wilk
Warszawa
avatar

Informacje

  • Wszystkie kilometry: 317429.70 km
  • Km w terenie: 837.00 km (0.26%)
  • Czas na rowerze: 578d 00h 01m
  • Prędkość średnia: 22.77 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Zaprzyjaźnione strony

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy wilk.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

Wycieczka

Dystans całkowity:107120.90 km (w terenie 504.00 km; 0.47%)
Czas w ruchu:4231:34
Średnia prędkość:25.31 km/h
Maksymalna prędkość:78.00 km/h
Suma podjazdów:456290 m
Suma kalorii:227544 kcal
Liczba aktywności:899
Średnio na aktywność:119.16 km i 4h 42m
Więcej statystyk
Sobota, 6 czerwca 2009Kategoria >100km, >200km, Rower szosowy, Wycieczka, >300km
Warszawa - Węgrów - Sokołów Podl. - Siemiatycze - Kleszczele - Hajnówka - Białowieża - Hajnówka - Narew - Białystok

Zmiana tylnej opony na Schwalbe Ultremo przy stanie licznika 4440km

Wstaję jeszcze nocą o 3, po niecałych 3h snu (wróciłem z pracy przed 23). Parę minut po 4 ruszam na trasę, jest już widno, zaledwie 7'C. Gdy wyjeżdżam za Warszawę, w rejonie Wesołej i Sulejówka temperatura spada do zaledwie 3'C! (piękny mamy czerwiec:). Kilka razy się przebieram - to za ciepło to za zimno, jedzie się nieciekawie, na trasie w stronę Węgrowa jest nadspodziewanie duży ruch (myślałem, że o takiej godzinie będzie zupełnie pusto) do tego jeszcze dochodzą problemy z kolanem. Za Stanisławowem w czasie postoju na przebranie się pęka dętka, okazało się że rozwaliła się do końca opona "ruszona" w czasie szutrowego kawałka podjazdu na Przehybę. Zmieniam oponę, łatam dętkę tracąc na to niemal pół h. Na dalszym kawałku do Węgrowa robi się wreszcie cieplej, cały czas jest słonecznie, na pierwszy odpoczynek staję dopiero w Sokołowie Podlaskim. Przeliczając kilometry orientuję, że przez te opóźnienia zostało mi bardzo mało czasu, bo ostatni pociąg z Białegostoku jest o 20, a ja miałem być w Sokołowie godzinę wcześniej. Za Sokołowem wreszcie zaczyna się ciekawsze jazda - ładny pagórkowaty odcinek do Siemiatycz, na Podlasie wkraczam charakterystycznym drewnianym mostem na Bugu. Za Siemiatyczami kieruję się na boczną drogę do Hornowa, by obejrzeć Św. Górę Grabarkę - czyli taką prawosławną Częstochowę. Od razu za Siemiatyczami całkiem spore górki, niestety pogorszył się asfalt, cały czas jest chropowaty. Gdy dojechałem do Grabarki - nieźle się wkurzyłem, bo okazało się że to nie ta Grabarka; ta właściwa jest tuż pod samymi Siemiatyczami, straciłem tylko sporo km i nic nie zobaczyłem, bo jest już za późno by wracać do Świętej Góry. Na drogę do Hajnówki wracam w Milejczycach, w mijanych miejscowościach coraz więcej cerkwi i prawosławnych krzyży. Wioski chociaż ubogie prezentują się lepiej niż te bogatsze na Mazowszu, sporo charakterystycznej drewnianej zabudowy, ruch od Sokołowa niewielki, jedzie się całkiem fajnie. Na drugi odpoczynek docieram do Kleszczeli, po ponad 190km - już mocno czuję dystans w nogach, od Sokołowa w ogóle nie stawałem, bo nie ma na to czasu. Na drodze do Hajnówki sporo chropowatego asfaltu, ale droga ładna, sporo lasów. Ale prawdziwy las to się zaczyna dopiero za Hajnówką - przez najbliższe niemal 20km do Białowieży jadę tylko lasem, tak długi odcinek jest już trochę monotonny. Wjeżdżam do centrum Białowieży, oglądam cerkiew, fotografuję się przed wejściem do Białowieskiego Parku Narodowego. Szybko zawracam i po paru km skręcam na bardzo dziurawą szutrówkę prowadzącą do pokazowego rezerwatu żubrów. Ze względu na brak czasu zwiedzam go na rowerze (bilet 6zł + 3zł za rower). Jest tu sporo mieszkańców Puszczy Białowieskiej - m.in wilki, dziki, jelenie, bardzo blisko podszedł łoś. Tylko same żubry nie bardzo dopisały - tylko leżały, przejawiając ruchliwość podobną do tej z reklam piwa :)

