Jako, że na weekend zapowiedziano świetną pogodę - postanowiłem ją wykorzystać na bardzo długą trasę do Wilna, którą od pewnego czasu miałem w planach. Termin marcowy na takie dystanse - niespecjalny (długa noc), ale jako że miałem spory głód roweru po ulgowym lutym - postanowiłem spróbować. Na trasę ruszam o 20, pierwsze 30km to jeszcze jazda oświetlonymi drogami aglomeracji warszawskiej, naprawdę ciemno robi się dopiero za Sulejówkiem. Trochę się obawiałem remontów na drodze do Węgrowa - ale właściwie nic nie było, roboty toczą się ślimaczym tempem, od zeszłego roku, gdy tu przejeżdżałem zrobiono zaledwie parę krótkich kawałków. Na szczęście ruch minimalny, więc jak na nocną jazdę - było bardzo sprawnie (dlatego pojechałem tędy, a nie krótszą, ale dużo ruchliwszą szosą białostocką). Drobne problemy pojawiły się na bocznej drodze do Kosowa Lackiego, nawierzchnia była tam bardzo dobra, ale we znaki mocno dawały się psy - parę razy pogoniło mnie kilka dużych wilczurów podnosząc mi mocno ciśnienie; po kilku takich akcjach byłem już mocno cięty na te głupie kundle i nawet kawałek przewoziłem większe kamienie by w ten sposób do nich "dotrzeć" ;). Ale tak naprawdę powinno się przede wszystkim dotrzeć do ich przygłupich właścicieli puszczających psy samopas na noc.
Gdy docieram nad Bug - temperatura spadła do zaledwie 0-1'C, sporo zimniej niż zapowiadano, w takiej temperaturze musiałem jechać przez resztę nocy. Odpoczywam dopiero w Czyżewie, dalej ruszam na Wysokie Mazowieckie, rozwidniać zaczyna się dopiero koło Tykocina, świt to zawsze wielka ulga, szczególnie po tak długiej nocy. Okolice świtu - to i przyjemna trasa i ładne widoki, choć dalej bardzo zimno, nawet -1'C. Za Knyszynem świetna od Tykocina droga zmienia się w typowy dla Podlasia mocno chropowaty asfalt na którym traci się ze 2-3km/h; tak jest aż do Korycina, gdzie wjeżdżam na Via Baltica. Ale jest to i całkiem ładny kawałek - dość pusto, trochę małych góreczek, ładne szerokie łąki.
W Suchowoli na ładnym placu przed kościołem (podobno to geometryczny środek Europy) odpoczywam; niestety wraz z coraz późniejszą godziną - powoli staje się dla mnie jasne, że nic nie będzie z zapowiadanej dobrej pogody, po raz kolejny boleśnie się na nich oszukałem. Specjalnie pojechałem w letnich spodniach z nogawkami i lekkiej kurtce licząc że będę się mógł rozebrać - a tu nic z tego, w dzień temperatura nie przekracza nawet 6'C. Gdybym wiedział że tak będzie - w ogóle bym na tak długą trasę nie pojechał, a gdybym jechać musiał - ubrałbym się w zimowy strój. Jakoś mocno w tym co mam nie marznę, ale komfortu też nie ma, a długie godziny w niskich temperaturach robią swoje. W Augustowie - Kanał Augustowski jeszcze pod lodem, co wykorzystuje wielu wędkarzy, także i warstwy lodu nie brakuje na wielu mijanych jeziorach. Z Augustowa do Gib długi leśny odcinek, chwilami już mocno monotonny, zjeżdżam z drogi w bok do Sejn licząc że znajdę tam jakiś bar - ale nic czynnego od godz.11 nie było; na szczęście udało mi się znaleźć zajazd już przed samą granicą w Ogrodnikach; tu robię dłuższy postój i jem smaczny obiad.
Stąd na Litwę już tylko kawałeczek, liczyłem że tutaj zacznie mi wreszcie pomagać wiatr, który miał wiać z zachodu - ale i pod tym względem prognozy zupełnie zawiodły i niemal cały czas jest flauta - zjawisko na Litwie zupełnie niecodzienne. Jedzie mi się coraz gorzej, coraz bardziej zamulam, a trasa raz że nudna (Litwa w lato wygląda o niebo lepiej niż w marcu) - to jeszcze dość pagórkowata, nie są to wymagające górki (góra 5%) - ale są bardzo częste. Wiele godzin w niskich temperaturach robi swoje - to nie są warunki w których mięśnie pracują w normalny sposób, nogi mam wychłodzone, motywacja tez spada. Ale szkoda mi było włożonego wysiłku, więc nie poddając się turlałem się w stronę Wilna, do słynnego zamku w Trokach docierajam już nocą. Na ostatnich 30km do Wilna wreszcie zaczęło trochę wiać i nieco przyspieszyłem wyrabiając się spokojnie na autobus; 500km przejechałem w równe 24h.
Powrót - niestety bardzo nieprzyjemny, kosztowny i długi. Do autokaru nie zabrali mi roweru, musiałem nocować w Wilnie i wracać pociągiem z dwoma przesiadkami w Kownie i Sestokai. Kierowcami autobusu byli Rosjanie - mieli kupę wolnego miejsca; parę razy jeździłem autobusami po Pribałtyce - i zawsze problemy są tylko z kacapami, Litwini czy Łotysze nie robią problemów; ruscy - zawsze, nawet jak zabiorą to z wielką łaską. Mało się z tymi głąbami nie pobiłem - w skrócie nigdy więcej autobusów w tym rejonie. Generalnie Rosjanie to taka nacja - zwykli ludzie to osoby do rany przyłóż, ale niech tylko któryś ma nad tobą nawet minimalny zakres władzy - natychmiast zamienia się w sukinsyna.
Oceniając wyjazd - bardzo marny, strasznie się naciąłem na prognozie pogody, miało być 12-15'C; w rzeczywistości w nocy było koło zera, w dzień 5-6'C; szkoda słów na te żałosne wróżki zajmujące się prognozowaniem pogody; wymarzłem nieźle. Niemal cały czas było pochmurnie, widoki na trasie mizerniutkie; jednym słowem wyjazd do luftu. Jakaś tam satysfakcja z przejechania tak dużego dystansu oczywiście jest, ale okupione to zostało mocno zdrętwiałą ręką, bólem kolan, achillesa itd; jednym słowem - było za zimno na tyle kilometrów.
Jest początek wiosny i najbardziej kapryśny miesiąc i odkąd pamiętam prognozy pogody o tej porze roku się nie sprawdzają.Moim zdaniem planowanie takich ekstremalnych wypraw o tej porze roku to nieporozumienie.Gratuluje dystansu tylko co to za przyjemność się zarżnąć. Podobnie się załatwiłem kilka lat temu w górach -też miało być 13 a był szron i może ze 6st. żygać mi się chciało podczas jazdy już po 50km a cała jazda zamieniła się w męczarnie -byleby dokręcić i nic dookoła mnie nie obchodziło.Tylko to nie o to chodzi:-))
Wielki szacunek. W poprzednim sezonie udało nam się zrealizować 500kilumetrową wycieczkę i było to ogromnie męczące. A w marcu strzelić taki dystans... nic tylko pogratulować!
Ładnie przywaliłeś, szacun. Co do wpływu niskiej temperatury na wydajność, siłę mięśni też to zauważam nawet na moich krótkich odcinkach - gorzej się kręci. Ale 500km w takiej temperaturze - nie wyobrażam sobie!
Dzięki za uznanie ;) Co do psów - to nocą na Litwie przejechałem z 50km i akurat pustymi lub głównymi drogami, a po takich psy nie latają. Generalnie gęstość zaludnienia jest na Litwie znacznie mniejsza niż u nas, a do tego szosy często przechodzą obok wiosek - więc nie jest to tam taki problem jak u nas. W dzień psy specjalnie nie przeszkadzają, ale nocą potrafi to już zdenerwować - ja się nagle wielki wilczur pojawia tuż przy rowerze ;)
Co do gmin - to wyszło ich tak mało, dlatego, że do Augustowa jechałem tą samą drogą (zresztą wygodnej i mało ruchliwej jako taka przelotowa droga) na zeszłorocznej trasie do Rygi.
Gratulacje, pięknie pojechałeś.... Mam pytanko. Historie nocne z psami w Polsce też miałem, to może być nieprzyjemne a nawety bardzo groźne, czy na Litwie przejazd koło wiosek rodzi ten sam problem? To bardzo mnie ciekawi. W Niemczech nie widziałem w nocy wałęsających sie psów.
Gdy u Wilka nic się nie dzieje na blogu przez dłuższy czas to można się spodziewać, że planowany jest jakiś naprawdę ciekawy wyjazd. Kolejny raz dałeś do wiwatu. Gratuluję niesamowitego dystansu. Szkoda, że pogoda tak Ci nie dopisała, na zdjęciach widać, że przez cały wypad miałeś wokół siebie szaro buro i ponuro, co z pewnością nie motywowało zbytnio do dalszej jazdy. Pogoda nie sprawdziła się widocznie dla północno-wschodnich rejonów Polski i południowej Litwy, bo np w Małopolsce był to zdecydowanie najładniejszy weekend w tym roku.
Z tego co piszesz mało gmin miałeś niezaliczonych w tamtym rejonie mimo tak długiej trasy. Niedługo aby zbierać kolejne niezaliczone gminy będziesz musiał "nagminnie" robić takie mega dystanse.
Po przewyższeniach widać, że trochę tych hopek po drodze miałeś.
kolejny dystans powalający a determinacji można Ci tylko pozazdrościć. Chociaż bardziej chyba wytrzymałości na zimno, ja w temperaturze zero przejeżdżam 20-30 km i nie ma szans na więcej. Niesamowity jesteś:))
Szacun serio, serio dystans piękny ja w tym roku mam plan na swoje pierwsze 350km. Osobiście uważam, że to już nie sport dla zdrowia... tylko szkoda zdrowia ale co kto lubi. Pozdrawiam Łukasz