Wpisy archiwalne w kategorii
>200km
Dystans całkowity: | 150165.32 km (w terenie 220.00 km; 0.15%) |
Czas w ruchu: | 6199:18 |
Średnia prędkość: | 23.98 km/h |
Maksymalna prędkość: | 80.19 km/h |
Suma podjazdów: | 1008871 m |
Suma kalorii: | 458356 kcal |
Liczba aktywności: | 433 |
Średnio na aktywność: | 346.80 km i 14h 21m |
Więcej statystyk |
Piątek, 14 lutego 2014Kategoria >100km, >200km, Rower szosowy, Wycieczka
Ciężko było w lutym pogodzić dzień wolnego z dniem dobrej pogody, więc na dłuższy wypad pojechałem w nieciekawą pogodę, z jednej strony wiatr raczej korzystny, z drugiej pochmurno, chwilami lekko popadywało, większość dróg mokrych. Na starcie długo przebijałem się przez Warszawę, dalej do Nasielska drogą przez Dębę. Za Nasielskiem pojechałem nieznanym dotąd wariantem do Ciechanowa - całkiem korzystny, oszczędza się prawie z 10km i można ominąć ruchliwą drogę do Pułtuska. W Ciechanowie odpoczywam na dworcu PKP, odcinek do Mławy trochę męczący, zawiewało z boku, w Mławie wjeżdżam na szosę Gdańską, ruch bardzo duży, ale jest dobre pobocze. Niestety jak to na ruchliwych drogach w taką pogodę - wiele piachu przechodzącego w płynne błoto, co nieźle usyfiło rower. W Nidzicy kolejny odpoczynek na dworcu i ruszam na ostatni kawałek do Olsztyna, niemal w całości po lasach, większość już w nocy, ale że nie musiałem oszczędzać baterii jechałem wygodnie z silnym światłem.
Wyjazd udany, pogoda mizerna, tyle że wiatr był dobry, bo cała reszta już nie bardzo ;)). Ale nie zawsze musi być kawior, czasem trzeba się pomęczyć i w mniej ciekawych warunkach, a zimą takie trafiają się całkiem często. Wariant trasy do Olsztyna ciekawszy niż przez Szczytno, trasa bardziej urozmaicona, więcej się po drodze dzieje.
Już w Warszawie, po godzinie 22 wracałem Wisłostradą do domu, pierwszy odcinek genialny, aż do mostu Łazienkowskiego na zielonych światłach, za to od Łazienkowskiej zrobił się ruch jak w godzinach szczytu, bo właśnie zakończył się mecz Legii i niestety trafiłem na kibolskie bydło wracające samochodami do domów. Na paru kilometrach groźnych sytuacji drogowych miałem więcej niż na całej trasie do Olsztyna (kilka razy wyprzedzały mnie na gazetę samochody jadące po 80-90km/h na drodze z ograniczeniem do 50km/h), a na odcinku od Łazienkowskiej do Witosa mijałem aż trzy kraksy drogowe; jednym słowem pokaz polskiej kultury drogowej w najgorszym wydaniu, ale niczego innego po kibolstwie nie można się spodziewać, chamstwo to znak firmowy mnóstwa ludzi chodzących na mecze.
Kilka fotek z trasy
Po świątecznym okresie leniuchowania nadszedł czas na jakąś porządniejszą trasę, postanowiliśmy więc ruszyć z Krzyśkiem do Augustowa z korzystnym wiatrem. Niejako ostatni dzwonek na dłuższy dystans, bo prognozy zapowiadają solidniejszą zimą. Startujemy o 22, lekko popaduje i mocno wieje z zachodu. Przebijamy się przez Warszawę i w Sulejówku wjeżdżamy na trasę do Węgrowa. Ruch bardzo szybko maleje, a że szosa jest dobrej jakości i pomaga nam wiatr - jedzie się elegancko, na jednym ze zjazdów z nachyleniem 1-2% udało się dokręcić do 60km/h. No i oczywiście nocna jazda we dwójkę jest sporo łatwiejsza niż samemu, rozmawiając łatwiej odegnać sen i monotonność nocnej trasy. W Węgrowie zatrzymujemy się na stacji benzynowej na kolejny postój (całodobowe stacje są w sam raz na nocne trasy zimą, dzięki nim można uniknąć wychłodzenia na postoju), za miastem kończy się szybka jazda, odbijamy bardziej na północ, wiatr mamy głównie z boku. Do Kosowa Lackiego jedziemy bocznymi drogami, mieliśmy jeden atak dużego psa, na szczęście szybko się zniechęcił. W nocy nadspodziewanie ciepło, temperatura cały czas utrzymuje się na poziomie 4-5 stopni, oczywiście odczuwalna jest sporo niższa bo mocno wieje.
Krótki kawałek po nadbużańskich łąkach, przejeżdżamy rzekę, w Czyżewie odbijamy na Wysokie Mazowieckie, pojawia się trochę górek, zaczyna też solidniej padać, w mieście mijamy wielką fabrykę Mlekovity i zjeżdżamy kawałek w bok na odpoczynek na stacji. Za miastem, jako że świt już blisko trochę rośnie dotąd właściwie zerowy ruch, w Sokółkach odbijamy na Tykocin i tam robi się wreszcie widno. Ten kawałek niebrzydki, pojawi się więcej lasów, więcej górek, a i sam Tykocin bardzo fajny, z długim odcinkiem po kostce i robiącym wrażenie rynkiem. Krzyśkowi przestał działać tylny hamulec tarczowy, w którym wygięła się i zablokowała sprężynka, przy takiej pogodzie naprawy nie są za przyjemne ;)
Dalej pomykamy puściutką drogą na Korycin, do Knyszyna jest nowy asfalt, drugi kawałek to przed laty charakterystyczna dla Podlasia gruboziarnista nawierzchnia, obecnie już coraz mniej się trafia takich kawałku. Ten odcinek chyba najciekawszy, są górki po 5%, ładne lasy, wiatr nieco osłabł. Już zmęczeni długą trasą dojeżdżamy do ruchliwej (i bez pobocza) Via Baltica, kawałek za Korycinem stajemy na obiad w restauracji; najedliśmy się solidnie. Po postoju umówiliśmy się na spotkanie w Augustowie, ja pojechałem trochę szybciej by wyrobić się jeszcze od położonych 30km dalej Suwałk, Krzysiek jadący na cięższym góralu pojechał na dworzec w Augustowie, tam mieliśmy się spotkać. Odcinek do Augustowa męczący, za Sztabinem pojawiło się co prawda szerokie pobocze, ale i droga odbijała na zachód, więc na odkrytych kawałkach wiatr dawał popalić. W Augustowie sprawdziłem odległości i jako, że zapas czasowy pozwalał na wyrobienie się na pociąg w Suwałkach - pojechałem jeszcze ten kawałek. Sporo lasów, pod koniec trochę pagórków, przejechałem też przez centrum miasta - i z odpowiednim za zapasem zameldowałem się na dworcu, po półgodzinnej jeździe pociągiem w Augustowie dosiadł się Krzysiek.
Trasa udana, przejechanie aż 300km o takiej porze roku nigdy nie jest takie łatwe, wymaga to długiej jazdy w ciemnościach, jest zimno, z połowę trasy jechaliśmy w mżawce, większość po mokrych drogach itd. Ale z tego powodu oczywiście i satysfakcja większa, taki kawałek na mapie Polski już jakoś się prezentuje :))
Zdjęcia
Wyjazd udany, pogoda mizerna, tyle że wiatr był dobry, bo cała reszta już nie bardzo ;)). Ale nie zawsze musi być kawior, czasem trzeba się pomęczyć i w mniej ciekawych warunkach, a zimą takie trafiają się całkiem często. Wariant trasy do Olsztyna ciekawszy niż przez Szczytno, trasa bardziej urozmaicona, więcej się po drodze dzieje.
Już w Warszawie, po godzinie 22 wracałem Wisłostradą do domu, pierwszy odcinek genialny, aż do mostu Łazienkowskiego na zielonych światłach, za to od Łazienkowskiej zrobił się ruch jak w godzinach szczytu, bo właśnie zakończył się mecz Legii i niestety trafiłem na kibolskie bydło wracające samochodami do domów. Na paru kilometrach groźnych sytuacji drogowych miałem więcej niż na całej trasie do Olsztyna (kilka razy wyprzedzały mnie na gazetę samochody jadące po 80-90km/h na drodze z ograniczeniem do 50km/h), a na odcinku od Łazienkowskiej do Witosa mijałem aż trzy kraksy drogowe; jednym słowem pokaz polskiej kultury drogowej w najgorszym wydaniu, ale niczego innego po kibolstwie nie można się spodziewać, chamstwo to znak firmowy mnóstwa ludzi chodzących na mecze.
Kilka fotek z trasy
Dane wycieczki:
DST: 249.20 km AVS: 26.99 km/h
ALT: 881 m MAX: 50.40 km/h
Temp:4.0 'C
Sobota, 11 stycznia 2014Kategoria Wycieczka, Rower szosowy, >300km, >200km, >100km
Suwałki
Po świątecznym okresie leniuchowania nadszedł czas na jakąś porządniejszą trasę, postanowiliśmy więc ruszyć z Krzyśkiem do Augustowa z korzystnym wiatrem. Niejako ostatni dzwonek na dłuższy dystans, bo prognozy zapowiadają solidniejszą zimą. Startujemy o 22, lekko popaduje i mocno wieje z zachodu. Przebijamy się przez Warszawę i w Sulejówku wjeżdżamy na trasę do Węgrowa. Ruch bardzo szybko maleje, a że szosa jest dobrej jakości i pomaga nam wiatr - jedzie się elegancko, na jednym ze zjazdów z nachyleniem 1-2% udało się dokręcić do 60km/h. No i oczywiście nocna jazda we dwójkę jest sporo łatwiejsza niż samemu, rozmawiając łatwiej odegnać sen i monotonność nocnej trasy. W Węgrowie zatrzymujemy się na stacji benzynowej na kolejny postój (całodobowe stacje są w sam raz na nocne trasy zimą, dzięki nim można uniknąć wychłodzenia na postoju), za miastem kończy się szybka jazda, odbijamy bardziej na północ, wiatr mamy głównie z boku. Do Kosowa Lackiego jedziemy bocznymi drogami, mieliśmy jeden atak dużego psa, na szczęście szybko się zniechęcił. W nocy nadspodziewanie ciepło, temperatura cały czas utrzymuje się na poziomie 4-5 stopni, oczywiście odczuwalna jest sporo niższa bo mocno wieje.
Krótki kawałek po nadbużańskich łąkach, przejeżdżamy rzekę, w Czyżewie odbijamy na Wysokie Mazowieckie, pojawia się trochę górek, zaczyna też solidniej padać, w mieście mijamy wielką fabrykę Mlekovity i zjeżdżamy kawałek w bok na odpoczynek na stacji. Za miastem, jako że świt już blisko trochę rośnie dotąd właściwie zerowy ruch, w Sokółkach odbijamy na Tykocin i tam robi się wreszcie widno. Ten kawałek niebrzydki, pojawi się więcej lasów, więcej górek, a i sam Tykocin bardzo fajny, z długim odcinkiem po kostce i robiącym wrażenie rynkiem. Krzyśkowi przestał działać tylny hamulec tarczowy, w którym wygięła się i zablokowała sprężynka, przy takiej pogodzie naprawy nie są za przyjemne ;)
Dalej pomykamy puściutką drogą na Korycin, do Knyszyna jest nowy asfalt, drugi kawałek to przed laty charakterystyczna dla Podlasia gruboziarnista nawierzchnia, obecnie już coraz mniej się trafia takich kawałku. Ten odcinek chyba najciekawszy, są górki po 5%, ładne lasy, wiatr nieco osłabł. Już zmęczeni długą trasą dojeżdżamy do ruchliwej (i bez pobocza) Via Baltica, kawałek za Korycinem stajemy na obiad w restauracji; najedliśmy się solidnie. Po postoju umówiliśmy się na spotkanie w Augustowie, ja pojechałem trochę szybciej by wyrobić się jeszcze od położonych 30km dalej Suwałk, Krzysiek jadący na cięższym góralu pojechał na dworzec w Augustowie, tam mieliśmy się spotkać. Odcinek do Augustowa męczący, za Sztabinem pojawiło się co prawda szerokie pobocze, ale i droga odbijała na zachód, więc na odkrytych kawałkach wiatr dawał popalić. W Augustowie sprawdziłem odległości i jako, że zapas czasowy pozwalał na wyrobienie się na pociąg w Suwałkach - pojechałem jeszcze ten kawałek. Sporo lasów, pod koniec trochę pagórków, przejechałem też przez centrum miasta - i z odpowiednim za zapasem zameldowałem się na dworcu, po półgodzinnej jeździe pociągiem w Augustowie dosiadł się Krzysiek.
Trasa udana, przejechanie aż 300km o takiej porze roku nigdy nie jest takie łatwe, wymaga to długiej jazdy w ciemnościach, jest zimno, z połowę trasy jechaliśmy w mżawce, większość po mokrych drogach itd. Ale z tego powodu oczywiście i satysfakcja większa, taki kawałek na mapie Polski już jakoś się prezentuje :))
Zdjęcia
Dane wycieczki:
DST: 342.30 km AVS: 24.33 km/h
ALT: 1345 m MAX: 60.60 km/h
Temp:5.0 'C
Piątek, 20 grudnia 2013Kategoria >100km, >200km, >300km, Rower szosowy, Wycieczka
Zakopane w najdłuższą noc roku
Od miesiąca przymierzałem się do długiego wyjazdu w okolicach najdłuższej nocy w roku, którego ideą było oczywiście przejechanie całej nocy na rowerze. Przy okazji postanowiłem też zamknąć rok jakąś ambitną trasą, więc padło na Zakopane. O tej porze roku na tej długości trasie największym problemem jest pogoda, więc to od niej w największym stopniu zależało powodzenie wyjazdu. Planowałem jazdę we dwójkę z kolegą, bo tak długa jazda nocą w towarzystwie idzie sporo lepiej, wytrzymać psychicznie samemu aż koło 300 nocnych kilometrów nie jest tak prosto. Ale (można powiedzieć już tradycyjnie podczas wypadów do Zakopanego ;) kolega się wycofał 3 dni przed wyjazdem - więc pozostała mi samotna jazda; pogoda fifty-fifty - z jednej strony bez opadów deszczu i śniegu, z drugiej mróz i 400km równo pod wiatr, nie za mocny, ale na takim dystansie swoje człowieka namęczy.
Ruszam na trasę parę minut po 15, krótko przed zachodem słońca; ze względu na duży ruch Piaseczno mijam bokiem przez Zgorzałę, dalej jadę już planowo na Grójec. Początek przyzwoity, wiatr wiele nie przeszkadza, podobnie jak i ciemności, mróz -2'C. Za Grójcem aż do rozjazdu w Belsku bardzo duży ruch, za Belskiem już w normie, do Nowego Miasta nad Pilicą elegancka jazda. Tam się zatrzymuję by napić się herbaty z termosu, wziąłem też wodę w bidonie, ale ta bardzo szybko zamarzła i już po 50km nie dało się ani tego pić, ani wylać - więc tylko niepotrzebnie wiozłem ze sobą kilogram lodu ;). Za Nowym Miastem jazda się wyraźnie zepsuła, coraz mocniejszy wiatr zaczął mnie niszczyć; długi odcinek bez postoju też robił swoje, bo na pierwszy postój chciałem dociągnąć aż do Końskich, gdzie wiedziałem że jest całodobowa stacja benzynowa, by stanąć w cieple, bo na mrozie stawać na powietrzu można tylko na krótką chwilę. Dojechałem tam już nieźle zmęczony, ale półgodzinny postój i jedzenie w barze szybko postawiło mnie na nogi. Za Końskimi wreszcie skończono remont drogi 728, więc aż pod Radoszyce jest elegancka droga, do tego spory kawałek w ekranach, stanowiących niezłą osłonę przed wiatrem. A za Radoszycami wiatr się już uspokoił i przeszkadzał w normie. Trochę dziurawych dróg przed Łopusznem i Małogoszczem sprawnie przejechałem dzięki mocnej lampce, która znacznie usprawnia nocną jazdę, lepiej jednak wozić więcej baterii i mieć porządne oświetlenie, na tak długiej trasie dzięki temu znacznie mniej męczymy oczy. Ochłodziło się do -4'C, ale mimo jazdy w butach SPD i cienkich rękawiczkach ze sporą dziurą - z zimnem nie miałem większych problemów.
Ale tak długi dystans nocą i na mrozie zebrał swoje żniwo, po ponad 200km miałem już trochę przekrwione oczy, co przeszkadzało trochę w jeździe, bo widziałem zza lekkiej "mgiełki", a na mrozie jazda w okularach to też kiepskie rozwiązanie, bo lubią sobie zaparować. Za Jędrzejowem wjechałem na szosą krakowską, pierwszy odcinek bez problemów, w środku nocy ruch niewielki, a droga przyzwoita, choć bardzo pagórkowata. Na drugi postój stanąłem aż za Miechowem, bo od Jędrzejowa nie było całodobowych stacji. Niestety im bliżej Krakowa tym gorzej się jechało, przede wszystkim ze względu na coraz gorszą nawierzchnię i zwiększający się ruch; do tego pomimo braku opadów i mrozu droga była mokra i śliska, dobrze że nie zrobiła się z tego gołoledź; a ostatni zjazd do Krakowa woła już o pomstę do nieba, 20km/h bezpiecznie się po tym jechać nie da.
Ważne, że udało się osiągnąć Kraków, noc zbliżała się do końca, no i miałem tu załatwiony odpoczynek u Waxmunda, w czasie którego elegancko się zregenerowałem, zjadłem solidną porcję pierogów, nabrałem herbaty do termosu, no i udało się pozbyć tego kilograma lodu z bidonu :)). Wielkie dzięki dla Waxmunda za gościnę, pomimo fatalnej pory (trochę po 5); na dalszą trasę ruszyłem z nowymi siłami i nową motywacją, a że było już krótko przed wschodem słońca - znacznie się rozjaśniło, wkrótce pojawiło się i samo słońce, a pogoda zapowiadała się elegancko, po odpoczynku nie miałem też już żadnych problemów z oczami. Już na podjazdach za Wieliczką w okolicy leżało trochę śniegu i szronu, co sprawiało, że cała okolica wyglądała sporo lepiej niż szaro-bura zima na nizinach. Za Krakowem zaczęły się solidne góry - najpierw dwa podjazdy do Dobczyc, później długi na prawie 600m przed Kasiną; tak więc na postój w barze w Rabce dotarłem już solidnie zmęczony.
Zaraz za Rabką czekał mnie najcięższy podjazd na trasie - czyli Obidowa wariantem przez Rdzawkę, gdzie jest aż 200m w pionie ostrego nachylenia powyżej 10%, z kawałkami dochodzącymi do 18%, z tyloma kilometrami w nogach dał mi popalić nieźle, piękne widoki na podjeździe wykorzystałem jako pretekst do zatrzymania się na zdjęcia ;). Z Obidowej zjazd ruchliwą zakopaniaką, w Klikuszowej odbijam na boczne drogi by nimi dojechać do Czarnego Dunajca, tak by do Zakopanego wjechać od Chochołowa, nie marną do jazdy zakopianką. Ale po 6km w Morawczynie na drodze pojawił się najgorszy typ zimowej nawierzchni - czyli ubita i wyślizgana lodowa skorupa, nawet na kolcowanych oponach jedzie się po tym fatalnie, a co dopiero na szosowych. Kawałek próbowałem po tym jechać, ale że lodu było coraz więcej - musiałem zawrócić i dojechać do szosy Nowy Targ - Czarny Dunajec. Przeliczyłem też z grubsza odległości i zorientowałem się, że nie ma szans wyrobić się na autobus jadąc przez Chochołów, nawet i zakopianką należało cisnąć.
Więc chcąc-niechcąc - dojechałem do zakopianki i tędy pojechałem do miasta, zły byłem na siebie, że kupiłem bilet na za wczesną godzinę, jazda na mrozie po górach zabrała mi więcej czasu niż planowałem; wjeżdżając od Chochołowa mamy piękny widok na Tatry Zachodnie, a dziś była dobra słoneczna pogoda. Na zakopiance jechało się lepiej niż oczekiwałem, ruch dziś był nie za duży, nawet przez te ostatnie 15km miałem lekki wiaterek w plecy. Na autobus docieram z 15min wyprzedzeniem, bardzo już zmordowany sprinterską końcówką.
Wypad bardzo wymagający, nawet w środku lata trasa Warszawa - Zakopane daje zdrowo w kość, nie dość, że jest to 400km - to jest to bardzo górzysta trasa, a najwięcej tych gór koncentruje się w samej końcówce, gdy człowiek jest najbardziej zmęczony. Zimą jest jeszcze sporo ciężej, na mrozie mięśnie nie mają takiej wydajności, trzeba jechać w mniej wygodnych spodniach, które na tak długim dystansie poprzycierają kolana itd., o wiele gorzej jest z odpoczynkami, trzeba wieźć termos, stawać by się napić. No i oczywiście dużo dłuższa noc niż latem, 300km samotnej jazdy w ciemnościach to nie takie proste. Ale w nagrodę dostałem piękną końcówkę, w słońcu, na Podhalu leżało już trochę śniegu, z Obidowej miałem piękny widok na Tatry; tak więc z pewnością warto się było tak namęczyć; takie widoki i satysfakcja z pokonania takiej trasy sprawiają, że o trudach jazdy szybko się zapomina.
Zdjęcia
Od miesiąca przymierzałem się do długiego wyjazdu w okolicach najdłuższej nocy w roku, którego ideą było oczywiście przejechanie całej nocy na rowerze. Przy okazji postanowiłem też zamknąć rok jakąś ambitną trasą, więc padło na Zakopane. O tej porze roku na tej długości trasie największym problemem jest pogoda, więc to od niej w największym stopniu zależało powodzenie wyjazdu. Planowałem jazdę we dwójkę z kolegą, bo tak długa jazda nocą w towarzystwie idzie sporo lepiej, wytrzymać psychicznie samemu aż koło 300 nocnych kilometrów nie jest tak prosto. Ale (można powiedzieć już tradycyjnie podczas wypadów do Zakopanego ;) kolega się wycofał 3 dni przed wyjazdem - więc pozostała mi samotna jazda; pogoda fifty-fifty - z jednej strony bez opadów deszczu i śniegu, z drugiej mróz i 400km równo pod wiatr, nie za mocny, ale na takim dystansie swoje człowieka namęczy.
Ruszam na trasę parę minut po 15, krótko przed zachodem słońca; ze względu na duży ruch Piaseczno mijam bokiem przez Zgorzałę, dalej jadę już planowo na Grójec. Początek przyzwoity, wiatr wiele nie przeszkadza, podobnie jak i ciemności, mróz -2'C. Za Grójcem aż do rozjazdu w Belsku bardzo duży ruch, za Belskiem już w normie, do Nowego Miasta nad Pilicą elegancka jazda. Tam się zatrzymuję by napić się herbaty z termosu, wziąłem też wodę w bidonie, ale ta bardzo szybko zamarzła i już po 50km nie dało się ani tego pić, ani wylać - więc tylko niepotrzebnie wiozłem ze sobą kilogram lodu ;). Za Nowym Miastem jazda się wyraźnie zepsuła, coraz mocniejszy wiatr zaczął mnie niszczyć; długi odcinek bez postoju też robił swoje, bo na pierwszy postój chciałem dociągnąć aż do Końskich, gdzie wiedziałem że jest całodobowa stacja benzynowa, by stanąć w cieple, bo na mrozie stawać na powietrzu można tylko na krótką chwilę. Dojechałem tam już nieźle zmęczony, ale półgodzinny postój i jedzenie w barze szybko postawiło mnie na nogi. Za Końskimi wreszcie skończono remont drogi 728, więc aż pod Radoszyce jest elegancka droga, do tego spory kawałek w ekranach, stanowiących niezłą osłonę przed wiatrem. A za Radoszycami wiatr się już uspokoił i przeszkadzał w normie. Trochę dziurawych dróg przed Łopusznem i Małogoszczem sprawnie przejechałem dzięki mocnej lampce, która znacznie usprawnia nocną jazdę, lepiej jednak wozić więcej baterii i mieć porządne oświetlenie, na tak długiej trasie dzięki temu znacznie mniej męczymy oczy. Ochłodziło się do -4'C, ale mimo jazdy w butach SPD i cienkich rękawiczkach ze sporą dziurą - z zimnem nie miałem większych problemów.
Ale tak długi dystans nocą i na mrozie zebrał swoje żniwo, po ponad 200km miałem już trochę przekrwione oczy, co przeszkadzało trochę w jeździe, bo widziałem zza lekkiej "mgiełki", a na mrozie jazda w okularach to też kiepskie rozwiązanie, bo lubią sobie zaparować. Za Jędrzejowem wjechałem na szosą krakowską, pierwszy odcinek bez problemów, w środku nocy ruch niewielki, a droga przyzwoita, choć bardzo pagórkowata. Na drugi postój stanąłem aż za Miechowem, bo od Jędrzejowa nie było całodobowych stacji. Niestety im bliżej Krakowa tym gorzej się jechało, przede wszystkim ze względu na coraz gorszą nawierzchnię i zwiększający się ruch; do tego pomimo braku opadów i mrozu droga była mokra i śliska, dobrze że nie zrobiła się z tego gołoledź; a ostatni zjazd do Krakowa woła już o pomstę do nieba, 20km/h bezpiecznie się po tym jechać nie da.
Ważne, że udało się osiągnąć Kraków, noc zbliżała się do końca, no i miałem tu załatwiony odpoczynek u Waxmunda, w czasie którego elegancko się zregenerowałem, zjadłem solidną porcję pierogów, nabrałem herbaty do termosu, no i udało się pozbyć tego kilograma lodu z bidonu :)). Wielkie dzięki dla Waxmunda za gościnę, pomimo fatalnej pory (trochę po 5); na dalszą trasę ruszyłem z nowymi siłami i nową motywacją, a że było już krótko przed wschodem słońca - znacznie się rozjaśniło, wkrótce pojawiło się i samo słońce, a pogoda zapowiadała się elegancko, po odpoczynku nie miałem też już żadnych problemów z oczami. Już na podjazdach za Wieliczką w okolicy leżało trochę śniegu i szronu, co sprawiało, że cała okolica wyglądała sporo lepiej niż szaro-bura zima na nizinach. Za Krakowem zaczęły się solidne góry - najpierw dwa podjazdy do Dobczyc, później długi na prawie 600m przed Kasiną; tak więc na postój w barze w Rabce dotarłem już solidnie zmęczony.
Zaraz za Rabką czekał mnie najcięższy podjazd na trasie - czyli Obidowa wariantem przez Rdzawkę, gdzie jest aż 200m w pionie ostrego nachylenia powyżej 10%, z kawałkami dochodzącymi do 18%, z tyloma kilometrami w nogach dał mi popalić nieźle, piękne widoki na podjeździe wykorzystałem jako pretekst do zatrzymania się na zdjęcia ;). Z Obidowej zjazd ruchliwą zakopaniaką, w Klikuszowej odbijam na boczne drogi by nimi dojechać do Czarnego Dunajca, tak by do Zakopanego wjechać od Chochołowa, nie marną do jazdy zakopianką. Ale po 6km w Morawczynie na drodze pojawił się najgorszy typ zimowej nawierzchni - czyli ubita i wyślizgana lodowa skorupa, nawet na kolcowanych oponach jedzie się po tym fatalnie, a co dopiero na szosowych. Kawałek próbowałem po tym jechać, ale że lodu było coraz więcej - musiałem zawrócić i dojechać do szosy Nowy Targ - Czarny Dunajec. Przeliczyłem też z grubsza odległości i zorientowałem się, że nie ma szans wyrobić się na autobus jadąc przez Chochołów, nawet i zakopianką należało cisnąć.
Więc chcąc-niechcąc - dojechałem do zakopianki i tędy pojechałem do miasta, zły byłem na siebie, że kupiłem bilet na za wczesną godzinę, jazda na mrozie po górach zabrała mi więcej czasu niż planowałem; wjeżdżając od Chochołowa mamy piękny widok na Tatry Zachodnie, a dziś była dobra słoneczna pogoda. Na zakopiance jechało się lepiej niż oczekiwałem, ruch dziś był nie za duży, nawet przez te ostatnie 15km miałem lekki wiaterek w plecy. Na autobus docieram z 15min wyprzedzeniem, bardzo już zmordowany sprinterską końcówką.
Wypad bardzo wymagający, nawet w środku lata trasa Warszawa - Zakopane daje zdrowo w kość, nie dość, że jest to 400km - to jest to bardzo górzysta trasa, a najwięcej tych gór koncentruje się w samej końcówce, gdy człowiek jest najbardziej zmęczony. Zimą jest jeszcze sporo ciężej, na mrozie mięśnie nie mają takiej wydajności, trzeba jechać w mniej wygodnych spodniach, które na tak długim dystansie poprzycierają kolana itd., o wiele gorzej jest z odpoczynkami, trzeba wieźć termos, stawać by się napić. No i oczywiście dużo dłuższa noc niż latem, 300km samotnej jazdy w ciemnościach to nie takie proste. Ale w nagrodę dostałem piękną końcówkę, w słońcu, na Podhalu leżało już trochę śniegu, z Obidowej miałem piękny widok na Tatry; tak więc z pewnością warto się było tak namęczyć; takie widoki i satysfakcja z pokonania takiej trasy sprawiają, że o trudach jazdy szybko się zapomina.
Zdjęcia
Dane wycieczki:
DST: 408.60 km AVS: 23.69 km/h
ALT: 3774 m MAX: 57.30 km/h
Temp:-2.0 'C
Czwartek, 28 listopada 2013Kategoria >100km, >200km, >300km, Rower szosowy, Wycieczka
Postanowiłem wykorzystać zapowiadany zachodni wiatr na szybką trasę z Poznania do Warszawy, założenie było takie, żeby udało się to przejechać ze średnią powyżej 30km/h. Jadę do Poznania nocą, startuję trochę po 4, pogoda niespecjalna, wiatr co prawda taki jak go zapowiadano, ale też i pada, niewiele, raczej mżawka, ale jednak, to powoduje też, że na drogach jest ślisko i średnio przyjemnie, a noc ciemna.
Sprawnie przebijam się przez Poznań i Swarzędz, dalej do Wrześni dość solidny ruch, kawałek za miastem zaczyna świtać. Ten odcinek też niespecjalny, od Wrześni do Goliny jest droga bez pobocza, a ruchu trochę jest. W Golinie odpoczywam na stacji benzynowej, przestaje wreszcie padać, kawałek za Koninem jest jedyny pagórkowaty odcinek na tej trasie, średnia ciągle trochę poniżej zakładanych 30km/h. Ale od Koła zaczynam wyraźnie przyśpieszać. na tym kawałku droga jest idealna, teren odkryty, pobocze szerokie, więc i daje się jechać szybko. Kilometry tej nudnej trasy lecą szybko, w Kutnie po prawie 200km zatrzymuję się w McDonaldsie na większy posiłek, trochę wychłodzony planowałem wziąć ciepłą herbatę, ale gdy zobaczyłem reklamę zmrożonej Coca-Coli, przedłożyłem ją nad herbatę, jednak nie ma to jak Napój Bogów ;))
Naładowany nowymi siłami ruszyłem na 130km pozostałe do Warszawy, przejechałem to bardzo sprawnie i szybko na raz, średnia skoczyła już do 31. Ale coraz bardziej zaczęła mnie kusić perspektywa pokonania 400km, bo tyle z taką średnią jeszcze nie przejechałem. W Warszawie nie zajeżdżałem już do domu, bo ciężko by się było zmobilizować do ruszenia na nocną trasę - po odpoczynku w kolejnym McDonaldsie pojechałem Trasą Łazienkowską przez centrum. Przejazd przez miasto w godzinach szczytu fatalny - sporo korków, masę samochodów i świateł, a moja ciężko wypracowana średnia cały czas spadała ;)). Do tego na pociąg z Siedlec miałem 3,5h w trakcie których trzeba było pokonać 100km (następny był dopiero po 2h), więc uwzględniając miejską jazdę - robiło się bardzo na styk Aż pod Mińsk jechało się cienko, dalej pobocze zrobiło się szerokie, a ruch zdecydowanie zmalał, wiec mimo serii góreczek jechałem powyżej 30km/h, doskwierał tylko brak postojów, bo nie mogłem sobie pozwolić na żadne stawanie, żeby coś w rowerze przestawić czy się przebrać.
Ale zasuwać się opłaciło - dojechałem z 15min wyprzedzeniem, średnią zakładaną wycisnąłem, a 400km pod koniec listopada nie jest łatwo przejechać, poza wiatrem - to pogoda mnie nie rozpieszczała, padało ponad 100km, było zimno (poza Warszawą, gdzie temperatura skoczyła do 10 stopni), ze 170km jechałem nocą. Zdjęć nie robiłem - trasa Poznań - Warszawa to chyba najnudniejszy odcinek w całej Polsce, ale przez to, że jest tu dobry asfalt, nie taki duży ruch i brak gór - w sam raz na taką szybką jazdę.
http://ridewithgps.com/routes/3727266
Sprawnie przebijam się przez Poznań i Swarzędz, dalej do Wrześni dość solidny ruch, kawałek za miastem zaczyna świtać. Ten odcinek też niespecjalny, od Wrześni do Goliny jest droga bez pobocza, a ruchu trochę jest. W Golinie odpoczywam na stacji benzynowej, przestaje wreszcie padać, kawałek za Koninem jest jedyny pagórkowaty odcinek na tej trasie, średnia ciągle trochę poniżej zakładanych 30km/h. Ale od Koła zaczynam wyraźnie przyśpieszać. na tym kawałku droga jest idealna, teren odkryty, pobocze szerokie, więc i daje się jechać szybko. Kilometry tej nudnej trasy lecą szybko, w Kutnie po prawie 200km zatrzymuję się w McDonaldsie na większy posiłek, trochę wychłodzony planowałem wziąć ciepłą herbatę, ale gdy zobaczyłem reklamę zmrożonej Coca-Coli, przedłożyłem ją nad herbatę, jednak nie ma to jak Napój Bogów ;))
Naładowany nowymi siłami ruszyłem na 130km pozostałe do Warszawy, przejechałem to bardzo sprawnie i szybko na raz, średnia skoczyła już do 31. Ale coraz bardziej zaczęła mnie kusić perspektywa pokonania 400km, bo tyle z taką średnią jeszcze nie przejechałem. W Warszawie nie zajeżdżałem już do domu, bo ciężko by się było zmobilizować do ruszenia na nocną trasę - po odpoczynku w kolejnym McDonaldsie pojechałem Trasą Łazienkowską przez centrum. Przejazd przez miasto w godzinach szczytu fatalny - sporo korków, masę samochodów i świateł, a moja ciężko wypracowana średnia cały czas spadała ;)). Do tego na pociąg z Siedlec miałem 3,5h w trakcie których trzeba było pokonać 100km (następny był dopiero po 2h), więc uwzględniając miejską jazdę - robiło się bardzo na styk Aż pod Mińsk jechało się cienko, dalej pobocze zrobiło się szerokie, a ruch zdecydowanie zmalał, wiec mimo serii góreczek jechałem powyżej 30km/h, doskwierał tylko brak postojów, bo nie mogłem sobie pozwolić na żadne stawanie, żeby coś w rowerze przestawić czy się przebrać.
Ale zasuwać się opłaciło - dojechałem z 15min wyprzedzeniem, średnią zakładaną wycisnąłem, a 400km pod koniec listopada nie jest łatwo przejechać, poza wiatrem - to pogoda mnie nie rozpieszczała, padało ponad 100km, było zimno (poza Warszawą, gdzie temperatura skoczyła do 10 stopni), ze 170km jechałem nocą. Zdjęć nie robiłem - trasa Poznań - Warszawa to chyba najnudniejszy odcinek w całej Polsce, ale przez to, że jest tu dobry asfalt, nie taki duży ruch i brak gór - w sam raz na taką szybką jazdę.
http://ridewithgps.com/routes/3727266
Dane wycieczki:
DST: 402.10 km AVS: 30.69 km/h
ALT: 1231 m MAX: 52.70 km/h
Temp:5.0 'C
Czwartek, 14 listopada 2013Kategoria >100km, >200km, Rower szosowy, Wycieczka
Podczas majowego zaliczania gmin w województwie świętokrzyskim miałem awarię roweru, która zmusiła mnie do wcześniejszego zakończenia trasy, w wyniku czego w województwie zostały mi 3 gminne dziury, które trzeba było załatać. Postanowiłem więc zrobić to podczas dłuższej jednodniówki, z początkiem i końcem trasy w Radomiu.
Start zimny, 1-2'C, ale pogoda szybko zaczyna się klarować, gdy słońce wychodzi wyżej robi się cieplej, powyżej 5'C. Jedzie się bardzo fajnie - ładna, pagórkowata trasa do Nowej Słupi, praktycznie bezwietrznie, piękne słońce; kilometry same wchodzą. W Łagowie na ryneczku robię krótki postój, pogadałem sobie z miejscowym rowerzystą. Za Łagowem odbijam w stronę Sandomierza, w rejonie Bogorii było parę kilometrów mocno rozrytej drogi, ale pod tym względem dzisiaj nie było źle. Kawałek za Koprzywnicą spotykamy się z Transatlantykiem i wspólnie jedziemy do Sandomierza, gdzie odpoczywamy na pięknym rynku. Po krótkim oglądaniu starówki ruszamy dalej na Zawichost, kawałek za tym miastem łapie nas zmrok, żegnamy się w Ożarowie - miło było się spotkać kolejny raz, do następnego razu! Końcówka - to już nocna jazda główną drogą z Ostrowca do Radomia, chwilami temperatura spadała lekko poniżej zera, przed Iłżą natomiast złapała spora mgła, która trzymała już do samego Radomia.
Zdjęcia
Zaliczone gminy - 3 (Bogoria, Dwikozy, ZAWICHOST)
Start zimny, 1-2'C, ale pogoda szybko zaczyna się klarować, gdy słońce wychodzi wyżej robi się cieplej, powyżej 5'C. Jedzie się bardzo fajnie - ładna, pagórkowata trasa do Nowej Słupi, praktycznie bezwietrznie, piękne słońce; kilometry same wchodzą. W Łagowie na ryneczku robię krótki postój, pogadałem sobie z miejscowym rowerzystą. Za Łagowem odbijam w stronę Sandomierza, w rejonie Bogorii było parę kilometrów mocno rozrytej drogi, ale pod tym względem dzisiaj nie było źle. Kawałek za Koprzywnicą spotykamy się z Transatlantykiem i wspólnie jedziemy do Sandomierza, gdzie odpoczywamy na pięknym rynku. Po krótkim oglądaniu starówki ruszamy dalej na Zawichost, kawałek za tym miastem łapie nas zmrok, żegnamy się w Ożarowie - miło było się spotkać kolejny raz, do następnego razu! Końcówka - to już nocna jazda główną drogą z Ostrowca do Radomia, chwilami temperatura spadała lekko poniżej zera, przed Iłżą natomiast złapała spora mgła, która trzymała już do samego Radomia.
Zdjęcia
Zaliczone gminy - 3 (Bogoria, Dwikozy, ZAWICHOST)
Dane wycieczki:
DST: 285.70 km AVS: 26.45 km/h
ALT: 1871 m MAX: 67.10 km/h
Temp:5.0 'C
Sobota, 9 listopada 2013Kategoria >100km, >200km, >300km, Rower szosowy, Wycieczka
Ciekawa trasa po Podlasiu by zaliczyć ostatnie gminy w tym województwie. Myślałem nad dwoma wariantami tego wyjazdu - dwudniowym z sakwami, lub długiej jednodniówce z nocną jazdą, ostatecznie padło na drugie rozwiązanie. Ruszam o 23.30 z Małkini, noc bardzo ciemna, nisko wiszące chmury i utrzymująca się przez wiele godzin wilgoć w powietrzu i mała mżawka, jezdnie mokre. Jednym słowem - niespecjalne warunki, ale z drugiej strony jak na listopad dość ciepło (7 stopni), a ruch na boczniejszych drogach jakimi jechałem praktycznie zerowy.
Pierwszy odcinek to jazda na Wysokie Mazowieckie, tam odbijam kawałek na północ do gminy Kulesze Kościelne, następnie wracam na południe do Ciechanowca, gdzie na ryneczku robię postój, przy tej temperaturze jeszcze da się chwilę posiedzieć bez wyziębienia. Za Ciechanowcem sporo dziurawych dróg, ale generalnie pod tym względem na Podlasiu jest całkiem przyzwoicie; przed Brańskiem zaczyna już świtać, choć marny to był świt, bo chmury wiszą nisko i akurat mocno się rozpadało. Za długo na szczęście nie lało, pogoda wróciła do wilgotnej mżawki, a później nawet w ogóle się uspokoiło z deszczem. Kawałek za Bielskiem zatrzymuje mnie na drodze podróżująca samochodem rodzina z Hajnówki, poznali mnie z moich relacji i zdjęć na blogu - i zaprosili do siebie do Hajnówki na odpoczynek. Bardzo miłe spotkanie z miłymi ludźmi, nieczęsto się takie sytuacje na trasie trafiają. Solidnie się najadłem, pobawiłem się z pięknym, bardzo przyjaznym psem, przegadaliśmy chyba ze 2h, także w końcówce musiałem już mocno pilnować czasu, żeby się wyrobić na powrotny pociąg ;).
Ale druga część trasy sporo ładniejsza, przede wszystkim znacznie poprawiła się pogoda, temperatura dochodziła do 13-15'C, a nawet i wyszło słońce. A i tereny ładniejsze - krótki przejazd po Puszczy Białowieskiej, a następnie długi odcinek wzdłuż wschodniej granicy. Bardzo lubię te tereny - gęstość zaludnienia symboliczna, co jakiś czas trafiają się długie płaskie z odcinki z szeroką panoramą (jak za Czeremchą), lub po lasach (jak przed Siemiatyczami), Jedyny minus tego kawałka - to odcinek z Hajnówki do Kleszczeli, gdy jechałem tu w sierpniu na MRDP droga była w remoncie, po cichu liczyłem, że przez te dwa miesiące już ją zrobiono - ale okazało się, że nie zrobiono praktycznie nic, a rozryta jest jeszcze sporo bardziej, było kilka odcinków szutrowych, które po ostatnich deszczach zamieniły się w płynne błoto, tak więc mój rower po tym wyjeździe wyglądał jak po mokrym maratonie MTB ;)). Końcówka już po ciemku, jakieś 5km przede stacją w Siemiatyczach (ta jest położona spory kawałek za samym miastem) solidnie się rozpadało, ale to już było na tyle blisko że wiele nie zmokłem.
Zdjęcia z trasy
Zaliczone gminy - 18 (Kulesze Kościelne, Klukowo, CIECHANOWIEC, Perlejewo, Grodzisk, Dziadkowice, Brańsk-wieś, BRAŃSK, Rudka, Wyszki, Boćki, Bielsk Podlaski-wieś, BIELSK PODLASKI - miasto powiatowe, Orla, Czyże, Białowieża, Czeremcha, Mielnik)
Pierwszy odcinek to jazda na Wysokie Mazowieckie, tam odbijam kawałek na północ do gminy Kulesze Kościelne, następnie wracam na południe do Ciechanowca, gdzie na ryneczku robię postój, przy tej temperaturze jeszcze da się chwilę posiedzieć bez wyziębienia. Za Ciechanowcem sporo dziurawych dróg, ale generalnie pod tym względem na Podlasiu jest całkiem przyzwoicie; przed Brańskiem zaczyna już świtać, choć marny to był świt, bo chmury wiszą nisko i akurat mocno się rozpadało. Za długo na szczęście nie lało, pogoda wróciła do wilgotnej mżawki, a później nawet w ogóle się uspokoiło z deszczem. Kawałek za Bielskiem zatrzymuje mnie na drodze podróżująca samochodem rodzina z Hajnówki, poznali mnie z moich relacji i zdjęć na blogu - i zaprosili do siebie do Hajnówki na odpoczynek. Bardzo miłe spotkanie z miłymi ludźmi, nieczęsto się takie sytuacje na trasie trafiają. Solidnie się najadłem, pobawiłem się z pięknym, bardzo przyjaznym psem, przegadaliśmy chyba ze 2h, także w końcówce musiałem już mocno pilnować czasu, żeby się wyrobić na powrotny pociąg ;).
Ale druga część trasy sporo ładniejsza, przede wszystkim znacznie poprawiła się pogoda, temperatura dochodziła do 13-15'C, a nawet i wyszło słońce. A i tereny ładniejsze - krótki przejazd po Puszczy Białowieskiej, a następnie długi odcinek wzdłuż wschodniej granicy. Bardzo lubię te tereny - gęstość zaludnienia symboliczna, co jakiś czas trafiają się długie płaskie z odcinki z szeroką panoramą (jak za Czeremchą), lub po lasach (jak przed Siemiatyczami), Jedyny minus tego kawałka - to odcinek z Hajnówki do Kleszczeli, gdy jechałem tu w sierpniu na MRDP droga była w remoncie, po cichu liczyłem, że przez te dwa miesiące już ją zrobiono - ale okazało się, że nie zrobiono praktycznie nic, a rozryta jest jeszcze sporo bardziej, było kilka odcinków szutrowych, które po ostatnich deszczach zamieniły się w płynne błoto, tak więc mój rower po tym wyjeździe wyglądał jak po mokrym maratonie MTB ;)). Końcówka już po ciemku, jakieś 5km przede stacją w Siemiatyczach (ta jest położona spory kawałek za samym miastem) solidnie się rozpadało, ale to już było na tyle blisko że wiele nie zmokłem.
Zdjęcia z trasy
Zaliczone gminy - 18 (Kulesze Kościelne, Klukowo, CIECHANOWIEC, Perlejewo, Grodzisk, Dziadkowice, Brańsk-wieś, BRAŃSK, Rudka, Wyszki, Boćki, Bielsk Podlaski-wieś, BIELSK PODLASKI - miasto powiatowe, Orla, Czyże, Białowieża, Czeremcha, Mielnik)
Dane wycieczki:
DST: 358.50 km AVS: 25.28 km/h
ALT: 1136 m MAX: 46.40 km/h
Temp:10.0 'C
Niedziela, 27 października 2013Kategoria Wypad, Rower szosowy, >100km, >200km
Wschodnia Małopolska - dzień 1
Szybka kontynuacja mojego ostatniego wypadu do Małopolski, wówczas zaliczyłem zachodnią część województwa - na tym wyjeździe postanowiłem odwiedzić gminy z wschodniej części.
Jadę do Krakowa do nocnym autobusem, więc niestety zarwałem noc, do tego dzięki zmianie czasu podróż trwała godzinę dłużej niż zwykle, bo autobus na trasie odczekiwał dodatkowo ową godzinę. Ruszam więc na trasę koło 5 rano, przejeżdżając przez opustoszały Kraków, spotykając po drodze trochę podpitych po nocnych imprezach osób. Pierwsza część dnia to Wyżyna Krakowsko-Częstochowska w rejonie Prochowic, rychło robi się więc pagórkowato, najdłuższą ściankę pokonuję pod Racławicami, prawie 100m, z nachyleniami sporo ponad 10%. Koło świtu zimno, zaledwie 5'C, podczas gdy w Krakowie było koło 10'C. Ale po wyjściu słońca szybko się ociepla - i już do końca dnia mam świetną, właściwie letnią pogodę, temperatura dochodziła nawet do 25 stopni! Druga część dnia to gminy po południowej stronie Wisły, to jeden z nielicznych fragmentów Małopolski, gdzie jest naprawdę płasko. Trochę czuć wiatr z południa, ale wieje głównie z boku, więc tak nie przeszkadza. Dunajec przekraczam promem w Siedliszowicach i po małej pętelce docieram przed zmierzchem do Tarnowa. Końcóweczka już nocą, na biwak rozbijam się po pokonaniu pierwszego sporego podjazdu Pogórza Ciężkowickiego.
Zdjęcia z wyjazdu
Zaliczone gminy - 21 (Kocmyrzów-Luborzyca, Koniusza, Radziemice, Racławice, Słaboszów, Pałecznica, PROSZOWICE - miasto powiatowe, Igołomia-Wawrzeńczyce, NOWE BRZESKO, Drwinia, Szczurowa, Koszyce, Borzęcin, Wietrzychowice, Gręboszów, Bolesław, Mędrzechów, Olesno, Radgoszcz, Lisia Góra, Pleśna)
Szybka kontynuacja mojego ostatniego wypadu do Małopolski, wówczas zaliczyłem zachodnią część województwa - na tym wyjeździe postanowiłem odwiedzić gminy z wschodniej części.
Jadę do Krakowa do nocnym autobusem, więc niestety zarwałem noc, do tego dzięki zmianie czasu podróż trwała godzinę dłużej niż zwykle, bo autobus na trasie odczekiwał dodatkowo ową godzinę. Ruszam więc na trasę koło 5 rano, przejeżdżając przez opustoszały Kraków, spotykając po drodze trochę podpitych po nocnych imprezach osób. Pierwsza część dnia to Wyżyna Krakowsko-Częstochowska w rejonie Prochowic, rychło robi się więc pagórkowato, najdłuższą ściankę pokonuję pod Racławicami, prawie 100m, z nachyleniami sporo ponad 10%. Koło świtu zimno, zaledwie 5'C, podczas gdy w Krakowie było koło 10'C. Ale po wyjściu słońca szybko się ociepla - i już do końca dnia mam świetną, właściwie letnią pogodę, temperatura dochodziła nawet do 25 stopni! Druga część dnia to gminy po południowej stronie Wisły, to jeden z nielicznych fragmentów Małopolski, gdzie jest naprawdę płasko. Trochę czuć wiatr z południa, ale wieje głównie z boku, więc tak nie przeszkadza. Dunajec przekraczam promem w Siedliszowicach i po małej pętelce docieram przed zmierzchem do Tarnowa. Końcóweczka już nocą, na biwak rozbijam się po pokonaniu pierwszego sporego podjazdu Pogórza Ciężkowickiego.
Zdjęcia z wyjazdu
Zaliczone gminy - 21 (Kocmyrzów-Luborzyca, Koniusza, Radziemice, Racławice, Słaboszów, Pałecznica, PROSZOWICE - miasto powiatowe, Igołomia-Wawrzeńczyce, NOWE BRZESKO, Drwinia, Szczurowa, Koszyce, Borzęcin, Wietrzychowice, Gręboszów, Bolesław, Mędrzechów, Olesno, Radgoszcz, Lisia Góra, Pleśna)
Dane wycieczki:
DST: 234.60 km AVS: 22.63 km/h
ALT: 1537 m MAX: 68.90 km/h
Temp:18.0 'C
Wtorek, 8 października 2013Kategoria >100km, >200km, Rower szosowy, Wypad
Ślunsk - dzień 2
Zdjęcia z wyjazdu
Zaliczone gminy - 21 (Ożarowice, Mierzęcice, SIEWIERZ, KOZIEGŁOWY, WOŹNIKI, Starcza, Konopiska, BLACHOWNIA, Wręczyca Wielka, KŁOBUCK - miasto powiatowe, Miedźno, Popów, Lipie, Opatów, KRZEPICE, Przystajń, Panki, Herby, Boronów, Koszęcin, KALETY)
Zdjęcia z wyjazdu
Zaliczone gminy - 21 (Ożarowice, Mierzęcice, SIEWIERZ, KOZIEGŁOWY, WOŹNIKI, Starcza, Konopiska, BLACHOWNIA, Wręczyca Wielka, KŁOBUCK - miasto powiatowe, Miedźno, Popów, Lipie, Opatów, KRZEPICE, Przystajń, Panki, Herby, Boronów, Koszęcin, KALETY)
Dane wycieczki:
DST: 201.20 km AVS: 24.24 km/h
ALT: 1009 m MAX: 56.60 km/h
Temp:17.0 'C
Wtorek, 24 września 2013Kategoria >100km, >200km, Rower szosowy, Wypad
Jesienne Podlasie 3
Ruszam na trasę wczesnym rankiem, pogoda taka sobie, dalej wieje, choć minimalnie słabiej niż wczoraj, koło 6m/s. Ale dzisiaj jadę znacznie więcej na wschód, więc i wiatr więcej będzie mi pomagać. Pierwszy odcinek to sporo górek, wpakowałem się też na parę km szutrówki na której złapał mnie deszcz, dopiero gdy wjechałem na drogę z Bakałarzewa do Augustowa - zaczęła się elegancka jazda z wiatrem. Za Augustowem długi leśny odcinek, następnie przez rejon bagien biebrzańskich. Na kawałku do Dąbrowy Białostockiej wywiało mnie tak samo jak na MRDP, tam skręcam w stronę białoruskiej granicy, odcinek do Kuźnicy całkiem fajny, zupełnie puściutkie tereny z minimalnym ruchem. W Kuźnicy zaczyna się krajówka, do Sokółki było pusto, ale dalej ruch był już bardzo znaczący, do tego coraz mocniej wiało (a jechałem już sporo na południe i zachód) i było coraz zimniej (koło 10'C). A przed Białymstokiem zaczęło też coraz mocniej padać, na szczęście do miasta dotarłem jeszcze przede główną ulewą; choć już solidnie wywiany, po 3 dniach jazdy na wietrze byłem czerwony na twarzy jak chłopek-roztropek ;)
Trasę udało się przejechać zgodnie z planem, ale łatwo nie było, wiatr strasznie dawał się we znaki. Nauczka na przyszłość, że trzeba przywiązywać większą uwagę do warunków wietrznych, bo jazda na wietrze 7-8m/s to już czysta katorga, a przy gminnych pętelkach i ciągłych zmianach kierunków niemal zawsze wypada to tak, że z 75% jedzie się pod wiatr, pomaga nieczęsto.
Zdjęcia
Zaliczone gminy - 6 (Przerośl, Filipów, Bakałarzewo, Nowy Dwór, Kuźnica, Janów)
Ruszam na trasę wczesnym rankiem, pogoda taka sobie, dalej wieje, choć minimalnie słabiej niż wczoraj, koło 6m/s. Ale dzisiaj jadę znacznie więcej na wschód, więc i wiatr więcej będzie mi pomagać. Pierwszy odcinek to sporo górek, wpakowałem się też na parę km szutrówki na której złapał mnie deszcz, dopiero gdy wjechałem na drogę z Bakałarzewa do Augustowa - zaczęła się elegancka jazda z wiatrem. Za Augustowem długi leśny odcinek, następnie przez rejon bagien biebrzańskich. Na kawałku do Dąbrowy Białostockiej wywiało mnie tak samo jak na MRDP, tam skręcam w stronę białoruskiej granicy, odcinek do Kuźnicy całkiem fajny, zupełnie puściutkie tereny z minimalnym ruchem. W Kuźnicy zaczyna się krajówka, do Sokółki było pusto, ale dalej ruch był już bardzo znaczący, do tego coraz mocniej wiało (a jechałem już sporo na południe i zachód) i było coraz zimniej (koło 10'C). A przed Białymstokiem zaczęło też coraz mocniej padać, na szczęście do miasta dotarłem jeszcze przede główną ulewą; choć już solidnie wywiany, po 3 dniach jazdy na wietrze byłem czerwony na twarzy jak chłopek-roztropek ;)
Trasę udało się przejechać zgodnie z planem, ale łatwo nie było, wiatr strasznie dawał się we znaki. Nauczka na przyszłość, że trzeba przywiązywać większą uwagę do warunków wietrznych, bo jazda na wietrze 7-8m/s to już czysta katorga, a przy gminnych pętelkach i ciągłych zmianach kierunków niemal zawsze wypada to tak, że z 75% jedzie się pod wiatr, pomaga nieczęsto.
Zdjęcia
Zaliczone gminy - 6 (Przerośl, Filipów, Bakałarzewo, Nowy Dwór, Kuźnica, Janów)
Dane wycieczki:
DST: 208.60 km AVS: 23.09 km/h
ALT: 1186 m MAX: 54.30 km/h
Temp:13.0 'C
Niedziela, 22 września 2013Kategoria >100km, >200km, Rower szosowy, Wypad
Jesienne Podlasie 1
Po dłuższej przerwie po MRDP postanowiłem ruszyć na krótki wypad po podlaskie gminy. Startuję z Małkini, sprawnie przebijam się na Podlasie i tam zaczynam klasyczne dla efektywnego gminobrania pętelki ;) Pogoda niespecjalna - dość chłodno, koło 15'C, wiatr wieje z kierunków zachodnich, więc w pierwszej części przeszkadza, w końcówce trasy, od Turośli jest już sporo lepiej. Na zachód od Łomży dużo leśnych terenów, zupełnie puściutkie drogi - przyjemnie się po tym jechało. Do Łomży docieram już koło zmierzchu, więc końcowe ponad 30km za Wiznę jadę nocą, miejsce na biwak udało się znaleźć bardzo przyzwoite, w lesie przy drodze.
Zdjęcia
Zaliczone gminy - 13 (Śniadowo, Miastkowo, NOWOGRÓD, Zbójna, Turośl, Kolno-wieś, KOLNO - miasto powiatowe, Mały Płock, STAWISKI, Piątnica, ŁOMŻA - miasto powiatowe + powiat grodzki, Łomża-wieś, Wizna)
Po dłuższej przerwie po MRDP postanowiłem ruszyć na krótki wypad po podlaskie gminy. Startuję z Małkini, sprawnie przebijam się na Podlasie i tam zaczynam klasyczne dla efektywnego gminobrania pętelki ;) Pogoda niespecjalna - dość chłodno, koło 15'C, wiatr wieje z kierunków zachodnich, więc w pierwszej części przeszkadza, w końcówce trasy, od Turośli jest już sporo lepiej. Na zachód od Łomży dużo leśnych terenów, zupełnie puściutkie drogi - przyjemnie się po tym jechało. Do Łomży docieram już koło zmierzchu, więc końcowe ponad 30km za Wiznę jadę nocą, miejsce na biwak udało się znaleźć bardzo przyzwoite, w lesie przy drodze.
Zdjęcia
Zaliczone gminy - 13 (Śniadowo, Miastkowo, NOWOGRÓD, Zbójna, Turośl, Kolno-wieś, KOLNO - miasto powiatowe, Mały Płock, STAWISKI, Piątnica, ŁOMŻA - miasto powiatowe + powiat grodzki, Łomża-wieś, Wizna)
Dane wycieczki:
DST: 210.80 km AVS: 23.55 km/h
ALT: 847 m MAX: 45.60 km/h
Temp:15.0 'C