Wpisy archiwalne w kategorii
Wycieczka
Dystans całkowity: | 107164.05 km (w terenie 504.00 km; 0.47%) |
Czas w ruchu: | 4232:57 |
Średnia prędkość: | 25.32 km/h |
Maksymalna prędkość: | 78.00 km/h |
Suma podjazdów: | 456390 m |
Suma kalorii: | 228598 kcal |
Liczba aktywności: | 900 |
Średnio na aktywność: | 119.07 km i 4h 42m |
Więcej statystyk |
Niedziela, 17 lipca 2011Kategoria Rower szosowy, Wycieczka
Warszawa - Pilawa - Dębówka - Chynów - Grójec - Tarczyn - Warszawa
Jako, że do pracy jeździło mi się całkiem dobrze postanowiłem zrobić trochę dłuższą trasę, by zobaczyć jak jest z kolanem. Pierwsza część do Dębówki pod wiatr, przeszkadzało też na kawałku do Grójca, później już prawie do końca korzystnie. Z kolanem tak sobie - pod koniec trasy dawało już o sobie lekko znać, aczkolwiek jeszcze daleko było do poziomu z wypadu do Łukowa. Eksperymentowałem trochę z pozycją, zauważyłem też że jazda w opasce może mieć pewien wpływ na kontuzję - ale tak to jest z kolanami, bardzo ciężko ocenić co powoduje problemy, gdy już to odkryjemy nie jest to tak trudno wyeliminować. Poprawa jest - ale oczywiście 100km to nie 400 czy tym bardziej 1000 który mam do przejechania w następnym tygodniu, a kolano pod koniec dzisiejszej trasy już czułem, więc długość trasy ma na nie niewątpliwie wpływ. Ale nie jest na tyle źle by w ogóle nie spróbować - zabiorę się więc do Świnoujścia i spróbuję wystartować, jeśli kontuzja okaże się za poważna - najwyżej będę się musiał wycofać na trasie.
Jako, że do pracy jeździło mi się całkiem dobrze postanowiłem zrobić trochę dłuższą trasę, by zobaczyć jak jest z kolanem. Pierwsza część do Dębówki pod wiatr, przeszkadzało też na kawałku do Grójca, później już prawie do końca korzystnie. Z kolanem tak sobie - pod koniec trasy dawało już o sobie lekko znać, aczkolwiek jeszcze daleko było do poziomu z wypadu do Łukowa. Eksperymentowałem trochę z pozycją, zauważyłem też że jazda w opasce może mieć pewien wpływ na kontuzję - ale tak to jest z kolanami, bardzo ciężko ocenić co powoduje problemy, gdy już to odkryjemy nie jest to tak trudno wyeliminować. Poprawa jest - ale oczywiście 100km to nie 400 czy tym bardziej 1000 który mam do przejechania w następnym tygodniu, a kolano pod koniec dzisiejszej trasy już czułem, więc długość trasy ma na nie niewątpliwie wpływ. Ale nie jest na tyle źle by w ogóle nie spróbować - zabiorę się więc do Świnoujścia i spróbuję wystartować, jeśli kontuzja okaże się za poważna - najwyżej będę się musiał wycofać na trasie.
Dane wycieczki:
DST: 99.50 km AVS: 27.64 km/h
ALT: 256 m MAX: 50.70 km/h
Temp:30.0 'C
Czwartek, 14 lipca 2011Kategoria >100km, >200km, >300km, Rower szosowy, Wycieczka
Kontuzja kolana
Warszawa - Góra Kalwaria - Stoczek Łukowski - Kock - Parczew - Podedworze - Radzyń Podlaski - Łuków
Startuję w środę ok. 19 - celem znowu Lubelszczyzna, powiaty których nie zaliczyłem na ostatnim wypadzie z sakwami. Jedzie się przyzwoicie, przeciwny wiatr w nocy trochę się zmniejszył, temperatura akurat (20-23'C). Zmierzch łapie mnie za Pilawą, a za Stoczkiem wjeżdżam na boczne drogi. Nieoczekiwanie asfalty były wysokiej jakości, za to ciemno jak w d. u Murzyna, większość mijanych wiosek bez oświetlenia przy drodze, nawet w chałupach mimo jeszcze sensownej godziny (22-24) ciemno; na szczęście ładnie świecił księżyc, ale szukanie urzędów gmin po nocy do łatwych spraw nie należało :). Przeżyłem też kilka ataków psów, im głębsze wiochy - tym większa szansa na takie atrakcje, bo na wsiach ciągle często puszcza się psy luzem. Na duży postój staję dopiero po 160km w Kocku przy ładnie oświetlonym pomniku gen. Kleeberga (pod Kockiem rozegrała się ostatnia wielka bitwa Września). Niestety coraz bardziej daje mi się we znaki kolano, chciałem przed BBTour wypróbować inne siodełko, a że było nieco "niższe" od mojego standardowego podniosłem sporo sztycę, prawdopodobnie dużo za dużo. Po przekroczeniu 200km pod Parczewem (zrobiło się już jasno) - problemy z kolanem są już mocne, zmieniam więc siodło na stare (miałem je ze sobą).
Trzeba uczciwie przyznać, że na tak głupi pomysł jak to - już dawno nie wpadłem, stare siodło nie jest może idealne, po jakiś 300-400km czuć tyłek, ale jest to sprawdzony model. A nowe nie dość, ze dużo mniej wygodne - to jeszcze źle ustawione doprowadziło do poważnej kontuzji. Kolejne kilometry - to jazda bocznymi drogami powiatu parczewskiego i radzyńskiego; po tym jak za Sosnówką zjechałem z główniejszej szosy - zaczęły się tragiczne asfalty z mnóstwem dziur. W Podedwórzu robię długi postój; po 10km w Jabłoni - orientuję się że nie mam aparatu fotograficznego; jak się nie ma w głowie - to trzeba mieć w nogach, musiałem przez to nadrobić 20km, z czego 10km pod wiatr i 10km po dziurach :)) Na szczęście aparatem nikt się nie zainteresował. Ostanie ponad 100km to już bardzo nieprzyjemna jazda z coraz mocniej bolącym kolanem, wydaje mi się że znalazłem odpowiednie ustawienie siodła (w tych sprawach nigdy nie ma 100% pewności) - ale po prostu już na tyle mocno je wcześniej rozwaliłem, że nawet to nie pomagało; do tego upał (do 35'C) i fatalne drogi coraz bardziej mnie wkurzały; przed Radzyniem specjalnie nadrobiłem ze 3km byleby wjechać na krajówkę - a okazało się że tam są dziury niemal tej klasy co i na bocznych drogach! W Radzyniu postanawiam odpuścić ostatnie 2 gminy (do których trzeba było nadrobić prawie 50km) i jadę główną drogą do Łukowa (o której pamiętałem że ma dobry asfalt). Wracam pociągiem do Warszawy; 15km powrotu do domu z dworca - bardzo nieprzyjemne, kolano nieźle daje popalić.
Niestety trasa bardzo nieudana, choć przejechałem niemal wszystko co zakładałem, to poważna kontuzja kolana była zdecydowanie za wysoką ceną. Niepotrzebnie pojechałem aż tak długi dystans na krótko przed planowanym udziałem w BB Tour, a największym błędem była zabawa z innym siodełkiem, wymagająca eksperymentów z pozycją na rowerze; teraz mój udział w tej imprezie stanął pod dużym znakiem zapytania, jeśli kolano przez ten tydzień nie da mi spokoju - to porywanie się na 1000km nie ma sensu :((
Kilka zdjęć
Zaliczone gminy - 24 (Stoczek Łukowski - wieś, STOCZEK ŁUKOWSKI, Wola Mysłowska, Krzywda, Adamów, Wojcieszków, Serokomla, KOCK, Borki, Czemierniki, Siemień, PARCZEW - miasto powiatowe, Dębowa Kłoda, Sosnowica, Podedwórze, Jabłoń, Milanów, Komarówka Podlaska, Wohyń, Radzyń Podlaski -wieś, RADZYŃ PODLASKI - miasto powiatowe, Ulan-Majorat, Łuków - wieś, ŁUKÓW - miasto powiatowe)
Warszawa - Góra Kalwaria - Stoczek Łukowski - Kock - Parczew - Podedworze - Radzyń Podlaski - Łuków
Startuję w środę ok. 19 - celem znowu Lubelszczyzna, powiaty których nie zaliczyłem na ostatnim wypadzie z sakwami. Jedzie się przyzwoicie, przeciwny wiatr w nocy trochę się zmniejszył, temperatura akurat (20-23'C). Zmierzch łapie mnie za Pilawą, a za Stoczkiem wjeżdżam na boczne drogi. Nieoczekiwanie asfalty były wysokiej jakości, za to ciemno jak w d. u Murzyna, większość mijanych wiosek bez oświetlenia przy drodze, nawet w chałupach mimo jeszcze sensownej godziny (22-24) ciemno; na szczęście ładnie świecił księżyc, ale szukanie urzędów gmin po nocy do łatwych spraw nie należało :). Przeżyłem też kilka ataków psów, im głębsze wiochy - tym większa szansa na takie atrakcje, bo na wsiach ciągle często puszcza się psy luzem. Na duży postój staję dopiero po 160km w Kocku przy ładnie oświetlonym pomniku gen. Kleeberga (pod Kockiem rozegrała się ostatnia wielka bitwa Września). Niestety coraz bardziej daje mi się we znaki kolano, chciałem przed BBTour wypróbować inne siodełko, a że było nieco "niższe" od mojego standardowego podniosłem sporo sztycę, prawdopodobnie dużo za dużo. Po przekroczeniu 200km pod Parczewem (zrobiło się już jasno) - problemy z kolanem są już mocne, zmieniam więc siodło na stare (miałem je ze sobą).
Trzeba uczciwie przyznać, że na tak głupi pomysł jak to - już dawno nie wpadłem, stare siodło nie jest może idealne, po jakiś 300-400km czuć tyłek, ale jest to sprawdzony model. A nowe nie dość, ze dużo mniej wygodne - to jeszcze źle ustawione doprowadziło do poważnej kontuzji. Kolejne kilometry - to jazda bocznymi drogami powiatu parczewskiego i radzyńskiego; po tym jak za Sosnówką zjechałem z główniejszej szosy - zaczęły się tragiczne asfalty z mnóstwem dziur. W Podedwórzu robię długi postój; po 10km w Jabłoni - orientuję się że nie mam aparatu fotograficznego; jak się nie ma w głowie - to trzeba mieć w nogach, musiałem przez to nadrobić 20km, z czego 10km pod wiatr i 10km po dziurach :)) Na szczęście aparatem nikt się nie zainteresował. Ostanie ponad 100km to już bardzo nieprzyjemna jazda z coraz mocniej bolącym kolanem, wydaje mi się że znalazłem odpowiednie ustawienie siodła (w tych sprawach nigdy nie ma 100% pewności) - ale po prostu już na tyle mocno je wcześniej rozwaliłem, że nawet to nie pomagało; do tego upał (do 35'C) i fatalne drogi coraz bardziej mnie wkurzały; przed Radzyniem specjalnie nadrobiłem ze 3km byleby wjechać na krajówkę - a okazało się że tam są dziury niemal tej klasy co i na bocznych drogach! W Radzyniu postanawiam odpuścić ostatnie 2 gminy (do których trzeba było nadrobić prawie 50km) i jadę główną drogą do Łukowa (o której pamiętałem że ma dobry asfalt). Wracam pociągiem do Warszawy; 15km powrotu do domu z dworca - bardzo nieprzyjemne, kolano nieźle daje popalić.
Niestety trasa bardzo nieudana, choć przejechałem niemal wszystko co zakładałem, to poważna kontuzja kolana była zdecydowanie za wysoką ceną. Niepotrzebnie pojechałem aż tak długi dystans na krótko przed planowanym udziałem w BB Tour, a największym błędem była zabawa z innym siodełkiem, wymagająca eksperymentów z pozycją na rowerze; teraz mój udział w tej imprezie stanął pod dużym znakiem zapytania, jeśli kolano przez ten tydzień nie da mi spokoju - to porywanie się na 1000km nie ma sensu :((
Kilka zdjęć
Zaliczone gminy - 24 (Stoczek Łukowski - wieś, STOCZEK ŁUKOWSKI, Wola Mysłowska, Krzywda, Adamów, Wojcieszków, Serokomla, KOCK, Borki, Czemierniki, Siemień, PARCZEW - miasto powiatowe, Dębowa Kłoda, Sosnowica, Podedwórze, Jabłoń, Milanów, Komarówka Podlaska, Wohyń, Radzyń Podlaski -wieś, RADZYŃ PODLASKI - miasto powiatowe, Ulan-Majorat, Łuków - wieś, ŁUKÓW - miasto powiatowe)
Dane wycieczki:
DST: 391.70 km AVS: 24.01 km/h
ALT: 729 m MAX: 40.90 km/h
Temp:27.0 'C
Wtorek, 28 czerwca 2011Kategoria Rower szosowy, Wycieczka
Powrót z dworca
Dane wycieczki:
DST: 13.10 km AVS: 24.56 km/h
ALT: 24 m MAX: 37.90 km/h
Temp:17.0 'C
Poniedziałek, 27 czerwca 2011Kategoria >100km, >200km, >300km, Rower szosowy, Wycieczka
Zakopane
Warszawa - Grójec - Końskie - Jędrzejów - Miechów - Kraków - Dobczyce - Rabka-Zdrój - Nowy Targ - Zakopane
Marcin już od pewnego czasu przymierzał się do rekordowej dla niego trasy do Zakopanego, a jako że warunki zapowiedzieli sprzyjające (dobry wiatr, brak deszczu) - postanowił pojechać w poniedziałek, po zamianie w pracy udało mi się również dołączyć.
Spotykamy się przed 21 na Puławskiej, wyjeżdżamy z Warszawy drogą na Grójec, prawdziwa ciemność łapie nas dopiero koło 22 (czerwiec to doskonały miesiąc na trasy wymagające jazdy nocą). Pierwszy - mazowiecki odcinek dość monotonny, ale we dwójkę nocą jedzie się nieco łatwiej, można pogadać, coś się dzieje nie tylko żmudne odliczanie czasu do świtu. Dobrze sprawdziła się moja nowa lampka - Sigma Pava, bez wątpienia lepsza od sporo droższego Power Leda - lepsze mocowanie, dużo mniejsza i lżejsza, a siła światła i czas pracy właściwie te same, ale znacznie lepsza soczewka i do tego ciepła barwa światła (PL miał bardziej męczącą oczy zimną barwę); wśród lampek na 4AA to obecnie najlepszy model. Są co prawda tańsze i silniejsze "chińczyki" - ale w tych produktach są ogromne problemy z jakością wykonania, spotkałem się już z wieloma opiniami, gdzie ludziom takie lampki siadały.
Widno zaczyna się robić w okolicach Sielpi, możemy obserwować piękne widoki na tutejsze jezioro. Najbliższy odcinek (jak to w okolicach świtu) bardzo zimny, temperatura nawet po 6-7'C, co ciekawa najzimniej jest na poziomie łąk (bardzo malownicze mgły), gdy wyjeżdża się ponad mgłę, temperatura rośnie o 2-3'C. Na odcinku Łopuszno-Małogoszcz duże dziury, za to dalej do Jędrzejowa już elegancki asfalt, tam robimy duży postój, pierwsze sklepy (parę minut po 6) już są otwarte. Na szosie krakowskiej zmienia się charakter jazdy, dochodzą liczne pagórki, nie za ciężkie, ale w ilościach już istotnych ;) Wspólnie jechaliśmy do Słomnik, tutaj Marcin pojechał krótszą trasą bocznymi dróżkami do Wieliczki, ja natomiast chciałem tradycyjnie zahaczyć o Kraków. Tam zjadłem obiad i na południe wyjechałem "czwórką".
Spotykamy się na rynku w Wieliczce i w dalszą trasę ruszamy na Dobczyce. Tu są dwa dość wymagające podjazdy i piękny zjazd w okolicach kościółka w Dziekanowicach. W Dobczycach robimy zakupy i kierujemy się na Mszanę, droga stanowi bardzo dobrą alternatywę dla zakopianki - chyba nawet trochę ładniejsza, a ruch minimalny. Po serii podjazdów w rejonie Kasiny wyraźnie czujemy już ogromny dystans w nogach, mocno przeszkadza też brak snu (ja na nogach jestem od niedzieli rano). Nieoczekiwanie ruchliwy kawałek do Rabki poszedł gładko, Obidowę atakujemy z marszu, bez postoju. Podjazd jak na koniec tak długiej trasy daje nieźle w kość, ale na końcowym odcinku wyraźnie pomaga nam dotąd raczej słaby wiatr. W Nowym Targu na chwilę się rozdzielamy, ja jeszcze zaliczam gminę, podobnie jest na ostatnim kawałku do Zakopanego, niestety okropnym (wąska dziurawa droga z ogromnym ruchem).
Ale najważniejsze, że udało się dojechać, wielkie gratulacje dla Marcina, który dał sobie radę na tak ciężkiej trasie, 400km to już samo w sobie wielkie wyzwanie, co dopiero na dość górskiej (szczególnie w końcówce) trasie. Niestety od pewnego czasu Zakopane ma po prostu fatalne połączenia, z koleją są duże problemy (nocnymi TLK nie wolno przewozić rowerów). Próbowaliśmy pojechać PKS, chamidło ze Szwagropolu powiedziało nam, że rowerów nie weźmie "bo nie", na szczęście kierowca kolejnego PKS-u aż do Ciechanowa miał zupełnie inne podejście, nie robił żadnych problemów, za rowery dopłaciliśmy 10zł, czas jazdy zbliżony do tego z nocnego pociągu.
Zdjęcia z komórki
Warszawa - Grójec - Końskie - Jędrzejów - Miechów - Kraków - Dobczyce - Rabka-Zdrój - Nowy Targ - Zakopane
Marcin już od pewnego czasu przymierzał się do rekordowej dla niego trasy do Zakopanego, a jako że warunki zapowiedzieli sprzyjające (dobry wiatr, brak deszczu) - postanowił pojechać w poniedziałek, po zamianie w pracy udało mi się również dołączyć.
Spotykamy się przed 21 na Puławskiej, wyjeżdżamy z Warszawy drogą na Grójec, prawdziwa ciemność łapie nas dopiero koło 22 (czerwiec to doskonały miesiąc na trasy wymagające jazdy nocą). Pierwszy - mazowiecki odcinek dość monotonny, ale we dwójkę nocą jedzie się nieco łatwiej, można pogadać, coś się dzieje nie tylko żmudne odliczanie czasu do świtu. Dobrze sprawdziła się moja nowa lampka - Sigma Pava, bez wątpienia lepsza od sporo droższego Power Leda - lepsze mocowanie, dużo mniejsza i lżejsza, a siła światła i czas pracy właściwie te same, ale znacznie lepsza soczewka i do tego ciepła barwa światła (PL miał bardziej męczącą oczy zimną barwę); wśród lampek na 4AA to obecnie najlepszy model. Są co prawda tańsze i silniejsze "chińczyki" - ale w tych produktach są ogromne problemy z jakością wykonania, spotkałem się już z wieloma opiniami, gdzie ludziom takie lampki siadały.
Widno zaczyna się robić w okolicach Sielpi, możemy obserwować piękne widoki na tutejsze jezioro. Najbliższy odcinek (jak to w okolicach świtu) bardzo zimny, temperatura nawet po 6-7'C, co ciekawa najzimniej jest na poziomie łąk (bardzo malownicze mgły), gdy wyjeżdża się ponad mgłę, temperatura rośnie o 2-3'C. Na odcinku Łopuszno-Małogoszcz duże dziury, za to dalej do Jędrzejowa już elegancki asfalt, tam robimy duży postój, pierwsze sklepy (parę minut po 6) już są otwarte. Na szosie krakowskiej zmienia się charakter jazdy, dochodzą liczne pagórki, nie za ciężkie, ale w ilościach już istotnych ;) Wspólnie jechaliśmy do Słomnik, tutaj Marcin pojechał krótszą trasą bocznymi dróżkami do Wieliczki, ja natomiast chciałem tradycyjnie zahaczyć o Kraków. Tam zjadłem obiad i na południe wyjechałem "czwórką".
Spotykamy się na rynku w Wieliczce i w dalszą trasę ruszamy na Dobczyce. Tu są dwa dość wymagające podjazdy i piękny zjazd w okolicach kościółka w Dziekanowicach. W Dobczycach robimy zakupy i kierujemy się na Mszanę, droga stanowi bardzo dobrą alternatywę dla zakopianki - chyba nawet trochę ładniejsza, a ruch minimalny. Po serii podjazdów w rejonie Kasiny wyraźnie czujemy już ogromny dystans w nogach, mocno przeszkadza też brak snu (ja na nogach jestem od niedzieli rano). Nieoczekiwanie ruchliwy kawałek do Rabki poszedł gładko, Obidowę atakujemy z marszu, bez postoju. Podjazd jak na koniec tak długiej trasy daje nieźle w kość, ale na końcowym odcinku wyraźnie pomaga nam dotąd raczej słaby wiatr. W Nowym Targu na chwilę się rozdzielamy, ja jeszcze zaliczam gminę, podobnie jest na ostatnim kawałku do Zakopanego, niestety okropnym (wąska dziurawa droga z ogromnym ruchem).
Ale najważniejsze, że udało się dojechać, wielkie gratulacje dla Marcina, który dał sobie radę na tak ciężkiej trasie, 400km to już samo w sobie wielkie wyzwanie, co dopiero na dość górskiej (szczególnie w końcówce) trasie. Niestety od pewnego czasu Zakopane ma po prostu fatalne połączenia, z koleją są duże problemy (nocnymi TLK nie wolno przewozić rowerów). Próbowaliśmy pojechać PKS, chamidło ze Szwagropolu powiedziało nam, że rowerów nie weźmie "bo nie", na szczęście kierowca kolejnego PKS-u aż do Ciechanowa miał zupełnie inne podejście, nie robił żadnych problemów, za rowery dopłaciliśmy 10zł, czas jazdy zbliżony do tego z nocnego pociągu.
Zdjęcia z komórki
Dane wycieczki:
DST: 406.50 km AVS: 24.51 km/h
ALT: 3445 m MAX: 72.30 km/h
Temp:21.0 'C
Główny Szlak Puszczański
Warszawa - Dziekanów Leśny - Roztoka - Tułowice - Leoncin - Czosnów - Warszawa
Wypad do Kampinosu razem z Gosią i Marcinem. Spotykamy się na Bemowie, po czym jedziemy asfaltem do Łomianek, następnie terenem do Dziekanowa Leśnego, gdzie zaczyna się czerwony główny szlak Puszczy. Pierwszy odcinek wymagający - najpierw grobla z dużą ilością korzeni, następnie sporo piachu i ostrych górek w rejonie Mogilnego Mostka, także i za cmentarzem w Palmirach. Na kawałku Palmiry - Roztoka też podobny teren, w samej Roztoce robimy postój w złodziejskim barku (woda 0,5l za 2,5zł), najbardziej rozbawił nasz koszt rozpalenia ogniska na okolicznej polanie - 100zł!
Tutaj żegnamy się z Gosią, która wraca asfaltem do Leszna, my natomiast kontynuujemy jazdę czerwonym szlakiem. Do Górek piękny odcinek - sporo górek, przejazd przez Karpaty, ładne sosnowe lasy, sporo podjazdów. W Górkach (wioska w samym środku Puszczy, na sporym niezalesionym obszarze) robimy zakupy i piaszczystą drogą kierujemy się w stronę lasu. Szlak w zachodniej Puszczy już nie tak wymagający, więcej jest tu lasów liściastych, więc i mniej piachu, który najbardziej daje nam popalić. Za to komarów - tysiące, w ogóle nie można było stawać na tym kawałku bo zaraz zaczynały się do nas dobierać. Zmęczenie oczywiście dawało już znać o sobie, drugą część trasy jechaliśmy wolniej, ale do asfaltu pod Tułowicami docieramy w dobrej formie, w sumie zrobiliśmy w terenie ponad 50km, co na sztywnych rowerach z wąskimi oponami (u mnie szosowe 28mm) nie jest takie proste, Marcinowi najbardziej dokuczały dłonie, ja po zmianie manetek na nowszy typ 9s - zanotowałem sporą poprawę, wyraźnie lepiej hamuje się w górnym chwycie, a sam chwyt na manetkach też jest wygodniejszy.
Wracamy asfaltem przez Leoncin, poranny wiatr już osłabł, niemniej lekko wieje nam w plecy. Żegnamy się z Marcinem w Łomiankach, przez Warszawę jechało się całkiem sprawnie, w święto ruch na drogach niewielki.
Zaliczone gminy - (Brochów, Leoncin)
Warszawa - Dziekanów Leśny - Roztoka - Tułowice - Leoncin - Czosnów - Warszawa
Wypad do Kampinosu razem z Gosią i Marcinem. Spotykamy się na Bemowie, po czym jedziemy asfaltem do Łomianek, następnie terenem do Dziekanowa Leśnego, gdzie zaczyna się czerwony główny szlak Puszczy. Pierwszy odcinek wymagający - najpierw grobla z dużą ilością korzeni, następnie sporo piachu i ostrych górek w rejonie Mogilnego Mostka, także i za cmentarzem w Palmirach. Na kawałku Palmiry - Roztoka też podobny teren, w samej Roztoce robimy postój w złodziejskim barku (woda 0,5l za 2,5zł), najbardziej rozbawił nasz koszt rozpalenia ogniska na okolicznej polanie - 100zł!
Tutaj żegnamy się z Gosią, która wraca asfaltem do Leszna, my natomiast kontynuujemy jazdę czerwonym szlakiem. Do Górek piękny odcinek - sporo górek, przejazd przez Karpaty, ładne sosnowe lasy, sporo podjazdów. W Górkach (wioska w samym środku Puszczy, na sporym niezalesionym obszarze) robimy zakupy i piaszczystą drogą kierujemy się w stronę lasu. Szlak w zachodniej Puszczy już nie tak wymagający, więcej jest tu lasów liściastych, więc i mniej piachu, który najbardziej daje nam popalić. Za to komarów - tysiące, w ogóle nie można było stawać na tym kawałku bo zaraz zaczynały się do nas dobierać. Zmęczenie oczywiście dawało już znać o sobie, drugą część trasy jechaliśmy wolniej, ale do asfaltu pod Tułowicami docieramy w dobrej formie, w sumie zrobiliśmy w terenie ponad 50km, co na sztywnych rowerach z wąskimi oponami (u mnie szosowe 28mm) nie jest takie proste, Marcinowi najbardziej dokuczały dłonie, ja po zmianie manetek na nowszy typ 9s - zanotowałem sporą poprawę, wyraźnie lepiej hamuje się w górnym chwycie, a sam chwyt na manetkach też jest wygodniejszy.
Wracamy asfaltem przez Leoncin, poranny wiatr już osłabł, niemniej lekko wieje nam w plecy. Żegnamy się z Marcinem w Łomiankach, przez Warszawę jechało się całkiem sprawnie, w święto ruch na drogach niewielki.
Zaliczone gminy - (Brochów, Leoncin)
Dane wycieczki:
DST: 161.90 km AVS: 19.91 km/h
ALT: 417 m MAX: 47.80 km/h
Temp:24.0 'C
Sobota, 11 czerwca 2011Kategoria Rower szosowy, Wycieczka
Nocny wypad do Konstancina. Nie przejeżdżałem tutaj jakiś miesiąc - i mocne rozczarowanie, remont zakichanego mostku na rzeczce o szerokości 10m ciągnie się już od początku roku, a teraz panowie drogowcy wpadli na doskonały pomysł równoczesnego zaczęcia kolejnych robót niemal w całym mieście (nie skończywszy tej podstawowej) pod- skutkiem czego jazda po Konstancinie przypomina ta po miejscowościach Albanii czy Trzeciego Świata - w tak fatalnym stanie jest droga.
Skończyło się to dla mnie fatalnie - bo złapałem gumę, a że trasa miała być dość krótka, zapomniałem zabrać sprzętu do łatania - i musiałem te 11km wracać na piechotę nie chcąc ryzykować zniszczenia obręczy; spacer umilały grupki pijanej młodzieży świętującej (jak co tydzień) wolną sobotę.
Skończyło się to dla mnie fatalnie - bo złapałem gumę, a że trasa miała być dość krótka, zapomniałem zabrać sprzętu do łatania - i musiałem te 11km wracać na piechotę nie chcąc ryzykować zniszczenia obręczy; spacer umilały grupki pijanej młodzieży świętującej (jak co tydzień) wolną sobotę.
Dane wycieczki:
DST: 11.00 km AVS: 23.57 km/h
ALT: 15 m MAX: 30.60 km/h
Temp:21.0 'C
Niedziela, 29 maja 2011Kategoria Rower szosowy, Wycieczka
Warszawa - Zielonka - Marki - Nieporęt - Warszawa
Przejażdżka nad Zalew Zegrzyński z Marcinem
Przejażdżka nad Zalew Zegrzyński z Marcinem
Dane wycieczki:
DST: 82.20 km AVS: 20.99 km/h
ALT: 187 m MAX: 52.10 km/h
Temp:23.0 'C
Sobota, 28 maja 2011Kategoria Rower szosowy, Wycieczka
Powrót z dworca
Dane wycieczki:
DST: 11.40 km AVS: 24.43 km/h
ALT: 23 m MAX: 41.00 km/h
Temp:18.0 'C
Via Baltica
Warszawa - Węgrów - Wysokie Maz. - Tykocin - Augustów - Suwałki - [LT] - Kowno - Poniewież - [LV] - Bauska - Ryga
Podczas niedawnego wypadu do Białegostoku zacząłem się zastanawiać nad projektem bardzo długiej jednorazowej trasy - aż do samej Rygi. Jako, że szybko po tej trasie trafiła się dobra pogoda - postanowiłem ruszyć.
Startuje z Warszawy o godzinie 8, a jako że powrotny autokar z Rygi mam o 16 - na trasie trzeba będzie ściśle pilnować czasu. Początek - to ta sama trasa co przed paru dniami do Białegostoku, jadąc mostem na Bugu w rejonie Nuru trochę się nadrabia, ale odpada konieczność jazdy 40km ekspresówką. Warunki eleganckie - wieje co prawda łagodniej niż wtedy, ale jednak w plecy, do tego jest sporo chłodniej - 22-24'C a to idealne warunki na rower. Tym razem nie kombinowałem z torbami, z bólem serca (aż wstyd patrzeć na taką szosówkę :) założyłem po prostu lekki bagażnik, na to worek z rzeczami - i nie było z tym problemów, nie musiałem tracić czasu na trasie na ciągłe poprawianie bagażu.
Po drodze zaliczałem też sporo gmin, nieźle się ułożyło, że większość urzędów była tuż przy mojej trasie, nie wymagało to kołowania i tracenia czasu. Odpoczywam dłużej w Czyżewie (to najmłodsze miasto w Polsce, prawa miejskie uzyskało w 2011; na wielu tablicach funkcjonuje jeszcze pod starą nazwą Czyżew-Osada), kawałek do Tykocina dość nudny, dalej zaczynają się już ładniejsze od mazowieckich widoki, do tego droga bardzo urozmaicona, choć nie w ten sposób którego oczekiwałem - długie odcinki trasy Tykocin-Knyszyn są w remoncie, parę kilometrów trzeba było przejechać po szutrze. Za Knyszynem jest już w miarę OK, trochę górek, bardzo zielono, trochę pagórków, tereny pomiędzy Biebrzą a Narwią z pewnością można zaliczyć do atrakcyjnych. Na polską część Via Baltica wjeżdżam w Korycinie, ruch na szczęście jest mniejszy niż się obawiałem, za to nie ma pobocza na które liczyłem, pojawi się dopiero po kilkunastu km.
Kolejny postój robię w Suchowoli w ładnym parku z dużą ilością fontann. Na dalszym odcinku zdecydowanie się wypłaszcza, na chwilkę wjeżdżam do Biebrzańskiego Parku Narodowego. Przed Augustowem są pierwsze jeziora, sam Augustów położony jest bardzo malowniczo, niestety dochodzi tu droga z Pułtuska i Ostrołęki, z której korzysta masa tirów jadących do Pribałtyki. Tak więc na odcinku do Budziska ruch rośnie, bardzo pomaga obecność pobocza; tym bardziej że zapada już zmrok. W Suwałkach zatrzymuję się na obiad w pizzeri, jako że było przed 22 - wydawali już tylko na wynos, ale można było skorzystać z ogródka i rozstawionych tam stołów, choć trzeba było jeść rękami (co w przypadku akurat pizzy wiele nie przeszkadza). Kawałek przed granicą bardziej pagórkowaty, wjeżdża się tu na ok. 240m; już na Litwie szybko zaczynają się zjazdy na poziom ok. 100m.
Główna droga omija Mariampol i Kalvariję, ja wybrałem starą drogę prowadzącą przez centra tych miast, co było strzałem w dziesiątkę, bo ruch na tej drodze był żaden, a asfalt elegancki. Krótko po przekroczeniu granicy patrząc na GPS orientuję się, że na Litwie jest czas przesunięty o godzinę do przodu w stosunku do polskiego; planując trasę na śmierć o tym zapomniałem - a to oznaczało że mój autobus odjeżdża o godzinę wcześniej niż zakładałem, a jako że w Augustowie i Suwałkach straciłem masę czasu - oznaczało, że mam już niewiele czasu w zapasie. Analizując na GPS trasę orientuję się że lepiej będzie jechać przez Poniewież (a nie jak zakładałem przez Kiejdany i Szawle), dzięki temu mogłem zyskać niemal 20km co dałoby mi więcej luzu czasowego na trasie.
Kowno tuż przed świtem wyglądało bardzo fajnie - oświetlony Niemen i Starówka widoczne z szybkiego zjazdu nad poziom rzeki robiły spore wrażenie. Miasto opuszczam autostradą na Kłajpedę, przejechałem nią ok. 15km - odbijając następnie na Poniewież. Decyzja była dobra, bo droga okazała się nadspodziewanie pusta, było pobocze, a dobry asfalt niemal cały czas (a to na bardzo długiej trasie kluczowa sprawa; nic tak nie wkurza jak dziury wybijające z rytmu, dające popalić siedzeniu itd.). Koło 8 rano docieram do Poniewieża (w 24h godz zegarowe przejechałem 550km), tam robię zakupy w sklepie i jem śniadanie (każdemu polecam świetne litewskie ciemne chleby). Od Poniewieża zaczęło mocniej wiać w plecy, więc tempo jazdy wzrosło, często dawało się utrzymywać 30km/h na długich kawałkach, dzięki temu zyskałem więcej czasu na postoje, bo odczuwałem już znużenie takim ogromnym dystansem. Krajobrazy na kolana nie rzucały, generalnie w tym rejonie Litwy jest bardzo zielono i płasko. Po ok. 620km wjeżdżam na Łotwę, tutaj trasę urozmaicają częste szpalery z drzew, do tego więcej jest wiosek przy drodze, przejeżdżam tez przez dwa większe miasta - Bauskę i Iecavę (tu spory objazd). Końcówka niestety marniutka, zgodnie z prognozami zepsuła się pogoda i zaczęło padać, do tego ostatnie 20km drogi przed Rygą jest w bardzo marnym stanie, kupa dziur, a ruch przed stolicą Łotwy duży.
W samej Rydze duże wrażenie robi bardzo szeroka Dźwina, miasto niebrzydkie, niestety nie miałem za wiele czasu i byłem zdecydowanie za bardzo zmęczony na dokładniejsze zwiedzanie. Na dworzec autobusowy docieram parę minut po 15, zjadłem obiad w barze, kupiłem jedzenie na powrót i rozkręciłem rower na transport autobusem. Z załadunkiem roweru nie było problemów, musiałem tylko dopłacić 2 łaty (ok. 12zł); także i w czasie przesiadki w Wilnie kierowcy nie mieli zastrzeżeń. Jako ciekawostkę warto podać, że cała trasa zajęła mi rowerem 31h, natomiast autokarem wracałem przez ok 14h, więc był szybszy ode mnie ledwo dwa razy :))
Wyjazd bardzo udany, sensownie zaplanowany i zrealizowany, takie przelotowe trasy na kilkaset kilometrów w jedną stronę - to jest coś co motywuje do jazdy, coś co wyzwala energię potrzebną do ukończenia takiej trasy. Można oczywiście sobie przejechać tyle samo na pętlach koło domu, wracając na obiad, czy sen - ale to już nie jest to samo, nie ta satysfakcja, nie ta motywacja.
Zdjęcia z komórki
Zaliczone gminy - 12 (Krypno, KNYSZYN, Jasionówka, Korycin, SUCHOWOLA, Sztabin, Augustów - wieś, AUGUSTÓW - miasto powiatowe, Nowinka, Suwałki -wieś, SUWAŁKI - miasto powiatowe + powiat grodzki, Szypliszki)
Warszawa - Węgrów - Wysokie Maz. - Tykocin - Augustów - Suwałki - [LT] - Kowno - Poniewież - [LV] - Bauska - Ryga
Podczas niedawnego wypadu do Białegostoku zacząłem się zastanawiać nad projektem bardzo długiej jednorazowej trasy - aż do samej Rygi. Jako, że szybko po tej trasie trafiła się dobra pogoda - postanowiłem ruszyć.
Startuje z Warszawy o godzinie 8, a jako że powrotny autokar z Rygi mam o 16 - na trasie trzeba będzie ściśle pilnować czasu. Początek - to ta sama trasa co przed paru dniami do Białegostoku, jadąc mostem na Bugu w rejonie Nuru trochę się nadrabia, ale odpada konieczność jazdy 40km ekspresówką. Warunki eleganckie - wieje co prawda łagodniej niż wtedy, ale jednak w plecy, do tego jest sporo chłodniej - 22-24'C a to idealne warunki na rower. Tym razem nie kombinowałem z torbami, z bólem serca (aż wstyd patrzeć na taką szosówkę :) założyłem po prostu lekki bagażnik, na to worek z rzeczami - i nie było z tym problemów, nie musiałem tracić czasu na trasie na ciągłe poprawianie bagażu.
Po drodze zaliczałem też sporo gmin, nieźle się ułożyło, że większość urzędów była tuż przy mojej trasie, nie wymagało to kołowania i tracenia czasu. Odpoczywam dłużej w Czyżewie (to najmłodsze miasto w Polsce, prawa miejskie uzyskało w 2011; na wielu tablicach funkcjonuje jeszcze pod starą nazwą Czyżew-Osada), kawałek do Tykocina dość nudny, dalej zaczynają się już ładniejsze od mazowieckich widoki, do tego droga bardzo urozmaicona, choć nie w ten sposób którego oczekiwałem - długie odcinki trasy Tykocin-Knyszyn są w remoncie, parę kilometrów trzeba było przejechać po szutrze. Za Knyszynem jest już w miarę OK, trochę górek, bardzo zielono, trochę pagórków, tereny pomiędzy Biebrzą a Narwią z pewnością można zaliczyć do atrakcyjnych. Na polską część Via Baltica wjeżdżam w Korycinie, ruch na szczęście jest mniejszy niż się obawiałem, za to nie ma pobocza na które liczyłem, pojawi się dopiero po kilkunastu km.
Kolejny postój robię w Suchowoli w ładnym parku z dużą ilością fontann. Na dalszym odcinku zdecydowanie się wypłaszcza, na chwilkę wjeżdżam do Biebrzańskiego Parku Narodowego. Przed Augustowem są pierwsze jeziora, sam Augustów położony jest bardzo malowniczo, niestety dochodzi tu droga z Pułtuska i Ostrołęki, z której korzysta masa tirów jadących do Pribałtyki. Tak więc na odcinku do Budziska ruch rośnie, bardzo pomaga obecność pobocza; tym bardziej że zapada już zmrok. W Suwałkach zatrzymuję się na obiad w pizzeri, jako że było przed 22 - wydawali już tylko na wynos, ale można było skorzystać z ogródka i rozstawionych tam stołów, choć trzeba było jeść rękami (co w przypadku akurat pizzy wiele nie przeszkadza). Kawałek przed granicą bardziej pagórkowaty, wjeżdża się tu na ok. 240m; już na Litwie szybko zaczynają się zjazdy na poziom ok. 100m.
Główna droga omija Mariampol i Kalvariję, ja wybrałem starą drogę prowadzącą przez centra tych miast, co było strzałem w dziesiątkę, bo ruch na tej drodze był żaden, a asfalt elegancki. Krótko po przekroczeniu granicy patrząc na GPS orientuję się, że na Litwie jest czas przesunięty o godzinę do przodu w stosunku do polskiego; planując trasę na śmierć o tym zapomniałem - a to oznaczało że mój autobus odjeżdża o godzinę wcześniej niż zakładałem, a jako że w Augustowie i Suwałkach straciłem masę czasu - oznaczało, że mam już niewiele czasu w zapasie. Analizując na GPS trasę orientuję się że lepiej będzie jechać przez Poniewież (a nie jak zakładałem przez Kiejdany i Szawle), dzięki temu mogłem zyskać niemal 20km co dałoby mi więcej luzu czasowego na trasie.
Kowno tuż przed świtem wyglądało bardzo fajnie - oświetlony Niemen i Starówka widoczne z szybkiego zjazdu nad poziom rzeki robiły spore wrażenie. Miasto opuszczam autostradą na Kłajpedę, przejechałem nią ok. 15km - odbijając następnie na Poniewież. Decyzja była dobra, bo droga okazała się nadspodziewanie pusta, było pobocze, a dobry asfalt niemal cały czas (a to na bardzo długiej trasie kluczowa sprawa; nic tak nie wkurza jak dziury wybijające z rytmu, dające popalić siedzeniu itd.). Koło 8 rano docieram do Poniewieża (w 24h godz zegarowe przejechałem 550km), tam robię zakupy w sklepie i jem śniadanie (każdemu polecam świetne litewskie ciemne chleby). Od Poniewieża zaczęło mocniej wiać w plecy, więc tempo jazdy wzrosło, często dawało się utrzymywać 30km/h na długich kawałkach, dzięki temu zyskałem więcej czasu na postoje, bo odczuwałem już znużenie takim ogromnym dystansem. Krajobrazy na kolana nie rzucały, generalnie w tym rejonie Litwy jest bardzo zielono i płasko. Po ok. 620km wjeżdżam na Łotwę, tutaj trasę urozmaicają częste szpalery z drzew, do tego więcej jest wiosek przy drodze, przejeżdżam tez przez dwa większe miasta - Bauskę i Iecavę (tu spory objazd). Końcówka niestety marniutka, zgodnie z prognozami zepsuła się pogoda i zaczęło padać, do tego ostatnie 20km drogi przed Rygą jest w bardzo marnym stanie, kupa dziur, a ruch przed stolicą Łotwy duży.
W samej Rydze duże wrażenie robi bardzo szeroka Dźwina, miasto niebrzydkie, niestety nie miałem za wiele czasu i byłem zdecydowanie za bardzo zmęczony na dokładniejsze zwiedzanie. Na dworzec autobusowy docieram parę minut po 15, zjadłem obiad w barze, kupiłem jedzenie na powrót i rozkręciłem rower na transport autobusem. Z załadunkiem roweru nie było problemów, musiałem tylko dopłacić 2 łaty (ok. 12zł); także i w czasie przesiadki w Wilnie kierowcy nie mieli zastrzeżeń. Jako ciekawostkę warto podać, że cała trasa zajęła mi rowerem 31h, natomiast autokarem wracałem przez ok 14h, więc był szybszy ode mnie ledwo dwa razy :))
Wyjazd bardzo udany, sensownie zaplanowany i zrealizowany, takie przelotowe trasy na kilkaset kilometrów w jedną stronę - to jest coś co motywuje do jazdy, coś co wyzwala energię potrzebną do ukończenia takiej trasy. Można oczywiście sobie przejechać tyle samo na pętlach koło domu, wracając na obiad, czy sen - ale to już nie jest to samo, nie ta satysfakcja, nie ta motywacja.
Zdjęcia z komórki
Zaliczone gminy - 12 (Krypno, KNYSZYN, Jasionówka, Korycin, SUCHOWOLA, Sztabin, Augustów - wieś, AUGUSTÓW - miasto powiatowe, Nowinka, Suwałki -wieś, SUWAŁKI - miasto powiatowe + powiat grodzki, Szypliszki)
Dane wycieczki:
DST: 705.10 km AVS: 27.31 km/h
ALT: 1845 m MAX: 52.10 km/h
Temp:20.0 'C
Piątek, 20 maja 2011Kategoria >100km, >200km, Rower szosowy, Wycieczka
Warszawa - Węgrów - Kosów Lacki - Wysokie Maz. - Tykocin - Białystok
Dłuższy wypad na którym sprawdzałem lemondkę i dużą torbę podsiodłową z nowym usztywnieniem. Pogoda na starcie przyzwoita, ciepło, chwilami wręcz upalnie (nawet ponad 30'C), porządny wiatr w plecy. Przed Węgrowem dwie awarie - najpierw spadła mi lampka (niestety większość okrągłych lampek ma fatalne mocowania na zipy czy gumki), przestała działać, zaskoczyła dopiero po mocnym uderzeniu o asfalt. Odkęrciło się też usztywnienie sakwy, musiałem zajechać do warsztatu samochodowego gdzie mi to mocno dokręcili i skontrowali kolejną nakrętką.
Trasa dość monotonna, Bug przekraczałem w rejonie Nuru, tam też zaczęła się zmieniać szybko pogoda i przed Czyżewem dopadła mnie niewielka burza. Kolejna burza łapie mnie przed Jeżewem, ale tam warunki pogorszyły się już znacząco - bo zaczął wiać mocny przeciwny wiatr. Żeby nie jechać remontowaną główną drogą - pojechałem przez Tykocin, na czym wyszedłem jak Zabłocki na mydle - bo wpakowałem się na spory odcinek beznadziejnego, chropowatego asfaltu.
Zmiana opon przedniej z tylną przy stanie 3219km; przebieg obecnej tylnej 3219km (na przodzie), przebieg obecnej przedniej 5515km (wszystko na tyle)
Zaliczone gminy - 9 (Miedzna, KOSÓW LACKI, Ceranów, Nur, CZYŻEW, Wysokie Mazowieckie - wieś, WYSOKIE MAZOWIECKIE - miasto powiatowe, Sokoły, TYKOCIN)
Dłuższy wypad na którym sprawdzałem lemondkę i dużą torbę podsiodłową z nowym usztywnieniem. Pogoda na starcie przyzwoita, ciepło, chwilami wręcz upalnie (nawet ponad 30'C), porządny wiatr w plecy. Przed Węgrowem dwie awarie - najpierw spadła mi lampka (niestety większość okrągłych lampek ma fatalne mocowania na zipy czy gumki), przestała działać, zaskoczyła dopiero po mocnym uderzeniu o asfalt. Odkęrciło się też usztywnienie sakwy, musiałem zajechać do warsztatu samochodowego gdzie mi to mocno dokręcili i skontrowali kolejną nakrętką.
Trasa dość monotonna, Bug przekraczałem w rejonie Nuru, tam też zaczęła się zmieniać szybko pogoda i przed Czyżewem dopadła mnie niewielka burza. Kolejna burza łapie mnie przed Jeżewem, ale tam warunki pogorszyły się już znacząco - bo zaczął wiać mocny przeciwny wiatr. Żeby nie jechać remontowaną główną drogą - pojechałem przez Tykocin, na czym wyszedłem jak Zabłocki na mydle - bo wpakowałem się na spory odcinek beznadziejnego, chropowatego asfaltu.
Zmiana opon przedniej z tylną przy stanie 3219km; przebieg obecnej tylnej 3219km (na przodzie), przebieg obecnej przedniej 5515km (wszystko na tyle)
Zaliczone gminy - 9 (Miedzna, KOSÓW LACKI, Ceranów, Nur, CZYŻEW, Wysokie Mazowieckie - wieś, WYSOKIE MAZOWIECKIE - miasto powiatowe, Sokoły, TYKOCIN)
Dane wycieczki:
DST: 247.20 km AVS: 27.88 km/h
ALT: 750 m MAX: 43.70 km/h
Temp:27.0 'C