Wpisy archiwalne w kategorii
Wypad
Dystans całkowity: | 81420.54 km (w terenie 333.00 km; 0.41%) |
Czas w ruchu: | 3572:53 |
Średnia prędkość: | 22.79 km/h |
Maksymalna prędkość: | 83.80 km/h |
Suma podjazdów: | 606506 m |
Suma kalorii: | 101309 kcal |
Liczba aktywności: | 475 |
Średnio na aktywność: | 171.41 km i 7h 31m |
Więcej statystyk |
Niedziela, 21 lipca 2013Kategoria >100km, >200km, Rower szosowy, Wypad
Kuj-Pom - dzień 1
Wypad po gminy województwa kujawsko-pomorskiego
Zdjęcia
Zaliczone gminy - 17 (Baruchowo, Kowal-wieś, KOWAL, Choceń, Boniewo, Topólka, PIOTRKÓW KUJAWSKI, Bytoń, Radziejów-wieś, RADZIEJÓW - miasto powiatowe, Dobre, Osięciny, Bądkowo, NIESZAWA, CIECHOCINEK, ALEKSANDRÓW KUJAWSKI - miasto powiatowe, Koneck)
Wypad po gminy województwa kujawsko-pomorskiego
Zdjęcia
Zaliczone gminy - 17 (Baruchowo, Kowal-wieś, KOWAL, Choceń, Boniewo, Topólka, PIOTRKÓW KUJAWSKI, Bytoń, Radziejów-wieś, RADZIEJÓW - miasto powiatowe, Dobre, Osięciny, Bądkowo, NIESZAWA, CIECHOCINEK, ALEKSANDRÓW KUJAWSKI - miasto powiatowe, Koneck)
Dane wycieczki:
DST: 213.60 km AVS: 23.01 km/h
ALT: 573 m MAX: 43.80 km/h
Temp:28.0 'C
Poniedziałek, 15 lipca 2013Kategoria Rower szosowy, Wypad
Powrót z dworca
Dane wycieczki:
DST: 5.60 km AVS: 25.85 km/h
ALT: 21 m MAX: 41.60 km/h
Temp:24.0 'C
Niedziela, 14 lipca 2013Kategoria >100km, >200km, >300km, Rower szosowy, Wypad
Dookoła Tatr
Kościelisko - Chochołów - [SK] - Suha Hora - Oravice (930m) - Kvacanske Sedlo (1090m) - Liptovski Hradok - Strbske Pleso (1260m) - Tatrzańska Polanka (1000m) - Śląski Dom (1670m) - Przełęcz Zdziarska (1080m) - [PL] - Jurgów - Nowy Targ - Rabka-Zdrój - Myślenice - Kraków
Gdy ruszam przed 8 na trasę - pogoda jeszcze pochmurna, ale jest nadzieja na dobre warunki, które zrekompensują wczorajsze problemy. Ze względu na wiatr zdecydowałem się pojechać trasę w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara - co było bardzo dobrym pomysłem. Szybko wjeżdżam na Słowację, pierwsze podjazdy pod Oravice i na Kvacanskie Sedlo idą sprawnie, już w okolicach Zuberca wychodzi słońce, które będzie trzymać do końca dnia. Zjazd do Mikulasza - piękny, jadąc z wiatrem w plecy dociągnąłem do 75km/h. Wieje dość mocno z zachodu, więc pierwsza, dość płaska część podjazdu do Strbskiego Plesa idzie elegancko, tempem ponad 20km/h, a i druga część (ładne widoki na Krywań) też dość prosto. W tych warunkach zdecydowałem się wjechać na Śląski Dom, bo nie byłem specjalnie zmęczony.
Ten podjazd - wiadomo, to już ekstraklasa, wymagające nachylenie koło 10% cały czas, a i przewyższenie spore. Ale po tym jak zmieniłem kasetę na MTB był sporo łatwiejszy niż dotąd na szosówce, nie wymagał siłowej jazdy, jechałem może minimalnie wolniej niż na kasecie szosowej, ale za to kosztem znacznie mniejszego wysiłku. U góry mocno wiało, krótko posiedziałem pod bardzo malowniczym jeziorkiem - i mało ciekawy (liczne dziury) zjazd w dół. Końcówka trasy dookoła Tatr już łatwiejsza, z jednym większym podjazdem pod Zdziar, stamtąd już właściwie do Nowego Targu w dół. Z Nowego Targu nie pojechałem zakopianką przez Obidową (byłem tam wczoraj) - tylko wariantem okrężnym do Rabki, przez przełęcz Pieniążkowicką (709m), bardzo przyjemna droga. W Rabce długi postój na wielką pizzę i już nocą kontynuuję jazdę zakopianką do Krakowa. Pierwsza część nieprzyjemna, brak pobocza i duży ruch osób wracając z weekendu. Na zjazdach do Lubienia wyprzedza mnie i zatrzymuje samochód z ekipą osoby z Bikestats, która mnie wczoraj tak elegancko wystawiła, na szczęście po dzisiejszej pięknej trasie w świetnych warunkach byłem w dobrym humorze; jakby mnie zatrzymali wczoraj jak dojeżdżałem do Zakopanego - to już bym parę słów powiedział; ale niech będzie że zapomnę o tej sprawie ;). Za Lubieniem wjeżedżam już na starą zakopiankę, ruch zerowy i przyjemna nocna jazda do Myślenic, stamtąd główną szosą z dobrym poboczem do samego Krakowa. W mieście jestem po północy, był jeszcze czas na pojeżdżenie po w miarę pustym o tej godzinie rynku, zafundowałem sobie tez lody.
Dwudniowy wyjazd bardzo wymagający, aż 700km, mnóstwo gór - jednym słowem rytm jakim trzeba będzie jechać w MRDP, był to taki ciekawy sprawdzian przed tym maratonem. I widać gołym okiem, że będzie bardzo ciężko, problemem nie jest tylko sam dystans, ale przede wszystkim czas, wliczając postoje wymaga to dziennie często po 17-18h, w górach i w miarę narastającego zmęczenia pewnie jeszcze więcej a to będzie powodowało duże problemy ze znajdowaniem noclegów o sensownych godzinach, czasu na regenerację będzie niesłychanie mało. Wyzwanie bardzo ciekawe, ale ukończyć tę imprezę w limicie czasu będzie mi niesłychanie trudno.
Zdjęcia z wypadu
Kościelisko - Chochołów - [SK] - Suha Hora - Oravice (930m) - Kvacanske Sedlo (1090m) - Liptovski Hradok - Strbske Pleso (1260m) - Tatrzańska Polanka (1000m) - Śląski Dom (1670m) - Przełęcz Zdziarska (1080m) - [PL] - Jurgów - Nowy Targ - Rabka-Zdrój - Myślenice - Kraków
Gdy ruszam przed 8 na trasę - pogoda jeszcze pochmurna, ale jest nadzieja na dobre warunki, które zrekompensują wczorajsze problemy. Ze względu na wiatr zdecydowałem się pojechać trasę w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara - co było bardzo dobrym pomysłem. Szybko wjeżdżam na Słowację, pierwsze podjazdy pod Oravice i na Kvacanskie Sedlo idą sprawnie, już w okolicach Zuberca wychodzi słońce, które będzie trzymać do końca dnia. Zjazd do Mikulasza - piękny, jadąc z wiatrem w plecy dociągnąłem do 75km/h. Wieje dość mocno z zachodu, więc pierwsza, dość płaska część podjazdu do Strbskiego Plesa idzie elegancko, tempem ponad 20km/h, a i druga część (ładne widoki na Krywań) też dość prosto. W tych warunkach zdecydowałem się wjechać na Śląski Dom, bo nie byłem specjalnie zmęczony.
Ten podjazd - wiadomo, to już ekstraklasa, wymagające nachylenie koło 10% cały czas, a i przewyższenie spore. Ale po tym jak zmieniłem kasetę na MTB był sporo łatwiejszy niż dotąd na szosówce, nie wymagał siłowej jazdy, jechałem może minimalnie wolniej niż na kasecie szosowej, ale za to kosztem znacznie mniejszego wysiłku. U góry mocno wiało, krótko posiedziałem pod bardzo malowniczym jeziorkiem - i mało ciekawy (liczne dziury) zjazd w dół. Końcówka trasy dookoła Tatr już łatwiejsza, z jednym większym podjazdem pod Zdziar, stamtąd już właściwie do Nowego Targu w dół. Z Nowego Targu nie pojechałem zakopianką przez Obidową (byłem tam wczoraj) - tylko wariantem okrężnym do Rabki, przez przełęcz Pieniążkowicką (709m), bardzo przyjemna droga. W Rabce długi postój na wielką pizzę i już nocą kontynuuję jazdę zakopianką do Krakowa. Pierwsza część nieprzyjemna, brak pobocza i duży ruch osób wracając z weekendu. Na zjazdach do Lubienia wyprzedza mnie i zatrzymuje samochód z ekipą osoby z Bikestats, która mnie wczoraj tak elegancko wystawiła, na szczęście po dzisiejszej pięknej trasie w świetnych warunkach byłem w dobrym humorze; jakby mnie zatrzymali wczoraj jak dojeżdżałem do Zakopanego - to już bym parę słów powiedział; ale niech będzie że zapomnę o tej sprawie ;). Za Lubieniem wjeżedżam już na starą zakopiankę, ruch zerowy i przyjemna nocna jazda do Myślenic, stamtąd główną szosą z dobrym poboczem do samego Krakowa. W mieście jestem po północy, był jeszcze czas na pojeżdżenie po w miarę pustym o tej godzinie rynku, zafundowałem sobie tez lody.
Dwudniowy wyjazd bardzo wymagający, aż 700km, mnóstwo gór - jednym słowem rytm jakim trzeba będzie jechać w MRDP, był to taki ciekawy sprawdzian przed tym maratonem. I widać gołym okiem, że będzie bardzo ciężko, problemem nie jest tylko sam dystans, ale przede wszystkim czas, wliczając postoje wymaga to dziennie często po 17-18h, w górach i w miarę narastającego zmęczenia pewnie jeszcze więcej a to będzie powodowało duże problemy ze znajdowaniem noclegów o sensownych godzinach, czasu na regenerację będzie niesłychanie mało. Wyzwanie bardzo ciekawe, ale ukończyć tę imprezę w limicie czasu będzie mi niesłychanie trudno.
Zdjęcia z wypadu
Dane wycieczki:
DST: 310.00 km AVS: 23.40 km/h
ALT: 3588 m MAX: 75.70 km/h
Temp:19.0 'C
Sobota, 13 lipca 2013Kategoria >100km, >200km, >300km, Rower szosowy, Wypad
Zakopane - czyli w imię zasad :))
Warszawa - Grójec - Drzewica - Końskie - Łopuszno - Jedzrejów - Miechów - Kraków - Dobczyce - Rabka-Zdrój - Nowy Targ - Zakopane - Kościelisko
Wymagający wypad z Warszawy do Zakopanego w połączeniu z trasą dookoła Tatr planowałem ze znajomym z Bikestats od pewnego czasu. Na początku lipca ustalamy datę na weekend 13-14.VII, załatwiam sobie na ten czas wolne w pracy. W międzyczasie umawiam się z kolejną osobą z Bikestats, w końcu stanęło na tym, że w niedzielę dołączy do nas na trasę dookoła Tatr w Zakopanem. Na początku tygodnia - osoba z Warszawy nie odpowiada na moje wiadomości, czekałem 2 dni, efekt tego jest taki, że zostają wykupione bilety na autobus powrotny z Zakopanego, trzeba wracać z Krakowa, co oznacza dodatkowe 100km po górach, w już i tak ciężki dzień; a osoba na którą z zakupem biletu czekałem - z wyjazdu oczywiście rezygnuje... No nic, zdarza się; ale jestem umówiony w Zakopanem na niedzielną trasę - więc jadę. Gdy dzień przed wyjazdem obserwowałem prognozy pogody, bardzo niewesoło to zaczynało wyglądać, w skrócie zapowiadają dużo deszczu, nie do końca jestem przekonany do jazdy takiego dystansu w takich warunkach. Ale jak to mawiał Bohun - "kozacze słowo nie dym", więc jadę, bo nie mam w zwyczaju wystawiania innych ludzi.
Na trasę ruszam w piątek po 21, deszcz zaczyna padać kawałek za Piasecznem, jak się później okazało - przestał padać dopiero w Zakopanem... Początek trasy idzie sprawnie, bez większych problemów pokonuję dobrze mi znany odcinek do Drzewicy, tam staję na odpoczynek, deszcz jeszcze w normie, głównie mżawki. Przy wyjeździe z Końskich łapię gumę, w oponę wbiło się szkło, nieźle się wkurzyłem podczas pompowania, mam pompkę z wężykiem, która po napompowaniu do 7-8 atmosfer (wymagającym niezłej siły), przy odkręcaniu z wentyla ma zwyczaj odkręcać cały wentyl, w efekcie czego cała robota idzie na marne, teraz musiałem pompować aż 3 razy, to mój ostatni wyjazd z tym szajsem, lepiej jednak mieć mniej wygodną pompkę bez wężyka, ale taką co nie odstawia takich numerów.
Po długiej naprawie zaczęło już świtać, a wraz ze świtem - i mocniej padać, też i mocniej wiać z zachodu i południowego zachodu; solidnie leje aż do Łopuszna, remontowana droga za Końskimi jest już przejezdna, choć na paru kawałkach z jednym pasem. Do Jędrzejowa pada raz mniej, raz więcej, w mieście staję na przystanku na krótki odpoczynek. Zaglądam też do telefonu by sprawdzić czy nie zamókł, a tam czeka mnie jakże miła niespodzianka - wiadomość od osoby z którą miałem się spotkać w Zakopanem informująca, że w niedzielę zamiast jechać rowerem dookoła Tatr jednak pójdzie ze znajomymi pochodzić po górach; wiadomość wysłana późnym wieczorem w piątek, gdy byłem już na trasie. Jednym słowem, jakby to ujęła prezydent Warszawy - kuhwa mać, dla niektórych słowo jest warte tyle co papier toaletowy.
Ale z trasą do Zakopanego miałem ostatnio rachunki do wyrównania, dwa razy zrezygnowałem - raz się wycofałem na 130km z powodu wiatru, drugim razem miałem poważny wypadek w Jędrzejowie i z rozbitą głową wracałem pociągiem - postanawiam więc, że tym razem nic mnie zatrzyma i wbrew wszelkim przeciwnościom dociągnę. Odcinek Jędrzejów-Kraków - to już solidniejsze górki Jury, podjazdy są cały czas, niestety szosa krakowska z roku na roku traci na jakości i coraz tu więcej dziur, jazda tędy nie jest już tak przyjemna jak parę lat temu, a remontować tego pewnie nie będą, bo w planach jest budowa szosy ekspresowej. Ale ruch jeszcze nie taki duży, więc nie ma co narzekać, przed Krakowem nawet deszcz leciutko odpuścił. W mieście staję na większy posiłek w McDonaldsie na rynku, odpocząłem tu prawie godzinę - i ruszam na ostatni, najbardziej wymagający kawałek.
Wybrałem wariant przez Dobczyce, cięższy i dłuższy od zakopianki, ale ładniejszy i ze zdecydowanie mniejszym ruchem. Już za Wieliczką zaczyna padać rzęsisty deszcz, który trzymał już do samego Zakopanego - akurat tak się miło złożyło, że najcięższe warunki były na najtrudniejszym odcinku ;)). Ale mimo wszystkich przeciwności - jedzie się solidnie, sprawnie zaliczam kolejne wzniesienia, przed Kasiną Wielką malowniczo prezentują się mgły nad górami, na szczęście na deszcze mam dużą odporność i łatwo nie rezygnuję. Ostatni odpoczynek (z obowiązkową w tych warunkach herbatą) robię na stacji benzynowej pod Rabką, na masyw Obidowej oddzielający mnie od Nowego Targu postanawiam wjechać drogą przez Rdzawkę. Wariant sporo ciekawszy niż zakopianką - początkowo łagodny podjazd, ale ostatnie 200m to jedna z bardziej nachylonych dróg w Polsce, większość sporo powyżej 10%, maksymalnie pokazał mi licznik 16%. Na Obidowej zaledwie 10'C, z widoków na Tatry oczywiście nici, szybko zjeżdżam do Nowego Targu i już zakopianką jadę pod Tatry. Ten odcinek - to jedna z bardziej parszywych szos w Polsce, zero pobocza, zrujnowany asfalt i ogromny ruch, przed wąskim mostem na Dunajcu (za mostem kończą się dziury) kilometrowy korek; jak się pomyśli, że włodarze Zakopanego byli na tyle bezczelni, że zgłosili swoją kandydaturę do organizacji igrzysk olimpijskich - to nie wiadomo czy śmiać się czy płakać. Tak więc końcówka milutka - bryzgająca woda spod kół samochodów, ciągłe wyprzedzanie na gazetę, pod górę i jeszcze na dobitkę czołowo pod wiatr; żyć nie umierać ;)) Tabliczkę ze znakiem Zakopane przyjmuję z wielką ulgą, niewiele tak rzeźnickich tras miałem okazję zaliczać, satysfakcja, ze się dało radę jest tu jedyną nagrodą. Robię zakupy w sklepie, podjeżdżam do Kościeliska i tam nocuję na prywatnej kwaterze.
Trasa kuriozalna, przez umawianie się z niesłownymi osobami - musiałem całość jechać w warunkach po prostu fatalnych; tak to bywa jak się planuje takie trasy pod kątem innych osób i ich możliwości urlopowo-czasowych; gdybym planował to sam - to pojechałbym mając w miarę pewną pogodę i miałbym z takiej jazdy sporo więcej frajdy. Pewna nauczka na przyszłość, by tak wymagające trasy jeździć albo planując tylko pod siebie, albo z osobami, które nie mają w zwyczaju olewania innych, a ich słowo ma wartość. Ale teraz, w pokoleniu niewolników komórek i facebooków - takie zachowanie to już coraz częściej norma, narzekając w ten sposób pewnie robię się człowiekiem starej daty i jak ten naiwniak jechałem taki kawał w deszczu, bo mam takie zasady, że ludzi nie wystawiam...
Zdjęcia z wypadu
Warszawa - Grójec - Drzewica - Końskie - Łopuszno - Jedzrejów - Miechów - Kraków - Dobczyce - Rabka-Zdrój - Nowy Targ - Zakopane - Kościelisko
Wymagający wypad z Warszawy do Zakopanego w połączeniu z trasą dookoła Tatr planowałem ze znajomym z Bikestats od pewnego czasu. Na początku lipca ustalamy datę na weekend 13-14.VII, załatwiam sobie na ten czas wolne w pracy. W międzyczasie umawiam się z kolejną osobą z Bikestats, w końcu stanęło na tym, że w niedzielę dołączy do nas na trasę dookoła Tatr w Zakopanem. Na początku tygodnia - osoba z Warszawy nie odpowiada na moje wiadomości, czekałem 2 dni, efekt tego jest taki, że zostają wykupione bilety na autobus powrotny z Zakopanego, trzeba wracać z Krakowa, co oznacza dodatkowe 100km po górach, w już i tak ciężki dzień; a osoba na którą z zakupem biletu czekałem - z wyjazdu oczywiście rezygnuje... No nic, zdarza się; ale jestem umówiony w Zakopanem na niedzielną trasę - więc jadę. Gdy dzień przed wyjazdem obserwowałem prognozy pogody, bardzo niewesoło to zaczynało wyglądać, w skrócie zapowiadają dużo deszczu, nie do końca jestem przekonany do jazdy takiego dystansu w takich warunkach. Ale jak to mawiał Bohun - "kozacze słowo nie dym", więc jadę, bo nie mam w zwyczaju wystawiania innych ludzi.
Na trasę ruszam w piątek po 21, deszcz zaczyna padać kawałek za Piasecznem, jak się później okazało - przestał padać dopiero w Zakopanem... Początek trasy idzie sprawnie, bez większych problemów pokonuję dobrze mi znany odcinek do Drzewicy, tam staję na odpoczynek, deszcz jeszcze w normie, głównie mżawki. Przy wyjeździe z Końskich łapię gumę, w oponę wbiło się szkło, nieźle się wkurzyłem podczas pompowania, mam pompkę z wężykiem, która po napompowaniu do 7-8 atmosfer (wymagającym niezłej siły), przy odkręcaniu z wentyla ma zwyczaj odkręcać cały wentyl, w efekcie czego cała robota idzie na marne, teraz musiałem pompować aż 3 razy, to mój ostatni wyjazd z tym szajsem, lepiej jednak mieć mniej wygodną pompkę bez wężyka, ale taką co nie odstawia takich numerów.
Po długiej naprawie zaczęło już świtać, a wraz ze świtem - i mocniej padać, też i mocniej wiać z zachodu i południowego zachodu; solidnie leje aż do Łopuszna, remontowana droga za Końskimi jest już przejezdna, choć na paru kawałkach z jednym pasem. Do Jędrzejowa pada raz mniej, raz więcej, w mieście staję na przystanku na krótki odpoczynek. Zaglądam też do telefonu by sprawdzić czy nie zamókł, a tam czeka mnie jakże miła niespodzianka - wiadomość od osoby z którą miałem się spotkać w Zakopanem informująca, że w niedzielę zamiast jechać rowerem dookoła Tatr jednak pójdzie ze znajomymi pochodzić po górach; wiadomość wysłana późnym wieczorem w piątek, gdy byłem już na trasie. Jednym słowem, jakby to ujęła prezydent Warszawy - kuhwa mać, dla niektórych słowo jest warte tyle co papier toaletowy.
Ale z trasą do Zakopanego miałem ostatnio rachunki do wyrównania, dwa razy zrezygnowałem - raz się wycofałem na 130km z powodu wiatru, drugim razem miałem poważny wypadek w Jędrzejowie i z rozbitą głową wracałem pociągiem - postanawiam więc, że tym razem nic mnie zatrzyma i wbrew wszelkim przeciwnościom dociągnę. Odcinek Jędrzejów-Kraków - to już solidniejsze górki Jury, podjazdy są cały czas, niestety szosa krakowska z roku na roku traci na jakości i coraz tu więcej dziur, jazda tędy nie jest już tak przyjemna jak parę lat temu, a remontować tego pewnie nie będą, bo w planach jest budowa szosy ekspresowej. Ale ruch jeszcze nie taki duży, więc nie ma co narzekać, przed Krakowem nawet deszcz leciutko odpuścił. W mieście staję na większy posiłek w McDonaldsie na rynku, odpocząłem tu prawie godzinę - i ruszam na ostatni, najbardziej wymagający kawałek.
Wybrałem wariant przez Dobczyce, cięższy i dłuższy od zakopianki, ale ładniejszy i ze zdecydowanie mniejszym ruchem. Już za Wieliczką zaczyna padać rzęsisty deszcz, który trzymał już do samego Zakopanego - akurat tak się miło złożyło, że najcięższe warunki były na najtrudniejszym odcinku ;)). Ale mimo wszystkich przeciwności - jedzie się solidnie, sprawnie zaliczam kolejne wzniesienia, przed Kasiną Wielką malowniczo prezentują się mgły nad górami, na szczęście na deszcze mam dużą odporność i łatwo nie rezygnuję. Ostatni odpoczynek (z obowiązkową w tych warunkach herbatą) robię na stacji benzynowej pod Rabką, na masyw Obidowej oddzielający mnie od Nowego Targu postanawiam wjechać drogą przez Rdzawkę. Wariant sporo ciekawszy niż zakopianką - początkowo łagodny podjazd, ale ostatnie 200m to jedna z bardziej nachylonych dróg w Polsce, większość sporo powyżej 10%, maksymalnie pokazał mi licznik 16%. Na Obidowej zaledwie 10'C, z widoków na Tatry oczywiście nici, szybko zjeżdżam do Nowego Targu i już zakopianką jadę pod Tatry. Ten odcinek - to jedna z bardziej parszywych szos w Polsce, zero pobocza, zrujnowany asfalt i ogromny ruch, przed wąskim mostem na Dunajcu (za mostem kończą się dziury) kilometrowy korek; jak się pomyśli, że włodarze Zakopanego byli na tyle bezczelni, że zgłosili swoją kandydaturę do organizacji igrzysk olimpijskich - to nie wiadomo czy śmiać się czy płakać. Tak więc końcówka milutka - bryzgająca woda spod kół samochodów, ciągłe wyprzedzanie na gazetę, pod górę i jeszcze na dobitkę czołowo pod wiatr; żyć nie umierać ;)) Tabliczkę ze znakiem Zakopane przyjmuję z wielką ulgą, niewiele tak rzeźnickich tras miałem okazję zaliczać, satysfakcja, ze się dało radę jest tu jedyną nagrodą. Robię zakupy w sklepie, podjeżdżam do Kościeliska i tam nocuję na prywatnej kwaterze.
Trasa kuriozalna, przez umawianie się z niesłownymi osobami - musiałem całość jechać w warunkach po prostu fatalnych; tak to bywa jak się planuje takie trasy pod kątem innych osób i ich możliwości urlopowo-czasowych; gdybym planował to sam - to pojechałbym mając w miarę pewną pogodę i miałbym z takiej jazdy sporo więcej frajdy. Pewna nauczka na przyszłość, by tak wymagające trasy jeździć albo planując tylko pod siebie, albo z osobami, które nie mają w zwyczaju olewania innych, a ich słowo ma wartość. Ale teraz, w pokoleniu niewolników komórek i facebooków - takie zachowanie to już coraz częściej norma, narzekając w ten sposób pewnie robię się człowiekiem starej daty i jak ten naiwniak jechałem taki kawał w deszczu, bo mam takie zasady, że ludzi nie wystawiam...
Zdjęcia z wypadu
Dane wycieczki:
DST: 395.50 km AVS: 23.36 km/h
ALT: 3703 m MAX: 56.40 km/h
Temp:13.0 'C
Poniedziałek, 8 lipca 2013Kategoria Rower szosowy, Wypad
Swiękity - Jonkowo - Olsztyn
Wstajemy wcześnie rano, koło 5 by spokojnie wyobić się na autobus w Olsztynie. Tym razem jedziemy bocznymi drogami przez Jonkowo, by uniknąć dużego ruchu na nieprzyjemnej DK51. I był to dużo lepszy wariant, trasa zdecydowanie przyjemniejsza, choć jak to w tym rejonie - górek nie brakowało. Za lekko to się nam oczywiście nie jechało, siedzenia zmaltretowane wczorajszą trasą dawały nieźle popalić, nóżki też się czuło ;)). W Olsztynie zatrzymujemy się na solidne śniadanie w McDonaldsie, pomimo ładnej pogody wybraliśmy miejsca w środku z miękkimi kanapami, a nie twarde dechy na zewnątrz ;))
Wstajemy wcześnie rano, koło 5 by spokojnie wyobić się na autobus w Olsztynie. Tym razem jedziemy bocznymi drogami przez Jonkowo, by uniknąć dużego ruchu na nieprzyjemnej DK51. I był to dużo lepszy wariant, trasa zdecydowanie przyjemniejsza, choć jak to w tym rejonie - górek nie brakowało. Za lekko to się nam oczywiście nie jechało, siedzenia zmaltretowane wczorajszą trasą dawały nieźle popalić, nóżki też się czuło ;)). W Olsztynie zatrzymujemy się na solidne śniadanie w McDonaldsie, pomimo ładnej pogody wybraliśmy miejsca w środku z miękkimi kanapami, a nie twarde dechy na zewnątrz ;))
Dane wycieczki:
DST: 69.70 km AVS: 22.48 km/h
ALT: 421 m MAX: 48.50 km/h
Temp:23.0 'C
Piątek, 5 lipca 2013Kategoria Rower szosowy, Wypad
Olsztyn - Dobre Miasto - Świękity
Razem z Krzyśkiem dojeżdżamy autobusem do Olsztyna, stąd już na rowerach jedziemy do bazy zawodów w Świękitach, na drodze na Bezledy mało nas nie staranował tir. Spokojnie docieramy przed zmrokiem, więc mamy czas na przygotowania się do jutrzejszego startu
Zaliczone gminy - 4 (Dywity, DOBRE MIASTO, Świątki, Lubomino)
Razem z Krzyśkiem dojeżdżamy autobusem do Olsztyna, stąd już na rowerach jedziemy do bazy zawodów w Świękitach, na drodze na Bezledy mało nas nie staranował tir. Spokojnie docieramy przed zmrokiem, więc mamy czas na przygotowania się do jutrzejszego startu
Zaliczone gminy - 4 (Dywity, DOBRE MIASTO, Świątki, Lubomino)
Dane wycieczki:
DST: 72.10 km AVS: 24.30 km/h
ALT: 508 m MAX: 50.90 km/h
Temp:24.0 'C
Niedziela, 19 maja 2013Kategoria Rower szosowy, Wypad
Do Sandomierza oraz w Warszawie z dworca, wszystko na obręczy ;))
Dane wycieczki:
DST: 22.30 km AVS: 18.58 km/h
ALT: 112 m MAX: 29.90 km/h
Temp:25.0 'C
Sobota, 18 maja 2013Kategoria >100km, Rower szosowy, Wypad
Świętokrzyskie - III dzień
Wypad po gminy województwa świętokrzyskiego. Pod koniec dnia dopada mnie prawdziwy Armageddon sprzętowy - najpierw guma w przednim kole - po zmianie dętki i napompowaniu koła przejeżdżam może 200m i strzela szprycha w tylnym kole, to już awaria bardzo poważna, szprychy nietypowe, w kole z małą ilością szprych powoduje to ogromne bicie na 2cm, koło ledwo się mieści w ramie, oczywiście bez hamulca. Musiałem spuścić powietrze by wyjąć od strony obręczy pękniętą szprychę - i właśnie w tym idealnym momencie przestaje działać moja pompka, co zmusiło mnie do ustanowienia nowego rekordu w jeździe na obręczy z bagażem - prawie 60km pod Sandomierz. Co ciekawe - w rowerze szosowym z wąskimi oponami i obręczami daje się tak jechać całkiem przyzwoicie, koło 20km/h, uważać trzeba przede wszystkim podczas zmian kierunku, z góry wyciągnąłem nawet 35km/h ;)) I co ważne nie uszkodziłem samej obręczy, to w trekingu już raczej się nie uda.
Zdjęcia
Zaliczone gminy - 14 (Nowy Korczyn, Solec-Zdrój, Stopnica, BUSKO-ZDRÓJ - miasto powiatowe, CHMIELNIK, Pierzchnica, Gnojno, Szydłów, Tuczępy, Łubnice, POŁANIEC, OSIEK, KOPRZYWNICA, Samborzec)
Wypad po gminy województwa świętokrzyskiego. Pod koniec dnia dopada mnie prawdziwy Armageddon sprzętowy - najpierw guma w przednim kole - po zmianie dętki i napompowaniu koła przejeżdżam może 200m i strzela szprycha w tylnym kole, to już awaria bardzo poważna, szprychy nietypowe, w kole z małą ilością szprych powoduje to ogromne bicie na 2cm, koło ledwo się mieści w ramie, oczywiście bez hamulca. Musiałem spuścić powietrze by wyjąć od strony obręczy pękniętą szprychę - i właśnie w tym idealnym momencie przestaje działać moja pompka, co zmusiło mnie do ustanowienia nowego rekordu w jeździe na obręczy z bagażem - prawie 60km pod Sandomierz. Co ciekawe - w rowerze szosowym z wąskimi oponami i obręczami daje się tak jechać całkiem przyzwoicie, koło 20km/h, uważać trzeba przede wszystkim podczas zmian kierunku, z góry wyciągnąłem nawet 35km/h ;)) I co ważne nie uszkodziłem samej obręczy, to w trekingu już raczej się nie uda.
Zdjęcia
Zaliczone gminy - 14 (Nowy Korczyn, Solec-Zdrój, Stopnica, BUSKO-ZDRÓJ - miasto powiatowe, CHMIELNIK, Pierzchnica, Gnojno, Szydłów, Tuczępy, Łubnice, POŁANIEC, OSIEK, KOPRZYWNICA, Samborzec)
Dane wycieczki:
DST: 177.60 km AVS: 22.48 km/h
ALT: 1061 m MAX: 48.90 km/h
Temp:23.0 'C
Piątek, 17 maja 2013Kategoria >100km, Rower szosowy, Wypad
Świętokrzyskie - II dzień
Wypad po gminy województwa świętokrzyskiego
Zdjęcia
Zaliczone gminy - 18 (Nagłowice, Radków, Moskorzew, Słupia, SĘDZISZÓW, Sobków, Imielno, Kije, PIŃCZÓW - miasto powiatowe, Michałów, DZIAŁOSZYCE, SKALBMIERZ, KAZIMIERZA WIELKA - miasto powiatowe, Bejsce, Opatowiec, Czarnocin, Złota, Wiślica)
Wypad po gminy województwa świętokrzyskiego
Zdjęcia
Zaliczone gminy - 18 (Nagłowice, Radków, Moskorzew, Słupia, SĘDZISZÓW, Sobków, Imielno, Kije, PIŃCZÓW - miasto powiatowe, Michałów, DZIAŁOSZYCE, SKALBMIERZ, KAZIMIERZA WIELKA - miasto powiatowe, Bejsce, Opatowiec, Czarnocin, Złota, Wiślica)
Dane wycieczki:
DST: 179.30 km AVS: 22.89 km/h
ALT: 1067 m MAX: 55.20 km/h
Temp:30.0 'C
Czwartek, 16 maja 2013Kategoria >100km, Rower szosowy, Wypad
Świętokrzyskie - I dzień
Wypad po gminy województwa świętokrzyskiego
Zdjęcia
Zaliczone gminy - 14 (Morawica, Sitkówka-Nowiny, CHĘCINY, Piekoszów, Strawczyn, Miedziana Góra, Zagnańsk, Mniów, Smyków, Ruda Maleniecka, Fałków, Słupia, Kluczewsko, Oksa)
Wypad po gminy województwa świętokrzyskiego
Zdjęcia
Zaliczone gminy - 14 (Morawica, Sitkówka-Nowiny, CHĘCINY, Piekoszów, Strawczyn, Miedziana Góra, Zagnańsk, Mniów, Smyków, Ruda Maleniecka, Fałków, Słupia, Kluczewsko, Oksa)
Dane wycieczki:
DST: 169.60 km AVS: 24.46 km/h
ALT: 1054 m MAX: 55.40 km/h
Temp:30.0 'C