wilk
Warszawa
avatar

Informacje

  • Wszystkie kilometry: 316004.15 km
  • Km w terenie: 837.00 km (0.26%)
  • Czas na rowerze: 575d 16h 49m
  • Prędkość średnia: 22.76 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Zaprzyjaźnione strony

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy wilk.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

Rower szosowy

Dystans całkowity:89888.50 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:3688:54
Średnia prędkość:24.37 km/h
Maksymalna prędkość:86.60 km/h
Suma podjazdów:516539 m
Liczba aktywności:836
Średnio na aktywność:107.52 km i 4h 24m
Więcej statystyk
Poniedziałek, 15 grudnia 2014Kategoria Rower szosowy, Wycieczka
Krótka pętelka nadwiślańska przez Habdzin. Piękna pogoda, aż 8 stopni, sporo słońca - można się było poczuć jak wczesną wiosną
Dane wycieczki: DST: 28.70 km AVS: 25.32 km/h ALT: 40 m MAX: 36.10 km/h Temp:8.0 'C
Sobota, 13 grudnia 2014Kategoria >100km, >200km, >300km, Rower szosowy, Wycieczka, >500km
Wilno grudniową nocą

W tym roku, podobnie jak w 2013 planowałem w grudniu długą całonocną trasę. W takim terminie wszystko zależy od pogody, dlatego czatowałem na dobre warunki. Na piątek i sobotę zapowiedziano silny wiatr z południa, w sam raz na Wilno, ale z kolei zapowiadano również całą noc opadów co do jazdy na pewno nie zachęcało. W efekcie, więc w czwartek wieczorem z trasy zrezygnowałem, długo siedziałem nad komputerem, spać się położyłem dopiero o 4. Gdy wstałem po 10 okazało się, że prognozy się poprawiły, mniej intensywnego deszczu miało już być jakieś 6-9h, a za oknem w Warszawie całkiem dobra pogoda. Więc szybka decyzja - jednak ruszam!

Zanim zjadłem śniadanie i zrobiłem zakupy na podróż trochę czasu się zeszło i w efekcie zamiast planowanej 12 ruszam dopiero o 14, dość ambitnie, bo do odjazdu autobusu w Wilnie miałem zaledwie 25h - ale liczyłem na ten wiatr ;)) A ten rzeczywiście pomaga, sprawnie przejeżdżam przez zatłoczoną Warszawę, kawałek za Sulejówkiem łapie mnie zachód słońca, odtąd aż 16h będę jechał po ciemku. W stronę Węgrowa jedzie się przyzwoicie, dobra droga, wiatr pomaga. Ale kilkanaście km przed miastem coraz mocniej zaczynają mnie boleć mięśnie nóg, przed miastem to już poważny kryzys, jadę z wiatrem tylko lekko ponad 20km/h; jak tak to będzie dalej wyglądać - to szybko się ta trasa zakończy. W Węgrowie odpocząłem na stacji i ruszając dalej obniżyłem siodełko. To zauważalnie pomogło, ból mięśni zaczął powoli ustępować i po kilkunastu km mogłem już normalnie jechać. Kolejne kilometry dość monotonne, mazowieckie rejony - nadbużańskie łąki, Czyżew, Wysokie Mazowieckie. Ruch na drogach coraz mniejszy, wiatr cały czas korzystny, jadąc spokojnym tempem utrzymuję średnią na poziomie 27km/h. Na drugi postój planowałem stanąć na skrzyżowaniu z szosą białostocką w Starym Jeżewie, chciałem tu zjeść normalny obiad, niestety czynna była jedynie stacja Orlenu, do której z kilometr trzeba było zjechać. A od pewnego czasu w tych barkach na stacjach zaczęli wprowadzać bardzo brzydki zwyczaj - czyli usuwanie krzeseł dla gości, by za długo w środku nie przesiadywali, co zważywszy na ceny jakie tam mają jest bardzo nieprzyjemne. Bardzo mnie to irytuje, bo na stojąco to nic nie odpocznę, ani się nie zregeneruję. Ale odpoczywanie na zewnątrz w temperaturze 2-3 stopnie jest jeszcze gorsze, więc trzeba robić wiochę i siadać na stacjach na podłodze.

Za Jeżewem jadę szosą wojewódzką do Korycina, totalnie puściutko, na 45km minął mnie zaledwie JEDEN samochód! Wreszcie zrobiono drogę do Tykocina, od szosy białostockiej jest już gładki asfalt. Sam Tykocin ma klimat, nocą ekstra wyglądają brukowane uliczki w świetle małych latarni. Za Knyszynem jest kilkanaście km gorszego asfaltu, trochę też zaczyna popadywać, więc jadę na mocnym trybie lampki, by się na jakiejś dziurze nie przewrócić. Za Jasionówką wraca dobry asfalt, a w Korycinie dojeżdżam do Via Baltica. Najbliższe 30km do Sztabina jedzie się kiepsko, na drodze pomimo, że jest już po północy dużo tirów i to kierowców najgorszego sortu - czyli ruskiej hołoty. W skrócie nie liczą się z nikim, kilkanaście razy mijały mnie kolumny tirów po 5-6 jednym ciągiem, a były stada i po 10, ładnych parę razy byłem wytrąbiony, a przecież byłem doskonale wyposażony na nocną jazdę - z dobrą lampką, odblaskami na kurtce, spodniach i butach, a na tej drodze wolno legalnie jeździć rowerem. Ale kierowcę tira to guzik obchodzi, jego wkurza, że musi przez rower czasem wyhamować i znowu się rozpędzić - i to wystarczy, żeby trąbić. Za Sztabinem pojawia się już pobocze i jazda robi się dużo bezpieczniejsza. Przed Augustowem droga skręca na zachód, tu wiatr wyraźnie przeszkadza, ale też trzeba przyznać, że daleko mu do orkanu, który tak zapowiadano, więcej jak 7-8m/s to nie wieje. I przede wszystkim wieje bardzo równo, bez mocnych podmuchów utrudniających jazdę rowerem. W Augustowie po 300km robię długi, godzinny postój na stacji benzynowej, bo trafiła się większa, gdzie można wreszcie normalnie usiąść, a czasu jeszcze mam sporo w zapasie. 

W samym Augustowie puściutko jak nigdy - wreszcie zrobiono długo oczekiwaną obwodnicę miasta i mieszkańcy tego pięknie położonego miasta mogą odetchnąć. Za Augustowem jadę lasami w stronę Gib, za Gibami już bardziej odkrytym terenem na granicę w Ogrodnikach. Niestety kawałek przed granicą zaczęło solidnie padać, dotąd popadywało w sumie ze 40km, ale nie był to odczuwalny deszcz, teraz już leje porządnie. W takim deszczu jechałem ponad 20km, nie tak dużo, ale wystarczyło, żeby zamoczyć stopy. Kawałek za Łoździejami wreszcie zaczyna świtać, świt co prawda ponury z licznymi chmurami na horyzoncie - ale zawsze to jednak dzień. Aczkolwiek noc zniosłem bardzo przyzwoicie, mniej mnie znużyła niż rok temu, mimo, że więcej po ciemku przejechałem - bo aż 330km. Ale wtedy jechałem na lekkim mrozie, a teraz  jest 2-4 stopnie, a to wbrew pozorom spora różnica przede wszystkim dla oczu, które na mrozie szybciej zachodzą mgiełką i łatwiej robią się przekrwione.

Na Litwie od razu widać różnicę w porównaniu do Polski - czyli przede wszystkim małe górki, nie są to znaczące podjazdy, ale są niemal cały czas, odcinków naprawdę płaskich jest tu niewiele. No i pojawia się coraz więcej śniegu przy drodze, co od razu dodaje uroku trasie. Do tego szybko zaczęło się rozpogadzać, słońce zaczyna już przebłyskiwać zza chmur. Do tego mam spore szczęście co do wiatru, bo ten miał wiać głównie z południa, a na Litwie jadę przede wszystkim na wschód. A tymczasem wiatr mocniej skręcił i tutaj też zauważalnie pomaga. Na ostatni większy postój staję w parku w Alytusie, gdy ruszam dalej - jest już piękna słoneczna pogoda, przy której mijam przepływający przez to miasto Niemen. Najbliższe 50km w stronę Rudiszek to najładniejszy odcinek tej trasy, piękne słońce, dużo góreczek, puściutkie drogi. Śniegu przy drodze coraz więcej, do tego zrobiło się ślisko, przede wszystkim w zacienionych miejscach (lasów jest tu dużo), gdy ostrzej przyhamowałem by zrobić zdjęcie - rowerem rzuciło mi na metr w bok, mało brakowało do wywrotki. A kawałek dalej mijałem samochód leżący w rowie i akcję ratowniczą by go wyciągnąć. Ostatnia atrakcja wyjazdu to pięknie położony zamek w Trokach, z pewnością warto kawałek zjechać w bok by go zobaczyć. Końcówka do Wilna już niespecjalna, wjazd główną drogą, tyle dobrego, że tirów na niej prawie nie było. Samego Wilna już nie zwiedzałem, po 500km w nogach nie ma ochoty na miejską jazdę z licznymi zatrzymaniami i ruszaniami, z powrotem autokarem tym razem nie było żadnych problemów (2 lata temu mi roweru nie zabrali i musiałem wracać koleją, która w tym rejonie ma bardzo marne połączenia).

Trasa bardzo udana, udało się przejechać aż 500km, a w grudniu to już nie byle co. Trafiłem na przyzwoite warunki, wiatr pomagał przez niemal całą trasę, padało nie tak dużo i do tego cały czas było powyżej zera. A w takim terminie to bardzo istotne ze względu na stan dróg, bo gdyby w nocy zaczęło spadać poniżej zera to byłoby spore ryzyko powstania gołoledzi, co mogłoby zmusić do szybkiego zakończenia trasy.

Zdjęcia z wyjazdu
Dane wycieczki: DST: 508.10 km AVS: 26.70 km/h ALT: 2204 m MAX: 53.90 km/h Temp:4.0 'C
Piątek, 28 listopada 2014Kategoria Rower szosowy, Wycieczka
Pętla do Baniochy. Zimno, odcinek do Góry Kalwarii nieprzyjemny, pod wychładzający wiatr
Dane wycieczki: DST: 53.30 km AVS: 26.43 km/h ALT: 133 m MAX: 39.40 km/h Temp:-2.0 'C
Czwartek, 27 listopada 2014Kategoria >100km, >200km, Rower szosowy, Wycieczka
Olsztyn

Po dość wypoczynkowym listopadzie postanowiłem się wybrać na trochę dłuższą trasę. Razem z Krzyśkiem ruszyliśmy do Olsztyna, warunki już zimowe, na początku trasy koło 0, dalej już lekki mróz. Jechaliśmy z wiatrem, nie za mocnym, ale sprzyjającym, tak więc jechało się sprawnie. Wyjazd z Warszawy w tym kierunku nieciekawy, prawie 40km miejskiej jazdy, dopiero za Legionowem zaczęła się jechać przyjemniej. Do Nasielska jedziemy drogą wojewódzką, następnie do Ciechanowa bocznymi drogami o dobrej nawierzchni, wzdłuż linii kolejowej. Krzysiek miał problemy z marznącymi stopami, niestety ogrzewacze chemiczne które mieliśmy okazały się szajsem, nie grzały w ogóle, z takim produktem to ryzyk-fizyk, jak działają to jest fajnie, ale mnóstwo z nich jest przeterminowanych, lub źle wykonanych i nic nie grzeją. W Ciechanowie robimy długi, niemal godzinny postój na dworcu kolejowym, stąd ruszamy na Mławę, gdzie wjeżdżamy na szosę gdańską. Ruch nieoczekiwanie wcale taki duży nie był, wygodne pobocze, więc jechało się bardzo przyzwoicie.W Nidzicy drugi postój na dworcu, stąd już nocą ruszamy na ostatni kawałek. Trochę było pod wiatr, ale szybko wjechaliśmy w lasy, które ciągnęły się aż do Olsztyna, nawierzchnie przyzwoite, więc nocą jechało się elegancko. W Olsztynie postój w McDonaldzie koło dworca, a następnie przeprawa z młotkiem pakującym rowery do autokaru. Pomimo, że autokar był puściutki czepiał się o spakowanie i złożenie rowerów, na szczęście miałem większy worek na śmieci, bo chyba byśmy nie pojechali.

Dane wycieczki: DST: 226.50 km AVS: 25.89 km/h ALT: 990 m MAX: 46.60 km/h Temp:-1.0 'C
Piątek, 31 października 2014Kategoria >100km, Rower szosowy, Wypad
Południowa Wielkopolska - dzień 4

Ostatniego dnia wyjazdu rano nadspodziewanie ciepło, 4-6 stopni, pochmurno, chwilami nawet lekka mżawka, ale padać na szczęście nie zaczęło. Dzień nieciekawy, zdecydowanie za dużo główniejszych dróg, a tymi po południowej Wielkopolsce jeździ się do niczego. To rejon Polski z najwiekszą ilością zakazów jazdy na rowerach, stawia się je tylko po to by wyrzucić rowerzystów z jezdni, oferując w zamian alternatywę w postaci beznadziejnej ścieżki, którą nie da się sensownie jechać, tym bardziej na rowerze szosowym. Takim idealnym tego przykładem był parukilometrowy odcinek między Racotem a Kościanem, gdzie przy drodze była ścieżka ze żwiru. Ale zakaz stał, co kierowców oczywiście prowokuje do trąbienia i czepiania się, a to że taka droga rowerowa na szosówce do jazdy się nie nadaje niewiele ich obchodzi. I takich dróg z zakazami jest w Wielkopolsce wiele, przez co IMO to słabiutki rejon na rower, tereny nudne, głównie rolnicze, myślę że północna Wielkopolska czy Lubuskie będą sporo atrakcyjniejsze; ale na tym polega zabawa w zaliczanie gmin, że trzeba objechac dokładnie całą Polskę ;)

Za to końcówka wyjazdu bardzo przyjemna, w Poznaniu spotkanie z Kotem, która odprowadziła mnie na autobus, razem zrobiliśmy też krótką rundkę po centrum Poznania.

Fotki

Zaliczone gminy - 14 (POGORZELA, Piaski, GOSTYŃ - miasto powiatowe, DOLSK, ŚREM - miasto powiatowe, KRZYWIŃ, Krzemieniewo, Kościan-wieś, KOŚCIAN - miasto powiatowe, CZEMPIŃ, Brodnica, MOSINA, PUSZCZYKOWO, LUBOŃ)
Dane wycieczki: DST: 155.10 km AVS: 23.68 km/h ALT: 349 m MAX: 39.90 km/h Temp:8.0 'C
Czwartek, 30 października 2014Kategoria >100km, >200km, Rower szosowy, Wypad
Południowa Wielkopolska - dzień 3

Trzeciego dnia zmiana pogody, już nie jest słonecznie, dzień pochmurny i przez to zauważalnie zimniejszy, koło 8 stopni w dzień, choć ranek cieplejszy. Pierwszy odcinek to ładne tereny w rejonie Nadwarciańskiego Parku Krajobrazowego, wreszcie jest trochę odcinków z mniejszą gęstością zaludnienia. Wieje trochę z zachodu, więc dłuższy odcinek w rejon Kórnika mniej przyjemny. Sam Kórnik mnie trochę rozczarował, po zamku spodziewałem się czegoś ciekawszego, może od strony parku (i w okresie gdy kwitnie sporo kwiatów) wygląda sporo lepiej, ale od strony drogi na kolana mnie nie rzucił. W końcówce znowu trochę bocznych, leśnych dróg.

Fotki

Zaliczone gminy - 18 (JAROCIN - miasto powiatowe, ŻERKÓW, Gizałki, ZAGÓRÓW, Lądek, PYZDRY, Kołaczkowo, MIŁOSŁAW, Dominowo, ŚRODA WIELKOPOLSKA - miasto powiatowe, Kleszczewo, KÓRNIK, Zaniemyśl, Krzykosy, Nowe Miasto nad Wartą, KSIĄŻ WIELKOPOLSKI, Jaraczewo, BOREK WIELKOPOLSKI)
Dane wycieczki: DST: 207.70 km AVS: 23.83 km/h ALT: 480 m MAX: 36.80 km/h Temp:6.0 'C
Środa, 29 października 2014Kategoria >100km, >200km, Rower szosowy, Wypad
Południowa Wielkopolska - dzień 2

Startuję przed świtem (po zmianie czasu trzeba było wstawać godzinę wcześniej, już o 4), rano oczywiście zimno, chwilami nawet leciutko poniżej zera, ale byłem przygotowany na takie temperatury, zabrałem zimowe ubrania. Dzień bardzo długi, sporo ponad 200km, no i bardzo nudny - głównie rolnicze tereny Wielkopolski, bardzo płasko. Jest też trochę krajówek, które w tym rejonie są bardzo nieprzyjemne do jazdy, wąziutkie, z wielkim ruchem. Nocuję w lesie pod Jarocinem.

Fotki

Zaliczone gminy - 19 (OSIECZNA, RYDZYNA, PONIEC, BOJANOWO, RAWICZ - miasto powiatowe, MIEJSKA GÓRKA, Pakosław, KROBIA, Pępowo, JUTROSIN, KOBYLIN, ZDUNY, SULMIERZYCE, ODOLANÓW, Sośnie, KROTOSZYN - miasto powiatowe, Rozdrażew, KOŹMIN WIELKOPOLSKI, DOBRZYCA)
Dane wycieczki: DST: 234.30 km AVS: 23.91 km/h ALT: 519 m MAX: 31.80 km/h Temp:9.0 'C
Wtorek, 28 października 2014Kategoria >100km, Rower szosowy, Wypad
Południowa Wielkopolska - dzień 1

Dobrą październikową pogodę wykorzystuję do maksimum, więc pod koniec miesiąca ruszyłem na kolejny wyjazd, tym razem do południowej Wielkopolski. Z Poznania startuję po 10, początek mało ciekawy, główne szosy w rejon Grodziska, dopiero za tym miastem robi się przyjemniej, na postój staję nad jeziorem w Wolsztynie, jest piękna słoneczna pogoda, temperatura przekracza nawet 15 stopni. W drugiej części sporo bocznych dróg, miałem dotrzeć za Śmigiel, ale postanawiam trochę nadrobić i pociągnąłem (już nocą) aż za Leszno, nocuję przed Osieczną.

Fotki

Zaliczone gminy - 16 (Komorniki, STĘSZEW, Granowo, Kamieniec, GRODZISK WIELKOPOLSKI - miasto powiatowe, WIELICHOWO, RAKONIEWICE, WOLSZTYN - miasto powiatowe, Siedlec, Przemęt, Wijewo, Włoszakowice, ŚMIGIEL, Lipno, Święciechowa, LESZNO - miasto powiatowe + powiat grodzki)
Dane wycieczki: DST: 190.60 km AVS: 24.65 km/h ALT: 565 m MAX: 42.20 km/h Temp:11.0 'C
Piątek, 24 października 2014Kategoria >100km, Rower szosowy, Wypad
Dolny Śląsk - dzień 6

W nocy w okolicy szaleli myśliwi, strzały w lasach było słychać co chwilę, wychodząc z namiotu wolałem mieć czołówkę na głowie by mnie przypadkiem ktoś za prawdziwego wilka nie wziął ;). Noc najzimniejsza na wyjeździe, rano 2-3 stopnie utrzymywało się przez ponad 2h do Sycowa. Dziś nieco krótszy dzień powrotny do Wrocławia, niemniej ponad 140km było do przejechania. W Oleśnicy dłuższy postój na rynku, sporo górek w rejonie Trzebnicy - i ruchliwą krajówką wjeżdżam do Wrocławia, gdzie czas pozostały do odjazdu autobusu wykorzystuję na wizytę na ślicznym rynku, którą urozmaicił mini-koncert grajków ulicznych.

Wyjazd udany, choć pogoda już sporo słabsza niż na wcześniejszym wypadzie na Pomorze - ale pod koniec października na wypasy nie ma co liczyć. Niemniej udało się przejechać całą trasę zgodnie z planem, zobaczyłem ładny kawałek Dolnego Śląska. Rejon ciekawy i urozmaicony, jest sporo górek, mnóstwo niebrzydkich małych miasteczek. Drogi okazały się lepsze niż się obawiałem - było trochę bruków, ale do przeżycia, to jednak nie jest poziom lubuskiego ;)

Zdjęcia

Zaliczone gminy - 9 (TWARDOGÓRA, MIĘDZYBÓRZ, Dziadowa Kłoda, Wilków, BIERUTÓW, Dobroszyce, Zawonia, TRZEBNICA - miasto powiatowe, Wisznia Mała)
Dane wycieczki: DST: 146.20 km AVS: 23.77 km/h ALT: 846 m MAX: 48.50 km/h Temp:5.0 'C
Czwartek, 23 października 2014Kategoria >100km, Rower szosowy, Wypad
Dolny Śląsk - dzień 5

Poranek to wątpliwy luksus zakładania mokrych ciuchów - ale później jest już tylko lepiej, dzień co prawda zimny, dalej 7-8 stopni cały dzień, lecz tym razem zupełnie na sucho. Sporo górek w rejonie Wołowa - Oborników - Żmigrodu, następnie stawy pod Miliczem - czyli niebrzydka dolina Baryczy, popularna wśród miłośników ptaków. W Miliczu dłuższy postój pod ślicznym kościółkiem i wyjeżdżam na nocleg pod kolejnym stawem w rejonie Polic.

Zdjęcia

Zaliczone gminy - 12 (Jemielno, Niechlów, GÓRA - miasto powiatowe, WĄSOSZ, WOŁÓW - miasto powiatowe, BRZEG DOLNY, OBORNIKI ŚLĄSKIE, PRUSICE, ŻMIGRÓD, MILICZ - miasto powiatowe, Cieszków, Krośnice)
Dane wycieczki: DST: 182.90 km AVS: 23.35 km/h ALT: 832 m MAX: 45.60 km/h Temp:8.0 'C

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl