wilk
Warszawa
avatar

Informacje

  • Wszystkie kilometry: 307720.00 km
  • Km w terenie: 837.00 km (0.27%)
  • Czas na rowerze: 560d 11h 19m
  • Prędkość średnia: 22.76 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Zaprzyjaźnione strony

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy wilk.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Sobota, 6 lipca 2013Kategoria >100km, >200km, >300km, Rower szosowy, Wycieczka, >500km, Ultramaraton
Mazurski Brevet 600km

Świękity - Lidzbark Warmiński - Reszel - Kętrzyn - Sztynort - Węgorzewo - Gołdap - Sejny - Suwałki - Olecko - Wydminy - Mrągowo - Jeziorany - Dobre Miasto - Świękity

Decyzję o starcie w brevecie 600km podjąłem dość krótko przed imprezą, pogoda zapowiadała się przyzwoita, a taki dystans to mocne przetarcie się przed bardzo wymagającym MRDP. Na imprezę jadę wspólnie z Krzyśkiem, który chciał się spróbować na tak długim dystansie, dotąd jego rekordowy dystans nie przekraczał 300km - więc duże brawa za odwagę!

Wstajemy o 6 rano, po raz któryś przed tego typu imprezą nie udało mi się wyspać, spałem w sumie ok.2h; ale w przypadku trasy wymagającej jednej nocy to jeszcze nie tragedia. Krótkie przygotowania sprzętu i wszyscy ruszają szutrówką spod bazy maratonu w Swiękitach (na pięknej działce Roberta Janika) do szosy. Tam jest start honorowy - cały duży peleton jedzie w asyście wozu strażackiego. Start ostry jest po ok. 10km w Lubominie - stąd już ruszamy podzieleni na grupy startowe, by jechać zgodnie z przepisami, kolumnami nie przekraczającymi 15 osób. Startuję w pierwszej grupie, z początku spokojne tempo, poszczególne grupki się przetasowały, ale gdy uformowała się mocniejsza pierwsza grupa tempo od razu mocno skoczyło. Na tym kawałku dał się we znaki długi zjazd po nierównej kostce, wibracje były takie, że na tym odcinku poluzował mi się koszyk obciążony litrowym bidonem. Ale że nie chciałem tracić kontaktu z pierwszą grupą nie było czasu na jego dokręcenie, wylałem więc część picia by aż tak nie latał ;))

Szybko się okazuje, że kiepskie drogi to będzie niezłe wyzwanie na tym brevecie, co rusz trafiają się jakieś dziury, mniejsze i większe. Ale sama trasa bardzo przyjemna - dużo zieleni, ładne krajobrazy, charakterystyczne dla Mazur szpalery drzew na drogach itd. Ale na podziwianie widoczków nie ma za wiele czasu, wkrótce całą moją uwagę koncentruję na utrzymaniu się w grupie, która zasuwała bardzo mocno, na odcinku ok. 30km pagórkowatej trasy zmierzyłem średnią aż 36km/h (mój GPS ma bardzo fajną funkcję okrążeń, które na wydzielonym odcinku liczą wszystkie parametry). Z kilometra na kilometr jazda z taką prędkością kosztowała mnie coraz więcej sił, więc wkrótce uznaję, że nie ma sensu się tak żyłować, bo zapłacę za to na dalszej trasie, a do końca jeszcze ponad 500km - więc na 70km zaczynam już jechać samotnie, wreszcie mogłem też dokręcić koszyk od bidonu ;)). Już spokojniejszym tempem przejeżdżam przez niebrzydki Reszel i wkrótce docieram na pierwszy punkt kontrolny w Kętrzynie. Na brevetach punkty kontrolne to nie to samo co punkty żywnościowe; wyglądają w ten sposób, że nie ma tam obsługi, a zlokalizowane są na całodobowych stacjach benzynowych, na których trzeba podstemplować kartę.

Kawałek za Ketrzynem trasa prowadzi drogą w przebudowie, jest tu ruch wahadłowy, ale ruch jest na tyle mały, że rowerem można bez problemów jechać na czerwonym świetle, w razie gdy coś jedzie z naprzeciwka trzeba ustąpić pierwszeństwa zjeżdżając z jedno-pasowej drogi. Po tym odcinku wjeżdżam w prawdziwe serce Mazur - czyli rejon Wielkich Jezior, trasa prowadzi przez Sztynort i przecina jeziora pięknym przesmykiem pomiędzy jeziorami Kisajno i Dargin, jachty przepływają tu pod mostem. Kawałeczek dalej nad samym jeziorem jest zlokalizowany pierwszy punkt żywnościowy, uzupełniłem tu wodę, zjadłem banana i baton i ruszyłem dalej, by nie tracić czasu na odpoczynki. Za Węgorzewem były objazdy, bo główna droga na Gołdap jest w totalnym remoncie, bez asfaltu. Ja przejechałem ten odcinek sprawnie bez błądzenia, ale pierwsza grupa (mimo posiadania GPS) nadrobiła tutaj 10km. Do szosy na Gołdap docieram 2km przed Baniami Mazurskimi, ten odcinek do niczego, zupełnie rozryty, bez asfaltu, ale tyle to można się przemęczyć. W samych Baniach kostka, którą zapamiętałem ze swojego wypadu z sakwami w ten rejon parę lat temu. Dalszy odcinek w stronę Gołdapi to już przyzwoita droga, kostka jest jeszcze w Boćwince. Trochę na tym odcinku przeszkadzał wiatr (solidnie wieje z północnego zachodu), przed samą Gołdapią są większe podjazdy, na ponad 200m, z charakterystycznymi wiatrakami przy drodze. Na punkcie kontrolnym spotykam Marcina Nalazka, który dłużej utrzymał się w pierwszej grupie, ale jazdę bardzo mocnym tempem okupił kontuzją kolana i teraz musiał zmniejszyć tempo. Ruszamy więc dalej wspólnie - odcinek do Sejn kapitalny, tutaj wiatr zaczął coraz bardziej pomagać. Górek sporo, liczyłem się z tym że Mazury nie są płaskie, ale taka ilość podjazdów mnie trochę zaskoczyła, na 300km do Sejn wyszło niemal 2000m w pionie. Przejeżdżamy przez trójstyk granic Polski, Rosji i Litwy, tutaj droga odbija trochę na południe i wiatr mamy równo w plecy, więc jedzie się świetnie; największe górki są w rejonie Rutki-Tartak, długi 100m zjazd, ostry 8% podjazd; ale jedzie się przyjemnie. Do Sejn docieramy w dobrej formie, tutaj jest duży punt żywieniowy (i jednocześnie kontrolny), na którym można zjeść ciepły posiłek.

Ale zabawiłem tu tylko 20min, dalej ruszamy w 4os z Wojtkiem, Piotrkiem i Grześkiem, którzy też zrezygnowali z jazdy w pierwszej grupie. Jechało nam się bardzo sprawnie, z regularnymi zmianami, bez zbędnego szarpania, ale solidnym tempem, średnią na 100km mieliśmy koło 30km/h. A trasa przyjemna, za Sejnami długi odcinek lasami, przed Suwałkami piękne widoki na zachodzące słońce. Ten odcinek wreszcie bardziej płaski od wcześniejszych, do tego dobre drogi bez dziur - tak więc na nocną jazdę w sam raz. Sprawnie docieramy na punkt w Olecku, tam krótki popas na stacji benzynowej, całodobowe stacje to bardzo fajna sprawa przy nocnej jeździe, można się ogrzać (nocą było koło 12'C), wypić herbatę, zjeść coś ciepłego itd. Ze stacji mamy ok. 40km na punkt żywnościowy w Rydzewie. Harcerze, którzy mieli obóz tuż obok z własnej inicjatywy pożyczyli obsłudze specjalne lampy, można było skorzystać z ich toalety itd. Kawałek za Rydzewem przejazd piękną drogą do Mikołajek wzdłuż jeziora Jagodnego (niestety jeszcze nocą), ale dalej kończy się ta sielanka - zaczynają się dziury i wracają spore górki. Kawałek przed Mrągowem z naszej grupy odpada Piotrek Osmanowski, którego z dalszej jazdy wyeliminowała poważna kontuzja Achillesa, jak się później okazało wrócił na metę do Świękitek najkrótszą drogą, bardzo się męcząc, jadąc często tempem poniżej 10km/h. My w trójkę już w świetle dziennym dojeżdżamy do Mrągowa, po dłuższym odpoczynku na ciepłej stacji, już mocno zmęczeni ruszamy na ostatni odcinek. A tutaj górki są cały czas, dalej sporo dziur, nawet piękne krajobrazy przy drodze i wiele mijanych jezior już tak nie cieszą, marzę już tylko o mecie i momencie gdy wreszcie będę mógł się wyspać ;)). Kawałek za Jezioranami widowiskowa serpentynka, kilka km przed Dobrym Mieście pęka mi linka przerzutki, jej wymiana i regulacja przerzutki trochę trwała, więc Wojtek i Grzesiek pojechali dalej sami, ja dokończyłem regulacji, widzieliśmy się jeszcze na punkcie w Dobrym Mieście, gdy wyjeżdżali ze stacji benzynowej.

Ostanie 35km z Dobrego Miasta - to droga zaprojektowana chyba przez sadystę - niekończące się górki, w sam raz dla ludzi mających już 600km w nogach ;)). Ale nie było rady, klnąc już mocno na drogę odliczałem kilometry do mety, wolno turlając się przez kolejne wzniesienia. Odżyłem dopiero w Miłakowie i już szybszym tempem przejechałem końcówkę, z szutrowym finiszem w Świękitach ;). Czas udało mi się wykręcić przyzwoity, próbowałem się zmieścić na 600km w 24h, ale przy takiej trasie (dużo gór i dziur) było to nierealne, w 24h przejechałem koło 575-580km, co de facto jest wynikiem lepszym niż mój rekord z BBTour (605km), bo tam asfalt jest idealny, a trasa sporo łatwiejsza. Sprawnie poszło z postojami, straciłem na nie tylko koło 3h co na tym dystansie jest przyzwoitym wynikiem, za Sejnami trafiłem do bardzo sprawnie jadącej grupki, co niewątpliwie znacząco przyspieszyło jazdę. Trochę po 20 na metę dociera Krzysiek - wielkie brawa, twardo jechał do samego końca, na pierwszej swojej tak długiej trasie nie wymiękł, mimo tego że była bardzo wymagająca i nieźle wysysająca siły (górki i dziury), a do tego był jednym z nielicznych jadących na góralu i to z oponami 2.0 - to pokazuje najlepiej, że nie sprzęt się liczy, a człowiek i jego motywacja; a wjeżdżając na metę po tak długiej trasie ma się ogromną satysfakcję.


Impreza bardzo udana, zadowolony jestem, że zdecydowałem się tu przyjechać, spotyka się tu wielu znanych z wcześniejszych imprez ludzi, ludzi zarażonych podobną pasją, ludzi pozytywnie zakręconych - zarówno młodych jak i sporo starszych, atmosfera kapitalna. Sporo osób narzekało na trasę, ale oceniając sprawę obiektywnie - była to dobra trasa, na Mazurach można ją było puścić albo głównymi drogami zyskując na jakości dróg, ale tracąc na walorach krajobrazowych; albo puścić trasę tak jak była wytyczona - głównie bocznymi drogami, a te na Mazurach po prostu są dziurawe, to rejon Polski z bardzo kiepskimi drogami, jeżdżąc sporo po Polsce gorsze widziałem tylko na Lubelszczyźnie. W końcu jazda na rowerze - to nie tylko równiutki asfalt, czasem trzeba się trochę pomęczyć, pod koniec trasy każdego już to wkurza; niemniej po dojechaniu do mety i złapaniu trochę snu można na sprawę spojrzeć bardziej trzeźwym okiem i IMO pozytywy zdecydowanie przeważają nad negatywami. Podziękowania dla wszystkich organizatorów, którzy bardzo przykładają się do tego by impreza miała swój charakter, tu nie do pomyślenia są sytuacje, gdy ostatnich zawodników się olewa i zostawia samych (jak zrobił to Lang na Rajdzie Wyszehradzkim) - tutaj miejsca i czasy są mniej ważne, każdy uczestnik docierający na metę jest oklaskiwany, tak samo dba się o pierwszego jak i ostatniego.

Zdjęcia z trasy

Zaliczone gminy - 31 (Lidzbark Warmiński-wieś, LIDZBARK WARMIŃSKI - miasto powiatowe, Kiwity, BISZTYNEK, Kolno, RESZEL, Kętrzyn - wieś, KĘTRZYN - miasto powiatowe, Srokowo, Pozezdrze, WĘGORZEWO - miasto powiatowe, Budry, Banie Mazurskie, GOŁDAP - miasto powiatowe, Dubeninki, Wiżajny, Rutka-Tartak, Puńsk, Raczki, Wieliczki, OLECKO - miasto powiatowe, Świętajno, Wydminy, Giżycko-wieś, Miłki, RYN, Mrągowo-wieś, MRĄGOWO - miasto powiatowe, Sorkwity, JEZIORANY, MIŁAKOWO)
Dane wycieczki: DST: 618.80 km AVS: 27.18 km/h ALT: 3811 m MAX: 53.60 km/h Temp:19.0 'C

Komentarze
Z tym że nikt się nie ścigał - to bym nie przesadzał, wielu ludziom zależało na dobrym czasie, aczkolwiek bez jakiejś chorej napinki jak na Wyszehradzkim. Narzekać to nie ma co, tak wyglądał w Tour de France AD 1924 podjazd na przełęcz Tourmalet. A przypominam, że wtedy rowery nie miały jeszcze przerzutek ;))
wilk
- 15:40 środa, 10 lipca 2013 | linkuj
WuJekG - trzeba było przyjechać - super atmosfera, nikt się nie ścigał, pełna współpraca a hopek pewnie prawie byś nie poczuł :)


ja mam wrażenie że po wyszehradzkim wcale nie narzekam na jakość asfaltów :p wiem że są gdzieś tam jeszcze gorsze
dodoelk
- 14:09 środa, 10 lipca 2013 | linkuj
Gratki dla wszystkich za pokonanie trasy. Widziałem, że wiele osób nie zmieściło się w 24h. Mój błąd to to, że nie wybrałem się na ten brevet, a pojechałem na Wyszehradzki, gdzie to zawodnicy, a nie regulamin, dyktowali warunki wyścigu (dalej jestem wkurwiony na LangTeam i tego tak nie zostawię...). Cóż, live and learn.
pozdrowienia
WuJekG
- 12:30 środa, 10 lipca 2013 | linkuj
Moje wrażenia z Brevetu 600 (w 2012) również są pozytywne :) Rok temu był tylko jeden odcinek wymagający klęcia jak szewc, w okolicy gminy Zbójna.
Może nie było w punktach kontrolnych żadnej bazy żywieniowej, jak na BBtorze, ale dzięki temu nie trzeba było w nich tak bardzo mitrężyć czasu na postoje :)
erdeka
- 08:25 środa, 10 lipca 2013 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl