Pozań - Siedlce
Sprawnie przebijam się przez Poznań i Swarzędz, dalej do Wrześni dość solidny ruch, kawałek za miastem zaczyna świtać. Ten odcinek też niespecjalny, od Wrześni do Goliny jest droga bez pobocza, a ruchu trochę jest. W Golinie odpoczywam na stacji benzynowej, przestaje wreszcie padać, kawałek za Koninem jest jedyny pagórkowaty odcinek na tej trasie, średnia ciągle trochę poniżej zakładanych 30km/h. Ale od Koła zaczynam wyraźnie przyśpieszać. na tym kawałku droga jest idealna, teren odkryty, pobocze szerokie, więc i daje się jechać szybko. Kilometry tej nudnej trasy lecą szybko, w Kutnie po prawie 200km zatrzymuję się w McDonaldsie na większy posiłek, trochę wychłodzony planowałem wziąć ciepłą herbatę, ale gdy zobaczyłem reklamę zmrożonej Coca-Coli, przedłożyłem ją nad herbatę, jednak nie ma to jak Napój Bogów ;))
Naładowany nowymi siłami ruszyłem na 130km pozostałe do Warszawy, przejechałem to bardzo sprawnie i szybko na raz, średnia skoczyła już do 31. Ale coraz bardziej zaczęła mnie kusić perspektywa pokonania 400km, bo tyle z taką średnią jeszcze nie przejechałem. W Warszawie nie zajeżdżałem już do domu, bo ciężko by się było zmobilizować do ruszenia na nocną trasę - po odpoczynku w kolejnym McDonaldsie pojechałem Trasą Łazienkowską przez centrum. Przejazd przez miasto w godzinach szczytu fatalny - sporo korków, masę samochodów i świateł, a moja ciężko wypracowana średnia cały czas spadała ;)). Do tego na pociąg z Siedlec miałem 3,5h w trakcie których trzeba było pokonać 100km (następny był dopiero po 2h), więc uwzględniając miejską jazdę - robiło się bardzo na styk Aż pod Mińsk jechało się cienko, dalej pobocze zrobiło się szerokie, a ruch zdecydowanie zmalał, wiec mimo serii góreczek jechałem powyżej 30km/h, doskwierał tylko brak postojów, bo nie mogłem sobie pozwolić na żadne stawanie, żeby coś w rowerze przestawić czy się przebrać.
Ale zasuwać się opłaciło - dojechałem z 15min wyprzedzeniem, średnią zakładaną wycisnąłem, a 400km pod koniec listopada nie jest łatwo przejechać, poza wiatrem - to pogoda mnie nie rozpieszczała, padało ponad 100km, było zimno (poza Warszawą, gdzie temperatura skoczyła do 10 stopni), ze 170km jechałem nocą. Zdjęć nie robiłem - trasa Poznań - Warszawa to chyba najnudniejszy odcinek w całej Polsce, ale przez to, że jest tu dobry asfalt, nie taki duży ruch i brak gór - w sam raz na taką szybką jazdę.
http://ridewithgps.com/routes/3727266


