wilk
Warszawa
avatar

Informacje

  • Wszystkie kilometry: 295010.23 km
  • Km w terenie: 837.00 km (0.28%)
  • Czas na rowerze: 538d 00h 20m
  • Prędkość średnia: 22.73 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Zaprzyjaźnione strony

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy wilk.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2009

Dystans całkowity:1876.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:75:16
Średnia prędkość:24.92 km/h
Maksymalna prędkość:70.70 km/h
Suma podjazdów:9831 m
Liczba aktywności:21
Średnio na aktywność:89.33 km i 3h 35m
Więcej statystyk
Sobota, 12 września 2009Kategoria Treking, Użytkowo
Do pracy
Dane wycieczki: DST: 14.40 km AVS: 24.00 km/h ALT: 65 m MAX: 37.50 km/h Temp:19.0 'C
Piątek, 11 września 2009Kategoria Treking, Użytkowo
Do pracy
Dane wycieczki: DST: 14.40 km AVS: 24.00 km/h ALT: 58 m MAX: 38.20 km/h Temp:20.0 'C
Czwartek, 10 września 2009Kategoria >100km, Treking, Wypad
Kadyny - Elbląg - Malbork - Dzierzgoń - Jerzwałd - Siemiany - Iława

Dziś wstaję bardzo wcześniej (5.00), jest jeszcze ciemno - bo chcialbym sie wyrobić bez problemów do Iławy na pociąg o 15.15, by być w Warszawie o ludzkiej godzinie. Gdy ruszam na trasę jest już jasno, od razu zaczyna się spory podjazd (Wysoczyzna Elbląska to wysokości dochodzące nawet do 200m). W sumie wjeżdżam na ok. 150m, przy okazji się rozgrzewając (rano jak zwykle chłodno). Do Elbląga jest jeszcze parę górek i potem już długie zjady do samego miasta. Robię krótką rundkę po niebrzydkiej starówce, po czym ruszam na Malbork. Tym razem - trasa równa na stół, a wysokość spada nawet poniżej zera, bo wjeżdżam na Żuławy, jedyną depresję na terenie Polski. Odcinek do Malborka bardzo monotonny, do tego duży ruch, tak więc z ulgą docieram do dawnej krzyżackiej stolicy. Przejeżdżam Nogat i jako, że czasu mam sporo robię sobie tutaj dłuzszy odpoczynek z fantastycznym widokiem na potężny zamek. Przez most co rusz przechodzą tłumy turystów, z których większość stanowią wiekowi Niemcy (stare sentymenty nie rdzewieją), spotykam też kilku starszych niemieckich sakwiarzy (wyekwipowanych jak z katalogu Roseversand :)), ale nie byli na tyle uprzejmi by chociaż raczyć odpowiedzieć na pozdrowienie, co oczywiście nie nastawia mnie do nich specjalnie przyjaźnie. Z Malborka jadę na Dzierzgoń, ruch juz wyraźnie mniejszy, szybko wracają małe pagóreczki, pogoda cały czas świetna. Sam Dzierzgoń położony jest w głębokiej kotlince, wjeżdża się do niego długim zjazdem, wyjeżdża jeszcze dłuższym podjazdem, z czego spora część po klimatycznej kostce. Za Dzierzgoniem wysokość szybko rośnie, wraca standardowy mazurski poziom - ok. 110-120m. Do Starego Dzierzgonia odcienk bardzo przyjemny, sporo lasów, dalej skręcam na boczną drogę do Jerzwałdu, kilka lat temu już tu jechałem i w pamięć zapadła mi ta droga bardzo, zaliczyłem nawet wywrotkę z pełnym bagażem. Ale wybrałem tą trasę (nie drogę przez Susz) - bo zależało mi na przejeździe nad Jeziorakiem, jednym z największych polskich jezior, do tego naprawdę fajnym, do którego jako zapalony czytelnik przygód Pana Samochodzika mam duży sentyment. Za Starym Dzierzgoniem są jeszcze ze 3km asfaltu, po czym droga wjeżdża w las i przechodzi w bardzo chamską kostkę, po której jedzie się po prostu tragicznie, pozostaje jedynie pobocze, które nie zawsze jest, do tego sporo na nim piachu. Cały ten kawał (8-9km) ciągnie się niemiłosiernie, do Jerzwałdu docieram z wielką ulgą. Do Siemian jest już elegancki asfalt, głównie w lesie, w w wiosce robię zakupy i zatrzymuję się na dłuższy odpoczynek nad samą taflą jeziora, o tej porze roku jest tu zupełnie pusto. Ostatni fragment wyjazdu - to długi, leśny odcinek do Iławy, puściutko i przyjemnie, piękne lesne zapachy, szkoda że właściwie nie ma w ogóle widoków na jezioro, te pojawiają się dopiero w samej Iławie. Miasta bardzo fajnie wkomponowane w krajobraz Jezioraka, z dużym potrem, zadbane, czytste, wiele odnowionych budynków. Na pociąg wyrabiam się spokojnie, przy powrocie zwyczajowy kolejowy zgrzyt, w ekspresie miał być wagon dla rowerów, nawet go zapowiedzieli przez megafon - ale jak mi powiedziała konduktorka "wagon miał być, ale go nie dali". Ręce opadają z tą firmą...

Podsumowanie

W sumie przejechałem 990,8km, prędkość maksymalna to 50,3km/h , suma podjazdów 6 039m. Kolejny udany wypad, pogoda dopisała, zobaczyłem ładny kawałek Polski, który dotąd rzadko bywałem. A jako że jechałem dość szybko, robiąc długie dystanse - tak więc siłą rzeczy wiele ciekawych miejsc musiałem minąć; tak więc z pewnością jest jeszcze wiele "materiału" w tym rejonie na kolejne wypady.

Zdjęcia

Dane wycieczki: DST: 146.20 km AVS: 21.09 km/h ALT: 907 m MAX: 50.30 km/h Temp:23.0 'C
Środa, 9 września 2009Kategoria >100km, >200km, Treking, Wypad
Ryn - Gierłoż - Kętrzyn - Święta Lipka - Bisztynek - Lidzbark Warmiński - Pieniężno - Braniewo - Frombork - Kadyny

Na starcie szybko docieram do Rynia (rozkopane centrum), tam wjeżdżam na drogę do Sterławek (w fatalnym stanie mimo, że to droga krajowa). W Sterławkach dalej jadę na północ do Kronowa (a tutaj na zupełnie bocznej drodze o dziwo lepszy asfalt); ten kawałek do Kronowa bardzo fajny - ładny leśny odcinek, przed Kronowem droga w szpalerze z brzóz i widok na jezioro. Za Kronowem wjeżdżam na szutrówkę, początkowo bardzo kiepską, jest kilka piaszczystych kawałków, przez które trzeba prowadzić rower, dalej, już w lesie jest z tym lepiej, dróżka niebrzydka, przed Parczem (wioska jak z głębokiego PRL-u) wraca asfalt i to bardzo dobry (dojazd do Gierłoży). Po paru km docieram do Wilczego Szańca - słynnej kwatery polowej Hitlera i naczelnego dowództwa Wehrmachtu z czasów II wojny światowej. Wstęp kosztuje 12zł, na rowerze da się spokojnie pojeździć po całym terenie (byłem wcześnie rano, więc było jeszcze niewielu zwiedzających). Ale do oglądania tak naprawdę wiele nie ma - właściwie same ruiny w lesie, można jedynie podziwiać potężne betonowe ściany, grube na dobrych parę metrów. Z Gierłoża szybko docieram do Kętrzyna (piękna bazylika Św. Jerzego), dalej jadę pagórkowata drogą do Świętej Lipki, znanego z sanktuarium maryjnego. Bazylika niestety akurat jest w trakcie remontu, co trochę psuje wrażenia. Za to kawałek dalej docieram do Reszla, już z daleka świetnie prezentuje się położony na wzgórzu zamek biskupów warmińskich z XIV wieku. Kontynuuję jazdę na zachód, na szczęście wiatr nieco się zmienił, jest wyraźnie słabszy i raczej z kierunków południowych, więc jedzie się całkiem przyjemnie, pogoda cały czas słoneczna. Za to małe górki są cały czas, wysokości bezwzględne niższe niż w rejonie suwalskim, ale względne właściwie takie same. W Bisztynku kupuję pączki i sernik śmietankowy (świetny!) w cukierni i kawałek za miasteczkiem staję na odpoczynek. Odcinek do Lidzbarka dalej pagórkowaty, krajobrazy warmińskie od mazurskich specjalnie się nie różnią, może trochę mniej jezior i więcej kościołów (niemal zawsze na wzgórzach, i niemal zawsze to najciekawsze obiekty w wioskach). W Lidzbarku oglądam wspaniale zachowany, wielki gotycki zamek biskupów warmińskich. Z miasta wyjeżdżam na zachód, drogą na Elbląg, znowu pagórki, które juz mnie lekko zaczynają irytować :). Po ładnym leśnym odcinku za Babiakiem skręcam na Pieniężno, znowu kiepściutka droga, samo Pieniężno mijam obwodnicą i kawałek za miastem odpoczywam. Dalsza droga w stronę Braniewa - bardzo przyjemna, więcej z górki (dojeżdżam nad Zalew Wiślany), krajobrazy coraz bardziej "płaskie", mijam słynną hitlerowską autostradę do Prus Wschodnich (zdążono zrobić jedynie jedną nitkę). Kiedyś nieużywaną drogę - obecnie zaadaptowano na nowo, ma nawet status drogi ekspresowej, szkoda tylko, że granicy ruskiej przejechać się nią nie da, niestety na wschodzie podejście do człowieka i turystyki od czasów Hitlera i Stalina nie aż tak mocno się zmieniło (na tablicach drogowych początkowo dano znaki kierujące na przejście, obecnie skreślone, bo Rosjanom do jego otwarcia niespieszno). Braniewo jak na miasto o które toczono w czasie II w św. ciężkie walki (hitlerowcy zażarcie bronili Prus, gdzie było wiele junkierskich majątków) - wygląda całkiem przyzwoicie, duże wrażenie robi odbudowana z wojennych zgliszczy bazylika świętej Katarzyny. Przy drodze na Frombork jest ogromny cmentarz żołnierzy Armii Czerwonej, których wielu poległo w walkach z Niemcami w tym rejonie. Przed Fromborkiem spora górka, do miasteczka zjazd, oglądam słynną katedrę, gdzie kanonikiem był również Mikołaj Kopernik i tutaj dokonał swych przełomowych odkryć. Z Fromborka jadę jeszcze w stronę Tolkmicka (trzeba zaliczyć 100m podjazdu), zjazd z Podgrodzia już kiepściutką dróżką. W Tolkmicku robię zakupy, odpoczywam też chwilę w porcie. Jadę jeszcze do Kadyn (duża stadnina konna), wyjeżdżam kawałek za miasto, skręcam w bok, zaliczam ostrą ściankę boczną drogą i rozbijam się na noc na wzgórzach Wysoczyzny Elbląskiej
Zdjęcia

Dane wycieczki: DST: 203.60 km AVS: 21.39 km/h ALT: 1495 m MAX: 45.30 km/h Temp:22.0 'C
Wtorek, 8 września 2009Kategoria >100km, Treking, Wypad
Wigry - Suwałki - Żytkiejmy - Gołdap - Giżycko - Ryn

Rano sporo mgieł i zimno (9'C w lesie), ale widać, że również i dziś będzie dobra pogoda. Na początek końcówka szutrowej trasy do Mikołajewa, po czym już asfaltem dojeżdżam do wioski Wigry, położonej (oczywiście!) nad jeziorem o tej samej nazwie, znanej z pięknie ulokowanego klasztoru kamedułów (byłego już niestety) - na krańcu półwyspu. W porannym słońcu prezentuje się jeszcze lepiej niz na zdjęciach, promienie słoneczne tworzą swoistą tęczę barw na podwórzu klasztoru (podczas jednej ze swoich pielgrzymek do ojczyzny nocował tutaj Jan Paweł II). O godz. 8 na trąbce z kościoła jest grana melodia "Kiedy ranne wstają zorze", co bardzo przyjemnie wkomponowuje się w obraz cichutkiego klasztoru o poranku. Niemniej czas goni i wkrótce ruszam dalej, szybko dojeżdżam do drogi na Suwałki i pagórkowata drogą dojeżdżam do tego niespecjlanego, raczej przemysłowego miasta. Dalej kieruję się drogą na Jeleniewo, za Suwałkami jest już na tyle ciepło, że mogę jechać w koszulce rowerowej. Teren łagodnie się wznosi, wjeżdżam na najwyższą część Mazur, gdzie górki dochodzą do niemal 300m. Do Jeleniewa jest łagodnie, natomiast po skręcie na Kruszki zaczynają się spore pagórki, kilka nawet całkiem-całkiem nachylonych (raz nawet 10%). Krajobrazy typowo mazurskie - wzgórza morenowe, sporo jezior i głazów, oglądam m.in. najgłębsze polskie jezioro - jez.Hańcza. Parę km dalej , w Mierkinie znowu wjeżdżam w teren, tym razem sporo bardziej wymagający - sporo górek, a i droga wąziutka i dziurawa. Ale co najważniejsze nie ma piachu, więc i jedzie się bardzo fajnie, krajobrazy piękne. Jadę tak niecałe 10km, po czym zaczyna się fatalny kawałek asfaltu do Żytkiejm (strasznie chropowaty, dużo dziur), tam wreszcie wjeżdżam na główniejsza drogę do Gołdapi i robię zakup. Na postój postanawiam podjechać jeszcze kawałek - bo blisko są słynne poniemieckie wiadukty kolejowe w Stańczykach. Wymaga to ok. 2km zjazdu w bok z szosy - ale na pewno warto bo widok jest niezwykły. Postój robię sobie w miejscu ze świetnym widokiem na mosty, następnie ruszam w stronę Gołdapi. Droga malownicza, sporo wzgórz, sporo jazdy przez lasy Puszczy Rominckiej. Sama Gołdap - niespecjalna, w pamięć zapadła mi długimi zakazami dla rowerów (obok nowo wybudowanych dziadowskich ścieżek z kostki). Za Gołdapią jest jeszcze trochę górek, ale generalnie teren zaczyna się już obniżać i w Baniach Mazurskich to już zaledwie ok. 110m. W samych Baniach długi odcinek z kostki (charakterystyczne dla wielu mazurskich miasteczek), robię tam zakupy, po czym kawałek dalej skręcam w boczne drogi by zrobić skrót do Giżycka. Początek dość obiecujący, niestety dalej (Piłaki, Kuty) droga jest fatalnej jakości, same dziury, do tego denerwujące króciutkie odcinki asfaltu doskonałej jakości (gdy człowiek już myśli że to koniec - a to tylko 100m); jak robić jezdnię - to porządnie, a nie taka wybiórcza chałtura. Z dużą ulgą wjeżdżam na główną szosę w Pozedrzu; do Giżycka droga już świetna. Samo Gizycko zrobiło na mnie bardzo przyjemne wrażenie, to już wyraźnie turystyczne miasto, piękne tereny w rejonie plaży nad Niegocinem, nietypowe rozwiązania komunikacyjne (zwodzony most nad kanałem raz otwarty dla samochodów, raz dla łodzi). Trafiłem akurat na godzinę w której płynęły łodzie, więc wykorzystałem czas na posiłek w pobliskiej pizzeri, w czasie jedzenia obserwując przestawianie mostu. Z pełnym żołądkiem początkowo jechało mi się niespecjalnie (z reguły większy posiłek jem dopiero na biwaku), ale trasa była naprawdę piękna, wybrałem kawałek nad samym jeziorem Niegocin i dalej wzdłuż jez. Jagodnego. Może trochę za dużo lasów (zasłaniających widok na jeziora), ale i jeziora nieraz było widać, oświetlone zachodzącym słońcem. Charakterystyczne dla Mazur są też drogi w szpalerze drzew, na szczęście tutaj ludziom nie przyszedł do głowy debilny pomysł ich wycinania (rzekomo ze względu na bezpieczeństwo robi się tak w wielu miejscach Polski) i wiele tras prowadzi niemal w drzewnych tunelach, tak dodających drogom uroku. Kawałek za Prażmowem skręcam na boczną drogę do Rynia (te na Mazurach niestety są fatalne) i na nocleg rozbijam się ponownie w lesie (kawałek przed Ryniem) na odludziu.
Zdjęcia

Dane wycieczki: DST: 197.10 km AVS: 21.31 km/h ALT: 1482 m MAX: 40.60 km/h Temp:21.0 'C
Poniedziałek, 7 września 2009Kategoria >100km, >200km, Treking, Wypad
Grudki - Białowieża - Narewka - Gródek - Kruszyniany - Sokółka - Lipsk - Gruszki - Wigry

W nocy i wieczorem było dość zimno, nad ranem już trochę cieplej. Szybko się zbieram i ruszam do Białowieży, oglądam stawy, po czym wyjeżdżam drogą na Narewkę - by przejechać przez Puszczę Białowieską drogą z południa na północ.Do skrętu jest asfalt, ale po zmianie kierunku na północny już szuter, na szczęście przyzwoitej jakości, odcinków z piachem (czego najbardziej się obawiałem) prawie nie ma; tak więc daje się przyzwoicie jechać nawet ze sporym bagażem. Puszcza jednak trochę rozczarowuje, las bardzo monotonny, niemal cały czas liściasty (zdecydowanie wolę iglaste). W Narewce wracam na szosę i kontynuuję jazdę na północ. Wiatr od wczoraj dalej dość silny, na odcinkach które pokonuję na zachód daje sie we znaki. Drogi takie sobie, raz lepsze, raz gorsze, ale generalnie jakoś nie przeszkadzają. W Michałowie skręcam na boczną dróżkę na Gródek, kawałek za tym miasteczkiem wjeżdżam na szosę Białystok-Bobrowniki (i mam wiatr równo w plecy), po czym odbijam w leśną dróżkę do Kruszynian. Jak ją zobaczyłem - to miałem pewne wątpliwości czy to dobra trasa na jazdę z bagażem, ale zaryzykowałem - i nie było tak źle. Trasa może bardziej wymagająca od kawałku w Puszczy Białowieskiej, ale za to sporo ładniejsza, Puszcza Knyszyńska jak dla mnie ładniejsza :)). W Kruszynianach wracam na szosę, niestety dopiero przy wyjeździe z tej dość długiej wioski zorientowałem się, że tutaj znajduje się jeden z nielicznych w Polsce zabytkowych meczetów (ten rejon to siedziba bardzo nielicznej mniejszości muzułmańskiej w Polsce, potomków Tatarów). Na odpoczynek staję w Krynkach, pogoda od rana wyraźnie się wyklarowała - jest dużo cieplej niż wczoraj, powyżej 20'C, można już nawet jechać w krótkim rękawku. Odcinek z Krynek do Sokółki i dalej do Dąbrowy Biał. w większości pod wiatr, ale pokonuję go bardzo sprawnie, wpadłem w dobry rytm, jednak słońce zawsze działa jakoś bardziej motywująco do jazdy, wczoraj tak dobrze (mimo wiatru w plecy) mi się nie jechało. Za Dąbrową trochę zjazdów nad Biebrzę (krótka wizyta w Biebrzańskim PN), Lipsk mijam bokiem i wjeżdżam w Puszczę Augustowską bocznymi drogami. Wg mapy miały tu również być odcinki szutrowe, ale okazało się, że całość jest wyasfaltowana. Odcinek piękny, zdecydowanie najładniejszy tego dnia (a chyba i z całego tego wypadu) - puściutkie drogi w wielkich, pachnących lasach, malutkie wioski ulokowane w środku puszczy (jak Gruszki w których staję na drugi i ostatni dziś odpoczynek). W końcówce jadę wzdłuż Kanału Augustowskiego, łączącego kilka jezior (liczne śluzy przy drodze). Jadąc na Tobołowo przecinam szosę Augustów-Sejny, w wiosce nabieram wody na nocleg i boczną szutrową drogą ruszam w kierunku jeziora Wigry. Jako, że zaczyna już zmierzchać decyduję się na nocleg w środku lasu - warunki miałem komfortowe, zupełna pustka; noc wyraźnie cieplejsza od wczorajszej, piękne rozgwieżdżone niebo.
Zdjęcia

Dane wycieczki: DST: 204.90 km AVS: 21.68 km/h ALT: 1155 m MAX: 43.50 km/h Temp:19.0 'C
Niedziela, 6 września 2009Kategoria >100km, >200km, Treking, Wypad
Warszawa - Węgrów - Sokołów Podl. - Grabarka - Kleszczele - Hajnówka - Białowieża - Grudki

Pierwszego dnia ruszam z Warszawy wcześnie rano, bo czeka mnie bardzo długi dystans do Białowieży, a dzień już dość krótki. Trasa niemal taka sama jaką pokonywałem w czerwcu na rowerze szosowym. Pogoda niespecjalna, dość chłodno (ok.12'C na starcie), pochmurno, ale za to dość mocny wiatr w plecy. Odcinek do Węgrowa nudny, kilometry szybko lecą, przez Węgrów przejeżdżam bokiem, następnie też mało ciekawy kawałek do Sokołowa, gdzie na rynku staję na większy odpoczynek. Za Sokołowem trasa robi się wyraźnie ciekawsza, krajobrazy i zabudowa coraz bardziej charakterystyczna dla Podlasia, pojawiają się małe górki i drewniane chałupy. Przy starym drewnianym moście na Bugu (tam zaczyna się woj. podlaskie) - niespodzianka, rozpoczął się remont, więc pewnie już niedługo pozostanie drewniany. Tym razem postanawiam nadrobić czerwcowe zaległości - i odwiedzić "prawosławną Częstochowę" - czyli świętą górę Grabarkę (wtedy pojechałem nie do tej Grabarki). Tym razem z trafieniem nie było problemów, sanktuarium piękne położone - wzgórze z małą cerkiewką na szczycie, dookoła las krzyży, które przynoszą tutaj wierni podczas licznych pielgrzymek; ja miałem jeszcze to szczęście, że akurat było bardzo pusto, co pewnie nieczęsto się tutaj trafia. Z Grabarki po odpoczynku kieruję się ładną, leśną trasą do drogi na Hajnówkę. Trasa zupełnie pusta, asfalt przeplatany - a to odcinki przyzwoite, a to dość dziurawe i gruboziarniste. Jedzie się jednak całkiem fajnie (ciągle dobry wiatr), brakuje tylko przyjemniejszej temperatury (cały czas ok.16'C, zimny wiatr, jadę w windstoperze) i słońca. Do Hajnówki docieram w dobrej formie, kawałek za miastem, już na leśnej trasie do Białowieży odpoczywam. Sama końcówka to tylko las, robi się już późno, zaczynam odczuwać zmęczenie dużym dystansem. Do centrum Białowieży nie wjeżdżam, skręcam na położone przy samej granicy białoruskiej Grudki, gdzie znajduje się bardzo przyjemne, położone w lesie pole namiotowe. Gdy dojeżdżam okazuje się, że nie ma tam żywej duszy, więc nocleg mam za darmo, choć bez dostępu do ciepłej wody (ale co najważniejsze, jest zimna). Już przy zapadającym zmroku rozbijam namiot i gotuję makaron na obiad, idę spać ok. 22
Zdjęcia

Dane wycieczki: DST: 239.00 km AVS: 24.90 km/h ALT: 1000 m MAX: 43.60 km/h Temp:16.0 'C
Sobota, 5 września 2009Kategoria Treking, Użytkowo
Do pracy
Dane wycieczki: DST: 14.50 km AVS: 22.89 km/h ALT: 80 m MAX: 38.40 km/h Temp:16.0 'C
Piątek, 4 września 2009Kategoria Treking, Użytkowo
Do pracy
Dane wycieczki: DST: 14.50 km AVS: 23.51 km/h ALT: 67 m MAX: 36.40 km/h Temp:19.0 'C
Czwartek, 3 września 2009Kategoria Treking, Użytkowo
Do pracy
Dane wycieczki: DST: 14.40 km AVS: 24.69 km/h ALT: 58 m MAX: 37.10 km/h Temp:20.0 'C

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl