Wpisy archiwalne w kategorii
Wycieczka
Dystans całkowity: | 106385.75 km (w terenie 504.00 km; 0.47%) |
Czas w ruchu: | 4204:55 |
Średnia prędkość: | 25.30 km/h |
Maksymalna prędkość: | 78.00 km/h |
Suma podjazdów: | 453881 m |
Suma kalorii: | 213173 kcal |
Liczba aktywności: | 896 |
Średnio na aktywność: | 118.73 km i 4h 41m |
Więcej statystyk |
Czwartek, 4 czerwca 2020Kategoria Canyon 2020, Wycieczka
Pętleka do Cieciszewa, przyjemna pogoda do jazdy, właściwie letnia, choć wieje solidnie z południa
Dane wycieczki:
DST: 51.70 km AVS: 31.02 km/h
ALT: 123 m MAX: 52.00 km/h
Temp:21.0 'C
Niedziela, 31 maja 2020Kategoria >100km, Giant Anthem 2020, Wycieczka
Pętelka do Kampinosu z Krzyśkiem i Arturem.
Fajna pogoda (a wg prognoz miało być sporo gorzej), jazda solidnym tempem, zawsze fajne urozmaicenie w stosunku do szosy
Fajna pogoda (a wg prognoz miało być sporo gorzej), jazda solidnym tempem, zawsze fajne urozmaicenie w stosunku do szosy
Dane wycieczki:
DST: 106.10 km AVS: 21.36 km/h
ALT: 468 m MAX: 45.30 km/h
Temp:17.0 'C
Piątek, 29 maja 2020Kategoria Canyon 2020, Wycieczka
Pętelka do Cieciszewa, dużo wiatru
Dane wycieczki:
DST: 51.80 km AVS: 29.60 km/h
ALT: 160 m MAX: 51.50 km/h
Temp:22.0 'C
Bracia Wilcy
Sezon ultra niestety w zawieszeniu, ale że terminy powoli robią się coraz bardziej optymalne na długie trasy - głód jeżdżenia rośnie ;). Byłem w tym roku na paru dłuższych trasach, ale nie byłem jeszcze na prawdziwym ultra, czyli całodobowej trasie i te zaległości należało czym prędzej nadrobić.
Kocham to uczucie, gdy wychodzi się z domu z założeniem dojechania aż na granice, że dzięki własnym mięśniom i determinacji przejedzie się rowerem trasę, która dla innych i pokonywana samochodem jest męcząca. Do tego cała otoczka długich tras - zaplanowanie sensownych miejsc na postoje, przygotowanie ekwipunku zgodnie z prognozami pogody, zasilanie do GPS, telefonu czy oświetlenia. I to uczucie gdy włącza się ślad na GPS, a tam w polu "dystans do celu" pojawia się liczba 640km ;)). Taki entuzjazm nie ma sobie równych, tego za żadne pieniądze się nie kupi!
Takim właśnie entuzjazmem naładowany ruszam o 8 rano z domu kierując się na południe. Wiatr sprzyjający, więc początek się leci szybko. Pierwsze kilometry to powtórka z początku miesiąca, czyli trasa przez Górę, Warkę, Pionki aż do Solca, z fajnymi nadwiślańskimi hopkami w końcówce. Po 150km przed Solcem postój na drugie śniadanie, w tym sam miejscu co na trasie śladami Maratonu Podróżnika - i podobnie jak wtedy atakują mnie kleszcze ;). Po przejechaniu na drugą stronę Wisły dalej jadę wzdłuż rzeki przez Józefów i Annopol, tam wracam na lewą stronę rzeki. Trasa całkiem fajna, cały czas są pagóreczki, pogoda świetna, cały czas słonecznie, ale w okolicach 18-20 stopni. W Sandomierzu krótki postój na pięknym rynku, kolejny most na Wiśle i po paru km ruchliwą krajówką zjeżdżam na boczne drogi.
Ten odcinek "delty" Wisły i Sanu płaski jak stół, pierwsze góreczki dopiero po wjechaniu na trasę BBT w Nowej Dębie, od razu wracają liczne wspomnienia z tego wyścigu (choć edycja 2020 ma iść już inną trasą, przez Łańcut). Postój obiadowy miałem w planach w Macu w Kolbuszowej, tutaj rozczarowanie, bo pomimo zniesienia zakazu pracy restauracji Mac działa tylko w formie wydawania posiłków przez okienko.
Wkurzyło mnie to, bo już zmierzchało i temperatura była w okolicach 10 stopni, a chciałem tu dłużej odpocząć w cieple, a trzeba było jeść marznąć na powietrzu. Ale to było dopiero niewielkie preludium marznięcia z którym przyszło się zmierzyć na tej trasie ;). Już koło 22 temperatura spada do poziomu 3-4 stopni, czyli wg prognoz najniższych temperatur jakich należało się spodziewać. Ale jak tyle było o 22, to wiedziałem, że o świcie będzie sporo zimniej. Przed Łańcutem coraz więcej hopek, ale prawdziwe podjazdy zaczynają się dopiero za tym miastem, są 3 długie ściany ponad 100m w pionie z rzędu, od razu czuć inwersję temperaturową, na szczytach 1-2 stopnie, a na dole już mróz. Jechałem przez takie zadupia, że żadnych stacji całodobowych nie było, a już tym bardziej takich, gdzie można by było ogrzać się w cieple, więc żeby utrzymywać sensowną termikę trzeba było cały czas kręcić.
Od Birczy zaczynają się już długie podjazdy bieszczadzkiego pogórza, ostra ścianka na wyjeździe z miasteczka, później wąska leśna droga ze świetnym asfaltem (tędy ma prowadzić tegoroczny BBT). Niestety zrobiłem tutaj błąd i źle puściłem ślad wpakowując się na bardzo dziurawą drogę, która wkrótce przeszła w kamienisty szuter, a następnie płyty z dziurami, z 5km się czymś takim turlałem. Zaczyna już świtać, więc zimno osiąga apogeum zbliżając się do -4'C, w sumie to z pół nocy jechałem na mrozie, na szczęście ze względu na inwersję często się wracało w trochę cieplejsze miejsca i woda w bidonach nie przymarzła tak by się pić nie dało.
Zaczyna się też najcięższy kawałek mojej trasy, najpierw rzeźnicki podjazd do Ropieńki, a później drogą na zaporę w Solinie i dalej do Cisnej. Ta droga wzdłuż Sanu i dalej Solinki na mapie wygląda całkiem niewinnie, ot droga wzdłuż rzeki, ale faktycznie jest tam kupa podjazdów. Ale ociepla się już sensownie, tak że przed Cisną można już jechać w krótkich spodenkach, a pogoda znowu ekstra. Myślałem nad ciepłym śniadaniem w Cisnej, gdzie są liczne i smaczne bary, ale analizując czas widzę, że moja rezerwa względem powrotnego pociągu do Rzeszowa niebezpiecznie stopniała, więc trzeba jechać minimalizując postoje. Za Cisną z 10km mocno dziurawego asfaltu na przełęcz Przysłup, podobnie i na zjeździe, gdzie przy dużej prędkości te dziury dają zdrowo popalić. Ale po tych 10km wraca dobra nawierzchnia i jedzie się świetnie, bo odcinek do Komańczy to jeden z najładniejszych na tej trasie, nie ma tu lasów przy drodze więc są bardzo szerokie widoki na zielone łąki i łagodnie zaokrąglone szczyty pogranicza Bieszczad i Beskidu Niskiego.
W Komańczy cel mojej trasy - czyli piękny mural z wilkiem, bo właśnie w tym rejonie jest ich największa populacja w Polsce; trzeba było więc odwiedzić braci ;)
Z Komańczy miałem do wyboru dwie drogi, jedną bardziej płaską przez Sanok, ale pojechałem bardziej boczną przez Bukowską i to była dobra decyzja, bo droga urodą niewiele ustępuje kawałkowi przed Komańczą, a przez Sanok jeździ się beznadziejnie i w dużym ruchu. Podobnie było z powrotem do Rzeszowa, jechałem bocznymi drogami przez pasmo pogórzy. O ile DK19 w tym rejonie omija większość gór, to pogórza za Rzeszowem strasznie dają w kość, co chwile podjazdy po 150-200m, prawie bez płaskich odcinków; mieszkańcy tego miasta mają świetne tereny do jeżdżenia, bo asfalty w bardzo dobrym stanie; zresztą spotykałem tutaj sporo szosowców. Na dworzec dojeżdżam z ok. 20min zapasem.
Trasa bardzo udana, kawał świetnego ultra - długi i mocno górzysty, do tego większość gór była skoncentrowana po 400km. Jechało się bardzo przyzwoicie, choć w końcówce siedzenie już się mocno odczuć dawało, a dziś okazało się że jednak mi lekko ręce zdrętwiały, choć na samej trasie tego tak nie czułem.
Zdjęcia
Sezon ultra niestety w zawieszeniu, ale że terminy powoli robią się coraz bardziej optymalne na długie trasy - głód jeżdżenia rośnie ;). Byłem w tym roku na paru dłuższych trasach, ale nie byłem jeszcze na prawdziwym ultra, czyli całodobowej trasie i te zaległości należało czym prędzej nadrobić.
Kocham to uczucie, gdy wychodzi się z domu z założeniem dojechania aż na granice, że dzięki własnym mięśniom i determinacji przejedzie się rowerem trasę, która dla innych i pokonywana samochodem jest męcząca. Do tego cała otoczka długich tras - zaplanowanie sensownych miejsc na postoje, przygotowanie ekwipunku zgodnie z prognozami pogody, zasilanie do GPS, telefonu czy oświetlenia. I to uczucie gdy włącza się ślad na GPS, a tam w polu "dystans do celu" pojawia się liczba 640km ;)). Taki entuzjazm nie ma sobie równych, tego za żadne pieniądze się nie kupi!
Takim właśnie entuzjazmem naładowany ruszam o 8 rano z domu kierując się na południe. Wiatr sprzyjający, więc początek się leci szybko. Pierwsze kilometry to powtórka z początku miesiąca, czyli trasa przez Górę, Warkę, Pionki aż do Solca, z fajnymi nadwiślańskimi hopkami w końcówce. Po 150km przed Solcem postój na drugie śniadanie, w tym sam miejscu co na trasie śladami Maratonu Podróżnika - i podobnie jak wtedy atakują mnie kleszcze ;). Po przejechaniu na drugą stronę Wisły dalej jadę wzdłuż rzeki przez Józefów i Annopol, tam wracam na lewą stronę rzeki. Trasa całkiem fajna, cały czas są pagóreczki, pogoda świetna, cały czas słonecznie, ale w okolicach 18-20 stopni. W Sandomierzu krótki postój na pięknym rynku, kolejny most na Wiśle i po paru km ruchliwą krajówką zjeżdżam na boczne drogi.
Ten odcinek "delty" Wisły i Sanu płaski jak stół, pierwsze góreczki dopiero po wjechaniu na trasę BBT w Nowej Dębie, od razu wracają liczne wspomnienia z tego wyścigu (choć edycja 2020 ma iść już inną trasą, przez Łańcut). Postój obiadowy miałem w planach w Macu w Kolbuszowej, tutaj rozczarowanie, bo pomimo zniesienia zakazu pracy restauracji Mac działa tylko w formie wydawania posiłków przez okienko.
Wkurzyło mnie to, bo już zmierzchało i temperatura była w okolicach 10 stopni, a chciałem tu dłużej odpocząć w cieple, a trzeba było jeść marznąć na powietrzu. Ale to było dopiero niewielkie preludium marznięcia z którym przyszło się zmierzyć na tej trasie ;). Już koło 22 temperatura spada do poziomu 3-4 stopni, czyli wg prognoz najniższych temperatur jakich należało się spodziewać. Ale jak tyle było o 22, to wiedziałem, że o świcie będzie sporo zimniej. Przed Łańcutem coraz więcej hopek, ale prawdziwe podjazdy zaczynają się dopiero za tym miastem, są 3 długie ściany ponad 100m w pionie z rzędu, od razu czuć inwersję temperaturową, na szczytach 1-2 stopnie, a na dole już mróz. Jechałem przez takie zadupia, że żadnych stacji całodobowych nie było, a już tym bardziej takich, gdzie można by było ogrzać się w cieple, więc żeby utrzymywać sensowną termikę trzeba było cały czas kręcić.
Od Birczy zaczynają się już długie podjazdy bieszczadzkiego pogórza, ostra ścianka na wyjeździe z miasteczka, później wąska leśna droga ze świetnym asfaltem (tędy ma prowadzić tegoroczny BBT). Niestety zrobiłem tutaj błąd i źle puściłem ślad wpakowując się na bardzo dziurawą drogę, która wkrótce przeszła w kamienisty szuter, a następnie płyty z dziurami, z 5km się czymś takim turlałem. Zaczyna już świtać, więc zimno osiąga apogeum zbliżając się do -4'C, w sumie to z pół nocy jechałem na mrozie, na szczęście ze względu na inwersję często się wracało w trochę cieplejsze miejsca i woda w bidonach nie przymarzła tak by się pić nie dało.
Zaczyna się też najcięższy kawałek mojej trasy, najpierw rzeźnicki podjazd do Ropieńki, a później drogą na zaporę w Solinie i dalej do Cisnej. Ta droga wzdłuż Sanu i dalej Solinki na mapie wygląda całkiem niewinnie, ot droga wzdłuż rzeki, ale faktycznie jest tam kupa podjazdów. Ale ociepla się już sensownie, tak że przed Cisną można już jechać w krótkich spodenkach, a pogoda znowu ekstra. Myślałem nad ciepłym śniadaniem w Cisnej, gdzie są liczne i smaczne bary, ale analizując czas widzę, że moja rezerwa względem powrotnego pociągu do Rzeszowa niebezpiecznie stopniała, więc trzeba jechać minimalizując postoje. Za Cisną z 10km mocno dziurawego asfaltu na przełęcz Przysłup, podobnie i na zjeździe, gdzie przy dużej prędkości te dziury dają zdrowo popalić. Ale po tych 10km wraca dobra nawierzchnia i jedzie się świetnie, bo odcinek do Komańczy to jeden z najładniejszych na tej trasie, nie ma tu lasów przy drodze więc są bardzo szerokie widoki na zielone łąki i łagodnie zaokrąglone szczyty pogranicza Bieszczad i Beskidu Niskiego.
W Komańczy cel mojej trasy - czyli piękny mural z wilkiem, bo właśnie w tym rejonie jest ich największa populacja w Polsce; trzeba było więc odwiedzić braci ;)
Z Komańczy miałem do wyboru dwie drogi, jedną bardziej płaską przez Sanok, ale pojechałem bardziej boczną przez Bukowską i to była dobra decyzja, bo droga urodą niewiele ustępuje kawałkowi przed Komańczą, a przez Sanok jeździ się beznadziejnie i w dużym ruchu. Podobnie było z powrotem do Rzeszowa, jechałem bocznymi drogami przez pasmo pogórzy. O ile DK19 w tym rejonie omija większość gór, to pogórza za Rzeszowem strasznie dają w kość, co chwile podjazdy po 150-200m, prawie bez płaskich odcinków; mieszkańcy tego miasta mają świetne tereny do jeżdżenia, bo asfalty w bardzo dobrym stanie; zresztą spotykałem tutaj sporo szosowców. Na dworzec dojeżdżam z ok. 20min zapasem.
Trasa bardzo udana, kawał świetnego ultra - długi i mocno górzysty, do tego większość gór była skoncentrowana po 400km. Jechało się bardzo przyzwoicie, choć w końcówce siedzenie już się mocno odczuć dawało, a dziś okazało się że jednak mi lekko ręce zdrętwiały, choć na samej trasie tego tak nie czułem.
Zdjęcia
Dane wycieczki:
DST: 643.70 km AVS: 24.03 km/h
ALT: 5751 m MAX: 69.10 km/h
Temp:12.0 'C
Wtorek, 19 maja 2020Kategoria Canyon 2020, Wycieczka
Pętelka do Cieciszewa
Dalej mocno i nieprzyjemnie wieje, do tego część trasy w lekkim deszczyku, na szczęście wiele mnie zmoczył
Dalej mocno i nieprzyjemnie wieje, do tego część trasy w lekkim deszczyku, na szczęście wiele mnie zmoczył
Dane wycieczki:
DST: 53.70 km AVS: 29.83 km/h
ALT: 146 m MAX: 52.90 km/h
Temp:17.0 'C
Niedziela, 17 maja 2020Kategoria Canyon 2020, Wycieczka
Pętelka do Cieciszewa.
Mocny i zimny wiatr zachodni, wywiewał mocno
Mocny i zimny wiatr zachodni, wywiewał mocno
Dane wycieczki:
DST: 51.90 km AVS: 29.66 km/h
ALT: 150 m MAX: 53.60 km/h
Temp:16.0 'C
Piątek, 15 maja 2020Kategoria Canyon 2020, Wycieczka
Pętelka po Gassach
Dane wycieczki:
DST: 36.20 km AVS: 26.17 km/h
ALT: 76 m MAX: 40.60 km/h
Temp:16.0 'C
Piątek, 8 maja 2020Kategoria Canyon 2020, Wycieczka
Wieczorna pętelka do Cieciszewa
Dane wycieczki:
DST: 53.60 km AVS: 29.78 km/h
ALT: 140 m MAX: 49.00 km/h
Temp:20.0 'C
Poniedziałek, 4 maja 2020Kategoria >100km, >200km, >300km, Canyon 2020, Wycieczka
Śladami MP
Z maratonami w tym roku krucho, więc pozostaje je zorganizować sobie samemu ;). Postanowiłem zrobić dużą pętle na południe Warszawy, wykorzystując ku temu spore odcinki zeszłorocznej trasy MP na dystansie 300km. Z Warszawy ruszam o 4, już się powoli zaczyna rozwidniać, a w Górze już świta. Zimniej niż w prognozach, 2-3 stopnie i trzymało to tak do 80-90km. Pierwszy odcinek doskonale znany - Góra, Warka, Brzóza, Piontki. Tutaj skręcam na Czarnolas, w pięknym parku przy uroczym dworku robię pierwszy popas.
W Janowcu wjeżdżam na trasę Podróżnika, ten odcinek do Solca jest ekstra, boczne dróżki dobrej jakości, lasy i kilka stromych ścianek; jedzie się z przyjemnością. W Solcu przejeżdżam na drugą stronę Wisły i zawracam na północ, tutaj wiatr już zaczyna przeszkadzać. Jest solidny 10% podjazd przed Kazimierzem, samo miasto mocno wyludniało, takich pustek jak obecnie na rynku to jeszcze nie widziałem. Nad Wisłą krótki popas, słucham rozmowy właścicielki knajpy z sąsiadem, w skrócie mają teraz wielką bryndzę, bo z połowa tego pięknego miasteczka utrzymuje się z turystyki.
Na wyjeździe z Kazimierza też ostra ścianka, ale tym razem po asfalcie w fatalnym stanie, na Nałęczów pojechałem drogą przez Rzeczycę, którą zawsze lubiłem - ale obecnie jest w beznadziejnym stanie, dziura na dziurze. W Nałęczowie popas w parku (też pustki) i zaczynam odwrót na Warszawę trasą Podróznika. W rejonie Nałęczowa trochę górek, później trasa się stopniowo wypłaszcza. Ostatni popas przy Orlenie w Krzywdzie (któy był pierwszym postojem naszej grupki w 2019), niestety nic poza hot-dogami za którymi nie przepadam nie było, więc wziąłem 2 duże, dałem radę zmęczyć 1,5 ;).
Końcówka całkiem przyjemna, wiatr się zupełnie wyłączył, dużo łąk w barwach zachodzącego słońca; ostatnie 60km już po ciemku. Traska udana, duży dystans z dużą jak na mnie prędkością, nieźle się jechało, choć pod koniec parę problemów się już mocniej uwidoczniło ;)
Zdjęcia z trasy
Z maratonami w tym roku krucho, więc pozostaje je zorganizować sobie samemu ;). Postanowiłem zrobić dużą pętle na południe Warszawy, wykorzystując ku temu spore odcinki zeszłorocznej trasy MP na dystansie 300km. Z Warszawy ruszam o 4, już się powoli zaczyna rozwidniać, a w Górze już świta. Zimniej niż w prognozach, 2-3 stopnie i trzymało to tak do 80-90km. Pierwszy odcinek doskonale znany - Góra, Warka, Brzóza, Piontki. Tutaj skręcam na Czarnolas, w pięknym parku przy uroczym dworku robię pierwszy popas.
W Janowcu wjeżdżam na trasę Podróżnika, ten odcinek do Solca jest ekstra, boczne dróżki dobrej jakości, lasy i kilka stromych ścianek; jedzie się z przyjemnością. W Solcu przejeżdżam na drugą stronę Wisły i zawracam na północ, tutaj wiatr już zaczyna przeszkadzać. Jest solidny 10% podjazd przed Kazimierzem, samo miasto mocno wyludniało, takich pustek jak obecnie na rynku to jeszcze nie widziałem. Nad Wisłą krótki popas, słucham rozmowy właścicielki knajpy z sąsiadem, w skrócie mają teraz wielką bryndzę, bo z połowa tego pięknego miasteczka utrzymuje się z turystyki.
Na wyjeździe z Kazimierza też ostra ścianka, ale tym razem po asfalcie w fatalnym stanie, na Nałęczów pojechałem drogą przez Rzeczycę, którą zawsze lubiłem - ale obecnie jest w beznadziejnym stanie, dziura na dziurze. W Nałęczowie popas w parku (też pustki) i zaczynam odwrót na Warszawę trasą Podróznika. W rejonie Nałęczowa trochę górek, później trasa się stopniowo wypłaszcza. Ostatni popas przy Orlenie w Krzywdzie (któy był pierwszym postojem naszej grupki w 2019), niestety nic poza hot-dogami za którymi nie przepadam nie było, więc wziąłem 2 duże, dałem radę zmęczyć 1,5 ;).
Końcówka całkiem przyjemna, wiatr się zupełnie wyłączył, dużo łąk w barwach zachodzącego słońca; ostatnie 60km już po ciemku. Traska udana, duży dystans z dużą jak na mnie prędkością, nieźle się jechało, choć pod koniec parę problemów się już mocniej uwidoczniło ;)
Zdjęcia z trasy
Dane wycieczki:
DST: 402.40 km AVS: 27.25 km/h
ALT: 1715 m MAX: 58.00 km/h
Temp:11.0 'C
Sobota, 2 maja 2020Kategoria Canyon 2020, Wycieczka
Pętelka do Cieciszewa
Zapowiadali deszcze, ale w końcu nic nie popadało, choć chłodniej niż wczoraj. Na trasie sporo pięknie kwitnącego rzepaku
Zapowiadali deszcze, ale w końcu nic nie popadało, choć chłodniej niż wczoraj. Na trasie sporo pięknie kwitnącego rzepaku
Dane wycieczki:
DST: 51.90 km AVS: 29.10 km/h
ALT: 134 m MAX: 53.10 km/h
Temp:16.0 'C