wilk
Warszawa
avatar

Informacje

  • Wszystkie kilometry: 295010.23 km
  • Km w terenie: 837.00 km (0.28%)
  • Czas na rowerze: 538d 00h 20m
  • Prędkość średnia: 22.73 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Zaprzyjaźnione strony

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy wilk.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

>100km

Dystans całkowity:218136.81 km (w terenie 665.00 km; 0.30%)
Czas w ruchu:9503:09
Średnia prędkość:22.79 km/h
Maksymalna prędkość:87.20 km/h
Suma podjazdów:1652635 m
Maks. tętno maksymalne:175 (93 %)
Maks. tętno średnie:151 (80 %)
Suma kalorii:126151 kcal
Liczba aktywności:979
Średnio na aktywność:222.82 km i 9h 43m
Więcej statystyk
Sobota, 17 lutego 2024Kategoria >100km, MTB 2024, Wypad
Drugiego dnia już deszczowo, ale w terenie ten deszcz przeszkadza sporo mniej niż na asfalcie, a Kampinos ma świetną glebę, która błota prawie nie łapie. Jazdę mocno urozmaiciło starcie pod Brochowem ze Straszliwym Gąsiorem. Stało to monstrum (ponad metr wysokości, dobrze odpasiony) na środku drogi, ale w zadufaniu we własne możliwości zlekceważyłem zagrożenie i zamiast zsiąść z roweru próbowałem go minąć jadąc rowerem. Na co Gąsior przystąpił do ataku (a rozpiętość skrzydeł to miał ze 2 metry), próbując go rozpaczliwie minąć zaryłem się w piachu i zaliczyłem malowniczą glebę :lol:









Dane wycieczki: DST: 106.01 km AVS: 18.07 km/h ALT: 540 m MAX: 39.68 km/h Temp:8.0 'C
Niedziela, 11 lutego 2024Kategoria >100km, >200km, >300km, Canyon 2024, Wycieczka
Zaufaj mi, jestem meteorologiem...
..czyli miało być tak pięknie (8-10 stopni), a wyszło jak zawsze czyli 90% trasy w deszczu i przedziale 2-4 stopnie ;))

Ruszamy rano z Krzychem na trasę z Warszawy do Czeremchy, byliśmy przygotowani na to, ze pierwsze parę godzin może być w deszczu i zimnie, ale wybraliśmy się na tę trasę bo już od południa wg prognoz miał się fajnie ocieplać. Tak więc motywem przewodnim stało się hasło "zaraz będzie to ocieplenie" :)). I jak się można domyślać niewiele z tego wyszło, a prawdziwym hitem była prognoza w Siemiatyczach, która pokazywała, że obecnie jest tam 8 stopni (podczas gdy realnie były 3 stopnie, deszcz i wcale niemały wiatr, więc odczuwalna to była poniżej zera).



Dla Krzyśka była to pierwsza trasa w roku, więc te 150km w zimnie, w deszczu i pod wiatr (po dość odkrytych terenach) dało mu ostro w kość i wolał nie przeginać, wracając z Siemiatycz pociągiem. Trochę podlaskich klimatów z trasy:




Ja pociągnąłem dalej, gdy dojechałem pod Czeremchę - uznałem, ze warto by wykorzystać ten wiatr pod który tyle jechaliśmy i skierowałem się na Małkinię. W Małkini z kolei uznałem, ze to już tylko trochę ponad setka do Warszawy, więc pojadę na kołach. I to nie był najszczęśliwszy pomysł, bo nocą drogami technicznymi wzdłuż ekspresówki do Białegostoku kiepsko się jechało, światła samochodów z S8 oślepiały, do tego choć przed Warszawą wreszcie się ociepliło do 7 stopni - to już padać zaczęło solidnie, a ja nie miałem kurtki na deszcz tylko wiatrówkę, więc dojechałem już mokry.

Jednym słowem wyszła trasa z gatunku "psychika się sama nie wykuje" :))
Parę fotek z trasy

Dane wycieczki: DST: 413.25 km AVS: 25.46 km/h ALT: 1365 m MAX: 41.91 km/h Temp:3.0 'C
Wtorek, 6 lutego 2024Kategoria Trenażer 2024, >100km
Zwift - The PRL Full in London

Zmierzyłem się z najdłuższą i najbardziej górzystą gotową trasą na Zwifcie. 6h na trenażerze wymaga przede wszystkim mocnej głowy. Też i sporo niedogodności związanej z kręceniem w pomieszczeniu - ból kolan na sztywno stojącym rowerze (w czasie prawdziwej jazdy rower znacznie bardziej "pracuje"), nawiew na twarz tyle czasu też mało komfortowy. Jakoś wymęczyłem, ale poprawiać tego wyniku raczej nie będę ;))

Dane wycieczki: DST: 174.07 km AVS: 30.01 km/h ALT: 2624 m MAX: 77.15 km/h Temp: 'C
Niedziela, 28 stycznia 2024Kategoria >100km, >200km, >300km, Canyon 2024, Wycieczka
Z Tyczyna do Warszawy dla WOŚP

W niedzielę 28 stycznia przypadał 32 finał Wielkiej Orkiestry, więc razem z warszawską ekipą Grupetto dołączyliśmy do charytatywnego przejazdu organizowanego przez Stowarzyszenie Młodzieżowe Centrum Współpracy w Tyczynie. Do Rzeszowa podróżujemy pociągiem, na dworcu odbiera nas Dominik i samochodem zawozi do Tyczyna, było z tym trochę śmiechu, bo w czwórkę musieliśmy się upchnąć na tylnym siedzeniu :))


U Dominika przeczekujemy 2h, które schodzą głownie na jedzeniu i zabawach z przemiłym sierściuchem:


O północy ruszamy z Tyczyna, w sumie jedzie nas ósemka, z rejonu Rzeszowa Wojciech Wilk, Krystian Cholewa i Bogdan Adamczyk, a warszawska ekipa to Ania Kopytowska, Marta Gryczko, Sylwester Szustak, Krzysztof Tlaga i ja; do tego towarzyszy nam 2-os ekipa w aucie serwisowym. Pogoda na starcie niestety nie rozpieszcza, pierwsze 70km jedziemy w lekkim deszczu i przy 0'C, do tego prawie cała trasa do Warszawy jest pod wiatr. Ten pierwszy kawałek był mocno nieprzyjemny, dużo leciało wody spod kół, więc na popas na stacji zatrzymujemy się z dużą ulgą. Później deszcz przechodzi i do  Sandomierza zaczynamy schnąć, na piękny sandomierski rynek wjeżdżamy robiąc sobie wyścigi na trudnym, brukowanym podjeździe. 


Tutaj mamy pierwszy popas w sztabie WOŚP, na wyjeździe z miasta Krystian zrywa łańcuch. A jechał na teoretycznie niezawodnym ostrym kole, a że nikt nie miał specjalnej spinki do szerokich łańcuchów, więc Krystian niestety musiał zakończyć jazdę i przesiąść się do auta. My natomiast kontynuujemy nocną jazdę, tempo jest bardzo solidne, na każdej górce już muszę walczyć żeby się utrzymać w grupie. co jakiś czas trochę odpadając. Dziewczyny niszczą system, nasze panie to ścisła czołówka kobiecego ultra, Ania (ksywka "Szalone Kopytko") ma taką nogę, że gdy wychodzi na prowadzenie na podjeździe to rozrywa grupkę, a Marta z kolei jedzie po sobotnim ostrym ściganiu na Zwifcie i trzyma się jakby to była na trasa na 20km. Ale bank rozbił Bogdan, który pojechał na rozklekotanym zimowym rowerze, z kolcowanymi oponami i wielkim orkiestrowym sercem na kierownicy, tak więc jadąc z ludźmi na wysokiej klasy szosówkach to miał tu bardzo solidny trening, ale Boguś to przecież kilkukrotny zwycięzca BBT.


Świta nam w rejonie Ostrowca Świętokrzyskiego, na tym kawałku mamy częste postoje w sztabach WOŚP, które wypadają co 30-40km - zatrzymujemy się w Kunowie, Iłży, Skaryszewie i Zwoleniu. Natomiast kolejny odcinek do Góry Kalwarii jest dłuższy, bo aż 80km, początkowo mieliśmy w planach stanąć w Głowaczowie, ale w wyniku drobnego zamieszania w końcu nic z tego nie wyszło i popasu w cieple nie robiliśmy. Za to w Górze mamy dłuższy postój obiadowy i już nocą dojeżdżamy do Warszawy wariantem przez Gassy. Tutaj w szóstkę (nie wszyscy mieli czas i ochotę) wybieramy się do głównego studia WOŚP - i chore pojebstwo trafia na ekrany telewizji :P

fot. @emgieer

Podziękowania dla całej, bardzo wesołej ekipy, elegancko ta inicjatywa wypaliła!


Zdjęcia z imprezy
Krótki filmik z IG Marty
Dane wycieczki: DST: 369.35 km AVS: 27.67 km/h ALT: 1495 m MAX: 51.23 km/h Temp:0.0 'C
Niedziela, 14 stycznia 2024Kategoria >100km, Canyon 2024, Wypad
MPP WINTER dla WOŚP - część 3

Nocleg mieliśmy krótki, już przed 3 wróciliśmy do jazdy, ja tradycyjnie nic nie pospałem. Pierwszy odcinek do Lanckorony kapitalny - solidny podjazd, pustka i mocno zaśnieżone drogi, a w samej końcówce 19%, gdzie już się bałem, że mi koła zaczną buzować, sama Lanckorona trzymała klimat ze swoimi drewnianymi domami.



Do Mszany mamy bardziej płaski, ale dość męczący odcinek - bo zaczął silnie wiać wiatr, który w tym rejonie nam nie pomagał. Na Orlenie w Mszanie krótki popas, gdy ruszamy - to zaczyna solidnie padać śnieg. Tego tośmy się nie spodziewali zupełnie, a tymczasem trzeba było wjeżdżać w góry na szosówkach w regularnej śnieżycy :P. Podjazd na Przysłop Lubomierski (750m) w coraz większej ilości śniegu, ale ciekawie było dopiero na zjeździe, aż mi się przypomniały chwile z legendarnego RTP 2019 (słynna edycja "Weather to Scratch"), gdy w maju na Podhalu złapały zawodników duże opady śniegu i właśnie na tej samej przełęczy miałem śnieżycę. Ale jednak na rowerze z hamulcami tarczowymi to jest inna bajka, sporo lepiej się jedzie w takich warunkach. Od Mszany jechałem głównie solo, z ekipą spotykając się głównie na postojach, co wynikało z termiki; miałem przecież aż 500km mniej w nogach i by utrzymywać zagrzanie organizmu musiałem jechać trochę szybciej.

W Zabrzeży dłuższy postój, tutaj nasza ekipa łączy się na żywo z TVN-em. Trzeba tu dodać, ze jechała z nami własna 3-osobowa ekipa medialna, złożona z entuzjastów rowerowych - Alina i Kostia z Gliadi Conten oraz Paweł Rzepecki; duże podziękowania - bo byli bardzo pomocni w różnych sprawach logistycznych, a przede wszystkim pomogli rozreklamować akcję zbiórki na WOŚP, co przecież było głównym celem tej imprezy - dzięki czemu udało się zebrać aż ponad 35tys, co znacznie przekroczyło nasze wstępne oczekiwania; zresztą zbiórka jeszcze trwa - tutaj link

Kolejny odcinek , czyli przełęcz Knurowska to już był naprawdę gruby, śniegu leżało sporo, pod górę to jeszcze, ale bardzo się obawiałem o zjazd. Ale jakoś dało radę, choć średnia całego zjazdu to było 13km/h - to dobrze mówi o tym jakie były warunki ;)


Ale po wjeździe na Podhale sytuacja na drogach się znacząco poprawiła i już do samego końca jedynie na krótkich fragmentach się trafiał śnieg czy lód. Ale przez to, że straciliśmy dużo czasu na zaśnieżonych przełęczach - to do samego końca trwała walka o limit i sumarycznie ekipa dojechała zaledwie 4min przed upływem czasu!


Impreza niezwykła, bardzo zadowolony byłem, że zdecydowałem się pojechać do końca. Całą trasę mieliśmy prawdziwą zimę, z ujemnymi temperaturami, z zimowymi warunkami na drogach, co choć podniosło znacząco poprzeczkę trudności to dało tez mnóstwo frajdy. Zupełnie co innego niż byłaby to typowa ostatnimi czasy  "polska zima", czyli lekko powyżej zera, deszcz i zero słońca. Do tego miałem okazję zobaczyć świetnie przecież znaną Głodówkę w zimowej szacie, a na powrocie z Jędrkiem do Zakopca mieliśmy nawet piękne słońce.


Zdjęcia z zimowego MPP
Film z zimowego MPP

Dane wycieczki: DST: 184.43 km AVS: 17.76 km/h ALT: 2916 m MAX: 47.36 km/h Temp:-4.0 'C
Sobota, 13 stycznia 2024Kategoria >100km, >200km, >300km, Wypad, Canyon 2024
MPP Winter dla WOŚP - część 2

Razem z Tadkiem postanowiliśmy w Łowiczu dołączyć do bardzo zacnej inicjatywy organizatorów z Koła Ultra i Race Through Poland - czyli zimowego przejazdu trasą MPP, którego celem była zbiórka pieniędzy na WOŚP. Oprócz zbiórki pieniędzy było również mocno sportowe założenie przejazdu, czyli zmieszczenie się limicie czasowym MPP - 72h. W lato nie jesteś to jakieś wielkie wyzwanie, ale jazda tego samego zimą to już zupełnie inna bajka. Z Helu wyruszyła czwórka mocnych i doświadczonych zawodników ultra - Joanna Rumińska-Pietrzyk, Jędrzej Gąsiorowski, Paweł Puławski i Maciek Kordas. Zgodnie z planem udało im się przez pierwszą dobę dojechać do Łowicza (500km), gdzie mielili zaplanowany dłuższy 8h nocleg i o 2 w nocy planowali wrócić na trasę.

My z Tadkiem dojechaliśmy ostatnim pociągiem do Łowicza o północy (w Łowiczu byliśmy jedynymi pasażerami), tu na 2h pojechaliśmy do Marcina Podrażki i przed 2 pojechaliśmy do ekipy jadącej MPP, Marcin towarzyszył nam do rejonu Skierniewic, a my z Tadkiem planowaliśmy zrobić z ekipą setkę do Opoczna. Pierwsze kilometry prowadziły dość bocznymi drogami, na których nie brakowało śniegu i lodu, tak więc trzeba było jechać dość ostrożnie. Ale ta zimowa jazda miała masę uroku, przede wszystkim ze względu na śnieg leżący w całej okolicy było dużo jaśniej niż jest normalnie nocą, przez co ta nocna jazda była dużo mniej monotonna. Na odcinku do Opoczna Asia zaliczyła glebę i to nie na jakimś mocno oblodzonym odcinku, a właśnie na takim z pozoru "czystym"; niestety okazało się, ze trochę lodu było na "akustycznej" linii rozdzielającej pasy. Ale nic się nie stało, Asia poleciała na biodro, a miała spodnie Assosa, które miały w rejonie bioder wmontowane specjalne wkładki mające absorbować uderzenia - i trzeba przyznać, ze idealnie spełniły swoje zadanie. Portki niestety się trochę rozdarły, ale podobno ta firma oferuje "crash replacement". W Opocznie powoli zaczyna świtać, na Orlenie dołącza do naszej ekipy trójka kolarzy, z czego dwóch towarzyszyło nam do Końskich.


Tadek ruszył do Radomia, a ja jako, ze świetnie mi się jechało - postanowiłem pociągnąć aż do Krakowa. Na postoju Paweł Puławski robił za złego żandarma mocno pilnując czasu postoju, by więcej niż 30min nie wyszło - rola trochę niewdzięczna, ale konieczna, bo bez dyscypliny postojowe nie było by mowy o tych 72h. Świętokrzyskie przywitało nas bardziej zaśnieżonymi drogami, w tym piękne odcinki leśne na bocznych drogach do Włoszczowy.


Ale prawdziwa zabawa to zaczęła się dopiero na Jurze - tam to już śniegu było naprawdę sporo, przed Ogrodzieńcem to już na moich oponach 28mm zaczynało się robić wesoło; kawałek przed Ogrodzieńcem na trasie odwiedzili nas Marek Dembowski ze Zbyszkiem, bardzo nam podeszły banany, które przywieźli - dzięki chłopaki!


A że ta zimowa jazda dawała mnóstwo frajdy uznałem, ze muszę zobaczyć jak to będzie wyglądać w górach - i postanowiłem pojechać z ekipą aż do samego końca.

W rejonie Krakowa dołączyło się do nas sporo lokalnych kolarzy, chwilami to jechaliśmy w peletonie pod 20 osób; dopiero przed przekroczeniem Wisły wróciliśmy do 5-osobowego składu. Na szczęście po przejechaniu z województwa śląskiego do małopolskiego - znacząco poprawił się stan dróg i mocno pagórkowaty odcinek do Kalwarii Zebrzydowskiej przejechaliśmy dużo sprawniej niż Jurę i po 22 meldujemy się na kolejnym noclegu
Zdjęcia z zimowego MPP
Film z zimowego MPP

Dane wycieczki: DST: 359.53 km AVS: 21.53 km/h ALT: 2799 m MAX: 57.02 km/h Temp:-3.0 'C
Sobota, 30 grudnia 2023Kategoria >100km, >200km, >300km, Canyon Disc 2023, Wycieczka
Walka ze sprzętem na Jurze

Podczas wielu naszych jesienno-zimowych wypadów ultra sprzęt sprawował się perfekcyjnie. Ale żeby była równowaga w przyrodzie za za dużo szczęścia trzeba kiedyś zapłacić cenę i na tym wypadzie los się na nas odegrał ;)). Na ostatni weekend w roku postanowiliśmy ruszyć na Jurę. Pociągi w tym terminie były bardzo obłożone, więc do Opola jedziemy składem, który nie oferuje przewozu rowerów, ale dla chcącego nic trudnego, rowery miały nawet miejsca siedzące ;).



Na dworcu w Opolu bierzemy się za wymianę klocków hamulcowych w rowerze Marty, zajechanych po mokrych 500km do Wilna. Niestety polegliśmy na tej operacji, bo tłoczków nijak się nie dało cofnąć, a w hamulcach szosowych jest mniej miejsca niż w MTB i by założyć nowe klocki tłoki trzeba cofnąć do zera. Ponad godzina roboty na marne, rozciąłem sobie rękę, a jeszcze na sam koniec dworcowy gołąb obsrał nam nowe klocki :P

Nie było rady, Marta musiała jechać jedynie z tylnym hamulcem, który też już powoli dogorywał. Na pierwszy ogień idzie Gogolin i Góra Świętej Anny, tutaj pech dopada mnie - gdzieś na bruku na szczycie czuję, że opona mi mięknie, więc trzeba było zmienić dętkę, a za ciepło to nie było, Marta czekając aż zrobię kapcia nieźle zmarzła. Świt za to mamy elegancki, zobaczyć słońce w grudniu to nie lada wyczyn ;)


Przed Zawierciem zaczynają się pierwsze jurajskie hopeczki, w samym mieście byliśmy w dwóch sklepach rowerowych by zreperować ten przedni hamulec, niestety sobota, dzień przed sylwestrem to i w Warszawie większość sklepów rowerowych jest zamknięta, nie inaczej było w Zawierciu.



Postanawiamy, więc zmienić trasę i zrezygnować z Ojcowa, bo jazda głębiej w Jurę była za ryzykowna, bo i w tylnym hamulcu Marty klocki już ledwo żyły. Mieliśmy zaproszenie do Marka Dembowskiego w Ogrodzieńcu, więc z chęcią skorzystaliśmy - wielkie dzięki dla Marka i rodziny za spotkanie i ugoszczenie nas, niestety zapomniałem zrobić wspólnego zdjęcia.


Z Ogrodzieńca bierzemy więc kurs na Warszawę, czekało nas jeszcze ze 40km solidnych jurajskich hopek, dopiero za Lelowem się wypłaściło. Zmierzch łapie nas za Włoszczową, ale nocka świetna do jazdy - sucha i księżycowa.


I gdy już myśleliśmy, że bez problemu dojedziemy do Warszawy - na 50km przed Grójcem w rowerze Marty pojawia się głośny chrobot. Po obejrzeniu sprzętu okazuje się, że padło łożysko w bębenku i kaseta ma luz na dobry centymetr. Na rowerze póki co dało się jeszcze jechać, ale Marta nie mogła puszczać korby, bo wtedy natychmiast bębenek głośno wył; nawet na zjazdach trzeba było dokręcać. Tego typu jazda jest bardzo niekomfortowa, dlatego Marta w Grójcu zjechała do domu, nie było sensu ryzykować, bo bębenek mógł paść na amen w każdej chwili, a jazda po aglomeracji warszawskiej, gdzie trzeba co chwilę ruszać i hamować byłaby bardzo niekomfortowa.

Z takimi awariami zrobić ponad 400km w grudniu to już kawał wyczynu, to wymaga nie lada psychy, by nie wsiąść w pociąg. Rower Marty, która przejechała w tym roku ponad 40tys km nie ma lekkiego życia :))
Krótki filmik z IG Marty
Zdjęcia z trasy

Dane wycieczki: DST: 428.90 km AVS: 26.07 km/h ALT: 2576 m MAX: 56.20 km/h Temp:4.0 'C
Sobota, 16 grudnia 2023Kategoria >100km, >200km, >300km, >500km, Canyon Disc 2023
Wilno
Grudzień to miesiąc z najdłuższymi nocami w roku i ... najlepszy czas na tradycyjną trasę do Wilna :)). Ponad 16-godzinna noc na rowerze to kawał wyzwania, szczególnie dla psychiki.


Dlatego dużo lepiej jechać w towarzystwie, a Marty to na takie soczyste trasy nie trzeba długo namawiać ;).Ruszamy z Warszawy dość późno, koło 15, tuż przed zachodem słońca. Pierwszy odcinek tradycyjnie mocno nieprzyjemny, czyli przebijanie się przez warszawską aglomerację, dopiero po ok. 40km robi się spokój na drogach. Wiatr elegancki, ale pojawiają się opady deszczu ze śniegiem, co jazdy nie ułatwia, szybko można zapomnieć o suchych stopach. Pierwszy popas robimy w Węgrowie, na kolejny do Wysokiego Mazowieckiego mamy sporo bocznych dróg, trochę się obawialiśmy o ich stan, bo temperatura oscyluje między -1'C a 0'C, ale nie ma z tym problemów. Jest co prawda mokro, ale co najważniejsze nie ma zalodzeń i ślisko na tyle co wynika z mokrej drogi. Nocną jazdę urozmaicają iluminacje świąteczne w co większych miasteczkach


Za Wysokiem Mazowieckiem czeka nas bardzo długi, aż 150km przerzut do Augustowa, bez żadnej infrastruktury. Tradycyjnie ciągnie się ten odcinek bardzo długo, drogi cały czas mokre; a odpoczynki "polowe" wymagają sporego zahartowania ;)


W Korycinie zastanawialiśmy czy jechać długim objazdem DK8 przez Janów, czy też jednak wybrać jazdę główną szosą. Postawiliśmy w końcu na objazd - i była to bardzo dobra decyzja, bo na tym fragmencie DK8, którego w drodze do Augustowa już się nie da objechać okazało się, ze ruch tirów w związku z pandemią oraz wojną na Ukrainie wcale się nie zmniejszył, to dalej jest jedna z najbardziej hardkorowych dróg w Polsce. Marta tak cisnęła na tym kawałku, że aż udało się jej zdobyć QOM-a ;). Gdy wjeżdżamy do Augustowa zaczyna już świtać, robimy tutaj długi, ponad godzinny popas, ruszając z Orlenu już za dnia. Odcinek do granicy niebrzydki, przez ośnieżone lasy Puszczy Augustowskiej, niestety (podobnie jak temu, gdy jechaliśmy do Wilna z Tadkiem) pogoda się zepsuła i zaczęło padać. Nie był to jakiś wielki deszcz, padało albo lekko, albo w formie mżawki, ale trzymało to już praktycznie do końca trasy. 

Na Litwie trasa robi się bardziej pagórkowata, a wraz z dystansem pokonywanym na wschód pojawia się coraz więcej śniegu, tutaj taki lokalny Radio Tower (czyli znany podjazd na Zwifcie, jak to żartowała Marta)


Kolejny popas robimy po 410km w Olicie, kawałek po przekroczeniu Niemna wjeżdżamy w drugą noc na trasie. Zmęczenie robi się już coraz większe, sama trasa do Wilna jakaś specjalnie trudna nie jest, ale 500km o tej porze roku to jest już bardzo dużo, a my jedziemy praktycznie całą trasę po mokrych szosach, z połowę w deszczu, a temperatura maksymalna nie przekracza 2'C. Tak wiec do Troków docieramy już zdrowo ujechani, zrobiliśmy rundkę po pięknie podświetlonym mieście i dojechaliśmy nad zamek na jeziorze Galwe.


Natomiast z rundki nad jeziorem i przejazdu po mostkach musieliśmy już zrezygnować, bo wszystko było strasznie oblodzone, więc wybraliśmy powrót do głównej drogi z niej wjazd na boczną trasę do Wilna i po ok. 20km docieramy do naszego celu!


Przed samym Wilnem zaczęło już solidnie lać, więc do centrum dojeżdżamy zdrowo przemarznięci i zmęczeni oraz bardzo szczęśliwi, że to już koniec tych męczarni. Niestety czasu było już za mało na rundkę po centrum, do tego lało cały czas, więc zwiedzanie nam się zupełnie nie uśmiechało, woleliśmy posiedzieć w ciepłym Macu :)).

Trasa bardzo wymagająca, do Wilna jechałem już nieraz (także i w grudniu), ale w tym roku trafiły się najtrudniejsze warunki z wszystkich tych moich wileńskich tras. Dlatego wielkie podziękowania dla Marty za wspólną jazdę, bo każda inna dziewczyna to by mnie zabiła za jeżdżenie 500km na mokro i po ciemku przy 0'C, a Marta nawet słowem nie narzekała :)). A jakie mieliśmy warunki na trasie najlepiej pokazuje stan moich przednich klocków hamulcowych po tej trasie, zdarte do blachy. Drugi komplet też do wymiany, ale nie ma co narzekać - tam gdzie drwa rąbią tam wióry lecą! :))


Filmik z IG Marty
Zdjęcia z trasy

Dane wycieczki: DST: 521.40 km AVS: 26.49 km/h ALT: 2575 m MAX: 48.20 km/h Temp:0.0 'C
Sobota, 11 listopada 2023Kategoria >100km, >200km, >300km, Canyon Disc 2023, Wycieczka
Po rogale świętomarcińskie, do pierdla i pod pomnik
...czyli Marta i jej ekipa Nieśmiertelnych znowu w akcji ;))

Listopad za pasem, ale to nie powód by odpuszczać jeżdżenie tras ultra. Cel na 11.XI sam się narzucał, w dzień Świętego Marcina warto się wybrać do Poznania na słynne rogale świętomarcińskie. Na dzisiejszą trasę do Marty i Rafała dołącza do nas też Michał, w pociągu do Poznania nasza ekipa oczywiście pełna życia i wigoru:


W Poznaniu robimy rundkę po centrum, które niestety od dawien dawna jest zeszpecone niekończącym się remontem, który jest jedną wielką kompromitacją tego miasta. Kiedyś Wielkopolska słynęła z doskonałego zarządzania, a teraz to skrajnie nieudolne władze Poznania stają się przedmiotem memów


Jeszcze trochę i poznaniacy dojdą do poziomu PKP i legendarnego remontu linii do Zakopanego, który trwa już 10 lat ;). Ale celem naszej wizyty w Poznaniu nie były zabytki, a słynne rogale świętomarcińskie, bo 11.XI to nie tylko Święto Niepodległości, ale również dzień Świętego Marcina, można powiedzieć nieoficjalnego patrona Poznania. Kupujemy oryginały, potwierdzone certyfikatem, smakowały wybornie!


Wyjazd z Poznania nieciekawy, dopiero jakieś 30km za miastem robi się przyjemnie, wychodzi słońce, a temperatura z poziomu 2-3 stopni skacze do całkiem przyjemnych 7-8'C. Kolejny punkt naszego "programu" to Wronki, słynące w całej Polsce oczywiście ze swojego więzienia, które trzeba to przyznać swoimi rozmiarami robi wrażenie, a na murze tego przybytku rozbawia nas taki oto plakat:


Za Wronkami najfajniejszy odcinek dzisiejszej trasy - wjeżdżamy w lasy Puszczy Noteckiej, następnie zwiedzamy urokliwe Drezdenko, a na wyjeździe z tego miasta wjeżdżamy na przyjemną ścieżkę rowerową


Kawałek za Drezdenkiem łapie nas zmierzch, do Świebodzina dojeżdżamy już nocą (po drodze odcinek lubuskich górek). Po postoju w Macu jedziemy pod słynną statuę Chrystusa Króla Wszechświata, trzeba przyznać, że ten rozmach i gigantomania robi wrażenie. Warto tu dodać, że Chrystus ze Świebodzina nie jest synem cieśli, tylko synem kolarza. Bo jednym z głównych inicjatorów budowy tego pomnika był Wacław Żurakowski, kilkukrotny finisher BBT, a następnie współorganizator tego wyścigu, który w Świebodzinie przez wiele lat był radnym oraz przewodniczącym rady miejskiej.


Ze Świebodzina zaczynamy długi, nocny odwrót do Wrześni. Pomagał nam wiatr w plecy, a temperatura trzymała sensowne 4'C, więc jechało się całkiem dobrze, choć oczywiście długie listopadowe noce potrafią dać w kość; to nie to samo co jazda w czerwcu. Kawałek przed Wrześnią podnosi nam ciśnienie stado saren, które wtargnęło na drogę wypłoszone jadącym obok pociągiem, ledwie się udało wyhamować. Niemniej z tych ostatnio pokonywanych tras ta była dla mnie najłatwiejsza, dobra pogoda i bardzo płaska trasa zrobiły swoje. 
Zdjęcia z trasy
Krótki filmik na IG Marty

Dane wycieczki: DST: 427.40 km AVS: 28.46 km/h ALT: 1395 m MAX: 46.50 km/h Temp:5.0 'C
Sobota, 4 listopada 2023Kategoria >100km, >200km, >300km, Canyon Disc 2023, Wycieczka
Pada deszczyk, pada równo - raz spadnie na kwiatek, raz spadnie na g...
Kolejny weekend, więc pora na kolejną traskę ultra. Sponsorem dzisiejszego odcinka był przemiły deszczyk, który uraczył nas towarzystwem przez 150km przy 5 stopniach. Serdeczne podziękowania, bo w dobrej pogodzie to my przecież nie jeździmy ;))


Ruszamy z Warszawy o północy, drogi mokre, ale z góry na razie nic kapie, zaczyna dopiero za Nasielskiem, w Ciechanowie robimy postój na Orlenie. Gdy ruszamy zostaje już tylko godzina do świtu, ale bardzo marny był to świt, bo lać zaczęło już solidnie i trzymało aż do Iławy. Większość ludzi szukałoby w takiej sytuacji odpoczynku w cieple, ale Marta wręcz przeciwnie - całe 130km do Iławy cisnęła na raz, nie chcąc słyszeć o pośrednich postojach; właśnie tak mocna głowa i odporność na złe warunki jest kluczowa na wyścigach ultra, bo tam to pogoda często rozdaje karty.


W Iławie robimy dłuższy popas w Macu i gdy ruszamy wreszcie robi się fajna pogoda - deszcz już nie pada, temperatura nieco skoczyła do góry, a momentami nawet przebłyskuje słońce. Droga do Suszu widokowa, powoli zmieniają się nam krajobrazy, bo wjeżdżamy na Powiśle. Główny punkt programu dzisiejszej trasy to Malbork i wspaniały zamek krzyżacki, który swoim ogromem nawet i w dzisiejszych czasach robi wielkie wrażenie, więc można jedynie się domyślać jak wielkie wrażenie wywierał w średniowieczu.


Kawałek za Malborkiem łapie nas zmierzch, listopadowy dzień to ciemności już o 16, więc trzeba się zacząć przyzwyczajać do zimowej długości dnia, bo do marca to lepiej nie będzie ;). Dojazd na Westerplatte to przejazd przez mocno zindustrializowane dzielnice Gdańska - mija się wielką rafinerię oraz jeszcze większy port z bardzo rozbudowaną infrastrukturą. Taki industrial za dnia wygląda z reguły fatalnie, natomiast nocą nabiera nowego życia, podświetlona rafineria prezentowała się niemal jak jakiś zaawansowany statek kosmiczny ;))


Westerplatte jak zawsze robi spore wrażenie, to miejsce ma swoją magię i choć dojazd na półwysep jest upierdliwy to moim zdaniem zdecydowanie warto.


Na koniec trasy robimy tradycyjną rundkę po gdańskiej starówce, okazało się też, że wreszcie ukończono remont zabytkowego dworca PKP, który teraz prezentuje się wspaniale, to bez wątpienia jeden z najładniejszych dworców w Polsce.
Zdjęcia z wyjazdu
Krótki filmik z IG Marty
Dane wycieczki: DST: 379.80 km AVS: 26.75 km/h ALT: 1586 m MAX: 53.10 km/h Temp:7.0 'C

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl