Wpisy archiwalne w kategorii
Canyon
Dystans całkowity: | 31654.30 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 1293:02 |
Średnia prędkość: | 24.48 km/h |
Maksymalna prędkość: | 78.00 km/h |
Suma podjazdów: | 205462 m |
Suma kalorii: | 27 kcal |
Liczba aktywności: | 205 |
Średnio na aktywność: | 154.41 km i 6h 18m |
Więcej statystyk |
Wiosna na Ukrainie i Słowacji - dzień 2
W nocy było -2'C, rano wszystko oszronione, gdy ruszam temperatura ledwo przekracza zero, ale szybko rośnie, bo jest równie słonecznie jak wczoraj. Na dzisiejszą trasę umówiłem się z Kviato, spotykamy się na moście na Wieprzu koło Nielisza. Razem ruszamy w stronę granicy ukraińskiej, ale od razu widać, że dziś takiej sielanki jak wczoraj nie będzie - bo tym razem wiatr jest przeciwny. W Zamościu robimy zakupy, odwiedzamy przepiękny rynek (o wczesnej godzinie jeszcze bez bud z jedzeniem i pamiątkami) - i ruszamy na wschód. Wiatr dał nam sporo popalić, bo tereny w rejonie Tyszowiec obfitują w długie proste po odkrytym terenie. Temperatura już całkiem znośna, ale wiatr zimny i nieprzyjemny. Za Tyszowcami kuriozalny wypadek z mojej winy, Kviato stał trochę przede mną na jezdni, ja natomiast jechałem wpatrzony w GPS i przywaliłem równo w jego rower. Obaj się wywróciliśmy bo prędkość była pod 20km/h, ale na szczęście nic poważniejszego się ani nam, ani rowerom nie stało, jedyna strata to pęknięta szprycha w kole Kviato, ale dało się z tym dalej jechać. Tak więc z GPS na pewno warto uważać :)). Końcówka do Dołhobyczowa to wredna walka z wiatrem na prostych, na granicę docieramy przed 14. Tutaj żegnam się z Kviato, który rowerem wraca do siebie (tego dnia wyszło mu ponad 200km) - dzięki za spotkanie i towarzystwo na trasie!
Wjeżdżam na Ukrainę, przejście w Dołhobyczowie wygodne, bo piesze, więc nie ma problemów z rowerami. Początek za Uhrynowem jeszcze od biedy w normie, ale gdy wjeżdżam na główniejszą do Czerwonogradu dziur znacznie przybywa. Wiatr się nieco uspokoił, więc jedzie się całkiem OK, tyle że boli siedzenie, bo dziury są wszechobecne. W Żółkwi fragment po masakrycznym szutrze, po czym na ładnym rynku staję na odpoczynek, również przykuwając uwagę menela liczącego na dwie hrywny ;). Dwa tygodnie temu razem z Żubrem również tu robiliśmy postój, ale wtedy było zimno i nieprzyjemnie, teraz bez problemu można siedzieć w krótkich spodenkach! Końcówka dnia to jazda fatalną drogą za Żółkwią, choć tereny ładne (rejon Jaworowskiego Parku Narodowego), wioseczki mocno zapyziałe, ale dzięki temu trzymające swój klimat. Nocuję w lesie na szczycie niewielkiego podjazdu.
Zdjęcia z wyjazdu
W nocy było -2'C, rano wszystko oszronione, gdy ruszam temperatura ledwo przekracza zero, ale szybko rośnie, bo jest równie słonecznie jak wczoraj. Na dzisiejszą trasę umówiłem się z Kviato, spotykamy się na moście na Wieprzu koło Nielisza. Razem ruszamy w stronę granicy ukraińskiej, ale od razu widać, że dziś takiej sielanki jak wczoraj nie będzie - bo tym razem wiatr jest przeciwny. W Zamościu robimy zakupy, odwiedzamy przepiękny rynek (o wczesnej godzinie jeszcze bez bud z jedzeniem i pamiątkami) - i ruszamy na wschód. Wiatr dał nam sporo popalić, bo tereny w rejonie Tyszowiec obfitują w długie proste po odkrytym terenie. Temperatura już całkiem znośna, ale wiatr zimny i nieprzyjemny. Za Tyszowcami kuriozalny wypadek z mojej winy, Kviato stał trochę przede mną na jezdni, ja natomiast jechałem wpatrzony w GPS i przywaliłem równo w jego rower. Obaj się wywróciliśmy bo prędkość była pod 20km/h, ale na szczęście nic poważniejszego się ani nam, ani rowerom nie stało, jedyna strata to pęknięta szprycha w kole Kviato, ale dało się z tym dalej jechać. Tak więc z GPS na pewno warto uważać :)). Końcówka do Dołhobyczowa to wredna walka z wiatrem na prostych, na granicę docieramy przed 14. Tutaj żegnam się z Kviato, który rowerem wraca do siebie (tego dnia wyszło mu ponad 200km) - dzięki za spotkanie i towarzystwo na trasie!
Wjeżdżam na Ukrainę, przejście w Dołhobyczowie wygodne, bo piesze, więc nie ma problemów z rowerami. Początek za Uhrynowem jeszcze od biedy w normie, ale gdy wjeżdżam na główniejszą do Czerwonogradu dziur znacznie przybywa. Wiatr się nieco uspokoił, więc jedzie się całkiem OK, tyle że boli siedzenie, bo dziury są wszechobecne. W Żółkwi fragment po masakrycznym szutrze, po czym na ładnym rynku staję na odpoczynek, również przykuwając uwagę menela liczącego na dwie hrywny ;). Dwa tygodnie temu razem z Żubrem również tu robiliśmy postój, ale wtedy było zimno i nieprzyjemnie, teraz bez problemu można siedzieć w krótkich spodenkach! Końcówka dnia to jazda fatalną drogą za Żółkwią, choć tereny ładne (rejon Jaworowskiego Parku Narodowego), wioseczki mocno zapyziałe, ale dzięki temu trzymające swój klimat. Nocuję w lesie na szczycie niewielkiego podjazdu.
Zdjęcia z wyjazdu
Dane wycieczki:
DST: 203.00 km AVS: 23.07 km/h
ALT: 912 m MAX: 39.20 km/h
Temp:14.0 'C
Wiosna na Ukrainie i Słowacji - dzień 1
W tym roku długo czekałem w blokach startowych na porządniejszy wiosenny wyjazd, pogoda jednak nie rozpieszczała. Parę razy już byłem bliski ruszenia w mało optymalnych warunkach - ale z pewnością warto było poczekać, bo okazało się, że z pogodą trafiłem niemal idealnie.
Pierwszego dnia ruszam na Lubelszczyznę, rano jeszcze chłodno, ale po 3h można się już przebrać w krótkie spodenki, pięknie świecące słońce wystarczająco ogrzało powietrze, jedzie się elegancko, z wiatrem w plecy. Przed Wilgą 6km odcinek po betonowych płytach na DW 801 - taki lajtowy trening przed Ukrainą ;)). Na krótki postój staję w Maciejowicach, gdzie od razu przykułem uwagę miejscowego menela, ostatnio na połowie wyjazdów budzę ciepłe uczucia wśród tego środowiska, widać muszę wyglądać tak naiwnie, że nadzieje że nieśmiertelne "złotóweczkę panie kierowniku" odniesie skutek są całkiem duże :). Kolejny, dłuższy postój w Kazimierzu, w słoneczny weekend całkiem sporo ludzi, ale jeszcze daleko do tłumów. Obowiązkowa wizyta na pięknym rynku i ruszam dalej. O ile do Kazimierza jechałem cały czas po płaskim to dalej zaczynają się wreszcie górki, jadę do Nałęczowa, w Niedrzwicy wjeżdżam na chwilę na trasę MP z 2014 roku, z którą wiąże się sporo miłych wspomnień. Końcóweczka już nocą, na biwak rozkładam się pod lasem, kawałek za Żółkiewką.
Zdjęcia z wyjazdu
W tym roku długo czekałem w blokach startowych na porządniejszy wiosenny wyjazd, pogoda jednak nie rozpieszczała. Parę razy już byłem bliski ruszenia w mało optymalnych warunkach - ale z pewnością warto było poczekać, bo okazało się, że z pogodą trafiłem niemal idealnie.
Pierwszego dnia ruszam na Lubelszczyznę, rano jeszcze chłodno, ale po 3h można się już przebrać w krótkie spodenki, pięknie świecące słońce wystarczająco ogrzało powietrze, jedzie się elegancko, z wiatrem w plecy. Przed Wilgą 6km odcinek po betonowych płytach na DW 801 - taki lajtowy trening przed Ukrainą ;)). Na krótki postój staję w Maciejowicach, gdzie od razu przykułem uwagę miejscowego menela, ostatnio na połowie wyjazdów budzę ciepłe uczucia wśród tego środowiska, widać muszę wyglądać tak naiwnie, że nadzieje że nieśmiertelne "złotóweczkę panie kierowniku" odniesie skutek są całkiem duże :). Kolejny, dłuższy postój w Kazimierzu, w słoneczny weekend całkiem sporo ludzi, ale jeszcze daleko do tłumów. Obowiązkowa wizyta na pięknym rynku i ruszam dalej. O ile do Kazimierza jechałem cały czas po płaskim to dalej zaczynają się wreszcie górki, jadę do Nałęczowa, w Niedrzwicy wjeżdżam na chwilę na trasę MP z 2014 roku, z którą wiąże się sporo miłych wspomnień. Końcóweczka już nocą, na biwak rozkładam się pod lasem, kawałek za Żółkiewką.
Zdjęcia z wyjazdu
Dane wycieczki:
DST: 238.80 km AVS: 26.68 km/h
ALT: 892 m MAX: 51.00 km/h
Temp:11.0 'C
Pętla do Baniochy
Na pierwszą część dnia zapowiadali deszcze, wyjechałem więc koło 13, gdy wyszło słońce. Start przy 17 stopniach, pierwszy raz w tym roku w krótkich spodenkach. Ale potem już było tylko gorzej :)). Słońce zaszło, temperatura spadła, wróciłem więc do długich spodni; do tego przed Górą Kalwarią zaczął padać deszcz, a ja nie miałem kurtki na deszcz. Trochę popadało, w samej Górze już przestało i się tez przejaśniło. I to mnie zmyliło, więc pojechałem dalej, zamiast szybko wracać do Warszawy. Bo pod Baniochą dorwał mnie już nie zwykły deszcz, ale solidna burza. Bardzo mocno wiało z boku, takim burzowym wiatrem z ostrymi podmuchami, chwilami już wyrzucając mnie z jezdni. Ale co gorsza mocno sieknęło gradem, który nawet przez bluzę i spodnie się odczuwało, a na twarzy już zdecydowanie boleśnie. Waliło tak z 10-15min, przemarzłem solidnie, bo temperatura spadła do ledwie 6 stopni. Tak więc powrót do Warszawy niespecjalny - przemarznięty i przemoczony; a tak było ładnie jak ruszałem! :))
Na pierwszą część dnia zapowiadali deszcze, wyjechałem więc koło 13, gdy wyszło słońce. Start przy 17 stopniach, pierwszy raz w tym roku w krótkich spodenkach. Ale potem już było tylko gorzej :)). Słońce zaszło, temperatura spadła, wróciłem więc do długich spodni; do tego przed Górą Kalwarią zaczął padać deszcz, a ja nie miałem kurtki na deszcz. Trochę popadało, w samej Górze już przestało i się tez przejaśniło. I to mnie zmyliło, więc pojechałem dalej, zamiast szybko wracać do Warszawy. Bo pod Baniochą dorwał mnie już nie zwykły deszcz, ale solidna burza. Bardzo mocno wiało z boku, takim burzowym wiatrem z ostrymi podmuchami, chwilami już wyrzucając mnie z jezdni. Ale co gorsza mocno sieknęło gradem, który nawet przez bluzę i spodnie się odczuwało, a na twarzy już zdecydowanie boleśnie. Waliło tak z 10-15min, przemarzłem solidnie, bo temperatura spadła do ledwie 6 stopni. Tak więc powrót do Warszawy niespecjalny - przemarznięty i przemoczony; a tak było ładnie jak ruszałem! :))
Dane wycieczki:
DST: 61.20 km AVS: 27.40 km/h
ALT: 102 m MAX: 41.20 km/h
Temp:11.0 'C
Pętla do Baniochy, nad Wisłą przypadkowo spotkałem Ryśka, razem przejechaliśmy całą resztę trasy. A dzisiaj prawdziwa wiosna, w słońcu już niemal 20 stopni, długo w tym roku przyszło nam czekać na takie warunki ;))
Dane wycieczki:
DST: 67.70 km AVS: 28.21 km/h
ALT: 156 m MAX: 45.50 km/h
Temp:17.0 'C
Wielkanocna pętla do Chynowa, wreszcie nadeszło jakieś zauważalne ocieplenie, jechało się całkiem przyjemnie
Dane wycieczki:
DST: 83.40 km AVS: 29.61 km/h
ALT: 261 m MAX: 42.60 km/h
Temp:11.0 'C
Pętla do Warki. Pogoda słoneczna, niby temperatura dość wysoka, ale przez zimny wiatr tego ciepła się w ogóle nie czuło. Wieczorkiem jeszcze krótka pętelka pod domem
Dane wycieczki:
DST: 125.10 km AVS: 27.70 km/h
ALT: 374 m MAX: 44.20 km/h
Temp:8.0 'C
Po mieście
Dane wycieczki:
DST: 38.30 km AVS: 24.19 km/h
ALT: 124 m MAX: 45.80 km/h
Temp:4.0 'C
Wyprawka na Roztocze 4
W niedzielę razem z Żubrem żegnamy się z resztą ekipy i we dwójkę ruszamy na Lwów. Początek trasy aż za Józefów wczorajszą trasą, wiatr zachodni wyraźnie pomaga, choć pogoda już sporo słabsza niż wczoraj, pochmurno. W Tomaszowie robimy postój w Lidlu, po 20 kolejnych kilometrach jesteśmy na granicy w Hrebennem. Udało się nam ją przejechać rowerami, choć Ukraińcy coś tam kwękali, dzwonili do szefa przejścia, w końcu pozwolili jechać. Na Ukrainie jazda całkiem przyzwoita, bo okazało się, że na Euro 2012 wyremontowano drogę do Lwowa i teraz jest tam dobry asfalt. Tereny równinne, za Rawą Ruską łąki ciągną się kilometrami, takie przestrzenie mają sporo uroku. W Żółkwi robimy postój, tu również sporo zmian od mojej ostatniej wizyty, ładnie wyremontowano zabytkowe centrum. Za Żółkwią niestety znacznie wzrósł ruch i do Lwowa jechało się już mniej przyjemnie, przed samym miastem trasę urozmaica kilka małych górek do pokonania. W Lwowie wjeżdżamy do centrum - tutaj także widać zmiany, wyremontowano sporo ulic, usuwając fatalnie nierówny bruk, zastępując go normalną kostką; w ten sposób ulice nie straciły swojego klimatu, ale są znacznie bardziej "zjadliwe" na rowerze. Przy wyjeździe z miasta robimy sobie postój obiadowy, temperatura zaledwie koło 3-4 stopni, więc Żubr je pierwszy (mieliśmy jedną menażkę) i rusza dalej, bo nie było sensu marznąć w tych warunkach, ja ruszam jakieś 30min później. Trasa do Przemyśla bez większej historii, jazda nocą, do Gródka spory ruch, dalej się już uspokoiło. Cały odcinek czołowo pod wiatr, spotykamy się ponownie w Mościskach. Granicę przekraczamy bezproblemowo, w Medyce jest przejście piesze, więc z rowerami nie ma tu problemów. Do Przemyśla docieramy koło północy, kończąc ten udany wypad przed pięknie podświetlonym zabytkowym budynku dworca.
Cała wyprawka bardzo udana - podziękowania dla organizatora, wszystkich uczestników, Transatlantyka za nocleg w Dwikozach i towarzystwo na dojeździe i dla Żubra za wspólną trasę do Lwowa.
Zdjęcia z wyprawki
W niedzielę razem z Żubrem żegnamy się z resztą ekipy i we dwójkę ruszamy na Lwów. Początek trasy aż za Józefów wczorajszą trasą, wiatr zachodni wyraźnie pomaga, choć pogoda już sporo słabsza niż wczoraj, pochmurno. W Tomaszowie robimy postój w Lidlu, po 20 kolejnych kilometrach jesteśmy na granicy w Hrebennem. Udało się nam ją przejechać rowerami, choć Ukraińcy coś tam kwękali, dzwonili do szefa przejścia, w końcu pozwolili jechać. Na Ukrainie jazda całkiem przyzwoita, bo okazało się, że na Euro 2012 wyremontowano drogę do Lwowa i teraz jest tam dobry asfalt. Tereny równinne, za Rawą Ruską łąki ciągną się kilometrami, takie przestrzenie mają sporo uroku. W Żółkwi robimy postój, tu również sporo zmian od mojej ostatniej wizyty, ładnie wyremontowano zabytkowe centrum. Za Żółkwią niestety znacznie wzrósł ruch i do Lwowa jechało się już mniej przyjemnie, przed samym miastem trasę urozmaica kilka małych górek do pokonania. W Lwowie wjeżdżamy do centrum - tutaj także widać zmiany, wyremontowano sporo ulic, usuwając fatalnie nierówny bruk, zastępując go normalną kostką; w ten sposób ulice nie straciły swojego klimatu, ale są znacznie bardziej "zjadliwe" na rowerze. Przy wyjeździe z miasta robimy sobie postój obiadowy, temperatura zaledwie koło 3-4 stopni, więc Żubr je pierwszy (mieliśmy jedną menażkę) i rusza dalej, bo nie było sensu marznąć w tych warunkach, ja ruszam jakieś 30min później. Trasa do Przemyśla bez większej historii, jazda nocą, do Gródka spory ruch, dalej się już uspokoiło. Cały odcinek czołowo pod wiatr, spotykamy się ponownie w Mościskach. Granicę przekraczamy bezproblemowo, w Medyce jest przejście piesze, więc z rowerami nie ma tu problemów. Do Przemyśla docieramy koło północy, kończąc ten udany wypad przed pięknie podświetlonym zabytkowym budynku dworca.
Cała wyprawka bardzo udana - podziękowania dla organizatora, wszystkich uczestników, Transatlantyka za nocleg w Dwikozach i towarzystwo na dojeździe i dla Żubra za wspólną trasę do Lwowa.
Zdjęcia z wyprawki
Dane wycieczki:
DST: 252.10 km AVS: 24.52 km/h
ALT: 1339 m MAX: 49.50 km/h
Temp:5.0 'C
Wyprawka na Roztocze 3
Na sobotę ruszyły dwie ekipy, większa pojechała bardziej terenem na krótszą pętlę, my wspólnie z Transatlantykiem, Zbyszkiem, Markiem i Żubrem wyruszyliśmy na dłuższą pętelkę po Roztoczu. Dziś już sporo chłodniej, wiało mocno, a wiatr był zimny i wychładzający. Ale pogoda słoneczna, więc jechało się przyjemnie, w Józefowie zrobiliśmy postój w cukierni, a w Zwierzyńcu obiadowy. Do bazy wróciliśmy koło 19, tam jeszcze długo posiedzieliśmy z całą ekipą degustując smaczną nalewkę i pieróg biłgorajski.
Zdjęcia z wyprawki
Na sobotę ruszyły dwie ekipy, większa pojechała bardziej terenem na krótszą pętlę, my wspólnie z Transatlantykiem, Zbyszkiem, Markiem i Żubrem wyruszyliśmy na dłuższą pętelkę po Roztoczu. Dziś już sporo chłodniej, wiało mocno, a wiatr był zimny i wychładzający. Ale pogoda słoneczna, więc jechało się przyjemnie, w Józefowie zrobiliśmy postój w cukierni, a w Zwierzyńcu obiadowy. Do bazy wróciliśmy koło 19, tam jeszcze długo posiedzieliśmy z całą ekipą degustując smaczną nalewkę i pieróg biłgorajski.
Zdjęcia z wyprawki
Dane wycieczki:
DST: 109.40 km AVS: 22.33 km/h
ALT: 553 m MAX: 46.40 km/h
Temp:5.0 'C
Wyprawka na Roztocze 2
Rano ruszamy razem z Markiem na wyprawkę. Na początku robimy rundkę po pięknym centrum Sandomierza, następnie bocznymi drogami jedziemy w kierunku na Nisko. Wiatr mocno wieje z zachodu, teraz nieco nam przeszkadza, ale później ma być elegancko w plecy. Rozdzielamy się w Stanach po 50km, bo Marek jechał tam by się spotkać z kolegą, ja natomiast jadę od razu na wyprawkę. Dalsza część jazdy bardzo przyjemna, prawie całość z wiatrem, więc często jechało się po 30km/h. Po przekroczeniu Sanu zmienia się okolica - miejscowości robią się coraz rzadsze, samochodów na drogach znacznie ubywa; ta pustka to jest to co wyróżnia tereny ściany wschodniej. Niestety asfalty w Lubelskim dalej beznadziejne, przynajmniej na terenie powiatu biłgorajskiego. Końcówka do bazy to 3km po szutrze przechodzącym w piasek, na miejscu jestem po 15, jako pierwszy po organizatorze. Powoli zaczynają się zjeżdżać też inni. Wieczorem wraz z Transatlantykiem wyruszamy naprzeciw Zbyszkowi i Markowi Dembowskiemu, którzy o 23 wyruszyli z Zamościa, spotykamy się pomiędzy Biłgorajem a Zwierzyńcem. Noc zimna, nawet chwilami lekko poniżej zera, w bazie jesteśmy ok.2
Zdjęcia z wyprawki
Rano ruszamy razem z Markiem na wyprawkę. Na początku robimy rundkę po pięknym centrum Sandomierza, następnie bocznymi drogami jedziemy w kierunku na Nisko. Wiatr mocno wieje z zachodu, teraz nieco nam przeszkadza, ale później ma być elegancko w plecy. Rozdzielamy się w Stanach po 50km, bo Marek jechał tam by się spotkać z kolegą, ja natomiast jadę od razu na wyprawkę. Dalsza część jazdy bardzo przyjemna, prawie całość z wiatrem, więc często jechało się po 30km/h. Po przekroczeniu Sanu zmienia się okolica - miejscowości robią się coraz rzadsze, samochodów na drogach znacznie ubywa; ta pustka to jest to co wyróżnia tereny ściany wschodniej. Niestety asfalty w Lubelskim dalej beznadziejne, przynajmniej na terenie powiatu biłgorajskiego. Końcówka do bazy to 3km po szutrze przechodzącym w piasek, na miejscu jestem po 15, jako pierwszy po organizatorze. Powoli zaczynają się zjeżdżać też inni. Wieczorem wraz z Transatlantykiem wyruszamy naprzeciw Zbyszkowi i Markowi Dembowskiemu, którzy o 23 wyruszyli z Zamościa, spotykamy się pomiędzy Biłgorajem a Zwierzyńcem. Noc zimna, nawet chwilami lekko poniżej zera, w bazie jesteśmy ok.2
Zdjęcia z wyprawki
Dane wycieczki:
DST: 174.80 km AVS: 24.39 km/h
ALT: 749 m MAX: 51.90 km/h
Temp:9.0 'C