Wpisy archiwalne w kategorii
>100km
Dystans całkowity: | 238153.82 km (w terenie 665.00 km; 0.28%) |
Czas w ruchu: | 10350:56 |
Średnia prędkość: | 22.86 km/h |
Maksymalna prędkość: | 87.20 km/h |
Suma podjazdów: | 1827518 m |
Maks. tętno maksymalne: | 177 (94 %) |
Maks. tętno średnie: | 151 (80 %) |
Suma kalorii: | 580913 kcal |
Liczba aktywności: | 1036 |
Średnio na aktywność: | 229.88 km i 10h 00m |
Więcej statystyk |
Wtorek, 15 marca 2011Kategoria >100km, Rower szosowy, Wycieczka
Warszawa - Góra Kalwaria - Kołbiel - Mrozy - Kałuszyn - Mińsk Mazowiecki - Warszawa
Dłuższa przejażdżka po powiecie mińskim. Niestety po wczorajszej pięknej pogodzie nie było już śladu, natomiast pozostał mocny wiatr pod który męczyłem się połowę trasy aż do Kałuszyna. Rejon Cegłów-Mrozy-Kałuszyn całkiem sympatyczny, nadspodziewanie sporo pagóreczków (nawet ok. 200m), nie dziwne że w tym rejonie zaplanowano jeden z wiosennych maratonów MTB (w Mrozach są już plakaty reklamujące wyścig 20.III). Niestety pod względem drogowym rejon marniutki, na bocznych drogach masa dziur, co w efekcie skończyło się flakiem w tylnym kole, prawdopodobnie dętka Extra Light (w szosówce jeszcze mi takie zostały) też miała tu swój spory udział, bo dziurka była mikroskopijna zalazłem ją dopiero w domu, a na trasie zmieniłem dętkę.
Powrót szybki, do Płowieckiej jazda nieciekawa, nocą, z dużym ruchem i kiepskim poboczem, natomiast na Trasie Siekierkowskiej leciało się z wiatrem nawet po 34-35km/h
Zaliczone gminy - 9 (Siennica, Cegłów, MROZY, KAŁUSZYN, Jakubów, Mińsk Mazowiecki - wieś, MIŃSK MAZOWIECKI - miasto powiatowe, Dębe Wielkie, HALINÓW)
Dłuższa przejażdżka po powiecie mińskim. Niestety po wczorajszej pięknej pogodzie nie było już śladu, natomiast pozostał mocny wiatr pod który męczyłem się połowę trasy aż do Kałuszyna. Rejon Cegłów-Mrozy-Kałuszyn całkiem sympatyczny, nadspodziewanie sporo pagóreczków (nawet ok. 200m), nie dziwne że w tym rejonie zaplanowano jeden z wiosennych maratonów MTB (w Mrozach są już plakaty reklamujące wyścig 20.III). Niestety pod względem drogowym rejon marniutki, na bocznych drogach masa dziur, co w efekcie skończyło się flakiem w tylnym kole, prawdopodobnie dętka Extra Light (w szosówce jeszcze mi takie zostały) też miała tu swój spory udział, bo dziurka była mikroskopijna zalazłem ją dopiero w domu, a na trasie zmieniłem dętkę.
Powrót szybki, do Płowieckiej jazda nieciekawa, nocą, z dużym ruchem i kiepskim poboczem, natomiast na Trasie Siekierkowskiej leciało się z wiatrem nawet po 34-35km/h
Zaliczone gminy - 9 (Siennica, Cegłów, MROZY, KAŁUSZYN, Jakubów, Mińsk Mazowiecki - wieś, MIŃSK MAZOWIECKI - miasto powiatowe, Dębe Wielkie, HALINÓW)
Dane wycieczki:
DST: 146.30 km AVS: 26.60 km/h
ALT: 472 m MAX: 53.70 km/h
Temp:5.0 'C
Niedziela, 13 marca 2011Kategoria >100km, >200km, Rower szosowy, Wycieczka
Warszawa - Wołomin - Tłuszcz - Łochów - Brok - Ostrów Maz. - Zambrów - Jeżów - Białystok
Dobrą pogodę postanowiliśmy z Marcinem wykorzystać na dłuższą trasę, śladami kilku kolejnych gmin. Spotykamy się koło 9 w Ząbkach, tym razem Marcin jedzie na normalnym rowerze, bo nieoczekiwanie to poziomy okazał się bardziej kontuzjogenny. Pierwsze kilometry to nudne zaliczanie bardzo zagęszczonych gmin powiatu wołomińskiego, dopiero za Wołominem opuszczamy aglomerację Warszawy - i zaczyna się prawdziwa jazda. Pogoda zaskakująco dobra, aż tak wysokiej temperatury (nawet 17'C!) się nie spodziewaliśmy, spokojnie można było jechać w krótkich spodenkach. Wiosna zbliża się dużymi krokami, na okolicznych polach obserwujemy roztopy na całego. Dwa razy musieliśmy jechać krótkimi objazdami, bo okazało się że drogi, które wg GPS miały być asfaltowe są w rzeczywistości szutrowe, a nie chcieliśmy się ładować w błoto. Na postój zatrzymujemy się po ok. 100km w Jadowie w dość dużym, choć zapuszczonym parku.
Stąd kontynuujemy jazdę na północ, wiatr pomaga, niestety droga nr 50 nie jest marzeniem rowerzysty - to jeden z objazdów Warszawy dla tirów, na szczęście w niedzielę jest ich dużo mniej niż w dzień powszedni, aczkolwiek mieliśmy sytuację gdy trzeba było się ratować zjazdem na pobocze. Droga w marnym stanie, asfalt zryty przez ciężkie ciężarówki, więc w Łochowie postanawiamy pojechać dłuższą alternatywą dla 50 - trasą przez Nadbużański Park Krajobrazowy. Odcinek fajny - sporo lasów, później bardzo rozległe łąki. Na 50 wracamy w Sadownem, przed mostem w Broku obserwujemy ogromne rozlewisko Bugu, który wylał na jakieś 2km od właściwego nurtu, większość rozlewiska ciągle jest pod lodem. Zaskakujące że także i właściwy nurt Bugu jest w całości skuty lodem, mimo aż 15-17'C, ale wygląda to bardzo malowniczo. W Broku pod ładnym kościołem robimy sobie postój, Marcin postanawia jechać stąd już do Małkini, nie ma co przesadzać z dystansem po niedawnej operacji i zimowych problemach z mięśniami.
Ja chciałem jeszcze zaliczyć Ostrów Mazowiecką, więc żegnamy się dziękując sobie za bardzo fajną trasę. Leśny kawałek do Ostrowi bardzo przyjemny, zaczynam się więc zastanawiać czy nie spróbować "zaatakować" samego Białegostoku, jeszcze w czasie jazdy sprawdziłem rozkłady pociągów i okazało się że by wyrobić się na ostatni pociąg do Warszawy trzeba będzie ostro zasuwać. Ale jako, że jechało mi się bardzo fajnie, wiatr był raczej sprzyjający - postanawiam spróbować. Z Ostrowi wyjeżdżam o jakiejś 16.15, pociąg mam już o 19.40, a do przejechania aż 95km - tak więc oznaczało to ostre prucie, nie ma mowy o postojach. Szosa białostocka oczywiście ruchliwa, ale ze względu na szerokie, często 2-metrowe pobocze bardzo wygodna na rower; inna sprawa że do specjalnie urozmaiconych nie należy (na dobrych 70-80km były ze 2 zakręty :)). Ale widokowo nie taka zła, rozległe, szerokie łąki też mają swój urok. Pierwszy odcinek jadę całkiem szybko, trzymając niemal cały czas 30km/h, wiatr był boczny, ale słaby; trochę osłabłem dopiero po dwusetnym kilometrze, dają o sobie znak też małe 2-3% góreczki, których za Zambrowem całkiem sporo się pojawiło. Końcówka niestety marna, na aż 25km przed Białymstokiem ciągną się remonty, na wielu kawałkach pobocze jest wyłączone z ruchu, co w zestawieniu z jazdą po ciemku nie jest przyjemne. Ale najbardziej przeszkadza partactwo drogowców, długie odcinki są pełne suchego i twardego jak kamień błota, co utrudnia jazdę rowerem szosowym; niestety jaśnie panom robolom nie chciało się na bieżąco zmywać błota naniesionego przez ciężarówki z budowy i teraz z powodzeniem zastępuje dziury w jezdni. Do Białegostoku docieram z dużą ulgą, mimo już sporego zmęczenia mocnym tempem bez postojów i jedzenia udało się mi się wyrobić, stawałem tylko raz na może 2min by się przebrać i założyć tylną lampkę.
Wycieczka bardzo udana, druga część zupełnie spontaniczna, co w zestawieniu z piękną wiosenną pogodą jest całkowicie zrozumiałe :))
Zdjęcia z wycieczki
Zaliczone gminy - 22 (ZĄBKI, MARKI, KOBYŁKA, WOŁOMIN - miasto powiatowe, Poświętne, TŁUSZCZ, Strachówka, Jadów, ŁOCHÓW, Sadowne, BROK, Ostrów Mazowiecka - wieś, OSTRÓW MAZOWIECKA - miasto powiatowe, Szumowo, Zambrów - wieś, ZAMBRÓW - miasto powiatowe, Kołaki Kościelne, Rutki, Zawady, Kobylin-Borzymy, CHOROSZCZ, BIAŁYSTOK - miasto wojewódzkie i powiatowe + powiat grodzki)
Dobrą pogodę postanowiliśmy z Marcinem wykorzystać na dłuższą trasę, śladami kilku kolejnych gmin. Spotykamy się koło 9 w Ząbkach, tym razem Marcin jedzie na normalnym rowerze, bo nieoczekiwanie to poziomy okazał się bardziej kontuzjogenny. Pierwsze kilometry to nudne zaliczanie bardzo zagęszczonych gmin powiatu wołomińskiego, dopiero za Wołominem opuszczamy aglomerację Warszawy - i zaczyna się prawdziwa jazda. Pogoda zaskakująco dobra, aż tak wysokiej temperatury (nawet 17'C!) się nie spodziewaliśmy, spokojnie można było jechać w krótkich spodenkach. Wiosna zbliża się dużymi krokami, na okolicznych polach obserwujemy roztopy na całego. Dwa razy musieliśmy jechać krótkimi objazdami, bo okazało się że drogi, które wg GPS miały być asfaltowe są w rzeczywistości szutrowe, a nie chcieliśmy się ładować w błoto. Na postój zatrzymujemy się po ok. 100km w Jadowie w dość dużym, choć zapuszczonym parku.
Stąd kontynuujemy jazdę na północ, wiatr pomaga, niestety droga nr 50 nie jest marzeniem rowerzysty - to jeden z objazdów Warszawy dla tirów, na szczęście w niedzielę jest ich dużo mniej niż w dzień powszedni, aczkolwiek mieliśmy sytuację gdy trzeba było się ratować zjazdem na pobocze. Droga w marnym stanie, asfalt zryty przez ciężkie ciężarówki, więc w Łochowie postanawiamy pojechać dłuższą alternatywą dla 50 - trasą przez Nadbużański Park Krajobrazowy. Odcinek fajny - sporo lasów, później bardzo rozległe łąki. Na 50 wracamy w Sadownem, przed mostem w Broku obserwujemy ogromne rozlewisko Bugu, który wylał na jakieś 2km od właściwego nurtu, większość rozlewiska ciągle jest pod lodem. Zaskakujące że także i właściwy nurt Bugu jest w całości skuty lodem, mimo aż 15-17'C, ale wygląda to bardzo malowniczo. W Broku pod ładnym kościołem robimy sobie postój, Marcin postanawia jechać stąd już do Małkini, nie ma co przesadzać z dystansem po niedawnej operacji i zimowych problemach z mięśniami.
Ja chciałem jeszcze zaliczyć Ostrów Mazowiecką, więc żegnamy się dziękując sobie za bardzo fajną trasę. Leśny kawałek do Ostrowi bardzo przyjemny, zaczynam się więc zastanawiać czy nie spróbować "zaatakować" samego Białegostoku, jeszcze w czasie jazdy sprawdziłem rozkłady pociągów i okazało się że by wyrobić się na ostatni pociąg do Warszawy trzeba będzie ostro zasuwać. Ale jako, że jechało mi się bardzo fajnie, wiatr był raczej sprzyjający - postanawiam spróbować. Z Ostrowi wyjeżdżam o jakiejś 16.15, pociąg mam już o 19.40, a do przejechania aż 95km - tak więc oznaczało to ostre prucie, nie ma mowy o postojach. Szosa białostocka oczywiście ruchliwa, ale ze względu na szerokie, często 2-metrowe pobocze bardzo wygodna na rower; inna sprawa że do specjalnie urozmaiconych nie należy (na dobrych 70-80km były ze 2 zakręty :)). Ale widokowo nie taka zła, rozległe, szerokie łąki też mają swój urok. Pierwszy odcinek jadę całkiem szybko, trzymając niemal cały czas 30km/h, wiatr był boczny, ale słaby; trochę osłabłem dopiero po dwusetnym kilometrze, dają o sobie znak też małe 2-3% góreczki, których za Zambrowem całkiem sporo się pojawiło. Końcówka niestety marna, na aż 25km przed Białymstokiem ciągną się remonty, na wielu kawałkach pobocze jest wyłączone z ruchu, co w zestawieniu z jazdą po ciemku nie jest przyjemne. Ale najbardziej przeszkadza partactwo drogowców, długie odcinki są pełne suchego i twardego jak kamień błota, co utrudnia jazdę rowerem szosowym; niestety jaśnie panom robolom nie chciało się na bieżąco zmywać błota naniesionego przez ciężarówki z budowy i teraz z powodzeniem zastępuje dziury w jezdni. Do Białegostoku docieram z dużą ulgą, mimo już sporego zmęczenia mocnym tempem bez postojów i jedzenia udało się mi się wyrobić, stawałem tylko raz na może 2min by się przebrać i założyć tylną lampkę.
Wycieczka bardzo udana, druga część zupełnie spontaniczna, co w zestawieniu z piękną wiosenną pogodą jest całkowicie zrozumiałe :))
Zdjęcia z wycieczki
Zaliczone gminy - 22 (ZĄBKI, MARKI, KOBYŁKA, WOŁOMIN - miasto powiatowe, Poświętne, TŁUSZCZ, Strachówka, Jadów, ŁOCHÓW, Sadowne, BROK, Ostrów Mazowiecka - wieś, OSTRÓW MAZOWIECKA - miasto powiatowe, Szumowo, Zambrów - wieś, ZAMBRÓW - miasto powiatowe, Kołaki Kościelne, Rutki, Zawady, Kobylin-Borzymy, CHOROSZCZ, BIAŁYSTOK - miasto wojewódzkie i powiatowe + powiat grodzki)
Dane wycieczki:
DST: 267.40 km AVS: 26.78 km/h
ALT: 613 m MAX: 44.00 km/h
Temp:15.0 'C
Zakopane - dzień 3
Ogrodzieniec - Olkusz - Kraków - Wieliczka - Dobczyce - Mszana Dolna - Rabka-Zdrój - Nowy Targ - Zakopane
Wcześnie rano ruszamy na trasę (Waxmund jeszcze wcześniej by znaleźć zgubioną wczoraj lampkę :)) - jeszcze raz dzięki za gościnę! Na trasie do Olkusza żegnamy się ze Zbyszkiem jadącym samochodem do Krakowa, jedzie się bardzo przyjemnie, w pierwszej części sporo górek, w Olkuszu żegnamy się z Szarnem wracającym do Zabrza. We czwórkę kontynuujemy jazdę na Kraków, wiatr na tym odcinku mamy idealnie w plecy, więc po kilku wspinaczkach na w sumie ok. 500m, gdy zaczęły się długie zjazdy do Krakowa - jechało się wyśmienicie, średnią w dawnej stolicy Polski mamy koło 30km/h. W Krakowie postój, po krótkim zastanowieniu się postanawiamy do Zakopanego pojechać drogą przez Dobczyce stanowiącą ciekawą alternatywę dla ruchliwej zakopianki.
W Wieliczce zaczyna się pierwszy poważniejszy podjazd, od czasu gdy w zeszłym roku jechaliśmy tu z MadManem zrobiono nowiutki asfalt i jedzie się wyśmienicie. Na tym kawałku z Waxmundem mocno docisnęliśmy, z Danielem i Mikim spotykamy się w Dobczycach. Miki chciał tu stanąć, więc umówiliśmy się na spotkanie pod Mszaną, bo ja zdecydowanie preferuję jazdę z rzadszymi postojami, jazda w grupie też mnie bardziej męczy niż samotnie, ale swoim tempem. Pierwszy odcinek trasy do Kasiny łagodnie wznosi się w górę, dopiero w drugiej części zaczynają się ostrzejsze podjazdy, w okolicy jest coraz więcej śniegu, na stoku w Kasinie wielu narciarzy. Na podjeździe ze 100m niżej zauważam, już zasuwającego Waxmunda (ten opis właściwie zbędny bo Waxmund zawsze zasuwa :), dlatego czekając na chłopaków na skrzyżowaniu z krajówką do Mszany zdziwiłem się czekając niemal pół godziny, przyjechali gdy już miałem dzwonić czy nie ma jakiejś awarii - okazało się, że odpoczywali kawałek wcześniej. Na drodze do Rabki był kawałek mokrej drogi, uświniłem sobie rower i kurtkę solą (padało trochę śniegu, więc zaczęli sypać).
Kawałek do Rabki nieprzyjemny, niemal czołowo pod wiatr i lekko pod górę, w miasteczku znowu się rozdzielamy, bo postoje co 15km to jednak nie dla mnie, co wpadnę w dobry rytm, to przerwa po której trzeba się rozkręcać na nowo; znudziła mnie już odmiana słowa nakurwianie* na wszystkie możliwe sposoby. Po wjeździe na zakopiankę wita mnie piękny widok na masyw Obidowej, serpentyny podjazdu widziane z tej strony robią wrażenie, podobnie jak i ciemne chmury nad szczytem. Pierwsza część podjazdu elegancka, nachylenie 6-7%, mocny wiatr w plecy, w słońcu 4'C. Ale od wysokości ok. 700m pogoda szybko zaczyna się zmieniać, jest trochę bocznego wiatru, przed szczytem temperatura bardzo szybko spada do -4'C i zaczyna się śnieżyca, w tych warunkach czekanie na szczycie nie miało zupełnie sensu, więc jak najszybciej zjeżdżam do Nowego Targu, warunki ciężkie, silny wiatr i dużo śniegu w którym przy 40-50km/h mam zaraz całą kurtkę, ale ma to swój niewątpliwy urok, właśnie takie przeżycia zapadają w pamięć najmocniej. Dojechałem na przedmieścia Nowego Targu zatrzymując się na stacji Orlenu, w barze kupiłem gorącą herbatę i hot-doga, co szybko mnie rozgrzało. Parę razy próbowałem się dodzwonić do Mikiego, wysłałem SMS-a, ale Miki jadąc przez Obidową tego nie usłyszał i niestety widziałem tylko jak chłopacy śmignęli zjazdem.
Po jakiś 10min ruszam i ja, licząc, że spotkamy się na dworcu w Zakopanem, ale nieoczekiwanie dość łatwo ich dogoniłem już koło Białego Dunajca, końcówkę do Zakopanego jedziemy już razem spokojnym tempem, bo wszystkim ta bardzo górzysta i długa trasa dała nieźle popalić. W Zakopanem idziemy do restauracji na obiad, niestety na dworcu PKS duży zgrzyt, kierowca nawet nie chce słyszeć o zabraniu roweru (mimo, że autobus nie był pełny; nawet nie chciał pokazać jak wyglądają luki bagażowe) - niestety takich bezinteresownie złośliwych chamów nie brakuje. Dla Waxmunda i mnie nie był to wielki problem, natomiast Mikiemu i Danielowi mocno komplikowało kwestię powrotu na rano do Łodzi. Postanawiamy więc jechać do Krakowa pociągiem, Miki mógł dotrzeć do pracy ok. 10 rano (jadąc rannym, nie nocnym pociągiem), natomiast Daniel musiał być na zajęciach już ok. 8. Dosłownie na minutę przed stacją w Nowym Targu wpadamy więc na pomysł, że Miki odtransportuje rower Daniela do Łodzi, a Daniel wysiądzie w Nowym Targu i złapie kolejny PKS do Łodzi. Akcja była niewąska, Daniel po chwili namysłu szybko złapał sakwy i wyskoczył na stacji, dobrze że nie zapomniał zabrać kasy, gorzej że zabrał też swój bilet na rower, co oznaczało 10,50zł (5,50 zł za bilet i 5zł za wypisanie w pociągu) :)). W międzyczasie mocno sypnęło śniegiem, z okien pociągu widzieliśmy, że zaczyna już zalegać nawet na zakopiance, boczniejsze drogi były całe białe, ale mocniej padało właściwie tylko na Podhalu, w rejonie Suchej śniegu nie było już niemal wcale.
Na stacji PKP w Krakowie okazało się, że jeden pasażer nie może kupić biletu na 2 rowery (ta firma nigdy mnie nie zawodzi, zawsze na jakąś ciekawą akcję można liczyć!), więc rower Daniela musiał pojechać na gapę. Do mieszkania Waxmunda mieliśmy parę kilometrów, Miki jadący na dwóch rowerach zatrzymywał na sobie wzrok wielu krakusów (a jechaliśmy przez sam rynek). U Waxmunda trochę pospaliśmy, Miki musiał ruszyć bardzo wcześnie (pociąg miał przed 6), ja nieco później (o 7.14)
Wyjazd bardzo udany, wyszedł zupełnie inaczej niż w planach (ja miałem jechać gdzieś do Kłodzka, Miki i Daniel wracać do Łodzi, Waxmund do Krakowa) - ale tutaj wiatr rozdawał karty. Niedzielna trasa do Zakopanego - piękna, masa gór z ogromną jak na tyle podjazdów średnią (tu pomógł bardzo wiatr), piękne widoki, mocniejsze przeżycia (jak zjazd w zamieci z Obidowej), doborowa kompania - piękniejszego otwarcia sezonu nie można sobie właściwie wyobrazić.
Wielkie dzięki dla wszystkich uczestników wyjazdu, dla gościnnych gospodarzy za noclegi, smaczne posiłki i towarzystwo - oby nam się w tym roku udało zorganizować więcej takich wypadów!
*Nakurwianie - termin autorstwa Mikiego, w mojej interpretacji ciśnięcie na maksa na prostym i przede wszystkim w dół, jazda na częstych zmianach z licznymi postojami, coś dla lubiących oglądać tylne piasty kolegów i średnią na liczniku ;)
Zdjęcia z komórki
Zaliczone gminy - 19 (Klucze, OLKUSZ - miasto powiatowe, Jerzmanowice-Przeginia, Wielka Wieś, KRAKÓW - miasto wojewódzkie i powiatowe + powiat grodzki, WIELICZKA - miasto powiatowe, DOBCZYCE, Raciechowice, Wiśniowa, Dobra, Mszana Dolna - wieś, MSZANA DOLNA - miasto, RABKA-ZDRÓJ, Nowy Targ - wieś, NOWY TARG - miasto powiatowe, Szaflary, Biały Dunajec, Poronin, ZAKOPANE - miasto powiatowe)
Ogrodzieniec - Olkusz - Kraków - Wieliczka - Dobczyce - Mszana Dolna - Rabka-Zdrój - Nowy Targ - Zakopane
Wcześnie rano ruszamy na trasę (Waxmund jeszcze wcześniej by znaleźć zgubioną wczoraj lampkę :)) - jeszcze raz dzięki za gościnę! Na trasie do Olkusza żegnamy się ze Zbyszkiem jadącym samochodem do Krakowa, jedzie się bardzo przyjemnie, w pierwszej części sporo górek, w Olkuszu żegnamy się z Szarnem wracającym do Zabrza. We czwórkę kontynuujemy jazdę na Kraków, wiatr na tym odcinku mamy idealnie w plecy, więc po kilku wspinaczkach na w sumie ok. 500m, gdy zaczęły się długie zjazdy do Krakowa - jechało się wyśmienicie, średnią w dawnej stolicy Polski mamy koło 30km/h. W Krakowie postój, po krótkim zastanowieniu się postanawiamy do Zakopanego pojechać drogą przez Dobczyce stanowiącą ciekawą alternatywę dla ruchliwej zakopianki.
W Wieliczce zaczyna się pierwszy poważniejszy podjazd, od czasu gdy w zeszłym roku jechaliśmy tu z MadManem zrobiono nowiutki asfalt i jedzie się wyśmienicie. Na tym kawałku z Waxmundem mocno docisnęliśmy, z Danielem i Mikim spotykamy się w Dobczycach. Miki chciał tu stanąć, więc umówiliśmy się na spotkanie pod Mszaną, bo ja zdecydowanie preferuję jazdę z rzadszymi postojami, jazda w grupie też mnie bardziej męczy niż samotnie, ale swoim tempem. Pierwszy odcinek trasy do Kasiny łagodnie wznosi się w górę, dopiero w drugiej części zaczynają się ostrzejsze podjazdy, w okolicy jest coraz więcej śniegu, na stoku w Kasinie wielu narciarzy. Na podjeździe ze 100m niżej zauważam, już zasuwającego Waxmunda (ten opis właściwie zbędny bo Waxmund zawsze zasuwa :), dlatego czekając na chłopaków na skrzyżowaniu z krajówką do Mszany zdziwiłem się czekając niemal pół godziny, przyjechali gdy już miałem dzwonić czy nie ma jakiejś awarii - okazało się, że odpoczywali kawałek wcześniej. Na drodze do Rabki był kawałek mokrej drogi, uświniłem sobie rower i kurtkę solą (padało trochę śniegu, więc zaczęli sypać).
Kawałek do Rabki nieprzyjemny, niemal czołowo pod wiatr i lekko pod górę, w miasteczku znowu się rozdzielamy, bo postoje co 15km to jednak nie dla mnie, co wpadnę w dobry rytm, to przerwa po której trzeba się rozkręcać na nowo; znudziła mnie już odmiana słowa nakurwianie* na wszystkie możliwe sposoby. Po wjeździe na zakopiankę wita mnie piękny widok na masyw Obidowej, serpentyny podjazdu widziane z tej strony robią wrażenie, podobnie jak i ciemne chmury nad szczytem. Pierwsza część podjazdu elegancka, nachylenie 6-7%, mocny wiatr w plecy, w słońcu 4'C. Ale od wysokości ok. 700m pogoda szybko zaczyna się zmieniać, jest trochę bocznego wiatru, przed szczytem temperatura bardzo szybko spada do -4'C i zaczyna się śnieżyca, w tych warunkach czekanie na szczycie nie miało zupełnie sensu, więc jak najszybciej zjeżdżam do Nowego Targu, warunki ciężkie, silny wiatr i dużo śniegu w którym przy 40-50km/h mam zaraz całą kurtkę, ale ma to swój niewątpliwy urok, właśnie takie przeżycia zapadają w pamięć najmocniej. Dojechałem na przedmieścia Nowego Targu zatrzymując się na stacji Orlenu, w barze kupiłem gorącą herbatę i hot-doga, co szybko mnie rozgrzało. Parę razy próbowałem się dodzwonić do Mikiego, wysłałem SMS-a, ale Miki jadąc przez Obidową tego nie usłyszał i niestety widziałem tylko jak chłopacy śmignęli zjazdem.
Po jakiś 10min ruszam i ja, licząc, że spotkamy się na dworcu w Zakopanem, ale nieoczekiwanie dość łatwo ich dogoniłem już koło Białego Dunajca, końcówkę do Zakopanego jedziemy już razem spokojnym tempem, bo wszystkim ta bardzo górzysta i długa trasa dała nieźle popalić. W Zakopanem idziemy do restauracji na obiad, niestety na dworcu PKS duży zgrzyt, kierowca nawet nie chce słyszeć o zabraniu roweru (mimo, że autobus nie był pełny; nawet nie chciał pokazać jak wyglądają luki bagażowe) - niestety takich bezinteresownie złośliwych chamów nie brakuje. Dla Waxmunda i mnie nie był to wielki problem, natomiast Mikiemu i Danielowi mocno komplikowało kwestię powrotu na rano do Łodzi. Postanawiamy więc jechać do Krakowa pociągiem, Miki mógł dotrzeć do pracy ok. 10 rano (jadąc rannym, nie nocnym pociągiem), natomiast Daniel musiał być na zajęciach już ok. 8. Dosłownie na minutę przed stacją w Nowym Targu wpadamy więc na pomysł, że Miki odtransportuje rower Daniela do Łodzi, a Daniel wysiądzie w Nowym Targu i złapie kolejny PKS do Łodzi. Akcja była niewąska, Daniel po chwili namysłu szybko złapał sakwy i wyskoczył na stacji, dobrze że nie zapomniał zabrać kasy, gorzej że zabrał też swój bilet na rower, co oznaczało 10,50zł (5,50 zł za bilet i 5zł za wypisanie w pociągu) :)). W międzyczasie mocno sypnęło śniegiem, z okien pociągu widzieliśmy, że zaczyna już zalegać nawet na zakopiance, boczniejsze drogi były całe białe, ale mocniej padało właściwie tylko na Podhalu, w rejonie Suchej śniegu nie było już niemal wcale.
Na stacji PKP w Krakowie okazało się, że jeden pasażer nie może kupić biletu na 2 rowery (ta firma nigdy mnie nie zawodzi, zawsze na jakąś ciekawą akcję można liczyć!), więc rower Daniela musiał pojechać na gapę. Do mieszkania Waxmunda mieliśmy parę kilometrów, Miki jadący na dwóch rowerach zatrzymywał na sobie wzrok wielu krakusów (a jechaliśmy przez sam rynek). U Waxmunda trochę pospaliśmy, Miki musiał ruszyć bardzo wcześnie (pociąg miał przed 6), ja nieco później (o 7.14)
Wyjazd bardzo udany, wyszedł zupełnie inaczej niż w planach (ja miałem jechać gdzieś do Kłodzka, Miki i Daniel wracać do Łodzi, Waxmund do Krakowa) - ale tutaj wiatr rozdawał karty. Niedzielna trasa do Zakopanego - piękna, masa gór z ogromną jak na tyle podjazdów średnią (tu pomógł bardzo wiatr), piękne widoki, mocniejsze przeżycia (jak zjazd w zamieci z Obidowej), doborowa kompania - piękniejszego otwarcia sezonu nie można sobie właściwie wyobrazić.
Wielkie dzięki dla wszystkich uczestników wyjazdu, dla gościnnych gospodarzy za noclegi, smaczne posiłki i towarzystwo - oby nam się w tym roku udało zorganizować więcej takich wypadów!
*Nakurwianie - termin autorstwa Mikiego, w mojej interpretacji ciśnięcie na maksa na prostym i przede wszystkim w dół, jazda na częstych zmianach z licznymi postojami, coś dla lubiących oglądać tylne piasty kolegów i średnią na liczniku ;)
Zdjęcia z komórki
Zaliczone gminy - 19 (Klucze, OLKUSZ - miasto powiatowe, Jerzmanowice-Przeginia, Wielka Wieś, KRAKÓW - miasto wojewódzkie i powiatowe + powiat grodzki, WIELICZKA - miasto powiatowe, DOBCZYCE, Raciechowice, Wiśniowa, Dobra, Mszana Dolna - wieś, MSZANA DOLNA - miasto, RABKA-ZDRÓJ, Nowy Targ - wieś, NOWY TARG - miasto powiatowe, Szaflary, Biały Dunajec, Poronin, ZAKOPANE - miasto powiatowe)
Dane wycieczki:
DST: 179.80 km AVS: 25.38 km/h
ALT: 2318 m MAX: 65.30 km/h
Temp:0.0 'C
Zakopane - dzień 2
Łódź - Łask - Szczerców - Nowa Brzeźnica - Kłomnice - Mokrzesz - Żarki - Kroczyce - Ogrodzieniec
Wyruszamy w trasę już ok. 6.30. Jedziemy w trójkę razem z Danielem, kierując się na Łask, a jako że to trasa w kierunku zachodnim trzeba było trochę powalczyć z wiatrem, dopiero po skręcie na południe do Szczercowa robi się wygodniej. Droga do Szczercowa bardzo przyjemna o nadspodziewanie dobrym asfalcie, pierwsze kilometry idą więc całkiem sprawnie. Przed Nową Brzeziną spotykamy się z Symfonianem i Waxmundem i już w dość sporym 5-os peletoniku kierujemy się w stronę Jury. Tempo na tym odcinku bardzo ostre szczególnie na odcinkach równo z wiatrem, osobiście takie mocne ciśnięcie mi nie pasuje, więc mnie ta trasa zmęczyła. W Borownie żegnamy się z Symfonianem, który musiał wracać na Śląsk, ale nasza kompania utrzymuje skład liczebny, bo z kolei w Kłomnicach dołącza się Szarn, który zastanawia się nad udziałem w letniej wyprawie do Norwegii razem z Danielem i Mikim (dziś spotkali się pierwszy raz).
Pokluczyliśmy trochę bocznymi drogami, w paru miejscach wiatr nas mocno obciągnął, bo od rana znacznie przybrał na sile, ostro wieje z zachodu. Krajobrazy robią się coraz ciekawsze - to widomy znak że dojeżdżamy na Jurę, przybywa też podjazdów. Przed Podlesicami zgubiliśmy się z Szarnem, który został trochę z tyłu i źle skręcił, po krótkich konsultacjach telefonicznych ustalamy osobne warianty dojazdu do Ogrodzieńca. My pojechaliśmy dłuższą, ale ciekawszą trasą przez Siamoszyce, zaliczając (już po ciemku) po drodze bardzo wymagający 12% podjazd. Na szczycie czeka na nas Marek Dembowski u którego mieliśmy nocować, popilotował nas do samego Ogrodzieńca boczniejszymi dróżkami. Końcówka już mnie mocno zmordowała, lekko zostawałem z tyłu, trochę źle się odżywiałem na trasie, no i przede wszystkim byłem zmęczony mocnym tempem na bardziej płaskich odcinkach; tak więc do Ogrodzieńca dotarłem z ulgą (po drodze zgarniamy Szarna).
U Marka czekała nas niezła wyżerka przygotowana przez jego żonę Ulę (też podróżuje na rowerze, w zeszłym roku była na wyprawie w Alpach) - a pięciu chłopa po dwustu kilometrach w nogach potrafi zjeść konia z kopytami :)). Trochę pogadaliśmy o rowerach i planach na lato, z Krakowa specjalnie przyjechał też Zbyszek - tak więc forumowa kompania zebrała się przyzwoita! Miki i Daniel długo się zastanawiali nad jutrzejszą trasą, wg planów mieli wracać do Łodzi rowerem (w poniedziałek musieli być u siebie), ale że zapowiedziano mocny północny wiatr za moją namową zaczęli się zastanawiać nad jazdą do Zakopanego, licząc na powrót PKS-em.
Zdjęcia z komórki
Zaliczone gminy - 20 (Ksawerów, PABIANICE - miasto powiatowe, Dobroń, ŁASK - miasto powiatowe, Buczek, Szczerców, Rząśnia, Sulmierzyce, Strzelce Wielkie, Nowa Brzeźnica, Mykanów, Kruszyna, Kłomnice, Mstów, Janów, Olsztyn, ŻARKI, Włodowice, Kroczyce, OGRODZIENIEC)
Łódź - Łask - Szczerców - Nowa Brzeźnica - Kłomnice - Mokrzesz - Żarki - Kroczyce - Ogrodzieniec
Wyruszamy w trasę już ok. 6.30. Jedziemy w trójkę razem z Danielem, kierując się na Łask, a jako że to trasa w kierunku zachodnim trzeba było trochę powalczyć z wiatrem, dopiero po skręcie na południe do Szczercowa robi się wygodniej. Droga do Szczercowa bardzo przyjemna o nadspodziewanie dobrym asfalcie, pierwsze kilometry idą więc całkiem sprawnie. Przed Nową Brzeziną spotykamy się z Symfonianem i Waxmundem i już w dość sporym 5-os peletoniku kierujemy się w stronę Jury. Tempo na tym odcinku bardzo ostre szczególnie na odcinkach równo z wiatrem, osobiście takie mocne ciśnięcie mi nie pasuje, więc mnie ta trasa zmęczyła. W Borownie żegnamy się z Symfonianem, który musiał wracać na Śląsk, ale nasza kompania utrzymuje skład liczebny, bo z kolei w Kłomnicach dołącza się Szarn, który zastanawia się nad udziałem w letniej wyprawie do Norwegii razem z Danielem i Mikim (dziś spotkali się pierwszy raz).
Pokluczyliśmy trochę bocznymi drogami, w paru miejscach wiatr nas mocno obciągnął, bo od rana znacznie przybrał na sile, ostro wieje z zachodu. Krajobrazy robią się coraz ciekawsze - to widomy znak że dojeżdżamy na Jurę, przybywa też podjazdów. Przed Podlesicami zgubiliśmy się z Szarnem, który został trochę z tyłu i źle skręcił, po krótkich konsultacjach telefonicznych ustalamy osobne warianty dojazdu do Ogrodzieńca. My pojechaliśmy dłuższą, ale ciekawszą trasą przez Siamoszyce, zaliczając (już po ciemku) po drodze bardzo wymagający 12% podjazd. Na szczycie czeka na nas Marek Dembowski u którego mieliśmy nocować, popilotował nas do samego Ogrodzieńca boczniejszymi dróżkami. Końcówka już mnie mocno zmordowała, lekko zostawałem z tyłu, trochę źle się odżywiałem na trasie, no i przede wszystkim byłem zmęczony mocnym tempem na bardziej płaskich odcinkach; tak więc do Ogrodzieńca dotarłem z ulgą (po drodze zgarniamy Szarna).
U Marka czekała nas niezła wyżerka przygotowana przez jego żonę Ulę (też podróżuje na rowerze, w zeszłym roku była na wyprawie w Alpach) - a pięciu chłopa po dwustu kilometrach w nogach potrafi zjeść konia z kopytami :)). Trochę pogadaliśmy o rowerach i planach na lato, z Krakowa specjalnie przyjechał też Zbyszek - tak więc forumowa kompania zebrała się przyzwoita! Miki i Daniel długo się zastanawiali nad jutrzejszą trasą, wg planów mieli wracać do Łodzi rowerem (w poniedziałek musieli być u siebie), ale że zapowiedziano mocny północny wiatr za moją namową zaczęli się zastanawiać nad jazdą do Zakopanego, licząc na powrót PKS-em.
Zdjęcia z komórki
Zaliczone gminy - 20 (Ksawerów, PABIANICE - miasto powiatowe, Dobroń, ŁASK - miasto powiatowe, Buczek, Szczerców, Rząśnia, Sulmierzyce, Strzelce Wielkie, Nowa Brzeźnica, Mykanów, Kruszyna, Kłomnice, Mstów, Janów, Olsztyn, ŻARKI, Włodowice, Kroczyce, OGRODZIENIEC)
Dane wycieczki:
DST: 211.80 km AVS: 25.21 km/h
ALT: 1321 m MAX: 61.10 km/h
Temp:5.0 'C
Zakopane 1
Warszawa - Żyrardów - Skierniewice - Jeżów - Brzeziny - Łódź
Na weekend zapowiadała się fajna pogoda, więc postanowiłem się wybrać na parudniowy wypad, aż paru znajomych miało podobne plany - postanowiliśmy połączyć wysiłki :)
Pierwszego dnia ruszyłem do Łodzi, planowałem jechać na lekko, z dużą torbą podsiodłową; niestety wpadłem na bardzo marny pomysł zabrania zapasowych opon zwijanych gdyby w górach zrąbała się mocniej pogoda. W torbę wszystkie rzeczy zmieściłem (wyraźnie większa od tej na bagażnik sztycowy), ale była zapakowana na full, lekko ponad 5kg - a to już dla torebki montowanej paskami do siodełka okazało się za wiele, przejechałem z 5-6km i musiałem zawrócić, bo mimo różnych kombinacji z mocowaniem i sposobem załadowania - mocno nią bujało, a bujanie przenosiło się na rower.
Wracam więc do domu, z powrotem zakładam normalny bagażnik i biorę sakwy, w efekcie czego doszło też parę nowych rzeczy. Jako, że na całą tą operację straciłem ze 2h do Łodzi postanawiam jechać najkrótszą drogą przez Żyrardów i Jeżów, nie jak miałem w planach Sochaczew (by zaliczyć parę nowych gmin). Trasa bez większych przygód, droga dobrze znana, niemal cały dystans pod wiatr, nie jakiś bardzo mocny, niemniej odczuwalny. Do Łodzi dotarłem zgodnie z planem koło 18, krótka przejażdżka po pięknie oświetlonej Piotrkowskiej - i udałem się na nocleg do Mikiego. Trochę pogadaliśmy o rowerowych planach, postudiowaliśmy prognozy pogody - i w kimę, bo rano czekała nas wczesna pobudka
Zdjęcia z komórki
Zaliczone gminy - 6 (Skierniewice - wieś, SKIERNIEWICE - miasto powiatowe + powiat grodzki, Godzanów, Słupia, Nowosolna, ŁÓDŹ - miasto wojewódzkie + powiat grodzki + powiat ziemski (łódzki wschodni))
Warszawa - Żyrardów - Skierniewice - Jeżów - Brzeziny - Łódź
Na weekend zapowiadała się fajna pogoda, więc postanowiłem się wybrać na parudniowy wypad, aż paru znajomych miało podobne plany - postanowiliśmy połączyć wysiłki :)
Pierwszego dnia ruszyłem do Łodzi, planowałem jechać na lekko, z dużą torbą podsiodłową; niestety wpadłem na bardzo marny pomysł zabrania zapasowych opon zwijanych gdyby w górach zrąbała się mocniej pogoda. W torbę wszystkie rzeczy zmieściłem (wyraźnie większa od tej na bagażnik sztycowy), ale była zapakowana na full, lekko ponad 5kg - a to już dla torebki montowanej paskami do siodełka okazało się za wiele, przejechałem z 5-6km i musiałem zawrócić, bo mimo różnych kombinacji z mocowaniem i sposobem załadowania - mocno nią bujało, a bujanie przenosiło się na rower.
Wracam więc do domu, z powrotem zakładam normalny bagażnik i biorę sakwy, w efekcie czego doszło też parę nowych rzeczy. Jako, że na całą tą operację straciłem ze 2h do Łodzi postanawiam jechać najkrótszą drogą przez Żyrardów i Jeżów, nie jak miałem w planach Sochaczew (by zaliczyć parę nowych gmin). Trasa bez większych przygód, droga dobrze znana, niemal cały dystans pod wiatr, nie jakiś bardzo mocny, niemniej odczuwalny. Do Łodzi dotarłem zgodnie z planem koło 18, krótka przejażdżka po pięknie oświetlonej Piotrkowskiej - i udałem się na nocleg do Mikiego. Trochę pogadaliśmy o rowerowych planach, postudiowaliśmy prognozy pogody - i w kimę, bo rano czekała nas wczesna pobudka
Zdjęcia z komórki
Zaliczone gminy - 6 (Skierniewice - wieś, SKIERNIEWICE - miasto powiatowe + powiat grodzki, Godzanów, Słupia, Nowosolna, ŁÓDŹ - miasto wojewódzkie + powiat grodzki + powiat ziemski (łódzki wschodni))
Dane wycieczki:
DST: 159.40 km AVS: 23.21 km/h
ALT: 609 m MAX: 52.30 km/h
Temp:6.0 'C
Piątek, 25 lutego 2011Kategoria >100km, Rower szosowy, Wycieczka
Warszawa - Góra Kalwaria - Kozienice - Pionki - Radom - [pociąg] - Piaseczno - Warszawa
Wyjazd z cyklu od rychło w czas do późna wieczór. Ruszam bardzo późno jak na planowaną trasę - dopiero ok. 13.30, co oznaczało że cały czas będzie się trzeba spieszyć. Na pierwszych kilometrach nadspodziewanie ciepło, zaledwie -3'C i piękna słoneczna pogoda. Wiatr niewielki i bardziej sprzyjający niż przeszkadzający, więc kilometry lecą sprawnie; jazda na szosówce była dobrym pomysłem, bo drogi są zupełnie suche. W rejonie Magnuszewa sporo białych łąk i sadów jabłkowych, im bliżej Kozienic - tym więcej lasów. W Kozienicach krótkie kółko za urzędami (Urząd Miejski Kozienic pierwsza klasa, mieści się w sporym pałacu, otoczonym pięknym parkiem).
Za Kozienicami łapie mnie zmrok, temperatura spada do -7'C; pierwsze kilometry po ciemku nieciekawe, bo na drodze do Radomia jest spory ruch. Z trasy odbijam jeszcze na Pionki (tam krótki postój na batoniki) oraz w Jedlni-Letnisku. Gdy dojeżdżam do Radomia orientuję że czasu do odjazdu pociągu mam bardzo mało, więc nie będzie czasu na zaliczenie urzędów (niewielka starta bo w Radomiu bywam kilka razy rocznie) - zasuwałem prosto na dworzec, dotarłem zaledwie 10min przed odjazdem (zdążyłem jeszcze kupić okropnego hamburgera)
Powrót wieczornym pociągiem osobowym - to ciekawe doświadczenie, gdyby człowiek nie zobaczył tego na własne oczy - ciężko uwierzyć, że mogą istnieć tacy debile. Jechałem z niesłychanie prymitywnym chłopaczkiem i niewiele mądrzejszą dziewczyną, język to w 3/4 same przekleństwa, zaraz po tym jak usiedli koło mnie koleś puścił na cały regulator jakiś tragiczny polski rap z mp3; na szczęście bardzo szybko padła mu bateria co go bardzo rozjuszyło (a swoją drogą był już wcześniej rozjuszony bo mu szef nie chciał dać 10zł zaliczki i nie miał na piwo :). Następnie dzwonił do jakiegoś znajomego, który miał wsiadać później, żeby dowiózł baterię, ale ta dowieziona też nie chciała działać; chciało mu się też palić, ale mieli tylko dwie zapałki, z czego jedna zgasła :)) Do tego okazało się, że koleś jest namiętnym palaczem marihuany; jednym słowem nie wiadomo czy śmiać się czy płakać...
Powrót z Piaseczna już po 21, temperatura spadła do -10'C
Zdjęcia
Zaliczone gminy - 7 (Magnuszew, Głowaczów, KOZIENICE - miasto powiatowe, Pionki - wieś, PIONKI, Jedlnia-Letnisko, RADOM - miasto powiatowe + powiat grodzki)
Wyjazd z cyklu od rychło w czas do późna wieczór. Ruszam bardzo późno jak na planowaną trasę - dopiero ok. 13.30, co oznaczało że cały czas będzie się trzeba spieszyć. Na pierwszych kilometrach nadspodziewanie ciepło, zaledwie -3'C i piękna słoneczna pogoda. Wiatr niewielki i bardziej sprzyjający niż przeszkadzający, więc kilometry lecą sprawnie; jazda na szosówce była dobrym pomysłem, bo drogi są zupełnie suche. W rejonie Magnuszewa sporo białych łąk i sadów jabłkowych, im bliżej Kozienic - tym więcej lasów. W Kozienicach krótkie kółko za urzędami (Urząd Miejski Kozienic pierwsza klasa, mieści się w sporym pałacu, otoczonym pięknym parkiem).
Za Kozienicami łapie mnie zmrok, temperatura spada do -7'C; pierwsze kilometry po ciemku nieciekawe, bo na drodze do Radomia jest spory ruch. Z trasy odbijam jeszcze na Pionki (tam krótki postój na batoniki) oraz w Jedlni-Letnisku. Gdy dojeżdżam do Radomia orientuję że czasu do odjazdu pociągu mam bardzo mało, więc nie będzie czasu na zaliczenie urzędów (niewielka starta bo w Radomiu bywam kilka razy rocznie) - zasuwałem prosto na dworzec, dotarłem zaledwie 10min przed odjazdem (zdążyłem jeszcze kupić okropnego hamburgera)
Powrót wieczornym pociągiem osobowym - to ciekawe doświadczenie, gdyby człowiek nie zobaczył tego na własne oczy - ciężko uwierzyć, że mogą istnieć tacy debile. Jechałem z niesłychanie prymitywnym chłopaczkiem i niewiele mądrzejszą dziewczyną, język to w 3/4 same przekleństwa, zaraz po tym jak usiedli koło mnie koleś puścił na cały regulator jakiś tragiczny polski rap z mp3; na szczęście bardzo szybko padła mu bateria co go bardzo rozjuszyło (a swoją drogą był już wcześniej rozjuszony bo mu szef nie chciał dać 10zł zaliczki i nie miał na piwo :). Następnie dzwonił do jakiegoś znajomego, który miał wsiadać później, żeby dowiózł baterię, ale ta dowieziona też nie chciała działać; chciało mu się też palić, ale mieli tylko dwie zapałki, z czego jedna zgasła :)) Do tego okazało się, że koleś jest namiętnym palaczem marihuany; jednym słowem nie wiadomo czy śmiać się czy płakać...
Powrót z Piaseczna już po 21, temperatura spadła do -10'C
Zdjęcia
Zaliczone gminy - 7 (Magnuszew, Głowaczów, KOZIENICE - miasto powiatowe, Pionki - wieś, PIONKI, Jedlnia-Letnisko, RADOM - miasto powiatowe + powiat grodzki)
Dane wycieczki:
DST: 139.10 km AVS: 24.84 km/h
ALT: 403 m MAX: 40.00 km/h
Temp:-6.0 'C
Warszawa - Tarczyn - Mszczonów - Nadarzyn - Warszawa
Tym razem dłuższy wypad na mrozie, którego celem był Mszczonów i zaliczenie 3 gmin. Do Tarczyna tak samo jak wczoraj, podobne warunki, koło -8, po jakiś 30km jak zwykle zaczynają się dawać we znaki stopy, mimo jazdy w super-pancernych butach polarnych. Niestety na rowerze kluczową sprawą jest nacisk od pedałów, z którym nie radzą sobie nawet najcieplejsze buty. Gdy zsiadałem z roweru i chwilę chodziłem - bardzo szybko stopy się rozgrzewały, niestety punktowy nacisk w czasie jazdy powoduje gorsze ukrwienie palców stopy, szczególnie przy takim stylu pedałowania jak mój - śródstopiem i tylną częścią stopy.
Za Tarczynem zaczynają się małe górki, nieoczekiwanie okazuje się, że zrobiono nowiutką drogę prosto z Tarczyna do Mszczonowa, nie trzeba już jeździć długim objazdem przez Chudolipie, bądź telepać się po dziurach - nowa szosa jest gładziutka jak stół. W Mszczonowie nakołowałem się za urzędem, w Wikipedii podali zły adres, właściwy musiałem wyszukać w komórce, do której obsługi oczywiście musiałem zdjąć rękawice, więc przez parę następnych kilometrów dłonie nieźle szczypały, bo mróz jest solidny (-9-10'C). Z Mszczonowa jadę szosą katowicką, pierwszy odcinek z fatalnym poboczem. W Żabiej Woli krótki postój na batoniki i ciepłą herbatę z termosu, ale generalnie na powietrzu za długo nie można stać, bo organizm szybko się wychładza. W czasie powrotu do Warszawy trochę poeksperymentowałem ze sposobem kręcenia - i przy naciskaniu pedałów przednią częścią stopy było zauważalnie cieplej, niestety dla mnie taki styl kręcenia niewygodny, powodujący też bóle achillesa.
Zaliczone gminy - 3 (Żabia Wola, MSZCZONÓW, Radziejowice)
Tym razem dłuższy wypad na mrozie, którego celem był Mszczonów i zaliczenie 3 gmin. Do Tarczyna tak samo jak wczoraj, podobne warunki, koło -8, po jakiś 30km jak zwykle zaczynają się dawać we znaki stopy, mimo jazdy w super-pancernych butach polarnych. Niestety na rowerze kluczową sprawą jest nacisk od pedałów, z którym nie radzą sobie nawet najcieplejsze buty. Gdy zsiadałem z roweru i chwilę chodziłem - bardzo szybko stopy się rozgrzewały, niestety punktowy nacisk w czasie jazdy powoduje gorsze ukrwienie palców stopy, szczególnie przy takim stylu pedałowania jak mój - śródstopiem i tylną częścią stopy.
Za Tarczynem zaczynają się małe górki, nieoczekiwanie okazuje się, że zrobiono nowiutką drogę prosto z Tarczyna do Mszczonowa, nie trzeba już jeździć długim objazdem przez Chudolipie, bądź telepać się po dziurach - nowa szosa jest gładziutka jak stół. W Mszczonowie nakołowałem się za urzędem, w Wikipedii podali zły adres, właściwy musiałem wyszukać w komórce, do której obsługi oczywiście musiałem zdjąć rękawice, więc przez parę następnych kilometrów dłonie nieźle szczypały, bo mróz jest solidny (-9-10'C). Z Mszczonowa jadę szosą katowicką, pierwszy odcinek z fatalnym poboczem. W Żabiej Woli krótki postój na batoniki i ciepłą herbatę z termosu, ale generalnie na powietrzu za długo nie można stać, bo organizm szybko się wychładza. W czasie powrotu do Warszawy trochę poeksperymentowałem ze sposobem kręcenia - i przy naciskaniu pedałów przednią częścią stopy było zauważalnie cieplej, niestety dla mnie taki styl kręcenia niewygodny, powodujący też bóle achillesa.
Zaliczone gminy - 3 (Żabia Wola, MSZCZONÓW, Radziejowice)
Dane wycieczki:
DST: 108.80 km AVS: 22.59 km/h
ALT: 316 m MAX: 32.40 km/h
Temp:-9.0 'C
Warszawa - Grodzisk Maz. - Żyrardów - Rawa Maz. - Brzeziny - Koluszki
Z domu wyjeżdżam wcześnie, już parę minut po 7, z Marcinem spotykamy się w rejonie Podkowy Leśnej. Nieoczekiwanie zima uderzyła dość mocno, jeszcze w Warszawie ulice są przyzwoicie odśnieżone, ale dalej mniej uczęszczane drogi są całkiem białe, właściwie cała Podkowa Leśna w śniegu. Na początku trasy sporo pokołowaliśmy zaliczając podwarszawskie gminy, dopiero za Żyrardowem zaczęła się ciekawsza jazda - na drodze do Puszczy Mariańskiej sporo lasów, mniejszy ruch na drodze. W Puszczy krótka przerwa na posiłek na powietrzu, po czym szybko ruszamy dalej, żeby nie zmarznąć. Kawałek za Puszczą bardzo fajny, boczne drogi, mocno wyślizgane, przydają się opony z kolcami (a już się szykowałem do zmiany na zwyczajne! :), dochodzą też pierwsze małe góreczki. Po przeprawie bocznymi drogami wjeżdżamy na perfekcyjnie wykonaną drogę 707, którą z eleganckim wiatrem w plecy docieramy do Rawy Mazowieckiej. Jako, że mieliśmy już ponad 100km w nogach uznaliśmy, że najwyższy czas na prawdziwy postój - w cieple. Odpoczywamy ponad pół godzinki w cieplutkim barze z kebabem (ogromny hamburger za jedyne 5,50zł!).
Na kolejnym kawałku do Jeżowa sporo małych wrednych górek, niekorzystny wiatr i do tego Marcina coraz mocniej zaczęły pobolewać mięśnie niedawno operowanej nogi, dla której tak wymagająca trasa na mrozie okazała się za długa. Spokojnym tempem docieramy do Jeżowa, tutaj robimy krótką analizę połączeń kolejowych z Koluszek i jako, że do najtańszego InterRegio mamy ok. 2h umawiamy się, że Marcin pojedzie od razu do Koluszek (nie było sensu obciążać mocniej kontuzjowanej nogi), ja natomiast zaliczę jeszcze gminę w Brzezinach. Już na trasie do Brzezin okazało się, że dość blisko jest też gmina w Rogowie, więc odbiłem trochę w bok, ale nieoczekiwanie mocno się nakołowałem za urzędem gminy, który był położony po drugiej stronie torów kolejowych do Warszawy. Warunki powoli robią się coraz trudniejsze - mocniej pada śnieg, mocniej wieje, temperatura -5, ale najbardziej przeszkadzają mi błotniki, w których przymarza od wewnątrz błoto pośniegowe, o które coraz mocniej przyciera opona. W rejonie Brzezin parę fajnych górek, przed Koluszkami orientuję się że do odjazdu pociągu już blisko, tak więc niezłym sprintem nakołowałem się po samym miasteczku (urząd miejski był akurat po dokładnie drugiej stronie Koluszek, nie jak zwykle w centrum), do tego na dystansie zaledwie jakiś 10km wysiadł mi napęd, łańcuch tak skakał, że ledwo podjechałem wiadukt nad torami (już w Warszawie okazało się, że nawala tylko na środkowej zębatce korby, w niedzielę do pracy już skakało mniej, po tym jak rower odmarzł w domu). Powrót pociągiem, oczywiście z małym bonusem od PKP - tym razem w naszym przedziale nie było światła :).
Zdjęcia z wycieczki
Zaliczone gminy - 17 (PODKOWA LEŚNA, MILANÓWEK, GRODZISK MAZOWIECKI - miasto powiatowe, Jaktorów, ŻYRARDÓW - miasto powiatowe, Wiskitki, Puszcza Mariańska, Kowiesy, Nowy Kawęczyn, Rawa Mazowiecka - wieś, RAWA MAZOWIECKA - miasto powiatowe, Głuchów, Jeżów, Rogów, Brzeziny - wieś, BRZEZINY - miasto powiatowe, KOLUSZKI)
Z domu wyjeżdżam wcześnie, już parę minut po 7, z Marcinem spotykamy się w rejonie Podkowy Leśnej. Nieoczekiwanie zima uderzyła dość mocno, jeszcze w Warszawie ulice są przyzwoicie odśnieżone, ale dalej mniej uczęszczane drogi są całkiem białe, właściwie cała Podkowa Leśna w śniegu. Na początku trasy sporo pokołowaliśmy zaliczając podwarszawskie gminy, dopiero za Żyrardowem zaczęła się ciekawsza jazda - na drodze do Puszczy Mariańskiej sporo lasów, mniejszy ruch na drodze. W Puszczy krótka przerwa na posiłek na powietrzu, po czym szybko ruszamy dalej, żeby nie zmarznąć. Kawałek za Puszczą bardzo fajny, boczne drogi, mocno wyślizgane, przydają się opony z kolcami (a już się szykowałem do zmiany na zwyczajne! :), dochodzą też pierwsze małe góreczki. Po przeprawie bocznymi drogami wjeżdżamy na perfekcyjnie wykonaną drogę 707, którą z eleganckim wiatrem w plecy docieramy do Rawy Mazowieckiej. Jako, że mieliśmy już ponad 100km w nogach uznaliśmy, że najwyższy czas na prawdziwy postój - w cieple. Odpoczywamy ponad pół godzinki w cieplutkim barze z kebabem (ogromny hamburger za jedyne 5,50zł!).
Na kolejnym kawałku do Jeżowa sporo małych wrednych górek, niekorzystny wiatr i do tego Marcina coraz mocniej zaczęły pobolewać mięśnie niedawno operowanej nogi, dla której tak wymagająca trasa na mrozie okazała się za długa. Spokojnym tempem docieramy do Jeżowa, tutaj robimy krótką analizę połączeń kolejowych z Koluszek i jako, że do najtańszego InterRegio mamy ok. 2h umawiamy się, że Marcin pojedzie od razu do Koluszek (nie było sensu obciążać mocniej kontuzjowanej nogi), ja natomiast zaliczę jeszcze gminę w Brzezinach. Już na trasie do Brzezin okazało się, że dość blisko jest też gmina w Rogowie, więc odbiłem trochę w bok, ale nieoczekiwanie mocno się nakołowałem za urzędem gminy, który był położony po drugiej stronie torów kolejowych do Warszawy. Warunki powoli robią się coraz trudniejsze - mocniej pada śnieg, mocniej wieje, temperatura -5, ale najbardziej przeszkadzają mi błotniki, w których przymarza od wewnątrz błoto pośniegowe, o które coraz mocniej przyciera opona. W rejonie Brzezin parę fajnych górek, przed Koluszkami orientuję się że do odjazdu pociągu już blisko, tak więc niezłym sprintem nakołowałem się po samym miasteczku (urząd miejski był akurat po dokładnie drugiej stronie Koluszek, nie jak zwykle w centrum), do tego na dystansie zaledwie jakiś 10km wysiadł mi napęd, łańcuch tak skakał, że ledwo podjechałem wiadukt nad torami (już w Warszawie okazało się, że nawala tylko na środkowej zębatce korby, w niedzielę do pracy już skakało mniej, po tym jak rower odmarzł w domu). Powrót pociągiem, oczywiście z małym bonusem od PKP - tym razem w naszym przedziale nie było światła :).
Zdjęcia z wycieczki
Zaliczone gminy - 17 (PODKOWA LEŚNA, MILANÓWEK, GRODZISK MAZOWIECKI - miasto powiatowe, Jaktorów, ŻYRARDÓW - miasto powiatowe, Wiskitki, Puszcza Mariańska, Kowiesy, Nowy Kawęczyn, Rawa Mazowiecka - wieś, RAWA MAZOWIECKA - miasto powiatowe, Głuchów, Jeżów, Rogów, Brzeziny - wieś, BRZEZINY - miasto powiatowe, KOLUSZKI)
Dane wycieczki:
DST: 174.50 km AVS: 21.45 km/h
ALT: 651 m MAX: 41.40 km/h
Temp:-4.0 'C
Środa, 16 lutego 2011Kategoria >100km, Rower szosowy, Wycieczka
Warszawa - Legionowo - Serock - Nowy Dwór Mazowiecki - Warszawa
Razem z Marcinem postanowiliśmy wykorzystać ładną pogodę na dłuższą przejażdżkę. Celem było zaliczenie kilku gmin w powiecie legionowskim. Spotykamy się już na prawej stronie Wisły, skąd nieprzyjemną i dziurawą Modlińską jedziemy do Jabłonnej, wiatr mamy sprzyjający, nawet specjalnie nie czuje się mrozu. Trochę pokołowaliśmy po Legionowie, po czym ruszyliśmy na Wieliszew i Serock. Nad Zalewem Zegrzyńskim podziwialiśmy piękne widoki, zamarznięte jezioro w pełnym słońcu robi duże wrażenie. W Serocku na niebrzydkim rynku robimy sobie krótki postój, po czym zjeżdżamy 10% ścianką nad Narew. By wejść na molo trzeba było się przedostać przez jakieś 10m lekko zamarzniętej wody, jako że miałem wysokie, wodoodporne buty postanowiłem spróbować. Na molo się dostałem (choć woda była głęboka na jakieś 30cm) dzięki czemu mogłem sfotografować piękne pole kry jakie się utworzyło w tym miejscu; niestety okazało się, że zapewnienia producenta o wodoodporności butów (polarnych!) można było między bajki włożyć. Tak więc pozostałą część trasy musiałem jechać z lekko zamoczonymi stopami w mokrych butach (na szczęście miałem zapasowe skarpetki, od Marcina pożyczyłem też torebki foliowe).
Odcinek do Nowego Dworu jedziemy z wiatrem, oczywiście przeszkadza duży ruch tirów z którego słynie ta droga, do tego aż przykro patrzeć w jakim stanie jest ta szosa. Parę lat temu położono tu nowiuteńki, gładziutki asfalt, obecnie jest masa dziur, niestety to nie pierwsza taka fuszerka drogowców. Do Nowego Dworu docieramy bardzo sprawnie; na dalszej trasie czekała nas ściana płaczu - czyli mocny idealnie przeciwny wiatr, ledwo się ciągnęło 20km/h i tak ponad 20km. Po drodze przemoczone stopy zaczęły mi się dawać coraz mocniej we znaki, więc uznałem że nie ma sensu jechać przez całą Warszawę (dalej pod ten wiatr) i postanowiłem wrócić metrem. Z Marcinem żegnamy się w Łomiankach (tędy bliżej na Bemowo), sam jadę jeszcze parę kilometrów do stacji Młociny
Zdjęcia z wycieczki
Zaliczone gminy - 7 (JABŁONNA, LEGIONOWO - miasto powiatowe, Wieliszew, Nieporęt, SEROCK, Pomiechówek, NOWY DWÓR MAZOWIECKI - miasto powiatowe)
Razem z Marcinem postanowiliśmy wykorzystać ładną pogodę na dłuższą przejażdżkę. Celem było zaliczenie kilku gmin w powiecie legionowskim. Spotykamy się już na prawej stronie Wisły, skąd nieprzyjemną i dziurawą Modlińską jedziemy do Jabłonnej, wiatr mamy sprzyjający, nawet specjalnie nie czuje się mrozu. Trochę pokołowaliśmy po Legionowie, po czym ruszyliśmy na Wieliszew i Serock. Nad Zalewem Zegrzyńskim podziwialiśmy piękne widoki, zamarznięte jezioro w pełnym słońcu robi duże wrażenie. W Serocku na niebrzydkim rynku robimy sobie krótki postój, po czym zjeżdżamy 10% ścianką nad Narew. By wejść na molo trzeba było się przedostać przez jakieś 10m lekko zamarzniętej wody, jako że miałem wysokie, wodoodporne buty postanowiłem spróbować. Na molo się dostałem (choć woda była głęboka na jakieś 30cm) dzięki czemu mogłem sfotografować piękne pole kry jakie się utworzyło w tym miejscu; niestety okazało się, że zapewnienia producenta o wodoodporności butów (polarnych!) można było między bajki włożyć. Tak więc pozostałą część trasy musiałem jechać z lekko zamoczonymi stopami w mokrych butach (na szczęście miałem zapasowe skarpetki, od Marcina pożyczyłem też torebki foliowe).
Odcinek do Nowego Dworu jedziemy z wiatrem, oczywiście przeszkadza duży ruch tirów z którego słynie ta droga, do tego aż przykro patrzeć w jakim stanie jest ta szosa. Parę lat temu położono tu nowiuteńki, gładziutki asfalt, obecnie jest masa dziur, niestety to nie pierwsza taka fuszerka drogowców. Do Nowego Dworu docieramy bardzo sprawnie; na dalszej trasie czekała nas ściana płaczu - czyli mocny idealnie przeciwny wiatr, ledwo się ciągnęło 20km/h i tak ponad 20km. Po drodze przemoczone stopy zaczęły mi się dawać coraz mocniej we znaki, więc uznałem że nie ma sensu jechać przez całą Warszawę (dalej pod ten wiatr) i postanowiłem wrócić metrem. Z Marcinem żegnamy się w Łomiankach (tędy bliżej na Bemowo), sam jadę jeszcze parę kilometrów do stacji Młociny
Zdjęcia z wycieczki
Zaliczone gminy - 7 (JABŁONNA, LEGIONOWO - miasto powiatowe, Wieliszew, Nieporęt, SEROCK, Pomiechówek, NOWY DWÓR MAZOWIECKI - miasto powiatowe)
Dane wycieczki:
DST: 115.70 km AVS: 22.91 km/h
ALT: 360 m MAX: 42.60 km/h
Temp:-4.0 'C
Czwartek, 10 lutego 2011Kategoria >100km, Rower szosowy, Wycieczka
Warszawa - Grójec - Warka - Chynów - Pilawa - Piaseczno - Warszawa
Dłuższy wypad do Warki, po drodze zaliczyłem kilka gmin. Jechało się całkiem przyzwoicie, wiatr był umiarkowany, w drodze powrotnej po raz pierwszy pojechałem drogą przez Chynów, stanowiącą ciekawą alternatywę dla trasy przez Górę Kalwarię. Asfalt z reguły dobry, choć w rejonie torów kolejowych ponad kilometrowy odcinek chamskich płytek. Ładny kawałeczek bocznymi drogami z Chynowa do Pilawy, za to z Pilawy do Piaseczna fatalny kawałek główną drogą (brak pobocza, ogromny ruch, ja do tego jechałem tu już nocą)
Zaliczone gminy - 3 (Jasieniec, WARKA, Chynów)
Dłuższy wypad do Warki, po drodze zaliczyłem kilka gmin. Jechało się całkiem przyzwoicie, wiatr był umiarkowany, w drodze powrotnej po raz pierwszy pojechałem drogą przez Chynów, stanowiącą ciekawą alternatywę dla trasy przez Górę Kalwarię. Asfalt z reguły dobry, choć w rejonie torów kolejowych ponad kilometrowy odcinek chamskich płytek. Ładny kawałeczek bocznymi drogami z Chynowa do Pilawy, za to z Pilawy do Piaseczna fatalny kawałek główną drogą (brak pobocza, ogromny ruch, ja do tego jechałem tu już nocą)
Zaliczone gminy - 3 (Jasieniec, WARKA, Chynów)
Dane wycieczki:
DST: 124.70 km AVS: 25.36 km/h
ALT: 343 m MAX: 36.00 km/h
Temp:1.0 'C