Wpisy archiwalne w kategorii
>200km
Dystans całkowity: | 150814.69 km (w terenie 220.00 km; 0.15%) |
Czas w ruchu: | 6222:14 |
Średnia prędkość: | 23.99 km/h |
Maksymalna prędkość: | 80.19 km/h |
Suma podjazdów: | 1011035 m |
Suma kalorii: | 470843 kcal |
Liczba aktywności: | 434 |
Średnio na aktywność: | 347.50 km i 14h 22m |
Więcej statystyk |
Niedziela, 16 czerwca 2013Kategoria >100km, >200km, Gibraltar 2013, Rower szosowy
Gibraltar 2013
XIII dzień - Puerto del Madero – Soria – El Burgo – Ayllon – Riaza – Collado Hermoso
Relacja i zdjęcia z wyprawy
XIII dzień - Puerto del Madero – Soria – El Burgo – Ayllon – Riaza – Collado Hermoso
Relacja i zdjęcia z wyprawy
Dane wycieczki:
DST: 202.60 km AVS: 21.98 km/h
ALT: 1887 m MAX: 62.00 km/h
Temp: 'C
Czwartek, 6 czerwca 2013Kategoria >100km, >200km, Gibraltar 2013, Rower szosowy
Gibraltar 2013
III dzień - Cere-la-ronde – Orbigny - Levroux – Chateuaroux – La Chatre – Montlucon – Saint-Eloy
Relacja i zdjęcia z wyprawy
III dzień - Cere-la-ronde – Orbigny - Levroux – Chateuaroux – La Chatre – Montlucon – Saint-Eloy
Relacja i zdjęcia z wyprawy
Dane wycieczki:
DST: 202.40 km AVS: 22.41 km/h
ALT: 2215 m MAX: 66.00 km/h
Temp: 'C
Środa, 5 czerwca 2013Kategoria >100km, >200km, Gibraltar 2013, Rower szosowy
Gibraltar 2013
II dzień - Saint-Remy - Etampes – Orlean – Chambord – Blois – Amboise – Cere-la-Ronde
Relacja i zdjęcia z wyprawy
II dzień - Saint-Remy - Etampes – Orlean – Chambord – Blois – Amboise – Cere-la-Ronde
Relacja i zdjęcia z wyprawy
Dane wycieczki:
DST: 237.20 km AVS: 23.68 km/h
ALT: 1263 m MAX: 50.60 km/h
Temp: 'C
PRAGA
Warszawa - Skierniewice - Łódź - Ostrzeszów - Wrocław - Dzierżoniów - Przeł. Walimska (755m) - Lubawka - Przeł. Kowarska (727m) - Sosnówka - Przeł. Karkonoska (1198m) - Vrchlabi - Nova Paka - Dymokury - Praga
Wyjazd planowany od dłuższego czasu aczkolwiek zorganizowany na urwanie głowy, decyzję razem z Maratonką podjęliśmy błyskawicznie, by wykorzystać niezłą pogodę. Startuję na trasę już o 6 rano, jak często przy tego typu trasach - źle się wyspałem, zaledwie 3h. Początek to dobrze mi znany odcinek do Łodzi, od Skierniewic ciekawsza, bardziej pagórkowata jazda przez Garb Łódzki. W samej Łodzi rozczarowanie - specjalnie wjechałem głębiej w miasto, zaliczając odcinki po kostce, żeby się przejechać reprezentacyjną Piotrkowską - a tam totalny remont, cała ulica w proszku, wszystko rozryte, tylko straciłem na to sporo czasu. Za Łodzią staję na pierwszy postój, ze względu na korzystny (choć nie za silny) wiatr jedzie się przyzwoicie. Na odcinku do Warty trochę zaczyna mnie mulić, brak snu daje się we znaki - a to przecież dopiero 200km! Ale dość szybko odżyłem, dalej ciekawsze odcinki - sporo lasów przed Grabowem n.Prosną i górek przed Ostrzeszowem. Bardzo zaskoczyła mnie prognoza pogody, wg. GFS od mniej więcej 15 do 21 miało całkiem solidnie padać (a sprawdzałem prognozę tuż przed wyjazdem!), byłem więc przygotowany na 150-200km jazdy w deszczu, a tymczasem cały dzień było idealne słońce, takiej klasy wpadki to rzadko się spotyka. W Sycowie wjeżdżam na "ósemkę" - a tam miła niespodzianka, na tym kawałku oddano już do użytku S8, nie zastępując starej szosy, a nową prowadząc równolegle. Świetne rozwiązanie - bo stara droga to świetny asfalt, szerokie pobocze i niewielki ruch. W efekcie do Wrocławia docieram już o 21 (340km w 15h brutto) o 2-3h szybciej niż to zakładałem.
Tutaj dłuższy postój - bo Magda ze względu na pracę mogła ruszyć dopiero przed północą. Spotykamy się ok. 23.30 i rozpoczynamy jazdę w stronę Dzierżoniowa, najpierw przejazd przez Wrocław, a potem długi, dość nudny nocny odcinek do Łagiewnik. Tam skręcamy na szosę wojewódzką do Dzierżoniowa, dziurawy asfalt przeszkadza nocą, ale ruch minimalny; zaczynają się też pierwsze podjazdy. W Piechowicach robimy postój - i ruszamy na przeł. Walimską (755m), pierwszy poważniejszy podjazd wyjazdu. Góra wymagająca, długimi odcinkami trzyma koło 6-7%, a jazdę utrudnia kiepściutka nawierzchnia, m.in. długie odcinki kostki. Ale sprawnie meldujemy się na szczycie; zjazd już zupełnie do niczego, noc, rower szosowy i dziury to fatalne połączenie, raz mocno walnąłem w głęboką dziurę zalaną wodę, dobrze że nie zanotowałem wywrotki, czy nie rozwaliłem koła; Magda jadąca na góralu odsadziła mnie tu spory kawałek.
Ale po zjeździe już się zaczyna przejaśniać, przed świtem nieźle nas wytrzęsło, zaledwie koło 8'C, co ciekawe najzimniej było na dole, w dolinach z dużymi łąkami, u góry parę stopni cieplej. Dalsza trasa ładna, mocno pagórkowata, wielkich gór tu nie ma, ale małe podjazdy cały czas - 200m w górę, 200m w dół, tak wyglądała nasza jazda. Tereny niebrzydkie, sporo ciekawych małych miasteczek, z ładną poniemiecką zabudową, tylko asfalty niespecjalne, ale przeżyć się dało. Kończy ten odcinek długi podjazd pod drogę na Okraj, którą osiągamy na wysokości ok. 800m, kawałek powyżej przeł. Kowarskiej. Tutaj sporo się zastanawiamy czy pojechać krótszą i łatwiejszą drogą przez Okraj, czy też zaryzykować jednak o niebo trudniejszy wariant przez przeł. Karkonoską. Ale, że magia najcięższego podjazdu w Polsce kusiła zarówno Magdę (dla której ta trasa do był zupełny debiut na rowerze w większych górach) jak i mnie (na rowerze szosowym nigdy tu nie podjeżdżałem) - postanawiamy zaryzykować, groziło nam to nie zdążeniem na autobus powrotny z Pragi. Najpierw długi zjazd z przełęczy Kowarskiej, potem łatwiejsza, pierwsza część podjazdu pod Karkonoską (wariant przez Borowice), na niecałych 800m gdzie zaczyna się właściwa rzeźnia stajemy na postój.
Zaraz na starcie podjazdu czeka mnie ogromne rozczarowanie - mój już mocno zużyty napęd nie wytrzymuje obciążeń tak wielkiego nachylenia, dotąd na ściankach 10-12% nie było żadnych problemów, ale tutaj skacze cały czas, nie sposób jechać. Mniejsze nachylenia można jeszcze w ten sposób wjechać nadrabiając wysoką kadencją i "ciągnięciem" zatrzaskami; ale na takich ścianach jak Karkonoska - to już nie przejdzie, tu (szczególnie na szosowych przełożeniach) można jechać tylko bardzo siłowo, a tego zużyty napęd nie wytrzyma. Wściekły byłem cholernie, skopałem rower, który musiał nawalić akurat w takim momencie; gdybym wysiadł na dużym nachyleniu, mając już ponad 500km w nogach - to bym zrozumiał, ale przegrać w ten sposób, bez szansy walki - to totalne rozczarowanie. Ale nie było rady, musiałem drałować na szczyt na piechotę, w jakże wygodnych do chodzenia szosowych butach, rowerem dało się przejechać tylko ok. 1 z 4km, w środkowej części podjazdu, gdzie jest lżejsze nachylenie.
Natomiast Maratonka dzielnie walczyła z morderczą górą do samego końca i wjechała ją w całości, bez jakiegokolwiek podprowadzania; tak wyglądała walka na ostatnich metrach podjazdu:
<object height="450" width="100%"><param name="movie" value="http://www.youtube.com/v/5LPl9QM2prI"> </object>http://www.youtube.com/v/5LPl9QM2prI
Ta końcowa ściana jest zabójcza, na samym końcu na rowerzystę zmęczonego długim podjazdem czeka ok.22-23%, dlatego wielkie brawa dla Magdy, która zaczynając ten podjazd miała już przecież w nogach ok. 170km górskiej trasy!
W czasie podejścia prawdziwa kumulacja awarii, oprócz zużytego napędu zauważyłem też pęcherz na oponie, musiałem więc ją zmienić; ponadto długo bawiłem się też z synchronizacją czujnika prędkości do licznika. Po tym wszystkim - szybko ruszamy w dół, czeka nas bardzo długi zjazd do Vrchlabi, niestety pod mocny wiatr. Po czeskiej stronie cały czas wiało nam właśnie z południa, więc długi odcinek jechaliśmy pod wiatr. A jak wygląda jazda w Czechach wie każdy kto tam jeździł - tylko góra i dół, podjazdy mniejsze i większe były cały czas, dopiero za Dymokurami, nad samą Łabą się na dłużej wypłaściło. Ten cały odcinek od przełęczy dał nam mocno popalić - ogromny dystans i mnóstwo gór w nogach, ciągła walka ze snem, trasa też już o wiele mniej atrakcyjna, ciekawie było mniej więcej do Jicina - piękne zielone wzgórza, ładne miasteczka, dalej już niespecjalnie; znaleźć w takich chwilach motywację nie było łatwo. A musieliśmy lecieć cały czas, postoje ograniczając do zupełnego minimum. Ale nasza walka zakończyła się sukcesem, dojechaliśmy na dworzec w Pradze z zaledwie 20min zapasem; na choćby krótkie zwiedzanie miasta zabrakło więc nie tylko sił, ale i czasu. Ale oczywiście nie o zwiedzanie na tym wyjeździe nam chodziło - tylko o ostrą wyrypę, a taką ta trasa była bez wątpienia! :))
Podziękowania dla Magdy za wspólną trasę - i wielkie gratulacje, będąc po raz pierwszy na rowerze w górach dawała sobie radę jak prawdziwy wyjadacz, mimo wielu trudnych chwil, takiej ilości ciężkich podjazdów, notorycznej walki ze snem - nie wymiękła ani razu i dała radę dojechać do samej Pragi. Posiada najważniejszą cechę predestynującą do długich dystansów - czyli wytrzymałość, mimo tak dużego zmęczenia, dała radę przejechać ostatnie 100km z może 2 paruminutowymi postojami; szczery podziw! Z taką formą - jak najbardziej można myśleć o starcie w BBTour, na którym limit czasowy jest w Twoim zasięgu ;))
Zdjęcia z wyjazdu
Zaliczone gminy - 22(Brzeziny, Kraszewice, GRABÓW NAD PROSNĄ, OSTRZESZÓW - miasto powiatowe, Kobyla Góra, SYCÓW, Oleśnica-wieś, OLEŚNICA - miasto powiatowe, Długołęka, Kobierzyce, Jordanów Śląski, Łagiewniki, Dzierżoniów-wieś, DZIERŻONIÓW - miasto powiatowe, PIESZYCE, Walim, JEDLINA-ZDRÓJ, GŁUSZYCA, MIEROSZÓW, LUBAWKA, Kamienna Góra-wieś, Mysłakowice)
Warszawa - Skierniewice - Łódź - Ostrzeszów - Wrocław - Dzierżoniów - Przeł. Walimska (755m) - Lubawka - Przeł. Kowarska (727m) - Sosnówka - Przeł. Karkonoska (1198m) - Vrchlabi - Nova Paka - Dymokury - Praga
Wyjazd planowany od dłuższego czasu aczkolwiek zorganizowany na urwanie głowy, decyzję razem z Maratonką podjęliśmy błyskawicznie, by wykorzystać niezłą pogodę. Startuję na trasę już o 6 rano, jak często przy tego typu trasach - źle się wyspałem, zaledwie 3h. Początek to dobrze mi znany odcinek do Łodzi, od Skierniewic ciekawsza, bardziej pagórkowata jazda przez Garb Łódzki. W samej Łodzi rozczarowanie - specjalnie wjechałem głębiej w miasto, zaliczając odcinki po kostce, żeby się przejechać reprezentacyjną Piotrkowską - a tam totalny remont, cała ulica w proszku, wszystko rozryte, tylko straciłem na to sporo czasu. Za Łodzią staję na pierwszy postój, ze względu na korzystny (choć nie za silny) wiatr jedzie się przyzwoicie. Na odcinku do Warty trochę zaczyna mnie mulić, brak snu daje się we znaki - a to przecież dopiero 200km! Ale dość szybko odżyłem, dalej ciekawsze odcinki - sporo lasów przed Grabowem n.Prosną i górek przed Ostrzeszowem. Bardzo zaskoczyła mnie prognoza pogody, wg. GFS od mniej więcej 15 do 21 miało całkiem solidnie padać (a sprawdzałem prognozę tuż przed wyjazdem!), byłem więc przygotowany na 150-200km jazdy w deszczu, a tymczasem cały dzień było idealne słońce, takiej klasy wpadki to rzadko się spotyka. W Sycowie wjeżdżam na "ósemkę" - a tam miła niespodzianka, na tym kawałku oddano już do użytku S8, nie zastępując starej szosy, a nową prowadząc równolegle. Świetne rozwiązanie - bo stara droga to świetny asfalt, szerokie pobocze i niewielki ruch. W efekcie do Wrocławia docieram już o 21 (340km w 15h brutto) o 2-3h szybciej niż to zakładałem.
Tutaj dłuższy postój - bo Magda ze względu na pracę mogła ruszyć dopiero przed północą. Spotykamy się ok. 23.30 i rozpoczynamy jazdę w stronę Dzierżoniowa, najpierw przejazd przez Wrocław, a potem długi, dość nudny nocny odcinek do Łagiewnik. Tam skręcamy na szosę wojewódzką do Dzierżoniowa, dziurawy asfalt przeszkadza nocą, ale ruch minimalny; zaczynają się też pierwsze podjazdy. W Piechowicach robimy postój - i ruszamy na przeł. Walimską (755m), pierwszy poważniejszy podjazd wyjazdu. Góra wymagająca, długimi odcinkami trzyma koło 6-7%, a jazdę utrudnia kiepściutka nawierzchnia, m.in. długie odcinki kostki. Ale sprawnie meldujemy się na szczycie; zjazd już zupełnie do niczego, noc, rower szosowy i dziury to fatalne połączenie, raz mocno walnąłem w głęboką dziurę zalaną wodę, dobrze że nie zanotowałem wywrotki, czy nie rozwaliłem koła; Magda jadąca na góralu odsadziła mnie tu spory kawałek.
Ale po zjeździe już się zaczyna przejaśniać, przed świtem nieźle nas wytrzęsło, zaledwie koło 8'C, co ciekawe najzimniej było na dole, w dolinach z dużymi łąkami, u góry parę stopni cieplej. Dalsza trasa ładna, mocno pagórkowata, wielkich gór tu nie ma, ale małe podjazdy cały czas - 200m w górę, 200m w dół, tak wyglądała nasza jazda. Tereny niebrzydkie, sporo ciekawych małych miasteczek, z ładną poniemiecką zabudową, tylko asfalty niespecjalne, ale przeżyć się dało. Kończy ten odcinek długi podjazd pod drogę na Okraj, którą osiągamy na wysokości ok. 800m, kawałek powyżej przeł. Kowarskiej. Tutaj sporo się zastanawiamy czy pojechać krótszą i łatwiejszą drogą przez Okraj, czy też zaryzykować jednak o niebo trudniejszy wariant przez przeł. Karkonoską. Ale, że magia najcięższego podjazdu w Polsce kusiła zarówno Magdę (dla której ta trasa do był zupełny debiut na rowerze w większych górach) jak i mnie (na rowerze szosowym nigdy tu nie podjeżdżałem) - postanawiamy zaryzykować, groziło nam to nie zdążeniem na autobus powrotny z Pragi. Najpierw długi zjazd z przełęczy Kowarskiej, potem łatwiejsza, pierwsza część podjazdu pod Karkonoską (wariant przez Borowice), na niecałych 800m gdzie zaczyna się właściwa rzeźnia stajemy na postój.
Zaraz na starcie podjazdu czeka mnie ogromne rozczarowanie - mój już mocno zużyty napęd nie wytrzymuje obciążeń tak wielkiego nachylenia, dotąd na ściankach 10-12% nie było żadnych problemów, ale tutaj skacze cały czas, nie sposób jechać. Mniejsze nachylenia można jeszcze w ten sposób wjechać nadrabiając wysoką kadencją i "ciągnięciem" zatrzaskami; ale na takich ścianach jak Karkonoska - to już nie przejdzie, tu (szczególnie na szosowych przełożeniach) można jechać tylko bardzo siłowo, a tego zużyty napęd nie wytrzyma. Wściekły byłem cholernie, skopałem rower, który musiał nawalić akurat w takim momencie; gdybym wysiadł na dużym nachyleniu, mając już ponad 500km w nogach - to bym zrozumiał, ale przegrać w ten sposób, bez szansy walki - to totalne rozczarowanie. Ale nie było rady, musiałem drałować na szczyt na piechotę, w jakże wygodnych do chodzenia szosowych butach, rowerem dało się przejechać tylko ok. 1 z 4km, w środkowej części podjazdu, gdzie jest lżejsze nachylenie.
Natomiast Maratonka dzielnie walczyła z morderczą górą do samego końca i wjechała ją w całości, bez jakiegokolwiek podprowadzania; tak wyglądała walka na ostatnich metrach podjazdu:
<object height="450" width="100%"><param name="movie" value="http://www.youtube.com/v/5LPl9QM2prI"> </object>http://www.youtube.com/v/5LPl9QM2prI
Ta końcowa ściana jest zabójcza, na samym końcu na rowerzystę zmęczonego długim podjazdem czeka ok.22-23%, dlatego wielkie brawa dla Magdy, która zaczynając ten podjazd miała już przecież w nogach ok. 170km górskiej trasy!
W czasie podejścia prawdziwa kumulacja awarii, oprócz zużytego napędu zauważyłem też pęcherz na oponie, musiałem więc ją zmienić; ponadto długo bawiłem się też z synchronizacją czujnika prędkości do licznika. Po tym wszystkim - szybko ruszamy w dół, czeka nas bardzo długi zjazd do Vrchlabi, niestety pod mocny wiatr. Po czeskiej stronie cały czas wiało nam właśnie z południa, więc długi odcinek jechaliśmy pod wiatr. A jak wygląda jazda w Czechach wie każdy kto tam jeździł - tylko góra i dół, podjazdy mniejsze i większe były cały czas, dopiero za Dymokurami, nad samą Łabą się na dłużej wypłaściło. Ten cały odcinek od przełęczy dał nam mocno popalić - ogromny dystans i mnóstwo gór w nogach, ciągła walka ze snem, trasa też już o wiele mniej atrakcyjna, ciekawie było mniej więcej do Jicina - piękne zielone wzgórza, ładne miasteczka, dalej już niespecjalnie; znaleźć w takich chwilach motywację nie było łatwo. A musieliśmy lecieć cały czas, postoje ograniczając do zupełnego minimum. Ale nasza walka zakończyła się sukcesem, dojechaliśmy na dworzec w Pradze z zaledwie 20min zapasem; na choćby krótkie zwiedzanie miasta zabrakło więc nie tylko sił, ale i czasu. Ale oczywiście nie o zwiedzanie na tym wyjeździe nam chodziło - tylko o ostrą wyrypę, a taką ta trasa była bez wątpienia! :))
Podziękowania dla Magdy za wspólną trasę - i wielkie gratulacje, będąc po raz pierwszy na rowerze w górach dawała sobie radę jak prawdziwy wyjadacz, mimo wielu trudnych chwil, takiej ilości ciężkich podjazdów, notorycznej walki ze snem - nie wymiękła ani razu i dała radę dojechać do samej Pragi. Posiada najważniejszą cechę predestynującą do długich dystansów - czyli wytrzymałość, mimo tak dużego zmęczenia, dała radę przejechać ostatnie 100km z może 2 paruminutowymi postojami; szczery podziw! Z taką formą - jak najbardziej można myśleć o starcie w BBTour, na którym limit czasowy jest w Twoim zasięgu ;))
Zdjęcia z wyjazdu
Zaliczone gminy - 22(Brzeziny, Kraszewice, GRABÓW NAD PROSNĄ, OSTRZESZÓW - miasto powiatowe, Kobyla Góra, SYCÓW, Oleśnica-wieś, OLEŚNICA - miasto powiatowe, Długołęka, Kobierzyce, Jordanów Śląski, Łagiewniki, Dzierżoniów-wieś, DZIERŻONIÓW - miasto powiatowe, PIESZYCE, Walim, JEDLINA-ZDRÓJ, GŁUSZYCA, MIEROSZÓW, LUBAWKA, Kamienna Góra-wieś, Mysłakowice)
Dane wycieczki:
DST: 675.50 km AVS: 23.55 km/h
ALT: 4430 m MAX: 66.20 km/h
Temp:20.0 'C
Czwartek, 2 maja 2013Kategoria >100km, >200km, Rower szosowy, Wypad
Lubelskie - IV dzień
Trasę miałem zaplanowaną na 5 dni, ostatni dojazdowy, ok. 70km, a że wczoraj nadrobiłem 20km - postanawiam zaliczyć wszystko w 4 dni, by dzięki temu o dzień wcześniej być w domu. Początek to ładny kawałek szosą lubelską do Zamościa (pokonywany w czasie ostatniego wyjazdu), następnie z Zamościa jadę drogą wojewódzką na Chełm - i dość nieoczekiwanie okazało się, że to bardzo fajna trasa na rower - mnóstwo pagóreczków, sporo lasów, zero ruchu; najładniejszy kawałek dzisiejszego dnia. Opuszczam ją dopiero w Siennicy Różanej, stąd jadę z wiatrem do Fajsławic, płaskie tereny w rejonie Wieprza. Tam w maleńkim parku odpoczywam i kieruję się na południe, do Rudnika; na tym kawałku jest mnóstwo górek, generalnie w tym rejonie (z grubsza) wzgórza są w osi wschód-zachód, więc gdy jedziemy na północ czy południe - ciągle je przecinamy, a w połączeniu z gównianymi drogami daje to już popalić. Końcówka dnia już nieco łatwiejsza, przed Bychawą stanąłem jeszcze na gotowanie obiadu (autobus miałem późno w nocy). Miałem spore szczęście do pogody - ciemne chmury straszyły pod koniec dnia, ale deszcz mnie ominął, mimo iż w Lublinie sporo padało, bo drogi w mieście były mokre. Trochę posiedziałem w centrum, następnie na dworcu, odjeżdżam dopiero przed 22.
Wypad udany - tym razem zaliczyłem wszystko to co miałem w planach, a nawet o dzień krócej niż zakładałem; wyjazd bardzo męczący, walenie po 200km z bagażem po często kiepskich drogach, pagórkowatym terenie (dziś wyszło prawie 2000m podjazdów) - to już solidnie daje w kość; ale o to w tej zabawie chodzi! ;))
Zdjęcia
Zaliczone gminy - 14 (Kraśniczyn, Siennica Różana, Trawniki, Rybczewice, Gorzków, Rudnik, Żółkiewka, Krzczonów, Wysokie, Zakrzew, BYCHAWA, Jabłonna, Głusk, Konopnica)
Trasę miałem zaplanowaną na 5 dni, ostatni dojazdowy, ok. 70km, a że wczoraj nadrobiłem 20km - postanawiam zaliczyć wszystko w 4 dni, by dzięki temu o dzień wcześniej być w domu. Początek to ładny kawałek szosą lubelską do Zamościa (pokonywany w czasie ostatniego wyjazdu), następnie z Zamościa jadę drogą wojewódzką na Chełm - i dość nieoczekiwanie okazało się, że to bardzo fajna trasa na rower - mnóstwo pagóreczków, sporo lasów, zero ruchu; najładniejszy kawałek dzisiejszego dnia. Opuszczam ją dopiero w Siennicy Różanej, stąd jadę z wiatrem do Fajsławic, płaskie tereny w rejonie Wieprza. Tam w maleńkim parku odpoczywam i kieruję się na południe, do Rudnika; na tym kawałku jest mnóstwo górek, generalnie w tym rejonie (z grubsza) wzgórza są w osi wschód-zachód, więc gdy jedziemy na północ czy południe - ciągle je przecinamy, a w połączeniu z gównianymi drogami daje to już popalić. Końcówka dnia już nieco łatwiejsza, przed Bychawą stanąłem jeszcze na gotowanie obiadu (autobus miałem późno w nocy). Miałem spore szczęście do pogody - ciemne chmury straszyły pod koniec dnia, ale deszcz mnie ominął, mimo iż w Lublinie sporo padało, bo drogi w mieście były mokre. Trochę posiedziałem w centrum, następnie na dworcu, odjeżdżam dopiero przed 22.
Wypad udany - tym razem zaliczyłem wszystko to co miałem w planach, a nawet o dzień krócej niż zakładałem; wyjazd bardzo męczący, walenie po 200km z bagażem po często kiepskich drogach, pagórkowatym terenie (dziś wyszło prawie 2000m podjazdów) - to już solidnie daje w kość; ale o to w tej zabawie chodzi! ;))
Zdjęcia
Zaliczone gminy - 14 (Kraśniczyn, Siennica Różana, Trawniki, Rybczewice, Gorzków, Rudnik, Żółkiewka, Krzczonów, Wysokie, Zakrzew, BYCHAWA, Jabłonna, Głusk, Konopnica)
Dane wycieczki:
DST: 243.60 km AVS: 23.02 km/h
ALT: 1904 m MAX: 59.50 km/h
Temp:15.0 'C
Środa, 1 maja 2013Kategoria >100km, >200km, Rower szosowy, Wypad
Lubelskie - III dzień
Dzisiejszego dnia wyraźnie pogorszenie pogody - przede wszystkim mocny wiatr z północnego wschodu, do tego zimno, przez cały dzień temperatura 13-14'C nie przekroczyła, a odczuwalna ze względu na wiatr jeszcze sporo niższa, cały dzień musiałem jechać w kapturze. Pierwszy odcinek najcięższy - długi kawałek właśnie na wschód do Hrubieszowa, z którego jeszcze jadę dalej na wschód po gminę Horodło, najbardziej wysuniętą na wschód gminę Polski. Ten kawałek fajny - droga fragmentami prowadzi nad samym Bugiem, który po wiosennych roztopach jest bardzo szeroko rozlany. Następnie wreszcie odbijam na południe - i jedzie się znacznie szybciej i przyjemniej, z drogami przeplatanka - raz całkiem dobre, raz do niczego, wiele zależy tu od konkretnej gminy, te które są sprawnie zarządzane umiały pozyskać środki na remonty dróg, te którymi rządzą nieudacznicy - straszą dziurami; ale generalnie nie jest to aż taka tragedia jak w powiecie biłgorajskim i zamojskim. W końcówce już minimalnie lepsza pogoda, dociągnąłem nawet 20km dalej niż planowałem - nocuję na dużej polanie w lesie, kawałek za Tomaszowem.
Zdjęcia
Zaliczone gminy - 15 (Werbkowice, Hrubieszów-wieś, HRUBIESZÓW - miasto powiatowe, Horodło, Mircze, Dołhobyczów, Telatyn, Ulhówek, ŁASZCZÓW, TYSZOWCE, Komarów-Osada, Rachanie, Jarczów, Lubycza Królewska, Bełżec)
Dzisiejszego dnia wyraźnie pogorszenie pogody - przede wszystkim mocny wiatr z północnego wschodu, do tego zimno, przez cały dzień temperatura 13-14'C nie przekroczyła, a odczuwalna ze względu na wiatr jeszcze sporo niższa, cały dzień musiałem jechać w kapturze. Pierwszy odcinek najcięższy - długi kawałek właśnie na wschód do Hrubieszowa, z którego jeszcze jadę dalej na wschód po gminę Horodło, najbardziej wysuniętą na wschód gminę Polski. Ten kawałek fajny - droga fragmentami prowadzi nad samym Bugiem, który po wiosennych roztopach jest bardzo szeroko rozlany. Następnie wreszcie odbijam na południe - i jedzie się znacznie szybciej i przyjemniej, z drogami przeplatanka - raz całkiem dobre, raz do niczego, wiele zależy tu od konkretnej gminy, te które są sprawnie zarządzane umiały pozyskać środki na remonty dróg, te którymi rządzą nieudacznicy - straszą dziurami; ale generalnie nie jest to aż taka tragedia jak w powiecie biłgorajskim i zamojskim. W końcówce już minimalnie lepsza pogoda, dociągnąłem nawet 20km dalej niż planowałem - nocuję na dużej polanie w lesie, kawałek za Tomaszowem.
Zdjęcia
Zaliczone gminy - 15 (Werbkowice, Hrubieszów-wieś, HRUBIESZÓW - miasto powiatowe, Horodło, Mircze, Dołhobyczów, Telatyn, Ulhówek, ŁASZCZÓW, TYSZOWCE, Komarów-Osada, Rachanie, Jarczów, Lubycza Królewska, Bełżec)
Dane wycieczki:
DST: 209.30 km AVS: 22.35 km/h
ALT: 1215 m MAX: 51.70 km/h
Temp:13.0 'C
Wtorek, 30 kwietnia 2013Kategoria >100km, >200km, Rower szosowy, Wypad
Lubelskie - II dzień
Start nieciekawy - już po paru kilometrach, gdy dojechałem do Ostrowa Lubelskiego zaczęło padać, w deszczu jechałem ok. 20km, ale po tym pogoda już przez cały dzień była stabilna - prawie bez wiatru i pod 20'C. Dziś zaliczam głównie powiat chełmski, w rejonie Rejowca Fabrycznego asfaltowa droga z mapy okazała się dość piaszczystą gruntówką, którą musiałem się kawałek przebijać. Z Rejowca ładny leśny kawałek na Chełm, gdzie odpoczywam na przyjemnym ryneczku, gdy byłem tutaj ostatni raz wszystko było rozkopane; tym razem centrum jest już elegancko odnowione. Następnie robię sporą pętlę dookoła miasta za gminami i kieruję się na południe, pod koniec dnia w rejonie Hrubieszowa już sporo górek, nocuję w lesie kawałek przed Miączynem.
Zdjęcia
Zaliczone gminy - 24 (OSTRÓW LUBELSKI, Uścimów, Puchaczów, Cyców, Siedliszcze, Wierzbica, Rejowiec Fabryczny-wieś, Rejowiec, REJOWIEC FABRYCZNY, Chełm-wieś, CHEŁM - miasto powiatowe + powiat grodzki, Sawin, Ruda-Huta, Dorohusk, Kamień, Leśniowice, Żmudź, Dubienka, Białopole, Wojsławice, Uchanie, Trzeszczany, Grabowiec, Miączyn)
Start nieciekawy - już po paru kilometrach, gdy dojechałem do Ostrowa Lubelskiego zaczęło padać, w deszczu jechałem ok. 20km, ale po tym pogoda już przez cały dzień była stabilna - prawie bez wiatru i pod 20'C. Dziś zaliczam głównie powiat chełmski, w rejonie Rejowca Fabrycznego asfaltowa droga z mapy okazała się dość piaszczystą gruntówką, którą musiałem się kawałek przebijać. Z Rejowca ładny leśny kawałek na Chełm, gdzie odpoczywam na przyjemnym ryneczku, gdy byłem tutaj ostatni raz wszystko było rozkopane; tym razem centrum jest już elegancko odnowione. Następnie robię sporą pętlę dookoła miasta za gminami i kieruję się na południe, pod koniec dnia w rejonie Hrubieszowa już sporo górek, nocuję w lesie kawałek przed Miączynem.
Zdjęcia
Zaliczone gminy - 24 (OSTRÓW LUBELSKI, Uścimów, Puchaczów, Cyców, Siedliszcze, Wierzbica, Rejowiec Fabryczny-wieś, Rejowiec, REJOWIEC FABRYCZNY, Chełm-wieś, CHEŁM - miasto powiatowe + powiat grodzki, Sawin, Ruda-Huta, Dorohusk, Kamień, Leśniowice, Żmudź, Dubienka, Białopole, Wojsławice, Uchanie, Trzeszczany, Grabowiec, Miączyn)
Dane wycieczki:
DST: 221.10 km AVS: 22.79 km/h
ALT: 1023 m MAX: 44.30 km/h
Temp:17.0 'C
Poniedziałek, 29 kwietnia 2013Kategoria >100km, >200km, Rower szosowy, Wypad
Lubelskie - I dzień
Podczas ostatniego wypadu na Roztocze musiałem się wycofać nieco wcześniej niż planowałem, więc powrót w te rejony był kwestią czasu. Podobnie jak ostatnim razem - jadę koleją do Dęblina, stamtąd kieruję się na powiat lubartowski. Pogoda nieciekawa, pochmurno, zimno i odczuwalnie wieje z zachodu. Ale jazda idzie dość sprawnie, zaliczyłem nawet dodatkowo pałac w Kozłówce, który był w bliskiej okolicy mojej trasy; drogi w północnej części Lubelszczyzny jednak są zauważalnie lepsze niż na południu. Końcówka dnia już wyraźnie przyjemniejsza - sporo cieplej (18-19'C), wiatr osłabł, a i tereny ciekawsze, sporo lasów, ładny rejon Wieprza. W Łęcznej oglądam stadion Górnika, chyba jedynej w Polsce drużyny, która może się pochwalić hymnem śpiewanym przez znaną gwiazdę polskiej estrady; pewnie niewiele osób posądzało o taką działalność Krzysztofa Cugowskiego :)))
Zdjęcia
Zaliczone gminy - 17(Jeziorzany, Michów, Baranów, Abramów, Kamionka, Lubartów-wieś, Firlej, LUBARTÓW - miasto powiatowe, Niedźwiada, Ostrówek, Serniki, Niemce, Spiczyn, Wólka, Milejów, ŁĘCZNA - miasto powiatowe, Ludwin)
Podczas ostatniego wypadu na Roztocze musiałem się wycofać nieco wcześniej niż planowałem, więc powrót w te rejony był kwestią czasu. Podobnie jak ostatnim razem - jadę koleją do Dęblina, stamtąd kieruję się na powiat lubartowski. Pogoda nieciekawa, pochmurno, zimno i odczuwalnie wieje z zachodu. Ale jazda idzie dość sprawnie, zaliczyłem nawet dodatkowo pałac w Kozłówce, który był w bliskiej okolicy mojej trasy; drogi w północnej części Lubelszczyzny jednak są zauważalnie lepsze niż na południu. Końcówka dnia już wyraźnie przyjemniejsza - sporo cieplej (18-19'C), wiatr osłabł, a i tereny ciekawsze, sporo lasów, ładny rejon Wieprza. W Łęcznej oglądam stadion Górnika, chyba jedynej w Polsce drużyny, która może się pochwalić hymnem śpiewanym przez znaną gwiazdę polskiej estrady; pewnie niewiele osób posądzało o taką działalność Krzysztofa Cugowskiego :)))
Zdjęcia
Zaliczone gminy - 17(Jeziorzany, Michów, Baranów, Abramów, Kamionka, Lubartów-wieś, Firlej, LUBARTÓW - miasto powiatowe, Niedźwiada, Ostrówek, Serniki, Niemce, Spiczyn, Wólka, Milejów, ŁĘCZNA - miasto powiatowe, Ludwin)
Dane wycieczki:
DST: 211.30 km AVS: 22.28 km/h
ALT: 834 m MAX: 41.50 km/h
Temp:17.0 'C
Poniedziałek, 22 kwietnia 2013Kategoria >100km, >200km, >300km, Rower szosowy, Wypad
Roztocze - IV dzień
W wyniku poważnych problemów z bólem siedzenia i niekorzystnych prognoz odnośnie wiatru postanowiłem nieco skrócić wyjazd i już dziś wrócić do Lublina; niestety siodełko do wymiany, w zeszłym roku było na nim sporo lepiej, w tym nijak nie mogę z nim dojść do ładu, żeby nie wiem jak na głowie nie stawać - zawsze jest źle. Dojeżdżam więc do Tomaszowa Lubelskiego, skąd wjeżdżam na wygodną szosę lubelską i lecę z wiatrem na Lublin. Pierwszy odcinek do Zamościa bardzo fajny, mocno pagórkowaty, a i dalej podjazdów nie brakuje, choć już krótszych. W międzyczasie zastanawiam się czy nie pociągnąć dalej niż Lublin (wiatr wyraźnie pomaga) - np. do Dęblina. Po dojeździe pod Ryki (sporo góreczek na odcinku z Lublina do Kurowa) postanawiam dojechać aż do samej Warszawy rowerem. Ta końcówka już mi dała zdrowo w kość, a pod sam koniec trasy siedzenie bardzo przeszkadzało, co 1-2min trzeba było wstawać z siodła, wielka szkoda, bo strasznie psuje to przyjemność z jazdy. A dystans bardzo solidny, to chyba mój rekord z sakwami, a i średnia przyzwoita jak na jazdę z bagażem i tyle górek (choć tu oczywiście znacząco pomógł wiatr, wg. prognoz 4-5m/s, ale myślę że było jednak więcej)
Zdjęcia
Zaliczone gminy - 15 (Tomaszów Lubelski-wieś, TOMASZÓW LUBELSKI - miasto powiatowe, Tarnawatka, Krynice, Izbica, Krasnystaw-wieś, KRASNYSTAW - miasto powiatowe, Łopiennik Górny, Fajsławice, PIASKI, Mełgiew, ŚWIDNIK - miasto powiatowe, Garbów, Markuszów, Kurów)
W wyniku poważnych problemów z bólem siedzenia i niekorzystnych prognoz odnośnie wiatru postanowiłem nieco skrócić wyjazd i już dziś wrócić do Lublina; niestety siodełko do wymiany, w zeszłym roku było na nim sporo lepiej, w tym nijak nie mogę z nim dojść do ładu, żeby nie wiem jak na głowie nie stawać - zawsze jest źle. Dojeżdżam więc do Tomaszowa Lubelskiego, skąd wjeżdżam na wygodną szosę lubelską i lecę z wiatrem na Lublin. Pierwszy odcinek do Zamościa bardzo fajny, mocno pagórkowaty, a i dalej podjazdów nie brakuje, choć już krótszych. W międzyczasie zastanawiam się czy nie pociągnąć dalej niż Lublin (wiatr wyraźnie pomaga) - np. do Dęblina. Po dojeździe pod Ryki (sporo góreczek na odcinku z Lublina do Kurowa) postanawiam dojechać aż do samej Warszawy rowerem. Ta końcówka już mi dała zdrowo w kość, a pod sam koniec trasy siedzenie bardzo przeszkadzało, co 1-2min trzeba było wstawać z siodła, wielka szkoda, bo strasznie psuje to przyjemność z jazdy. A dystans bardzo solidny, to chyba mój rekord z sakwami, a i średnia przyzwoita jak na jazdę z bagażem i tyle górek (choć tu oczywiście znacząco pomógł wiatr, wg. prognoz 4-5m/s, ale myślę że było jednak więcej)
Zdjęcia
Zaliczone gminy - 15 (Tomaszów Lubelski-wieś, TOMASZÓW LUBELSKI - miasto powiatowe, Tarnawatka, Krynice, Izbica, Krasnystaw-wieś, KRASNYSTAW - miasto powiatowe, Łopiennik Górny, Fajsławice, PIASKI, Mełgiew, ŚWIDNIK - miasto powiatowe, Garbów, Markuszów, Kurów)
Dane wycieczki:
DST: 303.40 km AVS: 25.11 km/h
ALT: 1471 m MAX: 57.50 km/h
Temp:18.0 'C
Niedziela, 21 kwietnia 2013Kategoria >100km, >200km, Rower szosowy, Wypad
Roztocze - III dzień
Dziś czeka mnie najciekawszy odcinek - właściwe Roztocze. Od rana piękna, słoneczna pogoda, ale widać, że z wiatrem równie dobrze nie będzie, wieje z północnego wschodu i mocno wychładza. Za Tarnogrodem skręcam na północ i kieruję się w najciekawsze rejony Roztocza - rejon Józefowa i Zwierzyńca. Niestety jazda przez piękne leśne tereny jest mocno zepsuta przez po prostu fatalne drogi, nawet szosy wojewódzkie są nic nie warte, to dziura na dziurze i łata na łacie.
Taka krótka refleksja, z doświadczeń moich wypadów gminnych - póki co województwo lubelskie zdecydowanie prowadzi w niechlubnej statystyce najgorszych dróg w Polsce, odnośnie tych rejonów negatywny stereotyp "biednej, wschodniej ściany" niestety nie jest tylko stereotypem (jak np. w stosunku do Podlasia, gdzie drogi wcale nie są takie złe), poza najgłówniejszymi trasami drogi w tym rejonie to tragedia, standard ukraiński. Jadąc na rowerze szosowym bardzo to przeszkadza, ciągle trzeba uważać, omijać dziury, na zjazdach hamować itd.
Dalsza część jazdy to odbicie w stronę Zamościa, fajny kawałek przed Szczebrzeszynem, długi 100m podjazd, na którym mijałem jadącą w przeciwnym kierunku grupkę szosowców, następnie odcinek nad jeziorem Nielisz i długie okrążanie Zamościa od wschodu - tu wreszcie męczący mnie 3/4 dnia wiatr zaczął pomagać. W samym Zamościu, na wspaniałym rynku robię sobie dłuższy postój (trwał akurat jakiś koncert zespołu religijnego). Z Zamościa piękny, mocno pagórkowaty odcinek do Krasnobrodu, to jedna z nielicznych dobrych dróg na Lubelszczyźnie (dziury dopiero w końcówce). Ta trasa wywołała trochę wspomnień - w tym rejonie, jeszcze w liceum przejechałem swoją pierwszą samodzielną trasę z sakwami - z Zamościa do Suśca. Wtedy ten pagórkowaty odcinek przejechałem ledwo żywy, teraz po ponad 170km w nogach nie zrobił na mnie większego wrażenia ;). Za Krasnobrodem jeszcze dość ostry podjazd, aż 9% po straszliwych dziurach i ładny kawałek w stronę Tomaszowa przy zachodzącym słońcu, również nocleg elegancki, pod samym lasem.
Ślad niepełny, z urwanym początkiem
Zdjęcia
Zaliczone gminy - 20 (TARNOGRÓD, Obsza, Łukowa, JÓZEFÓW, Aleksandrów, Tereszpol, ZWIERZYNIEC, Radecznica, SZCZEBRZESZYN, Sułów, Nielisz, Stary Zamość, Skierbieszów, Sitno, Łabunie, Zamość-wieś, ZAMOŚĆ - miasto powiatowe + powiat grodzki, Adamów, KRASNOBRÓD, Susiec)
Dziś czeka mnie najciekawszy odcinek - właściwe Roztocze. Od rana piękna, słoneczna pogoda, ale widać, że z wiatrem równie dobrze nie będzie, wieje z północnego wschodu i mocno wychładza. Za Tarnogrodem skręcam na północ i kieruję się w najciekawsze rejony Roztocza - rejon Józefowa i Zwierzyńca. Niestety jazda przez piękne leśne tereny jest mocno zepsuta przez po prostu fatalne drogi, nawet szosy wojewódzkie są nic nie warte, to dziura na dziurze i łata na łacie.
Taka krótka refleksja, z doświadczeń moich wypadów gminnych - póki co województwo lubelskie zdecydowanie prowadzi w niechlubnej statystyce najgorszych dróg w Polsce, odnośnie tych rejonów negatywny stereotyp "biednej, wschodniej ściany" niestety nie jest tylko stereotypem (jak np. w stosunku do Podlasia, gdzie drogi wcale nie są takie złe), poza najgłówniejszymi trasami drogi w tym rejonie to tragedia, standard ukraiński. Jadąc na rowerze szosowym bardzo to przeszkadza, ciągle trzeba uważać, omijać dziury, na zjazdach hamować itd.
Dalsza część jazdy to odbicie w stronę Zamościa, fajny kawałek przed Szczebrzeszynem, długi 100m podjazd, na którym mijałem jadącą w przeciwnym kierunku grupkę szosowców, następnie odcinek nad jeziorem Nielisz i długie okrążanie Zamościa od wschodu - tu wreszcie męczący mnie 3/4 dnia wiatr zaczął pomagać. W samym Zamościu, na wspaniałym rynku robię sobie dłuższy postój (trwał akurat jakiś koncert zespołu religijnego). Z Zamościa piękny, mocno pagórkowaty odcinek do Krasnobrodu, to jedna z nielicznych dobrych dróg na Lubelszczyźnie (dziury dopiero w końcówce). Ta trasa wywołała trochę wspomnień - w tym rejonie, jeszcze w liceum przejechałem swoją pierwszą samodzielną trasę z sakwami - z Zamościa do Suśca. Wtedy ten pagórkowaty odcinek przejechałem ledwo żywy, teraz po ponad 170km w nogach nie zrobił na mnie większego wrażenia ;). Za Krasnobrodem jeszcze dość ostry podjazd, aż 9% po straszliwych dziurach i ładny kawałek w stronę Tomaszowa przy zachodzącym słońcu, również nocleg elegancki, pod samym lasem.
Ślad niepełny, z urwanym początkiem
Zdjęcia
Zaliczone gminy - 20 (TARNOGRÓD, Obsza, Łukowa, JÓZEFÓW, Aleksandrów, Tereszpol, ZWIERZYNIEC, Radecznica, SZCZEBRZESZYN, Sułów, Nielisz, Stary Zamość, Skierbieszów, Sitno, Łabunie, Zamość-wieś, ZAMOŚĆ - miasto powiatowe + powiat grodzki, Adamów, KRASNOBRÓD, Susiec)
Dane wycieczki:
DST: 214.90 km AVS: 21.45 km/h
ALT: 1345 m MAX: 51.70 km/h
Temp:16.0 'C