Wpisy archiwalne w kategorii
Canyon 2024
Dystans całkowity: | 20467.79 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 842:51 |
Średnia prędkość: | 24.28 km/h |
Maksymalna prędkość: | 80.19 km/h |
Suma podjazdów: | 167440 m |
Suma kalorii: | 458453 kcal |
Liczba aktywności: | 99 |
Średnio na aktywność: | 206.75 km i 8h 30m |
Więcej statystyk |
Sobota, 24 lutego 2024Kategoria Canyon 2024, Użytkowo
Po mieście
Dane wycieczki:
DST: 14.03 km AVS: 22.15 km/h
ALT: 40 m MAX: 28.27 km/h
Temp:2.0 'C
Piątek, 23 lutego 2024Kategoria >100km, >200km, >300km, Canyon 2024, Wycieczka
Wczesna wiosna nad Biebrzą
Prognozy pogody podpowiadały, ze najsensowniej będzie ruszyć do północno-wschodniej Polski i tak zrobiliśmy ;). Pierwszy, nocny odcinek to dojazd do rejonu Wizny, cieplej niż na ostatnich nocnych trasach, koło 6 stopni, deszcz popaduje sporadycznie. W Wiźnie zaczyna świtać, oglądamy tu murale poświęcone słynnej obronie Wizny w 1939, gdzie przez 3 dni ok. 700 Polaków bohatersko powstrzymywało dużo lepiej uzbrojony, 40tys niemiecki korpus pancerny.

Z Wizny jedziemy na Strękową Górę, zobaczyć ruiny bunkra w którym walczył dowódca obrony Wizny - kapitan Władysław Raginis i gdzie wierny swojej przysiędze, że żywy pozycji nie odda po skończeniu się amunicji wysadził się granatem.

Za Strękową Górą wjeżdżamy na Carską Drogę, bardzo przyjemną drogą przez lasy i nad bagnami Narwi, nie wygląda może tak efektownie jak latem, gdy jest już zielono, ale o tej porze roku też warto zobaczyć. Po krótkim popasie w Goniądzu ruszamy nad Biebrzę, ze względu na wysoki poziom wielu mijanych rzek, który wystąpiły z brzegów obawialiśmy się czy damy radę przebić się do Augustowa szutrowym szlakiem. Ale okazuje się, ze szutrowa droga nad Biebrzą idzie na niewielkiej grobli i dzięki temu dało radę jechać, choć w drugiej części tego odcinka mieliśmy kilka wodnych przepraw ;)).



Widokowo odcinek przepiękny, Biebrza szeroko rozlała, poza naszą drogą prawie wszystko jest pod wodą, wyglądało to kapitalnie. Ten odcinek miał może 6km - a "zrobił" nam całą długą trasę do Suwałk.

Po popasie obiadowym w Augustowie jedziemy jeszcze nad Wigry, gdzie ciągle jeszcze jest sporo lodu, a trasę kończymy pod klimatycznym dworcem w Suwałkach, nawet trochę słońca było w końcówce ;))
Zdjęcia z wyjazdu
Krótki filmik z IG Marty
Prognozy pogody podpowiadały, ze najsensowniej będzie ruszyć do północno-wschodniej Polski i tak zrobiliśmy ;). Pierwszy, nocny odcinek to dojazd do rejonu Wizny, cieplej niż na ostatnich nocnych trasach, koło 6 stopni, deszcz popaduje sporadycznie. W Wiźnie zaczyna świtać, oglądamy tu murale poświęcone słynnej obronie Wizny w 1939, gdzie przez 3 dni ok. 700 Polaków bohatersko powstrzymywało dużo lepiej uzbrojony, 40tys niemiecki korpus pancerny.

Z Wizny jedziemy na Strękową Górę, zobaczyć ruiny bunkra w którym walczył dowódca obrony Wizny - kapitan Władysław Raginis i gdzie wierny swojej przysiędze, że żywy pozycji nie odda po skończeniu się amunicji wysadził się granatem.

Za Strękową Górą wjeżdżamy na Carską Drogę, bardzo przyjemną drogą przez lasy i nad bagnami Narwi, nie wygląda może tak efektownie jak latem, gdy jest już zielono, ale o tej porze roku też warto zobaczyć. Po krótkim popasie w Goniądzu ruszamy nad Biebrzę, ze względu na wysoki poziom wielu mijanych rzek, który wystąpiły z brzegów obawialiśmy się czy damy radę przebić się do Augustowa szutrowym szlakiem. Ale okazuje się, ze szutrowa droga nad Biebrzą idzie na niewielkiej grobli i dzięki temu dało radę jechać, choć w drugiej części tego odcinka mieliśmy kilka wodnych przepraw ;)).



Widokowo odcinek przepiękny, Biebrza szeroko rozlała, poza naszą drogą prawie wszystko jest pod wodą, wyglądało to kapitalnie. Ten odcinek miał może 6km - a "zrobił" nam całą długą trasę do Suwałk.

Po popasie obiadowym w Augustowie jedziemy jeszcze nad Wigry, gdzie ciągle jeszcze jest sporo lodu, a trasę kończymy pod klimatycznym dworcem w Suwałkach, nawet trochę słońca było w końcówce ;))
Zdjęcia z wyjazdu
Krótki filmik z IG Marty
Dane wycieczki:
DST: 346.45 km AVS: 25.66 km/h
ALT: 1155 m MAX: 47.62 km/h
Temp:5.0 'C
Niedziela, 11 lutego 2024Kategoria >100km, >200km, >300km, Canyon 2024, Wycieczka
Zaufaj mi, jestem meteorologiem...
..czyli miało być tak pięknie (8-10 stopni), a wyszło jak zawsze czyli 90% trasy w deszczu i przedziale 2-4 stopnie ;))
Ruszamy rano z Krzychem na trasę z Warszawy do Czeremchy, byliśmy przygotowani na to, ze pierwsze parę godzin może być w deszczu i zimnie, ale wybraliśmy się na tę trasę bo już od południa wg prognoz miał się fajnie ocieplać. Tak więc motywem przewodnim stało się hasło "zaraz będzie to ocieplenie" :)). I jak się można domyślać niewiele z tego wyszło, a prawdziwym hitem była prognoza w Siemiatyczach, która pokazywała, że obecnie jest tam 8 stopni (podczas gdy realnie były 3 stopnie, deszcz i wcale niemały wiatr, więc odczuwalna to była poniżej zera).

Dla Krzyśka była to pierwsza trasa w roku, więc te 150km w zimnie, w deszczu i pod wiatr (po dość odkrytych terenach) dało mu ostro w kość i wolał nie przeginać, wracając z Siemiatycz pociągiem. Trochę podlaskich klimatów z trasy:


Ja pociągnąłem dalej, gdy dojechałem pod Czeremchę - uznałem, ze warto by wykorzystać ten wiatr pod który tyle jechaliśmy i skierowałem się na Małkinię. W Małkini z kolei uznałem, ze to już tylko trochę ponad setka do Warszawy, więc pojadę na kołach. I to nie był najszczęśliwszy pomysł, bo nocą drogami technicznymi wzdłuż ekspresówki do Białegostoku kiepsko się jechało, światła samochodów z S8 oślepiały, do tego choć przed Warszawą wreszcie się ociepliło do 7 stopni - to już padać zaczęło solidnie, a ja nie miałem kurtki na deszcz tylko wiatrówkę, więc dojechałem już mokry.
Jednym słowem wyszła trasa z gatunku "psychika się sama nie wykuje" :))
Parę fotek z trasy
..czyli miało być tak pięknie (8-10 stopni), a wyszło jak zawsze czyli 90% trasy w deszczu i przedziale 2-4 stopnie ;))
Ruszamy rano z Krzychem na trasę z Warszawy do Czeremchy, byliśmy przygotowani na to, ze pierwsze parę godzin może być w deszczu i zimnie, ale wybraliśmy się na tę trasę bo już od południa wg prognoz miał się fajnie ocieplać. Tak więc motywem przewodnim stało się hasło "zaraz będzie to ocieplenie" :)). I jak się można domyślać niewiele z tego wyszło, a prawdziwym hitem była prognoza w Siemiatyczach, która pokazywała, że obecnie jest tam 8 stopni (podczas gdy realnie były 3 stopnie, deszcz i wcale niemały wiatr, więc odczuwalna to była poniżej zera).

Dla Krzyśka była to pierwsza trasa w roku, więc te 150km w zimnie, w deszczu i pod wiatr (po dość odkrytych terenach) dało mu ostro w kość i wolał nie przeginać, wracając z Siemiatycz pociągiem. Trochę podlaskich klimatów z trasy:


Ja pociągnąłem dalej, gdy dojechałem pod Czeremchę - uznałem, ze warto by wykorzystać ten wiatr pod który tyle jechaliśmy i skierowałem się na Małkinię. W Małkini z kolei uznałem, ze to już tylko trochę ponad setka do Warszawy, więc pojadę na kołach. I to nie był najszczęśliwszy pomysł, bo nocą drogami technicznymi wzdłuż ekspresówki do Białegostoku kiepsko się jechało, światła samochodów z S8 oślepiały, do tego choć przed Warszawą wreszcie się ociepliło do 7 stopni - to już padać zaczęło solidnie, a ja nie miałem kurtki na deszcz tylko wiatrówkę, więc dojechałem już mokry.
Jednym słowem wyszła trasa z gatunku "psychika się sama nie wykuje" :))
Parę fotek z trasy
Dane wycieczki:
DST: 413.25 km AVS: 25.46 km/h
ALT: 1365 m MAX: 41.91 km/h
Temp:3.0 'C
Niedziela, 28 stycznia 2024Kategoria >100km, >200km, >300km, Canyon 2024, Wycieczka
Z Tyczyna do Warszawy dla WOŚP
W niedzielę 28 stycznia przypadał 32 finał Wielkiej Orkiestry, więc razem z warszawską ekipą Grupetto dołączyliśmy do charytatywnego przejazdu organizowanego przez Stowarzyszenie Młodzieżowe Centrum Współpracy w Tyczynie. Do Rzeszowa podróżujemy pociągiem, na dworcu odbiera nas Dominik i samochodem zawozi do Tyczyna, było z tym trochę śmiechu, bo w czwórkę musieliśmy się upchnąć na tylnym siedzeniu :))

U Dominika przeczekujemy 2h, które schodzą głownie na jedzeniu i zabawach z przemiłym sierściuchem:

O północy ruszamy z Tyczyna, w sumie jedzie nas ósemka, z rejonu Rzeszowa Wojciech Wilk, Krystian Cholewa i Bogdan Adamczyk, a warszawska ekipa to Ania Kopytowska, Marta Gryczko, Sylwester Szustak, Krzysztof Tlaga i ja; do tego towarzyszy nam 2-os ekipa w aucie serwisowym. Pogoda na starcie niestety nie rozpieszcza, pierwsze 70km jedziemy w lekkim deszczu i przy 0'C, do tego prawie cała trasa do Warszawy jest pod wiatr. Ten pierwszy kawałek był mocno nieprzyjemny, dużo leciało wody spod kół, więc na popas na stacji zatrzymujemy się z dużą ulgą. Później deszcz przechodzi i do Sandomierza zaczynamy schnąć, na piękny sandomierski rynek wjeżdżamy robiąc sobie wyścigi na trudnym, brukowanym podjeździe.

Tutaj mamy pierwszy popas w sztabie WOŚP, na wyjeździe z miasta Krystian zrywa łańcuch. A jechał na teoretycznie niezawodnym ostrym kole, a że nikt nie miał specjalnej spinki do szerokich łańcuchów, więc Krystian niestety musiał zakończyć jazdę i przesiąść się do auta. My natomiast kontynuujemy nocną jazdę, tempo jest bardzo solidne, na każdej górce już muszę walczyć żeby się utrzymać w grupie. co jakiś czas trochę odpadając. Dziewczyny niszczą system, nasze panie to ścisła czołówka kobiecego ultra, Ania (ksywka "Szalone Kopytko") ma taką nogę, że gdy wychodzi na prowadzenie na podjeździe to rozrywa grupkę, a Marta z kolei jedzie po sobotnim ostrym ściganiu na Zwifcie i trzyma się jakby to była na trasa na 20km. Ale bank rozbił Bogdan, który pojechał na rozklekotanym zimowym rowerze, z kolcowanymi oponami i wielkim orkiestrowym sercem na kierownicy, tak więc jadąc z ludźmi na wysokiej klasy szosówkach to miał tu bardzo solidny trening, ale Boguś to przecież kilkukrotny zwycięzca BBT.

Świta nam w rejonie Ostrowca Świętokrzyskiego, na tym kawałku mamy częste postoje w sztabach WOŚP, które wypadają co 30-40km - zatrzymujemy się w Kunowie, Iłży, Skaryszewie i Zwoleniu. Natomiast kolejny odcinek do Góry Kalwarii jest dłuższy, bo aż 80km, początkowo mieliśmy w planach stanąć w Głowaczowie, ale w wyniku drobnego zamieszania w końcu nic z tego nie wyszło i popasu w cieple nie robiliśmy. Za to w Górze mamy dłuższy postój obiadowy i już nocą dojeżdżamy do Warszawy wariantem przez Gassy. Tutaj w szóstkę (nie wszyscy mieli czas i ochotę) wybieramy się do głównego studia WOŚP - i chore pojebstwo trafia na ekrany telewizji :P

fot. @emgieer
Podziękowania dla całej, bardzo wesołej ekipy, elegancko ta inicjatywa wypaliła!

Zdjęcia z imprezy
Krótki filmik z IG Marty
W niedzielę 28 stycznia przypadał 32 finał Wielkiej Orkiestry, więc razem z warszawską ekipą Grupetto dołączyliśmy do charytatywnego przejazdu organizowanego przez Stowarzyszenie Młodzieżowe Centrum Współpracy w Tyczynie. Do Rzeszowa podróżujemy pociągiem, na dworcu odbiera nas Dominik i samochodem zawozi do Tyczyna, było z tym trochę śmiechu, bo w czwórkę musieliśmy się upchnąć na tylnym siedzeniu :))

U Dominika przeczekujemy 2h, które schodzą głownie na jedzeniu i zabawach z przemiłym sierściuchem:

O północy ruszamy z Tyczyna, w sumie jedzie nas ósemka, z rejonu Rzeszowa Wojciech Wilk, Krystian Cholewa i Bogdan Adamczyk, a warszawska ekipa to Ania Kopytowska, Marta Gryczko, Sylwester Szustak, Krzysztof Tlaga i ja; do tego towarzyszy nam 2-os ekipa w aucie serwisowym. Pogoda na starcie niestety nie rozpieszcza, pierwsze 70km jedziemy w lekkim deszczu i przy 0'C, do tego prawie cała trasa do Warszawy jest pod wiatr. Ten pierwszy kawałek był mocno nieprzyjemny, dużo leciało wody spod kół, więc na popas na stacji zatrzymujemy się z dużą ulgą. Później deszcz przechodzi i do Sandomierza zaczynamy schnąć, na piękny sandomierski rynek wjeżdżamy robiąc sobie wyścigi na trudnym, brukowanym podjeździe.

Tutaj mamy pierwszy popas w sztabie WOŚP, na wyjeździe z miasta Krystian zrywa łańcuch. A jechał na teoretycznie niezawodnym ostrym kole, a że nikt nie miał specjalnej spinki do szerokich łańcuchów, więc Krystian niestety musiał zakończyć jazdę i przesiąść się do auta. My natomiast kontynuujemy nocną jazdę, tempo jest bardzo solidne, na każdej górce już muszę walczyć żeby się utrzymać w grupie. co jakiś czas trochę odpadając. Dziewczyny niszczą system, nasze panie to ścisła czołówka kobiecego ultra, Ania (ksywka "Szalone Kopytko") ma taką nogę, że gdy wychodzi na prowadzenie na podjeździe to rozrywa grupkę, a Marta z kolei jedzie po sobotnim ostrym ściganiu na Zwifcie i trzyma się jakby to była na trasa na 20km. Ale bank rozbił Bogdan, który pojechał na rozklekotanym zimowym rowerze, z kolcowanymi oponami i wielkim orkiestrowym sercem na kierownicy, tak więc jadąc z ludźmi na wysokiej klasy szosówkach to miał tu bardzo solidny trening, ale Boguś to przecież kilkukrotny zwycięzca BBT.

Świta nam w rejonie Ostrowca Świętokrzyskiego, na tym kawałku mamy częste postoje w sztabach WOŚP, które wypadają co 30-40km - zatrzymujemy się w Kunowie, Iłży, Skaryszewie i Zwoleniu. Natomiast kolejny odcinek do Góry Kalwarii jest dłuższy, bo aż 80km, początkowo mieliśmy w planach stanąć w Głowaczowie, ale w wyniku drobnego zamieszania w końcu nic z tego nie wyszło i popasu w cieple nie robiliśmy. Za to w Górze mamy dłuższy postój obiadowy i już nocą dojeżdżamy do Warszawy wariantem przez Gassy. Tutaj w szóstkę (nie wszyscy mieli czas i ochotę) wybieramy się do głównego studia WOŚP - i chore pojebstwo trafia na ekrany telewizji :P

fot. @emgieer
Podziękowania dla całej, bardzo wesołej ekipy, elegancko ta inicjatywa wypaliła!

Zdjęcia z imprezy
Krótki filmik z IG Marty
Dane wycieczki:
DST: 369.35 km AVS: 27.67 km/h
ALT: 1495 m MAX: 51.23 km/h
Temp:0.0 'C
Niedziela, 28 stycznia 2024Kategoria Canyon 2024, Użytkowo
Powrót ze sztabu WOŚP
Dane wycieczki:
DST: 13.01 km AVS: 21.10 km/h
ALT: 48 m MAX: 26.88 km/h
Temp:2.0 'C
Sobota, 27 stycznia 2024Kategoria Canyon 2024, Użytkowo
Na dworzec
Dane wycieczki:
DST: 15.27 km AVS: 22.91 km/h
ALT: 47 m MAX: 33.21 km/h
Temp:1.0 'C
Poniedziałek, 15 stycznia 2024Kategoria Canyon 2024, Wypad
Dojazd z Głodówki do Zakopanego z Jędrzejem
Dane wycieczki:
DST: 18.84 km AVS: 22.61 km/h
ALT: 212 m MAX: 47.33 km/h
Temp:-4.0 'C
Niedziela, 14 stycznia 2024Kategoria >100km, Canyon 2024, Wypad
MPP WINTER dla WOŚP - część 3
Nocleg mieliśmy krótki, już przed 3 wróciliśmy do jazdy, ja tradycyjnie nic nie pospałem. Pierwszy odcinek do Lanckorony kapitalny - solidny podjazd, pustka i mocno zaśnieżone drogi, a w samej końcówce 19%, gdzie już się bałem, że mi koła zaczną buzować, sama Lanckorona trzymała klimat ze swoimi drewnianymi domami.

Do Mszany mamy bardziej płaski, ale dość męczący odcinek - bo zaczął silnie wiać wiatr, który w tym rejonie nam nie pomagał. Na Orlenie w Mszanie krótki popas, gdy ruszamy - to zaczyna solidnie padać śnieg. Tego tośmy się nie spodziewali zupełnie, a tymczasem trzeba było wjeżdżać w góry na szosówkach w regularnej śnieżycy :P. Podjazd na Przysłop Lubomierski (750m) w coraz większej ilości śniegu, ale ciekawie było dopiero na zjeździe, aż mi się przypomniały chwile z legendarnego RTP 2019 (słynna edycja "Weather to Scratch"), gdy w maju na Podhalu złapały zawodników duże opady śniegu i właśnie na tej samej przełęczy miałem śnieżycę. Ale jednak na rowerze z hamulcami tarczowymi to jest inna bajka, sporo lepiej się jedzie w takich warunkach. Od Mszany jechałem głównie solo, z ekipą spotykając się głównie na postojach, co wynikało z termiki; miałem przecież aż 500km mniej w nogach i by utrzymywać zagrzanie organizmu musiałem jechać trochę szybciej.
W Zabrzeży dłuższy postój, tutaj nasza ekipa łączy się na żywo z TVN-em. Trzeba tu dodać, ze jechała z nami własna 3-osobowa ekipa medialna, złożona z entuzjastów rowerowych - Alina i Kostia z Gliadi Conten oraz Paweł Rzepecki; duże podziękowania - bo byli bardzo pomocni w różnych sprawach logistycznych, a przede wszystkim pomogli rozreklamować akcję zbiórki na WOŚP, co przecież było głównym celem tej imprezy - dzięki czemu udało się zebrać aż ponad 35tys, co znacznie przekroczyło nasze wstępne oczekiwania; zresztą zbiórka jeszcze trwa - tutaj link
Kolejny odcinek , czyli przełęcz Knurowska to już był naprawdę gruby, śniegu leżało sporo, pod górę to jeszcze, ale bardzo się obawiałem o zjazd. Ale jakoś dało radę, choć średnia całego zjazdu to było 13km/h - to dobrze mówi o tym jakie były warunki ;)

Ale po wjeździe na Podhale sytuacja na drogach się znacząco poprawiła i już do samego końca jedynie na krótkich fragmentach się trafiał śnieg czy lód. Ale przez to, że straciliśmy dużo czasu na zaśnieżonych przełęczach - to do samego końca trwała walka o limit i sumarycznie ekipa dojechała zaledwie 4min przed upływem czasu!

Impreza niezwykła, bardzo zadowolony byłem, że zdecydowałem się pojechać do końca. Całą trasę mieliśmy prawdziwą zimę, z ujemnymi temperaturami, z zimowymi warunkami na drogach, co choć podniosło znacząco poprzeczkę trudności to dało tez mnóstwo frajdy. Zupełnie co innego niż byłaby to typowa ostatnimi czasy "polska zima", czyli lekko powyżej zera, deszcz i zero słońca. Do tego miałem okazję zobaczyć świetnie przecież znaną Głodówkę w zimowej szacie, a na powrocie z Jędrkiem do Zakopca mieliśmy nawet piękne słońce.

Zdjęcia z zimowego MPP
Film z zimowego MPP
Nocleg mieliśmy krótki, już przed 3 wróciliśmy do jazdy, ja tradycyjnie nic nie pospałem. Pierwszy odcinek do Lanckorony kapitalny - solidny podjazd, pustka i mocno zaśnieżone drogi, a w samej końcówce 19%, gdzie już się bałem, że mi koła zaczną buzować, sama Lanckorona trzymała klimat ze swoimi drewnianymi domami.

Do Mszany mamy bardziej płaski, ale dość męczący odcinek - bo zaczął silnie wiać wiatr, który w tym rejonie nam nie pomagał. Na Orlenie w Mszanie krótki popas, gdy ruszamy - to zaczyna solidnie padać śnieg. Tego tośmy się nie spodziewali zupełnie, a tymczasem trzeba było wjeżdżać w góry na szosówkach w regularnej śnieżycy :P. Podjazd na Przysłop Lubomierski (750m) w coraz większej ilości śniegu, ale ciekawie było dopiero na zjeździe, aż mi się przypomniały chwile z legendarnego RTP 2019 (słynna edycja "Weather to Scratch"), gdy w maju na Podhalu złapały zawodników duże opady śniegu i właśnie na tej samej przełęczy miałem śnieżycę. Ale jednak na rowerze z hamulcami tarczowymi to jest inna bajka, sporo lepiej się jedzie w takich warunkach. Od Mszany jechałem głównie solo, z ekipą spotykając się głównie na postojach, co wynikało z termiki; miałem przecież aż 500km mniej w nogach i by utrzymywać zagrzanie organizmu musiałem jechać trochę szybciej.
W Zabrzeży dłuższy postój, tutaj nasza ekipa łączy się na żywo z TVN-em. Trzeba tu dodać, ze jechała z nami własna 3-osobowa ekipa medialna, złożona z entuzjastów rowerowych - Alina i Kostia z Gliadi Conten oraz Paweł Rzepecki; duże podziękowania - bo byli bardzo pomocni w różnych sprawach logistycznych, a przede wszystkim pomogli rozreklamować akcję zbiórki na WOŚP, co przecież było głównym celem tej imprezy - dzięki czemu udało się zebrać aż ponad 35tys, co znacznie przekroczyło nasze wstępne oczekiwania; zresztą zbiórka jeszcze trwa - tutaj link
Kolejny odcinek , czyli przełęcz Knurowska to już był naprawdę gruby, śniegu leżało sporo, pod górę to jeszcze, ale bardzo się obawiałem o zjazd. Ale jakoś dało radę, choć średnia całego zjazdu to było 13km/h - to dobrze mówi o tym jakie były warunki ;)

Ale po wjeździe na Podhale sytuacja na drogach się znacząco poprawiła i już do samego końca jedynie na krótkich fragmentach się trafiał śnieg czy lód. Ale przez to, że straciliśmy dużo czasu na zaśnieżonych przełęczach - to do samego końca trwała walka o limit i sumarycznie ekipa dojechała zaledwie 4min przed upływem czasu!

Impreza niezwykła, bardzo zadowolony byłem, że zdecydowałem się pojechać do końca. Całą trasę mieliśmy prawdziwą zimę, z ujemnymi temperaturami, z zimowymi warunkami na drogach, co choć podniosło znacząco poprzeczkę trudności to dało tez mnóstwo frajdy. Zupełnie co innego niż byłaby to typowa ostatnimi czasy "polska zima", czyli lekko powyżej zera, deszcz i zero słońca. Do tego miałem okazję zobaczyć świetnie przecież znaną Głodówkę w zimowej szacie, a na powrocie z Jędrkiem do Zakopca mieliśmy nawet piękne słońce.

Zdjęcia z zimowego MPP
Film z zimowego MPP
Dane wycieczki:
DST: 184.43 km AVS: 17.76 km/h
ALT: 2916 m MAX: 47.36 km/h
Temp:-4.0 'C
Sobota, 13 stycznia 2024Kategoria >100km, >200km, >300km, Wypad, Canyon 2024
MPP Winter dla WOŚP - część 2
Razem z Tadkiem postanowiliśmy w Łowiczu dołączyć do bardzo zacnej inicjatywy organizatorów z Koła Ultra i Race Through Poland - czyli zimowego przejazdu trasą MPP, którego celem była zbiórka pieniędzy na WOŚP. Oprócz zbiórki pieniędzy było również mocno sportowe założenie przejazdu, czyli zmieszczenie się limicie czasowym MPP - 72h. W lato nie jesteś to jakieś wielkie wyzwanie, ale jazda tego samego zimą to już zupełnie inna bajka. Z Helu wyruszyła czwórka mocnych i doświadczonych zawodników ultra - Joanna Rumińska-Pietrzyk, Jędrzej Gąsiorowski, Paweł Puławski i Maciek Kordas. Zgodnie z planem udało im się przez pierwszą dobę dojechać do Łowicza (500km), gdzie mielili zaplanowany dłuższy 8h nocleg i o 2 w nocy planowali wrócić na trasę.
My z Tadkiem dojechaliśmy ostatnim pociągiem do Łowicza o północy (w Łowiczu byliśmy jedynymi pasażerami), tu na 2h pojechaliśmy do Marcina Podrażki i przed 2 pojechaliśmy do ekipy jadącej MPP, Marcin towarzyszył nam do rejonu Skierniewic, a my z Tadkiem planowaliśmy zrobić z ekipą setkę do Opoczna. Pierwsze kilometry prowadziły dość bocznymi drogami, na których nie brakowało śniegu i lodu, tak więc trzeba było jechać dość ostrożnie. Ale ta zimowa jazda miała masę uroku, przede wszystkim ze względu na śnieg leżący w całej okolicy było dużo jaśniej niż jest normalnie nocą, przez co ta nocna jazda była dużo mniej monotonna. Na odcinku do Opoczna Asia zaliczyła glebę i to nie na jakimś mocno oblodzonym odcinku, a właśnie na takim z pozoru "czystym"; niestety okazało się, ze trochę lodu było na "akustycznej" linii rozdzielającej pasy. Ale nic się nie stało, Asia poleciała na biodro, a miała spodnie Assosa, które miały w rejonie bioder wmontowane specjalne wkładki mające absorbować uderzenia - i trzeba przyznać, ze idealnie spełniły swoje zadanie. Portki niestety się trochę rozdarły, ale podobno ta firma oferuje "crash replacement". W Opocznie powoli zaczyna świtać, na Orlenie dołącza do naszej ekipy trójka kolarzy, z czego dwóch towarzyszyło nam do Końskich.

Tadek ruszył do Radomia, a ja jako, ze świetnie mi się jechało - postanowiłem pociągnąć aż do Krakowa. Na postoju Paweł Puławski robił za złego żandarma mocno pilnując czasu postoju, by więcej niż 30min nie wyszło - rola trochę niewdzięczna, ale konieczna, bo bez dyscypliny postojowe nie było by mowy o tych 72h. Świętokrzyskie przywitało nas bardziej zaśnieżonymi drogami, w tym piękne odcinki leśne na bocznych drogach do Włoszczowy.

Ale prawdziwa zabawa to zaczęła się dopiero na Jurze - tam to już śniegu było naprawdę sporo, przed Ogrodzieńcem to już na moich oponach 28mm zaczynało się robić wesoło; kawałek przed Ogrodzieńcem na trasie odwiedzili nas Marek Dembowski ze Zbyszkiem, bardzo nam podeszły banany, które przywieźli - dzięki chłopaki!

A że ta zimowa jazda dawała mnóstwo frajdy uznałem, ze muszę zobaczyć jak to będzie wyglądać w górach - i postanowiłem pojechać z ekipą aż do samego końca.
W rejonie Krakowa dołączyło się do nas sporo lokalnych kolarzy, chwilami to jechaliśmy w peletonie pod 20 osób; dopiero przed przekroczeniem Wisły wróciliśmy do 5-osobowego składu. Na szczęście po przejechaniu z województwa śląskiego do małopolskiego - znacząco poprawił się stan dróg i mocno pagórkowaty odcinek do Kalwarii Zebrzydowskiej przejechaliśmy dużo sprawniej niż Jurę i po 22 meldujemy się na kolejnym noclegu
Zdjęcia z zimowego MPP
Film z zimowego MPP
Razem z Tadkiem postanowiliśmy w Łowiczu dołączyć do bardzo zacnej inicjatywy organizatorów z Koła Ultra i Race Through Poland - czyli zimowego przejazdu trasą MPP, którego celem była zbiórka pieniędzy na WOŚP. Oprócz zbiórki pieniędzy było również mocno sportowe założenie przejazdu, czyli zmieszczenie się limicie czasowym MPP - 72h. W lato nie jesteś to jakieś wielkie wyzwanie, ale jazda tego samego zimą to już zupełnie inna bajka. Z Helu wyruszyła czwórka mocnych i doświadczonych zawodników ultra - Joanna Rumińska-Pietrzyk, Jędrzej Gąsiorowski, Paweł Puławski i Maciek Kordas. Zgodnie z planem udało im się przez pierwszą dobę dojechać do Łowicza (500km), gdzie mielili zaplanowany dłuższy 8h nocleg i o 2 w nocy planowali wrócić na trasę.
My z Tadkiem dojechaliśmy ostatnim pociągiem do Łowicza o północy (w Łowiczu byliśmy jedynymi pasażerami), tu na 2h pojechaliśmy do Marcina Podrażki i przed 2 pojechaliśmy do ekipy jadącej MPP, Marcin towarzyszył nam do rejonu Skierniewic, a my z Tadkiem planowaliśmy zrobić z ekipą setkę do Opoczna. Pierwsze kilometry prowadziły dość bocznymi drogami, na których nie brakowało śniegu i lodu, tak więc trzeba było jechać dość ostrożnie. Ale ta zimowa jazda miała masę uroku, przede wszystkim ze względu na śnieg leżący w całej okolicy było dużo jaśniej niż jest normalnie nocą, przez co ta nocna jazda była dużo mniej monotonna. Na odcinku do Opoczna Asia zaliczyła glebę i to nie na jakimś mocno oblodzonym odcinku, a właśnie na takim z pozoru "czystym"; niestety okazało się, ze trochę lodu było na "akustycznej" linii rozdzielającej pasy. Ale nic się nie stało, Asia poleciała na biodro, a miała spodnie Assosa, które miały w rejonie bioder wmontowane specjalne wkładki mające absorbować uderzenia - i trzeba przyznać, ze idealnie spełniły swoje zadanie. Portki niestety się trochę rozdarły, ale podobno ta firma oferuje "crash replacement". W Opocznie powoli zaczyna świtać, na Orlenie dołącza do naszej ekipy trójka kolarzy, z czego dwóch towarzyszyło nam do Końskich.

Tadek ruszył do Radomia, a ja jako, ze świetnie mi się jechało - postanowiłem pociągnąć aż do Krakowa. Na postoju Paweł Puławski robił za złego żandarma mocno pilnując czasu postoju, by więcej niż 30min nie wyszło - rola trochę niewdzięczna, ale konieczna, bo bez dyscypliny postojowe nie było by mowy o tych 72h. Świętokrzyskie przywitało nas bardziej zaśnieżonymi drogami, w tym piękne odcinki leśne na bocznych drogach do Włoszczowy.

Ale prawdziwa zabawa to zaczęła się dopiero na Jurze - tam to już śniegu było naprawdę sporo, przed Ogrodzieńcem to już na moich oponach 28mm zaczynało się robić wesoło; kawałek przed Ogrodzieńcem na trasie odwiedzili nas Marek Dembowski ze Zbyszkiem, bardzo nam podeszły banany, które przywieźli - dzięki chłopaki!

A że ta zimowa jazda dawała mnóstwo frajdy uznałem, ze muszę zobaczyć jak to będzie wyglądać w górach - i postanowiłem pojechać z ekipą aż do samego końca.
W rejonie Krakowa dołączyło się do nas sporo lokalnych kolarzy, chwilami to jechaliśmy w peletonie pod 20 osób; dopiero przed przekroczeniem Wisły wróciliśmy do 5-osobowego składu. Na szczęście po przejechaniu z województwa śląskiego do małopolskiego - znacząco poprawił się stan dróg i mocno pagórkowaty odcinek do Kalwarii Zebrzydowskiej przejechaliśmy dużo sprawniej niż Jurę i po 22 meldujemy się na kolejnym noclegu
Zdjęcia z zimowego MPP
Film z zimowego MPP
Dane wycieczki:
DST: 359.53 km AVS: 21.53 km/h
ALT: 2799 m MAX: 57.02 km/h
Temp:-3.0 'C
Piątek, 12 stycznia 2024Kategoria Wypad, Canyon 2024
Sprint na dworzec
Dane wycieczki:
DST: 10.93 km AVS: 27.32 km/h
ALT: 38 m MAX: 36.65 km/h
Temp:-2.0 'C