wilk
Warszawa
avatar

Informacje

  • Wszystkie kilometry: 295010.23 km
  • Km w terenie: 837.00 km (0.28%)
  • Czas na rowerze: 538d 00h 20m
  • Prędkość średnia: 22.73 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Zaprzyjaźnione strony

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy wilk.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Poniedziałek, 25 maja 2009Kategoria >100km, Rower szosowy, Wypad
Drnava - Roznava - Dobsina - Telgart - Kralova Hola (1948m) - Hron - Certovica (1238m) - Liptovski Hradok

Startujemy jak wczoraj ok. 7 - dzisiaj czeka nas królewski dzień wypadu z atakiem na słynną Kralovą Holę. Pogoda dalej jak drut, szybko docieramy do Rożnavy, skąd kierujemy się w górę doliny na Dobsinę. Do Dobsiny jedzie się całkiem szybko, za tym miastem zaczyna się długi podjazd w stronę Słowackiego Raju. Starujemy z ok. 450m, podjazd nie jest może jakiś super-wymagający (5-8%), za to bardzo długi, kończy się na ok.900m (skręt do Spisskiej Novej Wsi), dalej już się wyraźnie wypłaszcza i jedzie się piękną trasą przez Słowacji Raj. Na podjeździe sporo wyprzedziłem Mikiego i Marka, a jako że ( w przeciwieństwie do Mikiego) preferuję jazdę z niewielką liczbą postoi postanawiam jechać aż do Telgartu, zawiadamiając kolegów SMS-em, że będę tam czekał. Następne ok. 10km to ładna, częściowo leśna trasa (jest też nawet tunel) z częstymi widokami na charakterystyczne skały. Gdy dojeżdżam do skrzyżowania z drogą z Popradu po raz pierwszy widzę Kralovą Holę - co od razu daje się zauważyć - na szczycie nie ma śniegu, a tego się trochę obawialiśmy. Zaliczam jeszcze ok. 100m podjazdu przed Telgartem, później drugie tyle w dół i już jestem w miasteczku. Robię zakupy, później zmagam się z licznikiem który się skasował (zaczęła już padać bateria), Marek i Miki docierają po ok. 45min. Po odpoczynku jedziemy w dół do Cervenej Skały, dopiero teraz się zorientowałem co odpowiada za problemy z licznikiem, wymieniam baterię, szwankuje też GPS, który samoczynnie wyłącza się na wybojach.

Już za Cerveną Skalą zaliczamy ostry podjazd do Sumiaca, tutaj zatrzymujemy się na chwilę, przygotowując się do podjazdu pod Kralovą (Miki zostawia część bagażu w sklepie). Postanawiamy spróbować podjechać całą górę bez stawania - a to niemałe wyzwanie, przewyższenie ponad 1000m i ciężka droga. Już kawałek za miasteczkiem zaczyna się szutrówka, z początku jeszcze niezła, ale im wyżej tym więcej niespodzianek typu duże kamienie czy głęboki żwir. Jadąc na szosowych kołach 23mm nie jest łatwo manewrować na takiej nawierzchni. A nachylenie cały czas jest duże, poniżej 8% niemal nie spada, a są i długie kawałki ponad 10%, gdzie utrzymać przyczepność nie tak łatwo, wstawanie z siodełka odpada bo zaraz buzują koła. Na wys. ok. 1300m wyprzedzam kolesia na trekingu, tutaj właśnie jest wredny, bardzo nachylony kawałek, natomiast najgorszy kawałek szutru jest nieco wyżej na ok.1400m - aż 13% długa ściana z dużą ilością sypkich dość dużych kamyczków, masę wysiłku kosztowało mnie by się utrzymać na rowerze i nie dotknąć ziemi. Na 1450m wreszcie kończy się szuter co przyjmuję krzykiem radości - ale ciągle jeszcze bardzo daleko, jeszcze aż pół kilometra do góry. Podjazd jest bardzo ciężki, niemal cały czas trzyma w granicach 10%, poniżej 8% właściwie nie spada, nie ma gdzie odetchnąć. Na ok. 1750m droga przechodzi na drugą stronę góry i widać Tatry, jest też troszkę śniegu przy drodze, widać już doskonale wierzchołek. Jeszcze trochę wysiłku - i melduję się na samym szczycie, mam ogromną satysfakcję że dałem radę tu dotrzeć bez stawania z samego dołu. Robię kilka fotek, ubieram się ciepło (nieźle wieje) i czekam na kolegów. Marek dociera po ok.25min (pod koniec jeszcze się pościgał z tym kolesiem którego mijałem niżej), Miki za kolejne 5min. Trochę odpoczywamy na szczycie fotografujemy, dzielimy się wrażeniami z podjazdu, ale że jeszcze sporo przed nami - ruszamy na zjazd, niestety niespecjalny; asfalt dziurawy, a szuter to już masakra, tylko jazda na hamulcach, na szczęście mimo jazdy na bardzo wąskich oponach gumy nie złapałem. W Sumiacu odpoczynek i ruszamy w stronę Brezna w dół doliny. Jest też wiatr w plecy, więc jedzie się bardzo szybko, na odcinku niemal 40km mieliśmy średnią grubo powyżej 30km/h. Kawałek przed Breznem skręcamy na skrót w stronę Certovicy, zaliczamy przełęcz na ok. 700m, trochę zjazdu - i już jesteśmy na właściwym podjeździe pod Certovicę - najwyższą słowacką przełęcz drogową. Z początku Marek nieco został z tyłu, ale wnet złapał drugi oddech, przegonił Mikiego i doszedł mnie (zmęczonego zasuwaniem do Brezna) i wspólnie zaliczamy cały podjazd, całkiem przyzwoity, średnio 5-7%, o dużym przewyższeniu. Jedzie się właściwie cały czas w lesie, nie brakuje pięknych widoków, jest już dość późno, więc ruch raczej symboliczny. Na przełęcz docieramy przy zachodzącym słońcu, na Mikiego zmęczonego już bardzo wymagającą trasą czekamy ok. 20min. Szybko przebieramy się i ruszamy w dół, niestety asfalt znowu kiepściutki, w ogóle teorie o dobrych drogach na Słowacji można między bajki włożyć, są wręcz gorsze niż u nas, może na południu i w rejonie tatrzańskim (bardziej turystycznym) jest z tym lepiej, ale tam gdzie jechaliśmy było z tym marnie. W czasie zjazdu dopadły nas całe masy małych muszek, musiałem nawet założyć okulary przeciwsłoneczne (o zmierzchu!) tak się dawały we znaki. Do Liptovskiego Hradoka docieramy już nocą, jako że nie mamy już ochoty na zabawę w szukanie noclegu decydujemy się na hotel (17E), bardzo obfity i smaczny obiad jemy w pobliskim pubie.

Zdjęcia
Dane wycieczki: DST: 180.10 km AVS: 21.11 km/h ALT: 3086 m MAX: 62.30 km/h Temp:23.0 'C

Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl