PRAGA
Warszawa - Skierniewice - Łódź - Ostrzeszów - Wrocław - Dzierżoniów - Przeł. Walimska (755m) - Lubawka - Przeł. Kowarska (727m) - Sosnówka - Przeł. Karkonoska (1198m) - Vrchlabi - Nova Paka - Dymokury - Praga
Wyjazd planowany od dłuższego czasu aczkolwiek zorganizowany na urwanie głowy, decyzję razem z Maratonką podjęliśmy błyskawicznie, by wykorzystać niezłą pogodę. Startuję na trasę już o 6 rano, jak często przy tego typu trasach - źle się wyspałem, zaledwie 3h. Początek to dobrze mi znany odcinek do Łodzi, od Skierniewic ciekawsza, bardziej pagórkowata jazda przez Garb Łódzki. W samej Łodzi rozczarowanie - specjalnie wjechałem głębiej w miasto, zaliczając odcinki po kostce, żeby się przejechać reprezentacyjną Piotrkowską - a tam totalny remont, cała ulica w proszku, wszystko rozryte, tylko straciłem na to sporo czasu. Za Łodzią staję na pierwszy postój, ze względu na korzystny (choć nie za silny) wiatr jedzie się przyzwoicie. Na odcinku do Warty trochę zaczyna mnie mulić, brak snu daje się we znaki - a to przecież dopiero 200km! Ale dość szybko odżyłem, dalej ciekawsze odcinki - sporo lasów przed Grabowem n.Prosną i górek przed Ostrzeszowem. Bardzo zaskoczyła mnie prognoza pogody, wg. GFS od mniej więcej 15 do 21 miało całkiem solidnie padać (a sprawdzałem prognozę tuż przed wyjazdem!), byłem więc przygotowany na 150-200km jazdy w deszczu, a tymczasem cały dzień było idealne słońce, takiej klasy wpadki to rzadko się spotyka. W Sycowie wjeżdżam na "ósemkę" - a tam miła niespodzianka, na tym kawałku oddano już do użytku S8, nie zastępując starej szosy, a nową prowadząc równolegle. Świetne rozwiązanie - bo stara droga to świetny asfalt, szerokie pobocze i niewielki ruch. W efekcie do Wrocławia docieram już o 21 (340km w 15h brutto) o 2-3h szybciej niż to zakładałem.
Tutaj dłuższy postój - bo Magda ze względu na pracę mogła ruszyć dopiero przed północą. Spotykamy się ok. 23.30 i rozpoczynamy jazdę w stronę Dzierżoniowa, najpierw przejazd przez Wrocław, a potem długi, dość nudny nocny odcinek do Łagiewnik. Tam skręcamy na szosę wojewódzką do Dzierżoniowa, dziurawy asfalt przeszkadza nocą, ale ruch minimalny; zaczynają się też pierwsze podjazdy. W Piechowicach robimy postój - i ruszamy na przeł. Walimską (755m), pierwszy poważniejszy podjazd wyjazdu. Góra wymagająca, długimi odcinkami trzyma koło 6-7%, a jazdę utrudnia kiepściutka nawierzchnia, m.in. długie odcinki kostki. Ale sprawnie meldujemy się na szczycie; zjazd już zupełnie do niczego, noc, rower szosowy i dziury to fatalne połączenie, raz mocno walnąłem w głęboką dziurę zalaną wodę, dobrze że nie zanotowałem wywrotki, czy nie rozwaliłem koła; Magda jadąca na góralu odsadziła mnie tu spory kawałek.
Ale po zjeździe już się zaczyna przejaśniać, przed świtem nieźle nas wytrzęsło, zaledwie koło 8'C, co ciekawe najzimniej było na dole, w dolinach z dużymi łąkami, u góry parę stopni cieplej. Dalsza trasa ładna, mocno pagórkowata, wielkich gór tu nie ma, ale małe podjazdy cały czas - 200m w górę, 200m w dół, tak wyglądała nasza jazda. Tereny niebrzydkie, sporo ciekawych małych miasteczek, z ładną poniemiecką zabudową, tylko asfalty niespecjalne, ale przeżyć się dało. Kończy ten odcinek długi podjazd pod drogę na Okraj, którą osiągamy na wysokości ok. 800m, kawałek powyżej przeł. Kowarskiej. Tutaj sporo się zastanawiamy czy pojechać krótszą i łatwiejszą drogą przez Okraj, czy też zaryzykować jednak o niebo trudniejszy wariant przez przeł. Karkonoską. Ale, że magia najcięższego podjazdu w Polsce kusiła zarówno Magdę (dla której ta trasa do był zupełny debiut na rowerze w większych górach) jak i mnie (na rowerze szosowym nigdy tu nie podjeżdżałem) - postanawiamy zaryzykować, groziło nam to nie zdążeniem na autobus powrotny z Pragi. Najpierw długi zjazd z przełęczy Kowarskiej, potem łatwiejsza, pierwsza część podjazdu pod Karkonoską (wariant przez Borowice), na niecałych 800m gdzie zaczyna się właściwa rzeźnia stajemy na postój.
Zaraz na starcie podjazdu czeka mnie ogromne rozczarowanie - mój już mocno zużyty napęd nie wytrzymuje obciążeń tak wielkiego nachylenia, dotąd na ściankach 10-12% nie było żadnych problemów, ale tutaj skacze cały czas, nie sposób jechać. Mniejsze nachylenia można jeszcze w ten sposób wjechać nadrabiając wysoką kadencją i "ciągnięciem" zatrzaskami; ale na takich ścianach jak Karkonoska - to już nie przejdzie, tu (szczególnie na szosowych przełożeniach) można jechać tylko bardzo siłowo, a tego zużyty napęd nie wytrzyma. Wściekły byłem cholernie, skopałem rower, który musiał nawalić akurat w takim momencie; gdybym wysiadł na dużym nachyleniu, mając już ponad 500km w nogach - to bym zrozumiał, ale przegrać w ten sposób, bez szansy walki - to totalne rozczarowanie. Ale nie było rady, musiałem drałować na szczyt na piechotę, w jakże wygodnych do chodzenia szosowych butach, rowerem dało się przejechać tylko ok. 1 z 4km, w środkowej części podjazdu, gdzie jest lżejsze nachylenie.
Natomiast Maratonka dzielnie walczyła z morderczą górą do samego końca i wjechała ją w całości, bez jakiegokolwiek podprowadzania; tak wyglądała walka na ostatnich metrach podjazdu:
<object height="450" width="100%"><param name="movie" value="http://www.youtube.com/v/5LPl9QM2prI"> </object>http://www.youtube.com/v/5LPl9QM2prI
Ta końcowa ściana jest zabójcza, na samym końcu na rowerzystę zmęczonego długim podjazdem czeka ok.22-23%, dlatego wielkie brawa dla Magdy, która zaczynając ten podjazd miała już przecież w nogach ok. 170km górskiej trasy!
W czasie podejścia prawdziwa kumulacja awarii, oprócz zużytego napędu zauważyłem też pęcherz na oponie, musiałem więc ją zmienić; ponadto długo bawiłem się też z synchronizacją czujnika prędkości do licznika. Po tym wszystkim - szybko ruszamy w dół, czeka nas bardzo długi zjazd do Vrchlabi, niestety pod mocny wiatr. Po czeskiej stronie cały czas wiało nam właśnie z południa, więc długi odcinek jechaliśmy pod wiatr. A jak wygląda jazda w Czechach wie każdy kto tam jeździł - tylko góra i dół, podjazdy mniejsze i większe były cały czas, dopiero za Dymokurami, nad samą Łabą się na dłużej wypłaściło. Ten cały odcinek od przełęczy dał nam mocno popalić - ogromny dystans i mnóstwo gór w nogach, ciągła walka ze snem, trasa też już o wiele mniej atrakcyjna, ciekawie było mniej więcej do Jicina - piękne zielone wzgórza, ładne miasteczka, dalej już niespecjalnie; znaleźć w takich chwilach motywację nie było łatwo. A musieliśmy lecieć cały czas, postoje ograniczając do zupełnego minimum. Ale nasza walka zakończyła się sukcesem, dojechaliśmy na dworzec w Pradze z zaledwie 20min zapasem; na choćby krótkie zwiedzanie miasta zabrakło więc nie tylko sił, ale i czasu. Ale oczywiście nie o zwiedzanie na tym wyjeździe nam chodziło - tylko o ostrą wyrypę, a taką ta trasa była bez wątpienia! :))
Podziękowania dla Magdy za wspólną trasę - i wielkie gratulacje, będąc po raz pierwszy na rowerze w górach dawała sobie radę jak prawdziwy wyjadacz, mimo wielu trudnych chwil, takiej ilości ciężkich podjazdów, notorycznej walki ze snem - nie wymiękła ani razu i dała radę dojechać do samej Pragi. Posiada najważniejszą cechę predestynującą do długich dystansów - czyli wytrzymałość, mimo tak dużego zmęczenia, dała radę przejechać ostatnie 100km z może 2 paruminutowymi postojami; szczery podziw! Z taką formą - jak najbardziej można myśleć o starcie w BBTour, na którym limit czasowy jest w Twoim zasięgu ;))
Zdjęcia z wyjazdu
Zaliczone gminy - 22(Brzeziny, Kraszewice, GRABÓW NAD PROSNĄ, OSTRZESZÓW - miasto powiatowe, Kobyla Góra, SYCÓW, Oleśnica-wieś, OLEŚNICA - miasto powiatowe, Długołęka, Kobierzyce, Jordanów Śląski, Łagiewniki, Dzierżoniów-wieś, DZIERŻONIÓW - miasto powiatowe, PIESZYCE, Walim, JEDLINA-ZDRÓJ, GŁUSZYCA, MIEROSZÓW, LUBAWKA, Kamienna Góra-wieś, Mysłakowice)
Komentarze
Warszawa - Skierniewice - Łódź - Ostrzeszów - Wrocław - Dzierżoniów - Przeł. Walimska (755m) - Lubawka - Przeł. Kowarska (727m) - Sosnówka - Przeł. Karkonoska (1198m) - Vrchlabi - Nova Paka - Dymokury - Praga
Wyjazd planowany od dłuższego czasu aczkolwiek zorganizowany na urwanie głowy, decyzję razem z Maratonką podjęliśmy błyskawicznie, by wykorzystać niezłą pogodę. Startuję na trasę już o 6 rano, jak często przy tego typu trasach - źle się wyspałem, zaledwie 3h. Początek to dobrze mi znany odcinek do Łodzi, od Skierniewic ciekawsza, bardziej pagórkowata jazda przez Garb Łódzki. W samej Łodzi rozczarowanie - specjalnie wjechałem głębiej w miasto, zaliczając odcinki po kostce, żeby się przejechać reprezentacyjną Piotrkowską - a tam totalny remont, cała ulica w proszku, wszystko rozryte, tylko straciłem na to sporo czasu. Za Łodzią staję na pierwszy postój, ze względu na korzystny (choć nie za silny) wiatr jedzie się przyzwoicie. Na odcinku do Warty trochę zaczyna mnie mulić, brak snu daje się we znaki - a to przecież dopiero 200km! Ale dość szybko odżyłem, dalej ciekawsze odcinki - sporo lasów przed Grabowem n.Prosną i górek przed Ostrzeszowem. Bardzo zaskoczyła mnie prognoza pogody, wg. GFS od mniej więcej 15 do 21 miało całkiem solidnie padać (a sprawdzałem prognozę tuż przed wyjazdem!), byłem więc przygotowany na 150-200km jazdy w deszczu, a tymczasem cały dzień było idealne słońce, takiej klasy wpadki to rzadko się spotyka. W Sycowie wjeżdżam na "ósemkę" - a tam miła niespodzianka, na tym kawałku oddano już do użytku S8, nie zastępując starej szosy, a nową prowadząc równolegle. Świetne rozwiązanie - bo stara droga to świetny asfalt, szerokie pobocze i niewielki ruch. W efekcie do Wrocławia docieram już o 21 (340km w 15h brutto) o 2-3h szybciej niż to zakładałem.
Tutaj dłuższy postój - bo Magda ze względu na pracę mogła ruszyć dopiero przed północą. Spotykamy się ok. 23.30 i rozpoczynamy jazdę w stronę Dzierżoniowa, najpierw przejazd przez Wrocław, a potem długi, dość nudny nocny odcinek do Łagiewnik. Tam skręcamy na szosę wojewódzką do Dzierżoniowa, dziurawy asfalt przeszkadza nocą, ale ruch minimalny; zaczynają się też pierwsze podjazdy. W Piechowicach robimy postój - i ruszamy na przeł. Walimską (755m), pierwszy poważniejszy podjazd wyjazdu. Góra wymagająca, długimi odcinkami trzyma koło 6-7%, a jazdę utrudnia kiepściutka nawierzchnia, m.in. długie odcinki kostki. Ale sprawnie meldujemy się na szczycie; zjazd już zupełnie do niczego, noc, rower szosowy i dziury to fatalne połączenie, raz mocno walnąłem w głęboką dziurę zalaną wodę, dobrze że nie zanotowałem wywrotki, czy nie rozwaliłem koła; Magda jadąca na góralu odsadziła mnie tu spory kawałek.
Ale po zjeździe już się zaczyna przejaśniać, przed świtem nieźle nas wytrzęsło, zaledwie koło 8'C, co ciekawe najzimniej było na dole, w dolinach z dużymi łąkami, u góry parę stopni cieplej. Dalsza trasa ładna, mocno pagórkowata, wielkich gór tu nie ma, ale małe podjazdy cały czas - 200m w górę, 200m w dół, tak wyglądała nasza jazda. Tereny niebrzydkie, sporo ciekawych małych miasteczek, z ładną poniemiecką zabudową, tylko asfalty niespecjalne, ale przeżyć się dało. Kończy ten odcinek długi podjazd pod drogę na Okraj, którą osiągamy na wysokości ok. 800m, kawałek powyżej przeł. Kowarskiej. Tutaj sporo się zastanawiamy czy pojechać krótszą i łatwiejszą drogą przez Okraj, czy też zaryzykować jednak o niebo trudniejszy wariant przez przeł. Karkonoską. Ale, że magia najcięższego podjazdu w Polsce kusiła zarówno Magdę (dla której ta trasa do był zupełny debiut na rowerze w większych górach) jak i mnie (na rowerze szosowym nigdy tu nie podjeżdżałem) - postanawiamy zaryzykować, groziło nam to nie zdążeniem na autobus powrotny z Pragi. Najpierw długi zjazd z przełęczy Kowarskiej, potem łatwiejsza, pierwsza część podjazdu pod Karkonoską (wariant przez Borowice), na niecałych 800m gdzie zaczyna się właściwa rzeźnia stajemy na postój.
Zaraz na starcie podjazdu czeka mnie ogromne rozczarowanie - mój już mocno zużyty napęd nie wytrzymuje obciążeń tak wielkiego nachylenia, dotąd na ściankach 10-12% nie było żadnych problemów, ale tutaj skacze cały czas, nie sposób jechać. Mniejsze nachylenia można jeszcze w ten sposób wjechać nadrabiając wysoką kadencją i "ciągnięciem" zatrzaskami; ale na takich ścianach jak Karkonoska - to już nie przejdzie, tu (szczególnie na szosowych przełożeniach) można jechać tylko bardzo siłowo, a tego zużyty napęd nie wytrzyma. Wściekły byłem cholernie, skopałem rower, który musiał nawalić akurat w takim momencie; gdybym wysiadł na dużym nachyleniu, mając już ponad 500km w nogach - to bym zrozumiał, ale przegrać w ten sposób, bez szansy walki - to totalne rozczarowanie. Ale nie było rady, musiałem drałować na szczyt na piechotę, w jakże wygodnych do chodzenia szosowych butach, rowerem dało się przejechać tylko ok. 1 z 4km, w środkowej części podjazdu, gdzie jest lżejsze nachylenie.
Natomiast Maratonka dzielnie walczyła z morderczą górą do samego końca i wjechała ją w całości, bez jakiegokolwiek podprowadzania; tak wyglądała walka na ostatnich metrach podjazdu:
<object height="450" width="100%"><param name="movie" value="http://www.youtube.com/v/5LPl9QM2prI"> </object>http://www.youtube.com/v/5LPl9QM2prI
Ta końcowa ściana jest zabójcza, na samym końcu na rowerzystę zmęczonego długim podjazdem czeka ok.22-23%, dlatego wielkie brawa dla Magdy, która zaczynając ten podjazd miała już przecież w nogach ok. 170km górskiej trasy!
W czasie podejścia prawdziwa kumulacja awarii, oprócz zużytego napędu zauważyłem też pęcherz na oponie, musiałem więc ją zmienić; ponadto długo bawiłem się też z synchronizacją czujnika prędkości do licznika. Po tym wszystkim - szybko ruszamy w dół, czeka nas bardzo długi zjazd do Vrchlabi, niestety pod mocny wiatr. Po czeskiej stronie cały czas wiało nam właśnie z południa, więc długi odcinek jechaliśmy pod wiatr. A jak wygląda jazda w Czechach wie każdy kto tam jeździł - tylko góra i dół, podjazdy mniejsze i większe były cały czas, dopiero za Dymokurami, nad samą Łabą się na dłużej wypłaściło. Ten cały odcinek od przełęczy dał nam mocno popalić - ogromny dystans i mnóstwo gór w nogach, ciągła walka ze snem, trasa też już o wiele mniej atrakcyjna, ciekawie było mniej więcej do Jicina - piękne zielone wzgórza, ładne miasteczka, dalej już niespecjalnie; znaleźć w takich chwilach motywację nie było łatwo. A musieliśmy lecieć cały czas, postoje ograniczając do zupełnego minimum. Ale nasza walka zakończyła się sukcesem, dojechaliśmy na dworzec w Pradze z zaledwie 20min zapasem; na choćby krótkie zwiedzanie miasta zabrakło więc nie tylko sił, ale i czasu. Ale oczywiście nie o zwiedzanie na tym wyjeździe nam chodziło - tylko o ostrą wyrypę, a taką ta trasa była bez wątpienia! :))
Podziękowania dla Magdy za wspólną trasę - i wielkie gratulacje, będąc po raz pierwszy na rowerze w górach dawała sobie radę jak prawdziwy wyjadacz, mimo wielu trudnych chwil, takiej ilości ciężkich podjazdów, notorycznej walki ze snem - nie wymiękła ani razu i dała radę dojechać do samej Pragi. Posiada najważniejszą cechę predestynującą do długich dystansów - czyli wytrzymałość, mimo tak dużego zmęczenia, dała radę przejechać ostatnie 100km z może 2 paruminutowymi postojami; szczery podziw! Z taką formą - jak najbardziej można myśleć o starcie w BBTour, na którym limit czasowy jest w Twoim zasięgu ;))
Zdjęcia z wyjazdu
Zaliczone gminy - 22(Brzeziny, Kraszewice, GRABÓW NAD PROSNĄ, OSTRZESZÓW - miasto powiatowe, Kobyla Góra, SYCÓW, Oleśnica-wieś, OLEŚNICA - miasto powiatowe, Długołęka, Kobierzyce, Jordanów Śląski, Łagiewniki, Dzierżoniów-wieś, DZIERŻONIÓW - miasto powiatowe, PIESZYCE, Walim, JEDLINA-ZDRÓJ, GŁUSZYCA, MIEROSZÓW, LUBAWKA, Kamienna Góra-wieś, Mysłakowice)
Dane wycieczki:
DST: 675.50 km AVS: 23.55 km/h
ALT: 4430 m MAX: 66.20 km/h
Temp:20.0 'C
Komentarze
Niezły dystans. Ja po swoich 350 km z zeszłego roku, gdy po kilku dniach odpoczynku wsiadłem na rower, zsiadłem z niego szybciej niż wsiadałem. Co było dziwne bo prawdę mówiąc chodząc nie czułem żadnego bólu.
donremigio - 20:02 niedziela, 23 czerwca 2013 | linkuj
Też nie mój styl ale wielkie gratulacje. Szkoda że na Pragę nie starczyło więcej czasu. Ile to wyszło godz samej jazdy?
daniel3ttt - 15:10 wtorek, 14 maja 2013 | linkuj
Graty pierwsze na co popatrzyłem to czas w jaki pokonałeś :D
endriunh - 15:13 niedziela, 12 maja 2013 | linkuj
Pięknie :) Nie w moim stylu ale aż się chce próbować pobić ten wynik (dla mnie nie wykonalne).
trobal - 14:58 niedziela, 12 maja 2013 | linkuj
Ty to potrafisz zmobilizować do wyjścia na rower ;) Gratulacje dla Was obojga.
putek - 07:30 niedziela, 12 maja 2013 | linkuj
Gratulacje!
Z tymi drzewami ze zdjęć to barbarzyństwo - są oddalone od drogi, a do tego oddzielone od niej rowem! Kretyn, który podjął decyzję o ich wycięciu powinien ponieść konsekwencje. michuss - 21:14 sobota, 11 maja 2013 | linkuj
Z tymi drzewami ze zdjęć to barbarzyństwo - są oddalone od drogi, a do tego oddzielone od niej rowem! Kretyn, który podjął decyzję o ich wycięciu powinien ponieść konsekwencje. michuss - 21:14 sobota, 11 maja 2013 | linkuj
Spore różnice do Książkiewicza, chyba musisz opracować własną, alternatywną bazę podjazdów. ;)
mors - 20:44 sobota, 11 maja 2013 | linkuj
Wilk: tchnąłeś we mnie nadzieję, że machnę Karkonoską na mono. :)
Nie wiem, czy całą, ale co najmniej 80% długości. Tym ciekawsze to będzie wyzwanie - na granicy wykonalności. :)
A ta Malaga to techniczny nokaut. ;]
Powiedz jeszcze, gdzie to zmierzyłeś?
https://picasaweb.google.com/112049258709272112752/Rozne?authkey=Gv1sRgCIjXw7vKkeruHw#slideshow/5615925311690452754
To też Karkonoska?
Ponoć ul. Szkolna (koło Hotelu Gołębiewski) w Karpaczu ma w porywach 30%, ale zupełnie nie ma sławy, w przeciwieństwie do 15% Orlinka...
PS. tydzień temu machnąłem Morskie Oko na mono. :)) mors - 19:38 sobota, 11 maja 2013 | linkuj
Nie wiem, czy całą, ale co najmniej 80% długości. Tym ciekawsze to będzie wyzwanie - na granicy wykonalności. :)
A ta Malaga to techniczny nokaut. ;]
Powiedz jeszcze, gdzie to zmierzyłeś?
https://picasaweb.google.com/112049258709272112752/Rozne?authkey=Gv1sRgCIjXw7vKkeruHw#slideshow/5615925311690452754
To też Karkonoska?
Ponoć ul. Szkolna (koło Hotelu Gołębiewski) w Karpaczu ma w porywach 30%, ale zupełnie nie ma sławy, w przeciwieństwie do 15% Orlinka...
PS. tydzień temu machnąłem Morskie Oko na mono. :)) mors - 19:38 sobota, 11 maja 2013 | linkuj
Piękna trasa: długo, ambitnie i górsko. Szkoda podjazdu, musisz zaliczyć kolejnym razem ;) Oczywiście kudos Maratonka (oczywiście, że BBTour jest w Twoim zasięgu!!!)
btw - mnie też prognoza pogody oszukała z dniem dzisiejszym, byłem mentalnie przygotowany na jazdę w deszczu, a dzięki suchemu mogłem pojeździć na 20tkach% z sakwami w mojej okolicy ;)
Pozdrowienia!!! WuJekG - 19:12 sobota, 11 maja 2013 | linkuj
btw - mnie też prognoza pogody oszukała z dniem dzisiejszym, byłem mentalnie przygotowany na jazdę w deszczu, a dzięki suchemu mogłem pojeździć na 20tkach% z sakwami w mojej okolicy ;)
Pozdrowienia!!! WuJekG - 19:12 sobota, 11 maja 2013 | linkuj
Dziękuję Ci za tak miłe słowa, które optymistycznie nastawiają do kolejnych podbojów. Opisałeś trasę bardzo dokładnie, u mnie w relacji mniej konkretów, więcej pierdół.
I dzięki za zgarnięcie mnie z Wrocławia- mimo przysypiania na rowerze to była mocno doświadczająca podróż.
Mój wyczyn to pikuś w porównaniu z Twoim!
Szkoda, że z tymi biletami nie wyszło tak jak mieliśmy to zaplanowane, ale... Nauczka na przyszłość, żeby kontrolować ilość miejsc. Równie dobrze mogłoby nie być również do Wrocławia i wtedy by dopiero była heca! Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło.
Ps. Trek to nie góral! :) maratonka - 23:21 piątek, 10 maja 2013 | linkuj
I dzięki za zgarnięcie mnie z Wrocławia- mimo przysypiania na rowerze to była mocno doświadczająca podróż.
Mój wyczyn to pikuś w porównaniu z Twoim!
Szkoda, że z tymi biletami nie wyszło tak jak mieliśmy to zaplanowane, ale... Nauczka na przyszłość, żeby kontrolować ilość miejsc. Równie dobrze mogłoby nie być również do Wrocławia i wtedy by dopiero była heca! Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło.
Ps. Trek to nie góral! :) maratonka - 23:21 piątek, 10 maja 2013 | linkuj
Cóż powiedzieć, gdy brak słów. ;)
O ile Twoja, Wilku, renoma jest dawno ugruntowana (jakkolwiek osiągnięcia nie przestają zadziwiać), to skupić nam się trzeba na Maratonce. ;)
Kilkukrotnie podpuszczałem Ją na akcje typu BBT czy Uphill na Śnieżkę i cieszę się że - jak widać zasadnie, i że też Ją tam widzisz. :)
Bądź Jej mentorem i promotorem! ;)
PS. w "literaturze przedmiotu" podaje się zazwyczaj nachylenie Karkonoskiej jako 27 a nawet 30%.
Twe wskazania to chyba efekt trawersowania zakosami albo błąd pomiaru (duży). mors - 22:23 piątek, 10 maja 2013 | linkuj
O ile Twoja, Wilku, renoma jest dawno ugruntowana (jakkolwiek osiągnięcia nie przestają zadziwiać), to skupić nam się trzeba na Maratonce. ;)
Kilkukrotnie podpuszczałem Ją na akcje typu BBT czy Uphill na Śnieżkę i cieszę się że - jak widać zasadnie, i że też Ją tam widzisz. :)
Bądź Jej mentorem i promotorem! ;)
PS. w "literaturze przedmiotu" podaje się zazwyczaj nachylenie Karkonoskiej jako 27 a nawet 30%.
Twe wskazania to chyba efekt trawersowania zakosami albo błąd pomiaru (duży). mors - 22:23 piątek, 10 maja 2013 | linkuj
Moje również wielkie uznanie za wspaniały wyjazd i dla koleżanki za wytrwałość.
rafi1368 - 21:32 piątek, 10 maja 2013 | linkuj
Praga, moje marzenie. Planowałem Karkonosze i wypad do Pragi na tegoroczny urlop, ale chyba się to rozbije o rzeczywistość, więc powstaje plan alternatywny.
U Magdy na zdjęciach widać rząd podcieniowych szeregowców. To chyba słynne "Dwunastu Apostołów" w Chełmsku Śląskim? romulus83 - 21:18 piątek, 10 maja 2013 | linkuj
U Magdy na zdjęciach widać rząd podcieniowych szeregowców. To chyba słynne "Dwunastu Apostołów" w Chełmsku Śląskim? romulus83 - 21:18 piątek, 10 maja 2013 | linkuj
Wilk jak to Wilk, pojechał swoje :) Ale Maratonka to odkrycie roku :)
lukasz78 - 20:29 piątek, 10 maja 2013 | linkuj
Z moim doświadczeniem może to nie wiele znaczy, ale szacun i gratki duże
pozdrower arturbike - 19:55 piątek, 10 maja 2013 | linkuj
pozdrower arturbike - 19:55 piątek, 10 maja 2013 | linkuj
Dystans to jedno a te wszystkie przełęcze to drugie.Doskonale wszystkie je znam, łącznie z Karkonoską, wiem więc ile kosztuje zdobycie każdej z nich.Twoje dokonania obserwuję od dawna i nie śmiałem nawet pisać komentarzy, skoro jednak przejechaliście przez moje tereny to się ośmielę napisać.Wielki szacunek dla Ciebie i Maratonki za tę trasę.Daliście oboje czadu.
pioter50 - 14:33 piątek, 10 maja 2013 | linkuj
Dla mnie 600km to kompletna abstrakcja. Nie mogę wyjść z podziwu. Bardzo niewielu będzie w stanie podjąć rzuconą przez Ciebie rękawicę i spróbować pobić dystans.
Szacunek. limit - 12:47 piątek, 10 maja 2013 | linkuj
Szacunek. limit - 12:47 piątek, 10 maja 2013 | linkuj
Gratulacje dla Was.
dystans miażdży.
co to jest za bagażnik na Twoim rowerze? James77 - 12:22 piątek, 10 maja 2013 | linkuj
dystans miażdży.
co to jest za bagażnik na Twoim rowerze? James77 - 12:22 piątek, 10 maja 2013 | linkuj
Hehe, klikając na tę wycieczkę byłem pewien, że to relacja wycieczki po warszawskiej Pradze :D
bestiaheniu - 08:24 piątek, 10 maja 2013 | linkuj
Gratuluacje ! Ty to Masz żelazny tyłek i mocarne łydy! Taki dystans, i to jeszcze z górami na deser...Pozdrawiam!
TomliDzons - 07:50 piątek, 10 maja 2013 | linkuj
Długodystansowe wycieczki w Twoim wykonaniu jak zawsze robią ogromne wrażenie i są naprawdę niezłe pod względem przebiegu trasy. A co do chłodniejszych dolin to jest to dość charakterystyczne zjawisko dla obszarów górskich, gdzie nagrzane w dzień stoki szybciej się ochładzają co powoduje spływ zimnego powietrza w dół stoku (wiatr górski - w dzień wiatr dolinny) powodując inwersję temperatury, czyli na dole jest chłodniej niż w wyższych partiach gór.
montana21 - 06:59 piątek, 10 maja 2013 | linkuj
Wilku kolejny raz pozamiatałeś konkurencję pod "dywan". Gratuluję dystansu i przede wszystkim ilości przewyższeń na tak morderczej trasie. Najszczersze brawa również dla Maratonki. Myślę, że bardzo niewielu facetów na BS-ie dałoby radę zrobić takie ponad 300 km w górach a ona jeszcze miała siłę uśmiechać się do zdjęć ;-). Ma dziewczyna depnięcie.
Pozdr. stamper - 23:16 czwartek, 9 maja 2013 | linkuj
Pozdr. stamper - 23:16 czwartek, 9 maja 2013 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!