wilk
Warszawa
avatar

Informacje

  • Wszystkie kilometry: 295010.23 km
  • Km w terenie: 837.00 km (0.28%)
  • Czas na rowerze: 538d 00h 20m
  • Prędkość średnia: 22.73 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Zaprzyjaźnione strony

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy wilk.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2010

Dystans całkowity:2998.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:128:35
Średnia prędkość:23.32 km/h
Maksymalna prędkość:74.60 km/h
Suma podjazdów:18912 m
Liczba aktywności:27
Średnio na aktywność:111.04 km i 4h 45m
Więcej statystyk
Czwartek, 19 sierpnia 2010Kategoria Treking, Użytkowo
Do pracy i po mieście
Dane wycieczki: DST: 24.20 km AVS: 22.69 km/h ALT: 81 m MAX: 47.40 km/h Temp:22.0 'C
Czwartek, 19 sierpnia 2010
Bałtyk - Bieszczady Tour

W sobotę startuję w wyścigu Bałtyk - Bieszczady Tour. Mamy zamiar jechać jak najdłużej wspólnie z Transatlantykiem, jak to wypali na trasie - zobaczymy :))
Trasa mordercza, ukończenie wyścigu (trzeba się zmieścić w limicie czasowym 72h) będzie dużym sukcesem - to mój jedyny cel, walczyć o miejsca nie zamierzam.
Zainteresowanych zapraszam na relację on-line na stronie wyścigu, podobno ma być dość dokładna, mamy nawet wieźć w tym celu lokalizatory GPS:
http://1008.pl
Dane wycieczki: DST: 0.00 km AVS: km/h ALT: m MAX: 0.00 km/h Temp: 'C
Środa, 18 sierpnia 2010Kategoria Treking, Użytkowo
Do pracy
Dane wycieczki: DST: 15.30 km AVS: 22.95 km/h ALT: 52 m MAX: 36.30 km/h Temp:17.0 'C
Wtorek, 17 sierpnia 2010Kategoria Treking, Użytkowo
Do pracy
Dane wycieczki: DST: 15.20 km AVS: 24.00 km/h ALT: 48 m MAX: 39.80 km/h Temp:25.0 'C
Poniedziałek, 16 sierpnia 2010Kategoria Rower szosowy, Wycieczka
Warszawa - Tarczyn - Piaseczno - Warszawa

Z Marcinem do Tarczyna
Dane wycieczki: DST: 70.00 km AVS: 21.65 km/h ALT: 171 m MAX: 41.10 km/h Temp:33.0 'C
Sobota, 14 sierpnia 2010Kategoria >100km, Treking, Wypad
VI dzień - Podbanske - Liptovski Mikulasz - Kvacianske Sedlo (1090m) - Zuberec - Trstena - [PL] - Chyżne - przeł. Krowiarki - Sucha Beskidzka

W nocy mamy burzę, przez co dość kiepsko śpimy, ale nad ranem pogoda wraca do normy, okazuje się, że nocowaliśmy u stóp Krywania, którego charakterystyczny wierzchołek widać z naszych namiotów. Start - marzenie, tylko w dół do Liptovskiego Hradoka, średnia ze 32km/h. Krótki odpoczynek przed zamkiem (dokarmiamy kaczki), potem wizyta w Lidlu (tu z kolei poimy kotka :) - i ruszamy dalej, zdając sobie sprawę, że jeśli utrzymamy dobre tempo będzie szansa, że damy radę wyrobić się na bezpośredni pociąg do Warszawy. Podjazd pod Kvacianske Sedlo daje nam mocno w kość, wykańcza nie tylko mocne nachylenie na długich odcinkach, ale i duży upał, szczególnie Marcinowi dał się mocno we znaki. Ale za to na następnym odcinku odbijamy sobie to z nawiązką, bo na zjeździe do Zuberca można sobie poszaleć, na bardzo ostrej ściance przed kamieniołomem wyciągam 74km/h, Marcin osiągnął tu 78km/h, gdyby dokładniej znał trasę i w odpowiednim momencie się rozpędził - z pewnością "pękłaby" osiemdziesiątka :). Z Zuberca aż do Podbieli mamy cały czas w dół, rzadko schodzimy poniżej 30km/h, dalej wjeżdżamy na główną drogę E-77, jest lekko pod górkę, ale za to bardzo pomaga nam wiatr. Pagórkowatą trasą ciągniemy aż do Jabłonki (piękne widoki zarówno na Tatry jak i na masyw Babiej Góry), gdzie już nieźle zmęczeni stajemy na zakupy i lody.

Za Jabłonką czeka nas długi podjazd na przełęcz Krowiarki, nie jest może specjalnie ostry, ale długi dystans (mamy już w nogach ponad 100km) i upał - robią swoje. Poszło to jednak bardzo sprawnie, zmęczeni ale i zadowoleni meldujemy się na szczycie - stąd już mamy tylko w dół, aż do samej Suchej. Po króciutkim odpoczynku zaczyna się ostry zjazd, zasuwaliśmy strasznie aż niemal do Makowa, pierwsza część to ostry zjazd w lesie, dalej na drodze przez Zawoję pomógł nam wiatr, tak więc lecieliśmy zdrowo powyżej 30km/h. Od Makowa już nie za ciekawie, dziurawa droga z wielkim ruchem. Ale wyrobić się udało, na stację docieramy ok.18, średnią tego dnia mieliśmy prawdziwie rekordową - 24,5km/h, z bagażem po górach; parę dni jazdy dzień w dzień robi swoje - i forma rośnie :))

Już na stacji kolejowej w Suchej mamy niezłe zamieszanie spowodowane przez totalnie niekompetentną babkę w kasie, takich idiotek ze świecą szukać. Najpierw wypisała nam bilety na rower za 1zł (a trzeba mieć za 5zł), trzeba je było przerobić; później błędnie poinformowała nas, że odjazd pociągu jest o ok.15min wcześniej niż się spodziewaliśmy, co spowodowało bardzo duże zamieszanie; ale prawdziwe kuriozum - to był bilet jaki wypisała Marcinowi - z Suchej do Warszawy przez ... wielkopolski Kościan, w sumie bodajże 700km! Pociąg IR z Zakopanego mało komfortowy i dośc zapełniony, niemniej rekompensuje to niska cena za bilet.


Wyjazd bardzo udany, przejechaliśmy większą część polskich Karpat, zaliczyliśmy dwa bardzo ciężkie podjazdy - Przehybę i Śląski Dom, pogoda dopisała świetnie, Gosia i Marcin wracali cali spaleni słońcem, a ja ręce mam już czerwone jak Indianin :)). Widokowo trasa piękna - widzieliśmy zarówno Bieszczady jak i Tatry, no i oczywiście wiele innych ciekawych miejsc. Jechało nam się bardzo sprawnie, duże słowa uznania dla Marcina (tak górska trasa na rowerze poziomym!) i przede wszystkim dla Gosi, która mimo zaledwie 16 lat doskonale dawała sobie radę jadąc na rowerze szosowym z bagażem, dysponując bardzo niekomfortowymi przełożeniami, także i bardzo długie dystanse nie były jej straszne; do tego jako że większość podjazdów zaliczaliśmy we dwójkę - była bardzo wdzięcznym obiektem do fotografowania :)).
A trasa momentami była bardzo ciężka, czwartego dnia mieliśmy aż ponad 2300m podjazdów, a to bardzo dużo, w tym roku z bagażem więcej miałem chyba tylko wjeżdżając na Berninę. O takiej formie jak mają Gosia i Marcin - w ich wieku to mogłem sobie tylko pomarzyć :))

Zdjęcia z wyjazdu

Dane wycieczki: DST: 170.80 km AVS: 24.52 km/h ALT: 1278 m MAX: 74.20 km/h Temp:30.0 'C
Piątek, 13 sierpnia 2010Kategoria >100km, Treking, Wypad
Łukiem Karpat

V dzień - Spiska St. Ves - [PL] - Niedzica - Łapszanka - Jurgów - [SK] - przeł. Żdziarska (1081m) - Tatrzańska Polanka - Śląski Dom (1670m) - Strbske Pleso (1350m) - Podbanske

Dzisiaj "królewski" dzień naszego wyjazdu - masa gór, liczymy na piękne widoki. Rano pogoda średnia, dość chłodno w porównaniu do poprzednich dni. Na początek oglądamy zamek w Niedzicy i tamę na jeziorze Czorsztyńskim. Następnie kierujemy się na Łapszankę, słynącą z pięknej panoramy Tatr. Podjazd pod Łapszankę bardzo ostry w samej końcówce, podjeżdżałem tutaj z ciekawości na przełożeniu podobnym do tego którym dysponuje Gosia - i było to nie lada wyzwanie, ledwo się wtoczyłem na szczyt. Spod kapliczki mamy wspaniały widok na Tatry (w międzyczasie zupełnie się przejaśniło). A owa kapliczka z dzwonem służyła ostrzeganiu mieszkańców przed burzą, w trakcie takiego ostrzegania ok. 40 lat temu zginął jeden z mieszkańców rażony piorunem.

Z Łapszanki bardzo szybki zjazd do Jurgowa i tutaj zaczyna się podjazd na przełęcz Zdziarską, w pierwszej fazie (do Podspadów) łagodnie w górę, ze wspaniałym widokiem na Hawrań, później ze 150m właściwego podjazdu. W barze za przełęczą robimy krótki odpoczynek i przepierkę, po czym zjeżdżamy do Tatrzańskiej Kotlinki, przez większość trasy mamy piękne widoki na Tatry, pogoda dopisuje. Z Kotlinki jest już mozolny podjazd Drogą Wolności, słońce daje się we znaki, ale dzięki niemu mamy piękne widoki (w tym rejonie nad okolicą dominuje masyw Łomnicy). Przed Smokovcem pościgaliśmy się krótko z szosowcem (typ tych co rower dowożą w góry samochodem :)), w miasteczku krótki odpoczynek i dalej jedziemy do Tatrzańskiej Polanki, gdzie zaczyna się najwyższy tatrzański podjazd pod słynny Śląski Dom. Bagaże zostawiamy na stacji kolejowej, po czym ruszamy w górę. Od razu jest ostre nachylenie, na bramce zakaz dla rowerów - prawdopodobnie z powodu remontowanej drogi, ale nikt się nas nie czepiał. Pierwsza część bardzo wymagająca, na ostrym słońcu, wyżej wjeżdżamy w las i jest nieco lepiej. Od ok. 1300m zaczyna się remont drogi, chwilami ciężko przejechać takie są dziury i tak jest wąsko; niemniej dajemy radę. Końcowy długi trawers nieźle męczy, ale widok hotelu daje motywację, Gosia ponownie wjechała tak trudny podjazd bez zatrzyywania, tym samym tempem co ja - wielkie brawa! Odpoczynek nad pięknym Velickim Plesem, wspaniale wpasowanym w górski krajobraz (czego już o samym hotelu Śląski Dom powiedzieć w żadnym razie się nie da) zakłóca nam głośny remont. Na górze już nie tak ciepło, ze 20'C i chłodny wiatr, czekając na Marcina troszkę marzniemy. A Marcin dojeżdża bardzo sprawnie, na podjeździe jeszcze "łyknął" dwójkę Słowaków podjeżdżających tu na rowerach górskich.

Krótka sesja zdjęciowa - i ruszamy w dół, ale zjazd bardzo dziurawą drogą nie należy do przyjemności, przy ok. 30km/h wypina mi się z mocowania GPS i mocno uderza o asfalt długo się turlając. Prawdziwym szczęściem właściwie nic się nie stało, zaledwie kilka drobnych zadrapań na antence i obudowie, jednak 60CSx to pancerny sprzęt! Z Polanki czeka nas jeszcze mozolny podjazd pod Szczyrbskie Pleso, dają już o sobie znać trudy dzisiejszego dnia oraz głód, przy życiu trzyma nas wizja dobrego obiadu na szczycie. Mocno zmęczeni docieramy do restauracji w kurorcie, duża porcja smażonego sera stawia nas na nogi i jedziemy jeszcze objechać jezioro. Trafiliśmy idealnie, właśnie zachodzi słońce - i widoki są cudowne, jestem tu już czwarty raz, ale tak pięknie nigdy nie było. Znad jeziora - mamy już tylko w dół, sprawnie zaliczamy najostrzejszą, górną część zjazdu (ponad 70km/h!), już po zmierzchu nabieramy wodę z lodowatego strumienia i rozbijamy się na noc w lesie w rejonie Podbanskiego.

Zdjęcia z wyjazdu

Dane wycieczki: DST: 123.80 km AVS: 18.12 km/h ALT: 2309 m MAX: 70.20 km/h Temp:26.0 'C
Czwartek, 12 sierpnia 2010Kategoria >100km, Treking, Wypad
Łukiem Karpat

IV dzień - Andrzejówka - Piwniczna - Stary Sącz - Przehyba (1175m) - Szczawnica - [SK] - Przełom Dunajca - Spiska St. Ves

Na początek mamy piękną drogę nad Popradem, nasza trasa kilka razy wzbija się nieco nad poziom rzeki, przez co mamy szeroką perspektywę na zakola rzeki, chwilami jedziemy niemal kanionem. Na rynku w Piwnicznej robimy zakupy i kierujemy się na Stary Sącz. Dzięki wiatrowi w plecy pokonujemy ten odcinek bardzo szybko, krótka wizyta na rynku w Starym Sączu - i jedziemy do Gołkowic. Tutaj zostawiamy bagaże w barze po czym ruszamy na jeden z najcięższych polskich podjazdów - słynną Przehybę. Od mojej ostatniej wizyty okazało się że wyremontowano całą dolną część podjazdu, wcześniej pełna dziur - teraz zupełnie gładka.

Prawdziwa zabawa zaczyna się za szlabanem, tutaj są już solidne nachylenia, długie odcinki w granicach 10%, ścianki po 13%, Gosia ze swoimi przełożeniami miała tu naprawdę bardzo ciężko - a mimo to dała radę zaliczyć cały podjazd bez zatrzymania! Niestety w końcówce dalej są te fatalne kamienie, po których nie sposób przejechać na rowerze szosowym, tam trzeba było pchać. Na grani jest już gładki szuter, szybko docieramy więc do schroniska, gdzie rowerzystów nie brakuje. W schroniskowej stołówce posiłek i odpoczynek, Marcin dociera jakieś 30min później, niewykluczone, że jest pierwszym "poziomkowcem" któremu udało się wjechać na Przehybę, taki podjazd na tym rowerze to wielkie wyzwanie!

Po odpoczynku i fotkach ruszamy w dół, tutaj poziomka jest bezkonkurencyjna, dzięki znacznie mniejszym oporom aerodynamicznym można jechać sporo szybciej niż na typowym rowerze pionowym. Z Gołkowic jedziemy malowniczą drogą wzdłuż Dunajca do Krościenka, tam robimy zakupy, na postój stajemy już za Szczawnicą na początku szlaku przełomem Dunajca. Samym szlakiem jadę już trzeci raz, ale za każdym razem robi duże wrażenie - to jedno z ładniejszych miejsc w Polsce (choć sam szlak prowadzi słowacką stroną). Za przełomem trafiamy na darmowe prysznice przy miejscowym kempingu, oczywiście skorzystaliśmy, nieczęsto są takie okazje. Mieliśmy jeszcze pociągnąć za Niedzicę, ale za Sromowcami widząc wiele zielonych łąk w sam raz na biwak decydujemy się na nocleg jeszcze na Słowacji. I był to strzał w dziesiątkę - bo miejscówkę mamy wspaniałą, na wzgórzu z fantastycznym widokiem na Trzy Korony, to bez wątpienia najładniejszy nocleg tej wyprawy.

Zdjęcia z wyjazdu

Dane wycieczki: DST: 119.50 km AVS: 20.90 km/h ALT: 1227 m MAX: 60.40 km/h Temp:26.0 'C
Środa, 11 sierpnia 2010Kategoria >100km, Treking, Wypad
Łukiem Karpat

III dzień - Posada Jaśliska - Krempna - przeł. Beskid (593m) - [SK] - Bardejov - przeł. Tylicka (683m) - [PL] - Krynica - Muszyna - Andrzejówka

Pogoda dalej dopisuje, sprawnie się zbieramy i wyjeżdżamy o 8.30. Pierwsza część dzisiejszego dnia to wjazd w serce Beskidu Niskiego - czyli okolice Krempnej. Niestety drogi w tym rejonie są fatalne, długie odcinki z dziurami, co szczególnie przeszkadza na zjazdach. Ale kiepskie drogi rekompensują nam ładne widoki, szczególnie panorama z podjazdu za Mszaną jest godna polecenia. Przed Krempną wypłaszczenie, miasteczko leży jakby w kotlinie, otoczone górami, sporo tu jeszcze drewnianych chałup, rower poziomy budzi duże zdziwienie.

Warto tu w ogóle poświęcić parę słów na ten temat - bo właśnie to, a nie nieco gorsza jazda w górach najbardziej Marcina denerwuje w tym sprzęcie. Krótko mówiąc - z rowerem poziomym nie ma się na trasie życia, wszędzie budzi sensację, co chwilę słyszymy jakieś głupawe komentarze, co chwilę całe przystanki czekających ludzi obracają za nim głowę, a na postojach bardzo często zatrzymują się ciekawi, zadając ciągle te same pytania. Na krótką metę jest to jeszcze zabawne, ale na dłuższej trasie po prostu denerwuje, w Polsce rower poziomy to jak niemal ufo.

Za Krempną wjeżdżamy do Magurskiego Parku Narodowego i wreszcie porządnie wykonaną drogą kierujemy się w stronę granicy. Widoki piękne, bardzo pusto, Beskid Niski to na pewno świetne miejsce dla ludzi ceniących sobie spokój, nie przepadających za komercją. W sklepie w Ożennej robimy zakupy i dłuższy postój, następnie zaliczamy krótką ale ostrą ściankę pod graniczną przełęcz Beskid. Na zjeździe po słowackiej niewiele się od zeszłego roku zmieniło - ze 2km asfaltu, a następnie kamienisty szuter. Pod koniec asfaltowego odcinka łapię gumę w przednim kole, już mocno zjechaną oponę przebił ostry kamyczek. Po załataniu dętki zwozimy się do głównej szosy na Bardejov, gdzie wreszcie jest normalna droga. Ładną pagórkowatą drogą w dużym upale jedziemy do Bardejova, długi postój urządzamy sobie na przepięknym rynku, przyjemnie było posiedzieć w zacienionym miejscu w takim otoczeniu.

Wyjazd z Bardejova nieciekawy, po jakiś 10km skręcamy na Krynicę, po drodze trzeba zaliczyć przeł. Tylicką, która nieoczekiwanie nieźle dała nam w kość, chyba głównie ze względu na upał. Trasa do Krynicy ciekawa, po drodze trzeba zaliczyć jeszcze jeden podjazd, nieco wyższy od granicznej przełęczy, a do centrum Krynicy docieramy szybkim zjazdem. Kurort robi wrażenie, piękne parki, szczególnie do gustu przypadły mi sylwetki różnych zwierząt zrobione z kwiatów, utrzymanie takich "rzeźb" wymaga wiele pracy. Po zakupach wyjeżdżamy z miasta ruchliwą drogą na Muszynę, dopiero za tym miastem się nieco uspokoiło. Po drodze znajdujemy małe źródełko w którym nabieramy wody na nocleg, rozbijamy się przy drodze, tuż koło torów kolejowych.

Zdjęcia z wyjazdu

Dane wycieczki: DST: 112.70 km AVS: 19.89 km/h ALT: 1242 m MAX: 58.10 km/h Temp:29.0 'C
Wtorek, 10 sierpnia 2010Kategoria >100km, Treking, Wypad
Łukiem Karpat

II dzień - Krościenko - Ustrzyki Dln. - Ustrzyki Grn. - Przeł. Wyżniańska (855m) - Przełęcz Wyżnia (872m) - Cisna - Komańcza - Komańcza - Posada Jaśliska

Rano po wczorajszym deszczu nie ma już śladu, zapowiada się piękny słoneczny dzień. Szybko dojeżdżamy do Ustrzyk Dolnych, tam robimy zakupy w Biedronce i ruszamy w góry. Pierwsze podjazdy dość łagodne, po drodze kilka ładnych drewnianych cerkwi. Przed Ustrzykami Górnymi większy podjazd, ze szczytu którego roztacza się ładna panorama najwyższego pasma Bieszczad. Do samych Ustrzyk już w miarę po równym, wzdłuż Wołosatego; pierwszy poważniejszy podjazd to przełęcz Wyżniańska (855m), na podjeździe mamy ładne widoki na Połoninę Caryńską, na szczycie czekamy trochę na Marcina, który jedzie na rowerze poziomym i w górach jest mu ciężej niż nam. Z kolei Gosia ma rower szosowy z bardzo ograniczonymi przełożeniami (maks 39-25), a to w zestawieniu z bagażem oznacza to że na każdej trochę ostrzejszej górce od razu musi wrzucać ostatni bieg i jechać bardzo siłowo. Na przełęczy krótki odpoczynek i zjeżdżamy do Berehów, gdzie zaraz zaczyna się drugi podjazd; tym razem na przełęcz Wyżną (872m). Tutaj widoki są jeszcze wyższej klasy, z tyłu Połonina Caryńska, przed nami Wetlińska, a szosa malowniczo wspina się serpentynami. Na szczycie robimy dłuższy postój, po odpoczynku zjeżdżamy do Wetliny i Cisnej. W rejonie Żubraczego krótki postój w barku z prywatnym mini "zoo" (zwierzęta z wikliny), zajeżdżamy też na stacyjkę bieszczadzkiej kolejki wąskotorowej.

Kawałek dalej podjazd na górkę ok. 750m, po czym dalej jedziemy pagórkowatą drogą (trochę dziur) w stronę Komańczy. Górki dookoła powoli coraz niższe, wjeżdżamy w Beskid Niski. Za Komańczą postój przy stacji benzynowej, gdzie Gosia miała okazję skorzystać z prysznica przy domkach kempingowych (dziewczyny tolerancję na higieniczne warunki wyprawy mają sporo niższą :)). Jedziemy jeszcze do Posady Jaśliska i rozbijamy się na noc koło jakiejś bocznej dróżki, miejsce zdecydowanie lepsze od wczorajszego, rozkładając namioty jeszcze za dnia ma się znacznie większy wybór.

Zdjęcia z wyjazdu

Dane wycieczki: DST: 149.30 km AVS: 21.80 km/h ALT: 1692 m MAX: 66.00 km/h Temp:23.0 'C

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl