wilk
Warszawa
avatar

Informacje

  • Wszystkie kilometry: 319318.44 km
  • Km w terenie: 837.00 km (0.26%)
  • Czas na rowerze: 581d 11h 01m
  • Prędkość średnia: 22.77 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Zaprzyjaźnione strony

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy wilk.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

Rower szosowy

Dystans całkowity:89888.50 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:3688:54
Średnia prędkość:24.37 km/h
Maksymalna prędkość:86.60 km/h
Suma podjazdów:516539 m
Liczba aktywności:836
Średnio na aktywność:107.52 km i 4h 24m
Więcej statystyk
Czwartek, 26 marca 2009Kategoria >100km, Rower szosowy, Wycieczka
Warszawa - Sulejówek - Stanisławów - Węgrów - Siedlce

Jako, że pogodę zapowiedziano nienajgorszą postanowiłem się wybrać na trochę dłuższą przejażdżkę do Siedlec. Pierwszy odcinek - nieciekawy, długie przebijanie się przez Warszawę i jej aglomerację, dopiero za Sulejówkiem zaczęła się fajniejsza jazda. Niby było sporo cieplej niż oczekiwałem (4'C) - ale de facto wcale ciepło nie było, ze względu na dość silny, zimny wiatr z południa, odczuwalna temperatura była niższa niż na niedawnej trasie do Nowego Sącza (a tam był 1'C). Ale za to przez większą część trasy było słońce - a wtedy zawsze jedzie się lepiej. Za Stanisławowem trochę ciekawszy odcinek z małymi podjazdami w sumie na 180m, potem dłuższy zjazd do Liwu, most na Liwcem - i jestem na przedmieściach Węgrowa, gdzie stanąłem na odpoczynek. Odcinek Węgrów - Siedlce dał mi nieźle w kość, przez większość trasy pod wiatr, także znacznie więcej niż wcześniej malutkich góreczek po 2-4%. Same Siedlce - tylko przejechałem przez centrum, kierując się na dworzec kolejowy. Duzym zaskoczeniem był pociąg osobowy do Warszawy - zamiast jak zwykle obdrapanej klasycznej osobówki był nowoczesny pociąg z miękkimi siedzeniami, miejscem na rower, cichutki, a rozpędzał się do 130km/h, toaleta pierwsza klasa, zupełnie jak w Niemczech - powoli jednak się do tego Zachodu zbliżamy :)
Tutaj parę fotek z trasy
Dane wycieczki: DST: 132.50 km AVS: 26.07 km/h ALT: 606 m MAX: 38.10 km/h Temp:4.0 'C
Wtorek, 24 marca 2009Kategoria Rower szosowy, Wycieczka
Warszawa - Piaseczno - Konstancin - Warszawa

Miała być trochę dłuższa przejażdżka do Tarczyna, ale padający śnieg i grad szybko mnie do tego pomysłu zniechęciły :))
Dane wycieczki: DST: 25.90 km AVS: 24.67 km/h ALT: 80 m MAX: 35.50 km/h Temp:5.0 'C
Sobota, 21 marca 2009Kategoria Wypad, Rower szosowy, >100km
Nowy Sącz - Limanowa - Gdów - Wieliczka - Kraków - [pociąg] - Piaseczno - Warszawa

W nocy, mimo wygodnego łóżka niestety w ogóle nie mogłem spać, widać zmęczenie wczorajszym dniem zrobiło swoje. Wstajemy ok. 8, jemy porządne śniadanie i o 10 ruszamy z Transatlantykiem w trasę. Pogoda zmieniła się diametralnie - jest słońce, nic nie pada, 4-5'C, jednym słowem - aż chce się jechać! Na dzień dobry zaliczamy długi podjazd na Wysokie, w sumie na ok.670m, widoki przepiękne, cała okolica w śniegu, droga w większości już sucha. Na szczycie meldujemy się w dobrej formie, po czym zaliczamy szybki zjazd do Limanowej, gdzie z ulgą opuszczamy główną drogę, kierując się na trasę przez Stare Rybie do Łapanowa. Górki na tym odcinku są cały czas i to całkiem porządne, trafia się kilka ścianek po 10%, wypłaszcza się dopiero przed Łapanowem, gdzie wjeżdżamy na główniejsza drogę do Gdowa. Docieramy tam po dwóch hopkach i zatrzymujemy się na przystanku na jedyny tego dnia odpoczynek. Temperatura bardzo przyzwoita, 5'C - mozna więc odpoczywać na powietrzu, bo wczoraj było to juz bardzo nieprzyjemne. Z Gdowa kierujemy się na Wieliczkę, odcinek ten na mapie wygląda bardzo niepozornie, ale Marek wiedział co mówił, gdy mnie przed nim ostrzegał. Niby tylko 14km - ale non-stop po górkach, non-stop ścianki po 30-40m, dobrych kilka dochodzi do 10%, tak więc dla mnie był to najtrudniejszy kawałek tego dnia. Za Wieliczką wreszcie się wypłaszcza i wjeżdżamy na "4"; po kilku kilometrach żegnam się z Markiem (jadącym do córki) - i jeszcze raz dzięki za wspólny wyjazd! Przebijam się przez Kraków, robię krótką pętelkę po centrum i jadę na dworzec; wysiadam w Piasecznie i po 21 docieram do domu.

Zdjęcia z wyjazdu
Ślad GPS tego dnia

Dane wycieczki: DST: 106.70 km AVS: 22.46 km/h ALT: 1326 m MAX: 53.20 km/h Temp:5.0 'C
Piątek, 20 marca 2009Kategoria Wypad, Rower szosowy, >200km, >100km, >300km
Warszawa - Góra Kalwaria - Warka - Radom - Wąchock - Nowa Słupia - Szydłów - Pacanów - Dąbrowa Tarnowska - Żabno - Wojnicz - Czchów - Nowy Sącz

Ideą tego wyjazdu było wykorzystanie wiatru, który ostatnio wiał dość silnie z północy. Umówiłem się więc z Transatlantykiem mieszkającym w Nowym Sączu (z którym razem z aardem byliśmy w zeszłym roku na wymagającej wyprawie w Alpy). Trasa z Warszawy na Nowy Sącz prowadzi niemal wyłącznie na południe, a dobry wiatr dawał szanse na pokonanie aż takiego długiego dystansu (z początku pomyliłem się w liczeniu sądząc, że to będzie troszkę ponad 300km).

Parę minut po piątej ruszam w trasę, oczywiście zimno (0-1'C), pogoda pod psem - wszędzie chmury i mokra szosa. Pierwsze kilometry idą bardzo sprawnie, wiatr, aczkolwiek nie tak mocny jak przez parę wcześniejszych dni - wyraźnie pomaga. Pierwsze 100km do Radomia szybko schodzi, staję tam na pierwszy odpoczynek pod pomnikiem Jana Kochanowskiego, bardzo zmarzłem. Następnie ruszam moją ulubioną świętokrzyską trasą (wiele razy już pokonywaną) - na Wierzbicę i Wąchock, od Radomia cały czas pada śnieg. Za Mircem rozpoczynają się pierwsze poważniejsze górki - i pagórkowato jest aż do Nowej Słupii, gdzie po 170km staję na kolejny dłuższy odpoczynek - tym razem już nie na powietrzu, a w kawiarni. Za Nową Słupią górki dalej trzymają - aż do Szydłowa, za którym wyraźnie się wypłaszcza. Jedzie się dobrze - wiatr ciągle niemal równo w plecy, tylko ciągle śnieży, przez co jest mokra szosa i na wąskich oponach trzeba uważać. W Pacanowie kolejny większy odpoczynek w barze. Gdy po około pół godzinie ruszam w trasę - zaczyna padać porządny śnieg, na razie jeszcze to nie przeszkadza, ale boję się co będzie dalej, bo do Sącza jeszcze ponad 100km a ja mam opony 23mm średnio nadające się na zalodzone i zaśnieżone drogi (wg prognoz nic nie miało padać). Nad Wisłę jedzie się fajnie, ale odcinek do Dąbrowy Tarnowskiej bardzo kiepski - kupa dziur w drodze, brak pobocza i duży ruch tirów. Z ulgą skecam na Żabno, gdy zaczyna zmierzchać łapię gumę w przednim kole, zacząłem naprawę na przystanku. Zeszło się na to pół godziny (dla świętego spokoju zmieniłem też oponę), bardzo ciężko jest nabić szosowe koła do 8-9atm małą ręczną pompką. Do Wojnicza jadę już nocą, odcinek niespecjalny, w samym Wojniczu odpoczywam kilkanaście minut pod sklepem. Z Wojnicza do Zakliczyna jedzie się fatalnie - kupa dziur, duży ruch, dobrych parę razy w nie wpadałem, nawet gdy odpaliłem PowerLeda w trybie High nie wszystko dało się zauważyć - tak gęsto padał śnieg. No i co gorsza śnieg ów zaczyna już zalegać na drodze, jest trochę błota pośniegowego, z metr szerokości szosy jest we śniegu, często trzeba jechać niemal środkiem. Na kołach 23mm trzeba w tych warunkach bardzo uważać - jadę cały czas w szerokim chwycie kierownicy, mój ulubiony przy wsporniku jest za bardzo niebezpieczny, ograniczam prędkość szczególnie na zjazdach. Po skręcie do Jurkowa wreszcie zaczyna się świetna szosa - i tak już jest do samego Nowego Sącza. Z Czchowa daję znać Transatlantykowi, który ma po mnie kawałek wyjechać. Zaliczam jeszcze ponad stumetrowy podjazd nad Jeziorem Rożnowskim (na szczycie -1'C), zjeżdżam z duszą na ramieniu - i za mostem na Dunajcu spotykam wreszcie Marka po 340km w nogach. Ostanie kilometry szybko schodzą i ok. 22.30 docieramy do domu Marka. Na rozmowach schodzi nam aż do 1 w nocy, a przecież jutro czeka nas kolejny dzień rowerowania.

Wielkie dzięki dla Marka za jego gościnę i towarzystwo, z pewnością jeszcze niejedną wspólną trasę zrobimy!

Zdjęcia z wyjazdu




Dane przewyższeń różnią się od tych z licznika, bo każda strona publikująca dane z GPS ma swój próg zliczania. Mój licznik ma próg 1m, sam odbiornik GPS pokazał 2181m
Dane wycieczki: DST: 351.40 km AVS: 26.89 km/h ALT: 2011 m MAX: 55.20 km/h Temp:1.0 'C
Sobota, 14 marca 2009Kategoria >200km, Rower szosowy, Wycieczka, >100km
Warszawa - Góra Kalwaria - Pilawa - Stoczek Łukowski - Łuków - Radzyń Podlaski - Wisznice - Biała Podlaska

Dzisiaj planowałem pojechać do Siedlec, w razie lepszej pogody kawałek dalej. Na wyjazd umówiłem się z Rafałem z forum sakwiarskiego, który mieszka po drodze - w Łukowie. Początek - jak zwykle zimno, chmury, zaledwie 3'C (taką mamy dziadowską wiosnę) i tak było cały czas do Góry Kalwarii. Po drugiej stronie Wisły pogoda szybko zaczęła się poprawiać, całkiem się przejaśniło, a wraz ze słońcem szybko wzrosła do temperatura do całkiem przyjemnych 8-10'C. Niestety przyjemność z jazdy ciągle psuło mi bolące kolano, próbowałem wielu różnych ustawień siodełka, ale niewiele to pomagało. Na pierwszy odpoczynek stanąłem kawałek za Stoczkiem, zawiadamiając Rafała o której mniej więcej będę w Łukowie. Po kolejnych 30km spotykamy się już osobiście na wylotówce z Łukowa i ponieważ pogoda dalej jest dobra postanawiamy pociągnąć aż do Białej Podlaskiej. Z Łukowa kierujemy się na Radzyń, gdzie stajemy na odpoczynek. Sprawdzając odległości i czasy pociągów dochodzimy do wniosku, że mamy bardzo mało czasu, 4h z niewielkim hakiem na 80km. Wobec czego zasuwamy do Wisznic, mimo bardzo dziurawej drogi rzadko schodząc poniżej 27km/h. Na krzyżówce po kolejnych 25km oreintuję się, że źle policzyłem czas - i mamy dodatkową godzinę. Wobec czego przestajemy się spieszyć i spokojnie jedziemy w stronę Wisznic (droga jest już bardzo porządnej jakości). Im dalej na wschód - tym zimnej, leży sporo śniegu na polach, widać że w tym rejonie jest sporo chłodniej. Odpoczywamy w Wisznicach, po czym skręcamy na Białą Podlaską, zachodzi słońce i niedługo robi się ciemno, więc odpalamy lampki. Ostatni kawałek do Białej - bardzo zimny, gdy docieramy do miasta jest zaledwie 0'C; z ulgą więc meldujemy się na dworcu, gdzie czeka nas godzina oczekiwania na pociąg. W Łukowie żegnam się z Rafałem, który tu wysiada - i jeszcze raz dziękuję za wspólną wycieczkę - mam nadzieję, że nie ostatnią w tym składzie :)
Tutaj parę zdjęć z tego wypadu
Dane wycieczki: DST: 233.80 km AVS: 25.18 km/h ALT: 706 m MAX: 44.50 km/h Temp:5.0 'C
Sobota, 7 marca 2009Kategoria >200km, Rower szosowy, Wycieczka, >100km
Wypad do Włocławka
Warszawa - Leszno - Sochaczew - Sanniki - Gąbin - Płock - Dobrzyń n.Wisłą - Włocławek

Do Włocławka mieliśmy się wybrać z Mikim (Aardem z bikestats) na pierwszą dwusetę w sezonie jak będzie przynajmniej 10'C. Wyszło inaczej :). Przynajmniej połowa trasy w deszczowych (śniegu też troszkę spadło) warunkach; padało co prawda mało intensywnie, ale po mokrej drodze i w temperaturze 3'C nie jedzie się za przyjemnie, szczególnie na tak długiej trasie. Odcinek Warszawa - Sochaczew bardzo szybki, z boczno-w plecy wiatrem. Na pierwszym postoju w Żelazowej Woli średnia niemal 28km/h. Później nieciekawe przebijanie się przez Sochaczew po mokrych i zabłoconych drogach, wyjazd z miasta trasą dla tirów, dopiero po skręcie na Sanniki jechało się lepiej, choć wiatr już taki dobry nie był. Do Sannik dotarłem ok 12.15, 45min przed umówionym spotkaniem z Mikim, który musiał wracać z trasy po nowe siodełko (stare rozwaliło mu się jeszcze w Łodzi), ponadto miał znacznie cięższą przeprawę z wiatrem (generalnie północnym tego dnia) i w efekcie trochę się spóźnił. Czekając ok. godziny wytrzęsłem się zdrowo, bo w Sannikach mimo że są miastem gminnym nie było ani jednego czynnego baru. Dalej już wspólnie ruszyliśmy w stronę Płocka, jechało się całkiem przyzwoicie, większą część po niedawno wyremontowanej drodze. Do Płocka wjechaliśmy starym mostem (oczywiście zakaz), zatrzymaliśmy się na chwilę pod katedrą, wspaniale ulokowaną na wiślanej skarpie, niestety widoki tego dnia trochę zepsuła pogoda. Po odpoczynku i herbacie/kawie w barku ruszyliśmy na bardzo fajny kawałek do Dobrzynia - sporo małych górek, przejazd przez Park Krajobrazowy - każdemu polecam tą drogę. W nogach już trochę było czuć dystans i tak szybko się nie jechało, w Dobrzyniu (fajnie położony na skraju skarpy) odpoczęliśmy trochę w sklepie i już po ciemku ruszyliśmy na ostatni kawałek do Włocławka. Jechało się całkiem przyzwoicie, szczególnie ostatnie kilometry, już na południe z wiatrem w plecy. Wjazd do Włocławka bardzo fajny - długi zjazd na tamę na Wiśle (rozpędziliśmy się do 50km/h). Pozostało tylko przebicie się przez pół miasta na dworzec PKP (do nawigacji przydał się GPS), gdzie się pożegnaliśmy - ja wróciłem koleją do Warszawy (jutro niestety praca), Miki natomiast pojechał do schroniska PTSM, bo jutro zamierza wrócić do Łodzi rowerem. W Warszawie z dworca bardzo fajny wiatr w plecy, nawet średnia lekko skoczyła :)
EDIT:
Mikiemu nie udało sie znaleźć noclegu we Włocławku, więc postanowił wrócic tego samego dnia (a rczej nocy) ...rowerem! Przy okazji ustanoiwł nowy rekord odległości 333km, niesamowity jak na te warunki pogodowe.
Tutaj kilka fotek z wycieczki
Dane wycieczki: DST: 203.10 km AVS: 26.49 km/h ALT: 653 m MAX: 50.70 km/h Temp:3.0 'C

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl