Sobota, 23 maja 2009Kategoria >100km, >200km, Rower szosowy, Wypad
Sitkówka - Chmielnik - Busko-Zdrój - Wiślica - Brzesko - Nowy Sącz - Przehyba (1175m) - Nowy Sącz
stajemy o 5.30, ruszamy na trasę ok.7 (znowu miałem problemy ze snem, prawie nie zmrużyłem oka) po wczorajszym deszczu nie ma już śladu, wreszcie jest słońce choć dość silnie wieje, głównie z zachodu. Pierwszy kawałek bardzo szybki, średnia do Chmielnika blisko 30km/h - to głównie zasługa korzystnego wiatru. W Busku krótki postój w Parku Zdrojowym i jedziemy dalej na Wiślicę, tutaj wiatr mocno daje się we znaki, szczególnie na nadwiślańskim kawałku z Opatowca do Koszyc. Bardzo wąziutką w tym miejscu Wisłę przekraczamy charakterystycznym wygiętym w łuk (jak w Norwegii :) mostem. Parę km przed Brzeskiem spotykamy Marka, który dotarł tu dziś z Krakowa i już w pełnym składzie kontynuujemy jazdę w stronę Nowego Sącza. Za Brzeskiem stajemy na odpoczynek pod sklepem, kawałek dalej zaliczamy podjazd na trochę ponad 300m za Gnojnikiem, sam podjazd - nic specjalnego, natomiast zjazd okazuje się niesamowity, z mocnym wiatrem w plecy wykręcam największą prędkość całego wypadu - 73km/h. Ostatnie km przed Nowym Sączem to piękna trasa nad Jeziorami Czchowskim i Rożnowskim, droga często prowadzi nad samą wodą, zaliczamy też pierwszy nieco bardziej wymagający podjazd - na Just (ok.370m). Do Nowego Sącza (ok.170km) docieram w dobrej kondycji dlatego postanawiam się wybrać na podjazd na słynną Przehybę.
Jadę sam bo Mikiemu dzisiaj jechało się trochę gorzej, czuł się już za bardzo zmęczony i wolał nie ryzykować "wyprucia się" przed jutrzejszym jeszcze bardziej wymagającym dniem, z kolei Marek był tam zaledwie dwa dni wcześniej. Przebijam się przez cały Nowy Sącz, oglądam zabytkowy Stary Sącz z pięknym rynkiem, na postój staję w Gołkowicach, gdzie zaczyna się podjazd pod Przehybę. Pierwsze kilometry dość łagodne, asfalt niestety bardzo marny, na ok. 500m jest krótki odcinek szutru dalej zaczyna się już ostra wspinaczka. Rychło nachylenie dochodzi do poziomu 10% i bardzo rzadko z niego schodzi, większość trasy muszę pokonywać na ostatnim już biegu 39-27. Nachylenie ok. 10% trzyma przez ponad 5km co bez wątpienia czyni z Przehyby jeden z najcięższych polskich podjazdów (a dla mnie tym cięższy że w trakcie strzela mi 200km na liczniku :)) chyba jedynie Przeł. Karkonoska jest cięższa, Chrobacza Łąka jednak łatwiejsza (ale tam jest tylko 400m przewyższenia). Na dobicie w samej końcówce długi odcinek szutru (z 800m) z początku nachylonego ponad 10%, pokonanie tego na wąskich szosowych kołach nie jest takie proste. Ze szczytu piękna panorama w stronę Nowego Sącza, spod schroniska wspaniale prezentują się Tatry. Zjazd niespecjalny, za kręty i za wąski by osiągać wielkie prędkości. No Nowego Sącza wracam tą samą drogą, nocujemy u Marka wcianając na obiad ogromną porcję pstrąga.
Zdjęcia
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
stajemy o 5.30, ruszamy na trasę ok.7 (znowu miałem problemy ze snem, prawie nie zmrużyłem oka) po wczorajszym deszczu nie ma już śladu, wreszcie jest słońce choć dość silnie wieje, głównie z zachodu. Pierwszy kawałek bardzo szybki, średnia do Chmielnika blisko 30km/h - to głównie zasługa korzystnego wiatru. W Busku krótki postój w Parku Zdrojowym i jedziemy dalej na Wiślicę, tutaj wiatr mocno daje się we znaki, szczególnie na nadwiślańskim kawałku z Opatowca do Koszyc. Bardzo wąziutką w tym miejscu Wisłę przekraczamy charakterystycznym wygiętym w łuk (jak w Norwegii :) mostem. Parę km przed Brzeskiem spotykamy Marka, który dotarł tu dziś z Krakowa i już w pełnym składzie kontynuujemy jazdę w stronę Nowego Sącza. Za Brzeskiem stajemy na odpoczynek pod sklepem, kawałek dalej zaliczamy podjazd na trochę ponad 300m za Gnojnikiem, sam podjazd - nic specjalnego, natomiast zjazd okazuje się niesamowity, z mocnym wiatrem w plecy wykręcam największą prędkość całego wypadu - 73km/h. Ostatnie km przed Nowym Sączem to piękna trasa nad Jeziorami Czchowskim i Rożnowskim, droga często prowadzi nad samą wodą, zaliczamy też pierwszy nieco bardziej wymagający podjazd - na Just (ok.370m). Do Nowego Sącza (ok.170km) docieram w dobrej kondycji dlatego postanawiam się wybrać na podjazd na słynną Przehybę.
Jadę sam bo Mikiemu dzisiaj jechało się trochę gorzej, czuł się już za bardzo zmęczony i wolał nie ryzykować "wyprucia się" przed jutrzejszym jeszcze bardziej wymagającym dniem, z kolei Marek był tam zaledwie dwa dni wcześniej. Przebijam się przez cały Nowy Sącz, oglądam zabytkowy Stary Sącz z pięknym rynkiem, na postój staję w Gołkowicach, gdzie zaczyna się podjazd pod Przehybę. Pierwsze kilometry dość łagodne, asfalt niestety bardzo marny, na ok. 500m jest krótki odcinek szutru dalej zaczyna się już ostra wspinaczka. Rychło nachylenie dochodzi do poziomu 10% i bardzo rzadko z niego schodzi, większość trasy muszę pokonywać na ostatnim już biegu 39-27. Nachylenie ok. 10% trzyma przez ponad 5km co bez wątpienia czyni z Przehyby jeden z najcięższych polskich podjazdów (a dla mnie tym cięższy że w trakcie strzela mi 200km na liczniku :)) chyba jedynie Przeł. Karkonoska jest cięższa, Chrobacza Łąka jednak łatwiejsza (ale tam jest tylko 400m przewyższenia). Na dobicie w samej końcówce długi odcinek szutru (z 800m) z początku nachylonego ponad 10%, pokonanie tego na wąskich szosowych kołach nie jest takie proste. Ze szczytu piękna panorama w stronę Nowego Sącza, spod schroniska wspaniale prezentują się Tatry. Zjazd niespecjalny, za kręty i za wąski by osiągać wielkie prędkości. No Nowego Sącza wracam tą samą drogą, nocujemy u Marka wcianając na obiad ogromną porcję pstrąga.
Zdjęcia
Dane wycieczki:
DST: 234.50 km AVS: 25.08 km/h
ALT: 2334 m MAX: 73.00 km/h
Temp:20.0 'C
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!