Niedziela, 3 maja 2009Kategoria >100km, >200km, Rower szosowy, Wycieczka
Warszawa - Góra Kalwaria - Warka - Brzóza - Radom - Wierzbica - Wąchock- Rez. Wykus - Bodzentyn - Św. Katarzyna - Święty Krzyż (595m) - Kielce - [pociąg] - Piaseczno - Warszawa
Na trasę ruszam o 7, pogoda bardzo fajna - pełne słońce, choć jeszcze zimno (11-13'C). Na drogach puściutko, Konstancin prawie jak wymarły. Pierwsza część trasy normalnie dość nudna - teraz naprawdę fajna, ze względu na kwitnące właśnie jabłonie, których w tym rejonie jest prawdziwe zagłębie, sady ciągną się kilometrami. A teraz całe całe te ogromne połacie kwitną na biało, w słońcu wygląda to niesamowicie. Za Warką przeważają lasy, wiatr niewielki raczej z boku. Odcinek Brzóza - Radom trochę dziurawy, ale lepszy wiatr, do Radomia docieram w niezłej formie, odpoczywam w pięknym parku w centrum (pod pomnikiem Kochanowskiego) trafiają przygotowania do obchodów 3 Maja, jest wielu weteranów w mundurach, spotkałem nawet grupę rekonstrukcyjną - cyklistów na starych rowerach, z bronią, w mundurach wrześniowych, niestety nie zdążyłem ich sfotografować. W mijanych po drodze do Radomia wioskach widać, że to święto na prowincji cieszy się dużo większą estymą niż np. w Warszawie, wszyscy w białych koszulach i odświętnych ubraniach - i takich ludzi jest naprawdę dużo, kościoły pękają w szwach.
Odcinek do Wierzbicy jedzie się niespecjalnie, za miastem trochę odżywam, pojawiają się wreszcie widoki na Góry Świętokrzyskie, za Mircem są już same góry, wjeżdżam na 260m, po czym po paru km w lesie zjeżdżam do Wąchocka. Z Wąchocka postanowiłem spróbować nowej drogi na Siekierno. Do Ratajów bardzo fajny kręty podjazd, niestety po paru km asfalt się kończy i zaczyna się chamska kostka. Jak to zwykle bywa przy takich okazjach - szkoda mi było podjechanych juz metrów więc zdecydowałem się jechać dalej. Przeprawa była straszna, niemal 10km beznadziejnej drogi, pół biedy jakby to była zwykła gruntówka - ale to była tragiczna kostka po której niemal nie dało się jechać, szczególnie na kołach szosowych. Trochę się ratowałem jadąc z boku, ale tam z kolei było dużo piachu. Do tego cały ten odcinek był mocno pofalowany, więc jechało się naprawdę ciężko, na tych 10km średnia spadła mi o ponad 2km/h. Widokowo trasa piękna, przez rezerwat Wykus, prowadzi tu szlak partyzancki związany z licznymi walkami AK w czasie wojny w tym rejonie, nie brakuje mogił. Z wielką ulga docieram do asfaltu w Siekiernie, stąd generalnie zjeżdżam do Bodzentyna, dalej zaczyna się podjazd w stronę Św. Katarzyny, w sumie kończy się już za miasteczkiem na ponad 400m, tam staję na odpoczynek. Orientuję się że przez to przebijanie się przez Wykus kiepsko stoję z czasem i by wyrobić sie na pociąg o 18 trzeba się spieszyć. Jadę więc pod wiatr do podnóży Łysej Góry, w tym roku po raz pierwszy zaliczam ten podjazd. Najostrzejszy kawałek jest w rejonie bramy Parku Narodowego, w górnej zamkniętej dla samochodów części masy turystów, ale w cieniu jedzie się całkiem fajnie, w przyzwoitej formie docieram na szczyt. Po krótkim odpoczynku pod klasztorem (również i tu jest kilku weteranów) szybko (66km/h) zjeżdżam na dół i zasuwam do Kielc, z wiatrem jedzie się bardzo przyzwoicie. Na dworzec w Kielcach docieram ok. 20 min przed odjazdem, ale kolejka do kasy była tak duża, że bilety musiałem kupować w pociągu (i dwa razy musiałem zapłacić opłatę za wypisanie biletu, na rower też sobie doliczyli)
">Ślad GPS
Zdjęcia
Komentarze
Na trasę ruszam o 7, pogoda bardzo fajna - pełne słońce, choć jeszcze zimno (11-13'C). Na drogach puściutko, Konstancin prawie jak wymarły. Pierwsza część trasy normalnie dość nudna - teraz naprawdę fajna, ze względu na kwitnące właśnie jabłonie, których w tym rejonie jest prawdziwe zagłębie, sady ciągną się kilometrami. A teraz całe całe te ogromne połacie kwitną na biało, w słońcu wygląda to niesamowicie. Za Warką przeważają lasy, wiatr niewielki raczej z boku. Odcinek Brzóza - Radom trochę dziurawy, ale lepszy wiatr, do Radomia docieram w niezłej formie, odpoczywam w pięknym parku w centrum (pod pomnikiem Kochanowskiego) trafiają przygotowania do obchodów 3 Maja, jest wielu weteranów w mundurach, spotkałem nawet grupę rekonstrukcyjną - cyklistów na starych rowerach, z bronią, w mundurach wrześniowych, niestety nie zdążyłem ich sfotografować. W mijanych po drodze do Radomia wioskach widać, że to święto na prowincji cieszy się dużo większą estymą niż np. w Warszawie, wszyscy w białych koszulach i odświętnych ubraniach - i takich ludzi jest naprawdę dużo, kościoły pękają w szwach.
Odcinek do Wierzbicy jedzie się niespecjalnie, za miastem trochę odżywam, pojawiają się wreszcie widoki na Góry Świętokrzyskie, za Mircem są już same góry, wjeżdżam na 260m, po czym po paru km w lesie zjeżdżam do Wąchocka. Z Wąchocka postanowiłem spróbować nowej drogi na Siekierno. Do Ratajów bardzo fajny kręty podjazd, niestety po paru km asfalt się kończy i zaczyna się chamska kostka. Jak to zwykle bywa przy takich okazjach - szkoda mi było podjechanych juz metrów więc zdecydowałem się jechać dalej. Przeprawa była straszna, niemal 10km beznadziejnej drogi, pół biedy jakby to była zwykła gruntówka - ale to była tragiczna kostka po której niemal nie dało się jechać, szczególnie na kołach szosowych. Trochę się ratowałem jadąc z boku, ale tam z kolei było dużo piachu. Do tego cały ten odcinek był mocno pofalowany, więc jechało się naprawdę ciężko, na tych 10km średnia spadła mi o ponad 2km/h. Widokowo trasa piękna, przez rezerwat Wykus, prowadzi tu szlak partyzancki związany z licznymi walkami AK w czasie wojny w tym rejonie, nie brakuje mogił. Z wielką ulga docieram do asfaltu w Siekiernie, stąd generalnie zjeżdżam do Bodzentyna, dalej zaczyna się podjazd w stronę Św. Katarzyny, w sumie kończy się już za miasteczkiem na ponad 400m, tam staję na odpoczynek. Orientuję się że przez to przebijanie się przez Wykus kiepsko stoję z czasem i by wyrobić sie na pociąg o 18 trzeba się spieszyć. Jadę więc pod wiatr do podnóży Łysej Góry, w tym roku po raz pierwszy zaliczam ten podjazd. Najostrzejszy kawałek jest w rejonie bramy Parku Narodowego, w górnej zamkniętej dla samochodów części masy turystów, ale w cieniu jedzie się całkiem fajnie, w przyzwoitej formie docieram na szczyt. Po krótkim odpoczynku pod klasztorem (również i tu jest kilku weteranów) szybko (66km/h) zjeżdżam na dół i zasuwam do Kielc, z wiatrem jedzie się bardzo przyzwoicie. Na dworzec w Kielcach docieram ok. 20 min przed odjazdem, ale kolejka do kasy była tak duża, że bilety musiałem kupować w pociągu (i dwa razy musiałem zapłacić opłatę za wypisanie biletu, na rower też sobie doliczyli)
">Ślad GPS
Zdjęcia
Dane wycieczki:
DST: 235.70 km AVS: 26.48 km/h
ALT: 1720 m MAX: 66.00 km/h
Temp:23.0 'C
Komentarze
No, Ty chyba naprawdę lubisz ten Św. Krzyż. Nie masz dość tych okolic?
Chyba trochę, bo widzę, że trasę próbujesz modyfikować... aard - 10:31 czwartek, 7 maja 2009 | linkuj
Chyba trochę, bo widzę, że trasę próbujesz modyfikować... aard - 10:31 czwartek, 7 maja 2009 | linkuj
3 maja zrobiłem 119km...pierwsze w tym roku...myśląc sobie "ładnie ładnie"
Wilku Twoje dystanse psują dobre samopoczucie ;p
BTW: jak zrobisz "Zapisz" w tym wpisie, to trasa GPS zamieni się na takie coś, jak pokazałem tutaj blase - 00:33 środa, 6 maja 2009 | linkuj
Wilku Twoje dystanse psują dobre samopoczucie ;p
BTW: jak zrobisz "Zapisz" w tym wpisie, to trasa GPS zamieni się na takie coś, jak pokazałem tutaj blase - 00:33 środa, 6 maja 2009 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!