Wpisy archiwalne w kategorii
Wypad
Dystans całkowity: | 81420.54 km (w terenie 333.00 km; 0.41%) |
Czas w ruchu: | 3572:53 |
Średnia prędkość: | 22.79 km/h |
Maksymalna prędkość: | 83.80 km/h |
Suma podjazdów: | 606506 m |
Suma kalorii: | 101309 kcal |
Liczba aktywności: | 475 |
Średnio na aktywność: | 171.41 km i 7h 31m |
Więcej statystyk |
Sobota, 12 lutego 2022Kategoria Canyon Exceed 2022, Wypad
Spontaniczny wypad do Kampinosu.
Razem z Krzyśkiem ruszyliśmy na pętelkę po Kampinosie by sprawdzić jak się sprawują rowery załadowane wyprawowym bagażem na wymagających, interwałowych szlakach Puszczy, gdzie nie brakuje krótkich, ostrych ścianek i korzeni. Wspólnie dojechaliśmy do Palmir, skąd Krzysiek musiał wracać do Warszawy, a ja pociągnąłem dalej zielonym szlakiem. Pogoda była genialna, więc jechało się z dużą przyjemnością.
Clou wyjazdu był zimowy biwak, który dzięki odpowiednemu zaopatrzeniu w zdrową żywność wypadł bardzo okazale :P
Zdjęcia z trasy
Razem z Krzyśkiem ruszyliśmy na pętelkę po Kampinosie by sprawdzić jak się sprawują rowery załadowane wyprawowym bagażem na wymagających, interwałowych szlakach Puszczy, gdzie nie brakuje krótkich, ostrych ścianek i korzeni. Wspólnie dojechaliśmy do Palmir, skąd Krzysiek musiał wracać do Warszawy, a ja pociągnąłem dalej zielonym szlakiem. Pogoda była genialna, więc jechało się z dużą przyjemnością.
Clou wyjazdu był zimowy biwak, który dzięki odpowiednemu zaopatrzeniu w zdrową żywność wypadł bardzo okazale :P
Zdjęcia z trasy
Dane wycieczki:
DST: 79.20 km AVS: 17.54 km/h
ALT: 243 m MAX: 38.00 km/h
Temp:2.0 'C
Czwartek, 27 stycznia 2022Kategoria >100km, Canyon Exceed 2022, Wypad
Sztafeta Wisły 1200
II dzień - Kazimierz Dolny - Zawichost - Sandomierz
Zdjęcia ze sztafety
II dzień - Kazimierz Dolny - Zawichost - Sandomierz
Zdjęcia ze sztafety
Dane wycieczki:
DST: 103.60 km AVS: 18.18 km/h
ALT: 762 m MAX: 57.40 km/h
Temp:2.0 'C
Środa, 26 stycznia 2022Kategoria >100km, Wypad, Canyon Exceed 2022
Sztafeta Wisły 1200
I dzień - Warszawa - Dęblin - Sandomierz
Z okazji finału WOŚP pojawia się coraz więcej inicjatyw rowerowych wspomagających zbieranie funduszy na Orkiestrę. W środowisku ultra inicjatorem tego pomysłu był Kórnik, który parę lat temu zorganizował bardzo ambitny projekt Tour de WOŚP, czyli dojazdu z Kórnika do Warszawy na rowerach - jak na styczeń trasa robiąca duże wrażenie. Ale obecnie ta inicjatywa już mocno siadła od strony towarzysko-rowerowej, sprowadza się do jeżdżenia wirtualnych tras na trenażerze lub samodzielnych trasek pod domem i wysyłania z tego śladu, więc impreza jako taka to de facto przestała istnieć.
Natomiast w zeszłym sezonie na doskonały pomysł przejazdu zimą trasy Wisły wpadł Tomek Zakolski i wraz z organizatorami Wisły ruszyli na trasie. I choć Tomek po wypadku na trasie musiał zakończyć przedwcześnie jazdę - to całkowicie spontanicznie inicjatywa chwyciła i kolejni ludzie kontynuowali jazdę tworząc sztafetę.
W tym sezonie tę zacną inicjatywę kontynuowano, zainteresowanie jest bardzo szerokie, na wszystkie odcinki sztafety znaleźli się chętni, a Mateusz Szafraniec jedzie całość trasy, od Gdańska. Postanowiłem również się przyłączyć na odcinku z Warszawy do Sandomierza. Po przejechaniu tego odcinka trzeba przyznać, że pomysł robi spore wrażenie. Jazda w terenie o tej porze roku to zupełnie inna bajka niż na szosie, a już szczególnie nad tak wielką rzeką jak Wisła, gdzie rozlewisk i mokrego gruntu jest więcej niż w innych rejonach. W tych warunkach zrobienie dystansów na poziomie 150-200km o już jest duże wyzwanie, bo wystarczy krótki kawałek sporego błota - i tkwimy godzinę na odcinku 2-3km.
Od strony towarzyskiej - ta impreza naprawdę żyje, jest duże zainteresowanie, na grupie wyścigu są wrzucane regularnie fotki z trasy, na trasę wyjeżdżają bezinteresownie kibice organizując z własnej kieszeni posiłki dla zawodników. Do tego jedzie się głównie zespołowo i towarzysko, nie ma presji czasu jak na wyścigach, jednym słowem - polecam wszystkim rowerzystom, choć z zastrzeżeniem, że teren zimą to nie bułka z masłem. Idealne warunki to lekki mróz, który likwiduje błoto i rozmiękły teren, niestety w tym roku dominuje lekki plus i duża wilgotność , do tego dzisiejszy odcinek do Krakowa to ciężka walka z mocnym przeciwnym wiatrem.
Zapraszam na parę fotek z trasy
https://photos.app.goo.gl/gnEbKVtzfp39nmjv7
Uwagi sprzętowe - w tych warunkach mnóstwa syfu i błota problemem są hamulce. Zawodziły modele hydrauliki gravelowej, które są kopią hamulców z szosy, więc mają mniejszy odstęp klocków od tarczy, co w takich warunkach powoduje szybkie zapychanie się hamulca i już mocne przycieranie koła. Hamulce MTB projektowane pod cięższe warunki mają ten odstęp większy i radzą sobie sporo lepiej. Także i słabo się sprawowały modele mechaniczne, kolega jadący na bodajże TRP Spyke na trasie do Kazimierza kilka razy musiał podciągać klocki, a pod koniec już praktycznie nie miał hamulców i zjazdy w Puławach czy przed Kazimierzem musiał schodzić na piechotę. W błocie klocki ścierają się na tyle szybko, że system mechaniczny słabo się sprawdza, samoregulujące się hydrauliki są sporo wygodniejsze. Ale i ja jadąc na MTB zapomniałem zabrać zapasowych klocków, w efekcie czego spiłowałem blaszkę tylnego hamulca do zera
I dzień - Warszawa - Dęblin - Sandomierz
Z okazji finału WOŚP pojawia się coraz więcej inicjatyw rowerowych wspomagających zbieranie funduszy na Orkiestrę. W środowisku ultra inicjatorem tego pomysłu był Kórnik, który parę lat temu zorganizował bardzo ambitny projekt Tour de WOŚP, czyli dojazdu z Kórnika do Warszawy na rowerach - jak na styczeń trasa robiąca duże wrażenie. Ale obecnie ta inicjatywa już mocno siadła od strony towarzysko-rowerowej, sprowadza się do jeżdżenia wirtualnych tras na trenażerze lub samodzielnych trasek pod domem i wysyłania z tego śladu, więc impreza jako taka to de facto przestała istnieć.
Natomiast w zeszłym sezonie na doskonały pomysł przejazdu zimą trasy Wisły wpadł Tomek Zakolski i wraz z organizatorami Wisły ruszyli na trasie. I choć Tomek po wypadku na trasie musiał zakończyć przedwcześnie jazdę - to całkowicie spontanicznie inicjatywa chwyciła i kolejni ludzie kontynuowali jazdę tworząc sztafetę.
W tym sezonie tę zacną inicjatywę kontynuowano, zainteresowanie jest bardzo szerokie, na wszystkie odcinki sztafety znaleźli się chętni, a Mateusz Szafraniec jedzie całość trasy, od Gdańska. Postanowiłem również się przyłączyć na odcinku z Warszawy do Sandomierza. Po przejechaniu tego odcinka trzeba przyznać, że pomysł robi spore wrażenie. Jazda w terenie o tej porze roku to zupełnie inna bajka niż na szosie, a już szczególnie nad tak wielką rzeką jak Wisła, gdzie rozlewisk i mokrego gruntu jest więcej niż w innych rejonach. W tych warunkach zrobienie dystansów na poziomie 150-200km o już jest duże wyzwanie, bo wystarczy krótki kawałek sporego błota - i tkwimy godzinę na odcinku 2-3km.
Od strony towarzyskiej - ta impreza naprawdę żyje, jest duże zainteresowanie, na grupie wyścigu są wrzucane regularnie fotki z trasy, na trasę wyjeżdżają bezinteresownie kibice organizując z własnej kieszeni posiłki dla zawodników. Do tego jedzie się głównie zespołowo i towarzysko, nie ma presji czasu jak na wyścigach, jednym słowem - polecam wszystkim rowerzystom, choć z zastrzeżeniem, że teren zimą to nie bułka z masłem. Idealne warunki to lekki mróz, który likwiduje błoto i rozmiękły teren, niestety w tym roku dominuje lekki plus i duża wilgotność , do tego dzisiejszy odcinek do Krakowa to ciężka walka z mocnym przeciwnym wiatrem.
Zapraszam na parę fotek z trasy
https://photos.app.goo.gl/gnEbKVtzfp39nmjv7
Uwagi sprzętowe - w tych warunkach mnóstwa syfu i błota problemem są hamulce. Zawodziły modele hydrauliki gravelowej, które są kopią hamulców z szosy, więc mają mniejszy odstęp klocków od tarczy, co w takich warunkach powoduje szybkie zapychanie się hamulca i już mocne przycieranie koła. Hamulce MTB projektowane pod cięższe warunki mają ten odstęp większy i radzą sobie sporo lepiej. Także i słabo się sprawowały modele mechaniczne, kolega jadący na bodajże TRP Spyke na trasie do Kazimierza kilka razy musiał podciągać klocki, a pod koniec już praktycznie nie miał hamulców i zjazdy w Puławach czy przed Kazimierzem musiał schodzić na piechotę. W błocie klocki ścierają się na tyle szybko, że system mechaniczny słabo się sprawdza, samoregulujące się hydrauliki są sporo wygodniejsze. Ale i ja jadąc na MTB zapomniałem zabrać zapasowych klocków, w efekcie czego spiłowałem blaszkę tylnego hamulca do zera
Dane wycieczki:
DST: 158.80 km AVS: 18.50 km/h
ALT: 369 m MAX: 37.30 km/h
Temp:2.0 'C
Niedziela, 17 października 2021Kategoria >100km, Canyon Exceed 2021, Wypad
Rano ponownie bardzo wilgotno, podjazd znad jeziora Czorsztyńskiego robię w bardzo gęstej mgle, do tego jest bardzo zimno, temperatura spada poniżej zera. Mróz trzyma na całym kawałku nad jeziorem (tym razem jadę z północnej strony po Velo Czorsztyn), przez mgłę niestety nie ma widoków. Znad jeziora ostry podjazd na grzbiet, do czerwonego szlaku na przełęcz Knurowską, w górnym odcinku już z buta. Podobnie wygląda sprawa z podjazdem na Turbacz z Knurowskiej, po pierwszym dość płaskim odcinku jest długie podejście, nachylenie już takie, że idę z rowerem na plecach, bo pchanie jest nieefektywne.
Ale warto się było namęczyć, bo gdy robią się prześwity w lesie - widoki są nieziemskie. Wraz ze zdobywaną wysokością wjechałem ponad chmury, u góry jest piękne słońce, widać morze mgieł w Kotlinie Nowotarskiej i wystające z niej szczyty Tatr. Zdjęcia tylko po części oddają to co było widać, bardzo zadowolony jestem, że jednak zdecydowałem się zaryzykować wjazd na Turbacz, zamiast pojechać do Krakowa szosą. Wiedziałem, że będzie sporo pchania, ale dla takich widoków było warto. W schronisku na Turbaczu jem obfite śniadanie i zjeżdżam do Mszany. U góry błotna masakra, bo zamarznięta w nocy ziemia pod wpływem słońca "puściła soki" i jedzie się przez bajora błota. Ale to tak było do poziomu Suhory, niżej już była dobra terenowa droga przejezdna i w górę i w dół. Od Mszany jadę już szosą, w Wieliczce mam kolejny wypadek, mijałem na zjeździe stojący na światłach korek samochodów, gdy nagle jeden gościu gwałtownie skręcił w lewo nie patrząc czy ma wolny pas. Nie było już szans wyhamować, przywaliłem bokiem w samochód. Na szczęście nic się nie stało, więc jadę dalej, dopiero po chwili orientuję się, że biegi w rowerze słabiutko chodzą. Po sprawdzeniu roweru okazuje się, że zgiął się hak do przerzutki, ponad 100zł w plecy, niestety w szoku po wypadku nie sprawdziłem dokładniej roweru, bo to powinien płacić kierowca, bo jego wina była ewidentna.
Sumarycznie wyjazd bardzo fajny, z roweru jestem bardzo zadowolony, spora różnica na plus w porównaniu do mojego starego górala. Szkoda tylko tych wypadków, mocno obiłem kolano, a zderzenie z samochodem na szczęście skończyło się tylko niewielkim uszkodzeniem sprzętu, a niewiele brakowało do poważnych obrażeń...
Zdjęcia
Ale warto się było namęczyć, bo gdy robią się prześwity w lesie - widoki są nieziemskie. Wraz ze zdobywaną wysokością wjechałem ponad chmury, u góry jest piękne słońce, widać morze mgieł w Kotlinie Nowotarskiej i wystające z niej szczyty Tatr. Zdjęcia tylko po części oddają to co było widać, bardzo zadowolony jestem, że jednak zdecydowałem się zaryzykować wjazd na Turbacz, zamiast pojechać do Krakowa szosą. Wiedziałem, że będzie sporo pchania, ale dla takich widoków było warto. W schronisku na Turbaczu jem obfite śniadanie i zjeżdżam do Mszany. U góry błotna masakra, bo zamarznięta w nocy ziemia pod wpływem słońca "puściła soki" i jedzie się przez bajora błota. Ale to tak było do poziomu Suhory, niżej już była dobra terenowa droga przejezdna i w górę i w dół. Od Mszany jadę już szosą, w Wieliczce mam kolejny wypadek, mijałem na zjeździe stojący na światłach korek samochodów, gdy nagle jeden gościu gwałtownie skręcił w lewo nie patrząc czy ma wolny pas. Nie było już szans wyhamować, przywaliłem bokiem w samochód. Na szczęście nic się nie stało, więc jadę dalej, dopiero po chwili orientuję się, że biegi w rowerze słabiutko chodzą. Po sprawdzeniu roweru okazuje się, że zgiął się hak do przerzutki, ponad 100zł w plecy, niestety w szoku po wypadku nie sprawdziłem dokładniej roweru, bo to powinien płacić kierowca, bo jego wina była ewidentna.
Sumarycznie wyjazd bardzo fajny, z roweru jestem bardzo zadowolony, spora różnica na plus w porównaniu do mojego starego górala. Szkoda tylko tych wypadków, mocno obiłem kolano, a zderzenie z samochodem na szczęście skończyło się tylko niewielkim uszkodzeniem sprzętu, a niewiele brakowało do poważnych obrażeń...
Zdjęcia
Dane wycieczki:
DST: 124.20 km AVS: 17.33 km/h
ALT: 1788 m MAX: 60.90 km/h
Temp:6.0 'C
Sobota, 16 października 2021Kategoria >100km, Canyon Exceed 2021, Wypad
Rano duża wilgoć, kawałek grzbietem za Halą Łabowską do niczego, dużo błota i mój czyściutki, błyszczący rowerek szybko zmienia oblicze ;). Odcinek szybko przypomina realia jazdy po polskich górach. Na szczęście gdy zaczyna się zjazd do Piwnicznej wychodzi słońce i otwierają się ekstra widoki. Z Piwnicznej podjeżdżam do Obidzy i jadę na Dubraszkę, każdy zacieniony kawałek to bloto, a moja tylna opona zupełnie sobie z tym nie radzi, także i po wczorajszym bolesnym upadku mam blokadę i nie ryzykuję walki na ostrych podjazdach.
Fajna jazda robi się dopiero na wysokości Dubraszki, gdzie kończą się lasy, tu droga wreszcie jest twarda i ubita, otwiera się też szeroki widok na Tatry i Trzy Korony. Zjeżdżam do Szczawnicy, na trasie Przełomem Dunajca spotykamy się z Byczysem i już wspólnie jedziemy na Słowację. Zaliczamy ekstra podjazd na Hardyn i Frankovską Horę, jedzie się zielonymi halami, dopiero końcówka z wredniejszym terenem, Marceli jadący na szosówce nie ma łatwo ;)).
Za Frankovską Horą wjeżdżamy na asfalty i wracamy do Polski, w Kacwinie wjeżdżamy na Szlak Wokół Tatr, niestety Tatry już za chmurami i nie ma wielkich widoków. Już o zmierzchu zaliczamy zupełnie puściutkie o tej godzinie Velo Dunajec, obiad jemy z Niedzicy. Tu się żegnamy, Marceli wraca samochodem do domu, ja nocuję na kwaterze
Zdjęcia
Fajna jazda robi się dopiero na wysokości Dubraszki, gdzie kończą się lasy, tu droga wreszcie jest twarda i ubita, otwiera się też szeroki widok na Tatry i Trzy Korony. Zjeżdżam do Szczawnicy, na trasie Przełomem Dunajca spotykamy się z Byczysem i już wspólnie jedziemy na Słowację. Zaliczamy ekstra podjazd na Hardyn i Frankovską Horę, jedzie się zielonymi halami, dopiero końcówka z wredniejszym terenem, Marceli jadący na szosówce nie ma łatwo ;)).
Za Frankovską Horą wjeżdżamy na asfalty i wracamy do Polski, w Kacwinie wjeżdżamy na Szlak Wokół Tatr, niestety Tatry już za chmurami i nie ma wielkich widoków. Już o zmierzchu zaliczamy zupełnie puściutkie o tej godzinie Velo Dunajec, obiad jemy z Niedzicy. Tu się żegnamy, Marceli wraca samochodem do domu, ja nocuję na kwaterze
Zdjęcia
Dane wycieczki:
DST: 113.00 km AVS: 14.68 km/h
ALT: 2163 m MAX: 63.90 km/h
Temp:7.0 'C
Piątek, 15 października 2021Kategoria Canyon Exceed 2021, Wypad
Nowy rumak w stajni, więc należało go przetestować w solidnym terenie przed zbliżającą się wyprawą do Jordanii.
Ruszam późnym popołudniem z Krynicy, od razu na pierwszy ogień idzie ostry podjazd na Jaworzynę, ale udaje się całość wciągnąć. Od razu czuć, że hardtail z kołami 29 lepiej sobie radzi pod górę niż mój full na kołach 26. Na Jaworzynie 0 stopni i łapie mnie zmierzch, ale na nocnym kawałku na Halę Łabowską spotykam paru rowerzystów. Niestety na jednym z bardzo ostrych podjazdów tylne koło łapie mi uślizg na skale i nie zdążywszy się wypiąć lecę na bok na tę skałę. Przywaliłem strasznie, rzepką w litą skałę, najprawdopodobniej lekko pękła kość rzepki (ale z tym to się i tak wiele robi), bo po 1,5 miesiąca jeszcze czuję kolano. Jeden plus, że nic to nie przeszkadza przy kręceniu na rowerze, natomiast przy klękaniu czy dotyku ból jest bardzo silny
Dojeżdżam do schroniska na Hali Łabowskiej, tam nocuję; schronisko bardzo oryginalne, zasilanie tylko z agregatu, który jest wyłączany o 21 i cały budynek spowijają ciemności ;)
Zdjęcia
Ruszam późnym popołudniem z Krynicy, od razu na pierwszy ogień idzie ostry podjazd na Jaworzynę, ale udaje się całość wciągnąć. Od razu czuć, że hardtail z kołami 29 lepiej sobie radzi pod górę niż mój full na kołach 26. Na Jaworzynie 0 stopni i łapie mnie zmierzch, ale na nocnym kawałku na Halę Łabowską spotykam paru rowerzystów. Niestety na jednym z bardzo ostrych podjazdów tylne koło łapie mi uślizg na skale i nie zdążywszy się wypiąć lecę na bok na tę skałę. Przywaliłem strasznie, rzepką w litą skałę, najprawdopodobniej lekko pękła kość rzepki (ale z tym to się i tak wiele robi), bo po 1,5 miesiąca jeszcze czuję kolano. Jeden plus, że nic to nie przeszkadza przy kręceniu na rowerze, natomiast przy klękaniu czy dotyku ból jest bardzo silny
Dojeżdżam do schroniska na Hali Łabowskiej, tam nocuję; schronisko bardzo oryginalne, zasilanie tylko z agregatu, który jest wyłączany o 21 i cały budynek spowijają ciemności ;)
Zdjęcia
Dane wycieczki:
DST: 22.80 km AVS: 11.50 km/h
ALT: 797 m MAX: 41.70 km/h
Temp:3.0 'C
Poniedziałek, 26 lipca 2021Kategoria Canyon 2021, Wypad
Po Augustowie
Dane wycieczki:
DST: 8.70 km AVS: 21.75 km/h
ALT: 31 m MAX: 32.20 km/h
Temp:32.0 'C
Poniedziałek, 26 lipca 2021Kategoria Canyon 2021, Wypad
Powrót z dworca
Dane wycieczki:
DST: 16.00 km AVS: 23.41 km/h
ALT: 42 m MAX: 34.00 km/h
Temp:22.0 'C
Poniedziałek, 26 lipca 2021Kategoria >100km, Canyon 2021, Wypad
Litwa - dzień 4
Jako, że zapowiadała się fajna pogoda - postanowiłem ją wykorzystać na intensywny wyjazd na Litwę. I był to bardzo fajny pomysł, bardzo lubię te rejony, zarówno Podlasie, jak Suwalszczyznę oraz Litwę przez które miałem okazję na te trasie przejechać. A przy okazji był to fajny test przed zbliżającym się coraz szybciej MRDP, więc taki intensywny wyjazd (850km w 4 dni) pozwolił posprawdzać parę spraw, szczególnie z pozycją na rowerze. Nie wszystko poszło jak powinno, bo wróciłem z kontuzją pachwiny; ale po to są właśnie takie wyjazdy by pewne sprawy wykryć zanim będzie już za późno
Zdjęcia
Jako, że zapowiadała się fajna pogoda - postanowiłem ją wykorzystać na intensywny wyjazd na Litwę. I był to bardzo fajny pomysł, bardzo lubię te rejony, zarówno Podlasie, jak Suwalszczyznę oraz Litwę przez które miałem okazję na te trasie przejechać. A przy okazji był to fajny test przed zbliżającym się coraz szybciej MRDP, więc taki intensywny wyjazd (850km w 4 dni) pozwolił posprawdzać parę spraw, szczególnie z pozycją na rowerze. Nie wszystko poszło jak powinno, bo wróciłem z kontuzją pachwiny; ale po to są właśnie takie wyjazdy by pewne sprawy wykryć zanim będzie już za późno
Zdjęcia
Dane wycieczki:
DST: 164.80 km AVS: 24.78 km/h
ALT: 910 m MAX: 50.20 km/h
Temp:31.0 'C
Niedziela, 25 lipca 2021Kategoria >100km, >200km, Canyon 2021, Wypad
Litwa - dzień 3
Zdjęcia z wyjazdu
Zdjęcia z wyjazdu
Dane wycieczki:
DST: 202.50 km AVS: 24.25 km/h
ALT: 1157 m MAX: 49.20 km/h
Temp:30.0 'C