Po zwiedzaniu wracam na szosę i docieram z powrotem do Hajnówki, gdzie staję na ostatni odpoczynek. Okazało się że mój pośpiech na całej trasie zaprocentował, dzięki ograniczeniu odpoczynków powinienem się spokojnie wyrobić na pociąg. Ostatni kawałek do Białegostoku - nadspodziewanie piękny, bardzo pusto, sporo charakterystycznie pachnących lasów, słońce powoli zniżające się do widnokręgu. Szczególnie kawałek między Narwią a Zabłudowem jest godny polecenia. Od Zabłudowa zwiększa się ruch, bo wjeżdżam na główną drogę z Lublina, samo końcówka to już przebijanie się przez miasto, na dworzec docieram z 25min zapasem. W Warszawie w czasie powrotu z dworca złapał mnie jeszcze deszcz, na szczęście zdążyłem jeszcze przed głównym "uderzeniem" - bo mocno padało przez całą noc.

Zdjęcia
Dane wycieczki: DST: 347.70 km AVS: 27.09 km/h ALT: 1517 m MAX: 44.00 km/h Temp:14.0 'C
Niedziela, 17 maja 2009Kategoria >100km, Rower szosowy, Wycieczka
Warszawa - Nieporęt - Dębe - Pomiechówek - Nowy Dwór Mazowiecki - Czosnów - Warszawa

Ta trasa to był dłuższy test dla sakwy podsiodłowej przed planowanym wyjazdem na Słowację, niestety nie wygląda to najlepiej, przy ścięciu rzeczy do zupełnego minimum i tak wychodzi sporo ponad 5kg - a to już poza jej maksymalnym uźdzwigiem (4,5kg) odczuwa się wyraźnie bujanie i ryzyko pęknięcia stelaża jakie mi się ostatnio zdarzyło rośnie. Z kolei przymiarki do dużych toreb na ramę - też nie bardzo bo zajmują miejsce bidonu. Dlatego niestety jednak chyba z szosówki będę musiał zrezygnować i pojechać normalnie z sakwami, parudniowy wyjazd to chyba jednak na szosówce nie bardzo :(

Sama trasa - pierwszy kawałek to szybki przejazd przez miasto (w tunelu pod Wisłotradą czepiła się mnie policja - dlaczego ścieżką nie jadę, więc musiałem na nią wjechać i poturlać się aż do Spójni, niestety na wąskie koła takie ścieżki zupełnie się nie nadają). Z Nieporętu do Dębego (ładna końcówka przez las), przejazd przez zaporę na Narwii, fajny podjazd na skarpę. Dlaje skręcam na POmiechówek i fajną pagórkowatą droga jadę do Nowego Dworu. Niestety jazdę psują masy tirów, które tutaj są zawsze (mimo, że to niedziela). Po przejechaniu dwóch mostów (na Narwii i Wiśle) staję na odpoczynek przed Czosnowem i później boczna drogą przez serię wiosek docieram do Łomianek, gdzie wjeżdżam na szosę gdańską i dalej Wisłostradą do domu.
Dane wycieczki: DST: 117.50 km AVS: 28.31 km/h ALT: 400 m MAX: 50.40 km/h Temp:19.0 'C
Piątek, 15 maja 2009Kategoria Rower szosowy, Wycieczka
Warszawa - Góra Kalwaria - Celestynów - Otwock - Warszawa

Popołudniowa pętla do Celestynowa, niestety piątek to nienajlepsza pora na wyjazd z Warszawy, w Konstancinie i Górze straszne korki, dalej już przyjemna jazda, właściwie cały czas słoneczna pogoda, trochę cieplej niż ostatnie parę dni
Dane wycieczki: DST: 82.80 km AVS: 28.07 km/h ALT: 264 m MAX: 44.40 km/h Temp:20.0 'C
Sobota, 9 maja 2009Kategoria >100km, >200km, Rower szosowy, Wycieczka
Warszawa - Stanisławów - Węgrów - Sokołów Podlaski - Drohiczyn - Konstantynów - Janów Podlaski - Terespol

Dzisiaj postanowiłem się wybrać dalej na wschód - aż pod białoruską granicę. Umówiłem się z mieszkającym w Łukowie Rafałem z forum sakwiarskiego. Ruszam ok.7, pogoda niepecjalna, dosyć mocno wieje, pochmurno. W Wesołej dopada mnie porządny deszcz, na szczęście gdy się zacząłem przebierać w strój przeciwdeszczowy przestało padać. Odcinek do Stanisławowa po mokrej szosie, ale za to po wyjechaniu z Warszawy mam przyzwoity wiatr. Do Węgrowa trasa dość nudna, w mieście wjeżdżam do centrum w poszukiwaniu bankomatu. Jeszcze kilkanaście km - i docieram do Sokołowa, gdzie czeka na mnie już Rafał. Razem jedziemy do centrum, gdzie w parku stajemy na odpoczynek. Pogoda wyraźnie się wyklarowała, na szczęśćie (nie pierwszy raz) okazało się że szczegółowym prognozom z new.meteo nie można za bardzo wierzyć; miało padać po południu - a padało rano; akurat w tym przypadku było to nam bardzo na rękę :).

Odcinek do Drohiczyna już trochę bardziej pagórkowaty niż wcześniej, sporym urozmaiceniem jest przejazd przez most na Bugu (drewniana nawierzchnia z wystającymi gwoździami). Dalej jedziemy w stronę Siemiatycz, parę km przed tym miastem skręcamy na Lublin, drugi raz przejeżdżamy Bug, zaliczamy największy podjazd tej trasy (10% wg znaku, oczywiście dużo na wyrost, było 5-6%) i zjeżdżamy z głównej szosy stając na odpoczynek w Sarnakach pod pomnikiem przypominającym o akcji AK i pozyskaniu szczątków niemieckiej rakiety V-2. Następny kawałek - to bardzo fajna jazda boczną drogą, trochę małych górek, minimalny ruch samochodów, sporo wiosek z dużą ilością ładnych drewnianych domów. W Konstantynowie zatrzymujemy się w sklepie, na postój ciągniemy jeszcze z 10km dalej do Janowa Podlaskiego znanego ze słynnej stadniny konnej. Zabudowania stadniny rzeczywiście imponujące, teren ogromny, tylko trochę konie nam niedopisały, nie trafiliśmy na godziny wybiegów i widzieliśmy poza stajnią zaledwie dwa. Podczas wyjazdu ze stadniny (droga z kostką) okazuję się że pękło mocowanie mojej torby podsiodłowej. Na całe szczęście Rafał miał taśmę klejącą i kawałek sznurka, wziął też do plecaka część mojego bagażu - dzięki temu z torbą dało się dalej jechać, niestety czeka mnie zakup nowej, bo pęknięcie właściwie nie do naprawienia :(. Ostatni odcinek to bardzo dobra droga, niedawno wyremontowana, przecząca stereotypom o dziadowskich trasach na wschodzie, ruch symboliczny, słońce, sporo lasów - tak więc jedzie się bardzo fajnie. Na pociąg w Terespolu wyrabiamy się spokojnie, choć w czasie zakupu biletów musieliśmy czekać chyba ze 20min - bo babka w kasie zupełnie nie dawała sobie rady z klientem przed nami kupującym jakiś nietypowy bilet.

Tak więc podsumowując - trasa ciekawa, wschodnie tereny z pewnością warto zobaczyć, tak od Drohiczyna jazda dużo bardziej interesująca niż na Mazowszu. Dzięki dla Rafała za fajną wycieczkę i pomoc z rozwaloną sakwą - jakbym jechał sam pewnie musiałbym ją wieźć w ręku, co byłoby cholernie niewygodne.

Krótka uwaga statystyczna - dystans z mapki GPS różni się od właściwego, bo nie uwzględnia dojazdu z dworca do domu (ok.11-15km w zależności od dworca) - ponieważ na stronie gspsies.com gdy do śladu doda się ten dystans - automatycznie jest też dodawany dystans w linii prostej z ostatniego punktu (w tym przypadku Terespola) do początku kolejnego śladu - czyli dworca w Warszawie

Zdjęcia
Dane wycieczki: DST: 241.10 km AVS: 26.99 km/h ALT: 1105 m MAX: 58.20 km/h Temp:22.0 'C
Niedziela, 3 maja 2009Kategoria >100km, >200km, Rower szosowy, Wycieczka
Warszawa - Góra Kalwaria - Warka - Brzóza - Radom - Wierzbica - Wąchock- Rez. Wykus - Bodzentyn - Św. Katarzyna - Święty Krzyż (595m) - Kielce - [pociąg] - Piaseczno - Warszawa

Na trasę ruszam o 7, pogoda bardzo fajna - pełne słońce, choć jeszcze zimno (11-13'C). Na drogach puściutko, Konstancin prawie jak wymarły. Pierwsza część trasy normalnie dość nudna - teraz naprawdę fajna, ze względu na kwitnące właśnie jabłonie, których w tym rejonie jest prawdziwe zagłębie, sady ciągną się kilometrami. A teraz całe całe te ogromne połacie kwitną na biało, w słońcu wygląda to niesamowicie. Za Warką przeważają lasy, wiatr niewielki raczej z boku. Odcinek Brzóza - Radom trochę dziurawy, ale lepszy wiatr, do Radomia docieram w niezłej formie, odpoczywam w pięknym parku w centrum (pod pomnikiem Kochanowskiego) trafiają przygotowania do obchodów 3 Maja, jest wielu weteranów w mundurach, spotkałem nawet grupę rekonstrukcyjną - cyklistów na starych rowerach, z bronią, w mundurach wrześniowych, niestety nie zdążyłem ich sfotografować. W mijanych po drodze do Radomia wioskach widać, że to święto na prowincji cieszy się dużo większą estymą niż np. w Warszawie, wszyscy w białych koszulach i odświętnych ubraniach - i takich ludzi jest naprawdę dużo, kościoły pękają w szwach.

Odcinek do Wierzbicy jedzie się niespecjalnie, za miastem trochę odżywam, pojawiają się wreszcie widoki na Góry Świętokrzyskie, za Mircem są już same góry, wjeżdżam na 260m, po czym po paru km w lesie zjeżdżam do Wąchocka. Z Wąchocka postanowiłem spróbować nowej drogi na Siekierno. Do Ratajów bardzo fajny kręty podjazd, niestety po paru km asfalt się kończy i zaczyna się chamska kostka. Jak to zwykle bywa przy takich okazjach - szkoda mi było podjechanych juz metrów więc zdecydowałem się jechać dalej. Przeprawa była straszna, niemal 10km beznadziejnej drogi, pół biedy jakby to była zwykła gruntówka - ale to była tragiczna kostka po której niemal nie dało się jechać, szczególnie na kołach szosowych. Trochę się ratowałem jadąc z boku, ale tam z kolei było dużo piachu. Do tego cały ten odcinek był mocno pofalowany, więc jechało się naprawdę ciężko, na tych 10km średnia spadła mi o ponad 2km/h. Widokowo trasa piękna, przez rezerwat Wykus, prowadzi tu szlak partyzancki związany z licznymi walkami AK w czasie wojny w tym rejonie, nie brakuje mogił. Z wielką ulga docieram do asfaltu w Siekiernie, stąd generalnie zjeżdżam do Bodzentyna, dalej zaczyna się podjazd w stronę Św. Katarzyny, w sumie kończy się już za miasteczkiem na ponad 400m, tam staję na odpoczynek. Orientuję się że przez to przebijanie się przez Wykus kiepsko stoję z czasem i by wyrobić sie na pociąg o 18 trzeba się spieszyć. Jadę więc pod wiatr do podnóży Łysej Góry, w tym roku po raz pierwszy zaliczam ten podjazd. Najostrzejszy kawałek jest w rejonie bramy Parku Narodowego, w górnej zamkniętej dla samochodów części masy turystów, ale w cieniu jedzie się całkiem fajnie, w przyzwoitej formie docieram na szczyt. Po krótkim odpoczynku pod klasztorem (również i tu jest kilku weteranów) szybko (66km/h) zjeżdżam na dół i zasuwam do Kielc, z wiatrem jedzie się bardzo przyzwoicie. Na dworzec w Kielcach docieram ok. 20 min przed odjazdem, ale kolejka do kasy była tak duża, że bilety musiałem kupować w pociągu (i dwa razy musiałem zapłacić opłatę za wypisanie biletu, na rower też sobie doliczyli)
Pokaż trasę GPS">Ślad GPS
Zdjęcia

Dane wycieczki: DST: 235.70 km AVS: 26.48 km/h ALT: 1720 m MAX: 66.00 km/h Temp:23.0 'C
Środa, 29 kwietnia 2009Kategoria Wycieczka, Rower szosowy
Warszawa - Góra Kalwaria - Celestynów - Otwock - Warszawa

Dłuższa pętla wiślańska, bardzo fajny leśny kawałek od Celestynowa do Otwocka
Dane wycieczki: DST: 83.10 km AVS: 28.01 km/h ALT: 269 m MAX: 46.70 km/h Temp:24.0 'C
Niedziela, 26 kwietnia 2009Kategoria >100km, >200km, Rower szosowy, Wycieczka, >300km
Nowy rekord!

Warszawa - Nieporęt - Pułtusk - Ciechanów - Mława - Działdowo - Iława - Prabuty - Malbork - Pruszcz Gd. - Gdańsk - Gdynia - Władysławowo - Hel

Z tym wyjazdem nosiłem się już od dawna, trasa na Hel to dobry odcinek na tak długi dystans - nie ma większych górek, ruch też umiarkowany; w ten weekend wreszcie udało mi się pogodzić wolne w pracy z dobrym wiatrem :)

Ruszam w sobotę o 18, błyskawicznie przebijam się przez Warszawę, po czym skręcam na Nieporęt. Z rok nie jechałem tą drogą - i okazało się, że niedawno położony asfalt jest już w kiepskim stanie, jednym słowem zwykłe partactwo, wykonawca powinien za to płacić słoną karę. Nad Zalewem Zegrzyńskim powoli zaczyna już zmierzchać, fajnie prezentuje się zachodzące słońce w falach Narwi. Zupełnie ciemno robi się przed Pułtuskiem, bardzo się spieszyłem by tam dotrzeć - bo droga Serock - Pułtusk i dalej do Augustowa jest bardzo ruchliwa, z masą tirów, zupełnie nie nadaje się do jazdy nocą, nawet na tym kawałku miałem parę wyprzedzeń "na gazetę". Za Pułtuskiem robi się już puściutko, noc jest piękna, masa gwiazd, niestety bezksiężycowa. 20km przed Ciechanowem znowu powrót na bardziej ruchliwą drogę (ale oczywiście z tą do Pułtuska nieporównywalną) - i po ok. 20km w całkiem przyzwoitej formie docieram do Ciechanowa, gdzie w centrum odpoczywam pół h, ciepło się na postój ubierając. Za Ciechnowem ciemny (nawet jak na noc :) odcinek - prawie nie ma wiosek, sporo lasów, więc i oświetlenia minimalna ilość. Odżywam dopiero w Mławie, gdzie parę km jadę w mieście, do Działdowa także jest sporo lamp. więc odcinek dość szybko schodzi; w samym Działdowie odpoczywam ze 20min. Natomiast za Działdowem wjeżdżam w przysłowiową "czarną dupę" - świateł nie ma prawie w ogóle, jadę tu fragment skrótem bocznymi drogami do drogi na Nowe Miasto Lubawskie. Że boczne drogi były w nienajlepszym stanie - to mnie specjalnie nie zdziwiło, ale gdy wjechałem na główniejszą do Nowego Miasta - okazało się że jest jeszcze gorsza, przez 10-15km jedzie się bardzo marnie, a nawet w całkiem dużych wioskach (jak Rybie) brakuje świateł. Po skręcie na Lubawę wraca na parę km lepszy asfalt, po tym znowu kiepski odcinek i przed samym miastem wreszcie kończy się zła droga. W Lubawie na parę km wjeżdzam na główną drogę do Torunia, gdzie nawet o tej godzinie (ok.3) jest trochę ruchu; po czym skręcam na Iławę. Te 15km dało mi nieźle w kość, zaczynam odczuwać zmęcznie i mocne zniechęcenie wielogodzinną jazdą nocą, do Iławy wlekę się 20-24km/h. Na półgodzinny postój staję w centrum miasta, mimo przebrania się we wszystko co miałem - nieźle mnie wytrzęsło, jest 6'C, powoli zaczyna świtać i gdy się nie jedzie - marźnie się błyskawicznie.

Za Iławą jedzie się znacznie lepiej - przede wszystkim wreszcie zaczyna świtać, a to zawsze daje potężnego kopa motywacyjnego i poczucie, że najgorsze już mną. Do tego i trasa robi się naprawdę ładna, nie brakuje jeziorek odbijających promienie wschodzącego słońca i małych górek, w Suszu i Prabutach w centrum jest charakterystyczna kostka dodająca im uroku (choć jazdy na wąziutkich kołach nie ułatwia). Za Prabutami niestety jakość drogi bardzo się zepsuła, cały czas jest nierówno położony asfalt, na którym trzęsie jak cholera, nie pozwala to na czerpanie przyjemności z pięknych krajobrazów (bo widokowo ten odcinek jest bardzo fajny). Dopiero za Suszem wraca świetny asfalt, do tego do Malborka mam mocny wiatr równo w plecy, ciągnie się 32-34km/h. W Malborku staję na treściwszy posiłek w McDonaldzie, robię rundkę przy ogromnym zamku krzyżackim, Nogat przejeżdżam drewnianym mostkiem. Do Tczewa jadę DK50 - myślałem że na drodze tej klasy nie będzie kłopotów z asfaltem, co najwyżej duży ruch; ale - gdzie tam, po paru km droga zamienia się w nierówne betonowe płyty, gdzie skacze się co 2-3m, dalej jest asfalt położony na tych płytach - jednym słowem makabra. Trochę mnie zaskoczył przejazd przez Wisłę - spodziewałem się bardzo szerokiej rzeki, a jest węższa niż w Warszawie, widać woda poszła tu w głębokość, nie szerokość :). Za mostem na DK50 zaczyna się po prostu zwykła kostka, tego było już dla mnie za wiele - więc skręcam na boczną drogę do Tczewa. Przebijam się przez miasto i wjeżdżam na "jedynkę" do Gdańska. Tu wreszcie nie ma kłopotów z drogą, jedzie się szybko i sprawnie. Niestety za Pruszczem zaczyna się już typowa miejska jazda, z masą świateł i dużym ruchem, po ponad 300km pozamiejskiej podróży trudno do tego na nowo przywyknąć. Na odpoczynek staję w Gdańsku na pięknym Starym Mieście, tuż pod słynną fontanną Neptuna. O tej godzinie jest już cieplutko, można jechać w krótkim rękawku.

Następne kilometry - to bardzo nieprzyjemna jazda trójmiejską aglomeracją, cały czas ogromny ruch, światła, do tego jeszcze zakazy (które oczywiście ignoruję, bo po 300km nie mam czasu i chęci na męczenie się jazdą ścieżkami). W ten sposób tłukę się niemal 40km, dopiero za rozjazdem w Redzie można odetchnąć. Kawałek za tym skrętem zaliczam największy podjazd na tej trasie (miał może 60m :)), ładną pagórkowatą drogą docieram pod Puck, gdzie wreszcie mogę zobaczyć Bałtyk. Widać też już Mierzeję Helską którą będę musiał zaliczyć; bardzo obawiam się wiatru, bo na Mierzei jest idelanie przeciwny i do tego całkiem mocny. We Władysławowie robię zakupy, po czym staję na odpoczynek w lasku już na Mierzei. Ostatnie kilometry - to ciężka walka z wiatrem, chwilami pomaga las, niestety droga najczęściej prowadzi południową stronę Mierzei - tak więc wiatr ma pole do popisu. Cały czas w dolnym chwycie, cały czas 22-25km/h, do tego mocno już daje o sobie 400km w nogach. Jadę szosą, ignorując ścieżkę z nierównej kostki (zresztą od Jastarni już terenową). W Jastarni staję na kilka minut, ostatni odcinek na Hel daje odzipnąć, niemal cały czas w lesie, bardzo fajna kręta droga, z pięknym zapachem pełnej wiosny w powietrzu. Parę minut po 16 docieram wreszcie do celu, wjeżdżam do portu, strzelam sobie fotki z widokiem na morze (niestety pod słońce).

Na dłuższą regenerację, czy rybkę ze smażalni już nie było czasu - bo o 16.30 mam pociąg. Do Gdyni jedzie się osobowym "tramwajem" - całkiem wygodny, jest sporo miejsca, mimo naprawdę dużej ilości rowerzystów. Natomiast pospieszny z Gdynie do Warszawy - to masakra - 5,5h pod śmierdzącym i zalanym kiblem, pociąg nabity na ful, do tego spóźnił się z pół h; za stary się już robię na takie podróże - wolę jednak zapłacić dwa razy więcej za ekspres niż tak się mordować po jeszcze bardziej morderczej trasie :)

Pokaż trasę GPS">Ślad GPS
Zdjęcia
Dane wycieczki: DST: 474.20 km AVS: 27.79 km/h ALT: 2206 m MAX: 53.40 km/h Temp:15.0 'C
Czwartek, 23 kwietnia 2009Kategoria Rower szosowy, Wycieczka
Po Warszawie z Marcinem (jego pierwsza trasa w tym sezonie)
Dane wycieczki: DST: 45.60 km AVS: 19.27 km/h ALT: 225 m MAX: 39.40 km/h Temp:21.0 'C
Niedziela, 19 kwietnia 2009Kategoria >100km, Rower szosowy, Wycieczka
Warszawa - Janki - Nadarzyn - Grodzisk Maz. - Żyrardów - Puszcza Mariańska - Skierniewice - Jeżów - Brzeziny - Wiśniowa Góra - Łódź

Dzisiaj nie miałem w planach dłuższego wypadu, ale dobra pogoda skłoniła mnie do dłuższej trasy. Jako, że miał być niezły wiatr północno-wschodni postanowiłem się wybrać do Łodzi do Mikiego by zobaczyć jego nowiutki rower. Z Warszawy wyjeżdżamy przez Dawidy i stawy raszyńskie, później szosą katowicką do Nadarzyna, skąd bocznymi drogami jadę do Grodziska. Tam wjeżdżam na drogę 719. Jedzie się szybko, z wiatrem w plecy, są niebrzydkie odcinki przez las, szczególnie za Żyrardowem. Za Skierniewicami odcinek fatalnej drogi, kawałek dalej zaczynają się małe górki wyprowadzające na wysokość ok. 190m. Kawałek przed Jeżowem spotykam Mikiego jadącego na swoim nowym Surly. Po oględzinach roweru ruszamy do Jeżowa, gdzie stajemy na krótki odpoczynek. Z Jeżowa jedziemy główną drogą do Brzezin, dalej skręcamy na boczne drogi, który Miki znający świetnie okolicę prowadzi do Łodzi. pogoda ciągle dobra, cały czas słońce i dobry wiatr, choć trochę zimno. Do Łodzi wyrabiamy się spokojnie przed odjazdem mojego pociągu (ok.19) - więc jest trochę czas by obejrzeć miasto, zaliczamy obowiązkowy przejazd ulicą Piotrkowską, skąd udajemy się na dworzec Łódź Fabryczna, gdzie żegnamy się z Mikim (dzięki za fajną wycieczkę!)
Dane wycieczki: DST: 169.60 km AVS: 28.66 km/h ALT: 787 m MAX: 55.80 km/h Temp:13.0 'C
Sobota, 11 kwietnia 2009Kategoria Rower szosowy, Wycieczka
Warszawa - Góra Kalwaria - Celestynów - Otwock - Warszawa

Wyraźnie zimniej niż przez ostatnich parę dni, do tego dość mocny, dodatkowo wychładzający wschodni wiatr. Trasą od mostu na Wiśle w stronę Celestynowa już dawno nie jechałem - i okazało się, że została bardzo przyzwoicie wyremontowana, teraz mimo dużego ruchu (południowy objazd Warszawy dla tirów) da się tu całkiem przyzwoicie jechać na rowerze bo jest niezłe pobocze. Po skręcie z głównej drogi - przyjemna trasa głównie po lesie przez Celestynów, Starą Dąbrowę aż do Otwocka (wzdłuż linii kolejowej). Z Otwocka do Warszawy również przy kolei, ulicą Patriotów (też świetny asfalt, naprawdę sporo dróg się ostatnio remontuje) do stacji Międzylesie, stąd już z wiatrem na Trasę Siekierkowską, gdzie jak zwykle jedzie się szybko.
Pierwszy raz od dawna jechałem we wkładkach do butów - i jest wyraźna poprawa, jeśli chodzi o męczący mnie od ponad pół roku ból łydek i achillesa, najprawdopodobniej to kwestia płaskostopia, tym bardziej że pedałuję bardziej tylną i środkową częścią stopy, tak że nieprawidłowa pozycja stopy (bez wkładek) może doprowadzać do bólu łydki. Ale - pożyjemy, zobaczymy z kontuzjami nóg i kolan nigdy nic pewnego nie wiadomo, dopiero czas zweryfikuje czy to rzeczywiście była kwestia płaskostopia.
Dane wycieczki: DST: 82.20 km AVS: 28.34 km/h ALT: 292 m MAX: 46.00 km/h Temp:12.0 'C

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl