Wpisy archiwalne w kategorii
Treking
Dystans całkowity: | 48343.90 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 2301:28 |
Średnia prędkość: | 21.01 km/h |
Maksymalna prędkość: | 82.10 km/h |
Suma podjazdów: | 352992 m |
Liczba aktywności: | 1072 |
Średnio na aktywność: | 45.10 km i 2h 08m |
Więcej statystyk |
Do pracy
Dane wycieczki:
DST: 15.30 km AVS: 20.86 km/h
ALT: 56 m MAX: 32.20 km/h
Temp:0.0 'C
Do pracy
Dane wycieczki:
DST: 15.30 km AVS: 21.35 km/h
ALT: 64 m MAX: 34.30 km/h
Temp:-1.0 'C
Do pracy
Dane wycieczki:
DST: 15.30 km AVS: 22.39 km/h
ALT: 62 m MAX: 34.80 km/h
Temp:-8.0 'C
Do pracy
Dane wycieczki:
DST: 14.50 km AVS: 20.23 km/h
ALT: 56 m MAX: 35.60 km/h
Temp:-4.0 'C
Olsztyn
Warszawa - Serock - Pułtusk - Przasnysz - Chorzele - Szczytno - Pasym - Olsztyn
Od dłuższego czasu zastanawiałem się nad naprawdę długą zimową trasę, w końcu udało mi się jednocześnie trafić w dobre warunki i zmobilizować do takiego wysiłku. Na trasę ruszam ok.5.30, oczywiście jest jeszcze ciemno, temperatura -6'C - więc nie tak źle, obawiałem się że może być zimniej. Sprawnie przebijam się Wisłostradą przez Warszawę, następnie jadę dobrze oświetloną drogą do Nieporętu, tam już powoli zaczyna świtać - tak więc mam okazję pooglądać zamarznięty Zalew Zegrzyński, takie połacie lodu robią spore wrażenie.
Za Serockiem z moją drogą łączy się ta tranzytowa z Nowego Dworu, tak więc odcinek do Pułtuska taki sobie, choć w sobotę ruch taki sobie; niemniej paru debili zza wschodniej granicy oczywiście trafiłem (IMO Pribałtyka to ojczyzna najbardziej chamskich kierowców świata). Ale po 20km do Pułtuska skręcam na Maków Mazowiecki, a tam ruch jest już minimalny. Jedzie się nadspodziewanie dobrze, wreszcie trafiłem idealnie z wiatrem, który mam niemal cały czas w plecy, mimo jazdy na kolcowanych oponach i na mrozie - średnią utrzymuję na poziomie ok.26km/h; drogi są w dobrym stanie, właściwie całe czarne. Przed Makowem mijam fajnie komponujące się w zimowy krajobraz dość szeroko rozlane rzeczki, następnie jest płaski odcinek z białymi polami. Do Przasnysza droga nieco skręca na zachód, więc jest trochę bocznego wiatru, niemniej dalej jedzie się świetnie, tak świetnie że na pierwszy postój dałem radę dojechać do samego Przasnysza (115km). Tam staję na dworcu PKS, jem kanapki (mróz jest niewielki (-3-4'C w dzień), więc nie zamarzły, piję herbatę z termosu (obowiązkowe wyposażenie na taką trasę).
Ale w czasie postoju szybko się zmieniły warunki - mianowicie zaczyna porządnie padać śnieg, wg prognoz śnieżyce miały dojść do Olsztyna dopiero o 17-18, tutaj tyle szczęścia co z wiatrem już nie miałem. Kilka km za Przasnyszem jadę w mocnym śniegu, ale szybko się to uspokoiło, chwilami dalej pada, ale już nie tak intensywnie. Za Przasnyszem zaczyna się dużo przyjemniejsza jazda, jest wiele odcinków leśnych, a ośnieżone sosny wyglądają fantastycznie; krajobraz niemal bajkowy, jak ze świątecznych pocztówek. Za Chorzelami wraca śnieg i pada już do samego Szczytna, nie intensywnie, ale jednak solidnie, co powoduje że powoli zaczyna się zbierać na drodze, na której ruch jest niewielki. Z tego powodu w Wielbarku decyduję się jechać do Olsztyna przez Szczytno (nie Jedwabno jak miałem w planach); tak by podróżować drogami krajowymi, nie wojewódzkimi, bo te są odśnieżane znacznie gorzej (już wylot drogi na Jedwabno w Wielbarku był cały w śniegu).
Do Szczytna dojeżdżam już trochę zmęczony długą trasa, na odpoczynek staję w barze fundując sobie dwie duże kanapki na ciepło. Gdy ruszam dalej zaczyna się porządna śnieżyca (gogle okazały się konieczne), cały odcinek do Pasymia jedzie się naprawdę ciężko, śnieg zaczyna zalegać na drodze, do tego mocno wieje, bo kawałek do Olsztyna jest bardziej na zachód, jak to na Mazurach - dochodzą też małe górki. Za Pasymiem już nieco lepiej, opady śniegu zmalały, droga lepiej przetarta; cały odcinek Szczytno - Olsztyn piękny, głównie w lesie, niestety końcówkę jadę już nocą. Na pożegnanie trasy, już w samym Olsztynie - znowu śnieżyca, w światłach sodowych lamp miliony płatków śniegu robią wrażenie :))
Dworzec w Olsztynie - fatalny, musiałem tu czekać godzinę na pociąg; jak na miasto wojewódzkie taka wyziębiona i brudna buda to po prostu wstyd. W pociągu ciepło, ale za to oczywiście musiał złapać 30min opóźnienia, jadąc do Warszawy linią gdańską - po prostu nóż w kieszeni się otwiera na dokonania PKP; jechałem tu rok temu i w remoncie był kawałek Nasielsk-Ciechanów - i przez ten rok nie dali rady zrobić 30km! Wysiadłem na dworcu wschodnim - a tam remont i zero oznaczeń jak wyjść z peronu na miasto, straciłem z 10min na poszukiwanie owego wyjścia; niestety mają rację ci którzy twierdzą, że PKP ciągle jest 10 lat za Murzynami :((
Zdjęcia z wycieczki
Warszawa - Serock - Pułtusk - Przasnysz - Chorzele - Szczytno - Pasym - Olsztyn
Od dłuższego czasu zastanawiałem się nad naprawdę długą zimową trasę, w końcu udało mi się jednocześnie trafić w dobre warunki i zmobilizować do takiego wysiłku. Na trasę ruszam ok.5.30, oczywiście jest jeszcze ciemno, temperatura -6'C - więc nie tak źle, obawiałem się że może być zimniej. Sprawnie przebijam się Wisłostradą przez Warszawę, następnie jadę dobrze oświetloną drogą do Nieporętu, tam już powoli zaczyna świtać - tak więc mam okazję pooglądać zamarznięty Zalew Zegrzyński, takie połacie lodu robią spore wrażenie.
Za Serockiem z moją drogą łączy się ta tranzytowa z Nowego Dworu, tak więc odcinek do Pułtuska taki sobie, choć w sobotę ruch taki sobie; niemniej paru debili zza wschodniej granicy oczywiście trafiłem (IMO Pribałtyka to ojczyzna najbardziej chamskich kierowców świata). Ale po 20km do Pułtuska skręcam na Maków Mazowiecki, a tam ruch jest już minimalny. Jedzie się nadspodziewanie dobrze, wreszcie trafiłem idealnie z wiatrem, który mam niemal cały czas w plecy, mimo jazdy na kolcowanych oponach i na mrozie - średnią utrzymuję na poziomie ok.26km/h; drogi są w dobrym stanie, właściwie całe czarne. Przed Makowem mijam fajnie komponujące się w zimowy krajobraz dość szeroko rozlane rzeczki, następnie jest płaski odcinek z białymi polami. Do Przasnysza droga nieco skręca na zachód, więc jest trochę bocznego wiatru, niemniej dalej jedzie się świetnie, tak świetnie że na pierwszy postój dałem radę dojechać do samego Przasnysza (115km). Tam staję na dworcu PKS, jem kanapki (mróz jest niewielki (-3-4'C w dzień), więc nie zamarzły, piję herbatę z termosu (obowiązkowe wyposażenie na taką trasę).
Ale w czasie postoju szybko się zmieniły warunki - mianowicie zaczyna porządnie padać śnieg, wg prognoz śnieżyce miały dojść do Olsztyna dopiero o 17-18, tutaj tyle szczęścia co z wiatrem już nie miałem. Kilka km za Przasnyszem jadę w mocnym śniegu, ale szybko się to uspokoiło, chwilami dalej pada, ale już nie tak intensywnie. Za Przasnyszem zaczyna się dużo przyjemniejsza jazda, jest wiele odcinków leśnych, a ośnieżone sosny wyglądają fantastycznie; krajobraz niemal bajkowy, jak ze świątecznych pocztówek. Za Chorzelami wraca śnieg i pada już do samego Szczytna, nie intensywnie, ale jednak solidnie, co powoduje że powoli zaczyna się zbierać na drodze, na której ruch jest niewielki. Z tego powodu w Wielbarku decyduję się jechać do Olsztyna przez Szczytno (nie Jedwabno jak miałem w planach); tak by podróżować drogami krajowymi, nie wojewódzkimi, bo te są odśnieżane znacznie gorzej (już wylot drogi na Jedwabno w Wielbarku był cały w śniegu).
Do Szczytna dojeżdżam już trochę zmęczony długą trasa, na odpoczynek staję w barze fundując sobie dwie duże kanapki na ciepło. Gdy ruszam dalej zaczyna się porządna śnieżyca (gogle okazały się konieczne), cały odcinek do Pasymia jedzie się naprawdę ciężko, śnieg zaczyna zalegać na drodze, do tego mocno wieje, bo kawałek do Olsztyna jest bardziej na zachód, jak to na Mazurach - dochodzą też małe górki. Za Pasymiem już nieco lepiej, opady śniegu zmalały, droga lepiej przetarta; cały odcinek Szczytno - Olsztyn piękny, głównie w lesie, niestety końcówkę jadę już nocą. Na pożegnanie trasy, już w samym Olsztynie - znowu śnieżyca, w światłach sodowych lamp miliony płatków śniegu robią wrażenie :))
Dworzec w Olsztynie - fatalny, musiałem tu czekać godzinę na pociąg; jak na miasto wojewódzkie taka wyziębiona i brudna buda to po prostu wstyd. W pociągu ciepło, ale za to oczywiście musiał złapać 30min opóźnienia, jadąc do Warszawy linią gdańską - po prostu nóż w kieszeni się otwiera na dokonania PKP; jechałem tu rok temu i w remoncie był kawałek Nasielsk-Ciechanów - i przez ten rok nie dali rady zrobić 30km! Wysiadłem na dworcu wschodnim - a tam remont i zero oznaczeń jak wyjść z peronu na miasto, straciłem z 10min na poszukiwanie owego wyjścia; niestety mają rację ci którzy twierdzą, że PKP ciągle jest 10 lat za Murzynami :((
Zdjęcia z wycieczki
Dane wycieczki:
DST: 245.10 km AVS: 24.43 km/h
ALT: 987 m MAX: 43.10 km/h
Temp:-3.0 'C
Warszawa - Konstancin - Szymanów - Gassy - Okrzeszyn - Warszawa
Nadwiślańska przejażdżka. Drogi już w dużo lepszym stanie niż w zeszłym tygodniu, ale za to mocny nieprzyjemny wiatr z zachodu, sporo obniżając odczuwalną temperaturę
Nadwiślańska przejażdżka. Drogi już w dużo lepszym stanie niż w zeszłym tygodniu, ale za to mocny nieprzyjemny wiatr z zachodu, sporo obniżając odczuwalną temperaturę
Dane wycieczki:
DST: 41.60 km AVS: 22.29 km/h
ALT: 91 m MAX: 43.50 km/h
Temp:-1.0 'C
Do pracy
Dane wycieczki:
DST: 15.30 km AVS: 21.86 km/h
ALT: 55 m MAX: 34.10 km/h
Temp:0.0 'C
Do pracy
Dane wycieczki:
DST: 15.40 km AVS: 21.49 km/h
ALT: 79 m MAX: 34.30 km/h
Temp:-8.0 'C
Do pracy
Dane wycieczki:
DST: 15.40 km AVS: 22.54 km/h
ALT: 55 m MAX: 33.60 km/h
Temp:-8.0 'C
Mróz!
Warszawa - Góra Kalwaria - Warka - Grójec - Piaseczno - Warszawa
Po spróbowaniu swoich sił w padającym śniegu - tym razem nadszedł czas na próbę na silnym mrozie. Ruszam ok. 13, pierwsze kilometry idą całkiem sprawnie, droga dobrze odśnieżona. Przed Górą Kalwarią zaczynam już marznąć (jest aż -14'C!), więc dokładam dodatkową warstwę pod kurtkę i pancerne ochraniacze na buty, nieco to pomogło - ale do komfortu było daleko. Po skręcie na Warkę pogarsza się stan drogi, jest coraz więcej śniegu, niemniej do samej Warki w większości były jeszcze wąskie paseczki asfaltu. Za Warką robi się ciemno (choć akurat nocą w zaśnieżonej okolicy jeździ się dużo przyjemniej niż latem), ale mocno zepsuła się też droga. Najbardziej przeszkadzają liczne nierówności z mocno zmrożonego śniegu, cały czas się na tym skacze, bardzo to przeszkadza w jeździe i ogranicza prędkość. Tak się jechało właściwie cały odcinek do Grójca, bardzo mnie to zmęczyło. Najgorzej było za Grójcem, bo tam skręciłem na wschód, a w międzyczasie zaczęło mocno wiać z tego kierunku. Polepszyło się dopiero mniej więcej od granicy powiatu piaseczyńskiego, tam już droga była lepiej odśnieżona, skończyły się te fatalne nierówności. Niemniej zmęczony byłem już bardzo, ponad 100km w takich warunkach to już dystans ekstremalny. Z ulgą docieram do Warszawy, z 10cm soplem na kominiarce i czapką całą w szronie :))
Trasa była naprawdę ciężka, dawno już tak w kość nie dostałem, na takim mrozie jedzie się już wystarczająco ciężko - a tym razem jeszcze doszła fatalna droga na dużej części trasy; tak więc w porównaniu z podobnej długości trasą i w tej samej temperaturze co w zeszłym roku do Ciechanowa - było dużo ciężej.
Zdjęcia zaledwie trzy bo szybko padła mi bateria w komórce
Warszawa - Góra Kalwaria - Warka - Grójec - Piaseczno - Warszawa
Po spróbowaniu swoich sił w padającym śniegu - tym razem nadszedł czas na próbę na silnym mrozie. Ruszam ok. 13, pierwsze kilometry idą całkiem sprawnie, droga dobrze odśnieżona. Przed Górą Kalwarią zaczynam już marznąć (jest aż -14'C!), więc dokładam dodatkową warstwę pod kurtkę i pancerne ochraniacze na buty, nieco to pomogło - ale do komfortu było daleko. Po skręcie na Warkę pogarsza się stan drogi, jest coraz więcej śniegu, niemniej do samej Warki w większości były jeszcze wąskie paseczki asfaltu. Za Warką robi się ciemno (choć akurat nocą w zaśnieżonej okolicy jeździ się dużo przyjemniej niż latem), ale mocno zepsuła się też droga. Najbardziej przeszkadzają liczne nierówności z mocno zmrożonego śniegu, cały czas się na tym skacze, bardzo to przeszkadza w jeździe i ogranicza prędkość. Tak się jechało właściwie cały odcinek do Grójca, bardzo mnie to zmęczyło. Najgorzej było za Grójcem, bo tam skręciłem na wschód, a w międzyczasie zaczęło mocno wiać z tego kierunku. Polepszyło się dopiero mniej więcej od granicy powiatu piaseczyńskiego, tam już droga była lepiej odśnieżona, skończyły się te fatalne nierówności. Niemniej zmęczony byłem już bardzo, ponad 100km w takich warunkach to już dystans ekstremalny. Z ulgą docieram do Warszawy, z 10cm soplem na kominiarce i czapką całą w szronie :))
Trasa była naprawdę ciężka, dawno już tak w kość nie dostałem, na takim mrozie jedzie się już wystarczająco ciężko - a tym razem jeszcze doszła fatalna droga na dużej części trasy; tak więc w porównaniu z podobnej długości trasą i w tej samej temperaturze co w zeszłym roku do Ciechanowa - było dużo ciężej.
Zdjęcia zaledwie trzy bo szybko padła mi bateria w komórce
Dane wycieczki:
DST: 115.00 km AVS: 19.88 km/h
ALT: 415 m MAX: 32.10 km/h
Temp:-14.0 'C