wilk
Warszawa
avatar

Informacje

  • Wszystkie kilometry: 319318.44 km
  • Km w terenie: 837.00 km (0.26%)
  • Czas na rowerze: 581d 11h 01m
  • Prędkość średnia: 22.77 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Zaprzyjaźnione strony

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy wilk.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

>100km

Dystans całkowity:238153.82 km (w terenie 665.00 km; 0.28%)
Czas w ruchu:10350:56
Średnia prędkość:22.86 km/h
Maksymalna prędkość:87.20 km/h
Suma podjazdów:1827518 m
Maks. tętno maksymalne:177 (94 %)
Maks. tętno średnie:151 (80 %)
Suma kalorii:580913 kcal
Liczba aktywności:1036
Średnio na aktywność:229.88 km i 10h 00m
Więcej statystyk
Piątek, 13 kwietnia 2012Kategoria >100km, Góral, Wycieczka
W piątek trzynastego...

Warszawa - Wólka Węglowa - Pociecha - Wiersze - Karpaty - Leszno - Warszawa

Wyjazd z Cimanem do Puszczy Kampinoskiej. Wjeżdżamy do lasu przez Wólkę Węglową, byliśmy na Górze Ojca, następnie zielonym szlakiem docieramy do Pociechy, Krętą Drogą i fajnym żółtym szlakiem do Wierszy, odpoczywamy w Roztoce. Podczas jazdy okazuje się, że z moim amortyzatorem jest coraz gorzej, na Kanarach miałem spore wycieki oleju, teraz już prawdopodobnie wyciekło wszystko i amortyzator marnie działa, coś tam trzeszczy. Kawałek za Roztoką - kolejnej regulacji siodła nie wytrzymuje zacisk podsiodłowy - rozwalony gwint. Na całe szczęście Marcin miał ze sobą zapasową dłuższą śrubę i udało się to skręcić, bo czekałby mnie powrót na stojaka.

Zaliczamy piękny kawałek po Karpatach i niebieskim szlakiem wracamy do Leszna; stąd już z wiatrem wracamy asfaltem do Warszawy. Udało mi się jeszcze odwiedzić sklep Gianta, gdzie kupowałem rower - i dowiedziałem się, że mój amortyzator jest zatarty i nie nadaje się do jazdy, trzeba go oddać do serwisu (co w perspektywie najbliższego tygodnia jest dla mnie fatalną informacją). Jednym słowem - wielkie rozczarowanie, kupując rower z drogim amortyzatorem Foxa - liczyłem na niezawodność, a tymczasem ten szajs padł po zaledwie 3tys km (a cieknąć zaczął na Kanarach po zaledwie 2tys z kawałkiem), amortyzator w rowerze Marcina (dużo tańszy Epicon) z nieco mniejszym przebiegiem, ale w bardzo zbliżonych warunkach działa bez zarzutu.

A na domiar złego - przy zeskakiwaniu z murku koło sklepu mocno naciągnąłem sobie coś w odcinku lędźwiowym kręgosłupa, pół nocy przez to nie spałem, oby się okazało że to coś z mięśniami, nie samym kręgosłupem. Tak więc - nie żartujmy sobie z klątwy "13 w piątek"... :))

Dane wycieczki: DST: 102.50 km AVS: 21.21 km/h ALT: 333 m MAX: 37.70 km/h Temp:13.0 'C
Niedziela, 1 kwietnia 2012Kategoria >100km, >200km, Rower szosowy, Wycieczka
Spontanicznie do Lublina

Warszawa - Otwock - Garwolin - Ryki - Puławy - Kazimierz Dolny - Nałęczów - Lublin

Dzisiaj nie miałem w planach żadnego wyjazdu, ale koło 10 zadzwonił Marcin z pytaniem czy nie przejechałbym się na maraton w Otwocku, gdzie chciał się spotkać ze znajomym. Zgodziłem się i po godzince spotkaliśmy się na Trasie Siekierkowskiej. Na trasie nad Wisłę od razu dało się odczuć mocny północno-zachodni wiatr - pod wpływem którego zupełnie zmieniamy plany i postanawiamy spróbować długiej trasy do Lublina.

Krótka wizyta w Międzylesiu, następnie na starcie maratonu - i zaczynamy właściwą jazdę. Już w Otwocku dopada nas wielka ciemna chmura, z której porządnie sypnęło śniegiem, temperatura z 5-6'C spada do 0 - taka wiosenna primaaprilisowa niespodzianka ;))
Bocznymi drogami przez Dąbrówkę docieramy do szosy lubelskiej, tam na bardziej odkrytym terenie już lepiej wieje, przestaje też padać. W Garwolinie robimy krótki postój na zakupy (bo nie planując tak długiej trasy nie wzięliśmy jedzenia), znowu nas dopada śnieżna chmura, ale też i bardzo zauważalnie pomaga wiatr, do Ryków jechało się świetnie, często powyżej 30km/h. Droga mimo że ruchliwa - na rower bardzo dobra ze względu na szerokie 2m pobocze. Kawałek za Rykami spotykamy rodziców Marcina, którzy wracali tędy samochodem z lubelskiego, kawałek dalej rozdzielamy się - bo ja chciałem jeszcze pojechać do Kazimierza Dolnego, Marcin wolał nie ryzykować (czasu nie było za dużo) - i pojechał do Nałęczowa (gdzie się umówiliśmy na spotkanie) bezpośrednio szosą lubelską.

W międzyczasie pogoda się pięknie wyklarowało, zupełnie się rozjaśniło, po chmurach nie zostało śladu, wiatr też trochę odpuścił. Za Puławami wreszcie wyremontowano drogę do Kazimierza, sam Kazimierz - puściutki, jak nieczęsto się tu weekendami zdarza; zrobiłem sobie krótki postój na rynku. Za Kazimierzem najciekawszy kawałek trasy - sporo małych góreczek, wąwoziki za Rzeczycą, zupełnie pusto, spotkałem przy samej drodze małe stado sarenek i dobrze odpasionego bażanta ;)

Droga trochę dziurawa, dopiero za Wąwolnicą wraca dobry asfalt, do Nałęczowa docieram trochę po zachodzie słońca, zimno - 0'C, więc Marcin czekał na mnie w pięknym nałęczowskim parku w kawiarni. Wspólnie kontynuujemy już nocną trasę do Lublina, droga urozmaicona licznymi pagóreczkami. Do Lublina docieramy z zapasem, więc wjeżdżamy jeszcze do centrum na hamburgery w McDonaldsie, po czy jedziemy na pobliski dworzec PKS. W Polskim Busie nie robili najmniejszych problemów z rowerami, żadnych dopłat - więc sprawnie docieramy do Warszawy.

Wyjazd zupełnie spontaniczny - i bardzo udany, udało się wykorzystać wiatr na sensowną trasę. Pogoda idealnie wpisała się w przysłowie "kwiecień, plecień..." - od śniegu po piękne słońce.

Kilka fotek Marcina


Zaliczone gminy - 9 (Żyrzyn, Końskowola, Puławy-wieś, PUŁAWY - miasto powiatowe, KAZIMIERZ DOLNY, Wąwolnica, NAŁĘCZÓW, Jastków, LUBLIN - miasto wojewódzkie i powiatowe + powiat grodzki)
Dane wycieczki: DST: 222.90 km AVS: 27.18 km/h ALT: 948 m MAX: 46.00 km/h Temp:3.0 'C
Wtorek, 27 marca 2012Kategoria >100km, Wypad, Rower szosowy
Warszawa - Węgrów - Sokołów Podlaski - Repki

Do Decatholnu - a następnie nieudany wypad na Podlasie. Miałem pozaliczać trochę gmin, ale szybko mi się odechciało, na wyjazdach parudniowych jedynie po gminy - bardzo ciężko o motywację, szczególnie na terenach o znikomej atrakcyjności. Miała na to wpływ też jazda na szosówce - wypad parudniowy na takim rowerze ze sprzętem biwakowym oznacza jazdę z ciężkim plecakiem, chciałem spróbować czy tego typu wyjazdy mają sens - i okazało się że jednak nie bardzo. Jechać się da, jakiejś wielkiej tragedii nie ma, jednak te jakieś 6kg na plecach - to już za dużo, szczególnie na długich trasach.
Dane wycieczki: DST: 130.00 km AVS: 25.91 km/h ALT: 518 m MAX: 64.20 km/h Temp:13.0 'C
Piątek, 23 marca 2012Kategoria >100km, >200km, Rower szosowy, Wycieczka
Dorżnąć Mazowsze:)

Warszawa - Grójec - Wyśmierzyce - Przysucha - Szydłowiec - Radom


Celem tego wyjazdu było "dorżnięcie Mazowsza" - czyli zaliczenie ostatnich gmin na terenie największego polskiego województwa - mazowieckiego. Ruszam przed 9, już od rana zapowiada się świetna pogoda, za Piasecznem przebieram się w krótkie spodenki. Do Grójca standardowo, później ruchliwą drogą odbijam na Białą Rawską by zaliczyć gminę Błędów, tutaj jedzie się dość ciężko, bo solidnie wieje z zachodu. Bocznymi drogami wracam na szosę na Końskie, którą jadę do Mogielnicy. Tam odbijam w stronę Pilicy, którą przekraczam mało znanym mostem w Tomczycach. Kawałek za mostem trzeba przejechać szutrówką - i wylatuje się na Wyśmierzyce - czyli najmniejsze miasto w Polsce (zaledwie 858 mieszkańców!).

Stamtąd jadę kawałek krajówką, a następnie sporo bardzo dziurawymi bocznymi drogami w gminach Klwów i Rusinów, nawet droga wojewódzka na Przysuchę jest w beznadziejnym stanie. Do samej (niestety brzydkiej) Przysuchy docieram już mocno zmęczony, bo pierwszy postój wypadł mi dopiero po 130km. Po porządnym posiłku wracam do formy i jadę w kierunku Szydłowca, po pierwszej części wyjazdu gdy wiatr mi sporo przeszkadzał - teraz mam nagrodę, wieje w plecy i z boku. A trasa ciekawa, wreszcie sporo góreczek, asfalt gładziutki, temperatura 20'C - aż chce się jechać; czemu nie mogło być tak jak jechałem do Wilna? W Szydłowcu (całkiem niebrzydkie miasteczko) jestem o czasie, stacja kolejowa jest dobrych parę km za miastem. Tutaj orientuję się, że mam jedynie 20zł - a to na pociąg nie starczy, bankomatu nigdzie nie ma, stacja to ruina.

Nie chciałem więc ryzykować - i postanowiłem pociągnąć rowerem aż do Radomia; by wyrobić się pociąg musiałem nieźle zasuwać - na 30km miałem 1h10min (+ czas na przeprawę przez Radom i zakup biletu), a wiatr już nie tak korzystny. Niemniej zasuwałem ostro i na 10km przed Radomiem miałem 30min zapasu. I pewnie bym się wyrobił - gdyby nie guma złapana jakieś 20km przed Radomiem. Powietrze schodziło powoli, więc dawało się na takim kole lecieć nawet ze średnią 30km/h jaką musiałem utrzymywać; ale przy wjeździe do Radomia droga się trochę zepsuła, było więcej dziur, a powietrza w oponie coraz mniej - i zaczynałem dobijać obręczą. Uznałem więc że nie ma sensu ryzykowanie uszkodzenia drogiej obręczy - i wziąłem się za wymianę dętki. Już spokojnym tempem docieram do Radomia, zrobiłem rundkę po pięknie odnowionym i oświetlonym centrum (jak się to porówna z Radomiem sprzed 10lat - to różnica jest ogromna); wracam jakimś przyspieszonym pociągiem osobowym, więc do wcześniejszego pociągu straciłem jedynie pół h.


Zaliczone gminy - 9 (Błędów, WYŚMIERZYCE, Klwów, Rusinów, Potworów, PRZYSUCHA - miasto powiatowe, Wieniawa, Borkowice, Chlewiska)
Dane wycieczki: DST: 223.70 km AVS: 25.71 km/h ALT: 895 m MAX: 47.10 km/h Temp:19.0 'C
Niedziela, 18 marca 2012Kategoria >100km, >200km, >300km, Rower szosowy, Wycieczka, >500km
Wilno!

Warszawa - Węgrów - Czyżew - Tykocin - Suchowola - Augustów - Sejny - Ogrodniki - [LT] - Lazdijai - Alytus - Troki - Wilno

Jako, że na weekend zapowiedziano świetną pogodę - postanowiłem ją wykorzystać na bardzo długą trasę do Wilna, którą od pewnego czasu miałem w planach. Termin marcowy na takie dystanse - niespecjalny (długa noc), ale jako że miałem spory głód roweru po ulgowym lutym - postanowiłem spróbować. Na trasę ruszam o 20, pierwsze 30km to jeszcze jazda oświetlonymi drogami aglomeracji warszawskiej, naprawdę ciemno robi się dopiero za Sulejówkiem. Trochę się obawiałem remontów na drodze do Węgrowa - ale właściwie nic nie było, roboty toczą się ślimaczym tempem, od zeszłego roku, gdy tu przejeżdżałem zrobiono zaledwie parę krótkich kawałków. Na szczęście ruch minimalny, więc jak na nocną jazdę - było bardzo sprawnie (dlatego pojechałem tędy, a nie krótszą, ale dużo ruchliwszą szosą białostocką). Drobne problemy pojawiły się na bocznej drodze do Kosowa Lackiego, nawierzchnia była tam bardzo dobra, ale we znaki mocno dawały się psy - parę razy pogoniło mnie kilka dużych wilczurów podnosząc mi mocno ciśnienie; po kilku takich akcjach byłem już mocno cięty na te głupie kundle i nawet kawałek przewoziłem większe kamienie by w ten sposób do nich "dotrzeć" ;). Ale tak naprawdę powinno się przede wszystkim dotrzeć do ich przygłupich właścicieli puszczających psy samopas na noc.

Gdy docieram nad Bug - temperatura spadła do zaledwie 0-1'C, sporo zimniej niż zapowiadano, w takiej temperaturze musiałem jechać przez resztę nocy. Odpoczywam dopiero w Czyżewie, dalej ruszam na Wysokie Mazowieckie, rozwidniać zaczyna się dopiero koło Tykocina, świt to zawsze wielka ulga, szczególnie po tak długiej nocy. Okolice świtu - to i przyjemna trasa i ładne widoki, choć dalej bardzo zimno, nawet -1'C. Za Knyszynem świetna od Tykocina droga zmienia się w typowy dla Podlasia mocno chropowaty asfalt na którym traci się ze 2-3km/h; tak jest aż do Korycina, gdzie wjeżdżam na Via Baltica. Ale jest to i całkiem ładny kawałek - dość pusto, trochę małych góreczek, ładne szerokie łąki.

W Suchowoli na ładnym placu przed kościołem (podobno to geometryczny środek Europy) odpoczywam; niestety wraz z coraz późniejszą godziną - powoli staje się dla mnie jasne, że nic nie będzie z zapowiadanej dobrej pogody, po raz kolejny boleśnie się na nich oszukałem. Specjalnie pojechałem w letnich spodniach z nogawkami i lekkiej kurtce licząc że będę się mógł rozebrać - a tu nic z tego, w dzień temperatura nie przekracza nawet 6'C. Gdybym wiedział że tak będzie - w ogóle bym na tak długą trasę nie pojechał, a gdybym jechać musiał - ubrałbym się w zimowy strój. Jakoś mocno w tym co mam nie marznę, ale komfortu też nie ma, a długie godziny w niskich temperaturach robią swoje. W Augustowie - Kanał Augustowski jeszcze pod lodem, co wykorzystuje wielu wędkarzy, także i warstwy lodu nie brakuje na wielu mijanych jeziorach. Z Augustowa do Gib długi leśny odcinek, chwilami już mocno monotonny, zjeżdżam z drogi w bok do Sejn licząc że znajdę tam jakiś bar - ale nic czynnego od godz.11 nie było; na szczęście udało mi się znaleźć zajazd już przed samą granicą w Ogrodnikach; tu robię dłuższy postój i jem smaczny obiad.

Stąd na Litwę już tylko kawałeczek, liczyłem że tutaj zacznie mi wreszcie pomagać wiatr, który miał wiać z zachodu - ale i pod tym względem prognozy zupełnie zawiodły i niemal cały czas jest flauta - zjawisko na Litwie zupełnie niecodzienne. Jedzie mi się coraz gorzej, coraz bardziej zamulam, a trasa raz że nudna (Litwa w lato wygląda o niebo lepiej niż w marcu) - to jeszcze dość pagórkowata, nie są to wymagające górki (góra 5%) - ale są bardzo częste. Wiele godzin w niskich temperaturach robi swoje - to nie są warunki w których mięśnie pracują w normalny sposób, nogi mam wychłodzone, motywacja tez spada. Ale szkoda mi było włożonego wysiłku, więc nie poddając się turlałem się w stronę Wilna, do słynnego zamku w Trokach docierajam już nocą. Na ostatnich 30km do Wilna wreszcie zaczęło trochę wiać i nieco przyspieszyłem wyrabiając się spokojnie na autobus; 500km przejechałem w równe 24h.

Powrót - niestety bardzo nieprzyjemny, kosztowny i długi. Do autokaru nie zabrali mi roweru, musiałem nocować w Wilnie i wracać pociągiem z dwoma przesiadkami w Kownie i Sestokai. Kierowcami autobusu byli Rosjanie - mieli kupę wolnego miejsca; parę razy jeździłem autobusami po Pribałtyce - i zawsze problemy są tylko z kacapami, Litwini czy Łotysze nie robią problemów; ruscy - zawsze, nawet jak zabiorą to z wielką łaską. Mało się z tymi głąbami nie pobiłem - w skrócie nigdy więcej autobusów w tym rejonie. Generalnie Rosjanie to taka nacja - zwykli ludzie to osoby do rany przyłóż, ale niech tylko któryś ma nad tobą nawet minimalny zakres władzy - natychmiast zamienia się w sukinsyna.

Oceniając wyjazd - bardzo marny, strasznie się naciąłem na prognozie pogody, miało być 12-15'C; w rzeczywistości w nocy było koło zera, w dzień 5-6'C; szkoda słów na te żałosne wróżki zajmujące się prognozowaniem pogody; wymarzłem nieźle. Niemal cały czas było pochmurnie, widoki na trasie mizerniutkie; jednym słowem wyjazd do luftu. Jakaś tam satysfakcja z przejechania tak dużego dystansu oczywiście jest, ale okupione to zostało mocno zdrętwiałą ręką, bólem kolan, achillesa itd; jednym słowem - było za zimno na tyle kilometrów.

Zdjęcia z wyjazdu


Zaliczone gminy - 4 (Płaska, Giby, Sejny-wieś, SEJNY - miasto powiatowe)
Dane wycieczki: DST: 513.20 km AVS: 24.30 km/h ALT: 2050 m MAX: 44.00 km/h Temp:4.0 'C
Czwartek, 15 marca 2012Kategoria >100km, >200km, Rower szosowy, Wycieczka
Warszawa - Góra Kalwaria - Łaskarzew - Żelechów - Ryki - Nowodwór - Dęblin

Wyjazd śladem kolejnych mazowieckich gmin. Start klasycznie - przez Górę Kalwarię, następnie wjeżdżam na szosę puławską, kawałek przed Wilgą jest ok. 5km odcinek nierównych betonowych płyt, w ogóle większość szosy do Dęblina nadaje się do gruntowniejszego remontu. Wjeżdżam na chwilkę do gminy Maciejowice, po czym zawracam do Łaskarzewa, do którego docieram przez lasy. Następnie wjeżdżam na chwilę na szosę lubelską i klasycznymi "trzęsidupami" (tutejszym drogom daleko do mazowieckiej średniej jakości) docieram do Miastkowa Kościelnego, gdzie robię sobie odpoczynek. Pogoda marna, zimno, wiatr raczej zachodni, na szczęście nie taki mocny. Przebijam się przez Żelechów, na krótki kawałek wracam na szosę lubelską, w Rykach znowu odbijam na zachód do Nowodworu; końcówka niestety pod wiatr do Dęblina, gdzie wsiadam w pociąg.

Specjalnie wysiadłem na stacji Międzylesie - by ominąć remont ulicy Kadetów, a tymczasem okazuje się, że na Zwoleńskiej jest to samo, nawet Trakt Lubelski jest rozryty - bo budują kanalizację (mocno żenujące, że w Warszawie w XXI wieku nie wszędzie jeszcze jest kanalizacja). Te remonty paraliżują ruch w całej dzielnicy, nieźle się wkurzyłem przebijając się przez liczne kawałki z błotem, rower na tym niewielkim odcinku usyfił mi się zdrowo.


Zaliczone gminy - 15 ( Wilga, Maciejowice, Łaskarzew - wieś, ŁASKARZEW, Sobolew, Górzno, Miastków Kościelny, ŻELECHÓW, Kłoczew, Trojanów, RYKI - miasto powiatowe, Nowodwór, Ułęż, DĘBLIN, Stężyca)
Dane wycieczki: DST: 204.90 km AVS: 25.88 km/h ALT: 714 m MAX: 46.80 km/h Temp:5.0 'C
Sobota, 10 marca 2012Kategoria >100km, >200km, Rower szosowy, Wycieczka
Warszawa - Nieporęt - Pułtusk - Goworowo - Rzekuń - Ostrów Mazowiecka - Małkinia Górna

Dłuższy wypad po gminy na północnym Mazowszu. Wyjeżdżam wcześnie, trochę po 6, sprawnie przejeżdżam przez Warszawę i kieruję się na Nieporęt. Zalew Zegrzyński jeszcze pod lodem, w rejonie Serocka jest już wybudowana obwodnica, co ruch w samym mieście zmniejszyło drastycznie. Niestety za Serockiem zaczyna padać, specjalnie wyruszyłem tak wcześnie by ograniczyć jazdę w deszczu, który zapowiadano na popołudnie - ale ten zaczął padać dużo wcześniej. Przez kolejnych 100km za wiele to nie przeszkadzało - ot po prostu lekko "pykało", ale na ostatnich 50km zaczęło już padać solidnie. W Pułtusku przejeżdżam Narew i kieruję się na Wyszków, przed tym miastem odbijam w bok na gminne drogi. Szybko czekają mnie niemiłe niespodzianki - domniemane asfalty okazują się dziurawymi szutrówkami, ale najgorsze były leśne fragmenty tej drogi. Nie sądziłem że jeszcze będzie gdzieś leżał śnieg - a tutaj jest jeszcze gorzej - bo jest to po prostu taki śnieg ubity w lód, jeszcze dodatkowo wyślizgany padającym deszczem, na szosowych oponach jechało się po tym fatalnie, właściwie w ogóle nie można było hamować.
Na szczęście za dużo takich rewelacji nie było, od Starej Wsi dało się już normalnie jechać.

Odcinek na północ aż pod samą Ostrołękę jechało się elegancko, ze sprzyjającym wiatrem, ale po tym jak zawróciłem na Ostrów Mazowiecką - musiałem swoje pod wiatr odrobić, a na domiar złego zaczęło solidniej padać. W Ostrowi przebieram się z zimowej w przeciwdeszczową kurtkę - bo już mi przemokła, końcówka do Małkini w miarę OK, zmarzłem dopiero w kiepsko ogrzewanym pociągu.


Zaliczone gminy - 13 (Pokrzywnica, PUŁTUSK - miasto powiatowe, Obryte, Zatory, Somianka, Rząśnik, Długosiodło, Goworowo, Rzekuń, Troszyn, Czerwin, Wąsewo, Stary Lubotyń)
Dane wycieczki: DST: 222.00 km AVS: 24.71 km/h ALT: 601 m MAX: 43.40 km/h Temp:3.0 'C
Poniedziałek, 5 marca 2012Kategoria >100km, Rower szosowy, Wycieczka
Warszawa - Błonie - Baranów - Grodzisk Mazowiecki - Nadarzyn - Warszawa

Pierwsza w tym roku wycieczka na rowerze szosowym. Pogoda przyzwoita - słonecznie, aczkolwiek wietrznie. Pierwsza część trasy to nieciekawy przejazd przez Warszawę - w rejonie Dźwigowej musiałem się przeprawiać nad torami, na całe szczęście ktoś przeciął siatkę w ogrodzeniu i nie trzeba było przełazić z rowerem przez ponad 2m płot; szlag mnie trafia ilekroć tu jestem zmuszony jechać - bo naszej zakichanej pani prezydent Gronkiewicz-Waltz zachciało się robić kampanię wyborczą za publiczne pieniądze, remont robiono na łapu-capu by go oddać tuż przed wyborami, a tuż po wyborach oczywiście się okazało, że jest spartolony :((

Dalej jadę szosą poznańską do Błonia, tu zjeżdżam na boczną drogę w kierunku gminy Baranów, która była moim celem. Przed Baranowem odbiłem mocno na południowy-zachód i do Grodziska fajnie się jechało z wiaterkiem. W Grodzisku robię postój, bo już zgłodniałem, końcówka mało ciekawa dość ruchliwymi drogami, z nieprzyjemnym kawałkiem Nadarzyn-Lesznowola z dużą ilością tirów.


Zaliczone gminy - 1 (Baranów)
Dane wycieczki: DST: 104.40 km AVS: 25.46 km/h ALT: 204 m MAX: 42.10 km/h Temp:4.0 'C
Piątek, 3 lutego 2012Kategoria >100km, Treking, Wycieczka
Idzie luty - szykuj buty!

Warszawa - Legionowo - Nasielsk - Joniec - Płońsk - Raciąż - Zawidz

Po wczorajszej udanej trasie na mrozie, dzisiaj postanowiłem zmierzyć się z prawdziwym wyzwaniem - czyli całodzienną trasą na siarczystym mrozie; taki wyjazd jest prawdziwą próbą dla sprzętu i przede wszystkim determinacji. Za cel postawiłem sobie Zawidz, którego omyłkowo nie zaliczyłem podczas jednego z wcześniejszych wyjazdów - i taka gminna "dziura" straszyła na mojej mapce gminnych zdobyczy.

Ruszam na trasę przed 9, w Warszawie siarczysty mróz -20'C, trochę cieplej zaczęło się robić po ok. 20km i temperatura ustabilizowała się na -17'C. Pierwsze 35km to jazda miejska - najpierw przez całą Warszawę, później Jabłonnę i Legionowo, dopiero za Legionowem wreszcie zrobiło się pusto. W rejonie tamy w Dębem - piękne widoki na Narew. Odcinek do nasielska nieciekawy, poza tym jechało mi się dość marnie. Chciałem stanąć na postój w jakimś barze, ale w tej dziurze niczego takiego nie było - więc pojechałem na położoną kawałek za miastem stację kolejową i tam odpocząłem. Ruszanie jak zwykle zimą bolesne - przepocona odzież zaczyna przymarzać, czuć to szczególnie w dłoniach, ale po paru kilometrach wszystko wraca do normy.

Kawałek za Nasielskiem już wyraźnie ciekawszy, ładne leśne tereny w rejonie Wkry (rzekę przekraczałem aż 3 razy). Spory kawałek musiałem odbić na północ do gminy Ojrzeń. Przed Płońskiem złapał mnie typowy "wilczy głód", bardzo szybko, w ciągu zaledwie jakiś 10km mocno osłabłem i do Płońska dotoczyłem się już na ostatnich nogach. Tam odpoczywam na dworcu PKS, po dużej ilości słodyczy wróciłem do normy - i ruszam na ostatni odcinek. Trasa zupełnie płaska (a przy tej temperaturze to ważne, bo nawet malutkie górki nieźle wycinają) - więc jechało się całkiem sprawnie, końcówkę pokonywałem już nocą; po zachodzie słońca znowu się ochłodziło, z -15'C w słońcu w środku dnia - do -19'C, a już na stacji nawet do -20'C. Na pociąg wyrobiłem się z ok.20min zapasem, ale że "stacja" w Zawidzu to tylko zaśnieżony kawałeczek pseudo-peronu, więc na moment oczekiwania na pociąg bardzo się przydała pancerna kurtka polarna (900g puchu!).

Trasa oczywiście bardzo wymagająca ze względu na skrajnie niskie temperatury, ale jechało się jednak bardzo dobrze, wreszcie nie miałem problemów z marznącymi stopami (buty polarne się sprawdziły), z dłońmi też nie było źle. Oczywiście o prawdziwym komforcie w takich temperaturach nie ma mowy, ale jak na takie warunki - było naprawdę przyzwoicie.

Zdjęcia z wyjazdu

A miłośników zupełnie innych klimatów zapraszam na relację i zdjęcia ze styczniowej wyprawy na Wyspy Kanaryjskie ;)

Zaliczone gminy - 9 (NASIELSK, Joniec, Nowe Miasto, Sochocin, Ojrzeń, Płońsk-wieś, PŁOŃSK - miasto powiatowe, Baboszewo, Zawidz)
Dane wycieczki: DST: 184.60 km AVS: 21.14 km/h ALT: 488 m MAX: 37.60 km/h Temp:-17.0 'C
Piątek, 20 stycznia 2012Kategoria >100km, Góral, Wyspy Kanaryjskie 2012
Wyspy Kanaryjskie 2012

XI dzień - Zona Recreativa - El Portillo - Montana Blanca (2360m) - [pieszo] - Riffugio Altavista (3280m) - Montana Blanca - Vilaflor - San Miquel - Aeropuerto de Tenerife Sud

Relacja i zdjęcia z wyprawy
Dane wycieczki: DST: 100.40 km AVS: 17.88 km/h ALT: 1620 m MAX: 68.30 km/h Temp:6.0 'C

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl