wilk
Warszawa
avatar

Informacje

  • Wszystkie kilometry: 297372.41 km
  • Km w terenie: 837.00 km (0.28%)
  • Czas na rowerze: 542d 11h 35m
  • Prędkość średnia: 22.72 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Zaprzyjaźnione strony

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy wilk.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Sobota, 13 lipca 2013Kategoria >100km, >200km, >300km, Rower szosowy, Wypad
Zakopane - czyli w imię zasad :))

Warszawa - Grójec - Drzewica - Końskie - Łopuszno - Jedzrejów - Miechów - Kraków - Dobczyce - Rabka-Zdrój - Nowy Targ - Zakopane - Kościelisko

Wymagający wypad z Warszawy do Zakopanego w połączeniu z trasą dookoła Tatr planowałem ze znajomym z Bikestats od pewnego czasu. Na początku lipca ustalamy datę na weekend 13-14.VII, załatwiam sobie na ten czas wolne w pracy. W międzyczasie umawiam się z kolejną osobą z Bikestats, w końcu stanęło na tym, że w niedzielę dołączy do nas na trasę dookoła Tatr w Zakopanem. Na początku tygodnia - osoba z Warszawy nie odpowiada na moje wiadomości, czekałem 2 dni, efekt tego jest taki, że zostają wykupione bilety na autobus powrotny z Zakopanego, trzeba wracać z Krakowa, co oznacza dodatkowe 100km po górach, w już i tak ciężki dzień; a osoba na którą z zakupem biletu czekałem - z wyjazdu oczywiście rezygnuje... No nic, zdarza się; ale jestem umówiony w Zakopanem na niedzielną trasę - więc jadę. Gdy dzień przed wyjazdem obserwowałem prognozy pogody, bardzo niewesoło to zaczynało wyglądać, w skrócie zapowiadają dużo deszczu, nie do końca jestem przekonany do jazdy takiego dystansu w takich warunkach. Ale jak to mawiał Bohun - "kozacze słowo nie dym", więc jadę, bo nie mam w zwyczaju wystawiania innych ludzi.

Na trasę ruszam w piątek po 21, deszcz zaczyna padać kawałek za Piasecznem, jak się później okazało - przestał padać dopiero w Zakopanem... Początek trasy idzie sprawnie, bez większych problemów pokonuję dobrze mi znany odcinek do Drzewicy, tam staję na odpoczynek, deszcz jeszcze w normie, głównie mżawki. Przy wyjeździe z Końskich łapię gumę, w oponę wbiło się szkło, nieźle się wkurzyłem podczas pompowania, mam pompkę z wężykiem, która po napompowaniu do 7-8 atmosfer (wymagającym niezłej siły), przy odkręcaniu z wentyla ma zwyczaj odkręcać cały wentyl, w efekcie czego cała robota idzie na marne, teraz musiałem pompować aż 3 razy, to mój ostatni wyjazd z tym szajsem, lepiej jednak mieć mniej wygodną pompkę bez wężyka, ale taką co nie odstawia takich numerów.

Po długiej naprawie zaczęło już świtać, a wraz ze świtem - i mocniej padać, też i mocniej wiać z zachodu i południowego zachodu; solidnie leje aż do Łopuszna, remontowana droga za Końskimi jest już przejezdna, choć na paru kawałkach z jednym pasem. Do Jędrzejowa pada raz mniej, raz więcej, w mieście staję na przystanku na krótki odpoczynek. Zaglądam też do telefonu by sprawdzić czy nie zamókł, a tam czeka mnie jakże miła niespodzianka - wiadomość od osoby z którą miałem się spotkać w Zakopanem informująca, że w niedzielę zamiast jechać rowerem dookoła Tatr jednak pójdzie ze znajomymi pochodzić po górach; wiadomość wysłana późnym wieczorem w piątek, gdy byłem już na trasie. Jednym słowem, jakby to ujęła prezydent Warszawy - kuhwa mać, dla niektórych słowo jest warte tyle co papier toaletowy.

Ale z trasą do Zakopanego miałem ostatnio rachunki do wyrównania, dwa razy zrezygnowałem - raz się wycofałem na 130km z powodu wiatru, drugim razem miałem poważny wypadek w Jędrzejowie i z rozbitą głową wracałem pociągiem - postanawiam więc, że tym razem nic mnie zatrzyma i wbrew wszelkim przeciwnościom dociągnę. Odcinek Jędrzejów-Kraków - to już solidniejsze górki Jury, podjazdy są cały czas, niestety szosa krakowska z roku na roku traci na jakości i coraz tu więcej dziur, jazda tędy nie jest już tak przyjemna jak parę lat temu, a remontować tego pewnie nie będą, bo w planach jest budowa szosy ekspresowej. Ale ruch jeszcze nie taki duży, więc nie ma co narzekać, przed Krakowem nawet deszcz leciutko odpuścił. W mieście staję na większy posiłek w McDonaldsie na rynku, odpocząłem tu prawie godzinę - i ruszam na ostatni, najbardziej wymagający kawałek.

Wybrałem wariant przez Dobczyce, cięższy i dłuższy od zakopianki, ale ładniejszy i ze zdecydowanie mniejszym ruchem. Już za Wieliczką zaczyna padać rzęsisty deszcz, który trzymał już do samego Zakopanego - akurat tak się miło złożyło, że najcięższe warunki były na najtrudniejszym odcinku ;)). Ale mimo wszystkich przeciwności - jedzie się solidnie, sprawnie zaliczam kolejne wzniesienia, przed Kasiną Wielką malowniczo prezentują się mgły nad górami, na szczęście na deszcze mam dużą odporność i łatwo nie rezygnuję. Ostatni odpoczynek (z obowiązkową w tych warunkach herbatą) robię na stacji benzynowej pod Rabką, na masyw Obidowej oddzielający mnie od Nowego Targu postanawiam wjechać drogą przez Rdzawkę. Wariant sporo ciekawszy niż zakopianką - początkowo łagodny podjazd, ale ostatnie 200m to jedna z bardziej nachylonych dróg w Polsce, większość sporo powyżej 10%, maksymalnie pokazał mi licznik 16%. Na Obidowej zaledwie 10'C, z widoków na Tatry oczywiście nici, szybko zjeżdżam do Nowego Targu i już zakopianką jadę pod Tatry. Ten odcinek - to jedna z bardziej parszywych szos w Polsce, zero pobocza, zrujnowany asfalt i ogromny ruch, przed wąskim mostem na Dunajcu (za mostem kończą się dziury) kilometrowy korek; jak się pomyśli, że włodarze Zakopanego byli na tyle bezczelni, że zgłosili swoją kandydaturę do organizacji igrzysk olimpijskich - to nie wiadomo czy śmiać się czy płakać. Tak więc końcówka milutka - bryzgająca woda spod kół samochodów, ciągłe wyprzedzanie na gazetę, pod górę i jeszcze na dobitkę czołowo pod wiatr; żyć nie umierać ;)) Tabliczkę ze znakiem Zakopane przyjmuję z wielką ulgą, niewiele tak rzeźnickich tras miałem okazję zaliczać, satysfakcja, ze się dało radę jest tu jedyną nagrodą. Robię zakupy w sklepie, podjeżdżam do Kościeliska i tam nocuję na prywatnej kwaterze.

Trasa kuriozalna, przez umawianie się z niesłownymi osobami - musiałem całość jechać w warunkach po prostu fatalnych; tak to bywa jak się planuje takie trasy pod kątem innych osób i ich możliwości urlopowo-czasowych; gdybym planował to sam - to pojechałbym mając w miarę pewną pogodę i miałbym z takiej jazdy sporo więcej frajdy. Pewna nauczka na przyszłość, by tak wymagające trasy jeździć albo planując tylko pod siebie, albo z osobami, które nie mają w zwyczaju olewania innych, a ich słowo ma wartość. Ale teraz, w pokoleniu niewolników komórek i facebooków - takie zachowanie to już coraz częściej norma, narzekając w ten sposób pewnie robię się człowiekiem starej daty i jak ten naiwniak jechałem taki kawał w deszczu, bo mam takie zasady, że ludzi nie wystawiam...

Zdjęcia z wypadu
Dane wycieczki: DST: 395.50 km AVS: 23.36 km/h ALT: 3703 m MAX: 56.40 km/h Temp:13.0 'C

Komentarze
Cieszy mnie, ze wycofałem się z tego wyjazdu zawczasu. Miałem kilka spraw na głowie, ale prognozy pogody zadecydowały, że postanowiłem nie jechać dalej i kręciłem się tylko wokół Ostrowca. Słowność zanika, pozostaje tylko ubolewać.

Podziwiam Cię Michał za hart ducha i upór.
transatlantyk
- 08:26 piątek, 19 lipca 2013 | linkuj
@ Maratonka
O tym, że się wycofujesz poinformowałaś, gdy już byłem na trasie, a telefon sprawdziłem w jej połowie; tak się po prostu nie robi, bo to jest klasyczne olewactwo. Jak się z kimś umawiam, nieważne czy 5km od domu, czy w Zakopanem, czy jak na ostatniej wyprawie, gdzie umówiłem się z kolegą nawet parę tys. km od Polski - to traktuję to poważnie, dlatego też pojechałem pomimo fatalnych warunków, wiedząc że na niedzielną trasę dookoła Tatr prognozy są już dużo lepsze, więc ryzyko wycofania z powodu warunków małe.

Skoro przeprosiłaś - to OK, zapomnijmy o sprawie, ale na przyszłość staraj się umawiać z ludźmi w sposób poważniejszy, bo nikt nie lubi wykręcania takich numerów.
wilk
- 11:29 wtorek, 16 lipca 2013 | linkuj
Błędnie mnie postrzegasz. Miałam być tylko niedzielnym dodatkiem do Waszej DWÓJKI, od początku mocno się wahałam. Ostatecznie zmęczenie fizyczne po ostatnich piątkowych zajęciach skłoniło mnie ku odpuszczeniu wymagającej trasy. Mogę tylko przeprosić za swoją niedyspozycję.

Szacunek za przejechanie dystansu w tak fatalnych warunkach. Pozdrawiam mimo wszystko i życzę pewniejszych współtowarzyszy podróży.
maratonka
- 23:06 poniedziałek, 15 lipca 2013 | linkuj
To ci niesłowni bikerzy... A co do drogi to wolę do Zakopca jechać od strony Chochołowa.
daniel3ttt
- 20:33 poniedziałek, 15 lipca 2013 | linkuj
Kolega ze speleklubu opowiadał mi jak kiedyś, kiedyś, gdy telefon był luksusem (pamiętam, że u mnie w klatce miała tylko jedna sąsiadka ;)) umówił się listownie z jakimś kolesiem na zwiedzanie jaskiń. Umówili się na 15go danego miesiąca... jak się okazało - każdy miał na myśli inny miesiąc ;)
Miałem być na Rajdzie Kurierów Tatrzańskich w sobotę, ale rozwaliłem przerzutkę, musiałem zrezygnować. Pewnie gdybyśmy się zgrali to udałoby się zrobić kilka kilosów.

Piękna trasa, i jednego i drugiego dnia.
WuJekG
- 17:45 poniedziałek, 15 lipca 2013 | linkuj
faktycznie, nieźle znajomi wystawili Ciebie do wiatru. szacunek za dystans w deszczu i że nie zrezygnowałeś z jazdy mimo wszystko ;-)
olo
- 16:44 poniedziałek, 15 lipca 2013 | linkuj
Szacunek Michał. Jak zwykle Twoje trasy robią wrażenie. Za miesiąc ja ruszam pobić swój rekordzik. Pewnie 400km w 24h nie przejadę, ale będę robił co w mojej mocy :)
Bitels
- 16:38 poniedziałek, 15 lipca 2013 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl