Wpisy archiwalne w kategorii
>100km
Dystans całkowity: | 238153.82 km (w terenie 665.00 km; 0.28%) |
Czas w ruchu: | 10350:56 |
Średnia prędkość: | 22.86 km/h |
Maksymalna prędkość: | 87.20 km/h |
Suma podjazdów: | 1827518 m |
Maks. tętno maksymalne: | 177 (94 %) |
Maks. tętno średnie: | 151 (80 %) |
Suma kalorii: | 580913 kcal |
Liczba aktywności: | 1036 |
Średnio na aktywność: | 229.88 km i 10h 00m |
Więcej statystyk |
Wtorek, 28 marca 2017Kategoria >100km, Canyon 2017, Wypad
Wiosną do Budapesztu - dzień 5
Rano nieoczekiwanie znowu mam mróz, myślałem że za Karpatami, na wysokości koło 200m będzie sporo cieplej. Ale gdy ruszam - temperatura szybko rośnie, wkrótce przekracza 10 stopni, a po ok. 40km - nawet 20! Trochę mi to problemów stworzyło, bo nie bardzo miałem miejsce na wiezienie ciepłych spodni i kurtki, ale improwizując dało radę - i pierwszy raz w tym roku miałem okazję pojechać w krótkich spodenkach! Trasa przez Węgry przyjemna, głównie boczne drogi (choć i sporo dziur), sporo małych pagóreczków; cieszy świetna pogoda i prawdziwa wiosna na którą tak długo przyszło w tym roku czekać. W rejonie Budapesztu kwitną już mirabelki, a część drzew jest zielona, wegetacja jest tu dłuższa niż w Polsce. Przyjemna jazda kończy się wraz z wjazdem do aglomeracji Budapesztu, trzeba było koło 20km przejechać w dużym ruchu miejskim.
Wyjazd bardzo udany, o tej porze roku zawsze z przyjemnością się jeździ, bo jest duży głód roweru. Warunki trafiłem dobre, ani razu nie padało, wiatry raczej korzystne, tyle że poza ostatnim dniem chłodno, ale to niewiele mi przeszkadzało. Również pod względem towarzyskim bardzo udana trasa - z Kotem jak zawsze świetnie mi się jeździ, do tego miło było odwiedzić starych znajomych "po fachu".
Zdjęcia z wyjazdu
Rano nieoczekiwanie znowu mam mróz, myślałem że za Karpatami, na wysokości koło 200m będzie sporo cieplej. Ale gdy ruszam - temperatura szybko rośnie, wkrótce przekracza 10 stopni, a po ok. 40km - nawet 20! Trochę mi to problemów stworzyło, bo nie bardzo miałem miejsce na wiezienie ciepłych spodni i kurtki, ale improwizując dało radę - i pierwszy raz w tym roku miałem okazję pojechać w krótkich spodenkach! Trasa przez Węgry przyjemna, głównie boczne drogi (choć i sporo dziur), sporo małych pagóreczków; cieszy świetna pogoda i prawdziwa wiosna na którą tak długo przyszło w tym roku czekać. W rejonie Budapesztu kwitną już mirabelki, a część drzew jest zielona, wegetacja jest tu dłuższa niż w Polsce. Przyjemna jazda kończy się wraz z wjazdem do aglomeracji Budapesztu, trzeba było koło 20km przejechać w dużym ruchu miejskim.
Wyjazd bardzo udany, o tej porze roku zawsze z przyjemnością się jeździ, bo jest duży głód roweru. Warunki trafiłem dobre, ani razu nie padało, wiatry raczej korzystne, tyle że poza ostatnim dniem chłodno, ale to niewiele mi przeszkadzało. Również pod względem towarzyskim bardzo udana trasa - z Kotem jak zawsze świetnie mi się jeździ, do tego miło było odwiedzić starych znajomych "po fachu".
Zdjęcia z wyjazdu
Dane wycieczki:
DST: 131.90 km AVS: 23.77 km/h
ALT: 811 m MAX: 55.60 km/h
Temp:18.0 'C
Poniedziałek, 27 marca 2017Kategoria >100km, >200km, Canyon 2017, Wypad
Wiosną do Budapesztu - dzień 4
Ruszam na mrozie, ujemna temperatura utrzymywała się koło 30km, ale szybko rozgrzałem się na podjeździe pod Przysłop. W Szczawnicy ostatnie w Polsce zakupy - po czym wjeżdżam na piękny szlak przełomem Dunajca. W lato mocno oblężony - dzisiaj praktycznie pusty, spotkałem ledwie kilkanaście osób. A za Szczawnicą zaczęła się wreszcie klarować pogoda - wyszło słońce, więc przejazd szlakiem miał wiele uroku, na koniec piękne widoki - z jednej strony na Trzy Korony, z drugiej na zaśnieżone Tatry.
Podjazd na Magurskie Sedlo (pierwszy raz tu jechałem) dość łatwy, natomiast zjazd pierwsza klasa - długie, mocno nachylone proste, daje się przekroczyć 70km/h, a w tle podziwiać Tatry. Dziś najbardziej górzysty dzień wyjazdu - za Popradem zaliczam długą serię podjazdów przez Niżne Tatry, poza główny ok. 400m w pionie jest też wiele mniejszych ścianek. Ale twardo trzymałem się planu, przejechałem całe Karpaty, kręciłem do 22 by dojechać pod węgierską granicę, tak by jutro nie mieć problemów z wyrobieniem się na autobus.
Zdjęcia z wyjazdu
Ruszam na mrozie, ujemna temperatura utrzymywała się koło 30km, ale szybko rozgrzałem się na podjeździe pod Przysłop. W Szczawnicy ostatnie w Polsce zakupy - po czym wjeżdżam na piękny szlak przełomem Dunajca. W lato mocno oblężony - dzisiaj praktycznie pusty, spotkałem ledwie kilkanaście osób. A za Szczawnicą zaczęła się wreszcie klarować pogoda - wyszło słońce, więc przejazd szlakiem miał wiele uroku, na koniec piękne widoki - z jednej strony na Trzy Korony, z drugiej na zaśnieżone Tatry.
Podjazd na Magurskie Sedlo (pierwszy raz tu jechałem) dość łatwy, natomiast zjazd pierwsza klasa - długie, mocno nachylone proste, daje się przekroczyć 70km/h, a w tle podziwiać Tatry. Dziś najbardziej górzysty dzień wyjazdu - za Popradem zaliczam długą serię podjazdów przez Niżne Tatry, poza główny ok. 400m w pionie jest też wiele mniejszych ścianek. Ale twardo trzymałem się planu, przejechałem całe Karpaty, kręciłem do 22 by dojechać pod węgierską granicę, tak by jutro nie mieć problemów z wyrobieniem się na autobus.
Zdjęcia z wyjazdu
Dane wycieczki:
DST: 258.40 km AVS: 22.40 km/h
ALT: 2721 m MAX: 71.80 km/h
Temp:9.0 'C
Niedziela, 26 marca 2017Kategoria >100km, Canyon 2017, Wypad
Wiosną do Budapesztu - dzień 3
Rano razem ze Zbyszkiem i Markiem odprowadzamy Marzenę na pociąg do Zawiercia, Kotu pomyliły się godziny odjazdu pociągu, więc na owym dojeździe nieźle nas przeczołgała ;)). Po odjeździe pociągu ruszamy z powrotem w rejon Ogrodzieńca, tym razem do Podzamcza kierujemy się inną drogą, jak to na Jurze - ostrych ścianek nie brakuje. Marek żegna się z nami kawałek za Ogrodzieńcem, ze Zbyszkiem jedziemy aż do Wolbromia, przyjemną trasą po bocznych drogach z dobrymi asfaltami; jeszcze raz dziękujemy za gościnę i towarzystwo!
Z Wolbromia kieruję się na Ojców, oglądam wspaniały zamek w Pieskowej Skale, przejeżdżam doliną Prądnika, to miejsce ma wiele klimatu. Na drodze do Krakowa wreszcie zaczyna się robić cieplej, bo dotąd temperatura była mizerniutka, zaledwie w okolicach 4-5 stopni. Przejazd przez Kraków nieprzyjemny, z ulgą wydostaję się z aglomeracji podjazdem za Wieliczką. Droga przez Dobczyce to już wjazd w większe górki, podjazdy coraz wyższe i trudniejsze. Koniec dnia to podjazd do Kasiny Wielkiej, na którym łapie mnie zarówno zmrok jak i mróz, że będzie aż tak zimno nie przypuszczałem; w okolicy fajnie widać podświetlony stok narciarski. Nocuję w lesie kawałek za miejscowością.
Zdjęcia z wyjazdu
Rano razem ze Zbyszkiem i Markiem odprowadzamy Marzenę na pociąg do Zawiercia, Kotu pomyliły się godziny odjazdu pociągu, więc na owym dojeździe nieźle nas przeczołgała ;)). Po odjeździe pociągu ruszamy z powrotem w rejon Ogrodzieńca, tym razem do Podzamcza kierujemy się inną drogą, jak to na Jurze - ostrych ścianek nie brakuje. Marek żegna się z nami kawałek za Ogrodzieńcem, ze Zbyszkiem jedziemy aż do Wolbromia, przyjemną trasą po bocznych drogach z dobrymi asfaltami; jeszcze raz dziękujemy za gościnę i towarzystwo!
Z Wolbromia kieruję się na Ojców, oglądam wspaniały zamek w Pieskowej Skale, przejeżdżam doliną Prądnika, to miejsce ma wiele klimatu. Na drodze do Krakowa wreszcie zaczyna się robić cieplej, bo dotąd temperatura była mizerniutka, zaledwie w okolicach 4-5 stopni. Przejazd przez Kraków nieprzyjemny, z ulgą wydostaję się z aglomeracji podjazdem za Wieliczką. Droga przez Dobczyce to już wjazd w większe górki, podjazdy coraz wyższe i trudniejsze. Koniec dnia to podjazd do Kasiny Wielkiej, na którym łapie mnie zarówno zmrok jak i mróz, że będzie aż tak zimno nie przypuszczałem; w okolicy fajnie widać podświetlony stok narciarski. Nocuję w lesie kawałek za miejscowością.
Zdjęcia z wyjazdu
Dane wycieczki:
DST: 146.70 km AVS: 22.40 km/h
ALT: 1692 m MAX: 57.00 km/h
Temp:6.0 'C
Sobota, 25 marca 2017Kategoria >100km, >200km, Canyon 2017, Wypad
Wiosną do Budapesztu - dzień 2
Noc chłodna, rano dojeżdżam niecałe 20km do Ostrowa, parę minut po tym jak Kot dotarł na dworzec. Po krótkiej regeneracji ruszamy na trasę, szybko zaczyna się robić cieplej, wiatr też korzystny. W pierwszej części dnia mamy dużo bocznych dróg i niestety dużo dziur. Po wjeździe do śląskiego jedzie się już sporo lepiej, nasza trasa wykręciła tak, że wiatr był zdecydowanie korzystny, a lepsze drogi pozwoliły na szybszą jazdę. Zmierzch łapie nas po przekroczeniu szosy katowickiej, Jurę zaliczamy więc tym razem po ciemku, z licznych górek obserwując światełka miasteczek. Widać też niestety charakterystyczne dla pagórkowatych terenów problemy ze smogiem, wielu ludzi pali niskiej jakości opałem, a sporo wręcz śmieciami smrodząc na całą okolicę, a dymy utrzymują się w małych kotlinkach. Na ostatnie kilometry wyjeżdża nam naprzeciw Zbyszek, z którym wspólnie pokonujemy ostatnie kilometry. Końcówka przyjemna (choć i chłodna), ekstra było widać podświetlony zamek w Ogrodzieńcu, zarówno z daleka, jak i z bliska; dzięki nocnej wizycie nie mieliśmy doczyniena ze zwykłą dla takich miejsc komerchą. Po odwiedzinach zamku jedziemy do Marka, który wraz z żoną Ulą bardzo mile nas ugościli.
Zdjęcia z wyjazdu
Noc chłodna, rano dojeżdżam niecałe 20km do Ostrowa, parę minut po tym jak Kot dotarł na dworzec. Po krótkiej regeneracji ruszamy na trasę, szybko zaczyna się robić cieplej, wiatr też korzystny. W pierwszej części dnia mamy dużo bocznych dróg i niestety dużo dziur. Po wjeździe do śląskiego jedzie się już sporo lepiej, nasza trasa wykręciła tak, że wiatr był zdecydowanie korzystny, a lepsze drogi pozwoliły na szybszą jazdę. Zmierzch łapie nas po przekroczeniu szosy katowickiej, Jurę zaliczamy więc tym razem po ciemku, z licznych górek obserwując światełka miasteczek. Widać też niestety charakterystyczne dla pagórkowatych terenów problemy ze smogiem, wielu ludzi pali niskiej jakości opałem, a sporo wręcz śmieciami smrodząc na całą okolicę, a dymy utrzymują się w małych kotlinkach. Na ostatnie kilometry wyjeżdża nam naprzeciw Zbyszek, z którym wspólnie pokonujemy ostatnie kilometry. Końcówka przyjemna (choć i chłodna), ekstra było widać podświetlony zamek w Ogrodzieńcu, zarówno z daleka, jak i z bliska; dzięki nocnej wizycie nie mieliśmy doczyniena ze zwykłą dla takich miejsc komerchą. Po odwiedzinach zamku jedziemy do Marka, który wraz z żoną Ulą bardzo mile nas ugościli.
Zdjęcia z wyjazdu
Dane wycieczki:
DST: 240.20 km AVS: 23.47 km/h
ALT: 1323 m MAX: 52.60 km/h
Temp:10.0 'C
Piątek, 24 marca 2017Kategoria >100km, Canyon 2017, Wypad
Wiosną do Budapesztu - dzień 1
Dzień dojazdowy do Ostrowa, na jutrzejsze spotkanie z Kotem. Bez większej historii, bardzo płaskie tereny, wiatr raczej korzystny; przyjemnie było wreszcie ruszyć się na większy wyjazd po zimowej przerwie ;)
Zdjęcia z wyjazdu
Dzień dojazdowy do Ostrowa, na jutrzejsze spotkanie z Kotem. Bez większej historii, bardzo płaskie tereny, wiatr raczej korzystny; przyjemnie było wreszcie ruszyć się na większy wyjazd po zimowej przerwie ;)
Zdjęcia z wyjazdu
Dane wycieczki:
DST: 178.80 km AVS: 25.91 km/h
ALT: 484 m MAX: 46.00 km/h
Temp:11.0 'C
Wtorek, 28 lutego 2017Kategoria Wycieczka, Canyon 2017, >200km, >100km
Malbork
Wczorajsza piękna wiosenna pogoda zachęciła mnie do dłuższej trasy. Ruszam o 6, rano ledwie 4'C. Przebijam się przez budzącą się do życia Warszawę, lewym brzegiem Wisły jadę do Modlina, na Ciechanów kieruję się bocznymi drogami wzdłuż gdańskiej linii kolejowej. Po zimie daje się zauważyć pogorszenie się stanu nawierzchni na tej i tak już niespecjalnej drodze. Ale wiatr pomaga i sprawnie docieram do Ciechanowa, gdzie podkusiło mnie by ominąć centrum, w efekcie czego wpakowałem się na kilometr bruku ;). Za Ciechanowem droga zauważalnie odbija w kierunku zachodnim, a wieje z południa, nawet lekko skręcając na wschód, więc wiatr już zaczynam czuć, tyle samo przeszkadza co pomaga.
W Mławie postój na posiłek po czym ruszam na drugą, znacznie ciekawszą część trasy. Za Działdowem zaczynają się już pierwsze jeziorka (jeszcze skutem lodem), ekstra kawałek po pagóreczkach Rybno - Lubawa. Niestety na horyzoncie pojawia się coraz więcej ciemnych chmur i wkrótce zaczyna popadywać. Na główny postój chciałem dociągnąć do Iławy i zjeść obiad nad Jeziorakiem, ale w tych warunkach zdecydowałem się stanąć na przystanku przed Lubawą by mieć zadaszenie. Droga do Iławy ruchliwa, parę kilometrów przed miastem pojawia się dobrej jakości asfaltowa ścieżka, więc na nią wjechałem, co niestety było błędem, bo choć nawierzchnia gładka to było tam kupę piachu, co przy lekkim deszczu i mokrej drodze doszczętnie zasyfiło mi rower. Deszcz za Iławą się skończył, zresztą wiele to nie padało, ale już do końca trasy były mokre drogi i jak to po zimie kupa syfu na szosach, szczególnie wesoło było w paru miastach z wyślizganym brukiem ;)). Do Malborka docieram z bezpiecznym zapasem czasowym, chwilę posiedziałem nad Nogatem pod kapitalnie prezentującym się, podświetlonym zamkiem krzyżackim, po czym udałem się na dworzec.
Traska udana, jazdę trochę zepsuł deszcz na ostatnich 100km - ale takie uroki tej pory roku ;))
Zdjęcia
Wczorajsza piękna wiosenna pogoda zachęciła mnie do dłuższej trasy. Ruszam o 6, rano ledwie 4'C. Przebijam się przez budzącą się do życia Warszawę, lewym brzegiem Wisły jadę do Modlina, na Ciechanów kieruję się bocznymi drogami wzdłuż gdańskiej linii kolejowej. Po zimie daje się zauważyć pogorszenie się stanu nawierzchni na tej i tak już niespecjalnej drodze. Ale wiatr pomaga i sprawnie docieram do Ciechanowa, gdzie podkusiło mnie by ominąć centrum, w efekcie czego wpakowałem się na kilometr bruku ;). Za Ciechanowem droga zauważalnie odbija w kierunku zachodnim, a wieje z południa, nawet lekko skręcając na wschód, więc wiatr już zaczynam czuć, tyle samo przeszkadza co pomaga.
W Mławie postój na posiłek po czym ruszam na drugą, znacznie ciekawszą część trasy. Za Działdowem zaczynają się już pierwsze jeziorka (jeszcze skutem lodem), ekstra kawałek po pagóreczkach Rybno - Lubawa. Niestety na horyzoncie pojawia się coraz więcej ciemnych chmur i wkrótce zaczyna popadywać. Na główny postój chciałem dociągnąć do Iławy i zjeść obiad nad Jeziorakiem, ale w tych warunkach zdecydowałem się stanąć na przystanku przed Lubawą by mieć zadaszenie. Droga do Iławy ruchliwa, parę kilometrów przed miastem pojawia się dobrej jakości asfaltowa ścieżka, więc na nią wjechałem, co niestety było błędem, bo choć nawierzchnia gładka to było tam kupę piachu, co przy lekkim deszczu i mokrej drodze doszczętnie zasyfiło mi rower. Deszcz za Iławą się skończył, zresztą wiele to nie padało, ale już do końca trasy były mokre drogi i jak to po zimie kupa syfu na szosach, szczególnie wesoło było w paru miastach z wyślizganym brukiem ;)). Do Malborka docieram z bezpiecznym zapasem czasowym, chwilę posiedziałem nad Nogatem pod kapitalnie prezentującym się, podświetlonym zamkiem krzyżackim, po czym udałem się na dworzec.
Traska udana, jazdę trochę zepsuł deszcz na ostatnich 100km - ale takie uroki tej pory roku ;))
Zdjęcia
Dane wycieczki:
DST: 299.20 km AVS: 27.45 km/h
ALT: 1204 m MAX: 48.00 km/h
Temp:8.0 'C
Sobota, 11 lutego 2017Kategoria Wycieczka, Canyon 2017, >300km, >200km, >100km
Mroźna Trzysetka
Jako, że większość zimy się obijałem, pod jej spodziewany koniec postanowiłem zrobić trudniejszą trasę. Spać poszedłem o 22, wstałem o 3 (z czego spałem może ze 20min ;)), chwilę po 4 jestem już na trasie. W Warszawie obserwuję powoli opadające wskazanie temperatury, mój pokładowy termometr zatrzymuje się aż na -10-11'C. Jazda przez Warszawę sprawna, o tej godzinie puściutko, podobnie jak i dość ruchliwy zazwyczaj odcinek do DK92 do Sochaczewa. Za miastem spada do -12-13'C i tak trzyma parę godzin. Miałem poważne obawy co do stóp, bo jechałem w butach SPD, ale jakoś dałem radę. Parę razy stawałem na przystankach by się ubrać cieplej, bądź poprawić coś w rowerze, oprócz niskiej temperatury jest dość mocny wiatr ze wschodu, który uczucia komfortu termicznego nie podnosi, a z wiatrem jedzie się dość szybko, więc powiew powietrza też wychładza. Koło Sochaczewa już świta, nocka wytrzymana, ale koło świtu jest najzimniej, chwilami dobija pod -15'C, dopiero za Łowiczem gdy słońce wyżej podnosi się nad horyzont zaczyna się ocieplać, sumarycznie ponad 100km poniżej -10'C.
Po 100km staję na chwilę w sklepie w Zdunach, gdy wchodzę do ciepła momentalnie pieką palce u stóp ;). Ale, gdy ruszam dalej już ok. -8-10'C jest akurat, nie spodziewałem się nawet że buty SPD dadzą sobie radę, byłem przygotowany, że będę się musiał wycofać koleją. Za Zdunami zaczyna się bardzo szybka jazda, na odkrytych terenach wiatr zdecydowanie pomaga. W Kutnie niestety łapię gumę, zmiana dętki na mrozie to sama słodycz, ale dobrze że zrobiłem to porządnie, sprawdzając dokładnie oponę, nie tylko ograniczając się do szybkiego przełożenia dętki, bo wykryłem wredny drucik, który przebiłby kolejną dętkę. A klejenie na mrozie jest mocno problematyczne, część klejów wulkanizacyjnych nie łapie w takich temperaturach. Kawałek dalej planowany postój w Macu, niestety tylko z menu śniadaniowym. Ale z czasem robi się słabo, a chciałem się spotkać z Kotem w Swarzędzu, co na tę chwilę wydawało się nierealne. Ale za Kutnem zaczynam nadrabiać czas, jadę jedynie z minimalną ilością postojów, na drugiej setce średnia ponad 30km/h, DK92 to idealna droga do jazdy z wiatrem - dobry asfalt, płasko i dużo odkrytych terenów, wieje tak, że nie da się korzystać z lemondki bo gdy zawiewa z boku to buja rowerem. Dzień ładny, słonecznie, temperatura z reguły w przedziale od-4'C do -6'C. W Koninie widzę że szanse na dotarcie do Swarzędza przed odjazdem pociągu rosną, więc jadę bez stawania, zmierzch łapie mnie za Wrześnią, o 17.20 docieram do celu, tak więc było jeszcze parę chwil by z Kotem pogadać ;))
Trasa męcząca, nie ma się co oszukiwać, zima to nie jest czas na dystanse ultra, pod kątem treningu fizycznego żadnego sensu to nie ma, jedynie zaszkodzić może, nawet jadąc z zasłoniętymi ustami mocno obciąża się płuca, mięśnie też nie pracują wydajnie. Dużo przyjemniejsze na zimową jazdę są trasy 3 x 100km, nie obciążająca tak organizmu, a dochodzi frajda zimowego biwaku.
Ale z drugiej strony to dobry trening psychiki (która na długich trasach ma kluczową rolę), bo trzeba wytrzymać w niekorzystnych warunkach wiele godzin, a poniżej -10'C każdy krótki postój kosztuje wychłodzenie po ruszaniu. Ze względu na spotkanie z Kotem padła cała strategia postojowa i całą trasę pokonałem z ledwie 20min posiadówką w cieple w Macu. Dieta też kuriozalna - 1 bułka w Macu, 3 Prince-Polo i 125g czekolady, jak na 300km na mrozie to rekordowo niskie spalanie ;). Ale nie miałem czasu na postoje, więc jechałem na słodyczach, znowu jedzenie w czasie jazdy też jest fatalne na mrozie, bo przy -4'C (najwyższa temperatura jaką miałem na trasie) woda szybko zamarza i trzeba stosować termosy, a z tego nie da się pić jadąc. Tak więc pod koniec byłem już strasznie głodny i na słodycze nie mogłem patrzeć, na szczęście na powrót pociągiem Kot przywiozła mi wałówkę z normalnym jedzeniem ;)).
Zdjęcia
Jako, że większość zimy się obijałem, pod jej spodziewany koniec postanowiłem zrobić trudniejszą trasę. Spać poszedłem o 22, wstałem o 3 (z czego spałem może ze 20min ;)), chwilę po 4 jestem już na trasie. W Warszawie obserwuję powoli opadające wskazanie temperatury, mój pokładowy termometr zatrzymuje się aż na -10-11'C. Jazda przez Warszawę sprawna, o tej godzinie puściutko, podobnie jak i dość ruchliwy zazwyczaj odcinek do DK92 do Sochaczewa. Za miastem spada do -12-13'C i tak trzyma parę godzin. Miałem poważne obawy co do stóp, bo jechałem w butach SPD, ale jakoś dałem radę. Parę razy stawałem na przystankach by się ubrać cieplej, bądź poprawić coś w rowerze, oprócz niskiej temperatury jest dość mocny wiatr ze wschodu, który uczucia komfortu termicznego nie podnosi, a z wiatrem jedzie się dość szybko, więc powiew powietrza też wychładza. Koło Sochaczewa już świta, nocka wytrzymana, ale koło świtu jest najzimniej, chwilami dobija pod -15'C, dopiero za Łowiczem gdy słońce wyżej podnosi się nad horyzont zaczyna się ocieplać, sumarycznie ponad 100km poniżej -10'C.
Po 100km staję na chwilę w sklepie w Zdunach, gdy wchodzę do ciepła momentalnie pieką palce u stóp ;). Ale, gdy ruszam dalej już ok. -8-10'C jest akurat, nie spodziewałem się nawet że buty SPD dadzą sobie radę, byłem przygotowany, że będę się musiał wycofać koleją. Za Zdunami zaczyna się bardzo szybka jazda, na odkrytych terenach wiatr zdecydowanie pomaga. W Kutnie niestety łapię gumę, zmiana dętki na mrozie to sama słodycz, ale dobrze że zrobiłem to porządnie, sprawdzając dokładnie oponę, nie tylko ograniczając się do szybkiego przełożenia dętki, bo wykryłem wredny drucik, który przebiłby kolejną dętkę. A klejenie na mrozie jest mocno problematyczne, część klejów wulkanizacyjnych nie łapie w takich temperaturach. Kawałek dalej planowany postój w Macu, niestety tylko z menu śniadaniowym. Ale z czasem robi się słabo, a chciałem się spotkać z Kotem w Swarzędzu, co na tę chwilę wydawało się nierealne. Ale za Kutnem zaczynam nadrabiać czas, jadę jedynie z minimalną ilością postojów, na drugiej setce średnia ponad 30km/h, DK92 to idealna droga do jazdy z wiatrem - dobry asfalt, płasko i dużo odkrytych terenów, wieje tak, że nie da się korzystać z lemondki bo gdy zawiewa z boku to buja rowerem. Dzień ładny, słonecznie, temperatura z reguły w przedziale od-4'C do -6'C. W Koninie widzę że szanse na dotarcie do Swarzędza przed odjazdem pociągu rosną, więc jadę bez stawania, zmierzch łapie mnie za Wrześnią, o 17.20 docieram do celu, tak więc było jeszcze parę chwil by z Kotem pogadać ;))
Trasa męcząca, nie ma się co oszukiwać, zima to nie jest czas na dystanse ultra, pod kątem treningu fizycznego żadnego sensu to nie ma, jedynie zaszkodzić może, nawet jadąc z zasłoniętymi ustami mocno obciąża się płuca, mięśnie też nie pracują wydajnie. Dużo przyjemniejsze na zimową jazdę są trasy 3 x 100km, nie obciążająca tak organizmu, a dochodzi frajda zimowego biwaku.
Ale z drugiej strony to dobry trening psychiki (która na długich trasach ma kluczową rolę), bo trzeba wytrzymać w niekorzystnych warunkach wiele godzin, a poniżej -10'C każdy krótki postój kosztuje wychłodzenie po ruszaniu. Ze względu na spotkanie z Kotem padła cała strategia postojowa i całą trasę pokonałem z ledwie 20min posiadówką w cieple w Macu. Dieta też kuriozalna - 1 bułka w Macu, 3 Prince-Polo i 125g czekolady, jak na 300km na mrozie to rekordowo niskie spalanie ;). Ale nie miałem czasu na postoje, więc jechałem na słodyczach, znowu jedzenie w czasie jazdy też jest fatalne na mrozie, bo przy -4'C (najwyższa temperatura jaką miałem na trasie) woda szybko zamarza i trzeba stosować termosy, a z tego nie da się pić jadąc. Tak więc pod koniec byłem już strasznie głodny i na słodycze nie mogłem patrzeć, na szczęście na powrót pociągiem Kot przywiozła mi wałówkę z normalnym jedzeniem ;)).
Zdjęcia
Dane wycieczki:
DST: 301.60 km AVS: 28.82 km/h
ALT: 787 m MAX: 50.80 km/h
Temp:-13.0 'C
Zakopane
Sezon bez trasy do Zakopanego jest po prostu nieważny :)
W październiku przymierzałem się do tego wyjazdu kilka razy, niestety tegoroczne warunki nie rozpieszczają. W końcu trafiło się krótkie okienko pogodowe, bez opadów i przeciwnego wiatru, choć zimno. Jako, że decyzję podjąłem dopiero w dniu wyjazdu po analizie prognoz - na przygotowania trochę czasu się zeszło i ruszam dopiero o 15.40, równo dobę przed powrotnym autobusem, czyli zdecydowanie za późno.
Początek mizerny, 15km przebijania się przez korki, aż za Piaseczno. Tam już się zaczyna przyjemniej jechać - ruch maleje, a w lasach drzewa w pięknej jesiennej szacie. Wiatr minimalny, nawet lekko sprzyja, zmrok łapie mnie w rejonie Grójca. Jazda idzie w miarę sprawnie, jedzie się koło 27km/h, na obiad staję w Końskich po 130km. Trochę mnie zaczyna boleć kolano, więc próbuję to poprawić tracąc sporo czasu na zmiany pozycji, niemniej po ponad 300km wreszcie ból udało mi się wyeliminować. Nocą jedzie się całkiem dobrze, nie aż tak zimno jak się spodziewałem, temperatura utrzymuje się na poziomie 3-4'C. Od Końskich jadę trasą MPP, noc bardzo długa, ale nie mam problemów z sennością. Drugi postój na stacji w Koniecpolu, również znanej z MPP ;). Za Koniecpolem kończy się ulgowa część trasy, a zaczyna się solidny górski wycisk. Jura niestety jeszcze w ciemnościach, a szkoda, bo jest tu na co popatrzeć.
Świta dopiero pod Krzeszowicami, gdy mam w nogach ponad 300km, tu również robię postój w cieple. Za Krzeszowicami krótka seria górek przez ładne lasy. Za Wisłą kończy się ta łatwiejsza część trasy i zaczynają się ściany z nachyleniami wyraźnie powyżej 10%. Zaliczam rejon Kalwarii Zebrzydowskiej, następnie 17% na Zachełmną i wreszcie rzeźnię na Makowskiej Górze. Za Makowem kolejny postój, w Jordanowie opuszczam trasę MPP i odbijam na boczne drogi, zaliczając podjazdy na Wysoką i przełęcz Pieniążkowicką (710m). Z tej ostatniej otwiera się szeroki widok na Podhale. Nieoczekiwanie wyszło słońce, temperatura skoczyła do poziomu 10-11'C, szkoda tylko, że Tatr nie był widać. W Czarnym Dunajcu orientuję się, że nie dam rady wyrobić się na autobus, więc odbiłem na Nowy Targ by od tamtej strony podjechać grzbiet na Ząb, którego jeszcze nie zaliczałem. Góra solidna, koło 400m w pionie i nie brakuje odcinków przekraczających 10%, do tego z grzbietu są ładne widoki na otaczające go doliny. Na jednym ze zjazdów przy prędkości ok. 50km/h zaczęło coś strasznie wyć w rowerze, udało mi się wyhamować, myślałem że to klocki hamulcowe się nie cofnęły. Ale po regulacjach jest to samo, w końcu okazało się że to bębenek, który wył przy dużych prędkościach bez kręcenia. Na Gubałówkę docieram już nocą, z góry ekstra widok na oświetloną kotlinę Zakopanego, wraz z nocą szybko spada temperatura, nawet lekki mróz łapie.
Trasa udana, jak na tę porę roku bardzo trudna, bo zaprojektowałem ją tak, że była najeżona licznymi górami, w tym wieloma trudnymi, co w końcówce już się wyraźnie w nogach odczuwało i co doprowadziło do spóźnienia się na autobus. Ale takie trasy właśnie dają dużo satysfakcji, a słońce na Podhalu było niezłą rekompensatą za prawie dobę jazdy nocą i przy pochmurnej pogodzie ;)
Zdjęcia
Sezon bez trasy do Zakopanego jest po prostu nieważny :)
W październiku przymierzałem się do tego wyjazdu kilka razy, niestety tegoroczne warunki nie rozpieszczają. W końcu trafiło się krótkie okienko pogodowe, bez opadów i przeciwnego wiatru, choć zimno. Jako, że decyzję podjąłem dopiero w dniu wyjazdu po analizie prognoz - na przygotowania trochę czasu się zeszło i ruszam dopiero o 15.40, równo dobę przed powrotnym autobusem, czyli zdecydowanie za późno.
Początek mizerny, 15km przebijania się przez korki, aż za Piaseczno. Tam już się zaczyna przyjemniej jechać - ruch maleje, a w lasach drzewa w pięknej jesiennej szacie. Wiatr minimalny, nawet lekko sprzyja, zmrok łapie mnie w rejonie Grójca. Jazda idzie w miarę sprawnie, jedzie się koło 27km/h, na obiad staję w Końskich po 130km. Trochę mnie zaczyna boleć kolano, więc próbuję to poprawić tracąc sporo czasu na zmiany pozycji, niemniej po ponad 300km wreszcie ból udało mi się wyeliminować. Nocą jedzie się całkiem dobrze, nie aż tak zimno jak się spodziewałem, temperatura utrzymuje się na poziomie 3-4'C. Od Końskich jadę trasą MPP, noc bardzo długa, ale nie mam problemów z sennością. Drugi postój na stacji w Koniecpolu, również znanej z MPP ;). Za Koniecpolem kończy się ulgowa część trasy, a zaczyna się solidny górski wycisk. Jura niestety jeszcze w ciemnościach, a szkoda, bo jest tu na co popatrzeć.
Świta dopiero pod Krzeszowicami, gdy mam w nogach ponad 300km, tu również robię postój w cieple. Za Krzeszowicami krótka seria górek przez ładne lasy. Za Wisłą kończy się ta łatwiejsza część trasy i zaczynają się ściany z nachyleniami wyraźnie powyżej 10%. Zaliczam rejon Kalwarii Zebrzydowskiej, następnie 17% na Zachełmną i wreszcie rzeźnię na Makowskiej Górze. Za Makowem kolejny postój, w Jordanowie opuszczam trasę MPP i odbijam na boczne drogi, zaliczając podjazdy na Wysoką i przełęcz Pieniążkowicką (710m). Z tej ostatniej otwiera się szeroki widok na Podhale. Nieoczekiwanie wyszło słońce, temperatura skoczyła do poziomu 10-11'C, szkoda tylko, że Tatr nie był widać. W Czarnym Dunajcu orientuję się, że nie dam rady wyrobić się na autobus, więc odbiłem na Nowy Targ by od tamtej strony podjechać grzbiet na Ząb, którego jeszcze nie zaliczałem. Góra solidna, koło 400m w pionie i nie brakuje odcinków przekraczających 10%, do tego z grzbietu są ładne widoki na otaczające go doliny. Na jednym ze zjazdów przy prędkości ok. 50km/h zaczęło coś strasznie wyć w rowerze, udało mi się wyhamować, myślałem że to klocki hamulcowe się nie cofnęły. Ale po regulacjach jest to samo, w końcu okazało się że to bębenek, który wył przy dużych prędkościach bez kręcenia. Na Gubałówkę docieram już nocą, z góry ekstra widok na oświetloną kotlinę Zakopanego, wraz z nocą szybko spada temperatura, nawet lekki mróz łapie.
Trasa udana, jak na tę porę roku bardzo trudna, bo zaprojektowałem ją tak, że była najeżona licznymi górami, w tym wieloma trudnymi, co w końcówce już się wyraźnie w nogach odczuwało i co doprowadziło do spóźnienia się na autobus. Ale takie trasy właśnie dają dużo satysfakcji, a słońce na Podhalu było niezłą rekompensatą za prawie dobę jazdy nocą i przy pochmurnej pogodzie ;)
Zdjęcia
Dane wycieczki:
DST: 470.40 km AVS: 23.29 km/h
ALT: 4578 m MAX: 61.50 km/h
Temp:6.0 'C
Szczecinek 2
Rano jadę po Kota na dworzec, pogoda już sporo gorsza niż wczoraj, wiatr dalej mocny, ale słońca już nie ma, rano ledwie 3'C. Wyjeżdżamy z miasta krajówką na Bydgoszcz, ten odcinek jedziemy sprawnie i z wiatrem. Ale za Wisłą odbijaliśmy sporo na północ i tutaj wiatr dał nam niewąsko popalić, a temperatura trzymała się koło 4-5'C i nie rosła jak wczoraj do 9-10'C. Dopiero po wjechaniu w Bory Tucholskie zaczęło się lepiej jechać, zaczęły się też atrakcyjniejsze tereny - jezioro Charzykowskie, Swornegacie. Do Rzeczenicy docieramy już w deszczu, którym straszyły prognozy, planujemy nocować trochę wcześniej. Ale podczas zakupów przestało padać i dociągnęliśmy aż za Czarne.
Zdjęcia
Rano jadę po Kota na dworzec, pogoda już sporo gorsza niż wczoraj, wiatr dalej mocny, ale słońca już nie ma, rano ledwie 3'C. Wyjeżdżamy z miasta krajówką na Bydgoszcz, ten odcinek jedziemy sprawnie i z wiatrem. Ale za Wisłą odbijaliśmy sporo na północ i tutaj wiatr dał nam niewąsko popalić, a temperatura trzymała się koło 4-5'C i nie rosła jak wczoraj do 9-10'C. Dopiero po wjechaniu w Bory Tucholskie zaczęło się lepiej jechać, zaczęły się też atrakcyjniejsze tereny - jezioro Charzykowskie, Swornegacie. Do Rzeczenicy docieramy już w deszczu, którym straszyły prognozy, planujemy nocować trochę wcześniej. Ale podczas zakupów przestało padać i dociągnęliśmy aż za Czarne.
Zdjęcia
Dane wycieczki:
DST: 219.10 km AVS: 23.35 km/h
ALT: 836 m MAX: 43.70 km/h
Temp:5.0 'C
Szczecinek 1
Dobry wiatr południowo-wschodni postanowiliśmy wykorzystać z Kotem na trasę nad morze. Ja ruszam już w piątek by dotrzeć pod Toruń. Początek to nieprzyjemna przeprawa przez Warszawę, a następnie nudy Mazowsza. Ale wiatr zdecydowanie pomaga, więc jedzie się sprawnie i szybko. Postój w Gąbinie - i powoli zaczyna się robić ciekawiej, a pogoda słoneczna, choć zimno. Płock i piękne widoki na Wisłę ze Wzgórza Tumskiego, fajna trasa do Dobrzynia, następnie boczne, leśne drogi między Włocławkiem i Toruniem. Końcówka nocą, obozowisko rozkładam w lasach pod Toruniem
Zdjęcia
Dobry wiatr południowo-wschodni postanowiliśmy wykorzystać z Kotem na trasę nad morze. Ja ruszam już w piątek by dotrzeć pod Toruń. Początek to nieprzyjemna przeprawa przez Warszawę, a następnie nudy Mazowsza. Ale wiatr zdecydowanie pomaga, więc jedzie się sprawnie i szybko. Postój w Gąbinie - i powoli zaczyna się robić ciekawiej, a pogoda słoneczna, choć zimno. Płock i piękne widoki na Wisłę ze Wzgórza Tumskiego, fajna trasa do Dobrzynia, następnie boczne, leśne drogi między Włocławkiem i Toruniem. Końcówka nocą, obozowisko rozkładam w lasach pod Toruniem
Zdjęcia
Dane wycieczki:
DST: 232.90 km AVS: 28.58 km/h
ALT: 646 m MAX: 59.60 km/h
Temp:9.0 'C