Wpisy archiwalne w kategorii
Rower szosowy
Dystans całkowity: | 89888.50 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 3688:54 |
Średnia prędkość: | 24.37 km/h |
Maksymalna prędkość: | 86.60 km/h |
Suma podjazdów: | 516539 m |
Liczba aktywności: | 836 |
Średnio na aktywność: | 107.52 km i 4h 24m |
Więcej statystyk |
Piątek, 12 listopada 2010Kategoria >100km, Rower szosowy, Wypad
III dzień - Sękowa - Przeł. Małastowska (604m) - Konieczna - [SK] - Bardejov - Przeł. Wysowska (610m) - [PL] - Wysowa - Kwiatoń - Przeł. Małastowska (604m) - Sękowa
Dzisiejszego dnia razem z Jackiem ruszamy do Bardejova. Od rano bardzo mocno wieje, generalnie z południa, więc pierwsze kilometry ciężkie. Na starcie zaliczamy podjazd pod przełęcz Małastowską, na na której znajduje się ładny cmentarzyk wojenny z okresu I wojny światowej. W tym rejonie w 1915 toczyły się bardzo ciężkie walki, w których poległy dziesiątki tysięcy żołnierzy, w wyniku przełamania frontu pod Gorlicami wojskom austro-węgierskim i niemieckim udało się dojść aż za Lwów, po obu stronach walczyli w zaborczych armiach również Polacy. Z Magury pagórkowatym terenem kierujemy się w stronę Słowacji - pogoda robi się coraz gorsza, na płaskim kawałku przed granicą wywiało nas niemiłosiernie, na Słowacji natomiast zaczęło mocniej lać. Do Bardejova docieramy więc w deszczu , odpoczynek i ciepła zupa w knajpie bardzo dobrze nam zrobiły.
W drodze powrotnej jeszcze przez chwilę padało, ale jeszcze na Słowacji wyraźnie się przejaśniło, wkrótce mieliśmy słońce i błękitne niebo. Do Polski wracamy przez mało znaną przełęcz Wysowską (610m), końcowy odcinek bardzo trudny - 15% po szutrowej nawierzchni, po deszczu oczywiście w sporym błocie. Podjazd z pewnością trudny, ale i ciekawy, choć nie są to drogi optymalne na szosówkę :). Już po polskiej stronie jedziemy przez Wysową, następnie pięknym skrótem przez Kwiatoń podziwiając wspaniałe krajobrazy Beskidu Niskiego. Zaliczamy też bardzo trudny podjazd do Nowicy (znowu 14-15%) - w tym rejonie kolarskich wyzwań nie brakuje, obaj z Markiem jesteśmy pd wrażeniem formy Jacka, który mimo że w tym sezonie przejechał tylko 80km to na podjazdach zostaje minimalnie! Z Nowicy jedziemy stokami Magury Małastowskiej, powyżej przełęczy - na zjeździe na samą przełęcz łapię gumę z przodu. Pierwsza wymiana - i za chwilę znowu guma! Postanawiam więc zmienić oponę, bo stara lekko naderwała się przy styku z obręczą (w przypadku opon szosowych wystarczy minimalne naruszenie opony i trzeba ją zmieniać, niestety na szutrowe drogi się nie nadają). Jacek i Marek pojechali do Sękowej (nie było sensu czekania i marznięcia bo wraz ze zmrokiem temperatura szybko spadła do 3'C), ja zmieniłem oponę i już bez sensacji po ciemku zjechałem na dół.
Po smacznym obiedzie (autorstwa żony Jacka Urszuli :) długo sobie pogadaliśmy, bawiąc się przy okazji z niezwykle żywymi 3-miesięcznymi szczeniakiem i kociakiem, żyjącymi w doskonałej komitywie. Wielkie dzięki dzięki dla Urszuli i Jacka za gościnę i miłe towarzystwo!
Zmiana przedniej opony na zapasową GP Supersonic
Zdjęcia z komórki
Dzisiejszego dnia razem z Jackiem ruszamy do Bardejova. Od rano bardzo mocno wieje, generalnie z południa, więc pierwsze kilometry ciężkie. Na starcie zaliczamy podjazd pod przełęcz Małastowską, na na której znajduje się ładny cmentarzyk wojenny z okresu I wojny światowej. W tym rejonie w 1915 toczyły się bardzo ciężkie walki, w których poległy dziesiątki tysięcy żołnierzy, w wyniku przełamania frontu pod Gorlicami wojskom austro-węgierskim i niemieckim udało się dojść aż za Lwów, po obu stronach walczyli w zaborczych armiach również Polacy. Z Magury pagórkowatym terenem kierujemy się w stronę Słowacji - pogoda robi się coraz gorsza, na płaskim kawałku przed granicą wywiało nas niemiłosiernie, na Słowacji natomiast zaczęło mocniej lać. Do Bardejova docieramy więc w deszczu , odpoczynek i ciepła zupa w knajpie bardzo dobrze nam zrobiły.
W drodze powrotnej jeszcze przez chwilę padało, ale jeszcze na Słowacji wyraźnie się przejaśniło, wkrótce mieliśmy słońce i błękitne niebo. Do Polski wracamy przez mało znaną przełęcz Wysowską (610m), końcowy odcinek bardzo trudny - 15% po szutrowej nawierzchni, po deszczu oczywiście w sporym błocie. Podjazd z pewnością trudny, ale i ciekawy, choć nie są to drogi optymalne na szosówkę :). Już po polskiej stronie jedziemy przez Wysową, następnie pięknym skrótem przez Kwiatoń podziwiając wspaniałe krajobrazy Beskidu Niskiego. Zaliczamy też bardzo trudny podjazd do Nowicy (znowu 14-15%) - w tym rejonie kolarskich wyzwań nie brakuje, obaj z Markiem jesteśmy pd wrażeniem formy Jacka, który mimo że w tym sezonie przejechał tylko 80km to na podjazdach zostaje minimalnie! Z Nowicy jedziemy stokami Magury Małastowskiej, powyżej przełęczy - na zjeździe na samą przełęcz łapię gumę z przodu. Pierwsza wymiana - i za chwilę znowu guma! Postanawiam więc zmienić oponę, bo stara lekko naderwała się przy styku z obręczą (w przypadku opon szosowych wystarczy minimalne naruszenie opony i trzeba ją zmieniać, niestety na szutrowe drogi się nie nadają). Jacek i Marek pojechali do Sękowej (nie było sensu czekania i marznięcia bo wraz ze zmrokiem temperatura szybko spadła do 3'C), ja zmieniłem oponę i już bez sensacji po ciemku zjechałem na dół.
Po smacznym obiedzie (autorstwa żony Jacka Urszuli :) długo sobie pogadaliśmy, bawiąc się przy okazji z niezwykle żywymi 3-miesięcznymi szczeniakiem i kociakiem, żyjącymi w doskonałej komitywie. Wielkie dzięki dzięki dla Urszuli i Jacka za gościnę i miłe towarzystwo!
Zmiana przedniej opony na zapasową GP Supersonic
Zdjęcia z komórki
Dane wycieczki:
DST: 105.40 km AVS: 20.01 km/h
ALT: 1417 m MAX: 50.20 km/h
Temp:8.0 'C
Czwartek, 11 listopada 2010Kategoria >100km, Rower szosowy, Wypad
II dzień - Mielec - Sędziszów Małopolski - Iwierzyce - Wielopole Skrzyńskie - Frysztak - Odrzykoń - Krosno - Chorkówka - Jedlicze - Dębowiec - Sękowa
Drugi dzień wyjazdu upływa pod kątem zaliczania gmin, które Marek kolekcjonuje; to całkiem ciekawa motywacja do jazdy, w przyszłym sezonie sam będę się musiał nad tym zastanowić. Rano zimno 4-5'C, ale temperatura szybko rośnie, rychło przekraczając 10'C. Jedzie się całkiem przyzwoicie, w pierwszej części dnia nam nie wieje. Przed Wielopolem zaczynają się już konkretniejsze podjazdy i tak jest właściwie już do końca dnia. Studiując mapę w rejonie Frysztaku orientujemy się że dość blisko są ruiny zamku w Odrzykoniu, więc postanawiamy o nie zahaczyć. Podjazd pod zamek okazał się bardzo wymagający - aż 13%, a końcowa szutrowa ścieżka pod same ruiny aż 18%! Ruiny bardzo malownicze, świetnie wkomponowane w skalny teren - z pewnością warto było tutaj zajrzeć.
Zjeżdżamy do Krosna, zaliczamy jeszcze kilka gmin i kierujemy się na Sękową walcząc z coraz bardziej dającym się we znaki wiatrem. W końcówce łapie nas też mały deszczyk, już mocno zmęczeni trasą nocą docieramy do Sękowej, gdzie bardzo wygodnie nocujemy u dobrego znajomego Marka - Jacka.
Zdjęcia z komórki
Drugi dzień wyjazdu upływa pod kątem zaliczania gmin, które Marek kolekcjonuje; to całkiem ciekawa motywacja do jazdy, w przyszłym sezonie sam będę się musiał nad tym zastanowić. Rano zimno 4-5'C, ale temperatura szybko rośnie, rychło przekraczając 10'C. Jedzie się całkiem przyzwoicie, w pierwszej części dnia nam nie wieje. Przed Wielopolem zaczynają się już konkretniejsze podjazdy i tak jest właściwie już do końca dnia. Studiując mapę w rejonie Frysztaku orientujemy się że dość blisko są ruiny zamku w Odrzykoniu, więc postanawiamy o nie zahaczyć. Podjazd pod zamek okazał się bardzo wymagający - aż 13%, a końcowa szutrowa ścieżka pod same ruiny aż 18%! Ruiny bardzo malownicze, świetnie wkomponowane w skalny teren - z pewnością warto było tutaj zajrzeć.
Zjeżdżamy do Krosna, zaliczamy jeszcze kilka gmin i kierujemy się na Sękową walcząc z coraz bardziej dającym się we znaki wiatrem. W końcówce łapie nas też mały deszczyk, już mocno zmęczeni trasą nocą docieramy do Sękowej, gdzie bardzo wygodnie nocujemy u dobrego znajomego Marka - Jacka.
Zdjęcia z komórki
Dane wycieczki:
DST: 178.20 km AVS: 22.90 km/h
ALT: 1560 m MAX: 56.60 km/h
Temp:12.0 'C
Środa, 10 listopada 2010Kategoria >100km, >200km, Rower szosowy, Wypad
I dzień - Warszawa - Góra Kalwaria - Kozienice - Czarnolas - Zwoleń - Ożarów - Sandomierz - Tarnobrzeg - Baranów Sand. - Mielec
Po niepowodzeniu z trasą po Lubelszczyźnie w listopadzie postanowiłem się wybrać na jeszcze jeden wyjazd, tym razem już bez namiotu - i z kolegą (na części trasy). Z Transatlantykiem umawiamy się w Ożarowie; więc jako że czeka mnie bardzo długi odcinek ruszam z Warszawy jeszcze przed świtem, niestety w mocnym deszczu. Była okazja do wypróbowania nowego stroju przeciwdeszczowego, ostatni zakupiony jeszcze na Islandię (w 2007) dożył już swoich dni. Cudów nie ma - kurtka lekko nasiąka, ale w porównaniu do starszej jest wyraźna poprawa, przede wszystkim woda w nią znacznie mniej wsiąka, będę jeszcze musiał poeksperymentować z warstwą pod kurtkę. Lało niemal 50km, dopiero gdzieś w rejonie Magnuszewa się uspokoiło. Dobrze że zdecydowałem się na trasę przez Sandomierz, nie Radom - bo na tej jest dużo więcej lasów, a dzisiaj nieźle wieje z południowego zachodu.
W Czarnolesie pod dworkiem Jana Kochanowskiego robię krótki odpoczynek, postanowiłem nasmarować rzeżący po deszczu łańcuch - no i po tej operacji okazało się że jazda na dużej tarczy jest niemal niemożliwa - łańcuch skacze przy każdym mocniejszym depnięciu, przesadziłem z dojeżdżaniem starego napędu (ponad 20tys km bez żadnego cudowania ze zmianą łańcuchów!), zaskoczyło mnie tylko to że napęd przestał działać tak nagle. Musiałem więc jechać głównie na małej tarczy, więc przy prędkościach powyżej 25km/h były już duże problemy. Na spotkanie z Markiem w Ożarowie spóźniłem się parę minut, razem ruszamy na Sandomierz do którego docieramy już nocą, zwiedzając pięknie podświetloną starówkę - było nie było - miejsce działalności najsłynniejszego polskiego rowerzysty - Ojca Mateusza :))
Dalej przebijamy się w korku przez remontowany most na Wiśle i długo jedziemy przez Tarnobrzeg, dopiero za miastem robi się przyjemniej. Ostatni postój robimy przed pięknym pałacem w Baranowie Sandomierskim, również elegancko podświetlonym. Do Mielca docieramy ok.19, nocujemy w schronisku młodzieżowym, niestety kuchnia nie działała, więc na obiad pozostał nam suchy prowiant.
Zdjęcia z komórki
Po niepowodzeniu z trasą po Lubelszczyźnie w listopadzie postanowiłem się wybrać na jeszcze jeden wyjazd, tym razem już bez namiotu - i z kolegą (na części trasy). Z Transatlantykiem umawiamy się w Ożarowie; więc jako że czeka mnie bardzo długi odcinek ruszam z Warszawy jeszcze przed świtem, niestety w mocnym deszczu. Była okazja do wypróbowania nowego stroju przeciwdeszczowego, ostatni zakupiony jeszcze na Islandię (w 2007) dożył już swoich dni. Cudów nie ma - kurtka lekko nasiąka, ale w porównaniu do starszej jest wyraźna poprawa, przede wszystkim woda w nią znacznie mniej wsiąka, będę jeszcze musiał poeksperymentować z warstwą pod kurtkę. Lało niemal 50km, dopiero gdzieś w rejonie Magnuszewa się uspokoiło. Dobrze że zdecydowałem się na trasę przez Sandomierz, nie Radom - bo na tej jest dużo więcej lasów, a dzisiaj nieźle wieje z południowego zachodu.
W Czarnolesie pod dworkiem Jana Kochanowskiego robię krótki odpoczynek, postanowiłem nasmarować rzeżący po deszczu łańcuch - no i po tej operacji okazało się że jazda na dużej tarczy jest niemal niemożliwa - łańcuch skacze przy każdym mocniejszym depnięciu, przesadziłem z dojeżdżaniem starego napędu (ponad 20tys km bez żadnego cudowania ze zmianą łańcuchów!), zaskoczyło mnie tylko to że napęd przestał działać tak nagle. Musiałem więc jechać głównie na małej tarczy, więc przy prędkościach powyżej 25km/h były już duże problemy. Na spotkanie z Markiem w Ożarowie spóźniłem się parę minut, razem ruszamy na Sandomierz do którego docieramy już nocą, zwiedzając pięknie podświetloną starówkę - było nie było - miejsce działalności najsłynniejszego polskiego rowerzysty - Ojca Mateusza :))
Dalej przebijamy się w korku przez remontowany most na Wiśle i długo jedziemy przez Tarnobrzeg, dopiero za miastem robi się przyjemniej. Ostatni postój robimy przed pięknym pałacem w Baranowie Sandomierskim, również elegancko podświetlonym. Do Mielca docieramy ok.19, nocujemy w schronisku młodzieżowym, niestety kuchnia nie działała, więc na obiad pozostał nam suchy prowiant.
Zdjęcia z komórki
Dane wycieczki:
DST: 264.60 km AVS: 24.24 km/h
ALT: 819 m MAX: 56.20 km/h
Temp:10.0 'C
Niedziela, 7 listopada 2010Kategoria Rower szosowy, Użytkowo
Do pracy przez Magdalenkę
Dane wycieczki:
DST: 42.60 km AVS: 24.58 km/h
ALT: 118 m MAX: 33.30 km/h
Temp:6.0 'C
Sobota, 6 listopada 2010Kategoria Rower szosowy, Wycieczka
Warszawa - Góra Kalwaria - Celestynów - Otwock - Warszawa
Wypad do Celestynowa, w całości w deszczu. Widzę już wyraźnie, że pora na wymianę stroju przeciwdeszczowego, ostatni zakupiony na Islandię w 2007 rok dożywa swoich dni, jest coraz mniej skuteczny, ani ochraniacze ani skarpetki SealSkinz nie gwarantują już suchych stóp, kurtka też za łatwo puszcza wodę
Wypad do Celestynowa, w całości w deszczu. Widzę już wyraźnie, że pora na wymianę stroju przeciwdeszczowego, ostatni zakupiony na Islandię w 2007 rok dożywa swoich dni, jest coraz mniej skuteczny, ani ochraniacze ani skarpetki SealSkinz nie gwarantują już suchych stóp, kurtka też za łatwo puszcza wodę
Dane wycieczki:
DST: 81.90 km AVS: 23.74 km/h
ALT: 194 m MAX: 35.10 km/h
Temp:9.0 'C
Piątek, 5 listopada 2010Kategoria Wycieczka, Rower szosowy, >100km
Warszawa - Grójec - Warka - Góra Kalwaria - Warszawa
Do Grójca pod mocny wiatr, w planach miałem powrót szosą krakowską, ale jako że wiało silnie z zachodu - postanowiłem wykorzystać okazję i pojechać równo z wiatrem do Warki. Ten kawałek zasuwało się pięknie, właściwie cały czasy powyżej 30km/h, także i za Warką wiatr sprzyjał. Niestety zaczął się duży ruch (piątkowe wyjazdy za miasto) i odcinek od mniej więcej Coniewa jechało się już marniutko tym bardziej, że zrobiło się ciemno i zaczęło mocniej padać.
Mimo mocnego wiatru zadziwiająco ciepło - aż 14'C
Do Grójca pod mocny wiatr, w planach miałem powrót szosą krakowską, ale jako że wiało silnie z zachodu - postanowiłem wykorzystać okazję i pojechać równo z wiatrem do Warki. Ten kawałek zasuwało się pięknie, właściwie cały czasy powyżej 30km/h, także i za Warką wiatr sprzyjał. Niestety zaczął się duży ruch (piątkowe wyjazdy za miasto) i odcinek od mniej więcej Coniewa jechało się już marniutko tym bardziej, że zrobiło się ciemno i zaczęło mocniej padać.
Mimo mocnego wiatru zadziwiająco ciepło - aż 14'C
Dane wycieczki:
DST: 114.10 km AVS: 24.63 km/h
ALT: 414 m MAX: 40.00 km/h
Temp:14.0 'C
Wtorek, 2 listopada 2010Kategoria Wycieczka, Rower szosowy
Warszawa - Góra Kalwaria - Celestynów - Otwock - Warszawa
Standardowy wypad do Celestynowa, nadspodziewanie ciepło
Standardowy wypad do Celestynowa, nadspodziewanie ciepło
Dane wycieczki:
DST: 88.60 km AVS: 25.31 km/h
ALT: 193 m MAX: 42.40 km/h
Temp:15.0 'C
Niedziela, 31 października 2010Kategoria Użytkowo, Rower szosowy
Na cmentarz i do pracy
Dane wycieczki:
DST: 38.10 km AVS: 23.09 km/h
ALT: 117 m MAX: 35.30 km/h
Temp:7.0 'C
Sobota, 30 października 2010Kategoria Użytkowo, Rower szosowy
Do pracy trasą przez Konstancin i Okrzeszyn, wyraźnie zimniej niż wczoraj
Dane wycieczki:
DST: 42.20 km AVS: 23.66 km/h
ALT: 76 m MAX: 41.20 km/h
Temp:6.0 'C
Piątek, 29 października 2010Kategoria Użytkowo, Rower szosowy
Do pracy drogą przez Magdalenkę
Dane wycieczki:
DST: 42.60 km AVS: 24.11 km/h
ALT: 93 m MAX: 42.00 km/h
Temp:9.0 'C