Wpisy archiwalne w kategorii
Wypad
Dystans całkowity: | 81420.54 km (w terenie 333.00 km; 0.41%) |
Czas w ruchu: | 3572:53 |
Średnia prędkość: | 22.79 km/h |
Maksymalna prędkość: | 83.80 km/h |
Suma podjazdów: | 606506 m |
Suma kalorii: | 101309 kcal |
Liczba aktywności: | 475 |
Średnio na aktywność: | 171.41 km i 7h 31m |
Więcej statystyk |
Piątek, 10 stycznia 2020Kategoria >100km, Canyon 2020, Wypad
Tour de WOŚP - dzień 1
Będąc zapisanym na organizowany w Kórniku Tour de WOŚP postanowiłem sobie połączyć udział w maratonie z parudniowym wypadem. Jako, że prognozy jak na styczeń były bardzo łaskawe można było parę dni sensownie pokręcić. Początkowo w planach miałem ruszać z Wrocławia, ale już w pociągu postanowiłem podjechać jeszcze do Legnicy, tak by mieć korzystniejszy układ mocno dziś wiejącego wiatru oraz by krócej jechać nocą. Startuję po 12, początek bardzo szybki, bo wiatr mocno pcha do przodu. Jak to w dolnośląskim - dziur i bruków nie brakuje ;)
W Ścinawie kończy się rumakowanie i zaczyna się orka pod wiatr, bo stąd moja droga wyraźnie odbijała na zachód. Ale poza wiatrem pogoda bardzo łaskawa, temperatura dochodzi do 9-10'C, jest trochę słońca, jednym słowem bardziej jak marzec niż styczeń ;)
Końcówka już nocna, trochę pagóreczków w rejonie kopalni miedziowych. Ale żeby nie było za dobrze to pod Kożuchowem zaczął padać deszcz i już przyjemnie być przestało ;)
Zdjęcia
Będąc zapisanym na organizowany w Kórniku Tour de WOŚP postanowiłem sobie połączyć udział w maratonie z parudniowym wypadem. Jako, że prognozy jak na styczeń były bardzo łaskawe można było parę dni sensownie pokręcić. Początkowo w planach miałem ruszać z Wrocławia, ale już w pociągu postanowiłem podjechać jeszcze do Legnicy, tak by mieć korzystniejszy układ mocno dziś wiejącego wiatru oraz by krócej jechać nocą. Startuję po 12, początek bardzo szybki, bo wiatr mocno pcha do przodu. Jak to w dolnośląskim - dziur i bruków nie brakuje ;)
W Ścinawie kończy się rumakowanie i zaczyna się orka pod wiatr, bo stąd moja droga wyraźnie odbijała na zachód. Ale poza wiatrem pogoda bardzo łaskawa, temperatura dochodzi do 9-10'C, jest trochę słońca, jednym słowem bardziej jak marzec niż styczeń ;)
Końcówka już nocna, trochę pagóreczków w rejonie kopalni miedziowych. Ale żeby nie było za dobrze to pod Kożuchowem zaczął padać deszcz i już przyjemnie być przestało ;)
Zdjęcia
Dane wycieczki:
DST: 128.50 km AVS: 24.02 km/h
ALT: 655 m MAX: 41.30 km/h
Temp:8.0 'C
Czwartek, 17 października 2019Kategoria >100km, Canyon 2019, Wypad
Biała Ruś 6
Źle rozstawiłem wczoraj obozowisko, w efekcie czego przez cała noc byłem wystawiony na mocne podmuchy wiatru, też trochę mi siadła motywacją, bo nie chciało mi się jechać kolejny cały dzień pod ten wiatr, którego podmuchy szarpały moim namiotem. Zastanawiałem się czy nie wrócić z pobliskiej Sokółki, ale gdy wsiadłem na rower uznałem, że szkoda pięknego rejonu by z niego zrezygnować.
Ten odcinek Podlasia przy wschodniej granicy jest ekstra, zupełnie puściuteńko, a teraz jadąc pod ostro świecące poranne słońce prezentowało się kapitalnie. Przed Krynkami omyłkowo wpakowałem się też w parę km ostrego szutru i bruków, ale poza tym drogi w tym rejonie są bardzo przyzwoite. Tak więc dzisiejszy dzień to podlaska klasyka - szlak tatarski i Kruszyniany, dalej Michałowo, zalew Siemianówka, Hajnówka i Kleszczele. Wszystko tereny dobrze mi znane i lubiane, zawsze z chęcią tu wracam. Wiatr trochę mnie wymęczył, ale jak to stare porzekadło kolarskie mówi - z wiatrem to i śmieci polecą, właśnie jazda w trudniejszych dobrze wykuwa kolarski charakter, co się potem na maratonach przydaje.
Cały wyjazd bardzo udany, mnóstwo pięknych dróg, zarówno w Polsce jak i na Litwie, do tego krótki odcinek po Białorusi, która zrobiła na mnie zdecydowanie pozytywne wrażenie. Do tego świetna pogoda, ani kropla deszczu nie spadła, a przez ostatnie 4 dni miałem mnóstwo słońca, prawdziwą złotą jesień
Zdjęcia
Źle rozstawiłem wczoraj obozowisko, w efekcie czego przez cała noc byłem wystawiony na mocne podmuchy wiatru, też trochę mi siadła motywacją, bo nie chciało mi się jechać kolejny cały dzień pod ten wiatr, którego podmuchy szarpały moim namiotem. Zastanawiałem się czy nie wrócić z pobliskiej Sokółki, ale gdy wsiadłem na rower uznałem, że szkoda pięknego rejonu by z niego zrezygnować.
Ten odcinek Podlasia przy wschodniej granicy jest ekstra, zupełnie puściuteńko, a teraz jadąc pod ostro świecące poranne słońce prezentowało się kapitalnie. Przed Krynkami omyłkowo wpakowałem się też w parę km ostrego szutru i bruków, ale poza tym drogi w tym rejonie są bardzo przyzwoite. Tak więc dzisiejszy dzień to podlaska klasyka - szlak tatarski i Kruszyniany, dalej Michałowo, zalew Siemianówka, Hajnówka i Kleszczele. Wszystko tereny dobrze mi znane i lubiane, zawsze z chęcią tu wracam. Wiatr trochę mnie wymęczył, ale jak to stare porzekadło kolarskie mówi - z wiatrem to i śmieci polecą, właśnie jazda w trudniejszych dobrze wykuwa kolarski charakter, co się potem na maratonach przydaje.
Cały wyjazd bardzo udany, mnóstwo pięknych dróg, zarówno w Polsce jak i na Litwie, do tego krótki odcinek po Białorusi, która zrobiła na mnie zdecydowanie pozytywne wrażenie. Do tego świetna pogoda, ani kropla deszczu nie spadła, a przez ostatnie 4 dni miałem mnóstwo słońca, prawdziwą złotą jesień
Zdjęcia
Dane wycieczki:
DST: 152.30 km AVS: 22.67 km/h
ALT: 766 m MAX: 44.00 km/h
Temp:13.0 'C
Środa, 16 października 2019Kategoria >100km, Canyon 2019, Wypad
Biała Ruś 5
Na dzisiaj prognozy wiatrowe były mizerne, miało wiać z południa, gdzie właśnie jechałem - ale początek idzie nadspodziewanie sprawnie. Jadę tu dużo lasami na Druskienniki, a te nieźle wiatr blokują. Po 30km docieram do Merecza, to tutaj w tej niewielkiej miejscowości nastąpił zmierzch potęgi Rzeczypospolitej, tu nieoczekiwanie, wracając z Wilna zmarł król Władysław IV, od tego momentu Polska, mlekiem i miodem płynąca wplątana została w ciągnące się długimi latami wojny, z których wyszła gospodarczą ruiną.
Z Merecza jadę na Druskienniki, najsłynniejsze litewskie uzdrowisko, posiedziałem sobie dłużej w ładnym centrum, w międzyczasie zrobiło się ciepło i przyjemnie, tak więc dalej można było już jechać na krótko. Za Druskiennikami czeka mnie clou tego wyjazdu - czyli Białoruś, moja pierwsza wizyta w tym kraju. Granicę przejeżdżam bez żadnych problemów, bez cudów z traktowaniem roweru jako pieszego, normalnie przejściem samochodowym. Droga z Przewałki do Grodna dobrej jakości, nieporównywalna ze standardami Ukrainy, nie wiem na ile jest reprezentatywna dla reszty kraju - ale generalnie na tym odcinku Białoruś wygląda zaskakująco dobrze. W ogóle brak śmieci, jest tu bardzo czysto. Nie brakuje drewnianych domków, smaczku dodał też antyczny autobus dla dzieci, pamiętający myślę czasy wczesnego Breżniewa ;).
Samo Grodno też robi na mnie zdecydowanie dobre wrażenie - miasto wygląda dużo lepiej niż oczekiwałem, ładna starówka, reprezentacyjne place w centrum, ekstra widok znad Niemna na położoną na wzgórzu starówkę. Czasu dziś miałem dużo, bo ze względu na dwie granice dystans był krótszy, więc mogłem sobie dłużej posiedzieć w centrum. Tez ciekawa społeczna obserwacja - podobnie jak w miastach na Ukrainie mnóstwo pięknych dziewczyn, nie bez powodów tyle Rosjanek, Ukrainek czy Białorusinek robi na zachodzie kariery jako modelki, bo ładnych dziewczyn jest tu bardzo dużo, sporo więcej niż się widuje w polskich miastach.
Z Grodna ok. 20km do granicy w Kuźnicy, pod mocny wiatr po odkrytych terenach - i przez granicę, która tyle razy kusiła z tej drugiej strony wracam do Polski ;))
Zdjęcia
Na dzisiaj prognozy wiatrowe były mizerne, miało wiać z południa, gdzie właśnie jechałem - ale początek idzie nadspodziewanie sprawnie. Jadę tu dużo lasami na Druskienniki, a te nieźle wiatr blokują. Po 30km docieram do Merecza, to tutaj w tej niewielkiej miejscowości nastąpił zmierzch potęgi Rzeczypospolitej, tu nieoczekiwanie, wracając z Wilna zmarł król Władysław IV, od tego momentu Polska, mlekiem i miodem płynąca wplątana została w ciągnące się długimi latami wojny, z których wyszła gospodarczą ruiną.
Z Merecza jadę na Druskienniki, najsłynniejsze litewskie uzdrowisko, posiedziałem sobie dłużej w ładnym centrum, w międzyczasie zrobiło się ciepło i przyjemnie, tak więc dalej można było już jechać na krótko. Za Druskiennikami czeka mnie clou tego wyjazdu - czyli Białoruś, moja pierwsza wizyta w tym kraju. Granicę przejeżdżam bez żadnych problemów, bez cudów z traktowaniem roweru jako pieszego, normalnie przejściem samochodowym. Droga z Przewałki do Grodna dobrej jakości, nieporównywalna ze standardami Ukrainy, nie wiem na ile jest reprezentatywna dla reszty kraju - ale generalnie na tym odcinku Białoruś wygląda zaskakująco dobrze. W ogóle brak śmieci, jest tu bardzo czysto. Nie brakuje drewnianych domków, smaczku dodał też antyczny autobus dla dzieci, pamiętający myślę czasy wczesnego Breżniewa ;).
Samo Grodno też robi na mnie zdecydowanie dobre wrażenie - miasto wygląda dużo lepiej niż oczekiwałem, ładna starówka, reprezentacyjne place w centrum, ekstra widok znad Niemna na położoną na wzgórzu starówkę. Czasu dziś miałem dużo, bo ze względu na dwie granice dystans był krótszy, więc mogłem sobie dłużej posiedzieć w centrum. Tez ciekawa społeczna obserwacja - podobnie jak w miastach na Ukrainie mnóstwo pięknych dziewczyn, nie bez powodów tyle Rosjanek, Ukrainek czy Białorusinek robi na zachodzie kariery jako modelki, bo ładnych dziewczyn jest tu bardzo dużo, sporo więcej niż się widuje w polskich miastach.
Z Grodna ok. 20km do granicy w Kuźnicy, pod mocny wiatr po odkrytych terenach - i przez granicę, która tyle razy kusiła z tej drugiej strony wracam do Polski ;))
Zdjęcia
Dane wycieczki:
DST: 142.80 km AVS: 22.85 km/h
ALT: 692 m MAX: 52.20 km/h
Temp:17.0 'C
Wtorek, 15 października 2019Kategoria >100km, Canyon 2019, Wypad
Biała Ruś 4
Poranek najzimniejszy na całym wyjeździe, ledwie koło 5 stopni. Jest też potężna mgła, chwilami widać na 50m, tak że nawet tylną lampkę odpaliłem na wszelki wypadek. Odcinek do Olity ruchliwy, po drodze jest też punkt widokowy na Niemen (ta rzeka bardzo często płynie w kanionie wysokim na 20-30m, więc jest na sporym odcinku bardzo malownicza), ale mgła jest taka, że ledwie widać koniec tarasu widokowego ;). W Olicie już mgły się podnoszą, Niemen widać sporo lepiej. Widać też, że skończyła się ulgowa jazda, przyszedł czas na zapłacenie rachunku za trzy dni dobrego wiatru ;)).
Na Troki jadę nową wersją trasy - i był to bardzo dobry pomysł, po zjechaniu z drogi 129 zaczął się elegancki i mocno widokowy kawałek, szczególnie pojezierze przed Trokami robiło duże wrażenie, że nawet jazda pod solidny wiatr (też dużo chłodniej niż wczoraj) nie irytowała. Samych Troków przedstawiać nie trzeba, to bez dwóch zdań zabytek klasy światowej, byłem tu już nie raz, a zawsze robi na mnie duże wrażenie kapitalnym położeniem. Z Troków skręcam na południe, a następnie na zachód, rozpoczynając powrót w stronę Polski. Jako, że przed sobą miałem tylko małe miasteczka wodę na nocleg musiałem już zatankować aż 40km przed planowanym noclegiem. Końcówka to malownicza droga z Rudiszek, dobrze mi znana z tras na Wilno. Zjeżdżam z niej kawałek za Hanuszyszkami, tutaj czeka mnie długi, 15km odcinek szutru, który kończę już po ciemku; nocleg elegancki, w klasycznym sosnowym lesie z mchem.
Zdjęcia
Poranek najzimniejszy na całym wyjeździe, ledwie koło 5 stopni. Jest też potężna mgła, chwilami widać na 50m, tak że nawet tylną lampkę odpaliłem na wszelki wypadek. Odcinek do Olity ruchliwy, po drodze jest też punkt widokowy na Niemen (ta rzeka bardzo często płynie w kanionie wysokim na 20-30m, więc jest na sporym odcinku bardzo malownicza), ale mgła jest taka, że ledwie widać koniec tarasu widokowego ;). W Olicie już mgły się podnoszą, Niemen widać sporo lepiej. Widać też, że skończyła się ulgowa jazda, przyszedł czas na zapłacenie rachunku za trzy dni dobrego wiatru ;)).
Na Troki jadę nową wersją trasy - i był to bardzo dobry pomysł, po zjechaniu z drogi 129 zaczął się elegancki i mocno widokowy kawałek, szczególnie pojezierze przed Trokami robiło duże wrażenie, że nawet jazda pod solidny wiatr (też dużo chłodniej niż wczoraj) nie irytowała. Samych Troków przedstawiać nie trzeba, to bez dwóch zdań zabytek klasy światowej, byłem tu już nie raz, a zawsze robi na mnie duże wrażenie kapitalnym położeniem. Z Troków skręcam na południe, a następnie na zachód, rozpoczynając powrót w stronę Polski. Jako, że przed sobą miałem tylko małe miasteczka wodę na nocleg musiałem już zatankować aż 40km przed planowanym noclegiem. Końcówka to malownicza droga z Rudiszek, dobrze mi znana z tras na Wilno. Zjeżdżam z niej kawałek za Hanuszyszkami, tutaj czeka mnie długi, 15km odcinek szutru, który kończę już po ciemku; nocleg elegancki, w klasycznym sosnowym lesie z mchem.
Zdjęcia
Dane wycieczki:
DST: 187.70 km AVS: 23.27 km/h
ALT: 1211 m MAX: 47.90 km/h
Temp:12.0 'C
Poniedziałek, 14 października 2019Kategoria >100km, Canyon 2019, Wypad
Biała Ruś 3
W nocy było zimno, poranek wilgotny, ale mgły szybko opadają zwiastując piękny dzień. Wreszcie jest to czego brakowało przez 2 pierwsze dni - czyli słońce! Teraz można podziwiać wspaniałe barwy jesieni w pełnej krasie. Początek to mocno pagórkowaty rejon Suwalszczyzny, do tego mocno wieje wiatr, a że moja trasa tu mocno kręci to i sporo mnie wywiewa. Ale widoczki są pierwsza klasa, dużo podjazdów pod ostre morenowe wzgórza,w tym i największy podjazd całych Mazur, czyli Góra Rowelska pod Wiżajnami (choć właściwie to Suwalszczyzna już do Mazur się nie zalicza, ale nie ma co być za bardzo drobiazgowym ;)). Ile jest tu górek świadczy najlepiej to, że na 50km nabiłem koło 600m w pionie.
W Wiżajnach kończę suwalską pętelkę i wjeżdżam na Litwę fajną drogą nad jezioro Wisztynieckie. Od Wisztyńca robi się ekstra jazda, jest na tyle ciepło że da się jechać w krótkim rękawku, a mocny wiatr zdecydowanie pomaga. Na drogach, jak to na Litwie pustki. W Kalwarii dłuższy postój, fajnie było posiedzieć w ciepełku, którego przez 2 pierwsze dni wyjazdu brakowało. Do Mariampola nieciekawy odcinek przerzutowy, dalej odbijam na boczne drogi na Preny, gdzie dojeżdżam późnym popołudniem, kawałek za miasteczkiem rozbijam się w lesie na nocleg.
Zdjęcia
W nocy było zimno, poranek wilgotny, ale mgły szybko opadają zwiastując piękny dzień. Wreszcie jest to czego brakowało przez 2 pierwsze dni - czyli słońce! Teraz można podziwiać wspaniałe barwy jesieni w pełnej krasie. Początek to mocno pagórkowaty rejon Suwalszczyzny, do tego mocno wieje wiatr, a że moja trasa tu mocno kręci to i sporo mnie wywiewa. Ale widoczki są pierwsza klasa, dużo podjazdów pod ostre morenowe wzgórza,w tym i największy podjazd całych Mazur, czyli Góra Rowelska pod Wiżajnami (choć właściwie to Suwalszczyzna już do Mazur się nie zalicza, ale nie ma co być za bardzo drobiazgowym ;)). Ile jest tu górek świadczy najlepiej to, że na 50km nabiłem koło 600m w pionie.
W Wiżajnach kończę suwalską pętelkę i wjeżdżam na Litwę fajną drogą nad jezioro Wisztynieckie. Od Wisztyńca robi się ekstra jazda, jest na tyle ciepło że da się jechać w krótkim rękawku, a mocny wiatr zdecydowanie pomaga. Na drogach, jak to na Litwie pustki. W Kalwarii dłuższy postój, fajnie było posiedzieć w ciepełku, którego przez 2 pierwsze dni wyjazdu brakowało. Do Mariampola nieciekawy odcinek przerzutowy, dalej odbijam na boczne drogi na Preny, gdzie dojeżdżam późnym popołudniem, kawałek za miasteczkiem rozbijam się w lesie na nocleg.
Zdjęcia
Dane wycieczki:
DST: 168.20 km AVS: 25.10 km/h
ALT: 1251 m MAX: 56.80 km/h
Temp:18.0 'C
Niedziela, 13 października 2019Kategoria >100km, Canyon 2019, Wypad
Biała Ruś 2
Dzisiejszy dzień to taka mazurska klasyka, wiele pięknych dróg w tym rejonie. Na początek przejazd przez Mrągowo, później fajny odcinek krajówką do Rynu, z solidnymi wzgórzami. Bałem się że może tu być ruch, a tymczasem w niedzielę jest zupełnie puściutko. Później elegancki przejazd nad jeziorem Jagodno, następnie nieoczekiwany kawałek szutru do Sterławek. Odcinek w stronę Kętrzyna to jazda pod wiatr, ale cieszy mnie to, bo wiem, że za kilkanaście km zacznie mi sprzyjać. Odwiedzam Wilczy Szaniec, później kapitalny przesmyk na Wielkich Jeziorach w Sztynorcie. Potem kieruję się na Gołdap, tutaj pojechałem inną drogą niż normalnie, zamiast klasycznie szosą wojewódzką to w Boćwince odbiłem na boczną szosę - i to był błąd, droga dziurawa i mniej atrakcyjna od klasycznej wersji, gdzie są fajne podjazdy.
Końcówka dnia to jazda przez Puszczę Romincką aż po wiadukty w Stańczykach, kawałek dalej rozbijam obozowisko na podmokłej łące
Zdjęcia
Dzisiejszy dzień to taka mazurska klasyka, wiele pięknych dróg w tym rejonie. Na początek przejazd przez Mrągowo, później fajny odcinek krajówką do Rynu, z solidnymi wzgórzami. Bałem się że może tu być ruch, a tymczasem w niedzielę jest zupełnie puściutko. Później elegancki przejazd nad jeziorem Jagodno, następnie nieoczekiwany kawałek szutru do Sterławek. Odcinek w stronę Kętrzyna to jazda pod wiatr, ale cieszy mnie to, bo wiem, że za kilkanaście km zacznie mi sprzyjać. Odwiedzam Wilczy Szaniec, później kapitalny przesmyk na Wielkich Jeziorach w Sztynorcie. Potem kieruję się na Gołdap, tutaj pojechałem inną drogą niż normalnie, zamiast klasycznie szosą wojewódzką to w Boćwince odbiłem na boczną szosę - i to był błąd, droga dziurawa i mniej atrakcyjna od klasycznej wersji, gdzie są fajne podjazdy.
Końcówka dnia to jazda przez Puszczę Romincką aż po wiadukty w Stańczykach, kawałek dalej rozbijam obozowisko na podmokłej łące
Zdjęcia
Dane wycieczki:
DST: 193.90 km AVS: 24.49 km/h
ALT: 1373 m MAX: 49.80 km/h
Temp:13.0 'C
Sobota, 12 października 2019Kategoria >100km, Canyon 2019, Wypad
Biała Ruś 1
Rano dojeżdżam pociągiem do Działdowa i ruszam na trasę. Pierwszy cel to Grunwald, na tym odcinku wiatr sporo przeszkadza, ale wiem, że gdy skręcę na wschód stanie się moim sprzymierzeńcem. I tak jest w rzeczywistości, za Grunwaldem jeszcze odcinek na południe, drogami technicznymi wzdłuż S-7, a potem jedzie się już lekko, łatwo i przyjemnie. W miarę zagłębiania się w mazury coraz więcej ładnych widoków, tylko słońca brakuje, bo bez nie kolory jesieni tak ładnie się nie prezentują. Nocuję na skraju lasu, kawałek przed Mrągowem.
Zdjęcia
Rano dojeżdżam pociągiem do Działdowa i ruszam na trasę. Pierwszy cel to Grunwald, na tym odcinku wiatr sporo przeszkadza, ale wiem, że gdy skręcę na wschód stanie się moim sprzymierzeńcem. I tak jest w rzeczywistości, za Grunwaldem jeszcze odcinek na południe, drogami technicznymi wzdłuż S-7, a potem jedzie się już lekko, łatwo i przyjemnie. W miarę zagłębiania się w mazury coraz więcej ładnych widoków, tylko słońca brakuje, bo bez nie kolory jesieni tak ładnie się nie prezentują. Nocuję na skraju lasu, kawałek przed Mrągowem.
Zdjęcia
Dane wycieczki:
DST: 146.90 km AVS: 26.55 km/h
ALT: 870 m MAX: 45.60 km/h
Temp:16.0 'C
Wtorek, 20 sierpnia 2019Kategoria >100km, Giant Anthem 2019, Wypad
Powrót z Carpatii, z Mucznego do Przemyśla. Fajna trasa przez Bieszczady i Pogórze Przemyskie
Dane wycieczki:
DST: 106.30 km AVS: 20.44 km/h
ALT: 1165 m MAX: 63.30 km/h
Temp:28.0 'C
Czwartek, 15 sierpnia 2019Kategoria Giant Anthem 2019, Wypad
Z kwatery na start Carpatii
Dane wycieczki:
DST: 3.50 km AVS: 26.25 km/h
ALT: 18 m MAX: 54.80 km/h
Temp:22.0 'C
Środa, 14 sierpnia 2019Kategoria Giant Anthem 2019, Wypad
Dojazd z Bielska do Ustronia na start Carpatii. Krótko po deszczu, ale udało się cała trasę zrobić na sucho ;))
Dane wycieczki:
DST: 52.50 km AVS: 20.45 km/h
ALT: 599 m MAX: 62.30 km/h
Temp:19.0 'C