wilk
Warszawa
avatar

Informacje

  • Wszystkie kilometry: 295010.23 km
  • Km w terenie: 837.00 km (0.28%)
  • Czas na rowerze: 538d 00h 20m
  • Prędkość średnia: 22.73 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Zaprzyjaźnione strony

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy wilk.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Październik, 2011

Dystans całkowity:1763.20 km (w terenie 405.00 km; 22.97%)
Czas w ruchu:82:02
Średnia prędkość:21.49 km/h
Maksymalna prędkość:57.40 km/h
Suma podjazdów:9124 m
Liczba aktywności:25
Średnio na aktywność:70.53 km i 3h 16m
Więcej statystyk
Niedziela, 16 października 2011Kategoria Góral, Wypad
Powrót z Harpagana.

Mieliśmy początkowo w planach jazdę do Olsztyna, później spuściliśmy na Malbork, a ostatecznie rano pojechaliśmy PKS z Elbląga ;))
Dane wycieczki: DST: 16.30 km AVS: 22.23 km/h ALT: 32 m MAX: 37.20 km/h Temp:7.0 'C
Sobota, 15 października 2011Kategoria >100km, Góral, Wypad
Harpagan 42

Na starcie popełniamy debiutancki błąd - za późno wstaliśmy, nie kalkulując do potrzebnego czasu odbioru i przygotowania sprzętu (m.in. przyczepienie numerów startowych, mapnika) - i w efekcie wszystko robimy na urwanie głowy. Nad mapą wiele nie myślałem - szybko ruszam na trasę kierując się na migające przede mną światełka. Z jednym małym błędem dość sprawnie docieram na punkt 19 przy obelisku, tutaj dołączam się do grupy Dareckiego, pod jego "nadzorem" sprawnie kierujemy się w stronę punktu numer 8. Tutaj już widać wyraźnie jak fatalnie jeździ się dziś w terenie - w skrócie błoto rozdaje karty, jest wszędzie i bardzo utrudnia jazdę. Do punktu 8 trzeba było sporo zjechać w dół, następnie z powrotem to podjechać do szosy. Przy kolejnym punkcie 15 - trochę pobłądziliśmy, tracąc w sumie ze dwa km, ale czasowo nie wyszło to źle. Na punkt 16 do Kadyn jedziemy częściowo terenem przez pola, omijamy w ten sposób większy podjazd przed Kadynami, ale czasowo chyba na tym przegraliśmy. Na samą wieżę nad Kadynami trzeba wprowadzać rowery uważając na mokrych drewnianych schodach. Stąd jadę kawałek sam, przed Świętym Kamieniem dogania mnie grupka Dareckiego, na czym dobrze wyszedłem, bo by dobrze na punkt trafić trzeba było po prostu znać te rejony, w bok odchodziło tyle ścieżek, że mapa była bezużyteczna.

Z 20 ewakuuję się kiepsko oznaczonym czerwonym szlakiem, początkowo po lesie, później przez nasiąknięte pola, na asfalt wjeżdżając kawałek przed Fromborkiem. Tutaj kupuję colę w sklepie (sprzedawczyni skwaszoną miną milcząco oceniła mój już nieźle usmarowany strój) i jadę czerwonym szlakiem na punkt 10. Tutaj także sporo błota, a punkt również niełatwy, trzeba było się ładować przez pole zagrodzone drutem pod napięciem ;). Stąd szybki powrót do asfaltu - i dłuższy wypoczynek od terenu na odcinku do Braniewa i dalej na Szyleny, przy skrzyżowaniu na ekspresówkę dochodzi mnie znowu ekipa Dareckiego, która jechała za mną spory kawałek w zasięgu wzroku. Razem zaliczamy dość łatwą 11. Na asfalcie do Płoskini wyprzedza nas trójka mocnych zawodników, udało mi się do nich podczepić, wspólnie zaliczamy 6; stąd asfaltem w stronę 14. Dalej do Sopotów poszło elegancko, tutaj się rozdzielamy, ja z bardzo mocnym Mariuszem Kozłowskim jedziemy czerwonym szlakiem, pozostałe dwie osoby (zapomniałem już nicków na bikestats) jadą asfaltem. Oszukaliśmy się na tym, bo szlak był ciężki, dużo dziur, sporo błota, trzeba było kawałek pchać rowery i ładować się na przełaj przez pole. Ale prawdziwa tragedia zaczyna się dopiero na terenowym dojeździe do punktu 9. Od miejscowości Stygajny droga to prostu jedno wielkie pole błota. O ile na wcześniejszych terenowych i błotnistych odcinkach wyraźnie zyskiwałem w stosunku do innych na swoich pancernych oponach (Nobby Nic 2,25) - to tutaj mnie załatwiły na amen. Błoto było tak potężne, że nie tylko nie dawało się jechać - ale nawet pchać roweru, bo tylne koło w ogóle się nie obracało. A ja ze względu na to, że miałem maksymalne opony pasujące do mojej ramy - miałem bardzo mały prześwit, do tego ciężko klockowane opony zgarniały tego błota więcej od innych, a na domiar złego doszedł zawias, gdzie zbiera się dużo więcej błota niż na hardtail'ach. Wściekłem się tutaj mocno, zastanawiając się - po co mi to wszytko było? W końcu postanowiłem się wycofać i wrócić asfaltem do Elbląga, nie zdobywając punktu. Ale i ten odwrót był niesłychanie trudny, robiło się dosłownie po parę kroków i kijem oraz rękoma trzeba było odklejać zwały błota z roweru. W końcu z ogromną ulgą docieram pod Stygajny, gdzie daje się już jako tako jechać, chociaż już do samego końca trasy wiozłem na rowerze dobre 2-3kg błota.

Po krótkim odpoczynku i posiłku wraca motywacja i postanawiam jeszcze trochę powalczyć o punkty, kierując się na punkt 13. Ten zaliczamy we dwójkę z kolegą (znowu nie pamiętam numeru) z którym na najbliższym odcinku ładnych parę razy się mijaliśmy, jadąc sporo wspólnie. Z 13 jest długi odcinek asfaltu przez Młynary (i spory podjazd w stronę Majewa), koło punktu 17 mijani rowerzyści krzyczą by kierować się śladami. Dzięki temu było rzeczywiście dość łatwo trafić, ale dojazd na punkt był trudny, spora górka i masa błota, końcówkę trzeba było podprowadzać. Stąd już pozostał tylko dojazd na metę, czasu było wystarczająco, więc się specjalnie nie spieszyłem, zyskałem jeszcze jadąc przez Zajączkowo, zamiast Majewo. Pozostało jedynie zaliczyć krótką górkę przed Milejewem, stąd już 200m w dół do samego Elbląga jechało się elegancko, na metę docieram bez napinki z 15min rezerwy.

Ostatecznie zająłem w Harpaganie 26 miejsce co jak na debiut uważam za wynik całkiem przyzwoity. Mogło być lepiej, bo pod względem kondycyjnym jechało mi się dobrze, ale na wyniku zaważył przede wszystkim ten cholerny punkt numer 9, jak przeanalizowałem wyniki - między zaliczeniem punktu 14 a 13 minęły aż 3h! Ale podobnie jak ja na tym punkcie poległo wielu zawodników, z tymi najmocniejszymi włącznie, był to punkt za jedynie 3 punkty wagowe, a trzeba było na niego stracić tyle czasu, że nie zostało go już na bardziej "tłuste" punkty, pierwsza trójka w klasyfikacji - właśnie ów punkt sobie darowała. A Harpagana wygrał zasłużenie Darecki - duże brawa za świetne zdolności nawigacyjne (z których także skorzystałem) i mądrą na panujące warunki taktykę, polegającą na odpuszczeniu najdalszych punktów. Myślę za to, że wygrałem zdecydowanie w konkurencji na najbardziej ubłoconego zawodnika i najbardziej ubłocony rower. Na spodniach miałem skorupę błota niemal do pasa, kurtka również mocno usmarowana, a o rowerze po punkcie numer 9 to już nawet szkoda gadać, nie ma to jak jazda z oponami 2,25 po głębokim błocie i bez błotników ;)). Ale jako ciekawostkę warto podać, że mimo niemal 200km w tych fatalnych warunkach byłem jednym z nielicznych zawodników z suchymi stopami, moje doświadczenie turystyczne w tym wymiarze zaprocentowało.



Co do spojrzenia ogólnego na całą imprezę - mam mieszane uczucia, z pewnością na tej ocenie mocno ważą fatalne warunki w jakich przyszło nam jechać, jak opowiadali ludzie startujący tutaj wielokrotnie - od lat nie było tak trudno. Przez pół trasy zastanawiałem się po co się w ogóle w to władowałem, dopiero na mecie przyszła refleksja, że aż tak źle nie było ;)). Niewątpliwie bardzo wiele zależy tutaj od szczęścia, czy uda się załapać do mocnej grupki z osobą dobrze znającą teren imprezy (miejscowi mają niewątpliwie duże fory). Ja uczciwie przyznaję, że sporo na tym zyskałem, gdybym musiał nawigować tylko samodzielnie - byłoby znacznie gorzej. Ale to już taka specyfika tej imprezy - jazda drużynowa i pomoc innych zawodników na trasie jest jak najbardziej dopuszczalna. Bo właśnie IMO na osobistej znajomości terenu, przebiegu szlaków i bocznych dróg zyskuje się najwięcej, nie na umiejętności posługiwania się mapami. Bo te są marnej jakości, zupełnie niewystarczające do tak precyzyjnej nawigacji, za wielu dróg i ścieżek na nich brakuje. Trochę to taka sztuka dla sztuki - nawigowanie za pomocą kiepściutkich i niedokładnych map, ale w końcu to przecież impreza na orientację i to ją odróżnia od zwykłych zawodów rowerowych; tu nie liczą się tylko mocne płuca, ale i głowy trzeba dużo używać, procentuje także doświadczenie w tego typu imprezach. Choć niewątpliwie dużo bardziej wymierne byłyby wyniki takiej imprezy, gdzie każdy musiałby nawigować samodzielnie.

Wielkim plusem tych zawodów jest możliwość spotkania całej masy rowerowych zapaleńców, czy wręcz fanatyków, niewątpliwie impreza ma swój niepowtarzalny klimat, te kilkaset osób rozłożonych na sali gimnastycznej w bazie zawodów robi wrażenie. Spotkałem m.in. Mareckiego, Roberta Turystę, nicki jeszcze paru osób z bikestats niestety wypadły mi z pamięci. Bardzo miłe było, że ze względu na charakterystyczne wąsy i jazdę w kolarskiej czapce, nie kasku - sporo osób mnie rozpoznawało i pozdrawiało na trasie; stąd również pozdrawiam wszystkich mijanych uczestników tej imprezy!

Po ukończeniu wyścigu kwestią kluczową było umycie rowerów i siebie, wybraliśmy się z Marcinem do myjni ręcznej, gdzie karczery poradziły sobie z tą kupą błota, którą przywiozłem sobie z całej trasy. Po wręczeniu nagród zwycięzcom Harpagana i losowaniu nagród wybraliśmy się jeszcze na obiad z dziewczynami, Marcinem, oraz Mareckim i Robertem.

Mój aparat fotograficzny w tych trudnych warunkach tak szwankował, że zdjęcia wyszły zupełnie do niczego, wrzucam tylko kilka błotnych obrazków ;))

A tutaj zdjęcia Cimana, które wypadły sporo lepiej


Zaliczone gminy - 8 (TOLKMICKO, FROMBORK, Braniewo - wieś, BRANIEWO - miasto powiatowe, Płoskinia, Wilczęta, MŁYNARY, Milejewo)
Dane wycieczki: DST: 195.90 km AVS: 19.59 km/h ALT: 1690 m MAX: 52.80 km/h Temp:8.0 'C
Piątek, 14 października 2011Kategoria >100km, Góral, Wypad
Iława - Siemiany - Jerzwałd - Dzierzgoń - Rychliki - Markusy - Elbląg

Dojazd na Harpagana wraz z Marcinem postanowiliśmy sobie nieco urozmaicić - zamiast dojechać bezpośrednio do Elbląga pociągiem lub autobusem - ruszyliśmy już z Iławy. W planach mieliśmy jazdę szlakiem nad samym Jeziorakiem, ale okazało się, że jest kiepsko przejezdny i marnie oznaczony, więc zamiast niego pojechaliśmy leśnymi szutrówkami aż do Siemian. Stąd krótki kawałek asfaltu do Jerzwałdu i długi, ok. 10km odcinek dość chamskiej kostki do Starego Dzierzgonia. Tutaj zaczęła się poważniej psuć pogoda, oprócz dotychczasowego zimna doszedł też deszcz, który mniej lub bardziej - ale towarzyszył nam już do samego Elbląga, od Starego Dzierzgonia jechaliśmy też po ciemku, do tego okazało się, że w mojej czołówce mam padnięte baterie, sensownie świeciła tylko lampka Marcina. Niepotrzebnie w tych warunkach wzięliśmy się za zaliczanie podelbląskich gmin, w efekcie czego wkopaliśmy się po nocy na mocno zalany odcinek terenu między Rychlikami i Wysoką. Dało to nam nieźle popalić, do Elbląga dotarliśmy dopiero po 22 (zamiast planowanej 20); miała to być lekka rozgrzewka przed Harpaganem, a nieoczekiwanie wyszła całkiem męcząca trasa.

Meldujemy się w bazie zawodów, gdzie przywitał nas Marecky, załatwiamy formalności, robimy wiochę gotując obiad na maszynkach :)), w międzyczasie docierają znajome Marcina - Sigma i Śliwka.. Po dzisiejszych przeprawach terenowych jesteśmy pełni obaw co do jutrzejszej trasy, tym bardziej że niemal całą noc leje deszcz


Zaliczone gminy - 9 (IŁAWA - miasto powiatowe, Iława - wieś, Stary Dzierzgoń, DZIERZGOŃ, Rychliki, Markusy, Gronowo Elbląskie, Elbląg - wieś, ELBLĄG - miasto powiatowe + powiat grodzki)
Dane wycieczki: DST: 115.90 km AVS: 19.42 km/h ALT: 525 m MAX: 35.80 km/h Temp:7.0 'C
Czwartek, 13 października 2011Kategoria Treking, Użytkowo
Do pracy i do sklepu
Dane wycieczki: DST: 26.50 km AVS: 22.08 km/h ALT: 81 m MAX: 33.80 km/h Temp:9.0 'C
Środa, 12 października 2011Kategoria >100km, >200km, >300km, Rower szosowy, Wycieczka
Warszawa - Węgrów - Sokołów Podl. - Siemiatycze - Kleszczele - Hajnówka - Zabłudów - Białystok

Dłuższa trasa przez część naszej ściany wschodniej. Ruszam koło 7, dość chłodno (9'C), do tego bardzo zimny wiatr. Pierwszy odcinek do Węgrowa standardowo mało ciekawy, ale wiatr popycha do przodu. Za Stanisławowem w paru miejscach trwa remont drogi, z pewnością przydatny bo była w marnym stanie. Ale niestety na remoncie się nie skończyło - jestem świadkiem strasznego barbarzyństwa drogowców, którzy na odcinku paru kilometrów wycieli szpaler drzew przy drodze (i wygląda, że wytną kolejne kilometry). Trasa do Węgrowa jest mało atrakcyjna, ale te szpalery powodowały że jakoś to jeszcze wyglądało. Niestety to już przeszłość - bydlaki wycięły piękne drzewa na długich odcinkach, pokutując teoriom, że to rzekomo bezpieczniejsze dla kierowców. Argument po prostu śmieszny - jeśli ktoś nie jest w stanie utrzymać auta na jezdni - nie powinien dostawać prawa jazdy; na tej zasadzie to można zacząć wycinać lasy, bo jak helikopter będzie musiał awaryjnie lądować to będzie mu łatwiej.

Bardziej atrakcyjna trasa zaczyna się wraz z województwem podlaskim i mostem na Bugu. Wiatr cały czas pomaga, do Siemiatycz średnia przekracza 30km/h. Tutaj zaczyna się prawdziwa ściana wschodnia, mało ruchliwa droga w stronę Hajnówki, dużo lasów, także i gorsze nawierzchnie. Pogoda cały czas marna, ciągle wieje ten lodowaty wiatr, niemal całą trasę musiałem jechać w kapturze by nie wyziębić głowy. Do tego zaczyna trochę padać, przed Hajnówką przez jakieś 20min lało porządnie, do tego nadchodząca z boku burza zaowocowała bardzo mocnym wiatrem w bok, trudno było się utrzymać na szosie.

Pu burzy ochłodziło się do 5-6'C i tak już było do końca trasy. Kończę jazdę już nocą, do Zabłudowa dalej piękna trasa, ale końcówka do Białegostoku - do niczego, jazda bardzo ruchliwą krajówką z Lublina, do tego w samym Białymstoku totalna wiocha - fatalnie rozryta jezdnia na dłuższym odcinku, do tego oszczędzają na prądzie i lampy na odcinku paru km były wyłączone. Wracam ostatnim pociągiem do Warszawy, na trasie odpoczywałem może ze 30min, ale dobrą godzinę straciłem na rozmaite ustawienia pozycji na rowerze; jednak przy jeździe w długich spodniach i w niskich temperaturach będę musiał wrócić do opasek na kolana, bo bez nich są pewne problemy


Zaliczone gminy - 8 (Nurzec-Stacja, Milejczyce, KLESZCZELE, Dubicze Cerkiewne, Hajnówka - wieś, HAJNÓWKA - miasto powiatowe, Narew, ZABŁUDÓW)
Dane wycieczki: DST: 306.10 km AVS: 27.83 km/h ALT: 1036 m MAX: 53.30 km/h Temp:9.0 'C
Wtorek, 11 października 2011Kategoria Rower szosowy, Wycieczka
Warszawa - Piaseczno - Łoś - Piskórka - Warszawa

Miała to być nieco dłuższa trasa, ale marna pogoda spowodowała, że w Łosiu odbiłem na Piskórkę i z powrotem do Piaseczna
Dane wycieczki: DST: 50.30 km AVS: 25.79 km/h ALT: 114 m MAX: 38.00 km/h Temp:12.0 'C
Poniedziałek, 10 października 2011Kategoria Treking, Użytkowo
Do pracy
Dane wycieczki: DST: 15.20 km AVS: 22.24 km/h ALT: 46 m MAX: 37.90 km/h Temp:11.0 'C
Sobota, 8 października 2011Kategoria >100km, Góral, Wycieczka
Kampinoski Max

Wraz z Marcinem postanowiliśmy spróbować swoich sił z dwoma najdłuższymi i najciekawszymi szlakami Puszczy Kampinoskiej jednego dnia. Spotykamy się rano przed Dziekanowem, zimno (niecałe 10'C) ale pogoda i tak lepsza niż w prognozach. Na pierwszy ogień idzie zielony Południowy Szlak Leśny. Do Roztoki docieramy bardzo sprawnie (zaliczając po drodze błota koło Zaborowa Leśnego), w rejonie Górek, gdy mijamy Sosnę Powstańców zaczyna padać, chwilami lało całkiem mocno. Ale na szczęście za długo to nie potrwało, za Granicą się już uspokoiło. Tutaj jedziemy chyba najładniejszym odcinkiem szlaku - sporo singielków, bardzo przyjemne górki z Górą koło Św. Teresy na czele; do tego las krótko po deszczu ze słońcem prześwitującym zza liści prezentuje się uroczo.

Niestety przyjemna jazda kończy się za Izabelinem Leśnym. Szlak prowadzi przez Olszowieckie Błoto, mimo zmiany jego przebiegu parę lat temu dalej jest nieprzejezdny, trzeba forsować rozległe bagna. Szybko przemoczyliśmy buty i dalej było nam już wszystko jedno. Przez podmokły teren trzeba było się ładować ponad 2km, dalej jest już dobra droga do Żelazowej Woli. Stąd asfaltem przemieszczamy się do Brochowa, gdzie zaczyna się czerwony Główny Szlak Puszczański. Robimy tu większy postój - i ruszamy.

Niestety pierwsze, jeszcze nie-kampinoskie kilometry szlaku są zupełnie do niczego, w skrócie przebijanie się przez zaorane pola i gęste zagajniki leśne, trafiło się także krótkie bagno, w którym znowu zamoczyliśmy buty. Jazda zaczyna się dopiero przed Tułowicami, stąd szlak jest już w całości przejezdna. Pierwszy odcinek aż do Górek raczej łatwy i płaski; za to między Górkami i Roztoką zaczynają się Karpaty, dalej jest masyw Długiej Góry, tutaj trzeba już wylać sporo potu. W Roztoce meldujemy się krótko przed zmrokiem, odpoczywamy tu dłużej, Marcin je obiad. Ostatnie 20km jedziemy już po ciemku, mimo z konieczności wolniejszej jazdy, miało to swój niekłamany urok, szczególnie ostre zjazdy po dziurach i korzeniach podnosiły poziom adrenaliny, w pewnym momencie minęło nas nawet jakieś duże zwierzę kopytne (najprawdopodobniej łoś). Lampki (Sigma Pava) sprawowały się bez zarzutu, pozwalały na sprawną jazdę w zupełnych ciemnościach, a dzięki GPS-owi unikaliśmy problemów nawigacyjnych, w razie złego skrętu błyskawicznie orientowaliśmy się że źle jedziemy. Pod koniec zrobiło się już zimno (6'C), więc przemoczone stopy dawały się we znaki, doszło też zmęczenie bardzo wymagającą trasą (ponad 100km w terenie). Ale dało to też sporo satysfakcji i dużo pozytywnych wrażeń, Kampinos to zdecydowanie najciekawszy podwarszawski rejon na terenowe trasy rowerowe.

Fotki z wycieczki

Zdjęcia Marcina - bo mój aparat nie wymiata ;)

Dane wycieczki: DST: 184.70 km AVS: 17.70 km/h ALT: 560 m MAX: 47.00 km/h Temp:9.0 'C
Piątek, 7 października 2011Kategoria Treking, Użytkowo
Do pracy
Dane wycieczki: DST: 15.30 km AVS: 22.95 km/h ALT: 47 m MAX: 43.40 km/h Temp:16.0 'C
Czwartek, 6 października 2011Kategoria Treking, Użytkowo
Do pracy
Dane wycieczki: DST: 15.30 km AVS: 22.39 km/h ALT: 35 m MAX: 37.00 km/h Temp:18.0 'C

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl