Wpisy archiwalne w kategorii
Canyon
Dystans całkowity: | 31654.30 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 1293:02 |
Średnia prędkość: | 24.48 km/h |
Maksymalna prędkość: | 78.00 km/h |
Suma podjazdów: | 205462 m |
Suma kalorii: | 27 kcal |
Liczba aktywności: | 205 |
Średnio na aktywność: | 154.41 km i 6h 18m |
Więcej statystyk |
Wieczorna przejażdżka do Gassów
Dane wycieczki:
DST: 33.60 km AVS: 27.24 km/h
ALT: 57 m MAX: 40.10 km/h
Temp:10.0 'C
Ściana Wschodnia - dzień 2
Za wiele nie pospaliśmy, położyliśmy się koło 5, a po 9 już pobudka. Gabriel pojechał razem ze mną do Kuźnicy, gdzie był większy sklep - odcinek bardzo przyjemny, przy samej białoruskiej granicy, puściutko, zielono, przy świecącym słońcu - aż się chciało jechać. Po zakupach w Kuźnicy żegnam się z Gabrielem, który wraca do siebie na działkę - dzięki za ten wyjazd, bo sam pewnie bym się nigdzie nie ruszył i weekend spędziłbym w domu.
Z Kuźnicy jadę główną drogą do Sokółki, następnie mocno pagórkowatą szosą na Krynki, wiatr tak jak wczoraj przeszkadza. Ale jedzie się przyjemnie, lubię klimaty ściany wschodniej, puściutko, ruch zerowy, ma się wrażenie, że tutaj życie toczy się zupełnie innym rytmem niż w reszcie Polski. Na mapie OSM miałem zaznaczony asfalt z Kruszynian do krajówki na Bobrowniki - więc postanowiłem zaryzykować jazdę, bo odcinek jest ciekawy, prowadzi przez wioski z niewielką tatarską mniejszością narodową, jest tu m.in. kilka zabytkowych meczetów. Kawałek za Kruszynianami jest nowy asfalt, ale kończy się wraz z gminą Krynki, więc na mapie jest wyraźny błąd, dalej do krajówki jest już z 5-7km szutru, ale równego, więc nawet na szosówce jechało się tu jako-tako. Po wjeździe na DK65 wreszcie wiatr zaczął mi pomagać, więc trochę przyspieszyłem, choć tyłek dawał mi się już solidnie we znaki, niestety póki co nie mogę dojść do ładu z nowym rowerem, ciągle coś jest nie tak. Do Białegostoku docieram w sam raz, wraz z pierwszymi kroplami deszczu, wkrótce solidnie się rozpadało.
Kilka zdjęć
Za wiele nie pospaliśmy, położyliśmy się koło 5, a po 9 już pobudka. Gabriel pojechał razem ze mną do Kuźnicy, gdzie był większy sklep - odcinek bardzo przyjemny, przy samej białoruskiej granicy, puściutko, zielono, przy świecącym słońcu - aż się chciało jechać. Po zakupach w Kuźnicy żegnam się z Gabrielem, który wraca do siebie na działkę - dzięki za ten wyjazd, bo sam pewnie bym się nigdzie nie ruszył i weekend spędziłbym w domu.
Z Kuźnicy jadę główną drogą do Sokółki, następnie mocno pagórkowatą szosą na Krynki, wiatr tak jak wczoraj przeszkadza. Ale jedzie się przyjemnie, lubię klimaty ściany wschodniej, puściutko, ruch zerowy, ma się wrażenie, że tutaj życie toczy się zupełnie innym rytmem niż w reszcie Polski. Na mapie OSM miałem zaznaczony asfalt z Kruszynian do krajówki na Bobrowniki - więc postanowiłem zaryzykować jazdę, bo odcinek jest ciekawy, prowadzi przez wioski z niewielką tatarską mniejszością narodową, jest tu m.in. kilka zabytkowych meczetów. Kawałek za Kruszynianami jest nowy asfalt, ale kończy się wraz z gminą Krynki, więc na mapie jest wyraźny błąd, dalej do krajówki jest już z 5-7km szutru, ale równego, więc nawet na szosówce jechało się tu jako-tako. Po wjeździe na DK65 wreszcie wiatr zaczął mi pomagać, więc trochę przyspieszyłem, choć tyłek dawał mi się już solidnie we znaki, niestety póki co nie mogę dojść do ładu z nowym rowerem, ciągle coś jest nie tak. Do Białegostoku docieram w sam raz, wraz z pierwszymi kroplami deszczu, wkrótce solidnie się rozpadało.
Kilka zdjęć
Dane wycieczki:
DST: 126.00 km AVS: 25.20 km/h
ALT: 792 m MAX: 51.70 km/h
Temp:22.0 'C
Ściana Wschodnia - dzień 1
Zupełnie spontaniczny wypad, wstałem późno, po 10 i dopiero po telefonie od Gabriela, który jechał z Łodzi na Podlasie zacząłem się zastanawiać nad tą trasą. A gdy okazało się, że wolny mam również poniedziałek - zdecydowałem się ruszyć. Spotykamy się po 13 w centrum Warszawy - i od razu ruszamy. Wybraliśmy trochę dłuższą, ale mniej ruchliwą drogę przez Węgrów. Pogoda przyjemna, choć niestety jechaliśmy pod wiatr, nie za mocny - ale wyraźnie przeszkadzający.
W Zambrowie zrobiliśmy postój na pizzę, po czym już w ciemnościach ruszyliśmy dalej, jadąc we dwóch z jedna tylną lampką - bo zapomniałem swojej ;). Nocą wiatr się wyłączył, ale jechaliśmy już wolniej, dawało się we znaki zmęczenie, no i po 150km prysł czar co do siodełka założonego na tę trasę, co rusz musiałem je przestawiać, co niewiele dawało.Pod Tykocin słaba jazda po krajówce (na sporym fragmencie trwa budowa ekspresówki), natomiast za Tykocinem ekstra kawałek do Korycina, na większej części świetny asfalt i zupełnie pusto, może 5 samochodów nas minęło na 40km. Za to po wjeździe na Via Baltica zaczęła się rzeźnia - fatalna droga bez pobocza i ogromne ilości tirów, często stada po 6-10 sztuk jednym ciągiem, głównie na ruskich rejestracjach (a ruscy kierowcy to największe chamstwo na drogach). Po 15km w Suchowoli z ulgą opuszczamy tę drogę, szosa do Czarnej Białostockiej o niebo przyjemniejsza - sporo pagóreczków oraz piękne widoki o świcie, szczególnie licznych mgieł zalegających na łąkach. Na działkę Gabriela w Nowym Dworze docieramy o świcie, szybkie jedzenie - i od razu kładziemy się spać ;)
Kilka fotek
Zupełnie spontaniczny wypad, wstałem późno, po 10 i dopiero po telefonie od Gabriela, który jechał z Łodzi na Podlasie zacząłem się zastanawiać nad tą trasą. A gdy okazało się, że wolny mam również poniedziałek - zdecydowałem się ruszyć. Spotykamy się po 13 w centrum Warszawy - i od razu ruszamy. Wybraliśmy trochę dłuższą, ale mniej ruchliwą drogę przez Węgrów. Pogoda przyjemna, choć niestety jechaliśmy pod wiatr, nie za mocny - ale wyraźnie przeszkadzający.
W Zambrowie zrobiliśmy postój na pizzę, po czym już w ciemnościach ruszyliśmy dalej, jadąc we dwóch z jedna tylną lampką - bo zapomniałem swojej ;). Nocą wiatr się wyłączył, ale jechaliśmy już wolniej, dawało się we znaki zmęczenie, no i po 150km prysł czar co do siodełka założonego na tę trasę, co rusz musiałem je przestawiać, co niewiele dawało.Pod Tykocin słaba jazda po krajówce (na sporym fragmencie trwa budowa ekspresówki), natomiast za Tykocinem ekstra kawałek do Korycina, na większej części świetny asfalt i zupełnie pusto, może 5 samochodów nas minęło na 40km. Za to po wjeździe na Via Baltica zaczęła się rzeźnia - fatalna droga bez pobocza i ogromne ilości tirów, często stada po 6-10 sztuk jednym ciągiem, głównie na ruskich rejestracjach (a ruscy kierowcy to największe chamstwo na drogach). Po 15km w Suchowoli z ulgą opuszczamy tę drogę, szosa do Czarnej Białostockiej o niebo przyjemniejsza - sporo pagóreczków oraz piękne widoki o świcie, szczególnie licznych mgieł zalegających na łąkach. Na działkę Gabriela w Nowym Dworze docieramy o świcie, szybkie jedzenie - i od razu kładziemy się spać ;)
Kilka fotek
Dane wycieczki:
DST: 302.50 km AVS: 26.69 km/h
ALT: 1111 m MAX: 45.80 km/h
Temp:14.0 'C
Popołudniowa pętelka przez Gassy
Dane wycieczki:
DST: 42.70 km AVS: 26.14 km/h
ALT: 70 m MAX: 39.10 km/h
Temp:17.0 'C
Przejażdżka do Powsina
Dane wycieczki:
DST: 13.70 km AVS: 22.22 km/h
ALT: 35 m MAX: 30.30 km/h
Temp:12.0 'C
Powrót ze zlotu
Początek trasy bardzo urozmaicony - najpierw miłe i nieoczekiwane spotkanie ze Zbyszkiem i markiem Dembowskim, którzy dotarli na zlot robiąc niemal 500km pod wiatr i z pełnymi sakwami - duży podziw! Kawałek dalej łapię pierwszą gumę na Canyonie, klasyka szosowa, czyli przecięcie lekkiej opony z boku. Przy pompowaniu - znowu masakra z pompką Topeaka z wężykiem, pompowac koło musiałem aż 4 razy. Przez dłuższy czas oszukiwałem się, że to dobry produkt, że nie ma ryzyka uszkodzenia wentyla itd. Ale czas spojrzeć prawdzie w oczy, model RaceRocket HP jest zwyczajnie skopany, wielokrotnie miałem sytuację, gdy podczas odkręcania wężyka z wentyla - odkręcał się również wymienny wentyl spuszczając nabite z dużym wysiłkiem powietrzem. Nadaje się jedynie do dętek z niewymiennym wentylem, dobre pompki z wężykiem (jak Lezyne) mają specjalny zawór spuszczający powietrze z samego wężyka przed jego odkręceniem z wentyla, co powoduje, że znacznie trudniej o taką akcję.
Dalsza część trasy bez większych niespodzianek, pogoda niespecjalna, dość chłodno i niewiele słońca, za to wiatr korzystny, pozaliczałem trochę pomorskich gmin; ładne kaszubskie krajobrazy i sporo górek
Zdjęcia z wyjazdu
Zaliczone gminy - 12 (Przechlewo, Konarzyny, BRUSY, Dziemiany, Lipusz, Parchowo, Sulęczyno, Nowa Karczma, Liniewo, Przywidz, Trąbki Wielkie, Kolbudy)
Początek trasy bardzo urozmaicony - najpierw miłe i nieoczekiwane spotkanie ze Zbyszkiem i markiem Dembowskim, którzy dotarli na zlot robiąc niemal 500km pod wiatr i z pełnymi sakwami - duży podziw! Kawałek dalej łapię pierwszą gumę na Canyonie, klasyka szosowa, czyli przecięcie lekkiej opony z boku. Przy pompowaniu - znowu masakra z pompką Topeaka z wężykiem, pompowac koło musiałem aż 4 razy. Przez dłuższy czas oszukiwałem się, że to dobry produkt, że nie ma ryzyka uszkodzenia wentyla itd. Ale czas spojrzeć prawdzie w oczy, model RaceRocket HP jest zwyczajnie skopany, wielokrotnie miałem sytuację, gdy podczas odkręcania wężyka z wentyla - odkręcał się również wymienny wentyl spuszczając nabite z dużym wysiłkiem powietrzem. Nadaje się jedynie do dętek z niewymiennym wentylem, dobre pompki z wężykiem (jak Lezyne) mają specjalny zawór spuszczający powietrze z samego wężyka przed jego odkręceniem z wentyla, co powoduje, że znacznie trudniej o taką akcję.
Dalsza część trasy bez większych niespodzianek, pogoda niespecjalna, dość chłodno i niewiele słońca, za to wiatr korzystny, pozaliczałem trochę pomorskich gmin; ładne kaszubskie krajobrazy i sporo górek
Zdjęcia z wyjazdu
Zaliczone gminy - 12 (Przechlewo, Konarzyny, BRUSY, Dziemiany, Lipusz, Parchowo, Sulęczyno, Nowa Karczma, Liniewo, Przywidz, Trąbki Wielkie, Kolbudy)
Dane wycieczki:
DST: 213.90 km AVS: 25.77 km/h
ALT: 1333 m MAX: 53.60 km/h
Temp:16.0 'C
Dojazd na zlot - dzień 2
Z samego rana jadę na dworzec w Jeleniej Górze, dokąd pociągiem mieli dojeżdżać Turysta i Pająk. Oczekiwanie długo się przeciąga, bo pociąg złapał aż ponad godzinę opóźnienia, do tego zaczęło lekko popadywać. Od razu ruszamy w górę, po mokrej nawierzchni kierując się na gwóźdź dzisiejszej trasy, czyli przełęcz Karkonoską. Pierwsza część podjazdu idzie sprawnie, poważne trudności zaczynają się dopiero powyżej 600m, gdzie nachylenie zaczyna przekraczać 10%. Końcowa ścianka pierwszej części podjazdu to aż 17%, tu już widać jak dalej będzie ciężko. Widać też, że rower poziomy (na jakim jedzie Pająk) na takich nachyleniach nie daje rady, nawet na poziomą konstrukcję pomyslaną na góry takie nachylenie to za dużo, bo nie da się utrzymać równowagi, do której na poziomie pod górę potrzeba jakichś 6 km/h.
Mi zależało, żeby Karkonoską wjechać szosówką bez zatrzymywania, wjeżdżałem ten podjazd już na trekingu, ale szosówka z dwoma tarczami to inna rozmowa. wymagało to wiele wysiłku i bardzo siłowej jazdy na niskiej kadencji - ale się udało, satysfakcja na zamglonej przełęczy duża. Twardo walczył też Turysta, który miał jeszcze sporo twardsze od moich przełożenia (bodajże 36-26) - z odpoczynkami udało mu się wjechać całość, bez wprowadzania.
Trochę fotek na górze - i zjeżdżamy w zimnie na dół (na przełęczy ledwie 5 stopni), w jeleniej Górze robimy długi postój w Kukutu Cafe, którego atrakcją miało być spotkanie z Robbem, ale ten się nie pojawił, więc trochę się nabraliśmy, bo jedzenie choć smaczne, było w ilościach dla dziewcząt na diecie, nie rowerzystów co jadą kilkaset km ;)).
Na dalszej trasie za Jelenią trochę gór (m.in. Kapela), dalej zaczyna też przeszkadzać wiatr. Za Chocianowem spotykamy jadącego samochodem Wąskiego, umawiamy się na spotkanie kawałek dalej w Macu w Polkowicach. Po solidnej wyżerce i miłym spotkaniu już o zmierzchu ruszamy dalej, na całe szczęście wiatr wyłączył się niemal zupełnie, za to temperatura szybko zaczyna spadać. Generalnie nocna jazda poszła nam sprawnie, bez większych kryzysów, drogi mieliśmy przyzwoite, niewiele dziur, co istotne nocą; bardzo zimno, koło świtu ledwie 2 stopnie, dzięki dla Jacka za pożyczenie lampki, bo mój Fenix nieoczekiwanie padł, przy okazji niszcząc na amen dwa drogie ogniwa. Świtać zaczęło przed Pniewami, gdy przecinamy Wartę we Wronkach jest już prawie widno. Wraz z dniem wrócił wiatr, ale że nasza trasa skręcała tu na wschód - więcej nam pomagał niż przeszkadzał. Zmęczenie wielkim dystansem już dawało znać o sobie, więc nie jechaliśmy za szybko, ale tez i nie odpuściliśmy planowanych odbić po gminy. Końcówka już męcząca, zepsuła się pogoda, zaczęło popadywać, a za Łobżenicą mieliśmy spory odcinek słabego asfaltu. Na zlot docieramy przed 16, wyszło niemal 500km i ponad 3000m podjazdów - podziękowania dla Turysty i Pająka za towarzystwo na trasie.
Zdjęcia z wyjazdu
Zaliczone gminy - 13 (SŁAWA, WRONKI, Obrzycko-wieś, Lubasz, CZARNKÓW - miasto powiatowe, Czarnków-wieś, UJŚCIE, Chodzież-wieś, CHODZIEŻ - miasto powiatowe, SZAMOCIN, Lipka, DEBRZNO, Rzeczenica)
Z samego rana jadę na dworzec w Jeleniej Górze, dokąd pociągiem mieli dojeżdżać Turysta i Pająk. Oczekiwanie długo się przeciąga, bo pociąg złapał aż ponad godzinę opóźnienia, do tego zaczęło lekko popadywać. Od razu ruszamy w górę, po mokrej nawierzchni kierując się na gwóźdź dzisiejszej trasy, czyli przełęcz Karkonoską. Pierwsza część podjazdu idzie sprawnie, poważne trudności zaczynają się dopiero powyżej 600m, gdzie nachylenie zaczyna przekraczać 10%. Końcowa ścianka pierwszej części podjazdu to aż 17%, tu już widać jak dalej będzie ciężko. Widać też, że rower poziomy (na jakim jedzie Pająk) na takich nachyleniach nie daje rady, nawet na poziomą konstrukcję pomyslaną na góry takie nachylenie to za dużo, bo nie da się utrzymać równowagi, do której na poziomie pod górę potrzeba jakichś 6 km/h.
Mi zależało, żeby Karkonoską wjechać szosówką bez zatrzymywania, wjeżdżałem ten podjazd już na trekingu, ale szosówka z dwoma tarczami to inna rozmowa. wymagało to wiele wysiłku i bardzo siłowej jazdy na niskiej kadencji - ale się udało, satysfakcja na zamglonej przełęczy duża. Twardo walczył też Turysta, który miał jeszcze sporo twardsze od moich przełożenia (bodajże 36-26) - z odpoczynkami udało mu się wjechać całość, bez wprowadzania.
Trochę fotek na górze - i zjeżdżamy w zimnie na dół (na przełęczy ledwie 5 stopni), w jeleniej Górze robimy długi postój w Kukutu Cafe, którego atrakcją miało być spotkanie z Robbem, ale ten się nie pojawił, więc trochę się nabraliśmy, bo jedzenie choć smaczne, było w ilościach dla dziewcząt na diecie, nie rowerzystów co jadą kilkaset km ;)).
Na dalszej trasie za Jelenią trochę gór (m.in. Kapela), dalej zaczyna też przeszkadzać wiatr. Za Chocianowem spotykamy jadącego samochodem Wąskiego, umawiamy się na spotkanie kawałek dalej w Macu w Polkowicach. Po solidnej wyżerce i miłym spotkaniu już o zmierzchu ruszamy dalej, na całe szczęście wiatr wyłączył się niemal zupełnie, za to temperatura szybko zaczyna spadać. Generalnie nocna jazda poszła nam sprawnie, bez większych kryzysów, drogi mieliśmy przyzwoite, niewiele dziur, co istotne nocą; bardzo zimno, koło świtu ledwie 2 stopnie, dzięki dla Jacka za pożyczenie lampki, bo mój Fenix nieoczekiwanie padł, przy okazji niszcząc na amen dwa drogie ogniwa. Świtać zaczęło przed Pniewami, gdy przecinamy Wartę we Wronkach jest już prawie widno. Wraz z dniem wrócił wiatr, ale że nasza trasa skręcała tu na wschód - więcej nam pomagał niż przeszkadzał. Zmęczenie wielkim dystansem już dawało znać o sobie, więc nie jechaliśmy za szybko, ale tez i nie odpuściliśmy planowanych odbić po gminy. Końcówka już męcząca, zepsuła się pogoda, zaczęło popadywać, a za Łobżenicą mieliśmy spory odcinek słabego asfaltu. Na zlot docieramy przed 16, wyszło niemal 500km i ponad 3000m podjazdów - podziękowania dla Turysty i Pająka za towarzystwo na trasie.
Zdjęcia z wyjazdu
Zaliczone gminy - 13 (SŁAWA, WRONKI, Obrzycko-wieś, Lubasz, CZARNKÓW - miasto powiatowe, Czarnków-wieś, UJŚCIE, Chodzież-wieś, CHODZIEŻ - miasto powiatowe, SZAMOCIN, Lipka, DEBRZNO, Rzeczenica)
Dane wycieczki:
DST: 488.70 km AVS: 24.27 km/h
ALT: 3144 m MAX: 60.50 km/h
Temp:11.0 'C
Dojazd na zlot - dzień 1
Nocnym autobusem dojeżdżam do Pragi - i zaraz po opuszczeniu autobusu ruszam na piękne praskie Stare Miasto. Przed 6 rano mam rzadką okazję zobaczenia wspaniałego rynku w Pradze niemal zupełnie pustego, normalnie kręcą się tu setki ludzi. Robię krótką rundkę po fantastycznym centrum Pragi, wjeżdżam na most Karola oglądając Hradczany.
Po zwiedzaniu ruszam na właściwą trasę na północ, pierwszy odcinek nieciekawy, wyjazd z praskiej aglomeracji, spory ruch, bo to okres porannego szczytu. Dopiero po przejechaniu Łaby w Roudnicach robi się ciekawiej, na horyzoncie pierwsze górki. Sporo kombinuję z ustawieniami nowego roweru, w końcu udało się znaleźć w miarę przyzwoite, choć nie idealne. Górek tego dnia na trasie miałem co niemiara, ale wszystko były to raczej krótsze podjazdy, choć w dużych ilościach. Jechałem niemal wyłącznie po bocznych drogach, często bardzo wąziutkich, niestety w sporej części słabej jakości, tak więc lepsza amortyzacja jaką daje karbon była bardzo pożądana. pogoda elegancka, słonecznie, rano trochę przeszkadzał wiatr, przestał gdy odbiłem na wschód.
Końcówka to już większe górki, na koniec dnia docieram na Przełęcz Szklarską (886m), przez którą wjeżdżam do Polski, z Kotliny Jeleniogórskiej mam piękne widoki na ścianę Karkonoszy
Zdjęcia z wyjazdu
Nocnym autobusem dojeżdżam do Pragi - i zaraz po opuszczeniu autobusu ruszam na piękne praskie Stare Miasto. Przed 6 rano mam rzadką okazję zobaczenia wspaniałego rynku w Pradze niemal zupełnie pustego, normalnie kręcą się tu setki ludzi. Robię krótką rundkę po fantastycznym centrum Pragi, wjeżdżam na most Karola oglądając Hradczany.
Po zwiedzaniu ruszam na właściwą trasę na północ, pierwszy odcinek nieciekawy, wyjazd z praskiej aglomeracji, spory ruch, bo to okres porannego szczytu. Dopiero po przejechaniu Łaby w Roudnicach robi się ciekawiej, na horyzoncie pierwsze górki. Sporo kombinuję z ustawieniami nowego roweru, w końcu udało się znaleźć w miarę przyzwoite, choć nie idealne. Górek tego dnia na trasie miałem co niemiara, ale wszystko były to raczej krótsze podjazdy, choć w dużych ilościach. Jechałem niemal wyłącznie po bocznych drogach, często bardzo wąziutkich, niestety w sporej części słabej jakości, tak więc lepsza amortyzacja jaką daje karbon była bardzo pożądana. pogoda elegancka, słonecznie, rano trochę przeszkadzał wiatr, przestał gdy odbiłem na wschód.
Końcówka to już większe górki, na koniec dnia docieram na Przełęcz Szklarską (886m), przez którą wjeżdżam do Polski, z Kotliny Jeleniogórskiej mam piękne widoki na ścianę Karkonoszy
Zdjęcia z wyjazdu
Dane wycieczki:
DST: 246.20 km AVS: 22.21 km/h
ALT: 3458 m MAX: 65.40 km/h
Temp:18.0 'C
Po mieście
Dane wycieczki:
DST: 20.70 km AVS: 24.35 km/h
ALT: 49 m MAX: 39.30 km/h
Temp:22.0 'C
Krótka trasa do Powsina
Dane wycieczki:
DST: 12.40 km AVS: 25.66 km/h
ALT: 27 m MAX: 38.30 km/h
Temp:25.0 'C