takich chwilach motywację nie było łatwo. A musieliśmy lecieć cały czas, postoje ograniczając do zupełnego minimum. Ale nasza walka zakończyła się sukcesem, dojechaliśmy na dworzec w Pradze z zaledwie 20min zapasem; na choćby krótkie zwiedzanie miasta zabrakło więc nie tylko sił, ale i czasu. Ale oczywiście nie o zwiedzanie na tym wyjeździe nam chodziło - tylko o ostrą wyrypę, a taką ta trasa była bez wątpienia! :))

Podziękowania dla Magdy za wspólną trasę - i wielkie gratulacje, będąc po raz pierwszy na rowerze w górach dawała sobie radę jak prawdziwy wyjadacz, mimo wielu trudnych chwil, takiej ilości ciężkich podjazdów, notorycznej walki ze snem - nie wymiękła ani razu i dała radę dojechać do samej Pragi. Posiada najważniejszą cechę predestynującą do długich dystansów - czyli wytrzymałość, mimo tak dużego zmęczenia, dała radę przejechać ostatnie 100km z może 2 paruminutowymi postojami; szczery podziw! Z taką formą - jak najbardziej można myśleć o starcie w BBTour, na którym limit czasowy jest w Twoim zasięgu ;))

Zdjęcia z wyjazdu



Zaliczone gminy - 22(Brzeziny, Kraszewice, GRABÓW NAD PROSNĄ, OSTRZESZÓW - miasto powiatowe, Kobyla Góra, SYCÓW, Oleśnica-wieś, OLEŚNICA - miasto powiatowe, Długołęka, Kobierzyce, Jordanów Śląski, Łagiewniki, Dzierżoniów-wieś, DZIERŻONIÓW - miasto powiatowe, PIESZYCE, Walim, JEDLINA-ZDRÓJ, GŁUSZYCA, MIEROSZÓW, LUBAWKA, Kamienna Góra-wieś, Mysłakowice)
Dane wycieczki: DST: 675.50 km AVS: 23.55 km/h ALT: 4430 m MAX: 66.20 km/h Temp:20.0 'C
Czwartek, 2 maja 2013Kategoria >100km, >200km, Rower szosowy, Wypad
Lubelskie - IV dzień

Trasę miałem zaplanowaną na 5 dni, ostatni dojazdowy, ok. 70km, a że wczoraj nadrobiłem 20km - postanawiam zaliczyć wszystko w 4 dni, by dzięki temu o dzień wcześniej być w domu. Początek to ładny kawałek szosą lubelską do Zamościa (pokonywany w czasie ostatniego wyjazdu), następnie z Zamościa jadę drogą wojewódzką na Chełm - i dość nieoczekiwanie okazało się, że to bardzo fajna trasa na rower - mnóstwo pagóreczków, sporo lasów, zero ruchu; najładniejszy kawałek dzisiejszego dnia. Opuszczam ją dopiero w Siennicy Różanej, stąd jadę z wiatrem do Fajsławic, płaskie tereny w rejonie Wieprza. Tam w maleńkim parku odpoczywam i kieruję się na południe, do Rudnika; na tym kawałku jest mnóstwo górek, generalnie w tym rejonie (z grubsza) wzgórza są w osi wschód-zachód, więc gdy jedziemy na północ czy południe - ciągle je przecinamy, a w połączeniu z gównianymi drogami daje to już popalić. Końcówka dnia już nieco łatwiejsza, przed Bychawą stanąłem jeszcze na gotowanie obiadu (autobus miałem późno w nocy). Miałem spore szczęście do pogody - ciemne chmury straszyły pod koniec dnia, ale deszcz mnie ominął, mimo iż w Lublinie sporo padało, bo drogi w mieście były mokre. Trochę posiedziałem w centrum, następnie na dworcu, odjeżdżam dopiero przed 22.

Wypad udany - tym razem zaliczyłem wszystko to co miałem w planach, a nawet o dzień krócej niż zakładałem; wyjazd bardzo męczący, walenie po 200km z bagażem po często kiepskich drogach, pagórkowatym terenie (dziś wyszło prawie 2000m podjazdów) - to już solidnie daje w kość; ale o to w tej zabawie chodzi! ;))

Zdjęcia

Zaliczone gminy - 14 (Kraśniczyn, Siennica Różana, Trawniki, Rybczewice, Gorzków, Rudnik, Żółkiewka, Krzczonów, Wysokie, Zakrzew, BYCHAWA, Jabłonna, Głusk, Konopnica)
Dane wycieczki: DST: 243.60 km AVS: 23.02 km/h ALT: 1904 m MAX: 59.50 km/h Temp:15.0 'C
Środa, 1 maja 2013Kategoria >100km, >200km, Rower szosowy, Wypad
Lubelskie - III dzień

Dzisiejszego dnia wyraźnie pogorszenie pogody - przede wszystkim mocny wiatr z północnego wschodu, do tego zimno, przez cały dzień temperatura 13-14'C nie przekroczyła, a odczuwalna ze względu na wiatr jeszcze sporo niższa, cały dzień musiałem jechać w kapturze. Pierwszy odcinek najcięższy - długi kawałek właśnie na wschód do Hrubieszowa, z którego jeszcze jadę dalej na wschód po gminę Horodło, najbardziej wysuniętą na wschód gminę Polski. Ten kawałek fajny - droga fragmentami prowadzi nad samym Bugiem, który po wiosennych roztopach jest bardzo szeroko rozlany. Następnie wreszcie odbijam na południe - i jedzie się znacznie szybciej i przyjemniej, z drogami przeplatanka - raz całkiem dobre, raz do niczego, wiele zależy tu od konkretnej gminy, te które są sprawnie zarządzane umiały pozyskać środki na remonty dróg, te którymi rządzą nieudacznicy - straszą dziurami; ale generalnie nie jest to aż taka tragedia jak w powiecie biłgorajskim i zamojskim. W końcówce już minimalnie lepsza pogoda, dociągnąłem nawet 20km dalej niż planowałem - nocuję na dużej polanie w lesie, kawałek za Tomaszowem.

Zdjęcia

Zaliczone gminy - 15 (Werbkowice, Hrubieszów-wieś, HRUBIESZÓW - miasto powiatowe, Horodło, Mircze, Dołhobyczów, Telatyn, Ulhówek, ŁASZCZÓW, TYSZOWCE, Komarów-Osada, Rachanie, Jarczów, Lubycza Królewska, Bełżec)
Dane wycieczki: DST: 209.30 km AVS: 22.35 km/h ALT: 1215 m MAX: 51.70 km/h Temp:13.0 'C
Wtorek, 30 kwietnia 2013Kategoria >100km, >200km, Rower szosowy, Wypad
Lubelskie - II dzień

Start nieciekawy - już po paru kilometrach, gdy dojechałem do Ostrowa Lubelskiego zaczęło padać, w deszczu jechałem ok. 20km, ale po tym pogoda już przez cały dzień była stabilna - prawie bez wiatru i pod 20'C. Dziś zaliczam głównie powiat chełmski, w rejonie Rejowca Fabrycznego asfaltowa droga z mapy okazała się dość piaszczystą gruntówką, którą musiałem się kawałek przebijać. Z Rejowca ładny leśny kawałek na Chełm, gdzie odpoczywam na przyjemnym ryneczku, gdy byłem tutaj ostatni raz wszystko było rozkopane; tym razem centrum jest już elegancko odnowione. Następnie robię sporą pętlę dookoła miasta za gminami i kieruję się na południe, pod koniec dnia w rejonie Hrubieszowa już sporo górek, nocuję w lesie kawałek przed Miączynem.

Zdjęcia

Zaliczone gminy - 24 (OSTRÓW LUBELSKI, Uścimów, Puchaczów, Cyców, Siedliszcze, Wierzbica, Rejowiec Fabryczny-wieś, Rejowiec, REJOWIEC FABRYCZNY, Chełm-wieś, CHEŁM - miasto powiatowe + powiat grodzki, Sawin, Ruda-Huta, Dorohusk, Kamień, Leśniowice, Żmudź, Dubienka, Białopole, Wojsławice, Uchanie, Trzeszczany, Grabowiec, Miączyn)
Dane wycieczki: DST: 221.10 km AVS: 22.79 km/h ALT: 1023 m MAX: 44.30 km/h Temp:17.0 'C

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl