wilk
Warszawa
avatar

Informacje

  • Wszystkie kilometry: 307720.00 km
  • Km w terenie: 837.00 km (0.27%)
  • Czas na rowerze: 560d 11h 19m
  • Prędkość średnia: 22.76 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Zaprzyjaźnione strony

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy wilk.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Sobota, 14 sierpnia 2010Kategoria >100km, Treking, Wypad
VI dzień - Podbanske - Liptovski Mikulasz - Kvacianske Sedlo (1090m) - Zuberec - Trstena - [PL] - Chyżne - przeł. Krowiarki - Sucha Beskidzka

W nocy mamy burzę, przez co dość kiepsko śpimy, ale nad ranem pogoda wraca do normy, okazuje się, że nocowaliśmy u stóp Krywania, którego charakterystyczny wierzchołek widać z naszych namiotów. Start - marzenie, tylko w dół do Liptovskiego Hradoka, średnia ze 32km/h. Krótki odpoczynek przed zamkiem (dokarmiamy kaczki), potem wizyta w Lidlu (tu z kolei poimy kotka :) - i ruszamy dalej, zdając sobie sprawę, że jeśli utrzymamy dobre tempo będzie szansa, że damy radę wyrobić się na bezpośredni pociąg do Warszawy. Podjazd pod Kvacianske Sedlo daje nam mocno w kość, wykańcza nie tylko mocne nachylenie na długich odcinkach, ale i duży upał, szczególnie Marcinowi dał się mocno we znaki. Ale za to na następnym odcinku odbijamy sobie to z nawiązką, bo na zjeździe do Zuberca można sobie poszaleć, na bardzo ostrej ściance przed kamieniołomem wyciągam 74km/h, Marcin osiągnął tu 78km/h, gdyby dokładniej znał trasę i w odpowiednim momencie się rozpędził - z pewnością "pękłaby" osiemdziesiątka :). Z Zuberca aż do Podbieli mamy cały czas w dół, rzadko schodzimy poniżej 30km/h, dalej wjeżdżamy na główną drogę E-77, jest lekko pod górkę, ale za to bardzo pomaga nam wiatr. Pagórkowatą trasą ciągniemy aż do Jabłonki (piękne widoki zarówno na Tatry jak i na masyw Babiej Góry), gdzie już nieźle zmęczeni stajemy na zakupy i lody.

Za Jabłonką czeka nas długi podjazd na przełęcz Krowiarki, nie jest może specjalnie ostry, ale długi dystans (mamy już w nogach ponad 100km) i upał - robią swoje. Poszło to jednak bardzo sprawnie, zmęczeni ale i zadowoleni meldujemy się na szczycie - stąd już mamy tylko w dół, aż do samej Suchej. Po króciutkim odpoczynku zaczyna się ostry zjazd, zasuwaliśmy strasznie aż niemal do Makowa, pierwsza część to ostry zjazd w lesie, dalej na drodze przez Zawoję pomógł nam wiatr, tak więc lecieliśmy zdrowo powyżej 30km/h. Od Makowa już nie za ciekawie, dziurawa droga z wielkim ruchem. Ale wyrobić się udało, na stację docieramy ok.18, średnią tego dnia mieliśmy prawdziwie rekordową - 24,5km/h, z bagażem po górach; parę dni jazdy dzień w dzień robi swoje - i forma rośnie :))

Już na stacji kolejowej w Suchej mamy niezłe zamieszanie spowodowane przez totalnie niekompetentną babkę w kasie, takich idiotek ze świecą szukać. Najpierw wypisała nam bilety na rower za 1zł (a trzeba mieć za 5zł), trzeba je było przerobić; później błędnie poinformowała nas, że odjazd pociągu jest o ok.15min wcześniej niż się spodziewaliśmy, co spowodowało bardzo duże zamieszanie; ale prawdziwe kuriozum - to był bilet jaki wypisała Marcinowi - z Suchej do Warszawy przez ... wielkopolski Kościan, w sumie bodajże 700km! Pociąg IR z Zakopanego mało komfortowy i dośc zapełniony, niemniej rekompensuje to niska cena za bilet.


Wyjazd bardzo udany, przejechaliśmy większą część polskich Karpat, zaliczyliśmy dwa bardzo ciężkie podjazdy - Przehybę i Śląski Dom, pogoda dopisała świetnie, Gosia i Marcin wracali cali spaleni słońcem, a ja ręce mam już czerwone jak Indianin :)). Widokowo trasa piękna - widzieliśmy zarówno Bieszczady jak i Tatry, no i oczywiście wiele innych ciekawych miejsc. Jechało nam się bardzo sprawnie, duże słowa uznania dla Marcina (tak górska trasa na rowerze poziomym!) i przede wszystkim dla Gosi, która mimo zaledwie 16 lat doskonale dawała sobie radę jadąc na rowerze szosowym z bagażem, dysponując bardzo niekomfortowymi przełożeniami, także i bardzo długie dystanse nie były jej straszne; do tego jako że większość podjazdów zaliczaliśmy we dwójkę - była bardzo wdzięcznym obiektem do fotografowania :)).
A trasa momentami była bardzo ciężka, czwartego dnia mieliśmy aż ponad 2300m podjazdów, a to bardzo dużo, w tym roku z bagażem więcej miałem chyba tylko wjeżdżając na Berninę. O takiej formie jak mają Gosia i Marcin - w ich wieku to mogłem sobie tylko pomarzyć :))

Zdjęcia z wyjazdu

Dane wycieczki: DST: 170.80 km AVS: 24.52 km/h ALT: 1278 m MAX: 74.20 km/h Temp:30.0 'C

Komentarze
k0larka: Wiem, wiem :-)
MARECKY
- 03:43 czwartek, 19 sierpnia 2010 | linkuj
To prawda, kwestia wzrostu jest bardzo istotna. 29ery, mimo że można je dostać też w rozmiarze M, to wybór raczej właśnie dla wysokich. Ja mam 192 cm wzrostu i na dużych kołach po prostu lepiej się czuję i odczuwalnie lepiej mi się jeździ - tak już subiektywnie mam :) Fakt że na 28/29 gorzej się manewruje i gorzej przyspiesza. Z kolei duże koła lepiej "wybierają" nierówności i osobiście w terenie odczuwam to natychmiast (sprawdzone na crossie z terenowymi oponkami 28x1,9).
tomski
- 14:58 środa, 18 sierpnia 2010 | linkuj
29 calowy rower może i jest szybszy, ale gorzej się manewruje i dla niskich osób nie jest to wcale dobre. Ja zaczynałam ściganie na 28 calowym trekingu (koła, nie rama) i wiem, że jest to toporniejsze, a w trudnym technicznie terenie w górach, może bardzo utrudnić życie.

Marecky, to głównie kwestia treningu i troszkę talentu :)
k0larka
- 14:35 środa, 18 sierpnia 2010 | linkuj
Czytałem już dziesiątki dyskusji na temat wyższości 26 nad 29 i vice versa (pozdrawiam przy okazji największego piewcę 29 - Chucka Norrisa, z którym jako miłośnik 29 musiałeś się zetknąć) - i nie zamierzam tu prowadzić kolejnej. Nie potrzeba Einsteina, żeby stwierdzić, że różnica rzędu 6cm na średnicy koła będzie miała symboliczny wpływ na funkcje roweru, a tym bardziej osiągi.

A przykład zawodników we wszelakich konkurencjach MTB, od XC do Downhillu jest dlatego istotny - że pokazuje jasno (w sposób mierzalny), że teksty o lepszych osiągach są mitami; ani jeden, ani drugi typ roweru znaczącej przewagi nie notuje. Z wynikiem mierzonym w sekundach nie ma dyskusji, to nie są opinie entuzjastyczne opinie "kolegów" o "rasowych" 29er'ach; tu widać czarno na białym co jest szybsze i co się lepiej sprawdza.
wilk
- 13:44 środa, 18 sierpnia 2010 | linkuj
Na razie dostępność 29erów choćby w Polsce jest tak niska, że wszelkie porównania i uogólnienia w stosunku do 26 nie mają żadnego sensu. Masz doświadczenie w jeździe na 26 i 29, że wypowiadasz się w taki sposób? Wątpię, ale może się jednak mylę. :)
Mnie jeździ się lepiej na dużym kole zarówno po asfalcie, jak i w terenie. Do tej pory miałem jednak taką możliwość jedynie na rowerze crossowym. Niedługo jednak zamieniam 26 na rasowego 29era. Tak, uważam że 29er w pewnych zakresach zastosowania ma lepsze osiągi niż 26er. Wszyscy znajomi, którzy już dosiedli 29era, recenzują je entuzjastycznie. Co do zastosowania w zawodach - nie ścigam się więc w tej kwestii nie wydam opinii :)
tomski
- 13:23 środa, 18 sierpnia 2010 | linkuj
Grubo popłynąłeś. Chociaż sam jeżdżę na trekingu z tezą, że rower górski jest do niczego - w żadnym razie się nie zgodzę. To rower najbardziej uniwersalny - i stąd jego popularność w takim kraju jak Polska, gdzie wielu ludzi nie stać na posiadanie kilku wyspecjalizowanych, ale mało uniwerslanych rowerów. A górala najłatwiej przeszktałcić i w namiastkę roweru szosowego i w rower pod sakwy itd., z trekingiem czy tym bardziej szosówką to już dużo trudniejsze, jazda w terenie na tych maszynach będzie o wiele bardziej kulawa niż na góralu na szosie.

To co piszesz o 29er'ach - to pobożne życzenia producentów, do wyparcia z rynku rowerów 26 jeszcze bardzo daleko, dla mnie to raczej chwyt marketingowy by wyciągać kasę od wielu omamiomych użytkowników, wieżących że zmiana sprzętu drastycznie zmieni ich osiągi. Jeśli ktoś wierzy, że 63mm różnicy na średnicy koła zmienią osiągi na rowerze - to jest bardzo naiwny, 26 i 29 są całkowicie porównywalne, na zawodach MTB wolno używać i jednych i drugich - a ciągle dominują jednak rowery 26. Gdyby różnice w osiągach istniały - to bądź pewien, że wszyscy jeździliby na 29.
wilk
- 19:19 wtorek, 17 sierpnia 2010 | linkuj
Ja spotykałem w Polsce Niemców na rowerach poziomych juz w połowie lat 90, kiedy jako bardzo młody człowiek parałem sie sakwiarstwem. Też byłem wielce zdziwiony widokiem takiego roweru i zadawałem takim cyklistom rózne głupie pytania typu: "have you got any gears in this bike?". W Berlinie było sporo wytwórców takich rowerów juz wówczas, no ale wiadomo, Niemcy to nie Polska. Nie wiem, dlaczego tego typu rowery nie zyskały większej popularnosci, przynajmniej w Polsce, i nie są seryjnie produkowane. Może, jak mówisz, to kwestia ceny. Za to zewsząd atakuje nas moda na górala, która uparcie nie chce minąć, wciąż 3/4 wszystkich rowerów w sklepach to górale, a w przypadku komponentów to 90 proc. wszystkich części i akcesoriów jest dedykowana do roweru górskiego. A rower górski to totalna pomyłka, w USA już sie z niego wycofują i przerzucaja się na twenty-ninery, czyli rowery terenowe na kołach 29-calowych. Koncepcja, że małe kółko lepiej poradzi sobie w terenie jest kompletnym nieporozumieniem, bo jak wiadomo jest dokładnie odwrotnie - lepiej poradzi sobie duże koło. Ja jeżdzę na składanym crossie z bardziej szosowymi niż normalnie przełożeniami, ale problem bolącego tyłka ( też to przerabiam tak jak Macin, nie mam pojęcia, jak można jeździć na karbonie) i bólu pleców od pochylonej pozycji (która zupełnie nie służy mojemu kaprysnemu kręgosłupowi) niestety często zniechęca mnie do jazdy. No tak, ale skąd wytrzasnąc taki rower poziomy? Podejrzewam, że jego złożenie na zamówienie kosztowałoby tyle, co kilkuletni używany samochód :-) el kondor - 18:45 wtorek, 17 sierpnia 2010 | linkuj
Jak każdy rodzaj roweru - rower poziomy ma swoje plusy i minusy. Do tych pierwszych trzeba zaliczyć przede wszystkim większą wygodę, właśnie dlatego Marcin zdecydował się na złożenie takiego sprzętu, bo na rowerze pionowym miał wieczne problemy z siodełkiem i bolącym siedzeniem, nawet Brooks nic nie pomógł. Zaletą jest także lepsza aerodynamika - jest niższy, ma mniejsze opory, więc mniej przeszkadza wiatr, szybciej jedzie się z górki, przy odpowiednim wytrenowaniu też na płaskim (wszystkie rekordy prędkości na rowerach "bez cienia" należą do poziomek).

Minusy - to sporo wyższa cena niż roweru pionowego na podobnym osprzęcie, większa waga (a to też ma wpływ na jazdę w górach), oraz gorsze przełożenie siły, widoczne właśnie w górach - nie da się stanąć na pedałach, nie wykorzystuje się tak dobrze siły grawitacji jak w klasycznym sprzęcie; także do jazdy w terenie odpada.

Ale myślę, że dla Ciebie Kondorze - taki sprzęt byłby jak znalazł, bo na pewno jest sporo wygodniejszy (a to Twój główny problem), po górach raczej nie jeździsz - więc wiele Ci te niedogodności poziomki nie będą przeszkadzać.
wilk
- 13:17 wtorek, 17 sierpnia 2010 | linkuj
Fajna wyprawa. Dziewczyna wymiata-ja w jej wieku pomykałem na Jubilacie :-).

Do przedmówców: poziomka ma swoje zalety, ale jak wynika z opisu w górach dość ciężko się na nim wspinać.
MARECKY
- 13:02 wtorek, 17 sierpnia 2010 | linkuj
Być może rower poziomy byłby dla CIebie rozwiązaniem...Sam kiedys myslalem nad rowerem poziomym gdyz tez czesto mam rozne bole irytujące człowieka...Ale jak zobaczylem ceny tych rowerków to odechciało mi się tego typu sprzętu nawet jesli miałby byc super wygodny:) Podobniez na płaskim i z górki (większa waga) mozna jeździć szybciej przy takim samym wysiłku jak na rowerze pionowym ...jesli chodzi o to ze ludzie by sie na mnie patrzyli jak na ufoludka to tym bym sie nie przejmowal...jak mialem załozony silniczek spalinowy do górala to tez kazdy sie za mną oglądał i nie przeszkadzało mi to:)
misiak2101
- 10:40 wtorek, 17 sierpnia 2010 | linkuj
Rower poziomy to jest chyba to! Wiem, że w Polsce uchodzi on za UFO, ale musi on być pozbawiony wszystkich wad zwykłego roweru pionowego. Być może gdybym miał rower poziomy, to jeździłbym w długie trasy i nie myślałbym o wycieczkach samochodowych. Najważniejsze w rowerze poziomym jest pewnie to, że masz wygodną siedzącą pozycję, a mimo to rower jest wciąż aerodynamiczny, nawet bardziej aerodynamiczny od szosówki. Mnie na przykład przesladują od długiego czasu naprawde silne bóle dolnej części pleców, które uniemozliwiają mi w zasadzie przekroczenie dystansu 100 km. Powyżej stówy myślę tylko o tym, aby niezwłoczie przesiąść się do blachosmrodu i jest to po prostu silniejsze ode mnie. Z drugiej strony w pozycji bardziej wyprostowanej to wiadomo, że nie ma żadnej jazdy. Ale gdyby mieć taki rower poziomy... el kondor - 21:46 poniedziałek, 16 sierpnia 2010 | linkuj
Gratuluje udanej kolejnej wyprawy...Z przyjemnoscią przeczytałem opisy oraz obejrzałem wszystkie zdjęcia z wycieczek...Pozdrawiam:)
misiak2101
- 17:48 niedziela, 15 sierpnia 2010 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl