wilk
Warszawa
avatar

Informacje

  • Wszystkie kilometry: 319318.44 km
  • Km w terenie: 837.00 km (0.26%)
  • Czas na rowerze: 581d 11h 01m
  • Prędkość średnia: 22.77 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Zaprzyjaźnione strony

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy wilk.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

>100km

Dystans całkowity:238153.82 km (w terenie 665.00 km; 0.28%)
Czas w ruchu:10350:56
Średnia prędkość:22.86 km/h
Maksymalna prędkość:87.20 km/h
Suma podjazdów:1827518 m
Maks. tętno maksymalne:177 (94 %)
Maks. tętno średnie:151 (80 %)
Suma kalorii:580913 kcal
Liczba aktywności:1036
Średnio na aktywność:229.88 km i 10h 00m
Więcej statystyk
Piątek, 5 czerwca 2015Kategoria >100km, >200km, Canyon, Wypad
Lubuskie - dzień 2
Zdjęcia

Zaliczone gminy
- 20 (Otyń, NOWA SÓL - miasto powiatowe, Nowa Sól-wieś, Siedlisko, KOŻUCHÓW, BYTOM ODRZAŃSKI, NOWE MIASTECZKO, Niegosławice, SZPROTAWA, MAŁOMICE, Żagań-wieś, ŻAGAŃ - miasto powiatowe, Brzeźnica, IŁOWA, Wymiarki, Żary-wieś, ŻARY - miasto powiatowe, Lipniki Łużyckie, JASIEŃ, LUBSKO)
Dane wycieczki: DST: 222.20 km AVS: 21.75 km/h ALT: 768 m MAX: 40.50 km/h Temp:27.0 'C
Czwartek, 4 czerwca 2015Kategoria >100km, Canyon, Wypad
Lubuskie - dzień 1
Zdjęcia

Zaliczone gminy
- 5 (WSCHOWA - miasto powiatowe, SZLICHTYNGOWA, Kolsko, Bojadła, Zabór)
Dane wycieczki: DST: 164.20 km AVS: 23.18 km/h ALT: 515 m MAX: 39.10 km/h Temp:26.0 'C
Niedziela, 31 maja 2015Kategoria >100km, >200km, >300km, Canyon, Wycieczka, >500km
Wilno

Na pomysł weekendu w Wilnie wpadłem dość późno, dobra pogoda do jazdy w tym kierunku niewątpliwie dała ku temu mocny impuls. A że Kota na tak atrakcyjne trasy nie jest trudno namówić - postanowiliśmy zrobić pierwszą w tym roku "pięćsetkę" ;).

Ruszamy w sobotę z Warszawy koło południa, początek to aż 30km żmudnego przebijania się przez Warszawę i jej aglomerację, dopiero za Sulejówkiem zaczyna się sensowna jazda. Wiatr jakoś wielce nie wieje, aczkolwiek w dobrym kierunku, sił jeszcze dużo, więc przelotową prędkość trzymamy koło 30km/h. Umówiliśmy się także na spotkanie na trasie z Gabrielem, z którym w zeszłym tygodniu bardzo zbliżoną trasą jechaliśmy na jego działkę na Podlasie, a obecnie Gavek akurat wracał do Warszawy. Spotykamy się w Kosowie Lackim i wspólnie robimy dłuższy postój. Warunki do jazdy idealne - słonecznie i cieplutko oraz dobry wiatr - ten oczywiście tylko dla nas, bo Gabriel dał niewąsko popalić, bo na drodze z Białegostoku wiało bardzo mocno. Żegnamy się - i ruszamy dalej na trasę, jedziemy drogą na Czyżew i Wysokie Mazowieckie, kawałek za tym miastem stajemy w zajeździe na obiad, myśleliśmy czy by nie dociągnąć jeszcze do Tykocina, ale dojechalibyśmy tam już po 21, więc o knajpę mogłoby być ciężko. Obiad porządny, najedliśmy się - ale trochę za dużo czasu nam tu poleciało, bo ok. godziny, plusem tego było że w międzyczasie przeszedł większy deszcz, bo gdy ruszaliśmy było już po opadzie, jedynie sporo kałuż na drodze.

Za Wysokim zaczyna się już nocna jazda, od Tykocina jedziemy bardzo przyjemną drogą na Korycin, gdzie robimy krótki postój na zimnie. Przy planowaniu trasy wyciągnąłem wniosek z trasy sprzed tygodnia i zamiast pojechać do Sztabina Via Baltica pełną ruskich tirów - tym razem zdecydowaliśmy się pojechać 15km objazdem przez Janów. W Korycinie akurat wstrzeliliśmy się w jakąś dłuższą dziurę bez tirów, tak więc zastanawiałem się czy jednak nie pojechać główną drogą, ale Marzena zdecydowanie wolała objazd, co jak się okazało było dobrym pomysłem, bo później tiry wróciły. Objazd bardzo przyjemny, pierwsza część wręcz perfekcyjna, bo cały czas jedzie się po nowiutkim asfalcie, jest też sporo górek i jedyny odcinek naszej trasy, gdzie wjechaliśmy powyżej 200m. Dopiero ostatnie 10km przed Sztabinem to już bardzo słaba nawierzchnia z masą dziur.

Na Via Baltica wracamy przed Sztabinem, jeszcze ok. 5km musieliśmy przejechać bez pobocza, parę stad tirów nas minęło. W międzyczasie zaczyna świtać, duże wrażenie robiły zamglone biebrzańskie łąki, zdjęcia niestety tego nie oddają. Na zasłużony postój stajemy na orlenie w Augustowie, jemy na ciepło zapiekanki, niestety towarzystwo słabiutkie, bo trafiła się jakaś większa ekipa schlanych ludzi wracających pewnie z imprezy. Za Augustowem kończą się już ruchliwe drogi, krajówka na granicę w Ogrodnikach jest zupełnie pusta, pięknie się jechało wśród kilometrów lasów o świcie, sporo mgieł, też kilka malowniczych jeziorek. Ale wyjeżdżając z Augustowa zorientowaliśmy się, że z czasem marnie stoimy, za dużo robiliśmy dotąd postojów i pomimo dobrego tempa sporo czasu nam "uciekło". Więc odtąd aż do końca trasy musieliśmy już trzymać solidną dyscyplinę, z minimalną ilością postojów.

Droga przez Litwę przyjemna, bardzo dużo zieleni, ruch malutki, w drugiej części wiele lasów. Pogoda sporo lepsza niż w prognozach, przede wszystkim cieplej, bo w dzień zrobiło się koło 20'C. Trasa trudniejsza niż w Polsce, bo cały czas są malutkie góreczki, płaskich odcinków prawie nie ma, nie są to wymagające podjazdy, ale ich ilość jest już imponująca ;). Postój robimy dopiero po 410km w Olicie, króciutki, bo "czas goni nas" ;). Przy wyjeździe z miasta przekraczamy szeroki Niemen i zaliczamy dłuższy podjazd. Droga coraz mniej ruchliwa, najładniejszy jest ostatni odcinek przed Rudiszkami, gdzie jedzie się przez jakiś litewski park narodowy wąziutką szosą. Z Rudiszek już bliziutko do Troków - a tam prawdziwe tłumy turystów korzystających z pięknego majowego weekendu. Oglądamy pięknie położony zamek, kupujemy pamiątki - po czym wjeżdżamy na główną szosę do Wilna. Tu już ruch spory, ale nasilający się od pewnego czasu wiatr wyraźnie pomaga, tak więc pomimo 500km w nogach lecimy do Wilna solidnie powyżej 30km/h.

Dzięki tej szybkiej jeździe docieramy do stolicy Litwy z pewnym zapasem czasu, dzięki czemu mogliśmy sobie zrobić rundkę po pięknym centrum Wilna, które w taką słoneczną pogodę prezentowało się elegancko, choć niemal całe wybrukowane, więc na szosówkach średnio się tu jeździło.

Wyjazd bardzo udany - pogodę trafiliśmy idealną, udało się w pełni zrealizować taki ambitny plan, 500km to już nie lada kawał trasy, ale nasz duet kolejny raz dał radę ;)). A łatwo nie było, bo przez to, że w pierwszej części trasy za dużo nam czasu zleciało na postoje - w drugiej, gdy byliśmy już sporo bardziej zmęczeni, musieliśmy solidnie cisnąć, prawie bez postojów.

Zdjęcia


Dane wycieczki: DST: 521.20 km AVS: 26.04 km/h ALT: 2227 m MAX: 50.00 km/h Temp:18.0 'C
Poniedziałek, 25 maja 2015Kategoria >100km, Canyon, Wypad
Ściana Wschodnia - dzień 2

Za wiele nie pospaliśmy, położyliśmy się koło 5, a po 9 już pobudka. Gabriel pojechał razem ze mną do Kuźnicy, gdzie był większy sklep - odcinek bardzo przyjemny, przy samej białoruskiej granicy, puściutko, zielono, przy świecącym słońcu - aż się chciało jechać. Po zakupach w Kuźnicy żegnam się z Gabrielem, który wraca do siebie na działkę - dzięki za ten wyjazd, bo sam pewnie bym się nigdzie nie ruszył i weekend spędziłbym w domu.

Z Kuźnicy jadę główną drogą do Sokółki, następnie mocno pagórkowatą szosą na Krynki, wiatr tak jak wczoraj przeszkadza. Ale jedzie się przyjemnie, lubię klimaty ściany wschodniej, puściutko, ruch zerowy, ma się wrażenie, że tutaj życie toczy się zupełnie innym rytmem niż w reszcie Polski. Na mapie OSM miałem zaznaczony asfalt z Kruszynian do krajówki na Bobrowniki - więc postanowiłem zaryzykować jazdę, bo odcinek jest ciekawy, prowadzi przez wioski z niewielką tatarską mniejszością narodową, jest tu m.in. kilka zabytkowych meczetów. Kawałek za Kruszynianami jest nowy asfalt, ale kończy się wraz z gminą Krynki, więc na mapie jest wyraźny błąd, dalej do krajówki jest już z 5-7km szutru, ale równego, więc nawet na szosówce jechało się tu jako-tako. Po wjeździe na DK65 wreszcie wiatr zaczął mi pomagać, więc trochę przyspieszyłem, choć tyłek dawał mi się już solidnie we znaki, niestety póki co nie mogę dojść do ładu z nowym rowerem, ciągle coś jest nie tak. Do Białegostoku docieram w sam raz, wraz z pierwszymi kroplami deszczu, wkrótce solidnie się rozpadało.

Kilka zdjęć




Dane wycieczki: DST: 126.00 km AVS: 25.20 km/h ALT: 792 m MAX: 51.70 km/h Temp:22.0 'C
Niedziela, 24 maja 2015Kategoria >100km, >200km, >300km, Canyon, Wypad
Ściana Wschodnia - dzień 1

Zupełnie spontaniczny wypad, wstałem późno, po 10 i dopiero po telefonie od Gabriela, który jechał z Łodzi na Podlasie zacząłem się zastanawiać nad tą trasą. A gdy okazało się, że wolny mam również poniedziałek - zdecydowałem się ruszyć. Spotykamy się po 13 w centrum Warszawy - i od razu ruszamy. Wybraliśmy trochę dłuższą, ale mniej ruchliwą drogę przez Węgrów. Pogoda przyjemna, choć niestety jechaliśmy pod wiatr, nie za mocny - ale wyraźnie przeszkadzający.

W Zambrowie zrobiliśmy postój na pizzę, po czym już w ciemnościach ruszyliśmy dalej, jadąc we dwóch z jedna tylną lampką - bo zapomniałem swojej ;). Nocą wiatr się wyłączył, ale jechaliśmy już wolniej, dawało się we znaki zmęczenie, no i po 150km prysł czar co do siodełka założonego na tę trasę, co rusz musiałem je przestawiać, co niewiele dawało.Pod Tykocin słaba jazda po krajówce (na sporym fragmencie trwa budowa ekspresówki), natomiast za Tykocinem ekstra kawałek do Korycina, na większej części świetny asfalt i zupełnie pusto, może 5 samochodów nas minęło na 40km. Za to po wjeździe na Via Baltica zaczęła się rzeźnia - fatalna droga bez pobocza i ogromne ilości tirów, często stada po 6-10 sztuk jednym ciągiem, głównie na ruskich rejestracjach (a ruscy kierowcy to największe chamstwo na drogach). Po 15km w Suchowoli z ulgą opuszczamy tę drogę, szosa do Czarnej Białostockiej o niebo przyjemniejsza - sporo pagóreczków oraz piękne widoki o świcie, szczególnie licznych mgieł zalegających na łąkach. Na działkę Gabriela w Nowym Dworze docieramy o świcie, szybkie jedzenie - i od razu kładziemy się spać ;)

Kilka fotek


Dane wycieczki: DST: 302.50 km AVS: 26.69 km/h ALT: 1111 m MAX: 45.80 km/h Temp:14.0 'C
Sobota, 16 maja 2015Kategoria Wypad, Canyon, >200km, >100km
Powrót ze zlotu

Początek trasy bardzo urozmaicony - najpierw miłe i nieoczekiwane spotkanie ze Zbyszkiem i markiem Dembowskim, którzy dotarli na zlot robiąc niemal 500km pod wiatr i z pełnymi sakwami - duży podziw! Kawałek dalej łapię pierwszą gumę na Canyonie, klasyka szosowa, czyli przecięcie lekkiej opony z boku. Przy pompowaniu - znowu masakra z pompką Topeaka z wężykiem, pompowac koło musiałem aż 4 razy. Przez dłuższy czas oszukiwałem się, że to dobry produkt, że nie ma ryzyka uszkodzenia wentyla itd. Ale czas spojrzeć prawdzie w oczy, model RaceRocket HP jest zwyczajnie skopany, wielokrotnie miałem sytuację, gdy podczas odkręcania wężyka z wentyla - odkręcał się również wymienny wentyl spuszczając nabite z dużym wysiłkiem powietrzem. Nadaje się jedynie do dętek z niewymiennym wentylem, dobre pompki z wężykiem (jak Lezyne) mają specjalny zawór spuszczający powietrze z samego wężyka przed jego odkręceniem z wentyla, co powoduje, że znacznie trudniej o taką akcję.

Dalsza część trasy bez większych niespodzianek, pogoda niespecjalna, dość chłodno i niewiele słońca, za to wiatr korzystny, pozaliczałem trochę pomorskich gmin; ładne kaszubskie krajobrazy i sporo górek

Zdjęcia z wyjazdu


Zaliczone gminy
- 12 (Przechlewo, Konarzyny, BRUSY, Dziemiany, Lipusz, Parchowo, Sulęczyno, Nowa Karczma, Liniewo, Przywidz, Trąbki Wielkie, Kolbudy)
Dane wycieczki: DST: 213.90 km AVS: 25.77 km/h ALT: 1333 m MAX: 53.60 km/h Temp:16.0 'C
Czwartek, 14 maja 2015Kategoria Wypad, Canyon, >300km, >200km, >100km
Dojazd na zlot - dzień 2

Z samego rana jadę na dworzec w Jeleniej Górze, dokąd pociągiem mieli dojeżdżać Turysta i Pająk. Oczekiwanie długo się przeciąga, bo pociąg złapał aż ponad godzinę opóźnienia, do tego zaczęło lekko popadywać. Od razu ruszamy w górę, po mokrej nawierzchni kierując się na gwóźdź dzisiejszej trasy, czyli przełęcz Karkonoską. Pierwsza część podjazdu idzie sprawnie, poważne trudności zaczynają się dopiero powyżej 600m, gdzie nachylenie zaczyna przekraczać 10%. Końcowa ścianka pierwszej części podjazdu to aż 17%, tu już widać jak dalej będzie ciężko. Widać też, że rower poziomy (na jakim jedzie Pająk) na takich nachyleniach nie daje rady, nawet na poziomą konstrukcję pomyslaną na góry takie nachylenie to za dużo, bo nie da się utrzymać równowagi, do której na poziomie pod górę potrzeba jakichś 6 km/h.

Mi zależało, żeby Karkonoską wjechać szosówką bez zatrzymywania, wjeżdżałem ten podjazd już na trekingu, ale szosówka z dwoma tarczami to inna rozmowa. wymagało to wiele wysiłku i bardzo siłowej jazdy na niskiej kadencji - ale się udało, satysfakcja na zamglonej przełęczy duża. Twardo walczył też Turysta, który miał jeszcze sporo twardsze od moich przełożenia (bodajże 36-26) - z odpoczynkami udało mu się wjechać całość, bez wprowadzania.

Trochę fotek na górze - i zjeżdżamy w zimnie na dół (na przełęczy ledwie 5 stopni), w jeleniej Górze robimy długi postój w Kukutu Cafe, którego atrakcją miało być spotkanie z Robbem, ale ten się nie pojawił, więc trochę się nabraliśmy, bo jedzenie choć smaczne, było w ilościach dla dziewcząt na diecie, nie rowerzystów co jadą kilkaset km ;)).

Na dalszej trasie za Jelenią trochę gór (m.in. Kapela), dalej zaczyna też przeszkadzać wiatr. Za Chocianowem spotykamy jadącego samochodem Wąskiego, umawiamy się na spotkanie kawałek dalej w Macu w Polkowicach. Po solidnej wyżerce i miłym spotkaniu już o zmierzchu ruszamy dalej, na całe szczęście wiatr wyłączył się niemal zupełnie, za to temperatura szybko zaczyna spadać. Generalnie nocna jazda poszła nam sprawnie, bez większych kryzysów, drogi mieliśmy przyzwoite, niewiele dziur, co istotne nocą; bardzo zimno, koło świtu ledwie 2 stopnie, dzięki dla Jacka za pożyczenie lampki, bo mój Fenix nieoczekiwanie padł, przy okazji niszcząc na amen dwa drogie ogniwa. Świtać zaczęło przed Pniewami, gdy przecinamy Wartę we Wronkach jest już prawie widno. Wraz z dniem wrócił wiatr, ale że nasza trasa skręcała tu na wschód - więcej nam pomagał niż przeszkadzał. Zmęczenie wielkim dystansem już dawało znać o sobie, więc nie jechaliśmy za szybko, ale tez i nie odpuściliśmy planowanych odbić po gminy. Końcówka już męcząca, zepsuła się pogoda, zaczęło popadywać, a za Łobżenicą mieliśmy spory odcinek słabego asfaltu. Na zlot docieramy przed 16, wyszło niemal 500km i ponad 3000m podjazdów - podziękowania dla Turysty i Pająka za towarzystwo na trasie.

Zdjęcia z wyjazdu


Zaliczone gminy
- 13 (SŁAWA, WRONKI, Obrzycko-wieś, Lubasz, CZARNKÓW - miasto powiatowe, Czarnków-wieś, UJŚCIE, Chodzież-wieś, CHODZIEŻ - miasto powiatowe, SZAMOCIN, Lipka, DEBRZNO, Rzeczenica)
Dane wycieczki: DST: 488.70 km AVS: 24.27 km/h ALT: 3144 m MAX: 60.50 km/h Temp:11.0 'C
Środa, 13 maja 2015Kategoria Wypad, Canyon, >200km, >100km
Dojazd na zlot - dzień 1

Nocnym autobusem dojeżdżam do Pragi - i zaraz po opuszczeniu autobusu ruszam na piękne praskie Stare Miasto. Przed 6 rano mam rzadką okazję zobaczenia wspaniałego rynku w Pradze niemal zupełnie pustego, normalnie kręcą się tu setki ludzi. Robię krótką rundkę po fantastycznym centrum Pragi, wjeżdżam na most Karola oglądając Hradczany.

Po zwiedzaniu ruszam na właściwą trasę na północ, pierwszy odcinek nieciekawy, wyjazd z praskiej aglomeracji, spory ruch, bo to okres porannego szczytu. Dopiero po przejechaniu Łaby w Roudnicach robi się ciekawiej, na horyzoncie pierwsze górki. Sporo kombinuję z ustawieniami nowego roweru, w końcu udało się znaleźć w miarę przyzwoite, choć nie idealne. Górek tego dnia na trasie miałem co niemiara, ale wszystko były to raczej krótsze podjazdy, choć w dużych ilościach. Jechałem niemal wyłącznie po bocznych drogach, często bardzo wąziutkich, niestety w sporej części słabej jakości, tak więc lepsza amortyzacja jaką daje karbon była bardzo pożądana. pogoda elegancka, słonecznie, rano trochę przeszkadzał wiatr, przestał gdy odbiłem na wschód.

Końcówka to już większe górki, na koniec dnia docieram na Przełęcz Szklarską (886m), przez którą wjeżdżam do Polski, z Kotliny Jeleniogórskiej mam piękne widoki na ścianę Karkonoszy

Zdjęcia z wyjazdu



Dane wycieczki: DST: 246.20 km AVS: 22.21 km/h ALT: 3458 m MAX: 65.40 km/h Temp:18.0 'C
Niedziela, 10 maja 2015Kategoria >100km, Canyon, Wypad
Olsztyn

Z Krynicy Morskiej rozważaliśmy dwie opcje powrotu - przez Gdańsk i przez Olsztyn, ta druga sporo atrakcyjniejsza, więc na nią się ostatecznie zdecydowaliśmy. Jej sporą atrakcją był prom przez Zalew Wiślany z Krynicy do Fromborka. Sam rejs przyjemny, natomiast nie wiedzieliśmy, że będzie trwać aż ok. 1,5h, bo ze względu na liczne mielizny na zalewie statki nie mogą płynąć najkrótszą drogą łączące te dwa porty - to spowodowało, że nie wyrobiliśmy się na wcześniejszy pociąg z Olsztyna. Pod koniec rejsu wyraźnie zaczęła się psuć pogoda, na horyzoncie pojawiły się ciemne chmury, z których we Fromborku już lało. Na szczęście dzisiejszego dnia opady były typowo burzowe, więc lało dużo, ale krótko, jeszcze parę razy nas dopadały takie burze. Z Fromborka jedziemy na Młynary, droga bardzo fajna, wąska, w ciasnym szpalerze drzew, na szczęście na Warmię i Mazury jeszcze nie dotarła fala barbarzyństwa naszych drogowców, którzy w wielu częściach kraju tną przydrożne drzewa na potęgę. Za to stan drogi fatalny, dziura na dziurze, co spowalnia o parę km/h.

Ale generalnie w tutejszym rejonie jakość dróg zauważalnie się poprawia, w stosunku do mojej ostatniej wizyty podczas zaliczania gmin - parę nowych nawierzchni się pojawiło. Za lubominem zjeżdżamy na ładną trasę przez Jonkowo, sporo dobrego asfaltu i piękna jazda po warmińskich góreczkach i lasach. Ruchliwie zrobiło się dopiero przed Olsztynem, w mieście szybko docieramy na dworzec i tuż przed odjazdem wsiadając do pociągu.

Wyjazd bardzo udany, pierwszego dnia mieliśmy piękną pogodę, udało się dotrzeć do Krynicy, zobaczyć morze, drugiego pogoda już się zepsuła, ale nie na tyle by znacząco utrudnić jazdę. Wielkie podziękowania dla Kota za towarzystwo na trasie, elegancko nam się wspólnie jechało.

Wyjazd był też testem nowego roweru, z którym przez cała trasę się docierałem, co nie do końca się udało, bo drugiego dnia mnie rozbolało kolano. Ale z tym oczywiście się liczyłem, proces adaptacji do nowego roweru na pewno taki szybki nie będzie i wymaga sporo cierpliwości. Zgodnie z przewidywaniami zawiodło siodło, dobre było na 50km, nie 300km, ale na to byłem przygotowany wioząc to do którego jestem lepiej przyzwyczajony. Sam rower daje bonusy karbonu, jest sztywniejszy i zauważalnie lepiej amortyzuje nierówności, szybkościowo wypadają podobnie.

Zdjęcia z wyjazdu


Dane wycieczki: DST: 123.90 km AVS: 25.03 km/h ALT: 749 m MAX: 46.40 km/h Temp:14.0 'C
Sobota, 9 maja 2015Kategoria >100km, >200km, >300km, Canyon, Wypad
Kot i Wilk nad morzem

Plany na ten weekend ułożyliśmy dość spontanicznie, generalnie zależało mi na długiej trasie, żeby wypróbować nowy rower, a Kota na takie smakowite kąski jak dystanse powyżej 300km nie trzeba specjalnie namawiać ;))

Spotykamy się o 21 na Dworcu Centralnym, tutaj kawa dla Kota - i ruszamy. Najpierw długi przejazd przez Warszawę, wpakowaliśmy się w remont na Marymonckiej, na boczniejsze drogi wjeżdżamy w Łomiankach, Naprawdę ciemno robi się dopiero za Nowym Dworem Mazowieckim, wioski już dość rzadko, do tego sporo lasów. Do Ciechanowa docieramy jadąc po bocznych drogach wzdłuż linii kolejowej, a jako, że wszystko było pozamykane, a temperatura niska, poniżej 10 stopni - postanowiliśmy postój zrobić sobie na dworcu. Pierwsze co od razu w nas uderzyło po wejściu na dworzec - to straszny smród, w malutkiej sali dworca spało kilku bezdomnych, którzy nieprawdopodobnie śmierdzieli. Ale wyboru żadnego nie mieliśmy, więc ten fetor musieliśmy wytrzymywać przez kilkanaście minut postoju ;)

Za Ciechanowem powoli już zaczęło się rozjaśniać, mimo że do wschodu były jeszcze 2h, za to jeszcze bardziej spadła temperatura, aż do poziomu 3 stopni na łąkach nad samym ranem. Trasę mieliśmy fajnie ułożoną - nocą przejechaliśmy najmniej ciekawy odcinek, za Mławą opuszczamy Mazowsze i wjeżdżamy w Warmińsko-Mazurskie, za Działdowem zaczyna się już robić wyraźnie ciekawiej, pojawiają się pierwsze jeziorka, pierwsze morenowe pagórki. Hitem tego odcinka była piękna, wąziutka droga z Rybna do Lubawy, soczysta zieleń pełnej wiosny towarzyszy nam cały czas. Z Lubawy do Iławy mamy już blisko, tutaj robimy zakupy, oglądamy Jeziorak, a kawałek dalej stajemy na Orlenie na jedzenie. Z Iławy do Malborka elegancka jazda, wiatr zaczyna nam pomagać, krajobrazy typowo warmińskie - przyjemny odcinek.

Do Malborka Kot dociera już z zamykającymi się oczyma, troszkę pokręciliśmy się po centrum, po czym stanęliśmy na postój po drugiej stronie Nogatu z wspaniałą panoramą na ogromny zamek krzyżacki. Jako, że Marzena bardzo narzekała na łapiącą ją senność - myślałem, że pozostały odcinek do Krynicy będziemy mocno zamulać; a tymczasem nic podobnego, gdy zostałem jeszcze chwilę robiąc zdjęcie zamku - Kota już na horyzoncie nie było. Ruszam więc za Marzeną, jadę 30km/h przez kilka km - i dalej nic ;)). Dopiero jak rozpędziłem się aż do 35km/h, to już solidnie zmachany dogoniłem Kota po kolejnych kilku km i dalej wspólnie pruliśmy powyżej 30km/h nad morze, od Malborka do wjazdu na Mierzeję Wiślaną - mieliśmy średnią 31km/h, tak właśnie jeżdżą zasypiające Koty ;))

Mierzeją docieramy do Krynicy Morskiej, tutaj załatwiamy sobie kwaterę, oczywiście idziemy nad morze, obserwując słońce odbijające się w falach Bałtyku, a następnie Kot dostaje wreszcie swoją rybkę, po którą tyle kilometrów przejechał ;)). I to porcję tak wielką, że aż jej nie dał rady zjeść, a Ci co znają lepiej Kota wiedzą jaka to rzadkość :))

Zdjęcia z wyjazdu


Zaliczone gminy - 8 (PRABUTY, Mikołajki Pomorskie, SZTUM - miasto powiatowe, Malbork-wieś, MALBORK - miasto powiatowe, NOWY DWÓR GDAŃSKI - miasto powiatowe, Sztutowo, KRYNICA MORSKA)
Dane wycieczki: DST: 357.90 km AVS: 25.84 km/h ALT: 1304 m MAX: 63.90 km/h Temp:13.0 'C

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl