Wpisy archiwalne w kategorii
Wypad
Dystans całkowity: | 81420.54 km (w terenie 333.00 km; 0.41%) |
Czas w ruchu: | 3572:53 |
Średnia prędkość: | 22.79 km/h |
Maksymalna prędkość: | 83.80 km/h |
Suma podjazdów: | 606506 m |
Suma kalorii: | 101309 kcal |
Liczba aktywności: | 475 |
Średnio na aktywność: | 171.41 km i 7h 31m |
Więcej statystyk |
Niedziela, 6 kwietnia 2014Kategoria Wypad, Rower szosowy, >200km, >100km
Podkarpacie - dzień 4
Na dziś zapowiadano lekkie pogorszenie pogody, przelotne opady i temperaturę koło 12 stopni. To nie jest to na co czekałem - ale tragedii nie ma, więc ruszając rano w deszczu i przy 4'C specjalnie zdołowany nie byłem. Ale w miarę upływu kilometrów, gdy cały czas padało, a temperatura stała w miejscu zaczyna do mnie docierać, że prognozy fatalnie zawiodły, a warunki do jazdy będą tragiczne przez cały dzień, bo deszcz przy tak niskiej temperaturze mocno już przeszkadza. Po ok. 100km (w tym nie brakowało bocznych bardzo dziurawych dróg) docieram do Sieniawy, tam staję na obiad w pizzeri, wreszcie można się rozgrzać. Z Sieniawy ruszam daleko na wschód, aż pod granicę ukrainską, do gminy Horyniec-Zdrój, oczywiście pod wiatr. Tereny ściany wschodniej ładne - mała gęstość zaludnienia, dużo lasów, ma to wiele uroku, ale nie w takich warunkach jak dziś - bo wtedy jedzie się tylko na przejechanie. Z Lubartowa do Wielkich Oczu jadę jakąś fatalną wąziutka dróżką, która z asfaltu przechodzi już w szuter, na szczęśćie na koniec dnia przestało wreszcie padać. Pomimo ciężkich warunków (w deszczu w sumie jechałem ze 160km) udało mi się przejechać całą dzisiejszą trasę, nocuję kawałek za przejściem granicznym w Korczowej.
Zdjęcia
Zaliczone gminy - 12 (Krzeszów, RUDNIK NAD SANEM, ULANÓW, Jarocin, Harasiuki, Kuryłówka, Adamówka, SIENIAWA, Stary Dzików, OLESZYCE, Horyniec-Zdrój, Wielkie Oczy)
Na dziś zapowiadano lekkie pogorszenie pogody, przelotne opady i temperaturę koło 12 stopni. To nie jest to na co czekałem - ale tragedii nie ma, więc ruszając rano w deszczu i przy 4'C specjalnie zdołowany nie byłem. Ale w miarę upływu kilometrów, gdy cały czas padało, a temperatura stała w miejscu zaczyna do mnie docierać, że prognozy fatalnie zawiodły, a warunki do jazdy będą tragiczne przez cały dzień, bo deszcz przy tak niskiej temperaturze mocno już przeszkadza. Po ok. 100km (w tym nie brakowało bocznych bardzo dziurawych dróg) docieram do Sieniawy, tam staję na obiad w pizzeri, wreszcie można się rozgrzać. Z Sieniawy ruszam daleko na wschód, aż pod granicę ukrainską, do gminy Horyniec-Zdrój, oczywiście pod wiatr. Tereny ściany wschodniej ładne - mała gęstość zaludnienia, dużo lasów, ma to wiele uroku, ale nie w takich warunkach jak dziś - bo wtedy jedzie się tylko na przejechanie. Z Lubartowa do Wielkich Oczu jadę jakąś fatalną wąziutka dróżką, która z asfaltu przechodzi już w szuter, na szczęśćie na koniec dnia przestało wreszcie padać. Pomimo ciężkich warunków (w deszczu w sumie jechałem ze 160km) udało mi się przejechać całą dzisiejszą trasę, nocuję kawałek za przejściem granicznym w Korczowej.
Zdjęcia
Zaliczone gminy - 12 (Krzeszów, RUDNIK NAD SANEM, ULANÓW, Jarocin, Harasiuki, Kuryłówka, Adamówka, SIENIAWA, Stary Dzików, OLESZYCE, Horyniec-Zdrój, Wielkie Oczy)
Dane wycieczki:
DST: 202.20 km AVS: 24.26 km/h
ALT: 849 m MAX: 37.50 km/h
Temp:5.0 'C
Sobota, 5 kwietnia 2014Kategoria Wypad, Rower szosowy, >200km, >100km
Podkarpacie - dzień 3
Już od rana widać, że dzisiaj to wiatr będzie karty rozdawał - mocno wieje, aż 7m/s ze wschodu, a oczywiście tak wypadło, że jadę głównie na wschód. Duża pętla w rejonie Łańcuta poleciała jeszcze w miarę sprawnie, ale na odcinku Łańcut-Pruchnik-Rokietnica była już ściana płaczu. Cały czas pod wiatr, który szarpie mocnymi porywami, do tego na trasie są zupełnie odkryte tereny, praktycznie bez lasów, do tego całe mnóstwo podjazdów, które pod taki wiatr jedzie się bardzo ciężko. Odetchnąłem dopiero po ponad 120km, gdy odbiłem na Jarosław, a do Przeworska poleciałem już elegancko z wiatrem. Końcówka to płaściutka jazda wzdłuż Sanu, zupełnie puściutką DK 77, nocuję w rejonie Nowej Sarzyny.
Zdjęcia
Zaliczone gminy - 24 (Krasne, Rakszawa, Żołynia, Białobrzegi, Markowa, Gać, KAŃCZUGA, Jawornik Polski, Zarzecze, PRUCHNIK, Roźwienica, Rokietnica, Chłopice, Pawłosiów, JAROSŁAW - miasto powiatowe, Wiązownica, Jarosław-wieś, Przeworsk-wieś, PRZEWORSK - miasto powiatowe, Tryńcza, Grodzisko Dolne, Leżajsk-wieś, LEŻAJSK - miasto powiatowe, NOWA SARZYNA)
Już od rana widać, że dzisiaj to wiatr będzie karty rozdawał - mocno wieje, aż 7m/s ze wschodu, a oczywiście tak wypadło, że jadę głównie na wschód. Duża pętla w rejonie Łańcuta poleciała jeszcze w miarę sprawnie, ale na odcinku Łańcut-Pruchnik-Rokietnica była już ściana płaczu. Cały czas pod wiatr, który szarpie mocnymi porywami, do tego na trasie są zupełnie odkryte tereny, praktycznie bez lasów, do tego całe mnóstwo podjazdów, które pod taki wiatr jedzie się bardzo ciężko. Odetchnąłem dopiero po ponad 120km, gdy odbiłem na Jarosław, a do Przeworska poleciałem już elegancko z wiatrem. Końcówka to płaściutka jazda wzdłuż Sanu, zupełnie puściutką DK 77, nocuję w rejonie Nowej Sarzyny.
Zdjęcia
Zaliczone gminy - 24 (Krasne, Rakszawa, Żołynia, Białobrzegi, Markowa, Gać, KAŃCZUGA, Jawornik Polski, Zarzecze, PRUCHNIK, Roźwienica, Rokietnica, Chłopice, Pawłosiów, JAROSŁAW - miasto powiatowe, Wiązownica, Jarosław-wieś, Przeworsk-wieś, PRZEWORSK - miasto powiatowe, Tryńcza, Grodzisko Dolne, Leżajsk-wieś, LEŻAJSK - miasto powiatowe, NOWA SARZYNA)
Dane wycieczki:
DST: 208.90 km AVS: 24.43 km/h
ALT: 1802 m MAX: 56.40 km/h
Temp:13.0 'C
Piątek, 4 kwietnia 2014Kategoria Wypad, Rower szosowy, >200km, >100km
Podkarpacie - dzień 2
Rano szybko docieram do Baranowa Sandomierskiego, tam wizyta pod pięknie położonym zamkiem, ładnie się prezentującym w porannym słońcu. Bo od rana zapowiada się piękna pogoda, szybko robi się ciepło, jest piękne słońce, umiarkowany wiatr raczej sprzyja. Zaliczam gminy w rejonie Mielca i Dębicy, tam wjeżdżam na krajową 4-kę, zaskakująco ruch jest tam w normie, mało tirów, a pobocze szerokie, więc jazda elegancka. Sprawnie docieram do Rzeszowa, jeszcze robię pętlę na południe od miasta i na nocleg rozkładam się na szczycie sporego szutrowego podjazdu za Tyczynem.
Zdjęcia
Zaliczone gminy - 24 (BARANÓW SANDOMIERSKI, Padew Narodowa, Tuszów Narodowy, Gawłuszowice, Borowa, Czermin, Mielec-wieś, MIELEC - miasto powiatowe, Niwiska, PRZECŁAW, Wadowice Górne, RADOMYŚL WIELKI, Czarna, Żyraków, DĘBICA - miasto powiatowe, Dębica-wieś, Ostrów, ROPCZYCE - miasto powiatowe, SĘDZISZÓW MAŁOPOLSKI, Iwierzyce, Świlcza, Lubenia, TYCZYN, BŁAŻOWA)
Rano szybko docieram do Baranowa Sandomierskiego, tam wizyta pod pięknie położonym zamkiem, ładnie się prezentującym w porannym słońcu. Bo od rana zapowiada się piękna pogoda, szybko robi się ciepło, jest piękne słońce, umiarkowany wiatr raczej sprzyja. Zaliczam gminy w rejonie Mielca i Dębicy, tam wjeżdżam na krajową 4-kę, zaskakująco ruch jest tam w normie, mało tirów, a pobocze szerokie, więc jazda elegancka. Sprawnie docieram do Rzeszowa, jeszcze robię pętlę na południe od miasta i na nocleg rozkładam się na szczycie sporego szutrowego podjazdu za Tyczynem.
Zdjęcia
Zaliczone gminy - 24 (BARANÓW SANDOMIERSKI, Padew Narodowa, Tuszów Narodowy, Gawłuszowice, Borowa, Czermin, Mielec-wieś, MIELEC - miasto powiatowe, Niwiska, PRZECŁAW, Wadowice Górne, RADOMYŚL WIELKI, Czarna, Żyraków, DĘBICA - miasto powiatowe, Dębica-wieś, Ostrów, ROPCZYCE - miasto powiatowe, SĘDZISZÓW MAŁOPOLSKI, Iwierzyce, Świlcza, Lubenia, TYCZYN, BŁAŻOWA)
Dane wycieczki:
DST: 229.90 km AVS: 26.43 km/h
ALT: 954 m MAX: 61.10 km/h
Temp:16.0 'C
Czwartek, 3 kwietnia 2014Kategoria Wypad, Rower szosowy, >100km
Podkarpacie - dzień 1
Po bardzo smutnym dla mnie marcu postanowiłem się wybrać na intensywny gminny wypad, by wywiać trochę smutku z głowy. Cel - gminy Podkarpacia. Ruszam z Lublina, dziś głównie jadę pod wiatr, na południe - najpierw krajówką do Kraśnika, dalej zjeżdżam na przyjemną drogę wojewódzką przez Zaklików, którą docieram do Stalowej Woli. Dalsza część jazdy to przyjemne leśne odcinki w widłach Wisły i Sanu, dużo bocznych dróg, malutki ruch. Pod wieczór docieram w rejon Nowej Dęby, kawałek dalej rozbijam sie na nocleg w lesie.
Zdjęcia
Zaliczone gminy - 7 (ZAKLIKÓW, Radomyśl nad Sanem, Pysznica, Zaleszany, Bojanów, Dzikowiec, Raniżów)
Po bardzo smutnym dla mnie marcu postanowiłem się wybrać na intensywny gminny wypad, by wywiać trochę smutku z głowy. Cel - gminy Podkarpacia. Ruszam z Lublina, dziś głównie jadę pod wiatr, na południe - najpierw krajówką do Kraśnika, dalej zjeżdżam na przyjemną drogę wojewódzką przez Zaklików, którą docieram do Stalowej Woli. Dalsza część jazdy to przyjemne leśne odcinki w widłach Wisły i Sanu, dużo bocznych dróg, malutki ruch. Pod wieczór docieram w rejon Nowej Dęby, kawałek dalej rozbijam sie na nocleg w lesie.
Zdjęcia
Zaliczone gminy - 7 (ZAKLIKÓW, Radomyśl nad Sanem, Pysznica, Zaleszany, Bojanów, Dzikowiec, Raniżów)
Dane wycieczki:
DST: 187.30 km AVS: 25.43 km/h
ALT: 891 m MAX: 52.30 km/h
Temp:17.0 'C
Sobota, 1 marca 2014Kategoria >100km, >200km, Rower szosowy, Wypad
Wschodnia Wielkopolska - dzień 3
Rano zupełnie inne warunki - mgła tak gęsta, że widać na 50m, na drodze do Władysławowa trzeba było uważać na samochody wyłaniające się z naprzeciwka ;). Sprawnie zaliczam Rychwał, Grodziec i Rżgów, kawałek przed Koninem spotykam się z Vagabondem, z którym umówiliśmy się na dzisiejsza jazdę. Razem jedziemy na Kazimierz Biskupi (tam robimy postój), rejony na północ od Konina już ciekawsze niż bardzo nudna część Wielkopolski na południe od tego miasta. Tutaj zaczyna się już pojezierze, jest trochę jeziorek, bagien - jednym słowem trasa sporo bardziej urozmaicona. Razem przejechaliśmy szutrowy kawałek nad jeziorami Suszewskim i Kownackim, wyszło tez słońce, więc jazda była całkiem przyjemna. W Skulsku wjeżdżamy na krajówkę, w Ślesinie robimy postój nad jeziorem na ładnie urządzonym brzegu. Kolejny punkt programu - to słynna bazylika w Licheniu, największy kościół w Polsce, który miałem okazję widzieć po raz pierwszy. Kunsztem wykonania to może wrażenia nie robi (są nawet elementy z plastiku ;), ale rozmiarami z pewnością, też niebrzydko wkomponowany w okolicę, pod bazyliką ładny park. Jednym słowem - obiekt który zdecydowanie najmocniej zapadł mi w pamięć z całego tego wyjazdu. W Licheniu żegnam się z Robertem wracającym do Konina (podziękowania za wspólną jazdę!) i jadę na pociąg do Koła, niestety niemal całość pod wiatr, głównie pod odkrytym terenie, tak więc na dworzec (ładnie odnowiony) dojechałem już zmarznięty, cały dzień dawało mi się też we znaki kolano .
Wyjazd udany, udało się zaliczyć całą planowaną trasę, dystanse ambitne - pierwsze gminy w tym roku zdobyte!
Zdjęcia
Zaliczone gminy - 11 (Władysławów, RYCHWAŁ, Grodziec, Rżgów, Stare Miasto, Kazimierz Biskupi, Ostrowite, Orchowo, Skulsk, Kramsk, Osiek Mały)
Rano zupełnie inne warunki - mgła tak gęsta, że widać na 50m, na drodze do Władysławowa trzeba było uważać na samochody wyłaniające się z naprzeciwka ;). Sprawnie zaliczam Rychwał, Grodziec i Rżgów, kawałek przed Koninem spotykam się z Vagabondem, z którym umówiliśmy się na dzisiejsza jazdę. Razem jedziemy na Kazimierz Biskupi (tam robimy postój), rejony na północ od Konina już ciekawsze niż bardzo nudna część Wielkopolski na południe od tego miasta. Tutaj zaczyna się już pojezierze, jest trochę jeziorek, bagien - jednym słowem trasa sporo bardziej urozmaicona. Razem przejechaliśmy szutrowy kawałek nad jeziorami Suszewskim i Kownackim, wyszło tez słońce, więc jazda była całkiem przyjemna. W Skulsku wjeżdżamy na krajówkę, w Ślesinie robimy postój nad jeziorem na ładnie urządzonym brzegu. Kolejny punkt programu - to słynna bazylika w Licheniu, największy kościół w Polsce, który miałem okazję widzieć po raz pierwszy. Kunsztem wykonania to może wrażenia nie robi (są nawet elementy z plastiku ;), ale rozmiarami z pewnością, też niebrzydko wkomponowany w okolicę, pod bazyliką ładny park. Jednym słowem - obiekt który zdecydowanie najmocniej zapadł mi w pamięć z całego tego wyjazdu. W Licheniu żegnam się z Robertem wracającym do Konina (podziękowania za wspólną jazdę!) i jadę na pociąg do Koła, niestety niemal całość pod wiatr, głównie pod odkrytym terenie, tak więc na dworzec (ładnie odnowiony) dojechałem już zmarznięty, cały dzień dawało mi się też we znaki kolano .
Wyjazd udany, udało się zaliczyć całą planowaną trasę, dystanse ambitne - pierwsze gminy w tym roku zdobyte!
Zdjęcia
Zaliczone gminy - 11 (Władysławów, RYCHWAŁ, Grodziec, Rżgów, Stare Miasto, Kazimierz Biskupi, Ostrowite, Orchowo, Skulsk, Kramsk, Osiek Mały)
Dane wycieczki:
DST: 210.00 km AVS: 24.66 km/h
ALT: 523 m MAX: 54.60 km/h
Temp:7.0 'C
Piątek, 28 lutego 2014Kategoria >100km, >200km, Rower szosowy, Wypad
Wschodnia Wielkopolska - dzień 2
Kolejnego dnia już trochę gorsze warunki, rankiem zimno, koło 0, w nocy był lekki przymrozek, bo namiot był przymarznięty. Odbijam na południe, w kierunku Grabowa nad Prosną, kawałek dalej najciekawszy odcinek dzisiejszego dnia - czyli pagórki w rejonie Mikstatu, nie spodziewałem się tu takich górek, a wjeżdżało się nawet na 220m, ciekawe urozmaicenie na zupełnie płaskiej trasie. Odpoczywam w Ostrowie Wielkopolskim na rynku, następny odcinek to szybka jazda z wiatrem pod Pleszew. Wkrótce orientuję, że na szytce z przodu mam spory pęcherz, w miejscu które było przebite na trasie do Olszytna i "zaklejone" uszczelniaczem. Po kilkunastu kolejnych km pęcherz strzela - i leżę, bo nie mam zapasowej szytki. Dolałem jeszcze uszczelniacza, ale że nic to nie dawało pojechałem na obręczy, na szytce jedzie się w ten sposób lepiej niż na oponie, na płaskim koło 20km/h da się jechać, ale komfort takiej jazdy żaden. Po ponad 10km w końcu się tu uszczelniło i na ciśnieniu koło 5 atmosfer pojechałem dalej, jeszcze raz po drodze uszczelniacz puścił. Generalnie pokazało to duże minusy szytek, uszczelniacz daje zero pewności, szczególnie gdy chcemy poprawnie nabić szytkę do 8-10 atmosfer, to raczej jednorazówka. Szytka to trochę lepsze rozwiązanie do samej jazdy, przyjemniej się na nich jeździ, lepiej amortyzują - ale finansowo w porównaniu do opon to przepaść, szytki są wiele droższe od opon, a przebite już dają zero pewności na dłuższej trasie, może uszczelniacz zadziała, może nie...
Dociągnąłem kawałek za Tuliszków, gdzie zrobiłem zakupy, nocuję tuż przy drodze.
Zdjęcia
Zaliczone gminy - 18 (Czajków, Doruchów, MIKSTAT, Sieroszewice, Ostrów Wielkopolski-wieś, Przygodzice, OSTRÓW WIELKOPOLSKI - miasto powiatowe, RASZKÓW, Kotlin, PLESZEW - miasto powiatowe, Czermin, Chocz, Blizanów, Gołuchów, STAWISZYN, Żelazków, Mycielin, TULISZKÓW)
Kolejnego dnia już trochę gorsze warunki, rankiem zimno, koło 0, w nocy był lekki przymrozek, bo namiot był przymarznięty. Odbijam na południe, w kierunku Grabowa nad Prosną, kawałek dalej najciekawszy odcinek dzisiejszego dnia - czyli pagórki w rejonie Mikstatu, nie spodziewałem się tu takich górek, a wjeżdżało się nawet na 220m, ciekawe urozmaicenie na zupełnie płaskiej trasie. Odpoczywam w Ostrowie Wielkopolskim na rynku, następny odcinek to szybka jazda z wiatrem pod Pleszew. Wkrótce orientuję, że na szytce z przodu mam spory pęcherz, w miejscu które było przebite na trasie do Olszytna i "zaklejone" uszczelniaczem. Po kilkunastu kolejnych km pęcherz strzela - i leżę, bo nie mam zapasowej szytki. Dolałem jeszcze uszczelniacza, ale że nic to nie dawało pojechałem na obręczy, na szytce jedzie się w ten sposób lepiej niż na oponie, na płaskim koło 20km/h da się jechać, ale komfort takiej jazdy żaden. Po ponad 10km w końcu się tu uszczelniło i na ciśnieniu koło 5 atmosfer pojechałem dalej, jeszcze raz po drodze uszczelniacz puścił. Generalnie pokazało to duże minusy szytek, uszczelniacz daje zero pewności, szczególnie gdy chcemy poprawnie nabić szytkę do 8-10 atmosfer, to raczej jednorazówka. Szytka to trochę lepsze rozwiązanie do samej jazdy, przyjemniej się na nich jeździ, lepiej amortyzują - ale finansowo w porównaniu do opon to przepaść, szytki są wiele droższe od opon, a przebite już dają zero pewności na dłuższej trasie, może uszczelniacz zadziała, może nie...
Dociągnąłem kawałek za Tuliszków, gdzie zrobiłem zakupy, nocuję tuż przy drodze.
Zdjęcia
Zaliczone gminy - 18 (Czajków, Doruchów, MIKSTAT, Sieroszewice, Ostrów Wielkopolski-wieś, Przygodzice, OSTRÓW WIELKOPOLSKI - miasto powiatowe, RASZKÓW, Kotlin, PLESZEW - miasto powiatowe, Czermin, Chocz, Blizanów, Gołuchów, STAWISZYN, Żelazków, Mycielin, TULISZKÓW)
Dane wycieczki:
DST: 223.10 km AVS: 26.67 km/h
ALT: 721 m MAX: 48.20 km/h
Temp:8.0 'C
Czwartek, 27 lutego 2014Kategoria >100km, >200km, Rower szosowy, Wypad
Wschodnia Wielkopolska - dzień 1
W miarę przyzwoitą pogodę postanowiłem wykorzystać na pierwszy w tym roku "gminny" wypad. Za cel postanowiłem sobie wschodnie rejony Wielkopolski, trasę zaczynam na dworcu PKP w Kutnie. Pierwszy odcinek to elegancka jazda z wiatrem do Kłodawy, koło 30km/h, dalej odbijam na Uniejów, w Dobrej odpoczywam. Pogoda przyzwoita, w środku dnia koło 10 stopni, słonecznie. Sporo kołując docieram do Kalisza, troche pokręciłem się po centrum, opuszczam miasto o zmierzchu, na ostatnim nocnym kawałku jak na złość trafiło się sporo dziur, w dzień drogi były dobre. Nocuję w lasku koło drogi na Wieruszów.
Zdjęcia
Zaliczone gminy - 12 (Olszówka, DĄBIE, Przykona, Malanów, Ceków-Kolonia, Koźminek, Lisków, Szczytniki, Opatówek, KALISZ - miasto powiatowe + powiat grodzki, NOWE SKALMIERZYCE, Godziesze Wielkie)
W miarę przyzwoitą pogodę postanowiłem wykorzystać na pierwszy w tym roku "gminny" wypad. Za cel postanowiłem sobie wschodnie rejony Wielkopolski, trasę zaczynam na dworcu PKP w Kutnie. Pierwszy odcinek to elegancka jazda z wiatrem do Kłodawy, koło 30km/h, dalej odbijam na Uniejów, w Dobrej odpoczywam. Pogoda przyzwoita, w środku dnia koło 10 stopni, słonecznie. Sporo kołując docieram do Kalisza, troche pokręciłem się po centrum, opuszczam miasto o zmierzchu, na ostatnim nocnym kawałku jak na złość trafiło się sporo dziur, w dzień drogi były dobre. Nocuję w lasku koło drogi na Wieruszów.
Zdjęcia
Zaliczone gminy - 12 (Olszówka, DĄBIE, Przykona, Malanów, Ceków-Kolonia, Koźminek, Lisków, Szczytniki, Opatówek, KALISZ - miasto powiatowe + powiat grodzki, NOWE SKALMIERZYCE, Godziesze Wielkie)
Dane wycieczki:
DST: 205.20 km AVS: 27.12 km/h
ALT: 694 m MAX: 41.50 km/h
Temp:8.0 'C
Zima na Litwie - dzień 3
Nad ranem temperatura nieoczekiwanie wynosiła "zaledwie" -15'C, okazało się że mamy zachmurzenie, co od razu podniosło temperaturę. Sprawnie zwijamy obozowisko i ruszamy w stronę Polski. Dojazd do granicy mocno pagórkowaty, a po polskiej strony mamy wąziutką, nierówną szutrówkę, na której i ja wywinąłem orła ;). Od Berżników na Giby już równiejszy zaśnieżony asfalt, w Gibach robimy dłuższy postój na miejscowej stacji benzynowej. Stąd kilka km jazdy odśnieżoną krajówką i we Frąckach wjeżdżamy na piękną drogę wzdłuż Czarnej Hańczy, która w górnej części dzięki żwawemu nurtowi jeszcze nie zamarzła. Szlak wygodniejszy do jazdy niż rok temu, gdy ten kawałek też zimą przejeżdżałem, mniej śniegu, a nawierzchnia lepiej ubita. W Wysokim Moście wjeżdżamy na boczne drogi, którymi jedziemy do klasztoru kamedulskiego nad Wigrami. Tam robimy krótki postój i zaczyna nas kusić przeprawa po zamarzniętym jeziorze skracająca trasę o kilka kilometrów. Mieliśmy trochę obaw, ale szybko okazało się, że pokrywa lodu jest wystarczająco gruba, dobre 20cm. Po drodze mijaliśmy sporo wędkarzy, też kilka bojerów, a nawet i quad. Przeżycie z takiej jazdy jedyne w swoim rodzaju, nieczęsto się takie atrakcje trafia ;)) Po drugiej stronie jeziora wjeżdżamy na odśnieżoną drogę na Suwałki i sprawnie docieramy do miasta, ponad godzinę do odjazdu pociągu spędzamy w McDonaldzie.
Wyjazd bardzo udany, spełnił wszystkie swoje założenia - mieliśmy mnóstwo kapitalnych zimowych widoków, zaliczyliśmy wiele kilometrów zaśnieżonych dróg, daliśmy sobie radę podczas niełatwych zimowych biwaków. Wielkie brawa dla Wąskiego, który nigdy wcześniej zimą nie jeździł, a tym wyjazdem od razu skoczył na głęboką wodę, bo jest wielka różnica pomiędzy temperaturami koło -10'C, a pod -20'C, jest ogromna róznica pomiędzy trasami do 50km pod domem, a trasami na cały dzień, gdy nocować trzeba pod namiotem.
Zdjęcia z wyjazdu
Nad ranem temperatura nieoczekiwanie wynosiła "zaledwie" -15'C, okazało się że mamy zachmurzenie, co od razu podniosło temperaturę. Sprawnie zwijamy obozowisko i ruszamy w stronę Polski. Dojazd do granicy mocno pagórkowaty, a po polskiej strony mamy wąziutką, nierówną szutrówkę, na której i ja wywinąłem orła ;). Od Berżników na Giby już równiejszy zaśnieżony asfalt, w Gibach robimy dłuższy postój na miejscowej stacji benzynowej. Stąd kilka km jazdy odśnieżoną krajówką i we Frąckach wjeżdżamy na piękną drogę wzdłuż Czarnej Hańczy, która w górnej części dzięki żwawemu nurtowi jeszcze nie zamarzła. Szlak wygodniejszy do jazdy niż rok temu, gdy ten kawałek też zimą przejeżdżałem, mniej śniegu, a nawierzchnia lepiej ubita. W Wysokim Moście wjeżdżamy na boczne drogi, którymi jedziemy do klasztoru kamedulskiego nad Wigrami. Tam robimy krótki postój i zaczyna nas kusić przeprawa po zamarzniętym jeziorze skracająca trasę o kilka kilometrów. Mieliśmy trochę obaw, ale szybko okazało się, że pokrywa lodu jest wystarczająco gruba, dobre 20cm. Po drodze mijaliśmy sporo wędkarzy, też kilka bojerów, a nawet i quad. Przeżycie z takiej jazdy jedyne w swoim rodzaju, nieczęsto się takie atrakcje trafia ;)) Po drugiej stronie jeziora wjeżdżamy na odśnieżoną drogę na Suwałki i sprawnie docieramy do miasta, ponad godzinę do odjazdu pociągu spędzamy w McDonaldzie.
Wyjazd bardzo udany, spełnił wszystkie swoje założenia - mieliśmy mnóstwo kapitalnych zimowych widoków, zaliczyliśmy wiele kilometrów zaśnieżonych dróg, daliśmy sobie radę podczas niełatwych zimowych biwaków. Wielkie brawa dla Wąskiego, który nigdy wcześniej zimą nie jeździł, a tym wyjazdem od razu skoczył na głęboką wodę, bo jest wielka różnica pomiędzy temperaturami koło -10'C, a pod -20'C, jest ogromna róznica pomiędzy trasami do 50km pod domem, a trasami na cały dzień, gdy nocować trzeba pod namiotem.
Zdjęcia z wyjazdu
Dane wycieczki:
DST: 78.40 km AVS: 16.80 km/h
ALT: 483 m MAX: 35.80 km/h
Temp:-10.0 'C
Zima na Litwie - dzień 2
W nocy temperatura spadła do -21'C, podczas zwijania obozowiska było -19'C, więc wydostanie się z ciepłych śpiworów wymagało nie lada odwagi ;). Trochę nam się zeszło czasu, bo musieliśmy gotować jedzenie i herbatę (oczywiście przez topienie śniegu) na drogę dla dwóch osób na mojej maszynce benzynowej, maszynka gazowa po kilku minutach bardzo słabego płomienia wysiadła, pomimo, że Arek w nocy kartusz gazowy miał ogrzany w śpiworze. Pogoda dalej jest doskonała, bo tak silny mróz najczęściej oznacza piękną wyżową pogodę. Od razu na starcie zaczynają się ciekawe drogi, kierujemy się na boczną trasę na Giby, prowadzącą przez środek Puszczy Augustowskiej, trochę się baliśmy o jej przejezdność, było parę odcinków gdzie jechaliśmy koło 10km/h, ale przejechać się dało, na trasie Arek jadący na oponach bez kolców zanotował pierwsze gleby ;). Odcinek piękny, gęsty las oświetlony słońcem odbijającym się od śniegu, na 20km do Gib nie spotkaliśmy jednego samochodu. W Gibach robimy większe zakupy, odpoczywamy też na stacji benzynowej, po czym zalodzoną drogą kierujemy się na Zelwę (pięknie widać tu zamarznięte jezioro), a dalej na leśne przejście graniczne na Litwę, jak wczoraj koło 12 robi się całkiem ciepło, koło -12'C.
Na Litwie podobnie jak u nas drogi zaśnieżone, więc nie ma większego znaczenia czy jedzie się asfaltem czy też szutrem. W Kapciamestis robimy postój na powietrzu i kontynuujemy jazdę na zachód, by zrobić rundkę po miejscowym parku narodowym grupującym malownicze jeziorka, na których sporo osób łowi ryby spod lodu, to bardzo popularna rozrywka w krajach byłego ZSRR. Kawałek na wschód dał nam popalić, bo jedziemy równo pod odczuwalny wiatr, a było tu trochę prostych po odkrytym terenie, za to dzięki zaśnieżeniu drogi ominęła nas wątpliwa przyjemność jazdy po bruku. Za Viktarinas odbijamy na północ, a następnie na zachód i na postój docieramy do większego Veiseiajai, położonego niebrzydko nad jeziorem. Robimy zakupy w markecie i o zmierzchu wyjeżdżamy parę kilometrów za miasto, rozbijając się na nocleg przy drodze. Temperatura szybko spada dochodząc do -20'C, tak że butelkę wody zakupioną w markecie na gotowanie - trzeba było rozcinać nożem, bo już w połowie zdążyła zamarznąć ;)
Zdjęcia z wyjazdu
W nocy temperatura spadła do -21'C, podczas zwijania obozowiska było -19'C, więc wydostanie się z ciepłych śpiworów wymagało nie lada odwagi ;). Trochę nam się zeszło czasu, bo musieliśmy gotować jedzenie i herbatę (oczywiście przez topienie śniegu) na drogę dla dwóch osób na mojej maszynce benzynowej, maszynka gazowa po kilku minutach bardzo słabego płomienia wysiadła, pomimo, że Arek w nocy kartusz gazowy miał ogrzany w śpiworze. Pogoda dalej jest doskonała, bo tak silny mróz najczęściej oznacza piękną wyżową pogodę. Od razu na starcie zaczynają się ciekawe drogi, kierujemy się na boczną trasę na Giby, prowadzącą przez środek Puszczy Augustowskiej, trochę się baliśmy o jej przejezdność, było parę odcinków gdzie jechaliśmy koło 10km/h, ale przejechać się dało, na trasie Arek jadący na oponach bez kolców zanotował pierwsze gleby ;). Odcinek piękny, gęsty las oświetlony słońcem odbijającym się od śniegu, na 20km do Gib nie spotkaliśmy jednego samochodu. W Gibach robimy większe zakupy, odpoczywamy też na stacji benzynowej, po czym zalodzoną drogą kierujemy się na Zelwę (pięknie widać tu zamarznięte jezioro), a dalej na leśne przejście graniczne na Litwę, jak wczoraj koło 12 robi się całkiem ciepło, koło -12'C.
Na Litwie podobnie jak u nas drogi zaśnieżone, więc nie ma większego znaczenia czy jedzie się asfaltem czy też szutrem. W Kapciamestis robimy postój na powietrzu i kontynuujemy jazdę na zachód, by zrobić rundkę po miejscowym parku narodowym grupującym malownicze jeziorka, na których sporo osób łowi ryby spod lodu, to bardzo popularna rozrywka w krajach byłego ZSRR. Kawałek na wschód dał nam popalić, bo jedziemy równo pod odczuwalny wiatr, a było tu trochę prostych po odkrytym terenie, za to dzięki zaśnieżeniu drogi ominęła nas wątpliwa przyjemność jazdy po bruku. Za Viktarinas odbijamy na północ, a następnie na zachód i na postój docieramy do większego Veiseiajai, położonego niebrzydko nad jeziorem. Robimy zakupy w markecie i o zmierzchu wyjeżdżamy parę kilometrów za miasto, rozbijając się na nocleg przy drodze. Temperatura szybko spada dochodząc do -20'C, tak że butelkę wody zakupioną w markecie na gotowanie - trzeba było rozcinać nożem, bo już w połowie zdążyła zamarznąć ;)
Zdjęcia z wyjazdu
Dane wycieczki:
DST: 80.50 km AVS: 16.10 km/h
ALT: 508 m MAX: 34.70 km/h
Temp:-15.0 'C
Zima na Litwie - dzień 1
W tym roku zima długo kazała na siebie czekać, ale gdy już się u nas pojawiła - to od razu pokazała na co ją stać.
Razem z Wąskim postanowiliśmy wykorzystać panujące warunki do sprawdzenia się w bezkompromisowej zimowej jeździe na rowerze - czyli w silnym mrozie, po bocznych, zaśnieżonych drogach i z noclegami pod namiotem.
Ruszamy z Białegostoku ok. 9, już na samym starcie wita nas potężny mróz -17'C. Pierwsze kilometry trasy to dojazd główną drogą do Sokółki, pierwszy odcinek pusty, za Wasilkowem na trasę wjeżdżają tiry z obwodnicy Białegostoku i już tak przyjemnie się nie jedzie. Trasa pagórkowata, a w takich temperaturach, z większym bagażem takie górki wyraźnie się odczuwa. Na pierwszy postój stajemy po 40km w Biedronce w Sokółce, robimy tu większe zakupy i kilkanaście minut odtajamy w cieple ;). W Sokółce zjeżdżamy na boczną drogę do Lipska, dalej jest tu asfalt, ale ruch w porównaniu do krajówki minimalny. Cały czas mamy pełne słońce, w jego barwach okolica w zimowej szacie prezentuje się kapitalnie, koło południa robi się też wyraźnie cieplej, koło -10-12'C, a to w porównaniu do -17'C spora różnica. Na drugi postój mieliśmy stanąć w Dąbrowie Białostockiej, ale że nie było tu sensownego baru pojechaliśmy do położonego 10km dalej Lipska, gdzie jemy okropną podróbkę żurku w miejscowej mordowni (gdzie towarzycho wali tylko wódę i piwo).
Za Lipskiem kończy się asfalt i wjeżdżamy na boczne, zaśnieżone drogi, powoli zaczyna też zmierzchać, a temperatura po zachodzie słońca znowu spada do -16'C. Po drodze kapitalnie wyglądała niezamarznięta Wolkuszanka, nad którą unosiły się nad polami całe kłęby mgieł; do Gruszek docieramy już nocą, a jako że jechaliśmy pustą drogą obok siebie pilnujący tutaj okolicy patrol Straży Granicznej wziął nas za jadący samochód, nieźle się zdziwili widząc dwóch rowerzystów o takiej porze iw takich warunkach ;). Dojeżdżamy zgodnie z planem w rejon Kanału Augustowskiego i za Mikaszówką rozbijamy się na nocleg, w ładnym lasku, tuż przy miejscowym cmentarzu ;)
Zdjęcia z wyjazdu
W tym roku zima długo kazała na siebie czekać, ale gdy już się u nas pojawiła - to od razu pokazała na co ją stać.
Razem z Wąskim postanowiliśmy wykorzystać panujące warunki do sprawdzenia się w bezkompromisowej zimowej jeździe na rowerze - czyli w silnym mrozie, po bocznych, zaśnieżonych drogach i z noclegami pod namiotem.
Ruszamy z Białegostoku ok. 9, już na samym starcie wita nas potężny mróz -17'C. Pierwsze kilometry trasy to dojazd główną drogą do Sokółki, pierwszy odcinek pusty, za Wasilkowem na trasę wjeżdżają tiry z obwodnicy Białegostoku i już tak przyjemnie się nie jedzie. Trasa pagórkowata, a w takich temperaturach, z większym bagażem takie górki wyraźnie się odczuwa. Na pierwszy postój stajemy po 40km w Biedronce w Sokółce, robimy tu większe zakupy i kilkanaście minut odtajamy w cieple ;). W Sokółce zjeżdżamy na boczną drogę do Lipska, dalej jest tu asfalt, ale ruch w porównaniu do krajówki minimalny. Cały czas mamy pełne słońce, w jego barwach okolica w zimowej szacie prezentuje się kapitalnie, koło południa robi się też wyraźnie cieplej, koło -10-12'C, a to w porównaniu do -17'C spora różnica. Na drugi postój mieliśmy stanąć w Dąbrowie Białostockiej, ale że nie było tu sensownego baru pojechaliśmy do położonego 10km dalej Lipska, gdzie jemy okropną podróbkę żurku w miejscowej mordowni (gdzie towarzycho wali tylko wódę i piwo).
Za Lipskiem kończy się asfalt i wjeżdżamy na boczne, zaśnieżone drogi, powoli zaczyna też zmierzchać, a temperatura po zachodzie słońca znowu spada do -16'C. Po drodze kapitalnie wyglądała niezamarznięta Wolkuszanka, nad którą unosiły się nad polami całe kłęby mgieł; do Gruszek docieramy już nocą, a jako że jechaliśmy pustą drogą obok siebie pilnujący tutaj okolicy patrol Straży Granicznej wziął nas za jadący samochód, nieźle się zdziwili widząc dwóch rowerzystów o takiej porze iw takich warunkach ;). Dojeżdżamy zgodnie z planem w rejon Kanału Augustowskiego i za Mikaszówką rozbijamy się na nocleg, w ładnym lasku, tuż przy miejscowym cmentarzu ;)
Zdjęcia z wyjazdu
Dane wycieczki:
DST: 108.00 km AVS: 18.20 km/h
ALT: 707 m MAX: 37.30 km/h
Temp:-14.0 'C