Kadyny - Elbląg - Malbork - Dzierzgoń - Jerzwałd - Siemiany - Iława
Dziś wstaję bardzo wcześniej (5.00), jest jeszcze ciemno - bo chcialbym sie wyrobić bez problemów do Iławy na pociąg o 15.15, by być w Warszawie o ludzkiej godzinie. Gdy ruszam na trasę jest już jasno, od razu zaczyna się spory podjazd (Wysoczyzna Elbląska to wysokości dochodzące nawet do 200m). W sumie wjeżdżam na ok. 150m, przy okazji się rozgrzewając (rano jak zwykle chłodno). Do Elbląga jest jeszcze parę górek i potem już długie zjady do samego miasta. Robię krótką rundkę po niebrzydkiej starówce, po czym ruszam na Malbork. Tym razem - trasa równa na stół, a wysokość spada nawet poniżej zera, bo wjeżdżam na Żuławy, jedyną depresję na terenie Polski. Odcinek do Malborka bardzo monotonny, do tego duży ruch, tak więc z ulgą docieram do dawnej krzyżackiej stolicy. Przejeżdżam Nogat i jako, że czasu mam sporo robię sobie tutaj dłuzszy odpoczynek z fantastycznym widokiem na potężny zamek. Przez most co rusz przechodzą tłumy turystów, z których większość stanowią wiekowi Niemcy (stare sentymenty nie rdzewieją), spotykam też kilku starszych niemieckich sakwiarzy (wyekwipowanych jak z katalogu Roseversand :)), ale nie byli na tyle uprzejmi by chociaż raczyć odpowiedzieć na pozdrowienie, co oczywiście nie nastawia mnie do nich specjalnie przyjaźnie. Z Malborka jadę na Dzierzgoń, ruch juz wyraźnie mniejszy, szybko wracają małe pagóreczki, pogoda cały czas świetna. Sam Dzierzgoń położony jest w głębokiej kotlince, wjeżdża się do niego długim zjazdem, wyjeżdża jeszcze dłuższym podjazdem, z czego spora część po klimatycznej kostce. Za Dzierzgoniem wysokość szybko rośnie, wraca standardowy mazurski poziom - ok. 110-120m. Do Starego Dzierzgonia odcienk bardzo przyjemny, sporo lasów, dalej skręcam na boczną drogę do Jerzwałdu, kilka lat temu już tu jechałem i w pamięć zapadła mi ta droga bardzo, zaliczyłem nawet wywrotkę z pełnym bagażem. Ale wybrałem tą trasę (nie drogę przez Susz) - bo zależało mi na przejeździe nad Jeziorakiem, jednym z największych polskich jezior, do tego naprawdę fajnym, do którego jako zapalony czytelnik przygód Pana Samochodzika mam duży sentyment. Za Starym Dzierzgoniem są jeszcze ze 3km asfaltu, po czym droga wjeżdża w las i przechodzi w bardzo chamską kostkę, po której jedzie się po prostu tragicznie, pozostaje jedynie pobocze, które nie zawsze jest, do tego sporo na nim piachu. Cały ten kawał (8-9km) ciągnie się niemiłosiernie, do Jerzwałdu docieram z wielką ulgą. Do Siemian jest już elegancki asfalt, głównie w lesie, w w wiosce robię zakupy i zatrzymuję się na dłuższy odpoczynek nad samą taflą jeziora, o tej porze roku jest tu zupełnie pusto. Ostatni fragment wyjazdu - to długi, leśny odcinek do Iławy, puściutko i przyjemnie, piękne lesne zapachy, szkoda że właściwie nie ma w ogóle widoków na jezioro, te pojawiają się dopiero w samej Iławie. Miasta bardzo fajnie wkomponowane w krajobraz Jezioraka, z dużym potrem, zadbane, czytste, wiele odnowionych budynków. Na pociąg wyrabiam się spokojnie, przy powrocie zwyczajowy kolejowy zgrzyt, w ekspresie miał być wagon dla rowerów, nawet go zapowiedzieli przez megafon - ale jak mi powiedziała konduktorka "wagon miał być, ale go nie dali". Ręce opadają z tą firmą...
Podsumowanie
W sumie przejechałem 990,8km, prędkość maksymalna to 50,3km/h , suma podjazdów 6 039m. Kolejny udany wypad, pogoda dopisała, zobaczyłem ładny kawałek Polski, który dotąd rzadko bywałem. A jako że jechałem dość szybko, robiąc długie dystanse - tak więc siłą rzeczy wiele ciekawych miejsc musiałem minąć; tak więc z pewnością jest jeszcze wiele "materiału" w tym rejonie na kolejne wypady.
Zdjęcia
Komentarze
Dziś wstaję bardzo wcześniej (5.00), jest jeszcze ciemno - bo chcialbym sie wyrobić bez problemów do Iławy na pociąg o 15.15, by być w Warszawie o ludzkiej godzinie. Gdy ruszam na trasę jest już jasno, od razu zaczyna się spory podjazd (Wysoczyzna Elbląska to wysokości dochodzące nawet do 200m). W sumie wjeżdżam na ok. 150m, przy okazji się rozgrzewając (rano jak zwykle chłodno). Do Elbląga jest jeszcze parę górek i potem już długie zjady do samego miasta. Robię krótką rundkę po niebrzydkiej starówce, po czym ruszam na Malbork. Tym razem - trasa równa na stół, a wysokość spada nawet poniżej zera, bo wjeżdżam na Żuławy, jedyną depresję na terenie Polski. Odcinek do Malborka bardzo monotonny, do tego duży ruch, tak więc z ulgą docieram do dawnej krzyżackiej stolicy. Przejeżdżam Nogat i jako, że czasu mam sporo robię sobie tutaj dłuzszy odpoczynek z fantastycznym widokiem na potężny zamek. Przez most co rusz przechodzą tłumy turystów, z których większość stanowią wiekowi Niemcy (stare sentymenty nie rdzewieją), spotykam też kilku starszych niemieckich sakwiarzy (wyekwipowanych jak z katalogu Roseversand :)), ale nie byli na tyle uprzejmi by chociaż raczyć odpowiedzieć na pozdrowienie, co oczywiście nie nastawia mnie do nich specjalnie przyjaźnie. Z Malborka jadę na Dzierzgoń, ruch juz wyraźnie mniejszy, szybko wracają małe pagóreczki, pogoda cały czas świetna. Sam Dzierzgoń położony jest w głębokiej kotlince, wjeżdża się do niego długim zjazdem, wyjeżdża jeszcze dłuższym podjazdem, z czego spora część po klimatycznej kostce. Za Dzierzgoniem wysokość szybko rośnie, wraca standardowy mazurski poziom - ok. 110-120m. Do Starego Dzierzgonia odcienk bardzo przyjemny, sporo lasów, dalej skręcam na boczną drogę do Jerzwałdu, kilka lat temu już tu jechałem i w pamięć zapadła mi ta droga bardzo, zaliczyłem nawet wywrotkę z pełnym bagażem. Ale wybrałem tą trasę (nie drogę przez Susz) - bo zależało mi na przejeździe nad Jeziorakiem, jednym z największych polskich jezior, do tego naprawdę fajnym, do którego jako zapalony czytelnik przygód Pana Samochodzika mam duży sentyment. Za Starym Dzierzgoniem są jeszcze ze 3km asfaltu, po czym droga wjeżdża w las i przechodzi w bardzo chamską kostkę, po której jedzie się po prostu tragicznie, pozostaje jedynie pobocze, które nie zawsze jest, do tego sporo na nim piachu. Cały ten kawał (8-9km) ciągnie się niemiłosiernie, do Jerzwałdu docieram z wielką ulgą. Do Siemian jest już elegancki asfalt, głównie w lesie, w w wiosce robię zakupy i zatrzymuję się na dłuższy odpoczynek nad samą taflą jeziora, o tej porze roku jest tu zupełnie pusto. Ostatni fragment wyjazdu - to długi, leśny odcinek do Iławy, puściutko i przyjemnie, piękne lesne zapachy, szkoda że właściwie nie ma w ogóle widoków na jezioro, te pojawiają się dopiero w samej Iławie. Miasta bardzo fajnie wkomponowane w krajobraz Jezioraka, z dużym potrem, zadbane, czytste, wiele odnowionych budynków. Na pociąg wyrabiam się spokojnie, przy powrocie zwyczajowy kolejowy zgrzyt, w ekspresie miał być wagon dla rowerów, nawet go zapowiedzieli przez megafon - ale jak mi powiedziała konduktorka "wagon miał być, ale go nie dali". Ręce opadają z tą firmą...
Podsumowanie
W sumie przejechałem 990,8km, prędkość maksymalna to 50,3km/h , suma podjazdów 6 039m. Kolejny udany wypad, pogoda dopisała, zobaczyłem ładny kawałek Polski, który dotąd rzadko bywałem. A jako że jechałem dość szybko, robiąc długie dystanse - tak więc siłą rzeczy wiele ciekawych miejsc musiałem minąć; tak więc z pewnością jest jeszcze wiele "materiału" w tym rejonie na kolejne wypady.
Zdjęcia
Dane wycieczki:
DST: 146.20 km AVS: 21.09 km/h
ALT: 907 m MAX: 50.30 km/h
Temp:23.0 'C
Komentarze
Dzień powszedni nie stanowi rowerowego problemu ;-).Pozdrower.
MARECKY - 19:38 sobota, 19 września 2009 | linkuj
Szkoda,że nie dałeś cynku, że będziesz przejazdem w Elblągu. Zajechalibyśmy najniżej jak tylko można na Żuławach :-). Może w przyszłości.Pozdrower.
MARECKY - 20:25 środa, 16 września 2009 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!