Wpisy archiwalne w kategorii
Rower szosowy
Dystans całkowity: | 89888.50 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 3688:54 |
Średnia prędkość: | 24.37 km/h |
Maksymalna prędkość: | 86.60 km/h |
Suma podjazdów: | 516539 m |
Liczba aktywności: | 836 |
Średnio na aktywność: | 107.52 km i 4h 24m |
Więcej statystyk |
Niedziela, 18 grudnia 2011Kategoria >100km, >200km, Rower szosowy, Wycieczka
Warszawa - Mińsk Mazowiecki - Kałuszyn - Węgrów - Sokołów Podlaski - Nur - Małkinia Górna
Celem tego wyjazdu było wyłapanie kilku "gminnych dziur" które raziły na mojej mapce gminnych zdobyczy; wybierałem się na tą trasę jak sójka za morze, bo niełatwo się zmobilizować na tak długi (i jednak mało atrakcyjny) wyjazd w marną grudniową pogodę.
Ale w końcu udało się wcześnie zerwać, rano (a raczej jeszcze nocą ;)) nie padało, więc po 6 ruszam na trasę. Pierwszy odcinek to elegancka jazda z wiatrem, widno się robi jakieś 10km za Warszawą. Na szosie terespolskiej w niedzielny poranek ruch bardzo mały, więc do Kałuszyna docieram elegancko. Tutaj mocno odbijam na północ w stronę Węgrowa i wiatr już przestaje tak pomagać (aczkolwiek dalej sprzyja); ten kawałek całkiem przyjemny, sporo małych góreczek. Za Węgrowem odbijałem mocno na zachód po gminę Stoczek - i tutaj wiatr pokazał co potrafi, nieźle się umordowałem. W Węgrowie po 120km jazdy robię większy postój na dworcu PKS (to idealne rozwiązanie na darmowy odpoczynek w cieple) - i ruszam w stronę Sokołowa, ze 4-5km jadę po szutrówkach. Po przekroczeniu Bugu pod Nurem zaczynają się coraz większe problemy z wiatrem, bo trasa odbija mocno na zachód; tak więc końcówka dała nieźle popalić. Pogoda cały czas była średnio ciekawa, 2-3'C, co prawda mocniej nie padało, ale mżawki i śnieg z deszczem ciągle były obecne, podobnie jak i woda na szosie, a ten śnieg co padał był typu bardziej gradowego, co się boleśnie na twarzy odczuwało. Ostatnie 30km pokonuję głównie pod wiatr i już po ciemku (na tej długości geograficznej słońce zachodzi już o 15,13!), na szczęście pod Małkinią było trochę lasów osłaniających przed wiatrem; ale na stację kolejową docieram już z dużą ulgą.
W maciupkiej poczekalni dworca PKP obserwuję ludzi kupujących bilety - co najmniej połowa kupuje bilety na tzw. "rodzinę pracownika" - czyli z ogromną ulgą 70-80%, ja płaciłem koło 16zł, oni po 3-5zł. Po prostu ręce opadają - jak ta firma ma funkcjonować, skoro takie rzesze ludzi jeżdżą niemal za darmo? To, że pracownicy PKP mają ulgi - jest zrozumiałe, ale żeby miały je rodziny i to w takim wymiarze - jest dla mnie całkowicie niezrozumiałe; kolej zamiast co roku podnosić ceny biletów - powinna obciąć takie całkowicie niezasłużone ulgi, w ten sposób zarobiłaby wiele więcej.
Zaliczone gminy - 12 (Grębków, Wierzbno, Stoczek, Bielany, Sabnie, Jabłonna Lacka, Sterdyń, Boguty-Pianki, Szulborze Wielkie, Andrzejewo, Zaręby Kościelne, Małkinia Górna)
Celem tego wyjazdu było wyłapanie kilku "gminnych dziur" które raziły na mojej mapce gminnych zdobyczy; wybierałem się na tą trasę jak sójka za morze, bo niełatwo się zmobilizować na tak długi (i jednak mało atrakcyjny) wyjazd w marną grudniową pogodę.
Ale w końcu udało się wcześnie zerwać, rano (a raczej jeszcze nocą ;)) nie padało, więc po 6 ruszam na trasę. Pierwszy odcinek to elegancka jazda z wiatrem, widno się robi jakieś 10km za Warszawą. Na szosie terespolskiej w niedzielny poranek ruch bardzo mały, więc do Kałuszyna docieram elegancko. Tutaj mocno odbijam na północ w stronę Węgrowa i wiatr już przestaje tak pomagać (aczkolwiek dalej sprzyja); ten kawałek całkiem przyjemny, sporo małych góreczek. Za Węgrowem odbijałem mocno na zachód po gminę Stoczek - i tutaj wiatr pokazał co potrafi, nieźle się umordowałem. W Węgrowie po 120km jazdy robię większy postój na dworcu PKS (to idealne rozwiązanie na darmowy odpoczynek w cieple) - i ruszam w stronę Sokołowa, ze 4-5km jadę po szutrówkach. Po przekroczeniu Bugu pod Nurem zaczynają się coraz większe problemy z wiatrem, bo trasa odbija mocno na zachód; tak więc końcówka dała nieźle popalić. Pogoda cały czas była średnio ciekawa, 2-3'C, co prawda mocniej nie padało, ale mżawki i śnieg z deszczem ciągle były obecne, podobnie jak i woda na szosie, a ten śnieg co padał był typu bardziej gradowego, co się boleśnie na twarzy odczuwało. Ostatnie 30km pokonuję głównie pod wiatr i już po ciemku (na tej długości geograficznej słońce zachodzi już o 15,13!), na szczęście pod Małkinią było trochę lasów osłaniających przed wiatrem; ale na stację kolejową docieram już z dużą ulgą.
W maciupkiej poczekalni dworca PKP obserwuję ludzi kupujących bilety - co najmniej połowa kupuje bilety na tzw. "rodzinę pracownika" - czyli z ogromną ulgą 70-80%, ja płaciłem koło 16zł, oni po 3-5zł. Po prostu ręce opadają - jak ta firma ma funkcjonować, skoro takie rzesze ludzi jeżdżą niemal za darmo? To, że pracownicy PKP mają ulgi - jest zrozumiałe, ale żeby miały je rodziny i to w takim wymiarze - jest dla mnie całkowicie niezrozumiałe; kolej zamiast co roku podnosić ceny biletów - powinna obciąć takie całkowicie niezasłużone ulgi, w ten sposób zarobiłaby wiele więcej.
Zaliczone gminy - 12 (Grębków, Wierzbno, Stoczek, Bielany, Sabnie, Jabłonna Lacka, Sterdyń, Boguty-Pianki, Szulborze Wielkie, Andrzejewo, Zaręby Kościelne, Małkinia Górna)
Dane wycieczki:
DST: 261.60 km AVS: 25.56 km/h
ALT: 770 m MAX: 47.40 km/h
Temp:2.0 'C
Sobota, 17 grudnia 2011Kategoria Rower szosowy, Wycieczka
Warszawa - Góra Kalwaria - Pilawa - Piaseczno - Warszawa
Krótki wypadzik szosowy na rozruszanie zaśniedziałych ostatnio kości ;)
Krótki wypadzik szosowy na rozruszanie zaśniedziałych ostatnio kości ;)
Dane wycieczki:
DST: 57.20 km AVS: 27.24 km/h
ALT: 128 m MAX: 59.60 km/h
Temp:4.0 'C
Sobota, 12 listopada 2011Kategoria >100km, Rower szosowy, Wypad
Świdnica - Krosno Odrzańskie - Torzym - Świebodzin - Zbąszynek
Jako, że w niedzielę musiałem już być w pracy nie mogłem się dołączyć do wspólnego forumowego przejazdu po okolicach Zielonej Góry, w podobnej sytuacji był Marcin, więc wspólnie zaplanowaliśmy na dziś trasę do Zbąszynka zaliczającą kilka okolicznych gmin. Na pierwszy odcinek dołączyli się do nas Miki i Daniel - i razem ruszyliśmy w stronę Krosna Odrzańskiego. Pogoda podobnie jak wczoraj - słoneczna, pierwszy odcinek przez fajne góreczki, których w tym rejonie Polski raczej się nie spodziewaliśmy; krótko po wjeździe na krajówkę udało się nam załapać za traktor z dwoma przyczepami, ciągnący cały czas równo 40km/h, przejechaliśmy w ten sposób 10km, a że było kilka małych górek na trasie trzeba było nieźle się nażyłować by się utrzymać w cieniu :)). W Krośnie żegnamy się z Danielem i Mikim i kierujemy się w stronę drogi 138 do Torzymia. Ta na miano drogi wojewódzkiej średnio zasługiwała, było tu kilka fragmentów z bardzo chamskim brukiem, odcinki asfaltowe tez dziurawe, dopiero z 7-8km przed Torzymiem pojawiła się dobra droga. Za to trasa piękna, niemal w całości w lesie, w ogóle lasy są bardzo charakterystyczne dla Lubuskiego; drogi co prawda kiepskie, ale jeśli ktoś szuka ciszy i spokoju oraz kocha leśne krajobrazy - to dla niego rejon jak znalazł.
W Torzymiu wjeżdżamy na szosę poznańską, ta świetnej jakości, ale za to ruch potężny, przede wszystkim całe stada tirów, nieraz mijało nas po dobre 10 tirów jednym ciągiem, ale szerokie pobocze powoduje, że jazda jest bardzo bezpieczna. Droga lekko pagórkowata, także i tu jest sporo lasów. Mijaliśmy budowę autostrady Świecko - Nowy Torzym, widać że szosa jest już na ukończeniu, gdy ją otworzą to ruch na starej szosie powinien znacząco zmaleć. Do Świebodzina docieramy już po zmroku, tutaj oglądamy słynny 33-metrowy posąg Chrystusa, dokładnie podświetlony robi rozmiarami niezłe wrażenie; gustownym to raczej ciężko go nazwać - ale z pewnością nie pozwala na przejście wobec niego obojętnie ;)).
Ale by obejrzeć pomnik musieliśmy przejechać przez cały Świebodzin, później jeszcze spory kawałek zawrócić do naszej szosy - w efekcie czego okazało się, że do pociągu ze Zbąszynka mamy już niewiele czasu, tak więc ostanie 25km trzeba się było mocno sprężać, musiałem jechać z włączonym podświetleniem w gps-ie, by kontrolować czy prędkość utrzymuje się w okolicach 25km/h. Przeżyliśmy chwilę zwątpienia, gdy w Jeziorach pojawił się dłuższy odcinek bardzo nierównego bruku, na szczęście za miastem wróciła normalna jezdnia i udało nam się dojechać o czasie, na pożegnanie wspaniały księżyc urządził nam piękną iluminację.
Zdjęcia
Zaliczone gminy - 9 (Dąbie, KROSNO ODRZAŃSKIE - miasto powiatowe, Maszewo, Bytnica, TORZYM, Łagów, Lubrza, ŚWIEBODZIN - miasto powiatowe, ZBĄSZYNEK)
Jako, że w niedzielę musiałem już być w pracy nie mogłem się dołączyć do wspólnego forumowego przejazdu po okolicach Zielonej Góry, w podobnej sytuacji był Marcin, więc wspólnie zaplanowaliśmy na dziś trasę do Zbąszynka zaliczającą kilka okolicznych gmin. Na pierwszy odcinek dołączyli się do nas Miki i Daniel - i razem ruszyliśmy w stronę Krosna Odrzańskiego. Pogoda podobnie jak wczoraj - słoneczna, pierwszy odcinek przez fajne góreczki, których w tym rejonie Polski raczej się nie spodziewaliśmy; krótko po wjeździe na krajówkę udało się nam załapać za traktor z dwoma przyczepami, ciągnący cały czas równo 40km/h, przejechaliśmy w ten sposób 10km, a że było kilka małych górek na trasie trzeba było nieźle się nażyłować by się utrzymać w cieniu :)). W Krośnie żegnamy się z Danielem i Mikim i kierujemy się w stronę drogi 138 do Torzymia. Ta na miano drogi wojewódzkiej średnio zasługiwała, było tu kilka fragmentów z bardzo chamskim brukiem, odcinki asfaltowe tez dziurawe, dopiero z 7-8km przed Torzymiem pojawiła się dobra droga. Za to trasa piękna, niemal w całości w lesie, w ogóle lasy są bardzo charakterystyczne dla Lubuskiego; drogi co prawda kiepskie, ale jeśli ktoś szuka ciszy i spokoju oraz kocha leśne krajobrazy - to dla niego rejon jak znalazł.
W Torzymiu wjeżdżamy na szosę poznańską, ta świetnej jakości, ale za to ruch potężny, przede wszystkim całe stada tirów, nieraz mijało nas po dobre 10 tirów jednym ciągiem, ale szerokie pobocze powoduje, że jazda jest bardzo bezpieczna. Droga lekko pagórkowata, także i tu jest sporo lasów. Mijaliśmy budowę autostrady Świecko - Nowy Torzym, widać że szosa jest już na ukończeniu, gdy ją otworzą to ruch na starej szosie powinien znacząco zmaleć. Do Świebodzina docieramy już po zmroku, tutaj oglądamy słynny 33-metrowy posąg Chrystusa, dokładnie podświetlony robi rozmiarami niezłe wrażenie; gustownym to raczej ciężko go nazwać - ale z pewnością nie pozwala na przejście wobec niego obojętnie ;)).
Ale by obejrzeć pomnik musieliśmy przejechać przez cały Świebodzin, później jeszcze spory kawałek zawrócić do naszej szosy - w efekcie czego okazało się, że do pociągu ze Zbąszynka mamy już niewiele czasu, tak więc ostanie 25km trzeba się było mocno sprężać, musiałem jechać z włączonym podświetleniem w gps-ie, by kontrolować czy prędkość utrzymuje się w okolicach 25km/h. Przeżyliśmy chwilę zwątpienia, gdy w Jeziorach pojawił się dłuższy odcinek bardzo nierównego bruku, na szczęście za miastem wróciła normalna jezdnia i udało nam się dojechać o czasie, na pożegnanie wspaniały księżyc urządził nam piękną iluminację.
Zdjęcia
Zaliczone gminy - 9 (Dąbie, KROSNO ODRZAŃSKIE - miasto powiatowe, Maszewo, Bytnica, TORZYM, Łagów, Lubrza, ŚWIEBODZIN - miasto powiatowe, ZBĄSZYNEK)
Dane wycieczki:
DST: 153.40 km AVS: 24.48 km/h
ALT: 719 m MAX: 54.50 km/h
Temp:3.0 'C
Piątek, 11 listopada 2011Kategoria >100km, >200km, >300km, Rower szosowy, Wypad
Warszawa - Sochaczew - Łowicz - Kutno - Konin - Września - Poznań - Nowy Tomyśl - Sulechów - Zielona Góra - Świdnica
Na okres Święta Niepodległości szykowałem się do wyjazdu na zaliczanie gmin na północnym Mazowszu, ale że zmobilizować się na ten mało atrakcyjny wyjazd było ciężko, a prognozy wietrzne zachęcały - postanowiłem pojechać na wyprawkę w Lubuskie. Ponad 400km w listopadzie - to już spore wyzwanie, ze względu na bardzo długie noce i niskie temperatury.
Ruszam na trasę o 20.30, by ominąć wiecznie remontowaną Dźwigową niepotrzebnie pojechałem przez Pruszków. A tam Jerozolimskie nieźle rozryte, następnie na kawałku do Ożarowa znowu dziury i objazd w rejonie nowo budowanej autostrady. Przebijając się przez te dziury nakląłem się na naszą prezydent zdrowo - bo głupie babsko cały ten remont Dźwigowej zafundowało nam tylko z tego powodu, że zachciało jej się zabłysnąć nowo otwartą ulicą tuż przed wyborami samorządowymi. I w wyniku silnego nacisku politycznego remont zakończono na łapu capu, podbudowę w tunelu zrobiono byle jak - i oczywiście natychmiast znowu się to rozwaliło i przez wiele miesięcy droga jest wyłączona z ruchu. A ulica jest kluczowa dla tego rejonu Warszawy, objeżdża się ja bardzo niewygodnie i daleko; tak więc warszawiacy mają komu być wdzięczni...
Za to po wjeździe na szosę poznańską jest już idealny asfalt i zaczyna się całkiem sprawna jazda. Dość zimno (1'C), ale noc widna (niemal pełnia), samego księżyca co prawda nie widać z powodu zachmurzonego nieba, ale i przez chmury nieźle rozjaśnia nocny mrok. Do Sochaczewa droga jest ruchliwa, za Sochaczewem robi się sporo gorzej (wjeżdżają tu tiry z ruchliwej DK50). Nieprzyjemnie jechało się do Łowicza, tutaj zdecydowana większość ruchu odbija w stronę Strykowa, by wjechać tam na autostradę poznańską. Natomiast stara szosa do Poznania - jest puściutka, świetny asfalt z poboczem. W Kutnie staję na odpoczynek pod stacją benzynową, gdy się nie kręci - organizm szybko się wychładza w takiej temperaturze (całą noc trzymało ten 1'C). Po wjeździe do województwa wielkopolskiego ok. 30km dość marnego asfaltu, za Kołem wraca dobra nawierzchnia, przed Koninem nudną trasę urozmaica kilka krótkich górek. Drugi postój robię kawałek za Koninem na stacji Orlenu, tym razem już w cieple, zafundowałem sobie herbatę i dwa hot-dogi. Jeszcze kawałek jazdy - i wreszcie zaczyna świtać, była to chyba moja najdłuższa noc na rowerze - w ciemnościach przejechałem aż koło 10h. Końcowy odcinek do Poznania pokonuje się sprawnie, do Wrześni co prawda nie ma pobocza, ale ruch jest na tyle symboliczny, że nic to nie przeszkadza; od Wrześni już do Poznania jest elegancka dwujezdniowa szosa.
Do Poznania udało mi się dotrzeć na czas, na dworcu PKP spotykam całą forumową ekipę pod "kierownictwem" Martwej Wiewiórki wybierającą się na wyprawkę w Lubuskie. Czekamy jeszcze na osoby dojeżdżające pociągiem z Gdańska i ok. 10.30 16-osobowym peletonem ruszamy w stronę Zielonej Góry. Pochmurna pogoda szybko zaczyna się poprawiać - i wkrótce mamy piękne słońce. Na wyjeździe z Zielonej Góry pojechaliśmy z Cimanem od razu drogą, natomiast większość grupy trzymała się ścieżek, na tym kawałku Yoshko niestety zaliczył na progu ograniczającym nieprzyjemny upadek i mocno stłukł nadgarstek, co bardzo utrudniało mu dalszą jazdę. Do Nowego Tomyśla droga porządnie wykonana, w miarę upływu kilometrów coraz fajniejsze widoki, ciekawe urozmaicenie po wielu km nudnej szosy poznańskiej. Jechaliśmy raczej takimi mniejszymi grupkami niż zwartym peletonem, część osób zostawała na zdjęcia, posiłek, czy też wolniej jechała - ale generalnie jak na tak duży peleton jechaliśmy bardzo sprawnie. W rejonie Nowego Tomyśla robimy większy postój na stacji benzynowej i coraz ciekawszymi drogami kierujemy się na Zbąszyń i Smardzewo. Niestety w Lubuskiem mniej główne drogi są w marniutkim stanie, nie brakuje dziur. Za Smardzewem już nocą zaliczamy większy podjeździk po dziurach i kierujemy się w stronę Sulechowa i mostu na Odrze. Sama Odra pięknie oświetlona wspaniałym księżycem, za rzeką zaczyna się dość długi podjazd do Zielonej Góry (ta góra to nie tylko w nazwie ;)), temperatura spada już do -1'C. Na wjeździe do miasta czekamy aż zbierze się cała grupa, większość osób jedzie jeszcze do miasta na pizzę, natomiast my w trójkę (z Tranquilo i Cimanem) kierujemy się już bezpośrednio do Świdnicy;natomiast Yoshko musiał się udać do szpitala, bo ból ręki stawał się coraz dotkliwszy (okazało się, że to silne stłuczenie nie złamanie). Przed samym bunkrem (który był bazą wyprawki) czeka nas nieprzyjemny 2km odcinek chamskiego bruku, na szosówce nie jedzie się po tym za fajnie.
Na miejscu było już sporo osób, które dojeżdżały z innych rejonów; rozmawiamy o wrażeniach z naszych tras, bierzemy się tez za pieczenie kiełbasek na grillu. Niestety za długo nie posiedziałem przy ognisku, bo po nieprzespanej nocy i 460km w nogach organizm domagał się natychmiastowego odpoczynku, dopóki się jeszcze jedzie to senność tak nie bierze, ale gdy się na dłużej stanie - kima łapie błyskawicznie ;)).
Pozdrowienia dla wszystkich forumowiczów - miło było spotkać na żywo tyle osób znanych dość długo w sieci!
Zdjęcia
Zaliczone gminy - 20 (GOLINA, Słupca - wieś, SŁUPCA - miasto powiatowe, Strzałkowo, WRZEŚNIA - miasto powiatowe, NEKLA, KOSTRZYN, SWARZĘDZ, POZNAŃ - miasto wojewódzkie i powiatowe + powiat grodzki, Tarnowo Podgórne, Dopiewo, BUK, OPALENICA, NOWY TOMYŚL - miasto powiatowe, ZBĄSZYŃ, Szczaniec, SULECHÓW, Zielona Góra - wieś, ZIELONA GÓRA - miasto wojewódzkie i powiatowe + powiat grodzki, Świdnica)
Na okres Święta Niepodległości szykowałem się do wyjazdu na zaliczanie gmin na północnym Mazowszu, ale że zmobilizować się na ten mało atrakcyjny wyjazd było ciężko, a prognozy wietrzne zachęcały - postanowiłem pojechać na wyprawkę w Lubuskie. Ponad 400km w listopadzie - to już spore wyzwanie, ze względu na bardzo długie noce i niskie temperatury.
Ruszam na trasę o 20.30, by ominąć wiecznie remontowaną Dźwigową niepotrzebnie pojechałem przez Pruszków. A tam Jerozolimskie nieźle rozryte, następnie na kawałku do Ożarowa znowu dziury i objazd w rejonie nowo budowanej autostrady. Przebijając się przez te dziury nakląłem się na naszą prezydent zdrowo - bo głupie babsko cały ten remont Dźwigowej zafundowało nam tylko z tego powodu, że zachciało jej się zabłysnąć nowo otwartą ulicą tuż przed wyborami samorządowymi. I w wyniku silnego nacisku politycznego remont zakończono na łapu capu, podbudowę w tunelu zrobiono byle jak - i oczywiście natychmiast znowu się to rozwaliło i przez wiele miesięcy droga jest wyłączona z ruchu. A ulica jest kluczowa dla tego rejonu Warszawy, objeżdża się ja bardzo niewygodnie i daleko; tak więc warszawiacy mają komu być wdzięczni...
Za to po wjeździe na szosę poznańską jest już idealny asfalt i zaczyna się całkiem sprawna jazda. Dość zimno (1'C), ale noc widna (niemal pełnia), samego księżyca co prawda nie widać z powodu zachmurzonego nieba, ale i przez chmury nieźle rozjaśnia nocny mrok. Do Sochaczewa droga jest ruchliwa, za Sochaczewem robi się sporo gorzej (wjeżdżają tu tiry z ruchliwej DK50). Nieprzyjemnie jechało się do Łowicza, tutaj zdecydowana większość ruchu odbija w stronę Strykowa, by wjechać tam na autostradę poznańską. Natomiast stara szosa do Poznania - jest puściutka, świetny asfalt z poboczem. W Kutnie staję na odpoczynek pod stacją benzynową, gdy się nie kręci - organizm szybko się wychładza w takiej temperaturze (całą noc trzymało ten 1'C). Po wjeździe do województwa wielkopolskiego ok. 30km dość marnego asfaltu, za Kołem wraca dobra nawierzchnia, przed Koninem nudną trasę urozmaica kilka krótkich górek. Drugi postój robię kawałek za Koninem na stacji Orlenu, tym razem już w cieple, zafundowałem sobie herbatę i dwa hot-dogi. Jeszcze kawałek jazdy - i wreszcie zaczyna świtać, była to chyba moja najdłuższa noc na rowerze - w ciemnościach przejechałem aż koło 10h. Końcowy odcinek do Poznania pokonuje się sprawnie, do Wrześni co prawda nie ma pobocza, ale ruch jest na tyle symboliczny, że nic to nie przeszkadza; od Wrześni już do Poznania jest elegancka dwujezdniowa szosa.
Do Poznania udało mi się dotrzeć na czas, na dworcu PKP spotykam całą forumową ekipę pod "kierownictwem" Martwej Wiewiórki wybierającą się na wyprawkę w Lubuskie. Czekamy jeszcze na osoby dojeżdżające pociągiem z Gdańska i ok. 10.30 16-osobowym peletonem ruszamy w stronę Zielonej Góry. Pochmurna pogoda szybko zaczyna się poprawiać - i wkrótce mamy piękne słońce. Na wyjeździe z Zielonej Góry pojechaliśmy z Cimanem od razu drogą, natomiast większość grupy trzymała się ścieżek, na tym kawałku Yoshko niestety zaliczył na progu ograniczającym nieprzyjemny upadek i mocno stłukł nadgarstek, co bardzo utrudniało mu dalszą jazdę. Do Nowego Tomyśla droga porządnie wykonana, w miarę upływu kilometrów coraz fajniejsze widoki, ciekawe urozmaicenie po wielu km nudnej szosy poznańskiej. Jechaliśmy raczej takimi mniejszymi grupkami niż zwartym peletonem, część osób zostawała na zdjęcia, posiłek, czy też wolniej jechała - ale generalnie jak na tak duży peleton jechaliśmy bardzo sprawnie. W rejonie Nowego Tomyśla robimy większy postój na stacji benzynowej i coraz ciekawszymi drogami kierujemy się na Zbąszyń i Smardzewo. Niestety w Lubuskiem mniej główne drogi są w marniutkim stanie, nie brakuje dziur. Za Smardzewem już nocą zaliczamy większy podjeździk po dziurach i kierujemy się w stronę Sulechowa i mostu na Odrze. Sama Odra pięknie oświetlona wspaniałym księżycem, za rzeką zaczyna się dość długi podjazd do Zielonej Góry (ta góra to nie tylko w nazwie ;)), temperatura spada już do -1'C. Na wjeździe do miasta czekamy aż zbierze się cała grupa, większość osób jedzie jeszcze do miasta na pizzę, natomiast my w trójkę (z Tranquilo i Cimanem) kierujemy się już bezpośrednio do Świdnicy;natomiast Yoshko musiał się udać do szpitala, bo ból ręki stawał się coraz dotkliwszy (okazało się, że to silne stłuczenie nie złamanie). Przed samym bunkrem (który był bazą wyprawki) czeka nas nieprzyjemny 2km odcinek chamskiego bruku, na szosówce nie jedzie się po tym za fajnie.
Na miejscu było już sporo osób, które dojeżdżały z innych rejonów; rozmawiamy o wrażeniach z naszych tras, bierzemy się tez za pieczenie kiełbasek na grillu. Niestety za długo nie posiedziałem przy ognisku, bo po nieprzespanej nocy i 460km w nogach organizm domagał się natychmiastowego odpoczynku, dopóki się jeszcze jedzie to senność tak nie bierze, ale gdy się na dłużej stanie - kima łapie błyskawicznie ;)).
Pozdrowienia dla wszystkich forumowiczów - miło było spotkać na żywo tyle osób znanych dość długo w sieci!
Zdjęcia
Zaliczone gminy - 20 (GOLINA, Słupca - wieś, SŁUPCA - miasto powiatowe, Strzałkowo, WRZEŚNIA - miasto powiatowe, NEKLA, KOSTRZYN, SWARZĘDZ, POZNAŃ - miasto wojewódzkie i powiatowe + powiat grodzki, Tarnowo Podgórne, Dopiewo, BUK, OPALENICA, NOWY TOMYŚL - miasto powiatowe, ZBĄSZYŃ, Szczaniec, SULECHÓW, Zielona Góra - wieś, ZIELONA GÓRA - miasto wojewódzkie i powiatowe + powiat grodzki, Świdnica)
Dane wycieczki:
DST: 465.80 km AVS: 26.19 km/h
ALT: 1242 m MAX: 50.40 km/h
Temp:2.0 'C
Czwartek, 3 listopada 2011Kategoria Rower szosowy, Wycieczka
Warszawa - Konstancin - Gassy - Warszawa
Krótka przejażdżka nad Wisłę
Krótka przejażdżka nad Wisłę
Dane wycieczki:
DST: 43.60 km AVS: 26.69 km/h
ALT: 59 m MAX: 47.90 km/h
Temp:9.0 'C
Środa, 2 listopada 2011Kategoria Rower szosowy, Wycieczka
Warszawa - Góra Kalwaria - Pilawa - Piaseczno - Warszawa
Wieczorna przejażdżka do Pilawy. Spory ruch na drogach. Most w Konstancinie już zrobiony - ale dalej zamknięty. Natomiast dalej - prawdziwy cud, wreszcie zrobili jezdnię w Brzeźcach na zjeździe ze skarpy, gdzie jadąc ze 40km/h wpadało się zawsze w fatalne dziury. Wracając Puławską załapałem się za wolno przyspieszającego tira i dobiłem do 70km/h, szybciej na prostej to chyba tylko ze 2-3 razy jechałem w życiu. A szkoda, że się nie rozpędził bardziej - bo jeszcze miałem spore rezerwy i pod 80km/h może bym podciągnął :))
Wieczorna przejażdżka do Pilawy. Spory ruch na drogach. Most w Konstancinie już zrobiony - ale dalej zamknięty. Natomiast dalej - prawdziwy cud, wreszcie zrobili jezdnię w Brzeźcach na zjeździe ze skarpy, gdzie jadąc ze 40km/h wpadało się zawsze w fatalne dziury. Wracając Puławską załapałem się za wolno przyspieszającego tira i dobiłem do 70km/h, szybciej na prostej to chyba tylko ze 2-3 razy jechałem w życiu. A szkoda, że się nie rozpędził bardziej - bo jeszcze miałem spore rezerwy i pod 80km/h może bym podciągnął :))
Dane wycieczki:
DST: 57.20 km AVS: 27.46 km/h
ALT: 127 m MAX: 70.00 km/h
Temp:8.0 'C
Niedziela, 23 października 2011Kategoria Rower szosowy, Wycieczka
Nadwiślańska przejażdżka szosowa
Dane wycieczki:
DST: 45.60 km AVS: 27.09 km/h
ALT: 62 m MAX: 40.80 km/h
Temp:7.0 'C
Sobota, 22 października 2011Kategoria Rower szosowy, Wycieczka
Warszawa - Piaseczno - Grójec - Tarczyn - Warszawa
Przejażdżka szosowa, nadspodziewanie dobra pogoda i dość ciepło
Zapraszam na relację i zdjęcia z mojej sierpniowej wyprawy w Alpy
Przejażdżka szosowa, nadspodziewanie dobra pogoda i dość ciepło
Zapraszam na relację i zdjęcia z mojej sierpniowej wyprawy w Alpy
Dane wycieczki:
DST: 86.00 km AVS: 27.59 km/h
ALT: 231 m MAX: 41.70 km/h
Temp:11.0 'C
Środa, 12 października 2011Kategoria >100km, >200km, >300km, Rower szosowy, Wycieczka
Warszawa - Węgrów - Sokołów Podl. - Siemiatycze - Kleszczele - Hajnówka - Zabłudów - Białystok
Dłuższa trasa przez część naszej ściany wschodniej. Ruszam koło 7, dość chłodno (9'C), do tego bardzo zimny wiatr. Pierwszy odcinek do Węgrowa standardowo mało ciekawy, ale wiatr popycha do przodu. Za Stanisławowem w paru miejscach trwa remont drogi, z pewnością przydatny bo była w marnym stanie. Ale niestety na remoncie się nie skończyło - jestem świadkiem strasznego barbarzyństwa drogowców, którzy na odcinku paru kilometrów wycieli szpaler drzew przy drodze (i wygląda, że wytną kolejne kilometry). Trasa do Węgrowa jest mało atrakcyjna, ale te szpalery powodowały że jakoś to jeszcze wyglądało. Niestety to już przeszłość - bydlaki wycięły piękne drzewa na długich odcinkach, pokutując teoriom, że to rzekomo bezpieczniejsze dla kierowców. Argument po prostu śmieszny - jeśli ktoś nie jest w stanie utrzymać auta na jezdni - nie powinien dostawać prawa jazdy; na tej zasadzie to można zacząć wycinać lasy, bo jak helikopter będzie musiał awaryjnie lądować to będzie mu łatwiej.
Bardziej atrakcyjna trasa zaczyna się wraz z województwem podlaskim i mostem na Bugu. Wiatr cały czas pomaga, do Siemiatycz średnia przekracza 30km/h. Tutaj zaczyna się prawdziwa ściana wschodnia, mało ruchliwa droga w stronę Hajnówki, dużo lasów, także i gorsze nawierzchnie. Pogoda cały czas marna, ciągle wieje ten lodowaty wiatr, niemal całą trasę musiałem jechać w kapturze by nie wyziębić głowy. Do tego zaczyna trochę padać, przed Hajnówką przez jakieś 20min lało porządnie, do tego nadchodząca z boku burza zaowocowała bardzo mocnym wiatrem w bok, trudno było się utrzymać na szosie.
Pu burzy ochłodziło się do 5-6'C i tak już było do końca trasy. Kończę jazdę już nocą, do Zabłudowa dalej piękna trasa, ale końcówka do Białegostoku - do niczego, jazda bardzo ruchliwą krajówką z Lublina, do tego w samym Białymstoku totalna wiocha - fatalnie rozryta jezdnia na dłuższym odcinku, do tego oszczędzają na prądzie i lampy na odcinku paru km były wyłączone. Wracam ostatnim pociągiem do Warszawy, na trasie odpoczywałem może ze 30min, ale dobrą godzinę straciłem na rozmaite ustawienia pozycji na rowerze; jednak przy jeździe w długich spodniach i w niskich temperaturach będę musiał wrócić do opasek na kolana, bo bez nich są pewne problemy
Zaliczone gminy - 8 (Nurzec-Stacja, Milejczyce, KLESZCZELE, Dubicze Cerkiewne, Hajnówka - wieś, HAJNÓWKA - miasto powiatowe, Narew, ZABŁUDÓW)
Dłuższa trasa przez część naszej ściany wschodniej. Ruszam koło 7, dość chłodno (9'C), do tego bardzo zimny wiatr. Pierwszy odcinek do Węgrowa standardowo mało ciekawy, ale wiatr popycha do przodu. Za Stanisławowem w paru miejscach trwa remont drogi, z pewnością przydatny bo była w marnym stanie. Ale niestety na remoncie się nie skończyło - jestem świadkiem strasznego barbarzyństwa drogowców, którzy na odcinku paru kilometrów wycieli szpaler drzew przy drodze (i wygląda, że wytną kolejne kilometry). Trasa do Węgrowa jest mało atrakcyjna, ale te szpalery powodowały że jakoś to jeszcze wyglądało. Niestety to już przeszłość - bydlaki wycięły piękne drzewa na długich odcinkach, pokutując teoriom, że to rzekomo bezpieczniejsze dla kierowców. Argument po prostu śmieszny - jeśli ktoś nie jest w stanie utrzymać auta na jezdni - nie powinien dostawać prawa jazdy; na tej zasadzie to można zacząć wycinać lasy, bo jak helikopter będzie musiał awaryjnie lądować to będzie mu łatwiej.
Bardziej atrakcyjna trasa zaczyna się wraz z województwem podlaskim i mostem na Bugu. Wiatr cały czas pomaga, do Siemiatycz średnia przekracza 30km/h. Tutaj zaczyna się prawdziwa ściana wschodnia, mało ruchliwa droga w stronę Hajnówki, dużo lasów, także i gorsze nawierzchnie. Pogoda cały czas marna, ciągle wieje ten lodowaty wiatr, niemal całą trasę musiałem jechać w kapturze by nie wyziębić głowy. Do tego zaczyna trochę padać, przed Hajnówką przez jakieś 20min lało porządnie, do tego nadchodząca z boku burza zaowocowała bardzo mocnym wiatrem w bok, trudno było się utrzymać na szosie.
Pu burzy ochłodziło się do 5-6'C i tak już było do końca trasy. Kończę jazdę już nocą, do Zabłudowa dalej piękna trasa, ale końcówka do Białegostoku - do niczego, jazda bardzo ruchliwą krajówką z Lublina, do tego w samym Białymstoku totalna wiocha - fatalnie rozryta jezdnia na dłuższym odcinku, do tego oszczędzają na prądzie i lampy na odcinku paru km były wyłączone. Wracam ostatnim pociągiem do Warszawy, na trasie odpoczywałem może ze 30min, ale dobrą godzinę straciłem na rozmaite ustawienia pozycji na rowerze; jednak przy jeździe w długich spodniach i w niskich temperaturach będę musiał wrócić do opasek na kolana, bo bez nich są pewne problemy
Zaliczone gminy - 8 (Nurzec-Stacja, Milejczyce, KLESZCZELE, Dubicze Cerkiewne, Hajnówka - wieś, HAJNÓWKA - miasto powiatowe, Narew, ZABŁUDÓW)
Dane wycieczki:
DST: 306.10 km AVS: 27.83 km/h
ALT: 1036 m MAX: 53.30 km/h
Temp:9.0 'C
Wtorek, 11 października 2011Kategoria Rower szosowy, Wycieczka
Warszawa - Piaseczno - Łoś - Piskórka - Warszawa
Miała to być nieco dłuższa trasa, ale marna pogoda spowodowała, że w Łosiu odbiłem na Piskórkę i z powrotem do Piaseczna
Miała to być nieco dłuższa trasa, ale marna pogoda spowodowała, że w Łosiu odbiłem na Piskórkę i z powrotem do Piaseczna
Dane wycieczki:
DST: 50.30 km AVS: 25.79 km/h
ALT: 114 m MAX: 38.00 km/h
Temp:12.0 'C