Wpisy archiwalne w kategorii
Wycieczka
Dystans całkowity: | 107164.05 km (w terenie 504.00 km; 0.47%) |
Czas w ruchu: | 4232:57 |
Średnia prędkość: | 25.32 km/h |
Maksymalna prędkość: | 78.00 km/h |
Suma podjazdów: | 456390 m |
Suma kalorii: | 228598 kcal |
Liczba aktywności: | 900 |
Średnio na aktywność: | 119.07 km i 4h 42m |
Więcej statystyk |
Zimowy wyjazd do Tarczyna, standardową trasą, znowu zmarzły mi stopy.
Podsumowując sezon 2010 - w sumie przejechałem 22 588km, z czego przebieg Scotta to 14 767,2km natomiast przebieg Red Bulla to 7820,8km. Sezon bardzo udany - piękna wyprawa do Ziemi Świętej, udany start w maratonie BB-Tour
Podsumowując sezon 2010 - w sumie przejechałem 22 588km, z czego przebieg Scotta to 14 767,2km natomiast przebieg Red Bulla to 7820,8km. Sezon bardzo udany - piękna wyprawa do Ziemi Świętej, udany start w maratonie BB-Tour
Dane wycieczki:
DST: 64.60 km AVS: 21.07 km/h
ALT: 162 m MAX: 29.20 km/h
Temp:-7.0 'C
Olsztyn
Warszawa - Serock - Pułtusk - Przasnysz - Chorzele - Szczytno - Pasym - Olsztyn
Od dłuższego czasu zastanawiałem się nad naprawdę długą zimową trasę, w końcu udało mi się jednocześnie trafić w dobre warunki i zmobilizować do takiego wysiłku. Na trasę ruszam ok.5.30, oczywiście jest jeszcze ciemno, temperatura -6'C - więc nie tak źle, obawiałem się że może być zimniej. Sprawnie przebijam się Wisłostradą przez Warszawę, następnie jadę dobrze oświetloną drogą do Nieporętu, tam już powoli zaczyna świtać - tak więc mam okazję pooglądać zamarznięty Zalew Zegrzyński, takie połacie lodu robią spore wrażenie.
Za Serockiem z moją drogą łączy się ta tranzytowa z Nowego Dworu, tak więc odcinek do Pułtuska taki sobie, choć w sobotę ruch taki sobie; niemniej paru debili zza wschodniej granicy oczywiście trafiłem (IMO Pribałtyka to ojczyzna najbardziej chamskich kierowców świata). Ale po 20km do Pułtuska skręcam na Maków Mazowiecki, a tam ruch jest już minimalny. Jedzie się nadspodziewanie dobrze, wreszcie trafiłem idealnie z wiatrem, który mam niemal cały czas w plecy, mimo jazdy na kolcowanych oponach i na mrozie - średnią utrzymuję na poziomie ok.26km/h; drogi są w dobrym stanie, właściwie całe czarne. Przed Makowem mijam fajnie komponujące się w zimowy krajobraz dość szeroko rozlane rzeczki, następnie jest płaski odcinek z białymi polami. Do Przasnysza droga nieco skręca na zachód, więc jest trochę bocznego wiatru, niemniej dalej jedzie się świetnie, tak świetnie że na pierwszy postój dałem radę dojechać do samego Przasnysza (115km). Tam staję na dworcu PKS, jem kanapki (mróz jest niewielki (-3-4'C w dzień), więc nie zamarzły, piję herbatę z termosu (obowiązkowe wyposażenie na taką trasę).
Ale w czasie postoju szybko się zmieniły warunki - mianowicie zaczyna porządnie padać śnieg, wg prognoz śnieżyce miały dojść do Olsztyna dopiero o 17-18, tutaj tyle szczęścia co z wiatrem już nie miałem. Kilka km za Przasnyszem jadę w mocnym śniegu, ale szybko się to uspokoiło, chwilami dalej pada, ale już nie tak intensywnie. Za Przasnyszem zaczyna się dużo przyjemniejsza jazda, jest wiele odcinków leśnych, a ośnieżone sosny wyglądają fantastycznie; krajobraz niemal bajkowy, jak ze świątecznych pocztówek. Za Chorzelami wraca śnieg i pada już do samego Szczytna, nie intensywnie, ale jednak solidnie, co powoduje że powoli zaczyna się zbierać na drodze, na której ruch jest niewielki. Z tego powodu w Wielbarku decyduję się jechać do Olsztyna przez Szczytno (nie Jedwabno jak miałem w planach); tak by podróżować drogami krajowymi, nie wojewódzkimi, bo te są odśnieżane znacznie gorzej (już wylot drogi na Jedwabno w Wielbarku był cały w śniegu).
Do Szczytna dojeżdżam już trochę zmęczony długą trasa, na odpoczynek staję w barze fundując sobie dwie duże kanapki na ciepło. Gdy ruszam dalej zaczyna się porządna śnieżyca (gogle okazały się konieczne), cały odcinek do Pasymia jedzie się naprawdę ciężko, śnieg zaczyna zalegać na drodze, do tego mocno wieje, bo kawałek do Olsztyna jest bardziej na zachód, jak to na Mazurach - dochodzą też małe górki. Za Pasymiem już nieco lepiej, opady śniegu zmalały, droga lepiej przetarta; cały odcinek Szczytno - Olsztyn piękny, głównie w lesie, niestety końcówkę jadę już nocą. Na pożegnanie trasy, już w samym Olsztynie - znowu śnieżyca, w światłach sodowych lamp miliony płatków śniegu robią wrażenie :))
Dworzec w Olsztynie - fatalny, musiałem tu czekać godzinę na pociąg; jak na miasto wojewódzkie taka wyziębiona i brudna buda to po prostu wstyd. W pociągu ciepło, ale za to oczywiście musiał złapać 30min opóźnienia, jadąc do Warszawy linią gdańską - po prostu nóż w kieszeni się otwiera na dokonania PKP; jechałem tu rok temu i w remoncie był kawałek Nasielsk-Ciechanów - i przez ten rok nie dali rady zrobić 30km! Wysiadłem na dworcu wschodnim - a tam remont i zero oznaczeń jak wyjść z peronu na miasto, straciłem z 10min na poszukiwanie owego wyjścia; niestety mają rację ci którzy twierdzą, że PKP ciągle jest 10 lat za Murzynami :((
Zdjęcia z wycieczki
Warszawa - Serock - Pułtusk - Przasnysz - Chorzele - Szczytno - Pasym - Olsztyn
Od dłuższego czasu zastanawiałem się nad naprawdę długą zimową trasę, w końcu udało mi się jednocześnie trafić w dobre warunki i zmobilizować do takiego wysiłku. Na trasę ruszam ok.5.30, oczywiście jest jeszcze ciemno, temperatura -6'C - więc nie tak źle, obawiałem się że może być zimniej. Sprawnie przebijam się Wisłostradą przez Warszawę, następnie jadę dobrze oświetloną drogą do Nieporętu, tam już powoli zaczyna świtać - tak więc mam okazję pooglądać zamarznięty Zalew Zegrzyński, takie połacie lodu robią spore wrażenie.
Za Serockiem z moją drogą łączy się ta tranzytowa z Nowego Dworu, tak więc odcinek do Pułtuska taki sobie, choć w sobotę ruch taki sobie; niemniej paru debili zza wschodniej granicy oczywiście trafiłem (IMO Pribałtyka to ojczyzna najbardziej chamskich kierowców świata). Ale po 20km do Pułtuska skręcam na Maków Mazowiecki, a tam ruch jest już minimalny. Jedzie się nadspodziewanie dobrze, wreszcie trafiłem idealnie z wiatrem, który mam niemal cały czas w plecy, mimo jazdy na kolcowanych oponach i na mrozie - średnią utrzymuję na poziomie ok.26km/h; drogi są w dobrym stanie, właściwie całe czarne. Przed Makowem mijam fajnie komponujące się w zimowy krajobraz dość szeroko rozlane rzeczki, następnie jest płaski odcinek z białymi polami. Do Przasnysza droga nieco skręca na zachód, więc jest trochę bocznego wiatru, niemniej dalej jedzie się świetnie, tak świetnie że na pierwszy postój dałem radę dojechać do samego Przasnysza (115km). Tam staję na dworcu PKS, jem kanapki (mróz jest niewielki (-3-4'C w dzień), więc nie zamarzły, piję herbatę z termosu (obowiązkowe wyposażenie na taką trasę).
Ale w czasie postoju szybko się zmieniły warunki - mianowicie zaczyna porządnie padać śnieg, wg prognoz śnieżyce miały dojść do Olsztyna dopiero o 17-18, tutaj tyle szczęścia co z wiatrem już nie miałem. Kilka km za Przasnyszem jadę w mocnym śniegu, ale szybko się to uspokoiło, chwilami dalej pada, ale już nie tak intensywnie. Za Przasnyszem zaczyna się dużo przyjemniejsza jazda, jest wiele odcinków leśnych, a ośnieżone sosny wyglądają fantastycznie; krajobraz niemal bajkowy, jak ze świątecznych pocztówek. Za Chorzelami wraca śnieg i pada już do samego Szczytna, nie intensywnie, ale jednak solidnie, co powoduje że powoli zaczyna się zbierać na drodze, na której ruch jest niewielki. Z tego powodu w Wielbarku decyduję się jechać do Olsztyna przez Szczytno (nie Jedwabno jak miałem w planach); tak by podróżować drogami krajowymi, nie wojewódzkimi, bo te są odśnieżane znacznie gorzej (już wylot drogi na Jedwabno w Wielbarku był cały w śniegu).
Do Szczytna dojeżdżam już trochę zmęczony długą trasa, na odpoczynek staję w barze fundując sobie dwie duże kanapki na ciepło. Gdy ruszam dalej zaczyna się porządna śnieżyca (gogle okazały się konieczne), cały odcinek do Pasymia jedzie się naprawdę ciężko, śnieg zaczyna zalegać na drodze, do tego mocno wieje, bo kawałek do Olsztyna jest bardziej na zachód, jak to na Mazurach - dochodzą też małe górki. Za Pasymiem już nieco lepiej, opady śniegu zmalały, droga lepiej przetarta; cały odcinek Szczytno - Olsztyn piękny, głównie w lesie, niestety końcówkę jadę już nocą. Na pożegnanie trasy, już w samym Olsztynie - znowu śnieżyca, w światłach sodowych lamp miliony płatków śniegu robią wrażenie :))
Dworzec w Olsztynie - fatalny, musiałem tu czekać godzinę na pociąg; jak na miasto wojewódzkie taka wyziębiona i brudna buda to po prostu wstyd. W pociągu ciepło, ale za to oczywiście musiał złapać 30min opóźnienia, jadąc do Warszawy linią gdańską - po prostu nóż w kieszeni się otwiera na dokonania PKP; jechałem tu rok temu i w remoncie był kawałek Nasielsk-Ciechanów - i przez ten rok nie dali rady zrobić 30km! Wysiadłem na dworcu wschodnim - a tam remont i zero oznaczeń jak wyjść z peronu na miasto, straciłem z 10min na poszukiwanie owego wyjścia; niestety mają rację ci którzy twierdzą, że PKP ciągle jest 10 lat za Murzynami :((
Zdjęcia z wycieczki
Dane wycieczki:
DST: 245.10 km AVS: 24.43 km/h
ALT: 987 m MAX: 43.10 km/h
Temp:-3.0 'C
Warszawa - Konstancin - Szymanów - Gassy - Okrzeszyn - Warszawa
Nadwiślańska przejażdżka. Drogi już w dużo lepszym stanie niż w zeszłym tygodniu, ale za to mocny nieprzyjemny wiatr z zachodu, sporo obniżając odczuwalną temperaturę
Nadwiślańska przejażdżka. Drogi już w dużo lepszym stanie niż w zeszłym tygodniu, ale za to mocny nieprzyjemny wiatr z zachodu, sporo obniżając odczuwalną temperaturę
Dane wycieczki:
DST: 41.60 km AVS: 22.29 km/h
ALT: 91 m MAX: 43.50 km/h
Temp:-1.0 'C
Mróz!
Warszawa - Góra Kalwaria - Warka - Grójec - Piaseczno - Warszawa
Po spróbowaniu swoich sił w padającym śniegu - tym razem nadszedł czas na próbę na silnym mrozie. Ruszam ok. 13, pierwsze kilometry idą całkiem sprawnie, droga dobrze odśnieżona. Przed Górą Kalwarią zaczynam już marznąć (jest aż -14'C!), więc dokładam dodatkową warstwę pod kurtkę i pancerne ochraniacze na buty, nieco to pomogło - ale do komfortu było daleko. Po skręcie na Warkę pogarsza się stan drogi, jest coraz więcej śniegu, niemniej do samej Warki w większości były jeszcze wąskie paseczki asfaltu. Za Warką robi się ciemno (choć akurat nocą w zaśnieżonej okolicy jeździ się dużo przyjemniej niż latem), ale mocno zepsuła się też droga. Najbardziej przeszkadzają liczne nierówności z mocno zmrożonego śniegu, cały czas się na tym skacze, bardzo to przeszkadza w jeździe i ogranicza prędkość. Tak się jechało właściwie cały odcinek do Grójca, bardzo mnie to zmęczyło. Najgorzej było za Grójcem, bo tam skręciłem na wschód, a w międzyczasie zaczęło mocno wiać z tego kierunku. Polepszyło się dopiero mniej więcej od granicy powiatu piaseczyńskiego, tam już droga była lepiej odśnieżona, skończyły się te fatalne nierówności. Niemniej zmęczony byłem już bardzo, ponad 100km w takich warunkach to już dystans ekstremalny. Z ulgą docieram do Warszawy, z 10cm soplem na kominiarce i czapką całą w szronie :))
Trasa była naprawdę ciężka, dawno już tak w kość nie dostałem, na takim mrozie jedzie się już wystarczająco ciężko - a tym razem jeszcze doszła fatalna droga na dużej części trasy; tak więc w porównaniu z podobnej długości trasą i w tej samej temperaturze co w zeszłym roku do Ciechanowa - było dużo ciężej.
Zdjęcia zaledwie trzy bo szybko padła mi bateria w komórce
Warszawa - Góra Kalwaria - Warka - Grójec - Piaseczno - Warszawa
Po spróbowaniu swoich sił w padającym śniegu - tym razem nadszedł czas na próbę na silnym mrozie. Ruszam ok. 13, pierwsze kilometry idą całkiem sprawnie, droga dobrze odśnieżona. Przed Górą Kalwarią zaczynam już marznąć (jest aż -14'C!), więc dokładam dodatkową warstwę pod kurtkę i pancerne ochraniacze na buty, nieco to pomogło - ale do komfortu było daleko. Po skręcie na Warkę pogarsza się stan drogi, jest coraz więcej śniegu, niemniej do samej Warki w większości były jeszcze wąskie paseczki asfaltu. Za Warką robi się ciemno (choć akurat nocą w zaśnieżonej okolicy jeździ się dużo przyjemniej niż latem), ale mocno zepsuła się też droga. Najbardziej przeszkadzają liczne nierówności z mocno zmrożonego śniegu, cały czas się na tym skacze, bardzo to przeszkadza w jeździe i ogranicza prędkość. Tak się jechało właściwie cały odcinek do Grójca, bardzo mnie to zmęczyło. Najgorzej było za Grójcem, bo tam skręciłem na wschód, a w międzyczasie zaczęło mocno wiać z tego kierunku. Polepszyło się dopiero mniej więcej od granicy powiatu piaseczyńskiego, tam już droga była lepiej odśnieżona, skończyły się te fatalne nierówności. Niemniej zmęczony byłem już bardzo, ponad 100km w takich warunkach to już dystans ekstremalny. Z ulgą docieram do Warszawy, z 10cm soplem na kominiarce i czapką całą w szronie :))
Trasa była naprawdę ciężka, dawno już tak w kość nie dostałem, na takim mrozie jedzie się już wystarczająco ciężko - a tym razem jeszcze doszła fatalna droga na dużej części trasy; tak więc w porównaniu z podobnej długości trasą i w tej samej temperaturze co w zeszłym roku do Ciechanowa - było dużo ciężej.
Zdjęcia zaledwie trzy bo szybko padła mi bateria w komórce
Dane wycieczki:
DST: 115.00 km AVS: 19.88 km/h
ALT: 415 m MAX: 32.10 km/h
Temp:-14.0 'C
Warszawa - Konstancin - Gassy - Warszawa
Nadwiślańska przejażdżka. Do Konstancina odśnieżoną drogą, dalej już w większości po śniegu. Bardzo zimno (-10'C), pod koniec trasy mocno już czułem palce u nóg, niestety moje buty (zimowe w końcu!) już w takich temperaturach nie wyrabiają. Na rowerze cały czas jest punktowy nacisk na pedały, co zawsze nieco zmniejsza ukrwienie samych palców, tak więc w takich temperaturach potrzeba naprawdę grubych butów. Kolcowane opony ważą tonę, robią straszne opory - ale niewątpliwie dają sporo większą pewność jazdy
Zmiana opon na Marathon Winter przy stanie 13 989km
Nadwiślańska przejażdżka. Do Konstancina odśnieżoną drogą, dalej już w większości po śniegu. Bardzo zimno (-10'C), pod koniec trasy mocno już czułem palce u nóg, niestety moje buty (zimowe w końcu!) już w takich temperaturach nie wyrabiają. Na rowerze cały czas jest punktowy nacisk na pedały, co zawsze nieco zmniejsza ukrwienie samych palców, tak więc w takich temperaturach potrzeba naprawdę grubych butów. Kolcowane opony ważą tonę, robią straszne opory - ale niewątpliwie dają sporo większą pewność jazdy
Zmiana opon na Marathon Winter przy stanie 13 989km
Dane wycieczki:
DST: 39.70 km AVS: 20.02 km/h
ALT: 53 m MAX: 28.30 km/h
Temp:-10.0 'C
W zamieci do Skierniewic
Warszawa - Nadarzyn - Mszczonów - Skierniewice
Na dziś prognoza pogody nie pozostawiała wiele złudzeń - miał padać śnieg i to ostro :)
Postanowiłem więc spróbować jazdy w takich warunkach, zobaczyć jak to "się je". Wyruszam dość późno, po 12, skutkiem czego nie chciało mi się tracić czasu na wymianę opon na szersze, pojechałem na wąskich Racerach - kiepski to był koncept. Śnieg pada mocno, równie mocno wieje, ale przez Warszawę jedzie się całkiem OK, Puławska dobrze odśnieżona, z wiatrem jedzie się spokojnie 27-28km/h. Ale już na dojeździe bocznymi drogami do Magdalenki jest dużo gorzej, rower się mocno ślizga, ryje; szybko zatęskniłem za szerokimi oponami. Na drodze do Nadarzyna duży ruch, kierowcy jadą bardzo powoli, rowerem jedzie się niewiele wolniej, przed skrzyżowaniem z szosą katowicką jest spory korek. Szosa katowicka - w przyzwoitym stanie, aczkolwiek o czarnej nawierzchni można zapomnieć. W tych warunkach postanawiam dalej jechać (w planach miałem Koluszki) właśnie tą szosą, zamiast drogą przez Grodzisk i Żyrardów licząc że będzie w sporo lepszym stanie. Dopiero pod Siestrzeniem (po jakiś 10km) dogoniły mnie tiry które wyprzedziłem w korku pod Nadarzynem - to mówi sporo o warunkach na drodze.
Jechało się dobrze mniej więcej do Radziejowic - tam zaczynają się malutkie górki, zaledwie 2-3% - ale to wystarczyło by stały się ścianą płaczą dla wielu tirów, które nie były w stanie tego podjechać, inne z kolei rozpędzały się na maksa by się wyrobić na podjeździe. To szybko spowodowało oczywiście ogromny korek na drodze, ja musiałem się przebijać między dwoma pasami, a tam oczywiście było sporo głębokiego śniegu. Zaliczyłem w ten sposób glebę, a ocierając się o tira GPS-em, który spadł na jezdnię (na szczęście nic mu się nie stało). Dalej jadę już ostrożniej, ale warunki robią się coraz trudniejsze, coraz więcej głębokiego śniegu w którym się ryję. Bałem się nie tyle samego upadku - bo ten na śniegu rzadko kiedy jest groźny, ale tego że wywracając się właduję się pod koła samochodu, bo ruch jest duży. Doszedłem do wniosku, że w w tych warunkach nie ma co ryzykować jazdy aż do Koszulek i parę km za Mszczonowem skręciłem na Skierniewice. I było to dobre rozwiązanie, co prawda mocno mnie wywiało (bo silny wiatr miałem z boku, czasem nawet w twarz, co przy -7'C nie jest za przyjemne) - ale za to ruch drastycznie spadł, a i droga o dziwo w sumie była w lepszym stanie niż katowicka, nie było najgroźniejszych kawałków z głębokim śniegiem. Odcinek całkiem fajny, sporo pięknie zaśnieżonych lasów (przejeżdżam przez Bolimowski Park Krajobrazowy) W rejonie mostu na Rawce (tu już jadę po ciemku) znowu parę tirów stało uwięzionych korkując drogę w przeciwnym kierunku. W Skierniewicach mocno się wkurzyłem - bo droga od granic miasta była fatalna (a liczyłem na coś zupełnie przeciwnego), dużo gorsza niż szosa poza miastem, nie odśnieżono chyba nic, jednak mają rację ci uznający tą miejscowość za dużą wiochę. Ale doturlałem się jakoś na dworzec, tam oczywiście sporo poopóźnianych pociągów - ale ja na szczęście za długo czekać nie musiałem i sprawnie dojechałem do Warszawy.
W stolicy - tragedia, odśnieżona co prawda nieporównywalnie lepiej od Skierniewiec, ale co z tego skoro właściwie całe miasto stoi w gigantycznym korku. Między pasami jest głęboki śnieg, więc trzeba jechać żółwim tempem samochodów, po 2-3km/h. Dojechałem tak z Centralnego do Pola Mokotowskiego i tam wsiadłem w metro, bo w tych warunkach na piechotę byłoby szybciej niż samochodem i rowerem.
Podsumowując - wycieczka naprawdę ciekawa, jazda w tak trudnych warunkach to nie lada wyzwanie. Popełniłem spory błąd nie zmieniając opon, przez co na bardziej śliskich kawałkach, szczególnie z głębszym śniegiem jechało się na granicy upadku. Nieoczekiwane bardzo dobrze sprawdziły się gogle, w gęsto padającym śniegu niezastąpione. Dotychczas miałem w nich duże problemy z parowaniem, a dzisiaj jechałem w nich z 70km - i było wręcz doskonale, chronią też twarz przed zimnem. Prawdopodobnie miała tu znaczenie niska temperatura (-6-7'C), bo z reguły u nas pada raczej koło zera, a wtedy pewnie łatwiej o zaparowanie
Zdjęcia z trasy
Warszawa - Nadarzyn - Mszczonów - Skierniewice
Na dziś prognoza pogody nie pozostawiała wiele złudzeń - miał padać śnieg i to ostro :)
Postanowiłem więc spróbować jazdy w takich warunkach, zobaczyć jak to "się je". Wyruszam dość późno, po 12, skutkiem czego nie chciało mi się tracić czasu na wymianę opon na szersze, pojechałem na wąskich Racerach - kiepski to był koncept. Śnieg pada mocno, równie mocno wieje, ale przez Warszawę jedzie się całkiem OK, Puławska dobrze odśnieżona, z wiatrem jedzie się spokojnie 27-28km/h. Ale już na dojeździe bocznymi drogami do Magdalenki jest dużo gorzej, rower się mocno ślizga, ryje; szybko zatęskniłem za szerokimi oponami. Na drodze do Nadarzyna duży ruch, kierowcy jadą bardzo powoli, rowerem jedzie się niewiele wolniej, przed skrzyżowaniem z szosą katowicką jest spory korek. Szosa katowicka - w przyzwoitym stanie, aczkolwiek o czarnej nawierzchni można zapomnieć. W tych warunkach postanawiam dalej jechać (w planach miałem Koluszki) właśnie tą szosą, zamiast drogą przez Grodzisk i Żyrardów licząc że będzie w sporo lepszym stanie. Dopiero pod Siestrzeniem (po jakiś 10km) dogoniły mnie tiry które wyprzedziłem w korku pod Nadarzynem - to mówi sporo o warunkach na drodze.
Jechało się dobrze mniej więcej do Radziejowic - tam zaczynają się malutkie górki, zaledwie 2-3% - ale to wystarczyło by stały się ścianą płaczą dla wielu tirów, które nie były w stanie tego podjechać, inne z kolei rozpędzały się na maksa by się wyrobić na podjeździe. To szybko spowodowało oczywiście ogromny korek na drodze, ja musiałem się przebijać między dwoma pasami, a tam oczywiście było sporo głębokiego śniegu. Zaliczyłem w ten sposób glebę, a ocierając się o tira GPS-em, który spadł na jezdnię (na szczęście nic mu się nie stało). Dalej jadę już ostrożniej, ale warunki robią się coraz trudniejsze, coraz więcej głębokiego śniegu w którym się ryję. Bałem się nie tyle samego upadku - bo ten na śniegu rzadko kiedy jest groźny, ale tego że wywracając się właduję się pod koła samochodu, bo ruch jest duży. Doszedłem do wniosku, że w w tych warunkach nie ma co ryzykować jazdy aż do Koszulek i parę km za Mszczonowem skręciłem na Skierniewice. I było to dobre rozwiązanie, co prawda mocno mnie wywiało (bo silny wiatr miałem z boku, czasem nawet w twarz, co przy -7'C nie jest za przyjemne) - ale za to ruch drastycznie spadł, a i droga o dziwo w sumie była w lepszym stanie niż katowicka, nie było najgroźniejszych kawałków z głębokim śniegiem. Odcinek całkiem fajny, sporo pięknie zaśnieżonych lasów (przejeżdżam przez Bolimowski Park Krajobrazowy) W rejonie mostu na Rawce (tu już jadę po ciemku) znowu parę tirów stało uwięzionych korkując drogę w przeciwnym kierunku. W Skierniewicach mocno się wkurzyłem - bo droga od granic miasta była fatalna (a liczyłem na coś zupełnie przeciwnego), dużo gorsza niż szosa poza miastem, nie odśnieżono chyba nic, jednak mają rację ci uznający tą miejscowość za dużą wiochę. Ale doturlałem się jakoś na dworzec, tam oczywiście sporo poopóźnianych pociągów - ale ja na szczęście za długo czekać nie musiałem i sprawnie dojechałem do Warszawy.
W stolicy - tragedia, odśnieżona co prawda nieporównywalnie lepiej od Skierniewiec, ale co z tego skoro właściwie całe miasto stoi w gigantycznym korku. Między pasami jest głęboki śnieg, więc trzeba jechać żółwim tempem samochodów, po 2-3km/h. Dojechałem tak z Centralnego do Pola Mokotowskiego i tam wsiadłem w metro, bo w tych warunkach na piechotę byłoby szybciej niż samochodem i rowerem.
Podsumowując - wycieczka naprawdę ciekawa, jazda w tak trudnych warunkach to nie lada wyzwanie. Popełniłem spory błąd nie zmieniając opon, przez co na bardziej śliskich kawałkach, szczególnie z głębszym śniegiem jechało się na granicy upadku. Nieoczekiwane bardzo dobrze sprawdziły się gogle, w gęsto padającym śniegu niezastąpione. Dotychczas miałem w nich duże problemy z parowaniem, a dzisiaj jechałem w nich z 70km - i było wręcz doskonale, chronią też twarz przed zimnem. Prawdopodobnie miała tu znaczenie niska temperatura (-6-7'C), bo z reguły u nas pada raczej koło zera, a wtedy pewnie łatwiej o zaparowanie
Zdjęcia z trasy
Dane wycieczki:
DST: 85.70 km AVS: 19.93 km/h
ALT: 416 m MAX: 30.90 km/h
Temp:-6.0 'C
Warszawa - Piaseczno - Tarczyn - Magdalenka - Warszawa
Wypad do Tarczyna, pod koniec trochę już zmarzłem, szczególnie palce u stóp. Czas na grubsze buty!
Wypad do Tarczyna, pod koniec trochę już zmarzłem, szczególnie palce u stóp. Czas na grubsze buty!
Dane wycieczki:
DST: 64.80 km AVS: 23.85 km/h
ALT: 145 m MAX: 36.30 km/h
Temp:-1.0 'C
Warszawa - Góra Kalwaria - Karczew - Otwock - Warszawa
Nadwiślańska przejeżdżka, tym razem trochę krótszym wariantem przez Karczew. Zimno - zaledwie 3 stopnie i dość silny, nieprzyjemny wiatr; idzie zima!
Zmiana napędu Deore XT przy stanie 13 723km(kaseta, łańcuch, środkowa zębatka korby) na zimowy Deore. Przebieg napędu Deore XT 6089 km
Nadwiślańska przejeżdżka, tym razem trochę krótszym wariantem przez Karczew. Zimno - zaledwie 3 stopnie i dość silny, nieprzyjemny wiatr; idzie zima!
Zmiana napędu Deore XT przy stanie 13 723km(kaseta, łańcuch, środkowa zębatka korby) na zimowy Deore. Przebieg napędu Deore XT 6089 km
Dane wycieczki:
DST: 72.30 km AVS: 23.70 km/h
ALT: 140 m MAX: 45.60 km/h
Temp:3.0 'C
Warszawa - Gassy - Cieciszew - Góra Kalwaria - Warszawa
Nadwiślańskimi bocznymi drogami do Góry Kalwarii, całkiem mocno wiało, z powrotem już z wiatrem główną szosą. W stronę Warszawy asfalt jest jeszcze gorszy niż w drugą, momentami bardzo to przeszkadza. Parę lat temu remontowano tą drogę, ale na jakiś dziwnych zasadach, tak więc teraz jest przeplatanka gładkiej jak stół nawierzchni z mocnymi dziurami, wstyd że takie drogi jeszcze istnieją w rejonie stolicy.
Zapraszam też na właśnie ukończoną relację i zdjęcia z wyprawy do Ziemi Świętej
Nadwiślańskimi bocznymi drogami do Góry Kalwarii, całkiem mocno wiało, z powrotem już z wiatrem główną szosą. W stronę Warszawy asfalt jest jeszcze gorszy niż w drugą, momentami bardzo to przeszkadza. Parę lat temu remontowano tą drogę, ale na jakiś dziwnych zasadach, tak więc teraz jest przeplatanka gładkiej jak stół nawierzchni z mocnymi dziurami, wstyd że takie drogi jeszcze istnieją w rejonie stolicy.
Zapraszam też na właśnie ukończoną relację i zdjęcia z wyprawy do Ziemi Świętej
Dane wycieczki:
DST: 56.60 km AVS: 23.42 km/h
ALT: 122 m MAX: 40.10 km/h
Temp:5.0 'C
Warszawa - Piaseczno - Grójec - Janki - Warszawa
Przejażdżka do Grójca. Dalsze testy kapoty, pod koniec trasy zaczęło wiać i zrobiło się chłodniej i już się tak nie pociłem
Przejażdżka do Grójca. Dalsze testy kapoty, pod koniec trasy zaczęło wiać i zrobiło się chłodniej i już się tak nie pociłem
Dane wycieczki:
DST: 88.00 km AVS: 25.26 km/h
ALT: 253 m MAX: 41.20 km/h
Temp:6.0 'C