wilk
Warszawa
avatar

Informacje

  • Wszystkie kilometry: 317429.70 km
  • Km w terenie: 837.00 km (0.26%)
  • Czas na rowerze: 578d 00h 01m
  • Prędkość średnia: 22.77 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Zaprzyjaźnione strony

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy wilk.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

Rower szosowy

Dystans całkowity:89888.50 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:3688:54
Średnia prędkość:24.37 km/h
Maksymalna prędkość:86.60 km/h
Suma podjazdów:516539 m
Liczba aktywności:836
Średnio na aktywność:107.52 km i 4h 24m
Więcej statystyk
Poniedziałek, 25 maja 2009Kategoria >100km, Rower szosowy, Wypad
Drnava - Roznava - Dobsina - Telgart - Kralova Hola (1948m) - Hron - Certovica (1238m) - Liptovski Hradok

Startujemy jak wczoraj ok. 7 - dzisiaj czeka nas królewski dzień wypadu z atakiem na słynną Kralovą Holę. Pogoda dalej jak drut, szybko docieramy do Rożnavy, skąd kierujemy się w górę doliny na Dobsinę. Do Dobsiny jedzie się całkiem szybko, za tym miastem zaczyna się długi podjazd w stronę Słowackiego Raju. Starujemy z ok. 450m, podjazd nie jest może jakiś super-wymagający (5-8%), za to bardzo długi, kończy się na ok.900m (skręt do Spisskiej Novej Wsi), dalej już się wyraźnie wypłaszcza i jedzie się piękną trasą przez Słowacji Raj. Na podjeździe sporo wyprzedziłem Mikiego i Marka, a jako że ( w przeciwieństwie do Mikiego) preferuję jazdę z niewielką liczbą postoi postanawiam jechać aż do Telgartu, zawiadamiając kolegów SMS-em, że będę tam czekał. Następne ok. 10km to ładna, częściowo leśna trasa (jest też nawet tunel) z częstymi widokami na charakterystyczne skały. Gdy dojeżdżam do skrzyżowania z drogą z Popradu po raz pierwszy widzę Kralovą Holę - co od razu daje się zauważyć - na szczycie nie ma śniegu, a tego się trochę obawialiśmy. Zaliczam jeszcze ok. 100m podjazdu przed Telgartem, później drugie tyle w dół i już jestem w miasteczku. Robię zakupy, później zmagam się z licznikiem który się skasował (zaczęła już padać bateria), Marek i Miki docierają po ok. 45min. Po odpoczynku jedziemy w dół do Cervenej Skały, dopiero teraz się zorientowałem co odpowiada za problemy z licznikiem, wymieniam baterię, szwankuje też GPS, który samoczynnie wyłącza się na wybojach.

Już za Cerveną Skalą zaliczamy ostry podjazd do Sumiaca, tutaj zatrzymujemy się na chwilę, przygotowując się do podjazdu pod Kralovą (Miki zostawia część bagażu w sklepie). Postanawiamy spróbować podjechać całą górę bez stawania - a to niemałe wyzwanie, przewyższenie ponad 1000m i ciężka droga. Już kawałek za miasteczkiem zaczyna się szutrówka, z początku jeszcze niezła, ale im wyżej tym więcej niespodzianek typu duże kamienie czy głęboki żwir. Jadąc na szosowych kołach 23mm nie jest łatwo manewrować na takiej nawierzchni. A nachylenie cały czas jest duże, poniżej 8% niemal nie spada, a są i długie kawałki ponad 10%, gdzie utrzymać przyczepność nie tak łatwo, wstawanie z siodełka odpada bo zaraz buzują koła. Na wys. ok. 1300m wyprzedzam kolesia na trekingu, tutaj właśnie jest wredny, bardzo nachylony kawałek, natomiast najgorszy kawałek szutru jest nieco wyżej na ok.1400m - aż 13% długa ściana z dużą ilością sypkich dość dużych kamyczków, masę wysiłku kosztowało mnie by się utrzymać na rowerze i nie dotknąć ziemi. Na 1450m wreszcie kończy się szuter co przyjmuję krzykiem radości - ale ciągle jeszcze bardzo daleko, jeszcze aż pół kilometra do góry. Podjazd jest bardzo ciężki, niemal cały czas trzyma w granicach 10%, poniżej 8% właściwie nie spada, nie ma gdzie odetchnąć. Na ok. 1750m droga przechodzi na drugą stronę góry i widać Tatry, jest też troszkę śniegu przy drodze, widać już doskonale wierzchołek. Jeszcze trochę wysiłku - i melduję się na samym szczycie, mam ogromną satysfakcję że dałem radę tu dotrzeć bez stawania z samego dołu. Robię kilka fotek, ubieram się ciepło (nieźle wieje) i czekam na kolegów. Marek dociera po ok.25min (pod koniec jeszcze się pościgał z tym kolesiem którego mijałem niżej), Miki za kolejne 5min. Trochę odpoczywamy na szczycie fotografujemy, dzielimy się wrażeniami z podjazdu, ale że jeszcze sporo przed nami - ruszamy na zjazd, niestety niespecjalny; asfalt dziurawy, a szuter to już masakra, tylko jazda na hamulcach, na szczęście mimo jazdy na bardzo wąskich oponach gumy nie złapałem. W Sumiacu odpoczynek i ruszamy w stronę Brezna w dół doliny. Jest też wiatr w plecy, więc jedzie się bardzo szybko, na odcinku niemal 40km mieliśmy średnią grubo powyżej 30km/h. Kawałek przed Breznem skręcamy na skrót w stronę Certovicy, zaliczamy przełęcz na ok. 700m, trochę zjazdu - i już jesteśmy na właściwym podjeździe pod Certovicę - najwyższą słowacką przełęcz drogową. Z początku Marek nieco został z tyłu, ale wnet złapał drugi oddech, przegonił Mikiego i doszedł mnie (zmęczonego zasuwaniem do Brezna) i wspólnie zaliczamy cały podjazd, całkiem przyzwoity, średnio 5-7%, o dużym przewyższeniu. Jedzie się właściwie cały czas w lesie, nie brakuje pięknych widoków, jest już dość późno, więc ruch raczej symboliczny. Na przełęcz docieramy przy zachodzącym słońcu, na Mikiego zmęczonego już bardzo wymagającą trasą czekamy ok. 20min. Szybko przebieramy się i ruszamy w dół, niestety asfalt znowu kiepściutki, w ogóle teorie o dobrych drogach na Słowacji można między bajki włożyć, są wręcz gorsze niż u nas, może na południu i w rejonie tatrzańskim (bardziej turystycznym) jest z tym lepiej, ale tam gdzie jechaliśmy było z tym marnie. W czasie zjazdu dopadły nas całe masy małych muszek, musiałem nawet założyć okulary przeciwsłoneczne (o zmierzchu!) tak się dawały we znaki. Do Liptovskiego Hradoka docieramy już nocą, jako że nie mamy już ochoty na zabawę w szukanie noclegu decydujemy się na hotel (17E), bardzo obfity i smaczny obiad jemy w pobliskim pubie.

Zdjęcia
Dane wycieczki: DST: 180.10 km AVS: 21.11 km/h ALT: 3086 m MAX: 62.30 km/h Temp:23.0 'C
Niedziela, 24 maja 2009Kategoria >100km, Rower szosowy, Wypad
Nowy Sącz - Piwniczna-Zdrój - [SK] - Lubowla - Spisskie Podhradie - Jaklovce - Smolnik - Przeł. Uhorniańska (999m) - Drnava

Dzisiaj zaczyna się właściwy trzydniowy wypad na Słowację, ruszamy podobnie jak wczoraj ok.7 (podobnie jak wczoraj znowu prawie nie spałem, na trasie pomógł napój wysokokofeinowy). Pierwsze kilometry - dosyć zimno i przeciwny wiatr, w Piwnicznej ostatnie zakupy za złotówki, kawałek dalej wjeżdżamy w góry, na kawałku do granicy piękne widoki na Poprad. Sam podjazd dość wymagający, 5-8% i dość długi z 400m na 766m. Na szczyt docieramy w dobrej formie, robimy fotkę z widokiem na Tatry i zasuwamy w dół do Lubowli. Na kawałku w stronę Plavnicy załapujemy się z Mikim w cień za ciągnikiem i ładnych parę km ciągniemy ponad 35km/h. Przed Plavnicą zaliczamy parę pagórków i zjeżdżamy na boczną drogę na Sambron. W rejonie Bajerovców zaliczmy dwie piekielnie ostre ścianki (ok.17%), ta druga bardzo wymagająca bo dość długa. Cały odcinek do Torysy to piękna trasa z ostrymi ścianami i pięknymi widokami na zielone górskie łąki. Za Torysą jedziemy sporo w górę doliny, wiatr daje się we znaki; następnie rozpoczynamy kolejny długi podjazd tego dnia na bezimienną przełęcz ponad 800m. Asfalt fatalny, same dziury, dużo pozostałego po zimie piachu, nachylenie umiarkowane 4-6%, prawie cały czas w lesie. Na zjeździe droga tak samo marna, za to na samym dole w nagrodę dostajemy wspaniały widok na Spiski Hrad. Zamek okrążamy, z centrum Spisskiego Podhradia prezentuje się jeszcze okazalej. Za miastem przejeżdżamy przez kilka cygańskich osiedli - warunki bytowe jak przez setkami lat, lepianki na górach śmieci - aż trudno uwierzyć, że ludzie mogą jeszcze tak żyć w Europie w XXI wieku! Następny odcinek to bardzo przyjemna jazda w dół doliny, z wiatrem, 30km/h właściwie nie schodzi z liczników, do tego wyraźnie się wypogodziło i poranne chmury zastępuje pełne słońce i temperatura ponad 25'C. W Jaklovcach stajemy na postój, stąd zaczynamy długą jazdę tym razem w górę doliny. Gór wielkich nie ma, widoki piękne, jedzie się szybko, dopiero przed Smolnikiem zaczynają się bardziej konkretne podjazdy, tam zatrzymujemy się na duży popas, solidnie posilając się przed dzisiejszym głównym "daniem dnia" - czyli podjazdem za Uhorną. Miki był tu na wyprawie dwa lata temu i zapamiętał ten podjazd jako prawdziwą rzeźnię z nachyleniem 18% i 3km odcinkiem grubo powyżej 10%. Wówczas skończyło się na podprowadzaniu, dzisiaj miał być rewanż. Po paru kilometrach coraz solidniejszych górek docieramy do Uhornej, w samym mieście są już niezłe ścianki, jazda przez to miasteczko z wąskimi ulicami i drewnianymi chałupami ma swój klimat. Za miasteczkiem wita nas znak informujący o nachyleniu 18/%, przyznaję że wtedy uwierzyłem że rzeczywiście może tu być tak ciężko, bo wcześniej byłem raczej sceptyczny. Okazało się jednak że rację miał Marek powątpiewający w precyzyjność drogowców - podjazd był ciężki (300m z nachyleniem 8-11%) ale do 18% to dużo brakowało, widać Miki dwa lata temu trochę w innym stylu jeździł, duży bagaż też zrobił swoje i trochę inaczej ocenił górę. Zjazd trochę dziurawy, ale za to dużo dłuższy aż na 400m (z 999m), w Krasnohorskim Podhradiu zaczynamy szukać noclegu. Właścicielka baru zaoferowała się z pomocą, dzwoniła do znajomych wynajmujących kwaterę a my w międzyczasie zjedliśmy pizzę w restauracji. Właścicielom bardzo zależało byśmy u nich nocowali, popilotowali nas samochodem do Drnavy. Z początku byliśmy trochę źli na siebie że się w to wkręciliśmy - spory kawałek do przejechania, też trochę po górkach, ale okazało się że miejsce jest świetne, za 9Euro warunki fantastyczne, świetnie wyposażony nowiutki domek. Inna sprawa, że po tak wycieńczającym dniu byliśmy tak zmęczeni, żeby cokolwiek poza jedzeniem, prysznicem i pójściem spać robić :))

Zdjęcia
Dane wycieczki: DST: 188.50 km AVS: 23.42 km/h ALT: 2558 m MAX: 67.70 km/h Temp:20.0 'C
Sobota, 23 maja 2009Kategoria >100km, >200km, Rower szosowy, Wypad
Sitkówka - Chmielnik - Busko-Zdrój - Wiślica - Brzesko - Nowy Sącz - Przehyba (1175m) - Nowy Sącz

stajemy o 5.30, ruszamy na trasę ok.7 (znowu miałem problemy ze snem, prawie nie zmrużyłem oka) po wczorajszym deszczu nie ma już śladu, wreszcie jest słońce choć dość silnie wieje, głównie z zachodu. Pierwszy kawałek bardzo szybki, średnia do Chmielnika blisko 30km/h - to głównie zasługa korzystnego wiatru. W Busku krótki postój w Parku Zdrojowym i jedziemy dalej na Wiślicę, tutaj wiatr mocno daje się we znaki, szczególnie na nadwiślańskim kawałku z Opatowca do Koszyc. Bardzo wąziutką w tym miejscu Wisłę przekraczamy charakterystycznym wygiętym w łuk (jak w Norwegii :) mostem. Parę km przed Brzeskiem spotykamy Marka, który dotarł tu dziś z Krakowa i już w pełnym składzie kontynuujemy jazdę w stronę Nowego Sącza. Za Brzeskiem stajemy na odpoczynek pod sklepem, kawałek dalej zaliczamy podjazd na trochę ponad 300m za Gnojnikiem, sam podjazd - nic specjalnego, natomiast zjazd okazuje się niesamowity, z mocnym wiatrem w plecy wykręcam największą prędkość całego wypadu - 73km/h. Ostatnie km przed Nowym Sączem to piękna trasa nad Jeziorami Czchowskim i Rożnowskim, droga często prowadzi nad samą wodą, zaliczamy też pierwszy nieco bardziej wymagający podjazd - na Just (ok.370m). Do Nowego Sącza (ok.170km) docieram w dobrej kondycji dlatego postanawiam się wybrać na podjazd na słynną Przehybę.

Jadę sam bo Mikiemu dzisiaj jechało się trochę gorzej, czuł się już za bardzo zmęczony i wolał nie ryzykować "wyprucia się" przed jutrzejszym jeszcze bardziej wymagającym dniem, z kolei Marek był tam zaledwie dwa dni wcześniej. Przebijam się przez cały Nowy Sącz, oglądam zabytkowy Stary Sącz z pięknym rynkiem, na postój staję w Gołkowicach, gdzie zaczyna się podjazd pod Przehybę. Pierwsze kilometry dość łagodne, asfalt niestety bardzo marny, na ok. 500m jest krótki odcinek szutru dalej zaczyna się już ostra wspinaczka. Rychło nachylenie dochodzi do poziomu 10% i bardzo rzadko z niego schodzi, większość trasy muszę pokonywać na ostatnim już biegu 39-27. Nachylenie ok. 10% trzyma przez ponad 5km co bez wątpienia czyni z Przehyby jeden z najcięższych polskich podjazdów (a dla mnie tym cięższy że w trakcie strzela mi 200km na liczniku :)) chyba jedynie Przeł. Karkonoska jest cięższa, Chrobacza Łąka jednak łatwiejsza (ale tam jest tylko 400m przewyższenia). Na dobicie w samej końcówce długi odcinek szutru (z 800m) z początku nachylonego ponad 10%, pokonanie tego na wąskich szosowych kołach nie jest takie proste. Ze szczytu piękna panorama w stronę Nowego Sącza, spod schroniska wspaniale prezentują się Tatry. Zjazd niespecjalny, za kręty i za wąski by osiągać wielkie prędkości. No Nowego Sącza wracam tą samą drogą, nocujemy u Marka wcianając na obiad ogromną porcję pstrąga.

Zdjęcia
Dane wycieczki: DST: 234.50 km AVS: 25.08 km/h ALT: 2334 m MAX: 73.00 km/h Temp:20.0 'C
Piątek, 22 maja 2009Kategoria >100km, Rower szosowy, Wypad
Warszawa - Grójec - Nowe Miasto n.Pilicą - Końskie - Stąporków - Kielce - Sitkówka

Zmiana opon na Schwalbe Ultremo przy stanie licznika 3376,9km

Wypad na Słowację planowaliśmy z Aardem (Mikim) i Transatlantykiem (Markiem) już od zimy, w założeniu miał być to bardzo intensywny wypad górski z długimi odcinkami i całą masą gór, dlatego zdecydowaliśmy sie na jazdę na lekko - a więc bez sprzętu biwakowego (namioty, śpiwory i kuchenki), bo dodatkowe kilogramy w górach mocno ograniczają, a Słowacja nie jest specjalnie drogim krajem na naszą kieszeń - więc można sobie pozwolic na noclegi pod dachem i jadanie w restauracjach.

Z domu ruszam o godz. 9, w końcu zdecydowałem sie jednak na jazdę na rowerze szosowym, z torbą i bagażnikiem sztycowym Topeaka, wyraźnie sztywniejszym od Dyna-Packa, za to sama torba niestety mniej pojemna, musiałem się więc zapakować zaledwie w 5kg (na 5dni). Pierwszy kawałek to odcinek do Grójca, pogoda przyzwoita, słonecznie, choć wiatr raczej przeciwny. Za Grójcem juz wyraźnie przeszkadza. W Mogielnicy pół centrum rozkopanego, trzeba sie przebijać szutrowym objazdem, kilkanaście km dalej w Nowym Mieście też ciągle są remonty, tym razem w okolicy mostu na Pilicy - od ponad roku drogowcy nie są w stanie uporać się z remontami na tej szosie. Do Drzewicy docieram juz lekko podmęczony walką z wiatrem, odpoczywam pół godziny w niebrzydkim parku. Parę km za miastem spotykam Mikiego i wspólnie jedziemy na Końskie. Pogoda szybko się psuje i dopada nas intensywny deszcz, który przeczekujemy na przystanku. Mokrą szosą docieramy do Końskich, gdzie skręcamy na Skarżysko. Pogoda cały czas niepewna, popaduje mżawka, droga niespecjalnej jakości. Przed Stąporowem decyduje się na przebranie w strój przeciwdeszczowy - i jako się okazało był to strzał w 10 bo za chwilę na zjeździe dopadła nas gwałtowna ulewa i zanim dojechaliśmy do stacji benzynowej Mikiego zdążyło nieźle przeczesać i zamoczyć buty. Na stacji czekamy ponad godzinę, ale ciągle pada, choć nie aż tak intensywnie jak na początku. W końcu decydujemy się jechać bo do Kielc jeszcze spory kawałek. Ze stąporkowa jedziemy piękną boczną drogą przez górki i las w kierunku na Zagnańsk, zaskakuje jakośc asfaltu lepsza niż na główniejszych trasach. W Zagnańsku oglądamy wspaniały Dąb Bartek i skręcamy na Kielce, zaliczając podjazd na prawie 400m. Stamtąd już właściwie tylko zjazdy do Kielc, cały czas w deszczu (coraz większym). W Kielcach jemy obiad i ruszamy na ostatni kawałek do schroniska w Sitkówce, wreszcie kończy się deszcz, w nagrodę możemy oglądać wspaniałą tęczę przy zachodzącym słońcu. Schronisko całkiem przyzwoite (26zł) w bardzo wypasionej szkole (kilka boisk, w środku też jak na amerykańskich filmach).

Zdjęcia
Dane wycieczki: DST: 192.40 km AVS: 26.00 km/h ALT: 1347 m MAX: 53.10 km/h Temp:18.0 'C
Niedziela, 17 maja 2009Kategoria >100km, Rower szosowy, Wycieczka
Warszawa - Nieporęt - Dębe - Pomiechówek - Nowy Dwór Mazowiecki - Czosnów - Warszawa

Ta trasa to był dłuższy test dla sakwy podsiodłowej przed planowanym wyjazdem na Słowację, niestety nie wygląda to najlepiej, przy ścięciu rzeczy do zupełnego minimum i tak wychodzi sporo ponad 5kg - a to już poza jej maksymalnym uźdzwigiem (4,5kg) odczuwa się wyraźnie bujanie i ryzyko pęknięcia stelaża jakie mi się ostatnio zdarzyło rośnie. Z kolei przymiarki do dużych toreb na ramę - też nie bardzo bo zajmują miejsce bidonu. Dlatego niestety jednak chyba z szosówki będę musiał zrezygnować i pojechać normalnie z sakwami, parudniowy wyjazd to chyba jednak na szosówce nie bardzo :(

Sama trasa - pierwszy kawałek to szybki przejazd przez miasto (w tunelu pod Wisłotradą czepiła się mnie policja - dlaczego ścieżką nie jadę, więc musiałem na nią wjechać i poturlać się aż do Spójni, niestety na wąskie koła takie ścieżki zupełnie się nie nadają). Z Nieporętu do Dębego (ładna końcówka przez las), przejazd przez zaporę na Narwii, fajny podjazd na skarpę. Dlaje skręcam na POmiechówek i fajną pagórkowatą droga jadę do Nowego Dworu. Niestety jazdę psują masy tirów, które tutaj są zawsze (mimo, że to niedziela). Po przejechaniu dwóch mostów (na Narwii i Wiśle) staję na odpoczynek przed Czosnowem i później boczna drogą przez serię wiosek docieram do Łomianek, gdzie wjeżdżam na szosę gdańską i dalej Wisłostradą do domu.
Dane wycieczki: DST: 117.50 km AVS: 28.31 km/h ALT: 400 m MAX: 50.40 km/h Temp:19.0 'C
Piątek, 15 maja 2009Kategoria Rower szosowy, Wycieczka
Warszawa - Góra Kalwaria - Celestynów - Otwock - Warszawa

Popołudniowa pętla do Celestynowa, niestety piątek to nienajlepsza pora na wyjazd z Warszawy, w Konstancinie i Górze straszne korki, dalej już przyjemna jazda, właściwie cały czas słoneczna pogoda, trochę cieplej niż ostatnie parę dni
Dane wycieczki: DST: 82.80 km AVS: 28.07 km/h ALT: 264 m MAX: 44.40 km/h Temp:20.0 'C
Środa, 13 maja 2009Kategoria Rower szosowy, Użytkowo
Do sklepu po nową sakwę podsiodłową, wyjątkowo dwa wpisy z jednego dnia, bo na różnych rowerach
Dane wycieczki: DST: 6.50 km AVS: 24.38 km/h ALT: 25 m MAX: 41.20 km/h Temp:16.0 'C
Niedziela, 10 maja 2009Kategoria Rower szosowy, Użytkowo
Do pracy
Dane wycieczki: DST: 14.10 km AVS: 25.64 km/h ALT: 72 m MAX: 44.20 km/h Temp:17.0 'C
Sobota, 9 maja 2009Kategoria >100km, >200km, Rower szosowy, Wycieczka
Warszawa - Stanisławów - Węgrów - Sokołów Podlaski - Drohiczyn - Konstantynów - Janów Podlaski - Terespol

Dzisiaj postanowiłem się wybrać dalej na wschód - aż pod białoruską granicę. Umówiłem się z mieszkającym w Łukowie Rafałem z forum sakwiarskiego. Ruszam ok.7, pogoda niepecjalna, dosyć mocno wieje, pochmurno. W Wesołej dopada mnie porządny deszcz, na szczęście gdy się zacząłem przebierać w strój przeciwdeszczowy przestało padać. Odcinek do Stanisławowa po mokrej szosie, ale za to po wyjechaniu z Warszawy mam przyzwoity wiatr. Do Węgrowa trasa dość nudna, w mieście wjeżdżam do centrum w poszukiwaniu bankomatu. Jeszcze kilkanaście km - i docieram do Sokołowa, gdzie czeka na mnie już Rafał. Razem jedziemy do centrum, gdzie w parku stajemy na odpoczynek. Pogoda wyraźnie się wyklarowała, na szczęśćie (nie pierwszy raz) okazało się że szczegółowym prognozom z new.meteo nie można za bardzo wierzyć; miało padać po południu - a padało rano; akurat w tym przypadku było to nam bardzo na rękę :).

Odcinek do Drohiczyna już trochę bardziej pagórkowaty niż wcześniej, sporym urozmaiceniem jest przejazd przez most na Bugu (drewniana nawierzchnia z wystającymi gwoździami). Dalej jedziemy w stronę Siemiatycz, parę km przed tym miastem skręcamy na Lublin, drugi raz przejeżdżamy Bug, zaliczamy największy podjazd tej trasy (10% wg znaku, oczywiście dużo na wyrost, było 5-6%) i zjeżdżamy z głównej szosy stając na odpoczynek w Sarnakach pod pomnikiem przypominającym o akcji AK i pozyskaniu szczątków niemieckiej rakiety V-2. Następny kawałek - to bardzo fajna jazda boczną drogą, trochę małych górek, minimalny ruch samochodów, sporo wiosek z dużą ilością ładnych drewnianych domów. W Konstantynowie zatrzymujemy się w sklepie, na postój ciągniemy jeszcze z 10km dalej do Janowa Podlaskiego znanego ze słynnej stadniny konnej. Zabudowania stadniny rzeczywiście imponujące, teren ogromny, tylko trochę konie nam niedopisały, nie trafiliśmy na godziny wybiegów i widzieliśmy poza stajnią zaledwie dwa. Podczas wyjazdu ze stadniny (droga z kostką) okazuję się że pękło mocowanie mojej torby podsiodłowej. Na całe szczęście Rafał miał taśmę klejącą i kawałek sznurka, wziął też do plecaka część mojego bagażu - dzięki temu z torbą dało się dalej jechać, niestety czeka mnie zakup nowej, bo pęknięcie właściwie nie do naprawienia :(. Ostatni odcinek to bardzo dobra droga, niedawno wyremontowana, przecząca stereotypom o dziadowskich trasach na wschodzie, ruch symboliczny, słońce, sporo lasów - tak więc jedzie się bardzo fajnie. Na pociąg w Terespolu wyrabiamy się spokojnie, choć w czasie zakupu biletów musieliśmy czekać chyba ze 20min - bo babka w kasie zupełnie nie dawała sobie rady z klientem przed nami kupującym jakiś nietypowy bilet.

Tak więc podsumowując - trasa ciekawa, wschodnie tereny z pewnością warto zobaczyć, tak od Drohiczyna jazda dużo bardziej interesująca niż na Mazowszu. Dzięki dla Rafała za fajną wycieczkę i pomoc z rozwaloną sakwą - jakbym jechał sam pewnie musiałbym ją wieźć w ręku, co byłoby cholernie niewygodne.

Krótka uwaga statystyczna - dystans z mapki GPS różni się od właściwego, bo nie uwzględnia dojazdu z dworca do domu (ok.11-15km w zależności od dworca) - ponieważ na stronie gspsies.com gdy do śladu doda się ten dystans - automatycznie jest też dodawany dystans w linii prostej z ostatniego punktu (w tym przypadku Terespola) do początku kolejnego śladu - czyli dworca w Warszawie

Zdjęcia
Dane wycieczki: DST: 241.10 km AVS: 26.99 km/h ALT: 1105 m MAX: 58.20 km/h Temp:22.0 'C
Piątek, 8 maja 2009Kategoria Rower szosowy, Użytkowo
Do pracy
Dane wycieczki: DST: 14.10 km AVS: 25.64 km/h ALT: 64 m MAX: 41.50 km/h Temp:21.0 'C

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl