wilk
Warszawa
avatar

Informacje

  • Wszystkie kilometry: 295010.23 km
  • Km w terenie: 837.00 km (0.28%)
  • Czas na rowerze: 538d 00h 20m
  • Prędkość średnia: 22.73 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Zaprzyjaźnione strony

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy wilk.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Sobota, 23 maja 2020Kategoria >100km, >200km, >300km, >500km, Canyon 2020, Wycieczka
Bracia Wilcy

Sezon ultra niestety w zawieszeniu, ale że terminy powoli robią się coraz bardziej optymalne na długie trasy - głód jeżdżenia rośnie ;). Byłem w tym roku na paru dłuższych trasach, ale nie byłem jeszcze na prawdziwym ultra, czyli całodobowej trasie i te zaległości należało czym prędzej nadrobić.

Kocham to uczucie, gdy wychodzi się z domu z założeniem dojechania aż na granice, że dzięki własnym mięśniom i determinacji przejedzie się rowerem trasę, która dla innych i pokonywana samochodem jest męcząca. Do tego cała otoczka długich tras - zaplanowanie sensownych miejsc na postoje, przygotowanie ekwipunku zgodnie z prognozami pogody, zasilanie do GPS, telefonu czy oświetlenia. I to uczucie gdy włącza się ślad na GPS, a tam w polu "dystans do celu" pojawia się liczba 640km ;)). Taki entuzjazm nie ma sobie równych, tego za żadne pieniądze się nie kupi!


Takim właśnie entuzjazmem naładowany ruszam o 8 rano z domu kierując się na południe. Wiatr sprzyjający, więc początek się leci szybko. Pierwsze kilometry to powtórka z początku miesiąca, czyli trasa przez Górę, Warkę, Pionki aż do Solca, z fajnymi nadwiślańskimi hopkami w końcówce. Po 150km przed Solcem postój na drugie śniadanie, w tym sam miejscu co na trasie śladami Maratonu Podróżnika - i podobnie jak wtedy atakują mnie kleszcze ;). Po przejechaniu na drugą stronę Wisły dalej jadę wzdłuż rzeki przez Józefów i Annopol, tam wracam na lewą stronę rzeki. Trasa całkiem fajna, cały czas są pagóreczki, pogoda świetna, cały czas słonecznie, ale w okolicach 18-20 stopni. W Sandomierzu krótki postój na pięknym rynku, kolejny most na Wiśle i po paru km ruchliwą krajówką zjeżdżam na boczne drogi.


Ten odcinek "delty" Wisły i Sanu płaski jak stół, pierwsze góreczki dopiero po wjechaniu na trasę BBT w Nowej Dębie, od razu wracają liczne wspomnienia z tego wyścigu (choć edycja 2020 ma iść już inną trasą, przez Łańcut). Postój obiadowy miałem w planach w Macu w Kolbuszowej, tutaj rozczarowanie, bo pomimo zniesienia zakazu pracy restauracji Mac działa tylko w formie wydawania posiłków przez okienko. 


Wkurzyło mnie to, bo już zmierzchało i temperatura była w okolicach 10 stopni, a chciałem tu dłużej odpocząć w cieple, a trzeba było jeść marznąć na powietrzu. Ale to było dopiero niewielkie preludium marznięcia z którym przyszło się zmierzyć na tej trasie ;). Już koło 22 temperatura spada do poziomu 3-4 stopni, czyli wg prognoz najniższych temperatur jakich należało się spodziewać. Ale jak tyle było o 22, to wiedziałem, że o świcie będzie sporo zimniej. Przed Łańcutem coraz więcej hopek, ale prawdziwe podjazdy zaczynają się dopiero za tym miastem, są 3 długie ściany ponad 100m w pionie z rzędu, od razu czuć inwersję temperaturową, na szczytach 1-2 stopnie, a na dole już mróz. Jechałem przez takie zadupia, że żadnych stacji całodobowych nie było, a już tym bardziej takich, gdzie można by było ogrzać się w cieple, więc żeby utrzymywać sensowną termikę trzeba było cały czas kręcić. 


Od Birczy zaczynają się już długie podjazdy bieszczadzkiego pogórza, ostra ścianka na wyjeździe z miasteczka, później wąska leśna droga ze świetnym asfaltem (tędy ma prowadzić tegoroczny BBT). Niestety zrobiłem tutaj błąd i źle puściłem ślad wpakowując się na bardzo dziurawą drogę, która wkrótce przeszła w kamienisty szuter, a następnie płyty z dziurami, z 5km się czymś takim turlałem. Zaczyna już świtać, więc zimno osiąga apogeum zbliżając się do -4'C, w sumie to z pół nocy jechałem na mrozie, na szczęście ze względu na inwersję często się wracało w trochę cieplejsze miejsca i woda w bidonach nie przymarzła tak by się pić nie dało. 

Zaczyna się też najcięższy kawałek mojej trasy, najpierw rzeźnicki podjazd do Ropieńki, a później drogą na zaporę w Solinie i dalej do Cisnej. Ta droga wzdłuż Sanu i dalej Solinki na mapie wygląda całkiem niewinnie, ot droga wzdłuż rzeki, ale faktycznie jest tam kupa podjazdów. Ale ociepla się już sensownie, tak że przed Cisną można już jechać w krótkich spodenkach, a pogoda znowu ekstra. Myślałem nad ciepłym śniadaniem w Cisnej, gdzie są liczne i smaczne bary, ale analizując czas widzę, że moja rezerwa względem powrotnego pociągu do Rzeszowa niebezpiecznie stopniała, więc trzeba jechać minimalizując postoje. Za Cisną z 10km mocno dziurawego asfaltu na przełęcz Przysłup, podobnie i na zjeździe, gdzie przy dużej prędkości te dziury dają zdrowo popalić. Ale po tych 10km wraca dobra nawierzchnia i jedzie się świetnie, bo odcinek do Komańczy to jeden z najładniejszych na tej trasie, nie ma tu lasów przy drodze więc są bardzo szerokie widoki na zielone łąki i łagodnie zaokrąglone szczyty pogranicza Bieszczad i Beskidu Niskiego.


W Komańczy cel mojej trasy - czyli piękny mural z wilkiem, bo właśnie w tym rejonie jest ich największa populacja w Polsce; trzeba było więc odwiedzić braci ;)

 
Z Komańczy miałem do wyboru dwie drogi, jedną bardziej płaską przez Sanok, ale pojechałem bardziej boczną przez Bukowską i to była dobra decyzja, bo droga urodą niewiele ustępuje kawałkowi przed Komańczą, a przez Sanok jeździ się beznadziejnie i w dużym ruchu. Podobnie było z powrotem do Rzeszowa, jechałem bocznymi drogami przez pasmo pogórzy. O ile DK19 w tym rejonie omija większość gór, to pogórza za Rzeszowem strasznie dają w kość, co chwile podjazdy po 150-200m, prawie bez płaskich odcinków; mieszkańcy tego miasta mają świetne tereny do jeżdżenia, bo asfalty w bardzo dobrym stanie; zresztą spotykałem tutaj sporo szosowców. Na dworzec dojeżdżam z ok. 20min zapasem.

Trasa bardzo udana, kawał świetnego ultra - długi i mocno górzysty, do tego większość gór była skoncentrowana po 400km. Jechało się bardzo przyzwoicie, choć w końcówce siedzenie już się mocno odczuć dawało, a dziś okazało się że jednak mi lekko ręce zdrętwiały, choć na samej trasie tego tak nie czułem.
Zdjęcia
Dane wycieczki: DST: 643.70 km AVS: 24.03 km/h ALT: 5751 m MAX: 69.10 km/h Temp:12.0 'C

Komentarze
Tobie nie trzeba żadnych maratonów żeby jechać. Tylko ta zimnica i brak PK trochę dają w kość. Gratulacje!
eranis
- 11:19 poniedziałek, 1 czerwca 2020 | linkuj
Dzięki! A trasa bardzo fajna, może niekoniecznie na raz, ale polecam każdemu!
wilk
- 17:49 środa, 27 maja 2020 | linkuj
Toś pięknie pojechał!
roolez
- 10:27 środa, 27 maja 2020 | linkuj
Kto, jak nie Ty? :) Kawał pięknej trasy zrobiłeś, gratuluję!
yurek55
- 16:57 poniedziałek, 25 maja 2020 | linkuj
Gratulacje, pięknie:)
krzychs4
- 09:22 poniedziałek, 25 maja 2020 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl