Wpisy archiwalne w kategorii
Canyon 2018
Dystans całkowity: | 19686.90 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 852:38 |
Średnia prędkość: | 23.09 km/h |
Maksymalna prędkość: | 87.20 km/h |
Suma podjazdów: | 138968 m |
Liczba aktywności: | 149 |
Średnio na aktywność: | 132.13 km i 5h 43m |
Więcej statystyk |
Środa, 6 czerwca 2018Kategoria >100km, Canyon 2018, Wycieczka
Pętelka do Chynowa.
Ciekawa pogoda, bo poniżej 20'C, ale za to pełne słońce i poza powiewami wiatru odczucie, że jest ciepło
Ciekawa pogoda, bo poniżej 20'C, ale za to pełne słońce i poza powiewami wiatru odczucie, że jest ciepło
Dane wycieczki:
DST: 112.50 km AVS: 28.24 km/h
ALT: 319 m MAX: 46.50 km/h
Temp:18.0 'C
Piątek, 1 czerwca 2018Kategoria >100km, Canyon 2018, Wycieczka
Pętla przez Chynów, duży upał, więc skusiłem się na lody w Konstancinie ;)
Dane wycieczki:
DST: 102.30 km AVS: 26.69 km/h
ALT: 300 m MAX: 49.40 km/h
Temp:31.0 'C
Czwartek, 31 maja 2018Kategoria Canyon 2018, Wycieczka
Pętla przez Czersk, bardzo gorąco, chwilami nawet 35'C na termometrze.
Na wioseczkach zupełnie pusto, w Boże Ciało zero prac polowych, ruch też symboliczny, za to na asfalcie przy wale w rejonie Ciszycy - prawdziwe zatrzęsienie puszek.
Na wioseczkach zupełnie pusto, w Boże Ciało zero prac polowych, ruch też symboliczny, za to na asfalcie przy wale w rejonie Ciszycy - prawdziwe zatrzęsienie puszek.
Dane wycieczki:
DST: 88.50 km AVS: 27.66 km/h
ALT: 209 m MAX: 51.70 km/h
Temp:32.0 'C
Poniedziałek, 28 maja 2018Kategoria >100km, Canyon 2018, Wycieczka
Dłuższa pętla do Chynowa, wysoka temperatura, 30'C było częstym gościem na termometrze. W tym roku klasycznej wiosny to właściwie niewiele było, od razu po zimie zaczęło się lato. W Górze na rynku działa już kurtyna wodna, można się na chwilę ochłodzić.
Dane wycieczki:
DST: 112.00 km AVS: 27.32 km/h
ALT: 300 m MAX: 46.50 km/h
Temp:29.0 'C
Niedziela, 27 maja 2018Kategoria Canyon 2018, Wycieczka
Szybka pętla do Góry.
Upalnie, dużo ludzi na trasie, no i niestety coraz więcej puszek na wąskiej drodze przy wale, jakby ci ludzie mogli to by do Wisły wjechali tymi pudłami...
Pod samą Górą przechodził jakiś lokalny wyścig MTB, kawałek przed podjazdem przecinał się z moją trasą.
Upalnie, dużo ludzi na trasie, no i niestety coraz więcej puszek na wąskiej drodze przy wale, jakby ci ludzie mogli to by do Wisły wjechali tymi pudłami...
Pod samą Górą przechodził jakiś lokalny wyścig MTB, kawałek przed podjazdem przecinał się z moją trasą.
Dane wycieczki:
DST: 60.60 km AVS: 29.09 km/h
ALT: 132 m MAX: 42.60 km/h
Temp:28.0 'C
Niedziela, 20 maja 2018Kategoria >100km, >200km, >300km, Canyon 2018, Wypad
Zlot - dzień 6
Na powrót ze zlotu miałem kilka różnych pomysłów, ale nocując w domku między innymi z Dodoelkiem i Mxdanishem dowiedziałem się, że planują długą gminną trasę do Krakowa po paśmie pogórzy - więc postanowiłem się dołączyć. Ruszamy przed 9, pogoda elegancka, słonecznie, wiatr niewielki, głównie z północnego wschodu. Początek trasy bardzo solidny, trzy dłuższe podjazdy, z ostatniego w rejonie Tyrawy Wołoskiej szerokie widoki na okolicę i szybki zjazd do Sanoka, gdzie udaje nam się trafić czynny sklep (pomimo zakazu handlu i Zielonych Świątek). Dalej trochę bocznych dróg, następnie dłuższy odcinek ruchliwych krajówek przed Krosnem - i w samym Krośnie stajemy na krótki postój koło ładnego rynku.
Dalej wyczesujemy kilka gmin w rejonie Jasła i po przekroczeniu 200km dojeżdżamy do Biecza, gdzie w barze na stacji inwestujemy 13zł w całkiem smaczny dwudaniowy obiad ;). Jak to po większym posiłku tradycyjne zamulanie, Mariusz narzeka na brak powera w nogach, ale obaj z Pawłem pod górę cisną mocniej niż jeżdżę na swoich samotnych wyjazdach ;)). Z profilu wyglądało, że pierwsza część trasy grupuje więcej górek, ale to były tylko pozory, podjeżdżać trzeba było cały czas, po prostu wyższe wysokości w pierwszej części nieco przyćmiły na wykresie te mniejsze ;). Zapada noc, kawałek przed Ciężkowicami w czasie hamowania z roweru Mariusza dochodzą dziwne dźwięki, krótka inspekcja i okazuje się, że skończyły się tylne klocki w tarczówce. A ponieważ klocki były przed zlotem prawie nie zużyte Mariusz nie miał zapasowych, widać deszczowa trasa z Krakowa na zlot, którą chłopaki jechali w czwartek i piątek tak je doprawiła. Przy wymiarach Mariusza (prawie 2 metry i odpowiednia do tego wzrostu waga) ryzyko jazdy z jednym hamulcem było za duże i Mariusz zdecydował się na powrót na pociąg do niedalekiego Tarnowa. I była to dobra decyzja bo okazało się, że i z przednich klocków niewiele już zostało, podziękowanie za wspólną trasę, Mariusz to prawdziwa dusza towarzystwa, jadąc z nim od razu jest dużo weselej ;))
We dwójkę z Pawłem kontynuujemy jazdę, nocna końcówka wymagająca, zrobiło się nadspodziewanie zimno, w dolinach ledwie 5 stopni. A górek całe mnóstwo, poza krótkim kawałkiem nad Dunajcem właściwie cały czas prujemy do góry lub w dół. Nocną jazdę urozmaica nam wizyta na klimatycznym ryneczku w Nowym Wiśniczu, podświetlony zamek widać z daleka. Za Bochnią jeszcze kilka ścianek i wjeżdżamy do Krakowa z pierwszymi znakami świtu na wschodzie. Trasa udana i wymagająca, duży dystans i dużo gór, a wszystko przejechane z pełnym bagażem wyprawowym, podziękowania dla chłopaków za wspólną jazdę.
Cały wyjazd na zlot bardzo udany i bardzo urozmaicony, miałem okazję pojeździć i pogadać z wieloma osobami, a taki jest przecież główny cel takich imprez. Serdeczne podziękowania za spotkanie dla wszystkich zlotowiczów, którzy swoim udziałem tworzą zarówno tę imprezę, jak i całą forumową rodzinę.
Zdjęcia
Na powrót ze zlotu miałem kilka różnych pomysłów, ale nocując w domku między innymi z Dodoelkiem i Mxdanishem dowiedziałem się, że planują długą gminną trasę do Krakowa po paśmie pogórzy - więc postanowiłem się dołączyć. Ruszamy przed 9, pogoda elegancka, słonecznie, wiatr niewielki, głównie z północnego wschodu. Początek trasy bardzo solidny, trzy dłuższe podjazdy, z ostatniego w rejonie Tyrawy Wołoskiej szerokie widoki na okolicę i szybki zjazd do Sanoka, gdzie udaje nam się trafić czynny sklep (pomimo zakazu handlu i Zielonych Świątek). Dalej trochę bocznych dróg, następnie dłuższy odcinek ruchliwych krajówek przed Krosnem - i w samym Krośnie stajemy na krótki postój koło ładnego rynku.
Dalej wyczesujemy kilka gmin w rejonie Jasła i po przekroczeniu 200km dojeżdżamy do Biecza, gdzie w barze na stacji inwestujemy 13zł w całkiem smaczny dwudaniowy obiad ;). Jak to po większym posiłku tradycyjne zamulanie, Mariusz narzeka na brak powera w nogach, ale obaj z Pawłem pod górę cisną mocniej niż jeżdżę na swoich samotnych wyjazdach ;)). Z profilu wyglądało, że pierwsza część trasy grupuje więcej górek, ale to były tylko pozory, podjeżdżać trzeba było cały czas, po prostu wyższe wysokości w pierwszej części nieco przyćmiły na wykresie te mniejsze ;). Zapada noc, kawałek przed Ciężkowicami w czasie hamowania z roweru Mariusza dochodzą dziwne dźwięki, krótka inspekcja i okazuje się, że skończyły się tylne klocki w tarczówce. A ponieważ klocki były przed zlotem prawie nie zużyte Mariusz nie miał zapasowych, widać deszczowa trasa z Krakowa na zlot, którą chłopaki jechali w czwartek i piątek tak je doprawiła. Przy wymiarach Mariusza (prawie 2 metry i odpowiednia do tego wzrostu waga) ryzyko jazdy z jednym hamulcem było za duże i Mariusz zdecydował się na powrót na pociąg do niedalekiego Tarnowa. I była to dobra decyzja bo okazało się, że i z przednich klocków niewiele już zostało, podziękowanie za wspólną trasę, Mariusz to prawdziwa dusza towarzystwa, jadąc z nim od razu jest dużo weselej ;))
We dwójkę z Pawłem kontynuujemy jazdę, nocna końcówka wymagająca, zrobiło się nadspodziewanie zimno, w dolinach ledwie 5 stopni. A górek całe mnóstwo, poza krótkim kawałkiem nad Dunajcem właściwie cały czas prujemy do góry lub w dół. Nocną jazdę urozmaica nam wizyta na klimatycznym ryneczku w Nowym Wiśniczu, podświetlony zamek widać z daleka. Za Bochnią jeszcze kilka ścianek i wjeżdżamy do Krakowa z pierwszymi znakami świtu na wschodzie. Trasa udana i wymagająca, duży dystans i dużo gór, a wszystko przejechane z pełnym bagażem wyprawowym, podziękowania dla chłopaków za wspólną jazdę.
Cały wyjazd na zlot bardzo udany i bardzo urozmaicony, miałem okazję pojeździć i pogadać z wieloma osobami, a taki jest przecież główny cel takich imprez. Serdeczne podziękowania za spotkanie dla wszystkich zlotowiczów, którzy swoim udziałem tworzą zarówno tę imprezę, jak i całą forumową rodzinę.
Zdjęcia
Dane wycieczki:
DST: 366.50 km AVS: 23.29 km/h
ALT: 3890 m MAX: 72.90 km/h
Temp:14.0 'C
Sobota, 19 maja 2018Kategoria Canyon 2018, Wypad
Zlot - dzień 5
W sobotę wycieczka integracyjna po Pogórzu Przemyskim, a jako, że trasę ułożył Podjazdy - podjazdów nam nie brakowało ;)). Startujemy w ok. 10 osób, ale połowa odłączyła się w Birczy na swój wariant trasy, my pojechaliśmy dalej w składzie Podjazdy, Rysiek, Byczys, Łatoś i ja. Trasa bardzo przyjemna, zupełnie boczne drogi, część z zakazem dla samochodów, a asfalt idealny. Górek dużo, kulminacja w Arłamowie. Na powrocie jest długi zjazd szutrowy z Gruszowej, obiad jemy w Karczmie nad Sanem w Krasiczynie i wracamy w sam raz na zlotową panoramę.
Zdjęcia
W sobotę wycieczka integracyjna po Pogórzu Przemyskim, a jako, że trasę ułożył Podjazdy - podjazdów nam nie brakowało ;)). Startujemy w ok. 10 osób, ale połowa odłączyła się w Birczy na swój wariant trasy, my pojechaliśmy dalej w składzie Podjazdy, Rysiek, Byczys, Łatoś i ja. Trasa bardzo przyjemna, zupełnie boczne drogi, część z zakazem dla samochodów, a asfalt idealny. Górek dużo, kulminacja w Arłamowie. Na powrocie jest długi zjazd szutrowy z Gruszowej, obiad jemy w Karczmie nad Sanem w Krasiczynie i wracamy w sam raz na zlotową panoramę.
Zdjęcia
Dane wycieczki:
DST: 80.70 km AVS: 20.69 km/h
ALT: 1416 m MAX: 71.20 km/h
Temp:16.0 'C
Piątek, 18 maja 2018Kategoria >100km, Canyon 2018, Wypad
Zlot - dzień 4
Zlot to świetna okazja do spotkań i wspólnej jazdy z przyjaciółmi, więc w piątek postanowiłem wyjechać na przeciw Marka i Zbyszka, którzy na zlot ruszyli bezpośrednio z Jury, mając do pokonania trasę ponad 300km. Wyjechałem ok. 50km, w rejon Łańcuta, po drodze za Pruchnikiem wpadłem w jakąś komórkową ciemną dziurę, nie mogłem ani wysłać wiadomości, ani jej odebrać lub zadzwonić, choć telefon pokazywał, że zasięg jest. Myślałem, że coś się stało z telefonem, a nie byłem do końca pewny, którą drogą jadą chłopaki. Ale koniec końców spotykamy się kawałek przed Łańcutem i wreszcie zawracam zamieniając zimny i lodowaty wiatr w twarz na przyjemny powiew w plecy :))
Końcówka wymagająca, na ostatnich 50km jest ponad 600m w pionie, a Marek ze Zbyszkiem mają już 250km w nogach, w tym sporo w deszczu - więc jedziemy spokojnie. W Pruchniku większe zakupy, w tym kiełbaski na ognisko. Końcówka już po ciemku, przyjemną trasą wzdłuż Sanu i koło 22 docieramy na miejsce, ognisko dopiero się rozkręcało :))
Zdjęcia
Zlot to świetna okazja do spotkań i wspólnej jazdy z przyjaciółmi, więc w piątek postanowiłem wyjechać na przeciw Marka i Zbyszka, którzy na zlot ruszyli bezpośrednio z Jury, mając do pokonania trasę ponad 300km. Wyjechałem ok. 50km, w rejon Łańcuta, po drodze za Pruchnikiem wpadłem w jakąś komórkową ciemną dziurę, nie mogłem ani wysłać wiadomości, ani jej odebrać lub zadzwonić, choć telefon pokazywał, że zasięg jest. Myślałem, że coś się stało z telefonem, a nie byłem do końca pewny, którą drogą jadą chłopaki. Ale koniec końców spotykamy się kawałek przed Łańcutem i wreszcie zawracam zamieniając zimny i lodowaty wiatr w twarz na przyjemny powiew w plecy :))
Końcówka wymagająca, na ostatnich 50km jest ponad 600m w pionie, a Marek ze Zbyszkiem mają już 250km w nogach, w tym sporo w deszczu - więc jedziemy spokojnie. W Pruchniku większe zakupy, w tym kiełbaski na ognisko. Końcówka już po ciemku, przyjemną trasą wzdłuż Sanu i koło 22 docieramy na miejsce, ognisko dopiero się rozkręcało :))
Zdjęcia
Dane wycieczki:
DST: 101.60 km AVS: 19.73 km/h
ALT: 1232 m MAX: 60.10 km/h
Temp:13.0 'C
Czwartek, 17 maja 2018Kategoria Canyon 2018, Wypad
Zlot - dzień 3
Po wczorajszym załamaniu pogody dzisiaj mamy o wiele lepsze warunki, nie pada, a słońce nawet przebija się zza chmur, więc zamiast jechać najkrótszą drogą na zlot robimy sobie pętle po pogórzu. Zaliczamy ściankę przed Dynowem, następnie wymagający podjazd na Birczę. Widoki robią wrażenie, u góry zielone łąki, góry po horyzont, słońce coraz częściej operuje. W Birczy robimy postój na urokliwym małym ryneczku, wieje mocno, nawet nas zasypuje piaskiem w czasie jedzenia ;). Za miastem kolejny długi podjazd na ok. 450m, z sekcją koło 13%, z góry fajne widoki na dolinę Sanu. Po przekroczeniu rzeki na zlot nie zostało już wiele kilometrów, jeszcze jedna krótka i jedna długa ścianka i już prawie jesteśmy na miejscu. Na deser pozostaje jeszcze szutrowy zjazd do Perły Sanu i meldujemy się na zlocie jako jedni z pierwszych :)
Podziękowania dla Karoliny za wspólny dojazd na zlot, rośnie nam kolejny ultramaratończyk :)) Przejechała wymagającą trasę, z dużymi dystansami, złą pogodą, górami na koniec, a łatwo jej nie było bo miała kasetę z 28 ząbkami, która na ostre podjazdy jakie mieliśmy była sporo za twarda. I to wszystko bez najmniejszego narzekania i marudzenia, co wśród dziewczyn jest już wielką rzadkością ;)
Zdjęcia
Po wczorajszym załamaniu pogody dzisiaj mamy o wiele lepsze warunki, nie pada, a słońce nawet przebija się zza chmur, więc zamiast jechać najkrótszą drogą na zlot robimy sobie pętle po pogórzu. Zaliczamy ściankę przed Dynowem, następnie wymagający podjazd na Birczę. Widoki robią wrażenie, u góry zielone łąki, góry po horyzont, słońce coraz częściej operuje. W Birczy robimy postój na urokliwym małym ryneczku, wieje mocno, nawet nas zasypuje piaskiem w czasie jedzenia ;). Za miastem kolejny długi podjazd na ok. 450m, z sekcją koło 13%, z góry fajne widoki na dolinę Sanu. Po przekroczeniu rzeki na zlot nie zostało już wiele kilometrów, jeszcze jedna krótka i jedna długa ścianka i już prawie jesteśmy na miejscu. Na deser pozostaje jeszcze szutrowy zjazd do Perły Sanu i meldujemy się na zlocie jako jedni z pierwszych :)
Podziękowania dla Karoliny za wspólny dojazd na zlot, rośnie nam kolejny ultramaratończyk :)) Przejechała wymagającą trasę, z dużymi dystansami, złą pogodą, górami na koniec, a łatwo jej nie było bo miała kasetę z 28 ząbkami, która na ostre podjazdy jakie mieliśmy była sporo za twarda. I to wszystko bez najmniejszego narzekania i marudzenia, co wśród dziewczyn jest już wielką rzadkością ;)
Zdjęcia
Dane wycieczki:
DST: 93.00 km AVS: 20.51 km/h
ALT: 1198 m MAX: 57.00 km/h
Temp:18.0 'C
Środa, 16 maja 2018Kategoria >100km, Canyon 2018, Wypad
Zlot - dzień 2
Rano sprawnie w trójkę przygotowujemy się do wyjazdu, niestety na dzisiejszy dzień prognozy nie pozostawiały żadnych złudzeń - miało padać i to ostro! Dobrze, że wczoraj nadrobiliśmy ze 30km w stosunku do planu, też z tego powodu odpuściliśmy sobie nieco dłuższą i bardziej pagórkowatą trasę przez Sandomierz, bo ze zwiedzania w czasie deszczu i tak by nic nie wyszło - i ruszamy po prawej stronie Wisły kierując się na Stalową Wolę. Na sucho przejechaliśmy może z 15km, potem zaczęło padać, a po kolejnych 10km już mocno lać. Temperatury też niespecjalne, ledwie 11-12 stopni. Przed mostem na Sanie orientuję się, że przestał mi działać tylny hamulec, krótka inspekcja - i udaje się znaleźć winnego, pękł pancerz, a wraz z nim linka. Pancerza nie miałem, więc potrzebna była wizyta w sklepie rowerowym. Na wjeździe do miasta żegnamy się z Markiem, który dziś miał nocleg u kolegi ok. 20km za Stalową Wolą. My znajdujemy w zalanym wodą mieście sklep rowerowy, tam kupuję niezbędne części i montuję je na rowerze, co było dość upierdliwe, bo musiałem zdjąć owijkę z kierownicy; Karolina w tym czasie grzeje się w pobliskim barku z kebabem.
Po naprawie jedziemy na dłuższą i zasłużoną regenerację w Macu. Kolejne kilometry za Stalową to jazda w ulewnym deszczu i 12 stopniach, warunki do jazdy wymagające nawet dla największych wyjadaczy, ale Karolina pomimo, że to jej debiut na takich wyjazdach radzi sobie z tym bardzo dobrze. Opady kończą się dopiero w okolicach setnego kilometra, ale dalej jest chłodno, ponuro i wilgotno. Zaczynają się też pierwsze górki,przeszkadza też wiatr. W Łańcucie oglądamy zamek z którego miasto słynie (niestety akurat ustawiano przed nim scenę), a następnie robimy większe zakupy na biwak.
Za miastem zaliczamy długi podjazd, prawie 200m w pionie, dla Karoliny to debiut również w górach. Kawałek za szczytem mieliśmy w planach nocleg, znajdujemy ładną miejscówkę i zabieramy się do ustawienia namiotów. I wtedy okazuje się, że zapomniałem zabrać maszt do namiotu!!! Na świętego Liboriusza z Padebornu - pierwszy raz w życiu mi się coś takiego zdarzyło, pamięć jak widać już nie ta ;). To niestety przekreśliło możliwość noclegu na dziko, Karolina sama też nie chciała nocować, więc postanowiliśmy poszukać noclegu na kwaterze. Trochę trzeba było poszukać, przejechaliśmy też kolejną dużą górkę - ale w końcu udało się znaleźć nocleg w Dylągówce, agroturystyka pod którą prowadziła ostra 14% ściana, tak w sam raz na dobicie po tym bardzo wymagającym dniu ;))
Zdjęcia
Rano sprawnie w trójkę przygotowujemy się do wyjazdu, niestety na dzisiejszy dzień prognozy nie pozostawiały żadnych złudzeń - miało padać i to ostro! Dobrze, że wczoraj nadrobiliśmy ze 30km w stosunku do planu, też z tego powodu odpuściliśmy sobie nieco dłuższą i bardziej pagórkowatą trasę przez Sandomierz, bo ze zwiedzania w czasie deszczu i tak by nic nie wyszło - i ruszamy po prawej stronie Wisły kierując się na Stalową Wolę. Na sucho przejechaliśmy może z 15km, potem zaczęło padać, a po kolejnych 10km już mocno lać. Temperatury też niespecjalne, ledwie 11-12 stopni. Przed mostem na Sanie orientuję się, że przestał mi działać tylny hamulec, krótka inspekcja - i udaje się znaleźć winnego, pękł pancerz, a wraz z nim linka. Pancerza nie miałem, więc potrzebna była wizyta w sklepie rowerowym. Na wjeździe do miasta żegnamy się z Markiem, który dziś miał nocleg u kolegi ok. 20km za Stalową Wolą. My znajdujemy w zalanym wodą mieście sklep rowerowy, tam kupuję niezbędne części i montuję je na rowerze, co było dość upierdliwe, bo musiałem zdjąć owijkę z kierownicy; Karolina w tym czasie grzeje się w pobliskim barku z kebabem.
Po naprawie jedziemy na dłuższą i zasłużoną regenerację w Macu. Kolejne kilometry za Stalową to jazda w ulewnym deszczu i 12 stopniach, warunki do jazdy wymagające nawet dla największych wyjadaczy, ale Karolina pomimo, że to jej debiut na takich wyjazdach radzi sobie z tym bardzo dobrze. Opady kończą się dopiero w okolicach setnego kilometra, ale dalej jest chłodno, ponuro i wilgotno. Zaczynają się też pierwsze górki,przeszkadza też wiatr. W Łańcucie oglądamy zamek z którego miasto słynie (niestety akurat ustawiano przed nim scenę), a następnie robimy większe zakupy na biwak.
Za miastem zaliczamy długi podjazd, prawie 200m w pionie, dla Karoliny to debiut również w górach. Kawałek za szczytem mieliśmy w planach nocleg, znajdujemy ładną miejscówkę i zabieramy się do ustawienia namiotów. I wtedy okazuje się, że zapomniałem zabrać maszt do namiotu!!! Na świętego Liboriusza z Padebornu - pierwszy raz w życiu mi się coś takiego zdarzyło, pamięć jak widać już nie ta ;). To niestety przekreśliło możliwość noclegu na dziko, Karolina sama też nie chciała nocować, więc postanowiliśmy poszukać noclegu na kwaterze. Trochę trzeba było poszukać, przejechaliśmy też kolejną dużą górkę - ale w końcu udało się znaleźć nocleg w Dylągówce, agroturystyka pod którą prowadziła ostra 14% ściana, tak w sam raz na dobicie po tym bardzo wymagającym dniu ;))
Zdjęcia
Dane wycieczki:
DST: 152.50 km AVS: 22.00 km/h
ALT: 805 m MAX: 55.20 km/h
Temp:13.0 'C