Wpisy archiwalne w kategorii
Góral
Dystans całkowity: | 12713.10 km (w terenie 837.00 km; 6.58%) |
Czas w ruchu: | 736:41 |
Średnia prędkość: | 17.26 km/h |
Maksymalna prędkość: | 84.20 km/h |
Suma podjazdów: | 149354 m |
Liczba aktywności: | 125 |
Średnio na aktywność: | 101.70 km i 5h 53m |
Więcej statystyk |
Po mieście
Dane wycieczki:
DST: 5.80 km AVS: 19.33 km/h
ALT: 14 m MAX: 28.50 km/h
Temp:14.0 'C
Warszawa - MPK - Józefów - Góra Kalwaria - Lasy Chojnowskie - Piaseczno - Warszawa
Fajny terenowy wypad z Marcinem. Z początku mieliśmy jechać po samym MPK, ale że fajnie się jechało - postanowiliśmy nieco wydłużyć trasę wracając druga stroną Wisły. Bardzo fajnym szlakiem rowerowym dotarliśmy do ujścia Świdra do Wisły, następnie wzdłuż wału pojechaliśmy na most kolejowy do Góry Kalwarii. Zjazd brukiem ze skarpy wiślanej - i do wschodu dojeżdżamy do Czerska, pod zamkiem urządzając sobie popas. Powrót przez Lasy Chojnowskie, z bardzo fajną końcówką nad stawami w Zalesiu.
Kilka marnych fotek z komórki
Fajny terenowy wypad z Marcinem. Z początku mieliśmy jechać po samym MPK, ale że fajnie się jechało - postanowiliśmy nieco wydłużyć trasę wracając druga stroną Wisły. Bardzo fajnym szlakiem rowerowym dotarliśmy do ujścia Świdra do Wisły, następnie wzdłuż wału pojechaliśmy na most kolejowy do Góry Kalwarii. Zjazd brukiem ze skarpy wiślanej - i do wschodu dojeżdżamy do Czerska, pod zamkiem urządzając sobie popas. Powrót przez Lasy Chojnowskie, z bardzo fajną końcówką nad stawami w Zalesiu.
Kilka marnych fotek z komórki
Dane wycieczki:
DST: 114.90 km AVS: 19.37 km/h
ALT: 326 m MAX: 40.30 km/h
Temp:20.0 'C
Krótka rundka po sklepach
Dane wycieczki:
DST: 9.20 km AVS: 21.23 km/h
ALT: 26 m MAX: 35.20 km/h
Temp:29.0 'C
Krótki nocny wypad do Lasku Kabackiego sprawdzić rower
Dane wycieczki:
DST: 14.10 km AVS: 20.63 km/h
ALT: 22 m MAX: 27.50 km/h
Temp:16.0 'C
Powrót z Harpagana
Czarna Woda - Wdzydze - Kościerzyna - Wieżyca (329m) - Kartuzy - Jar Raduni - Gdańsk
Wczorajsze zmęczenie trochę odpuściło, już po paru kilometrach trasy jestem pod wrażeniem pięknej pogody (słońce, pod 20'C). Pierwsze kilometry jadę częściowo trasami z wczorajszego Harpagana, ale jazda turystyczna to zupełnie co innego niż zasuwanie z wywieszonym językiem na wyścigu - jest czas by sobie pooglądać; duże wrażenie zrobiły na mnie okolice rezerwatu Kamienne Kręgi. W samym rezerwacie nie byłem (to jakieś rzadkie porosty); natomiast przystań na Wdzie w tym miejscu - to widok klasy światowej, do tego wczesnym rankiem była tu zupełna cisza, ileś kaczek sobie startowało z rzeki do lotu itd. Dalej jadę nad jezioro Wdzydze, szlak często prowadzi nad samą wodą, jest szeroka perspektywa na to wielkie jezioro. Dalej (głównie terenem) przebijam się w stronę Kościerzyny, za którą zaczynają się już większe górki - zbliżam się w stronę najwyższego szczytu na wszystkich polskich pojezierzach - czyli Wieżycy (329m). Na asfalcie jest 8%, a w terenowej końcóweczce ponad 10%; szczyt trochę zeszpecony wysoką wieżą widokową.
W dół zjeżdżam czarnym szlakiem, niestety w drugiej części jest w fatalnym stanie - leży na nim kupa gałęzi pościnanych z drzew, co rusz trzeba schodzić z roweru. Tak więc do asfaltu przed Kartuzami docieram z ulgą. Analizując mapę postanowiłem tez pojechać szlakiem przez Jar Raduni - kawałek za Kartuzami odbijam w teren; niestety po dotarciu nad samą Radunię - okazuję się że most jest częściowo zerwany. Szkoda mi było tego kawałka który tu odbiłem, więc zaryzykowałem przeprawę, na szczęście zerwany był tylko koniec mostu i woda za kolana, bo główny nurt to już płynął szybko a woda była co najmniej za klatkę. Niestety po przeprawie okazało się że nie był to dobry pomysł, szlak się na rower nie bardzo nadaje, sporo trzeba było prowadzić, a i widokowy też średnio, za dużo tu dość gęstej roślinności. Drugi most był już nie do przejścia bez pełnej kąpieli, ale było na szczęście odbicie w stronę szosy. W końcówce czekał mnie ostry sprint do Gdańska, bo na ten szlak straciłem masę czasu; ale na szczęście wiatr był zachodni, więc dostałem na czas. Po niemal całym dniu w terenie - przyjemnie było sobie wskoczyć na taką porządną krajóweczkę ;))
Zdjęcia z Harpagana
Zaliczone gminy - 7 (KOŚCIERZYNA - miasto powiatowe, Kościerzyna - wieś, Stężyca, Somonino, KARTUZY - miasto powiatowe, ŻUKOWO, GDAŃSK - miasto wojewódzkie + powiat grodzki)
Czarna Woda - Wdzydze - Kościerzyna - Wieżyca (329m) - Kartuzy - Jar Raduni - Gdańsk
Wczorajsze zmęczenie trochę odpuściło, już po paru kilometrach trasy jestem pod wrażeniem pięknej pogody (słońce, pod 20'C). Pierwsze kilometry jadę częściowo trasami z wczorajszego Harpagana, ale jazda turystyczna to zupełnie co innego niż zasuwanie z wywieszonym językiem na wyścigu - jest czas by sobie pooglądać; duże wrażenie zrobiły na mnie okolice rezerwatu Kamienne Kręgi. W samym rezerwacie nie byłem (to jakieś rzadkie porosty); natomiast przystań na Wdzie w tym miejscu - to widok klasy światowej, do tego wczesnym rankiem była tu zupełna cisza, ileś kaczek sobie startowało z rzeki do lotu itd. Dalej jadę nad jezioro Wdzydze, szlak często prowadzi nad samą wodą, jest szeroka perspektywa na to wielkie jezioro. Dalej (głównie terenem) przebijam się w stronę Kościerzyny, za którą zaczynają się już większe górki - zbliżam się w stronę najwyższego szczytu na wszystkich polskich pojezierzach - czyli Wieżycy (329m). Na asfalcie jest 8%, a w terenowej końcóweczce ponad 10%; szczyt trochę zeszpecony wysoką wieżą widokową.
W dół zjeżdżam czarnym szlakiem, niestety w drugiej części jest w fatalnym stanie - leży na nim kupa gałęzi pościnanych z drzew, co rusz trzeba schodzić z roweru. Tak więc do asfaltu przed Kartuzami docieram z ulgą. Analizując mapę postanowiłem tez pojechać szlakiem przez Jar Raduni - kawałek za Kartuzami odbijam w teren; niestety po dotarciu nad samą Radunię - okazuję się że most jest częściowo zerwany. Szkoda mi było tego kawałka który tu odbiłem, więc zaryzykowałem przeprawę, na szczęście zerwany był tylko koniec mostu i woda za kolana, bo główny nurt to już płynął szybko a woda była co najmniej za klatkę. Niestety po przeprawie okazało się że nie był to dobry pomysł, szlak się na rower nie bardzo nadaje, sporo trzeba było prowadzić, a i widokowy też średnio, za dużo tu dość gęstej roślinności. Drugi most był już nie do przejścia bez pełnej kąpieli, ale było na szczęście odbicie w stronę szosy. W końcówce czekał mnie ostry sprint do Gdańska, bo na ten szlak straciłem masę czasu; ale na szczęście wiatr był zachodni, więc dostałem na czas. Po niemal całym dniu w terenie - przyjemnie było sobie wskoczyć na taką porządną krajóweczkę ;))
Zdjęcia z Harpagana
Zaliczone gminy - 7 (KOŚCIERZYNA - miasto powiatowe, Kościerzyna - wieś, Stężyca, Somonino, KARTUZY - miasto powiatowe, ŻUKOWO, GDAŃSK - miasto wojewódzkie + powiat grodzki)
Dane wycieczki:
DST: 140.60 km AVS: 18.96 km/h
ALT: 1056 m MAX: 55.10 km/h
Temp:15.0 'C
Harpagan - 43
W nocy sporo padało, co nie wróżyło najlepiej; na szczęście przed startem się uspokoiło. Spotykamy się z Szymonem (dzięki za zapasowy zacisk, na szczęście nie był potrzebny) i Turystą. Wkrótce na stadionie odbieramy mapy, po krótkiej analizie postanawiam ruszyć na punkt 7, już na starcie załapałem się za bardzo mocnego zawodnika (jak się okazało był to najbardziej utytułowany rowerzysta na Harpaganie - Paweł Brudło). Na punkt 7 docieramy tak szybko, że dopiero dobiegał tam organizator z czujnikiem :) Następnie sprawnie zaliczamy 13, w drodze na 19 trochę się nacięliśmy na mapie - most który był na niej zaznaczony istniał tylko na papierze, a rzeka za szeroka na forsowanie. Pojechaliśmy więc przez Bąk, Żebrowo i Borsk; po krótkim kołowaniu znajdujemy 19. Na drodze do 3 sam to bym zginął marnie, ale Paweł w prawdziwym gąszczu przecinek leśnych, których na mapie nie było orientował się doskonale, szybko wykrywając każde zboczenie z właściwego kursu. Jazda zrobiła się ciężka, zaczął padać deszcz, chwilami dość mocno, po mokrym piachu jechało się ciężko, z trudem utrzymywałem się za Pawłem, tętno cały czas w okolicach 175-180. Razem zaliczamy punkty 3 i 1, odpadam kawałek przed 11 na serii piaszczystych góreczek - podziękowania dla Pawła za ok. 60km wspólnej jazdy, trochę się od niego nauczyłem umiejętności nawigacyjnych.
Przed 11 robię głupi błąd, nie przeczytałem opisu punktu (że to pod leśniczówką) i w efekcie pojechałem sporo za daleko, a tablica na leśniczówkę stała jak wół. Tutaj odbijam na asfalt, w Kaliskach kupuję w sklepie Coca-Colę i słodycze, na 9 trafiam bez problemów; do tego wreszcie przestało padać; pogoda się zaczęła ładnie klarować, już przebłyskuje słońce. 17 znajduję z małymi problemami (za późny skręt w Bytoni, przegapiłem rzekę - w rzeczywistości kanałek na 40cm ;)) Z punktem numer 2 miałem spory problem, bo zamokła mi mapa (myślałem, że wystarczy samo zabezpieczenie mapnika, ale trzeba było ją wieźć jeszcze w plastikowej koszulce) - i fragmentu z tym punktem w ogóle nie miałem. Zrobiłem więc zdjęcie mapy od jednego z uczestników i z tym ruszyłem dalej :))
Punkt z pozoru banalny, ale nieźle się tu załatwiłem, źle skręciłem, jakaś babka mi mówiła, że jechało tędy sporo rowerzystów - jednak nie zawsze warto iść za tłumem... Nakołowałem się po serii piaszczystych przecinek strasznie, sporo było tu góreczek, tak więc na punkt trafiłem w końcu tak zjechany, że musiałem stanąć na dłuższy postój. Była to dobra decyzja - bo dalej zaczęło mi się jechać naprawdę dobrze i co ważniejsze - niemal perfekcyjnie pod względem nawigacyjnym, zacząłem zwracać dużą uwagę na kompas, reagując nawet na mniejsze odchyły od właściwego kierunku, dokładnie mierzyć odległości, przydatne były tez kamienne drogowskazy obecne w paru miejscach w lesie; bawiłem się też w Old Shatterhanda analizując ślady po oponach na piachu ;)) W efekcie punkty 15, 14 zaliczam bardzo sprawnie, co mnie na tyle rozbestwiło, że na punkt nr 8 pojechałem krótszą drogą (nie przez Kasparus) - i tak fartownie nawigowałem przez przecinki że wyleciałem elegancko na drewniany mostek zaznaczony na mapie. Stąd już nieco więcej asfaltu - w stronę punktów 16, a następnie 20; po którym długi przerzut na punkt numer 10.
Wszystkie te punkty były proste nawigacyjnie; ale zacząłem już mocno odczuwać trudy tego morderczego dnia, więc koło punktu 10 robię konieczny dla dalszej jazdy odpoczynek, analizuję też szczegółowo czas i mapę. Czasu na 18 już nie było, jadę więc na północ po 6 i 12, droga trafiła się niezłej jakości - dobrze ubita , a w drugiej części już asfalt. Same punkty prościutkie, tuż przy drodze. Wahałem się czy ryzykować jeszcze jazdę na punkt 4, ale głęboki piach w okolicach punktu 12 wybił mi ten pomysł z głowy, jeśli trafiłbym na coś takiego koło 4 - nie zdążyłbym na bank. Dojeżdżam więc do krajówki - i z wiatrem i bardzo już bolącymi nogami zasuwam ponad 30km/h do Czarnej Wody, jestem 9min przed limitem.
Rajd oceniam jako bardzo udany - zaliczyłem aż 17 punktów, zająłem przyzwoite 10 miejsce, do tego 140km z 200 jechałem samotnie i samodzielnie nawigowałem; w porównaniu do jesiennego Harpagana (gdzie znacznie więcej się woziłem) - spora zmiana. Choć inna sprawa - że pod względem nawigacyjnym chyba było nieco łatwiej; a przede wszystkim inny był tu rodzaj gleby. Mimo padającego deszczu po piachach w Borach Tucholskich dawało się sensownie jechać, pod Elblągiem były tony błota. Za to tutaj było jednak sporo więcej terenu,z tych 200km po asfalcie było pewnie z 70-80km. Forumowiczów na trasie nie spotkałem, zobaczyliśmy się dopiero zadowoleni na mecie; Rafał dość pechowo zerwał gwint w gwiazdce od sterów i kawał trasy bujał się z niesprawnymi sterami; z tego powodu nie mógł mi jutro towarzyszyć w drodze do Gdańska.
Zdjęcia z Harpagana
Zaliczone gminy - 6 (Karsin, Stara Kiszewa, Kaliska, Zblewo, Lubichowo, Osiek)
W nocy sporo padało, co nie wróżyło najlepiej; na szczęście przed startem się uspokoiło. Spotykamy się z Szymonem (dzięki za zapasowy zacisk, na szczęście nie był potrzebny) i Turystą. Wkrótce na stadionie odbieramy mapy, po krótkiej analizie postanawiam ruszyć na punkt 7, już na starcie załapałem się za bardzo mocnego zawodnika (jak się okazało był to najbardziej utytułowany rowerzysta na Harpaganie - Paweł Brudło). Na punkt 7 docieramy tak szybko, że dopiero dobiegał tam organizator z czujnikiem :) Następnie sprawnie zaliczamy 13, w drodze na 19 trochę się nacięliśmy na mapie - most który był na niej zaznaczony istniał tylko na papierze, a rzeka za szeroka na forsowanie. Pojechaliśmy więc przez Bąk, Żebrowo i Borsk; po krótkim kołowaniu znajdujemy 19. Na drodze do 3 sam to bym zginął marnie, ale Paweł w prawdziwym gąszczu przecinek leśnych, których na mapie nie było orientował się doskonale, szybko wykrywając każde zboczenie z właściwego kursu. Jazda zrobiła się ciężka, zaczął padać deszcz, chwilami dość mocno, po mokrym piachu jechało się ciężko, z trudem utrzymywałem się za Pawłem, tętno cały czas w okolicach 175-180. Razem zaliczamy punkty 3 i 1, odpadam kawałek przed 11 na serii piaszczystych góreczek - podziękowania dla Pawła za ok. 60km wspólnej jazdy, trochę się od niego nauczyłem umiejętności nawigacyjnych.
Przed 11 robię głupi błąd, nie przeczytałem opisu punktu (że to pod leśniczówką) i w efekcie pojechałem sporo za daleko, a tablica na leśniczówkę stała jak wół. Tutaj odbijam na asfalt, w Kaliskach kupuję w sklepie Coca-Colę i słodycze, na 9 trafiam bez problemów; do tego wreszcie przestało padać; pogoda się zaczęła ładnie klarować, już przebłyskuje słońce. 17 znajduję z małymi problemami (za późny skręt w Bytoni, przegapiłem rzekę - w rzeczywistości kanałek na 40cm ;)) Z punktem numer 2 miałem spory problem, bo zamokła mi mapa (myślałem, że wystarczy samo zabezpieczenie mapnika, ale trzeba było ją wieźć jeszcze w plastikowej koszulce) - i fragmentu z tym punktem w ogóle nie miałem. Zrobiłem więc zdjęcie mapy od jednego z uczestników i z tym ruszyłem dalej :))
Punkt z pozoru banalny, ale nieźle się tu załatwiłem, źle skręciłem, jakaś babka mi mówiła, że jechało tędy sporo rowerzystów - jednak nie zawsze warto iść za tłumem... Nakołowałem się po serii piaszczystych przecinek strasznie, sporo było tu góreczek, tak więc na punkt trafiłem w końcu tak zjechany, że musiałem stanąć na dłuższy postój. Była to dobra decyzja - bo dalej zaczęło mi się jechać naprawdę dobrze i co ważniejsze - niemal perfekcyjnie pod względem nawigacyjnym, zacząłem zwracać dużą uwagę na kompas, reagując nawet na mniejsze odchyły od właściwego kierunku, dokładnie mierzyć odległości, przydatne były tez kamienne drogowskazy obecne w paru miejscach w lesie; bawiłem się też w Old Shatterhanda analizując ślady po oponach na piachu ;)) W efekcie punkty 15, 14 zaliczam bardzo sprawnie, co mnie na tyle rozbestwiło, że na punkt nr 8 pojechałem krótszą drogą (nie przez Kasparus) - i tak fartownie nawigowałem przez przecinki że wyleciałem elegancko na drewniany mostek zaznaczony na mapie. Stąd już nieco więcej asfaltu - w stronę punktów 16, a następnie 20; po którym długi przerzut na punkt numer 10.
Wszystkie te punkty były proste nawigacyjnie; ale zacząłem już mocno odczuwać trudy tego morderczego dnia, więc koło punktu 10 robię konieczny dla dalszej jazdy odpoczynek, analizuję też szczegółowo czas i mapę. Czasu na 18 już nie było, jadę więc na północ po 6 i 12, droga trafiła się niezłej jakości - dobrze ubita , a w drugiej części już asfalt. Same punkty prościutkie, tuż przy drodze. Wahałem się czy ryzykować jeszcze jazdę na punkt 4, ale głęboki piach w okolicach punktu 12 wybił mi ten pomysł z głowy, jeśli trafiłbym na coś takiego koło 4 - nie zdążyłbym na bank. Dojeżdżam więc do krajówki - i z wiatrem i bardzo już bolącymi nogami zasuwam ponad 30km/h do Czarnej Wody, jestem 9min przed limitem.
Rajd oceniam jako bardzo udany - zaliczyłem aż 17 punktów, zająłem przyzwoite 10 miejsce, do tego 140km z 200 jechałem samotnie i samodzielnie nawigowałem; w porównaniu do jesiennego Harpagana (gdzie znacznie więcej się woziłem) - spora zmiana. Choć inna sprawa - że pod względem nawigacyjnym chyba było nieco łatwiej; a przede wszystkim inny był tu rodzaj gleby. Mimo padającego deszczu po piachach w Borach Tucholskich dawało się sensownie jechać, pod Elblągiem były tony błota. Za to tutaj było jednak sporo więcej terenu,z tych 200km po asfalcie było pewnie z 70-80km. Forumowiczów na trasie nie spotkałem, zobaczyliśmy się dopiero zadowoleni na mecie; Rafał dość pechowo zerwał gwint w gwiazdce od sterów i kawał trasy bujał się z niesprawnymi sterami; z tego powodu nie mógł mi jutro towarzyszyć w drodze do Gdańska.
Zdjęcia z Harpagana
Zaliczone gminy - 6 (Karsin, Stara Kiszewa, Kaliska, Zblewo, Lubichowo, Osiek)
Dane wycieczki:
DST: 205.70 km AVS: 20.50 km/h
ALT: 915 m MAX: 38.90 km/h
Temp:13.0 'C
Dojazd na Harpagana
Bydgoszcz - Koronowo - Lniano - Tleń - Czarna Woda
Przy wyjeździe krótkie emocje - tak się zbierałem, że wyszedłem w ostatniej chwili i 6km na pętlę autobusową grzałem na fullu z bagażem ze średnią koło 30km/h ;))
Do Bydgoszczy dojeżdżamy zgodnie z planem po 11 - i tutaj wsiadam już na rower. Krótka pętelka po Bydgoszczy, po czym wyjeżdżam z miasta boczną drogą na północ, szybko kończy się na niej asfalt. Pogoda dopisuje, jest nadspodziewanie ciepło (15-20'C), wiatr niewielki, ale raczej korzystny - więc jedzie się przyjemnie. Najpiew ładny kawałek z widokami na Brdę, następnie leśny odcinek do Koronowa. Ciągle mam jakieś problemy z lewym kolanem - wkrótce orientuję się że odpowiada za to obniżające się siodełko, niestety zapomniałem wymienić felerny zacisk sztycy. Od tego momentu mam już całą trasę zepsutą - ciągle się tylko szarpię z tym cholernym zaciskiem; niestety nawet na śrubę z nakrętką po drugiej stronie nie trzyma, bo ta jest przykręcona nieco na ukos i śruby się wyginają. Szukałem jakiegoś sklepu metalowego (zadzwoniłem też do Rafała, który jechał z Gdańska z tą samą prośbą) - ale jechałem przez malutkie miejscowości, gdzie nic takiego nie było. Miałem w planach ciekawy terenowy kawałek dookoła jeziora Żur, ale w tych warunkach pojechałem najkrótszą trasą asfaltem przez Tlen, bo na wybojach, przy silnych wibracjach sztyca wjeżdżała w dół jak w masło.
Do Czarnej Wody docieram mocno zniechęcony, w takich warunkach nie da się Harpagana przejechać; cała moja nadzieja w Szymonie, z którym skontaktował się Rafał - że będzie miał w domu tego typu zacisk. Wkrótce dojeżdża Rafał i w czasie przygotowania rowerów do wyścigu pod takim mini-parkiem zauważa, że parkowe ławki są skręcane śrubami M6, których nigdzie nie mogliśmy dziś dostać. Więc wiele się nie zastanawiając zabawiliśmy się w wandali i wykręciliśmy parę nakrętek - i wreszcie okazało się to skuteczne - śruba i 2 nakrętki, żeby skontrować. Krótka próba na chamskim bruku pod Czarną Wodą okazała się skuteczna; nabrałem wiary w jutrzejszą jazdę ;)
Zdjęcia z Harpagana
Zaliczone gminy - 10 (Osielsko, KORONOWO, Świetakowo, Lubiewo, Cekcyn, Lniano, Osie, Śliwice, Osieczna, CZARNA WODA)
Bydgoszcz - Koronowo - Lniano - Tleń - Czarna Woda
Przy wyjeździe krótkie emocje - tak się zbierałem, że wyszedłem w ostatniej chwili i 6km na pętlę autobusową grzałem na fullu z bagażem ze średnią koło 30km/h ;))
Do Bydgoszczy dojeżdżamy zgodnie z planem po 11 - i tutaj wsiadam już na rower. Krótka pętelka po Bydgoszczy, po czym wyjeżdżam z miasta boczną drogą na północ, szybko kończy się na niej asfalt. Pogoda dopisuje, jest nadspodziewanie ciepło (15-20'C), wiatr niewielki, ale raczej korzystny - więc jedzie się przyjemnie. Najpiew ładny kawałek z widokami na Brdę, następnie leśny odcinek do Koronowa. Ciągle mam jakieś problemy z lewym kolanem - wkrótce orientuję się że odpowiada za to obniżające się siodełko, niestety zapomniałem wymienić felerny zacisk sztycy. Od tego momentu mam już całą trasę zepsutą - ciągle się tylko szarpię z tym cholernym zaciskiem; niestety nawet na śrubę z nakrętką po drugiej stronie nie trzyma, bo ta jest przykręcona nieco na ukos i śruby się wyginają. Szukałem jakiegoś sklepu metalowego (zadzwoniłem też do Rafała, który jechał z Gdańska z tą samą prośbą) - ale jechałem przez malutkie miejscowości, gdzie nic takiego nie było. Miałem w planach ciekawy terenowy kawałek dookoła jeziora Żur, ale w tych warunkach pojechałem najkrótszą trasą asfaltem przez Tlen, bo na wybojach, przy silnych wibracjach sztyca wjeżdżała w dół jak w masło.
Do Czarnej Wody docieram mocno zniechęcony, w takich warunkach nie da się Harpagana przejechać; cała moja nadzieja w Szymonie, z którym skontaktował się Rafał - że będzie miał w domu tego typu zacisk. Wkrótce dojeżdża Rafał i w czasie przygotowania rowerów do wyścigu pod takim mini-parkiem zauważa, że parkowe ławki są skręcane śrubami M6, których nigdzie nie mogliśmy dziś dostać. Więc wiele się nie zastanawiając zabawiliśmy się w wandali i wykręciliśmy parę nakrętek - i wreszcie okazało się to skuteczne - śruba i 2 nakrętki, żeby skontrować. Krótka próba na chamskim bruku pod Czarną Wodą okazała się skuteczna; nabrałem wiary w jutrzejszą jazdę ;)
Zdjęcia z Harpagana
Zaliczone gminy - 10 (Osielsko, KORONOWO, Świetakowo, Lubiewo, Cekcyn, Lniano, Osie, Śliwice, Osieczna, CZARNA WODA)
Dane wycieczki:
DST: 119.80 km AVS: 22.19 km/h
ALT: 443 m MAX: 40.60 km/h
Temp:17.0 'C
Do pracy
Dane wycieczki:
DST: 15.10 km AVS: 22.65 km/h
ALT: 91 m MAX: 38.10 km/h
Temp:7.0 'C
W piątek trzynastego...
Warszawa - Wólka Węglowa - Pociecha - Wiersze - Karpaty - Leszno - Warszawa
Wyjazd z Cimanem do Puszczy Kampinoskiej. Wjeżdżamy do lasu przez Wólkę Węglową, byliśmy na Górze Ojca, następnie zielonym szlakiem docieramy do Pociechy, Krętą Drogą i fajnym żółtym szlakiem do Wierszy, odpoczywamy w Roztoce. Podczas jazdy okazuje się, że z moim amortyzatorem jest coraz gorzej, na Kanarach miałem spore wycieki oleju, teraz już prawdopodobnie wyciekło wszystko i amortyzator marnie działa, coś tam trzeszczy. Kawałek za Roztoką - kolejnej regulacji siodła nie wytrzymuje zacisk podsiodłowy - rozwalony gwint. Na całe szczęście Marcin miał ze sobą zapasową dłuższą śrubę i udało się to skręcić, bo czekałby mnie powrót na stojaka.
Zaliczamy piękny kawałek po Karpatach i niebieskim szlakiem wracamy do Leszna; stąd już z wiatrem wracamy asfaltem do Warszawy. Udało mi się jeszcze odwiedzić sklep Gianta, gdzie kupowałem rower - i dowiedziałem się, że mój amortyzator jest zatarty i nie nadaje się do jazdy, trzeba go oddać do serwisu (co w perspektywie najbliższego tygodnia jest dla mnie fatalną informacją). Jednym słowem - wielkie rozczarowanie, kupując rower z drogim amortyzatorem Foxa - liczyłem na niezawodność, a tymczasem ten szajs padł po zaledwie 3tys km (a cieknąć zaczął na Kanarach po zaledwie 2tys z kawałkiem), amortyzator w rowerze Marcina (dużo tańszy Epicon) z nieco mniejszym przebiegiem, ale w bardzo zbliżonych warunkach działa bez zarzutu.
A na domiar złego - przy zeskakiwaniu z murku koło sklepu mocno naciągnąłem sobie coś w odcinku lędźwiowym kręgosłupa, pół nocy przez to nie spałem, oby się okazało że to coś z mięśniami, nie samym kręgosłupem. Tak więc - nie żartujmy sobie z klątwy "13 w piątek"... :))
Warszawa - Wólka Węglowa - Pociecha - Wiersze - Karpaty - Leszno - Warszawa
Wyjazd z Cimanem do Puszczy Kampinoskiej. Wjeżdżamy do lasu przez Wólkę Węglową, byliśmy na Górze Ojca, następnie zielonym szlakiem docieramy do Pociechy, Krętą Drogą i fajnym żółtym szlakiem do Wierszy, odpoczywamy w Roztoce. Podczas jazdy okazuje się, że z moim amortyzatorem jest coraz gorzej, na Kanarach miałem spore wycieki oleju, teraz już prawdopodobnie wyciekło wszystko i amortyzator marnie działa, coś tam trzeszczy. Kawałek za Roztoką - kolejnej regulacji siodła nie wytrzymuje zacisk podsiodłowy - rozwalony gwint. Na całe szczęście Marcin miał ze sobą zapasową dłuższą śrubę i udało się to skręcić, bo czekałby mnie powrót na stojaka.
Zaliczamy piękny kawałek po Karpatach i niebieskim szlakiem wracamy do Leszna; stąd już z wiatrem wracamy asfaltem do Warszawy. Udało mi się jeszcze odwiedzić sklep Gianta, gdzie kupowałem rower - i dowiedziałem się, że mój amortyzator jest zatarty i nie nadaje się do jazdy, trzeba go oddać do serwisu (co w perspektywie najbliższego tygodnia jest dla mnie fatalną informacją). Jednym słowem - wielkie rozczarowanie, kupując rower z drogim amortyzatorem Foxa - liczyłem na niezawodność, a tymczasem ten szajs padł po zaledwie 3tys km (a cieknąć zaczął na Kanarach po zaledwie 2tys z kawałkiem), amortyzator w rowerze Marcina (dużo tańszy Epicon) z nieco mniejszym przebiegiem, ale w bardzo zbliżonych warunkach działa bez zarzutu.
A na domiar złego - przy zeskakiwaniu z murku koło sklepu mocno naciągnąłem sobie coś w odcinku lędźwiowym kręgosłupa, pół nocy przez to nie spałem, oby się okazało że to coś z mięśniami, nie samym kręgosłupem. Tak więc - nie żartujmy sobie z klątwy "13 w piątek"... :))
Dane wycieczki:
DST: 102.50 km AVS: 21.21 km/h
ALT: 333 m MAX: 37.70 km/h
Temp:13.0 'C
W Zawierciu powrót na pociąg i w Warszawie z dworca
Zaliczone gminy - 1 (ZAWIERCIE - miasto powiatowe)
Zaliczone gminy - 1 (ZAWIERCIE - miasto powiatowe)
Dane wycieczki:
DST: 20.00 km AVS: 21.05 km/h
ALT: 30 m MAX: 31.00 km/h
Temp:2.0 'C